a ja mam przyjaciolke...totalne przeciwnienstwo mnie(ale kocham Cie, Olu). Przyjechala do mnie "na wies" i zekla, calkiem powaznie: "Mam dla Ciebie faceta, ty wredna, odpychajaca, zimna suko!"
- Pierdoly cizniesz. Nie ma bata, zeby ktos mnie zniosl!
Potem dostalam krotki opis z ktorego wyniklo, ze juz mi sie rzeczony osobnik spodobal. Najbardziej sie chyba wzruszylam opowiescia o jego maturze z polskiego - napisal 3strony (tyle co ja) i po godzinie opuscil sale...po prostu wyczerpal temat. Zdal calkiem niezle
i okazal sie o rok mlodszy, choc mature robilismy w tym samym roku (Nie, nie powtrzalam zadnej klasy), a ,musiscie wiedziec jezeli juz na cos lecialam, to tylko na inteligencje. Potem zostalismy sobie przedstawieni (oczywscie bylam odpychajaca jak zawsze, choc naprawde sie staralam byc urocza
). Potem poplynelismy razem na rejs, on byl kapitanem
. I tam ocipialam ze szczescia. Zglupialam na tyle,ze zaczelam go podrywac (mam na swoje usprawiedliwenie, ze wypilam tego wieczora cala butle wina), potem , w czasie tego rejsu, robilam tysiace rzeczy, za ktore do dzis mi wstyd ale ktorych nie zaluje. Np: wzalam mu do koi
, pierwsza go pacalowalam (on tak twierdzi, ja ledwo pamietam ten wieczor, wiec mu ufam w tej kwestii), usmiechalam sie do niego (ochyda!!) i generlanie zachowywalam sie jak siksa. To byly najwspanialsze chwile mojego zycia.
Jestesmy razem juz ponad rok i myslimy o sobie zupelnie powaznie...
Przepraszam...trochu sie rozgadalam