Wiecie co, w świetle tego co napisaliście, moje wyzwalacze wkurwu wydają się być jak wata cukrowa, ale mi osobiście "robią dzień" jak nic innego i spada wtedy moje spożycie kawy...
1) Męskie fochy
Z niczego. Powtórzę - Z NICZEGO. I póki co, nie znalazłam na to sposobu, trzeba przeczekać i przecierpieć, w końcu puszcza. I zapomina o co w ogóle się fochował
ale co się nawkurzam to moje...
2) Chorobliwy upór, nadmierny perfekcjonizm i to "ja nie dam rady?!?". Do pewnego momentu to nawet dobre cechy, ale trzeba też umieć trochę poluzować śrubę. Ale NIE! Będę robił swoje wkurzając konsekwentnie wszystkich po drodze, o!
3) Zostawianie rolek po papierze toaletowym na szafce w łazience. Wystarczy, że wyjadę na tydzień... Kosz metr dalej, ale co tam, zbudujemy z nich wieżę! Taką pod sam sufit! Będzie piękna! Uuuggghhhh...
4) Każdy gwoździk, każda śrubka, każda deska, każda listwa znajdzie kiedyś jakieś zastosowanie w naszym domu, tylko problem polega na tym, że to mistyczne "kiedyś" jeszcze nigdy nas nie nawiedziło, a ja niedługo nie będę w stanie wjechać do garażu. A gdy tylko chcę coś wyrzucić...
5) Pofarbował naszej latorośli włosy na różowo
A co! Bo chciała, a przecież dla niej wszystko! I próbuj tu człowieku chociaż stwarzać pozory, że trzymasz w domu jakiś zdrowy reżim... Nie ma czegoś takiego i to mnie potwornie wkuuurza
To takie top 5, resztę wyeliminowałam na zawsze albo znoszę z podniesioną głową