Co to w ogóle za herezje z tym kryzysem. podstawowe prawo ewolucji powoduje że organizmy dostosowują się do warunków środowiska. Męskie też. Oczywiście mógłbym być typem maczo, stawiać na swoim, mieć niepodważalne własne zdanie, nie sprzątać w kuchni i czekać na posiłek nie zaglądając na garnki. Tylko że wówczas gatunek ludzki wymarłby w najbliższym pokoleniu ponieważ nikt z nas nie doprosił by się sexu. Bo jak nie wyręczasz, nie pomagasz itd. to kobieta jest zmęczona i nie ma ochoty na stosunek. Wystarczy przejżeć na forach odpowiedzi kobiet dla panów pytających dla czego żona nie ma ochoty. Wszystkie piszą: bo musisz pomagać, musisz zająć się dziećmi, zrobić zakupy ugotuj obiad żeby miała więcej czasu dla siebie itd. Więc k.... nie dziwcie się że mężczyźni właśnie tak się zachowują. Same nam to narzucacie.
Podsumowując: jestem męski bo znam się na hydraulice, elektryce, komputerach, sam wymieniam koła i robię drobne naprawy w samochodach, umiem posługiwać się spawarką i narzędziami stolarskimi, potrafię też murować, tynkować i montować drzwi i okna, kładę płytki i gipsuję ściany, znam się na ogrodnictwie i formowaniu roślin, dwa razy samodzielnie ugasiłem pożar komina. Ponieważ lubię seks, w tym różne fetysze i małe dziwactwa (co podoba się mojej Ż bo stanowi urozmaicenie) to jeszcze do tego potrafię zrobić dobry obiad, zająć się dziećmi (beż względu na wiek), zrobić pranie, posprzątać dom i umyć podłogi. Po tym wszystkim wieczorem pełen wigoru czekam na żonę aż wróci z drugiej zmiany, nalewam drinka, zapalam świeczki, włączam muzyczkę i zapraszam do sypialni na ostry sex zakończony lizaniem muszelki po wytrysku w środku, oczywiście o ile to jest właśnie ten dzień kiedy jest wystarczająco "nie zmęczona".
Czy to spełnia kryteria męskości? A może jestem jednym i drugim
bo w łóżku czasem zakładam jej rajstopki, używam korka analnego i lubię z niej wylizywać własny wytrysk.