Ogólnie sytuacja ciężka, bo i
obsolete dał dupy, i żona tamtego gościa. Nikogo nie bronię, nikogo nie oceniam. Ale jeśli tamta kobieta pchała mu się na bata, to byłby głupi, jakby nie skorzystał. Faceci są prości w większości. Widzą chętną szparę, wchodzą.
Powiedział, że nie zainicjował. Owszem, zrobił źle, bo się dał. Chodzi mi o to, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Jest powiedzenie „masz steki w domu, to nie jesz na mieście”. Oboje byli nieszczęśliwi, co ich do siebie zbliżyło. Alkohol pomógł. Gdyby którekolwiek z nich było szczęśliwe, to do tego by nie doszło. Bo po co, masz w domu soczysty stek.
Frustracje seksualne, niezgranie czy brak rozmów działają destrukcyjnie na związek. Nie oszukujmy się, to istotna rzecz, wiec jeśli ktoś się zastanawia się nad byciem czyimś kochankiem/kochanką to oznaka, że w związku jest ewidentnie coś nie halo. Lub, jak mówiła bodajże
Rene, są sytuacje z otwartymi związkami czy coś. Chyba, że źle zinterpretowałam wypowiedz.
Warto czasem się zastanowić, spróbować rozmowy z drugą połówką. Może coś z tego ciekawego wyjść, i kawy z podtekstem ze znajomymi mężatkami z głowy wylecą.
Co do samego pytania zawartego w temacie - za małolata spotykałam się z jednym gościem, który był w związku na odległość. Pamietam, jak po mega udanym seksie sprzatalismy jego mieszkanie przed jej przyjazdem na weekend. Żadne z nas nie miało wyrzutów sumienia. Nie wiem, jak to jest w kwestii robienia kogoś żonatego - nigdy mnie to nie pociągało. W sumie bałabym się, że uczucia wezmą gore, a jak wiadomo, wszyscy żonaci żon nie kochają i są ze względu na dzieci... a przyjdzie co do czego, zakochana kochanka zostaje na lodzie. To akurat wiem od najbliższej mi osoby.