Czasy studiów, z najlepszym kolegą z którym wcześniej nic nie miałam, nawet się nie całowaliśmy. Rozstałam się z chłopakiem a on z dziewczyną w tym samym czasie, więc spotkaliśmy się, żeby się wygadać i wyżalić. W trakcie piliśmy alkohol, i jakoś doszło do tego, że zrobiła się luźna atmosfera, i gadaliśmy o tym, że najlepsze lekarstwo na rozstanie to dobry mocny sex. Zaczęło się od żartów i aluzji a skończyło się na tym, że zadzwoniliśmy po "białe". To był piątek wieczór a skończyliśmy się pieprzyć w niedziele, oczywiście mieliśmy przerwy na rozmowy, może pospaliśmy ze 4h w tym czasie. Przerobiliśmy w tamten weekend chyba prawie wszystko poza jakimiś największymi hardkorami, jeśli chodzi o sex.