Tylko wiecie, taka postawa [w sensie, że nie chcę mieć dzieci i to mój świadomy wybór] czasami ulega zmianie. Nie raz to widziałem w swoim otoczeniu i nawet mi samemu zmienił się pogląd o całe 180 stopni. Gdy miałem te 20-30 lat stwierdziłem, że dzieci to ja nigdy, przenigdy mieć nie będę, że to nie dla mnie, nie chcę się użerać i marnować czas, który mogę spożytkować na podróże, dokształcanie się lub zwykłe nicnierobienie. Nie widziałem się w roli ojca i za bardzo lubiłem wtedy życie jakie wiodłem, nie było w nim miejsca na dzieci a w ogóle to myśl o nich przyprawiała mnie o mdłości. Na ch_j mi taki ciężar, ten stres, to zobowiązanie, ta odpowiedzialność, no bez sensu. No i żyłem sobie z takim przekonaniem dosyć długi czas ale przyszedł taki dziwny moment w tym moim życiu, ustabilizowałem wszystko, byłem w stałym związku, ogarnięty dom, niezła robota, wokoło mnóstwo maluchów w rodzinie, wśród znajomych i tak zaczęły się pojawiać myśli, że może jednak.
Nie przegoniłem ich, dałem się im porwać, tak totalnie na wariata i zrobiłem coś najlepszego w swoim życiu bo odkąd zostałem tatą przeżywam codziennie najlepszą przygodę ever. Mam bardzo silną więź ze swoim dzieckiem, która przewartościowała parę obszarów i mnie całkowicie zmieniła, według mnie na lepsze a samo bycie rodzicem nie przeszkadza mi w realizacji samego siebie, to chyba nawet wręcz pomaga.
Ani mi się śni kogokolwiek tutaj namawiać do posiadania dzieciaków, jeśli ktoś tego nie czuje to lepiej by się na to nie porywał bo być ch_jowym rodzicem jest bardziej niż ch_jowe, ale jestem żywym przykładem, że życie czasem weryfikuje postawy i z zagorzałego antyfana [i wroga] dzieci można stać się człowiekiem, który jest do szaleństwa zakochany w swoim dziecku i nie wyobraża sobie już ani jednego dnia bez niego.