Z góry i natychmiast przepraszam . Jestem tu nowa . Podejrzewam, że podobnych tematów było sporo a w dodatku umieszczam go być może w niewłaściwym miejscu .Mam nadzieję, że jeśli nabroiłam, to moderator zrobi z tym porządek .
Ale wyjaśniam też o co mi chodzi .
Jako neofitka pilnie czytam wiele opowiadań erotycznych i postów w różnych tematach.
Wyszło mi na to, że większość bohaterek opowiadań są jak lwice w okresie rui - wiecznie podniecone, mokre, chętne , mające po pięć orgazmów jeden po drugim . Z kolei panowie są jak jelenie na jesiennym rykowisku - waleczni , szybko gotowi do działania , bez problemów z erekcją stawiający na baczność swoje wielkie członki a na koniec zalewający swoje samice ogromnymi porcjami nasienia.
No to wobec tego ja jestem seksualna inwalidka .
Zacznijmy od słynnego orgazmu. Przeważnie mam go wtedy , gdy sama sobie zrobię dobrze. Mężczyźni też mi go czasem dają ale przede wszystkim umiejętnymi pieszczotami palcami , ustami i językiem. Przy penetracji klapa. Owszem orgazm mi się zdarza, jak facet bierze mnie np. od tyłu w pozycji "na pieska" a ja sobie pomogę od przodu własnymi paluszkami.
Czy muszę mieć orgazm ? Obywam się. Bez orgazmu też bywa przyjemnie i mam z seksu przyjemność i satysfakcję .
Czy bywa też niezbyt przyjemnie ?
Ano zdarza się . Zresztą najczęściej z mojej winy, bo wkopuję się w jakieś wątpliwe sytuacje. Wtedy bywa tak, że facet mnie posuwa a po mojej głowie krąży myśl , kiedy on wreszcie skończy.
Ocena końcowa - w skali od 1 do 6 oceniam swój seks na plus 4 .
Może zechcecie napisać, jak to jest u Was ?