Jasne, bywają trudne momenty. Kłótnie. Ciche dni. Zmęczenie. Rutyna. Życie. Każde małżeństwo ma swoje wzloty i upadki. Ale to są właśnie te chwile, kiedy się testuje, ile ta przysięga naprawdę znaczy. Bo przysięga to nie jest poezja z sali ślubów. To jest zobowiązanie na każdy zwykły dzień. Na dzień, kiedy ci się nie chce. Kiedy masz pokusę. Kiedy życie kopie po jajach.
Seks to jest najłatwiejsza rzecz na świecie do zdobycia. Naprawdę. Wystarczy trochę chemii, kilka kliknięć, parę drinków — i już. Ale bliskość, zaufanie, historia, to że ktoś zna twoje wszystkie wady, słabości, twój wkurw i twoje marzenia — i mimo tego nadal z tobą jest — to jest cholernie wyjątkowe.
I teraz mam to wszystko zaprzepaścić dlatego, że gdzieś pojawiło się chwilowe pożądanie? Że jakaś nowa osoba powie mi dwa miłe słowa i poczuję się atrakcyjny? Serio? To nie jest żadna odwaga, żaden „męski instynkt”. To jest tchórzostwo. Ucieczka. Egoizm w najczystszej postaci.
Jeśli coś się psuje między nami — to naprawiam. Jeśli mnie coś boli — gadam. Jeśli mi czegoś brakuje — mówię jej. Bo ona jest moją drużyną. Nie wrogiem.
A zdrada to nie jest żaden błąd. To jest decyzja. Decyzja, żeby zniszczyć czyjeś bezpieczeństwo, poczucie wartości, serce. A potem jeszcze oczekiwać, że jakoś to będzie.
Ja wolę raz na jakiś czas przegrać bitwę w domu, ale wygrać całe małżeństwo. Wolę być czasem wkurwiony, czasem pogubiony — ale zawsze po tej samej stronie, co moja żona.
Może to banalne, może staroświeckie — ale dla mnie prawdziwa siła to wierność. Bo jak ktoś ucieka do nowej dupy, zamiast zmierzyć się z problemem, to jest tylko pozorem faceta.
I żeby nie było — u nas też nie zawsze jest różowo. Seks po tylu latach to nie jest ciągły fajerwerk jak na początku. Też czasem mam kryzys. Też zdarzają się momenty, kiedy po prostu nie iskrzy. Ale zamiast szukać iskry gdzieś indziej — rozpalamy ją na nowo razem.
Przestałem się bać szczerości. Zacząłem z nią rozmawiać o swoich fantazjach, o rzeczach, których byśmy może kiedyś nie spróbowali, bo „nie wypada”, bo „co ona sobie pomyśli”. A okazało się, że moja żona ma wyobraźnię większą niż myślałem

I że jak się o tym mówi normalnie, otwarcie — to można przeżyć rzeczy, które jeszcze bardziej nas zbliżają.
I wiecie co? Jestem z tego bardzo dumny. Że nie dałem się ponieść chwilowej emocji. Że nie poszedłem na łatwiznę i nie szukałem potwierdzenia własnej wartości w ramionach obcej kobiety. Że przez te wszystkie lata ani razu jej nie zdradziłem — nawet myślami nie pozwalam sobie odpłynąć za daleko, bo wiem, co mam w domu.
Może ktoś powie, że jestem naiwny, staroświecki albo że życie jest za krótkie na wierność. A ja powiem tak: życie jest właśnie za krótkie, żeby niszczyć relację, która jest dla ciebie fundamentem. Wolę codziennie zasypiać obok kobiety, która zna mnie lepiej, niż ja sam siebie — niż budzić się obok kogoś przypadkowego i udawać, że nic się nie stało.
I tyle ode mnie.