• Witaj na forum erotycznym SexForum.pl

    Forum przeznaczone jest wyłącznie dla dorosłych. Jeżeli nie jesteś pełnoletni, lub nie chcesz oglądać treści erotycznych koniecznie opuść tą stronę.

Nastolatki Z widelcem przez życie

Mężczyzna

Image

Erotoman
@Fragolina di Bosco
Dzięki za tak obszerny komentarz. Zawsze staram się, aby fabuła i postacie w ramach przyjętej konwencji miały cechy wiarygodności. Aczkolwiek do czytelników należy ocena, jak mi się to udało. A Ilonie też życzę jak najlepiej :) Masz rację, to bystra, inteligentna i pojętna dziewczyna.
Cieszę się, że Ci się opowiadanie podobało i nie masz poczucia straconego czasu ;) I dzięki za dobre słowo :)


Najważniejsze, że się udało! Aha, to nie jest najdłuższe moje opowiadanie ;)
I pióro nie drży w dłoni? :D
 
Mężczyzna

col.Greg

Instruktor seksu
W temacie. Dobrze, że Fraggi z nudów dzga archiwalia swoim widelcem. Wielkie dzieki, mój jest tepawy, dżgałem i niewiele wydzgałem:LOL:
 
Kobieta

SaSy

Podrywacz
Z widelcem przez życie – część 2 (dokończenie).


17 lat (prawie) – z Markiem (o mało co)


Wspominałam już o Marku. Od czasu, gdy widziałam go ostatni raz, minęło prawie pół roku, a ja nadal tęsknię. Wiola też. Czasami rozmawiamy o nim. Przeprowadził się z rodzicami do innego miasta. Szkoda. Jedyny prawdziwy mężczyzna w moim życiu, oprócz taty oczywiście. Wiola też tak uważa. Był trochę dziwny, a może raczej trochę dziwnie traktował dziewczyny. I nas też. Inne często się obrażały, ale my jakoś nie mogłyśmy, chociaż powinnyśmy. No ale nie dało rady, bo było coś podniecającego w tym, jaki był, jak do nas się zwracał, jak nas traktował i w ogóle. Bo traktował inaczej, niż się zwracał. To było takie… takie… sama nie wiem jakie... No i było z niego niezłe ciacho. I to wszystko było takie podniecające. Było... żal, że wyjechał.
Dziewczyny leciały na niego, ale zupełnie nie miał podejścia i zrażał je do siebie. Nas też o mało co, ale jakoś przetrwałyśmy trudne początki, bo nie dawałyśmy rady się obrazić, a potem to już nawet wiedziałyśmy, co tak naprawdę o nas myśli i że nas lubi tak, jak my jego.
Marek był zupełnie niereformowalny, więc trzeba się było do niego przystosować albo odrzucić. Potrafił być arogancki, wulgarny, a nawet chamski. Może tylko uwielbiał „mocne” słowa? A może po prostu był bardzo pewny siebie. Też bym chciała być taka pewna siebie, ale różnie mi to wychodzi. Z pewnością sprawiało mu przyjemność rządzenie dziewczynami, to wiem. Lubił, gdy robiły, co chciał. I trochę tak było z nami. Głośno nigdy byśmy się nie przyznały, ale mnie i Wiolę kręciło, jak nami tak rządził, wydawał stanowcze polecenia. Nie znaczy, że zawsze go słuchałyśmy. Przynajmniej próbowałyśmy zachować resztki godności i nie dać się całkiem zdominować, ale to wszystko z nim było takie podniecające! Znowu to powiedziałam, „podniecające”, ale tak było. Jednym słowem, przy nim nuda nam nie groziła.
Nie uczył się z nami, był o rok wyżej. Bliżej zapoznałyśmy się z nim przez przypadek. Zaczęło się to jeszcze poprzedniej jesieni. Zbliżał się pewien jubileusz szkolny i ktoś musiał zrobić dekoracje. Po rozczarowaniach chłopakami rzuciłam się w wir prac społecznych, a konkretnie do pomocy przy dekoracjach, a wraz ze mną zgłosiła się Wiola. Byliśmy podzieleni na grupy. W naszej był jeszcze jeden chłopak i właśnie on, czyli Marek. Z tym że Marek trafił do tej pracy za karę. Przywalił komuś, ale tamtemu się należało. Tak samo, jak stanął w obronie Wioli. Jeden debil zaczął ją przezywać. Przyczepił się i wołał na nią „fiolka”, to Marek „ręcznie” wytłumaczył mu, że powinien z szacunkiem odnosić się do niej. Wiola była Markowi za to bardzo wdzięczna i ja też, jako jej przyjaciółka.

Okazało się, że ma dryg do zarządzania. Potrafił tak rozdzielić pracę, że szła gładko i szybko. Dlatego bez oporu wszyscy robiliśmy, co nam kazał. Sam też nie próżnował, pracował jak wszyscy. „Szybciej zaczniemy, szybciej skończymy” – powiedział na początku, bez pytania obejmując od razu szefostwo.
Gdy praca dobiegała końca, ten drugi chłopak rzucił „o to już prawie koniec”. Zawinął się i tyle go widzieliśmy.
Trochę się przestraszyłyśmy, bo zostałyśmy same z Markiem. Poczułyśmy się niepewnie. Nie miałyśmy pojęcia, co może zrobić. Wiedziałyśmy, jaką ma reputację, a wtedy jeszcze nie znałyśmy go dobrze. Na wszelki wypadek siedziałyśmy cicho. Wolałyśmy nie stawiać się, aby nie pogorszyć sytuacji, nie narazić się na jego nieprzyjemne uwagi, szczególnie że nauczyciel, który miał nas nadzorować, był daleko. Na początku tylko zapytał:
– Wiecie co macie robić?
– Tak panie profesorze – potwierdziliśmy.
– To dobrze – odpowiedział. – Będę w pokoju nauczycielskim, gdybyście czegoś potrzebowali. I jak skończycie, koniecznie zajdźcie do mnie, żebym wiedział, że skończyliście. Koniecznie – podkreślił, po czym zostawił nas samych.
Skończyliśmy pracę szybciej, niż się spodziewaliśmy i Marek zarządził:
– Powiesimy kilka dekoracji.
– Ale to miała zrobić inna grupa – zaprotestowała Wiola.
– To co? Mamy trochę czasu to parę rzeczy zawiesimy.
– Tylko że my jeszcze czegoś takiego nie robiłyśmy. – odezwałam się. Trochę przestraszyła mnie wizja włażenia dość wysoko na drabinki. Nie bardzo wiedziałam jak się zabrać do tych dekoracji. Owszem, w domu wieszałam zasłony i firanki, ale to co innego. I rzeczywiście, kto inny miał się tym zająć.
– Poradzicie sobie, bystre z was laski.
– Ale ja nie wiem, to nie my... – niepotrzebnie znowu odezwała się Wiola, robiąc kilka kroków kierunku chłopaka.
– Wioletta, nie rżnij durnej cipy, tylko właź na drabinę – wrzasnął niespodziewanie na nią, nie pozwalając dokończyć zdania.
Wiola zatrzymała się w pół kroku, z zaskoczenia przygryzając dolną wargę. Zerknęła na mnie cała w nerwach, wystraszona krzykiem. Nic nie zrobiłam, bo też się wystraszyłam. Po krótkim wahaniu Wiola zrobiła w tył zwrot i posłusznie poszła w kierunku pierwszej drabinki. Skoro ona go posłuchała to i ja w tej sytuacji nie chcąc się narażać na może jeszcze coś gorszego, bez słowa zaczęłam robić, co mi kazał. Co innego mogłam?
Ostatecznie z jego pomocą udało się nam zaczepić kilka dekoracji. Gdy spojrzałyśmy na nasze dzieło, byłyśmy zadowolone, że tak zgrabnie nam wyszło.
– Dobra robota – ocenił naszą pracę. – Widzicie, jak chcecie, to potraficie – pochwalił nas. Już chciałam się zrobić dumna, gdy w następnym zdaniu zniwelował efekt pochwały. – Baby trzeba trzymać na krótkiej smyczy, wtedy robią, co trzeba, inaczej zaraz się rozłażą.
Ostrożnie mówiąc, nie byłyśmy zachwycone tą i innymi jego wypowiedziami na nasz temat, ale jakakolwiek riposta mogłaby tylko pogorszyć sprawę. Do Marka nic nie docierało. Żeby nie kusić losu, starałyśmy się jak najmniej odzywać, ale czasami nas ponosiło.
– A teraz posprzątajcie i kończymy – wydał polecenie.
Sam rozsiadł się wygodnie na parapecie, obserwując, jak sprzątamy. Podejrzewałam, że bardziej od sprzątania interesował go tyłek Wioli, bo przecież nie mój chudy. Sprzątnęłyśmy pobieżnie, bo jeszcze będzie tu pracować inna ekipa i znowu się nabrudzi.

Po wszystkim poszłyśmy jeszcze umyć ręce. Miałyśmy upaćkane, czym tylko się dało. Weszłyśmy do łazienki dla dziewcząt, a za nami Marek. Zdziwiłam się, że wszedł do damskiej toalety, ale było już po lekcjach, w szkole prawie nikogo, a my chciałyśmy tylko umyć ręce, więc nie przeszkadzało to nam.
Pierwsza zaczęła myć ręce Wiola, a Marek niespodziewanie zaczął jej „pomagać”, aż Wiola zaczęła podchichiwać. Byłam trochę zła na nią, że tak się zachowuje. Marek traktował nas jak małpy w cyrku, a ona sobie chichocze zadowolona. Dopiero gdy mi zaczął myć ręce, zrozumiałam. Też zaczęłam chichotać od jego łaskoczących dłoni i ciarek przebiegających mi po plecach raz za razem, które u mnie, do dziś nie wiem z jakiego powodu, ale zawsze kumulują się w podbrzuszu. Stał za mną bliziuteńko, dotykając pleców, aż czułam jego ciepło i mył mi ręce, i aż z tego wszystkiego serce zaczęło mi łomotać, to się wystraszyłam. Pomyślałam, że tak stojąc za mną, gdyby nagle złapał mnie za cycki, to nie dałabym rady nic zrobić. Głupio byłoby, gdybym tak przy Wioli wymiękła. Chociaż może i dobrze, że Wiola była obok. Jakby co, na pewno by mnie poratowała przed kompromitacją. Wyszłabym na taką, z którą byle chłopak może robić, co zechce. A przecież tak nie jest.
Wróciliśmy na salę zabrać nasze rzeczy i już wychodziłyśmy, byłyśmy prawie przy drzwiach, gdy Marek krzyknął za nami:
– E, dupy, czekajcie!
Zawołał tak kategorycznie, że stanęłyśmy jak wryte, odwracając się w kierunku okna, przy którym stał.
– Czego chcesz?! – zjeżyła się Wiola.
Ja jednak miałam pewien powód do zadowolenia. Mój tyłek był zwykle niezauważalny dla chłopaków, więc dobrze, że chociaż ten go zauważył.
– Sporo wam pomogłem – odezwał się z głupkowatym uśmieszkiem – mogłybyście się za to jakoś odwdzięczyć.
Powinnyśmy to zignorować i wyjść, ale ciekawość zwyciężyła.
– Ciekawe jak – zawołała Wiola.
– Mogłybyście dać się potrzymać. – Rozłożył ręce, dłońmi do góry, i nie przestając się głupkowato uśmiechać, wykonał nimi kilka niewielkich ruchów w górę i w dół.
Był to tak charakterystyczny gest, że nie miałyśmy wątpliwości, że chodzi mu o nasze myszki. Spojrzałyśmy po sobie zbulwersowane. Nastroszona Wiola już szykowała się, aby coś mu odpowiedzieć, ale mnie w ułamku sekundy wpadł pewien pomysł do głowy i uprzedziłam ją, odzywając się słodkim głosem:
– Może i damy ci się potrzymać, ale najpierw ty dasz się pomacać.
Wiola spojrzała na mnie, jakbym straciła rozum, ale Marek prawie bez namysłu rzucił:
– Zgoda, dziewczyny.
O proszę, pomyślałam, już nie dupy, tylko dziewczyny. Ruszyłam w jego stronę. Ponieważ jednak Wiola nie drgnęła, złapałam ją za ramię i pociągnęłam. Stanęłam z Wiolą tuż przed nim. Słodko się uśmiechnęłam, po czym odciągając jedną ręką brzeg jego spodni, drugą, zupełnie się nie krępując, wsadziłam w majtki, od razu łapiąc za członka. Szybko postawiłam go. Trochę się pobawiłam, po czym wyjęłam rękę, mówiąc do Wioli:
– Teraz ty.
Wiola chyba się zestrachała, bo nic nie zrobiła. Wobec tego złapałam jej rękę i wsadziłam w spodnie Marka. Dalej już sama wiedziała co robić. Obserwując sytuację, zorientowałam się, że lada moment chłopak dojdzie, a Wioli chyba tak się spodobało, że nie zamierzała przestać. Szybko wyciągnęłam jej rękę i mówiąc „idziemy”, pociągnęłam do wyjścia.
– Dopiero w połowie drogi dopadł nas trochę zdyszany głos Marka:
– Ej, dziewczyny, coś obiecałyście.
– Mówiłyśmy „może”, ale się rozmyśliłyśmy – rzuciłam przez ramię, zadowolona z oszukania go i obie z godnością opuściłyśmy salę.
Po drodze ze szkoły odezwała się do mnie zaniepokojona Wiola:
– Nie wiem, czy dobrze zrobiłaś, może się teraz na nas mścić. Może należało dać się potrzymać, tak na wszelki wypadek, nic by się nie stało… a teraz nie wiadomo, co może zrobić…
– Zwariowałaś?! – syknęłam do przyjaciółki.
– Jest taki… taki… nieprzyjemny i groźny do dziewczyn, trochę się go boję, naprawdę, że mógłby nam zrobić nawet coś gorszego.
Nim coś odpowiedziałam, Wiola niespodziewanie zachichotała. Spojrzałam zdziwiona, a ta wyraźnie się zarumieniła, zawstydzona.
– Przestań, on nie jest taki. – odrzekłam pewnie. Dziwne, ale na myśl „o czymś gorszym”, krótko poczułam przyjemne ciarki na całym ciele, które oczywiście skupiły się w podbrzuszu.
– No nie wiem – odrzekła nieprzekonana.

Zemsty nie było. Wręcz przeciwnie, od tego wydarzenia zaczął nas traktować z większym szacunkiem, niemniej nadal nie zaprzestał prób rządzenia nami, co jak mówiłam, było przyjemne. W sumie, jak bliżej się poznaliśmy, nie było tak źle. Nawet za te jego „słówka” nie potrafiłyśmy się obrazić. A z czasem zaczęłyśmy rozumieć, co pod nimi się kryje i wtedy jeszcze bardziej nam obu zaczął się podobać. Prowadziłyśmy z nim swoistą grę, siłowanie się na słowa, i ta gra dodatkowo podnosiła temperaturę między mną i Wiolą z jednej strony barykady a Markiem z drugiej.
Tak, nie miał podejścia do dziewczyn, ale chyba my miałyśmy do niego. Myślę, że dziewczyny były dla niego tylko zabawkami, którymi chętnie by się pobawił, najpewniej w łóżku. Nas traktował troszkę inaczej. Bardziej jak kumpli. No prawie, trochę głupsze od niego, ale jednak chyba dobre kumpele. Tak mi się teraz wydaje. Właściwie to nie wiem jak to nazwać, bo w sumie była to dość skomplikowana relacja, której, przyznam się, sama nie do końca łapię. Tak jakoś wyszło i byłyśmy z Wiolą zadowolone z tego. Tylko że wyjechał.
Ech, nie ma co się oszukiwać… leciałyśmy na niego. Szkoda, że wyjechał, ale gdyby został, obie z pewnością trafiłybyśmy w charakterze zabawek do jego łóżka. Może nawet razem. To chyba marzenie każdego chłopaka, tak z dwiema dziewczynami naraz. Opierałyśmy mu się, ale coraz słabiej i chyba tylko dlatego jeszcze dawałyśmy radę, że wzajemnie się wspierałyśmy. Sama już dawno...
Ciekawe czy w nowej szkole znalazł sobie podobne do nas dziewczyny. Pewnie nie. My chyba też drugiego takiego oryginała nie znajdziemy. A on traktując nas na pozór instrumentalnie, zarazem był taki przyjemnie opiekuńczy. Tak, drugiego takiego nie ma i drugich takich idiotek, jak my na pewno też. Jestem pewna.

To prawda. Tego pożegnalnego dnia byłyśmy, można powiedzieć, na skraju załamania. Gdy powiedział, że zaraz po zakończeniu roku szkolnego wyjeżdża, byłyśmy niepocieszone. Postanowiłyśmy urządzić mały „wieczorek pożegnalny”. Właściwie to było popołudnie pożegnalne. Przygotowałyśmy, obie, różne słodkości i zaprosiłyśmy do mnie, tak na dwie godzinki w porze, w której nikogo prócz nas nie byłoby w domu. Założyłyśmy jasnoniebieskie, króciuchne obcisłe poszarpane dżinsowe spodenki, „obgryzione”, jak mawiał Marek, i T-shirty. Ja ciemny, Wiola biały. Specjalnie tak się wystroiłyśmy, bo Markowi dziewczyny w takich ciuchach najbardziej się podobały. A że było to ostatnie nasze spotkanie, szczególnie zależało nam na zrobieniu jak najlepszego wrażenia, czyli przyjemności Markowi. Nawet myślałam o założeniu mikro spodenek, też dżinsowych, ale musiałabym je kupić, a nie wiem, czy mama by się zgodziła. Poza tym uważam, że dziewczyna jest bardziej ponętna, jeśli zbyt dużo nie odsłania. Przynajmniej na początku.
– Rany – rzucił z podziwem, gdy wszedł do mieszkania i zobaczył nas tak wystrojone – tirówki pierwsza klasa!
– Dzięki. – Obie odpowiedziałyśmy, a ja dodałam zaczepnie:
– Dopiero co wróciłyśmy z autostrady. Jakoś musiałyśmy zarobić kasę na twój wieczorek pożegnalny, a co sobie myślałeś?
– Nic nie mówię, nic nie mówię. – Zamachał otwartymi dłońmi, pożądliwie obmacując nas obie wzrokiem, ku naszej satysfakcji.
Jak weszliśmy do mojego pokoju, Wiola nieopatrznie rzuciła:
– Przygotowałyśmy się na twoje pożegnanie, ale może jesteś głodny, może chciałbyś coś specjalnego. Zrobimy wszystko, co zechcesz, jeśli tylko mamy.
– Hm… – zastanowił się. – Mogłybyście zdjąć te seksowne ciuszki całkiem. Taki rozbierany wieczorek, co wy na to?
– Prawie wszystko – dopowiedziałam pośpiesznie.
– Tak myślałem… Ech, chociaż niemal udało mi się z was zrobić porządne wycieruchy, to jeszcze musicie się trochę podszkolić, ale ja już nie zdążę – westchnął z rezygnacją.
– Przepraszamy – udałam zawstydzenie – będziemy się starały pracować nad sobą.
– O to właściwa postawa. – Uśmiechnął się zadowolony.
„Wieczorek” przeciągnął się trochę i gdy zbliżał się czas pożegnania, zrobiło mi się żal, że to już koniec. A jak mówiłam, gdy czegoś lub kogoś jest mi żal, to robię głupie rzeczy. No i właśnie w tym momencie odezwała się we mnie „Ida sierpniowa”. Zachciało mi się dobrego uczynku.
Tylko dlaczego Wiola mnie tym razem nie powstrzymała?! Zwykle taka rozsądna! Zawsze, gdy była w pobliżu, potrafiła mnie uratować od zrobienia czegoś głupiego, a teraz… Do dziś nie mogę uwierzyć, że obie to zrobiłyśmy, ale jakby co, nie żałuję.

W pewnej chwili przeprosiłam Marka, że musimy coś obgadać i wyciągnęłam Wiolę za drzwi na „naradę bojową”. To była chyba najkrótsza w historii nasza narada. Powiedziałam, że powinnyśmy coś zrobić, aby nas zapamiętał. Kilka razy go oszukałyśmy, trochę nieładnie, to teraz musimy mu to jakoś zrekompensować. Powiedziałam jeszcze, że skoro mu tak bardzo na tym zależy, to niech tam. Na pożegnanie możemy dać się trochę potrzymać za myszki. Nie będziemy się rozbierały, tylko tak przez spodenki – zaraz się zastrzegłam. Wiola, zamiast mnie powstrzymać, zachwyciła się pomysłem, gorzej, bo w jej oczach zabłysły ogniki. Znaczyło to, że wpadła na jakiś pomysł.
– A może mu po prostu damy? Zapamiętałby nas do końca życia. Tak na pożegnanie stracić cnotę. To takie symboliczne... – Wręcz zachłysnęła się swoim pomysłem.
– Nic z tego – odpowiedziałam.
– No wiem, że nie jesteś już dziewicą, więc w twoim przypadku nic z tego, ale to byłoby aż… aż… takie cudowne, gdyby Marek teraz uczynił mnie kobietą – rozmarzyła się, składając dłonie na piersiach i patrząc na mnie błagalnym wzrokiem, licząc, że się zgodzę.
– Nie o to chodzi – syknęłam – mam dni płodne.
Z Wioli jakby zeszło powietrze.
– A kobietą i tak jesteś – pocieszyłam ją szybko, widząc, w jakim stanie psychicznym się znalazła.
Weszłyśmy z powrotem do pokoju i stanęłyśmy obok siebie, naprzeciwko Marka, jak te sierotki, ze złączonymi na wszelki wypadek nogami.
– Mamy dla ciebie prezent na pożegnanie – odezwałam się.
– Co takiego? – Był zaskoczony, ale i zaciekawiony, aż wstał z krzesła.
Musiałam teraz uzasadnić i to wiarygodnie, to co zamierzałyśmy zrobić, coś powiedzieć, tylko nie wiedziałam co. Wpadłam w panikę. Odezwałam się dopiero po dłuższej chwili. Na szczęście mi się przypomniało coś, na czym mogłam się oprzeć.
– Pamiętasz, jak robiliśmy dekoracje w szkole? Oszukałyśmy cię wtedy. Źle zrobiłyśmy i teraz wstyd nam z tego powodu. – Wcale nie było mi wstyd, ale coś musiałam rzec. – Nie powinnyśmy tak postępować. Jeżeli chcesz, to teraz możesz nas potrzymać... za cipki. – Zawahałam się, bo choć bardzo lubię określenie „myszka”, jest takie pieszczotliwe, to pomyślałam, że chłopak może nie zrozumieć, więc zmieniłam na „cipki” w ostatniej chwili.
– Jaja sobie robicie, prawda? – zawołał kompletnie zaskoczony.
– Nie robimy. Serio, powaga. Gryzie nas sumienie. – I zaraz na wszelki wypadek dorzuciłam: – Przez spodenki… To znaczy nie sumienie gryzie przez spodenki, ale potrzymać… – Rany, co za głupoty wygaduję, idiotka, przemknęło mi przez myśl, mimowolnie czerwieniąc się przy tym.
– Wkręcacie mnie. – Nie uwierzył.
– No szybciej, zanim się rozmyślimy. – Zniecierpliwiona ponagliłam, bo zaczynałam mieć wątpliwości, czy dobrze robimy.
Marek zrobił krok bliżej, po czym spojrzał na nas z ogromną dezaprobatą.
– No ale stańcie tak, żebyście były dostępne – rzucił.
Szybko zorientowałam się, o co mu chodzi. Obie nadal stałyśmy głupio ze złączonymi nogami. Wysunęłam nogę, stając w niedbałej pozycji „tirówki”.
Zobaczyłam, że Wiola nie załapała, o co chodzi i nadal stała tak samo. Trąciłam ją łokciem i szepnęłam do ucha:
– Stań tak jak ja.
Naśladując mnie, ustawiła się tak samo. Wtedy Marek podszedł blisko i jedną dłonią objął moją myszkę, a drugą myszkę Wioli, po czym zaczął, powoli robić masaż. Przyznam się, że trochę obawiałam się, czy nie będzie zbyt brutalny, ale zadowoleniem przyjęłam nad wyraz delikatny sposób pieszczot, na co moja myszka odpowiedziała falą bardzo przyjemnych podziękowań. Było tak przyjemnie, że zamknęłam oczy i mimowolnie równocześnie przy tym cichutko zamruczałam z zadowolenia.
– Oooch… – westchnęła zmysłowo Wiola zaraz po tym, jak ja zamruczałam.
Trwało to już dość długo, może nawet przez całą minutę, w której niezauważalnie, poddałam się jakże przyjemnemu, podniecającemu i kojącemu masażowi myszki. Ocknęłam się, dopiero gdy podniecenie osiągnęło taki moment, w którym poczułam, że majtki mnie gryzą i nie miałabym nic przeciwko temu, aby mój „masażysta” rozpiął mi spodenki i ściągnął razem z tymi gryzącymi majtkami, a potem… ale przecież nie mogłam! Na szczęście w porę w głowie odezwał mi się alarm. Zdyszana otworzyłam oczy i wycofując się, wyciągnęłam rękę chłopaka spomiędzy ud, z takim trudem, jakbym podnosiła stukilogramowy ciężar, uwalniając tym samym myszkę od jego dotyku. Myszka była bardzo niezadowolona, ale trudno. Przestraszyło mnie, że z takim trudem się opanowałam. O mało co… Spojrzałam na Wiolę, która dyszała nawet bardziej niż ja. Zorientowałam się, że nie ma już siły, by przerwać.
– Wystarczy – powiedziałam najbardziej zdecydowanym głosem, na jaki było mnie w tym momencie stać. Złapałam Marka za przedramię i odciągnęłam jego rękę od myszki Wioli.
Zaraz potem Marek usiadł na mojej wersalce z miną zwycięzcy, z dłońmi założonymi za głową.
– O kurczę, nie myślałem… – powiedział z wyraźnym podziwem w głosie, co było u niego niezwykłe, przy okazji uważnie lustrując od góry do dołu nas obie, szczególnie nasze spodenki w miejscu, gdzie znikały między udami, jakby spodziewał się zobaczyć tam coś nowego. Aż nawet szybko sprawdziłam, czy czasem nie mam rozpiętego zameczka, tak sugestywne było jego spojrzenie.
– Jednak czegoś was nauczyłem. Przyznajcie suczki, zrobiło się wam mokro między nogami, prawda? – odezwał się po dłuższym milczeniu. Dzięki tej pauzie obie zdołałyśmy jako tako odzyskać równowagę psychiczną.
– Uhm. – mruknęłam i potaknęłam jeszcze głową na potwierdzenie.
– Co ty wygadujesz – fuknęła do mnie Wiola, mocno zaczerwieniona, nie wiem tylko, czy bardziej z podniecenia, czy z zawstydzenia moją szczerą wypowiedzią.
– I tak się domyślił – odpowiedziałam. – A co, tobie nie? – trąciłam ją zadowolona.
– No też… – Było to pytanie retoryczne z mojej strony, jednak Wiola odpowiedziała, a dokładniej mruknęła, ze wstydem spuszczając oczy, jednak słychać było, że też jest zadowolona.
Chwilę potem przysiadłyśmy na pufach naprzeciwko Marka.
– No, laleczki – odezwał się, jakby nagle coś mu się przypomniało – znamy się kupę czasu, a ja jeszcze nie wiem… powiedzcie, czy dobrze zgadłem: ty – wskazał na mnie – nie jesteś dziewicą, a ty – wskazał na Wiolę – jeszcze tak. Zgadłem?
– Skąd wiesz? – wypsnęło się Wioli, tak zaskoczonej, że podskoczyła na pufie.
– Ja już nie – przyznałam się.
– Dzięki, lasencje, za szczerość – tylko rzucił.
Nie powiedział, jak się domyślił, która z nas jest, a która nie jest dziewicą. Może przez przypadek zgadł? Nie wiem. Zamiast tego spojrzał na zegarek.
– Ech, co wy zrobicie beze mnie. Takie super cipki się zmarnują.
– No, zmarnujemy się – odezwała się Wiola z udawanym smutkiem, wzruszając ramionami.
– Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Czas na mnie.
Wstał i my również, podchodząc bliżej. Niespodziewanie zaszedł od tyłu, wchodząc pomiędzy nas, obejmując wpół i ustawiając w kierunku drzwi.
– Ech dziewczyny, dziewczyny, kto teraz będzie o was dbał tak jak ja.
– I kto nas będzie krótko trzymał – dopowiedziałam z udawanym smutkiem.
– Właśnie, właśnie – odpowiedział. – Panie przodem – rzucił i zaraz po pokoju rozległy się odgłosy klapsów, które wylądowały na naszych tyłkach. Odgłosy zakończone naszymi krótkimi okrzykami.
Zorientowałam się, że jego dłoń nie opuściła mojego tyłka. Normalnie taka poufałość by nie przeszła, ale po tym, co się stało i że były to nasze ostatnie chwile razem, dla Marka musiałam zrobić ten wyjątek.
– Ciebie też trzyma za tyłek? – Spojrzałam na Wiolę, ledwie powstrzymując się od śmiechu.
– Aha – potwierdziła też rozbawiona.
– Marek! – Starałam się nadać głosowi zagniewane brzmienie – wykorzystujesz sytuację, że to pożegnanie.
– Siksy jeszcze z was – westchnął i pokręcił głową z politowaniem. – Dużo was nauczyłem, ale jeszcze dużo musicie się nauczyć – wypowiedział swoją stałą sentencję. – Zrozumcie, po to są takie lasencje jak wy, by je wykorzystywać.
– No tak, nie pomyślałam – powiedziałam, potakując głową, jakbym się z nim zgadzała, a Wiola o mało nie prychnęła śmiechem.
– Panie przodem – powtórzył, lekko popychając za tyłeczki. Zrobiłam krok, ale się zatrzymałam, bo Wiola się nie ruszyła, tylko zapytała:
– A dlaczego panie przodem?
Marek znów pokręcił głową, zanim odpowiedział.
– Jak mówiłem. Musicie jeszcze dużo się nauczyć. Po to, abym mógł kontemplować wasze krągłe dupeczki. To chyba oczywiste.
Byłam mu wdzięczna, że nazwał mój tyłek krągłym, chociaż wiedziałam, że z jego strony była to tylko wyszukana forma grzeczności, dlatego westchnęłam i ruszyłam pierwsza, a za mną Wiola. Poszłam pierwsza, bo wiedziałam, że daleko większą przyjemność sprawi mu gapienie się na jej pupę niż na mój chudy tyłek.

Przy wyjściu nie wiedziałyśmy co powiedzieć. Marek nas uprzedził.
– Ech – westchnął – szkoda, że już nie zdążę wytresować was na porządne zdziry.
Uśmiechnęłyśmy się, bo wiedziałyśmy, że tak naprawdę powiedział coś takiego: „Jesteście fantastyczne dziewczyny, kocham was i będę bardzo za wami tęsknił”. Jednak nadal jakoś dziwnie nie mogliśmy się rozstać. Staliśmy w milczeniu i tylko patrzyliśmy na siebie. Pierwsza napięcia nie wytrzymała Wiola. Chlipnęła i rzuciła się na Marka, mocno przytulając. Skończyło się na długim, gorącym i burzliwym pocałunku z języczkiem. Ja co prawda się nie rozpłakałam, chociaż niewiele brakowało, ale też mocno uściskałam i też pozwoliłam pocałować się z języczkiem. Nie miałam sumienia odmówić, a poza tym nie chciałam być gorsza od Wioli. No i to było pożegnanie.
Podejścia do dziewczyn nie miał, to prawda, ale całować potrafił naprawdę dobrze, aż od tego pocałunku zrobiło mi się gorąco.
Potem odwrócił się, nacisnął klamkę i… wtedy mnie też pociekły łzy. Nie otworzył drzwi od razu, zawahał się. Spojrzał jeszcze raz na dwie zapłakane idiotki i rzucił w naszą stronę:
– Uważajcie na siebie, dupy.
– Będziemy – równocześnie płaczliwie i gorliwie zapewniłyśmy, sama nie wiem po co. Tak jakoś spontanicznie wyszło.
Dopiero wtedy zdecydowanie nacisnął klamkę, równie zdecydowanie wyszedł i tyle go widziałyśmy. Gdy wróciłyśmy do pokoju posprzątać, w pewnym momencie Wiola znów się rozkleiła.
– Pamiętasz – zwróciła się do mnie – jak taki jeden przezywał mnie „fiolka”? Marek usadził debila jednym ciosem!… Już nic nie będzie takie samo – chlipnęła. – Kto teraz będzie o nas dbał… A mogłam z nim stracić dziewictwo… teraz za późno… głupia jestem… – i się rozryczała na dobre.
Objęłam ją i przytuliłam, i też się rozryczałam.
– Będziemy dbały same o siebie… mamy siebie i chłopaki nie są nam potrzebni! – zapewniłam przyjaciółkę, gdy trochę zdołałyśmy się uspokoić, mocno wypowiadając końcówkę, tym samym pocieszając nie tylko ją, ale i siebie.
Dopiero po paru dniach doszłyśmy do równowagi, a Wiola doszła do wniosku, że może dobrze zrobiła, że mu nie dała, chociaż pewna nie jest do dziś.
Tak… fajnie było. Kiedyś założyłyśmy takie same figi. Przypadkiem trafiłyśmy w sklepie. Czerwone w małe czarne groszki. Na metce pisało „kolor czerwony”, ale mnie wyglądał bardziej na róż pompejański czy szkarłatny. I gdy korzystając z naszej „nieuwagi”, zadarł nam spódniczki, nagle zauważył ze zdziwieniem:
– Macie takie same majtki.
– Pewnie – odpowiedziałam – jesteśmy przyjaciółkami. – Spojrzał na nas, nie rozumiejąc, więc wyjaśniłam: – Przyjaciółki noszą takie same majtki, nie wiedziałeś?
Nie wiem, czy załapał żart, powiedział tylko zadowolony:
– W tych czerwonych majteczkach wyglądacie jak rasowe dziwki.
– Dzięki – rzuciłam beztrosko, robiąc szybki obrót, aby spódniczka mi się uniosła. Za to Wiola troszeczkę się zarumieniła. A on po prostu powiedział: „wyglądacie zniewalająco, dziewczyny”.
Tylko on mógł zwracać się do nas takimi słówkami. Nikt inny. Był niereformowalny, niekiedy wkurzający i nieznośny, to dlaczego za nim tęsknię? Idiotka. Ale tęsknię.


__________________________________________________


17 lat – czyli teraz


No i tak siedzę sobie na tej stypie i od czasu do czasu dyskretnie odwzajemniam uśmiech pewnego faceta z pogrzebowego towarzystwa. A co? Nie mogę? Fajny, to się uśmiecham. Przynajmniej on jeden poprawia mi humor. Popatruję sobie na niego, odkąd u nas się pojawił. Popatruję, bo przecież nie będę się gapiła jak głupia, mam swoją godność. Przyznaję, robi wrażenie. Obserwuje uważnie otoczenie, zdając się kontrolować środowisko. Nic nie umyka jego uwadze. Jak i mnie przyuważył, to aż mi policzki zapiekły, ale się uśmiechnęłam. Jedyny tutaj, do którego warto. Zresztą co innego mam do roboty? Prawda, reprezentować rodzinę, ale to nudne jak flaki z olejem. Nawet telefonu nie mogę wyciągnąć, bo jak stwierdzili rodzice, mogłoby to zostać odebrane przez gości jako lekceważenie. No to siedzę i reprezentuję.
Ten gość to zdecydowanie jedyny prawdziwy mężczyzna w tym towarzystwie, oczywiście oprócz taty. Zarost wokół twarzy, sprężyste ruchy, sportowa sylwetka, pewny siebie. Tak, pewny siebie, to też podobało mi się w Marku. Nienagannie skrojony garnitur, biała koszula, ale o dziwo rozpięta pod szyją i bez krawata. To dobrze. Nie ufam dupkom w krawatach. Od razu czuję, że chce mnie taki oszwabić. Tak dziadek mówił: „oszwabić”, a nie „oszukać”, a teraz już go nie ma i jest mi smutno.
Jak rodzice przedstawili nas sobie, to zamiast: „jaka ładna i pewnie tak samo, jak rodzice sympatyczna”, czy innych dyrdymałów, powiedział: „miło cię poznać, Ilono”. Wyciągnął rękę na powitanie i spojrzał prosto w oczy, mmm...
Te jego spojrzenie… zwyczajnie tylko tym samym spojrzeniem zbił mnie z pantałyku. „Zbić z pantałyku” to też powiedzenie dziadka i mamy przy okazji. Przeszywający wzrok jak u Supermena. A jak ścisnął mi dłoń, to aż ciarki po mnie przeszły. Nawet o mało co nie wzdrygnęłam się, bo wszystkie te ciarki, jak to u mnie, niespodziewanie skumulowały się w podbrzuszu. Od razu wiedziałam, że to prawdziwy mężczyzna. I powiedział „Ilono”, a nie „Ilonko”. Lubię swoje zdrobnienie, ale że nie użył go przy pierwszym przywitaniu, to chyba coś znaczy. Żadnego wywyższania się czy protekcjonalizmu. Fajny facet. Widzicie? Kolega taty z pracy. Szkoda, że koło czterdziestki i ma żonę.
Zawsze tak jest. Jak fajny, to nie dla mnie. Tak właśnie wygląda całe moje życie. A ta jego żona jakaś dziwna. Zdaje się nie widzieć świata, tylko mieli bez przerwy ozorem w towarzystwie kilku podobnych jej paniuś. Stare plotkary! Rany, jak ja nie cierpię takich kobiet. Powinny mieć stały etat w wywiadzie, bo wiedzą wszystko o wszystkich. Czy ja też będę kiedyś taka? Brrr… Oby nie. Na jej miejscu pilnowałabym takiego faceta, a nie plotkowała. Takie ciacho jakaś napalona babka mogłaby cichaczem schrupać, hi, hi. Mmm... z pewnością wie, jak zrobić dobrze kobiecie.
O! Znów się uśmiechnął do mnie. Zrezygnowana odpowiedziałam uśmiechem, bo co mogę? Tylko robić dobrą minę do złej gry. Przynajmniej zza tego zastawionego szwedzkiego stołu nie rzucam się w oczy. Tego by tylko brakowało, aby dorwała mnie któraś z plotkar. Koniec.
I prócz tego, że jestem smutna, jestem też zła na dziadka. Jak mógł mi coś takiego zrobić i kipnąć parę dni przed andrzejkami! Od miesiąca się szykowałam. Teraz nie ma mowy, abym poszła na imprę. A następne andrzejki dopiero za rok. Pech. Chociaż jak tak spojrzeć z drugiej strony, to powinnam być mu wdzięczna, że poczekał do andrzejek. Gdyby stało się to trzy tygodnie temu, to by trafił prosto w moje siedemnaste urodziny. Byłoby jeszcze gorzej. Niby powinnam być mu wdzięczna, że skoczył do Abrahama na piwo dopiero teraz. Jednak jestem wkurzona.
Tak, to dzięki dziadkowi posmakowałam piwa. Pierwszy mnie nim poczęstował. Co prawda jako nieletnia nie mogę oficjalnie alkoholu, ale dla dziadka, weterana wojennego, który nieraz mógł zginąć, piwo to zwykły napój chłodzący. Dziadek był OK, a teraz go nie ma… A dziadek był ogólnie znaną postacią. Ponoć pomógł wielu osobom, nawet ratował życie. Stąd tyle ludzi, wielu też już nad grobem. Ta stypa raczej przypomina spotkanie wiarusów, jak mawiał dziadek.

Moje rozmyślania przerwał pewien widok, aż wpadłam w lekki popłoch. Mężczyzna, którego cichaczem obserwowałam, wyraźnie zmierzał w moim kierunku. Trzymał co prawda w ręku drinka, więc może po prostu chciał go odstawić na stół lub dolać jeszcze, ale nie spuszczał wzroku ze mnie, więc raczej nie o to mu chodziło, a właśnie o mnie. Trochę miałam nadzieję, że jednak nie o mnie, a trochę, że jednak tak. Nigdy nie byłam nieśmiała, ale gdy on był blisko lub tak patrzył na mnie, w jakiś niewytłumaczalny sposób pozbawiał mnie pewności siebie. Może nie całej, ale jakiejś jej części. Jakby ją ze mnie wysysał. Dziwne, aliści tak się czułam. „Aliści” – fajne słowo, ostatnio mi się podoba. Pasuje do jesieni, do smutnej atmosfery, pogrzebu i do zgromadzonych staruszków, bo też stare, dawniej używane. Wszystko przemija… Dziadka już nie ma, a Marek wyjechał…
Udawałam, że co innego mnie interesuje, ale podekscytowana, kątem oka obserwowałam, co tamten mężczyzna robi. Rzeczywiście odstawił drinka, jednak zaraz potem podszedł do mnie i przysiadł tuż obok, na wolnym krześle. Ogarnęła mnie jeszcze większa niepewność z powodu takiej bliskości. Pożałowałam, że w tej chwili Wioli nie ma przy mnie, byłoby mi łatwiej.
– Jak się bawisz Ilonko? – zapytał.
Rany, nawet pamięta moje imię! Aż ciarki przeszły po mnie z wrażenia. Zamiast odpowiedzi posłałam mu zbolałą minę.
– Wiem, nudzisz się. Wierz mi, nie ty jedna. – Mrugnął okiem.
– Pan też? To, co tu pan robi?
– Ano widzisz, to nie takie proste…
– Dlaczego? Jest pan tylko kolegą taty. Nie musi pan być.
– Niezupełnie…
Rzuciłam w tym momencie zdziwione spojrzenie.
– Widzisz – kontynuował – mój ojciec przyjaźnił się z twoim dziadkiem. Uratował mu życie. To znaczy twój dziadek. – Znowu! Przemknęło mi przez myśl. Czy jest ktoś, komu nie uratował życia? – Miał być na pogrzebie, ale niestety. W tym wieku już bywa, że zdrowie nie pozwala. I ja go zastępuję. Prosił, abym porozmawiał albo chociaż pozdrowił innych towarzyszy walki.
– A ja myślałam, że dlatego, że jest pan kolegą taty z pracy – odrzekłam zdziwiona.
– Widzisz, nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje. – W trakcie tych słów kilkakrotnie ostrożnie poklepał mnie dłonią w pobliżu kolana. Jednak potem jego ręka nie zniknęła z mojego uda, zahaczając, co wyraźnie czułam, o brzeg spódnicy, podginając palcami, jakby miała ochotę pod nią się wśliznąć. Przyznaję, podnieciła mnie tak trochę ta myśl, ale udałam, że to mnie nie obeszło.
– No tak – rzuciłam pierwszy raz dzisiaj rozweselona i zaraz dodałam, nie wiem czemu: – Muszę się jeszcze dużo nauczyć.
Patrząc mu w oczy, odniosłam wrażenie, że uważnie obserwuje moją reakcję i chyba spodobało mu się, co powiedziałam. Co jeszcze zrobiłam? Otóż nic. Właśnie w takich momentach nie byłam w stanie nic zrobić. Nie wytrzymałam i wstydliwie spuściłam wzrok. Niespodziewanie przez głowę przemknęła mi myśl o moich byłych chłopakach. Na początku wydawali mi się inni, a potem było jak zwykle. Czyli nijak.
– A ile masz lat? – zapytał.
– Siedemnaście – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Chciałam teraz jego zapytać o wiek, ale zabrakło mi odwagi.
– Czemu tu tak siedzisz?
– A co mam robić? Nie mam gdzie pójść, to moje mieszkanie. – Zdziwiłam się pytaniem.
– Chyba swój pokój masz?
– No mam, ale jak zniknę na dłużej, to rodzice i tak wyciągną mnie, wiec już wolę się tu nudzić.
– A może pokażesz mi swój pokój. Ciekaw jestem, jak teraz żyją nastolatki. – Zmrużył prawie niezauważalnie oczy i przesunął swoją dłoń, do tej pory cały czas podginającą mi brzeg spódnicy, niezbyt szybko, ale zdecydowanie, nieomal do biodra, aż na moment wstrzymałam oddech. Nie zadarł jednak spódnicy, tylko przesunął po niej. – Na chwilę na pewno możesz zniknąć, prawda? – Kończąc, lekko zacisnął palce na moim udzie, aż kilka niezwykle przyjemnych mrówek pojawiło się mi między nogami.

Odniosłam wrażenie, że facet doskonale wiedział, co takim uściskiem wywoła i cały czas badał moją reakcję. Powinnam w tym momencie strząsnąć jego rękę, a może nawet się oburzyć, ale i tym razem nic nie zrobiłam. Byłam ciekawa, co się wydarzy. Tak czy inaczej, była to odmiana od obezwładniającej nudy i to całkiem przyjemna. Nie wierzyłam też, że nie wie, jak wygląda pokój nastolatki, jednak z pewnością potrzebował pretekstu, oboje potrzebowaliśmy pretekstu, aby się stąd urwać. W jakim celu oczywiście się domyślałam. Głupia nie jestem. Na samą myśl, co mogłoby się wydarzyć, dostałam gęsiej skórki, aż o mało się nie wzdrygnęłam. Ledwo udało mi się to ukryć. Niewiele brakowało, abym się zdradziła, jak na mnie działa.
Zaczęłam zapominać o nudzie. Z tego względu postanowiłam na razie zagrać jego kartami. Nic przecież nie ryzykowałam. Jeśli ta gra przestanie mi się podobać, zawsze będę mogła się wycofać.
– Chętnie – odpowiedziałam, posyłając celowo zalotny uśmiech, wzmacniając go odpowiednią mową ciała, kończąc ledwo zauważalnym rozchyleniem nóg. Byłam pewna, że takiemu mężczyźnie te drobne gesty nie umkną. I rzeczywiście. Uśmiechnął się w sposób, który odczytałam jako „widzę, że się rozumiemy”.
– Idź pierwsza i zaczekaj – zaproponował – przyjdę za parę minut. Gdybyśmy poszli razem, mogłoby to zostać źle odebrane. Zresztą muszę jeszcze zamienić słowo z tym panem – wskazał dyskretnym ruchem ręki siedzącego na kanapie zasuszonego staruszka, opierającego się dłońmi na lasce, perorującym o czymś z niewiele młodszym osobnikiem.
Niepewność nie opuszczała mnie, więc chwilę jeszcze poszperałam w głowie, czy aby na pewno dobrze robię. Nie znalazłam jednak niczego przeciw. Natomiast „za” był silny argument: coś się będzie wreszcie działo. Jeszcze szybko w myślach omiotłam pokój, czy abym nie zostawiła na wierzchu czegoś kompromitującego, po czym podniosłam swoje chude cztery litery i nieśpiesznie, aby jak najmniej zwracać uwagę, ruszyłam w kierunku schodów na piętro.
Stanęłam przed drzwiami swojego pokoju i czekałam. Rzeczywiście pojawił się po kilku minutach, jak obiecał. Gdy tylko mnie spostrzegł, bez słowa weszłam do siebie. Wszedł niedługo potem. Towarzyszący mi od jakiegoś czasu dreszcz emocji, będący miłą odmianą po godzinach nudów, wzmógł się z chwilą zamknięcia przez niego drzwi, zarazem ponownie zwiększając uczucie niepewności. Nie wiem czemu, ale cała drżałam. Aby rozładować napięcie, okręciłam się wokół siebie i usiłując nadać swojemu głosowi obojętny ton, powiedziałam:
– To moje królestwo.
Mężczyzna uważnie otaksował zawartość pokoju.
– No, no, masz porządek. Teraz to nie takie częste – pochwalił.
– Dzięki – pisnęłam jakoś tak niechcący cienko, jak mała dziewczynka, aż głupio mi się zrobiło, równocześnie krótko rzucając mężczyźnie zadowolone spojrzenie, zakończone wstydliwym spuszczeniem oczu z powodu owego piśnięcia.
Głupia wpadka i to na samym początku, a zależało mi na dobrym wrażeniu. Niemniej to prawda, źle się czułam, gdy był bałagan. Gdzie jak gdzie, ale właśnie tu powinnam zawsze czuć się dobrze. Mój pokój to moja twierdza. Przynajmniej w teorii. Gdy robił się bałagan, zaraz zabierałam się za porządki, choć prawdę powiedziawszy, idealnego nigdy nie udawało mi się uzyskać.
– O! Zbierasz słoniki. – Podszedł do półki, na której dumnie stało blisko czterdzieści różnych małych słoników.
Mnie nie pozostało nic innego jak podążyć za mężczyzną. Stanęłam obok i bezmyślnie omiotłam wzrokiem kolekcję. Wydało mi się, że jeden nie stoi tak, jak trzeba, więc go poprawiłam.
– Teraz już nie, ale kiedyś miałam świra na tym punkcie.
Rzeczywiście już nie zbieram, skończyłam gdzieś w wieku trzynastu lat, ale jak czasami ktoś mi sprezentuje, to dołączam do kolekcji.
– Całkiem niezła kolekcja – pochwalił mnie mężczyzna, stając tuż za mną i kładąc rękę na prawym obojczyku, co skończyło się u mnie żywszym biciem serca i nasileniem zarówno podniecenia, jak i niepewności. Niby nic takiego, a zrobiło się gorąco.

Chyba powinnam w tym momencie strącić jego rękę, delikatnie, aby go nie urazić, ale stanowczo. I z tą moją stanowczością był ogromny problem. Nie potrafiłam, a może i nie chciałam zdobyć się na ten gest. Zdawałam sobie sprawę, że im dłużej taka sytuacja będzie trwała, tym trudniej będzie mi zrobić cokolwiek. Z każdą upływającą sekundą coraz bardziej traciłam grunt pod nogami. Moje ciało regularnie raz po raz drżało. Z nerwów zaczęłam paplać o słonikach, skąd się wzięły, dlaczego tak wyglądają i inne dyrdymały. Wydawało mi się, że tylko w ten sposób zachowam kontrolę nad sytuacją, zanim... Facet słuchał tej paplaniny, a ja czując jego wzrok na sobie, coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, że to gadanie wcale mi nie pomaga i po prostu zaczynam tonąć.
Mężczyzna niespodziewanie przemieścił rękę na plecy, następnie przesunął palcami dłoni wzdłuż mojego kręgosłupa. Wzdrygnęłam się cała, milknąc równocześnie w połowie zdania. Fala podniecających mrówek, jaka mnie natychmiast przeszyła, nie pozwoliła wydusić żadnego słowa, ani nawet nabrać powietrza do płuc. Dopiero gdy jego ręka zatrzymała się na biodrze, niezbornie dokończyłam wypowiedź, milknąc na dobre, czując przy tym, jak jego druga ręka znajduje swoje miejsce na drugim moim boku.

Zdawałam sobie sprawę, że grunt pod nogami zaczyna mi coraz szybciej uciekać i realnie mogę za moment stracić nawet te reszki kontroli nad sytuacją. Z drugiej strony nie wiem, czy jeszcze chciałam cokolwiek kontrolować. A jego dłonie naturalnie nie próżnowały. Po krótkim odpoczynku znalazły się na moich chudych pośladkach, wywierając bardzo przyjemny, ostrożny nacisk, aż pod wpływem tego nacisku nieco wypięłam do przodu biodra. Odruchowo, aby mieć punkt oparcia, złapałam się rękami o półkę ze słonikami. Wrażenie było niesamowite, jak jego duże dłonie niemal całkowicie oplatają mój nie za duży tyłek. Westchnęłam krótko z tej niezwykłości odczuć. Tymczasem mężczyzna, pewnie uznając, że mój tyłek jest wystarczająco ugnieciony, a pewnie też zachęcony delikatnymi westchnieniami i brakiem oporu, zjechał jeszcze niżej, po udzie, aż do kolana. Cicho pisnęłam, uginając nogę, bo przeciwna strona kolana, poniżej rzepki, jest u mnie bardzo wrażliwa na dotyk. Myszka natychmiast zareagowała na to szybką falą wilgoci.
Zaraz potem jego dłoń zawróciła z obranej drogi i zaczęła przesuwać się w górę. Jednak teraz czułam, jak moja spódnica staje się coraz krótsza. Nie patrzyłam na to, co się dzieje, starałam się skupić na dotyku i czerpać z niego jak najwięcej przyjemności. Chętnie bym nawet zamknęła oczy, aby mi nie przeszkadzały, ale jeszcze się bałam to zrobić. Domyślałam się, po co mi podwija spódnicę. Raczej nie po to, aby ponownie złapać za tyłek, a po to, aby dostać się do myszki. Od początku stałam w lekkim rozkroku, więc moja myszka była całkowicie dostępna. Powinnam teraz złączyć nogi, aby uniemożliwić dostęp do mojego skarbu, ale tego nie uczyniłam. Wiedziałam, że myszka nie będzie miała mi tego za złe. Nie próbowałam się już opierać, stałam tylko, gapiąc się bezmyślnie na słoniki, chłonąc ciepły dotyk ręki mężczyzny, coraz silniej pobudzający moje zmysły. Gdy spódnica stała się już całkiem krótka, ponownie zostałam pochwycona za tyłek, który natychmiast został mocniej ściśnięty, wywołując przyjemną falę podniecenia, zasygnalizowaną przeze mnie niegłośnym, ale namiętnym bezwiednym jękiem. Powoli jego palce zaczynały sięgać po więcej, zagłębiając się między uda. Drżałam coraz mocniej, a fale mrówek, coraz silniej przebiegały przez myszkę.
– Ooooh! – jęknęłam przeciągle i dość głośno, próbując zrobić pół kroku do przodu, jakbym straciła równowagę. Nie zamierzałam wydawać z siebie głosu, zrobiło mi się trochę wstyd, że tak mimowolnie głośno jęknęłam. Nie spodziewałam się jednak, że moja myszka uwolni aż tak ogromne pokłady przyjemności, jak nigdy dotąd, dlatego, gdy poczułam przez majteczki jego palce w tym gorącym miejscu, nie byłam w stanie się powstrzymać. Pieścił mnie tam delikatnie, a cienki materiał majteczek, powodował, że ten dotyk odczuwałam w dwójnasób silnie. Jednak gdy w najbardziej wrażliwym na dotyk punkcie myszki zrobił kilka szybkich kółeczek, nie dałam rady. Wypychając nieco w tył biodra, kilkoma krótkimi urywanymi głośniejszymi jękami zasygnalizowałam, jaką sprawił mi tym przyjemność.

Ponownie złapał mnie za ramiona, zdecydowanym ruchem obrócił przodem do siebie, po czym przytrzymując silnie, prawie do bólu, tym razem za ramiona, przywarł do moich ust, wdzierając się bez przeszkód językiem do środka. I wtedy oczy już same mi się zamknęły. Zrobiłam tylko pół kroku wstecz, opierając się o półkę ze słonikami. Nawet nie myślałam, aby mu przeszkodzić. Pragnęłam tego pocałunku.
Miękłam coraz bardziej, nogi stawały się jak z waty i tylko byłam wdzięczna, że tak mocno mnie trzyma. Nagle przerwał całowanie i nim się zorientowałam, ledwo otworzyłam oczy, złapał mnie za cycki, intensywnie, nawet łapczywie i mocno je miętosząc. Tylko syknęłam, znowu zamykając oczy. Nic więcej nie byłam w stanie zrobić. Niestety długo tak nie trwało. Odstąpił ode mnie, a ja zdziwiona spojrzałam zamglonymi rozkoszą oczami, co się dzieje.
Patrzył na mnie zdyszaną, jak po biegu, ponownie taksując czy może pozwolić sobie na więcej. Mógł, z pewnością mógł i jak sądzę, wyczytał to pragnienie ze mnie. Złapał za ramię i popchnął w kierunku pobliskiego stolika, ustawiając tak, że tyłem oparłam się o ten stolik. Szybko, zdecydowanie, mając już pewność, że nie spotka się ze sprzeciwem, sięgnął pod spódnicę, ujmując mocno, niezwykle władczo, za majtki, między udami. Moja myszka na to aż zapiszczała z rozkoszy, co przełożyło się na mój głośniejszy, nawet nie jęk, tylko emocjonalny okrzyk. Równocześnie z nim odruchowo nieco szerzej rozstawiłam nogi. Tak, wiedział, że już może pozwolić sobie na dużo, bardzo dużo.
Ciii – skarcił mnie samiec z powodu owego głośnego okrzyku. Natychmiast potem zamknął mi usta pocałunkiem.
Rzeczywiście, nie pomyślałam, że powinnam być cicho. Drzwi nie są przecież dźwiękoszczelne. Co prawda raczej nikogo obecnie nie powinno być na piętrze, ale gdyby, mógłby zainteresować się nietypowymi, jak na stypę, odgłosami dobiegającymi z mojego pokoju. Tylko jak być cicho, będąc tak władczo, z taką pewnością siebie, traktowana przez mężczyznę?
Tymczasem coraz mocniej czułam, z każdym ruchem jego dłoni na majtkach, że ta część garderoby jest zupełnie nie na miejscu. Zaczęła mnie uwierać, szczypać, a nawet kłóć, obejmując nieprzyjemnym, silnym uciskiem.
Dominujący samiec odstąpił ode mnie na moment, pytając szeptem:
– Jesteś dziewicą?
– Nie jestem... proszę pana. – Ni to wycharczałam, ni to wydyszałam z silnego podniecenia.
Nie mam pojęcia, czemu dodałam te „proszę pana”. Chciałam w ten sposób zaakcentować swoją zupełną uległość, jego dominację nade mną? Chyba nawet tak to odebrał, bo wyraźnie uśmiechnął się z zadowoleniem po tych słowach, chyba że go rozbawiły. A może spodobało mu się, że nie jestem dziewicą. Nie wiem… nieważne. Ważne, że poczułam w tym momencie, jak nieprzyjemnie szczypiące majtki zaczęły sprawiać mi nie tylko dyskomfort, ale też uczucie niechęci do nich. Bez zastanowienia, szybkim ruchem sięgnęłam pod spódnicę i równie szybko, z ulgą, ściągnęłam je z siebie, odrzucając jak najdalej.
– Znasz się na rzeczy – mruknął z uznaniem dominujący samiec, rozpinając sobie spodnie, a ja poczułam się, jak mała dziewczynka pogłaskana po główce za dobry uczynek.
Chwilę potem, równie szybko, jak ja majtki, zdjął spodnie razem z bielizną. Wpadłam w lekki popłoch, bo w moim kierunku, niczym młot, sterczał pokaźny członek. Aż w pierwszym odruchu chciałam się cofnąć. Za mną jednak był stolik, więc tylko mocniej się do niego przycisnęłam. Zarazem jednak przemknęła mi przez głowę myśl: „prawdziwy mężczyzna musi mieć solidny”, wprawiając w dodatkowe zadowolenie, że tym razem się nie zawiodłam na pierwszym wrażeniu, wtedy, gdy się z nim witałam. Bez przesady, członek nie był jak w filmach porno, ale z tak długim i grubym jeszcze moja myszka nie miała do czynienia. Taki… solidny. Aby opanować popłoch, powiedziałam w myślach uspokajająco do myszki: „jesteś elastyczna, na pewno poradzisz sobie”. Mężczyzna podszedł do mnie i nachylając się, zadarł moją czarną, żałobną spódnicę jak tylko się dało wysoko.
– Siadaj! – wydał polecenie.
Natychmiast posadziłam swój chudy, a teraz i goły tyłek na stoliku. Facet nie tracił czasu. Sięgnął do moich nóg powyżej kostek i pociągnął do góry tak, że padłam w jednej chwili na plecy. Ponieważ równocześnie straciłam równowagę, oczywiście pisnęłam głośno.
– Cicho! – ponownie skarcił mnie mężczyzna, za moje nieodpowiedzialne zachowanie.
Zadarł mi nogi i przytrzymując jedną ręką w górze, równocześnie drugą złapał za tyłek. Poczułam, jak palce jego dłoni zagłębiają się w rowku między pośladkami, z jednej strony drażniąc moje „drugie oczko”, a z drugiej zagłębiając się kciukiem w pochwie. To była taka dziwnie podwójna przyjemność, chociaż trochę wpadłam w panikę. Moje drugie oczko było jeszcze dziewicze i nie wiedziałam, co mogłoby się stać, gdyby i tam chciał się zagłębić. Na szczęście dla mnie do tego nie doszło i przestałam się bać. Mogłam teraz cała skupić się na przyjemności. Przyrzekłam sobie w duchu być jak trusia, aby znowu nie musiał mnie skarcić. Tylko jak być cicho, czując z magiczną przyjemnością to zagłębiający, to wysuwający się z pochwy kciuk mojego pana i całą dłoń operującą w okolicach pupy. Więc chociaż postękiwałam w rytm tych ruchów, a myszka na to natychmiast odpowiadała zwiększoną falą wilgoci.

Kciuk po kilkunastu ruchach zniknął, a moje rozchylone nogi jeszcze bardziej zostały rozchylone i powędrowały na ramiona mężczyzny. W miejscu niedawno operującego kciuka poczułam pieszczotliwy dotyk główki penisa. Pierwszy raz w życiu byłam brana w takiej pozycji, więc trochę się bałam, czy wszystko pójdzie, jak trzeba. Wstyd byłoby się skompromitować przed takim facetem.
Jak zwykle wbrew mojej woli, myszka, mimo że bardzo śliska, idealnie nawilżona, oczywiście stawiła opór. Chociaż dla tak doświadczonego samca nie okazało się to problemem. Pokonał opór zdecydowanie, mocno wbijając się, aż jęknęłam z zadowolenia i niewielkiego bólu przy okazji. Pamiętając jednak o przyrzeczeniu, stłumiłam jęk, aby nie wyszło zbyt głośno. Potraktował mnie dość brutalnie, przyznaję, ale też nie ukrywam, że spodobała mi się ta jego brutalna stanowczość i siła w zdobywaniu mojej osoby, a właściwie pewnej części ciała, ha, ha.
Czułam, jak duży penis wciskając się we mnie, wykorzystał chyba każde wolne miejsce myszki, niezwykle ekscytująco wypełniając ją sobą. Oczekiwałam, że zaraz będę mocno, szybko i zdecydowanie ruchana, ale ku mojemu zaskoczeniu, stało się zupełnie inaczej. Zaczął od niezbyt szybkiego, wręcz leniwego rozpychania się we mnie. Skubaniec coraz zmieniał tempo, nie pozwalając myszce się przyzwyczaić, zmuszając ją do wyrzucania z siebie coraz większych porcji przyjemności. Czasami wysuwał się niemal całkiem, czasami dobijał do końca, a czasami tylko do połowy, wywołując niedosyt myszki, aż miałam wrażenie, że ona sama woła „głębiej, głębiej, do końca”. Były to fascynujące doznania, nie waham się powiedzieć profesjonalny masaż pochwy. Z każdym cyklem coraz trudniej było mi zachować jako taką ciszę. W końcu musiałam zamknąć oczy i nadal starając się tłumić choć trochę jęki, powoli zaczęłam całkowicie odpływać, zatracając się w bezgranicznej przyjemności.
Gdy już nie dawałam rady i jęki stały się głośniejsze, nagle przerwał, szybko wychodząc ze mnie. Natychmiast złapał za ręce i kompletnie otumanioną, postawił na niepewne, drżące nogi. Zaraz obrócił tyłem do siebie, a ja, nadal nie bardzo kojarząc, co się dzieje, opadłam rękami na stolik; aby mieć pewniejsze podparcie, mimowolnie wypięłam chudy tyłek. No i znowu złapał mnie za biust.
– Świetne cycki – szepnął do ucha.
Momentalnie poczułam się dumna, chociaż macał przez bluzkę, a nie po gołych. Ogólnie było to trochę dziwne. Niby byłam ubrana, ale tylko od góry do pasa i niby miałam spódnicę, ale była zadarta, więc od pasa w dół byłam całkowicie dostępna, hi, hi. Nie wiem, czemu nie ściągnęłam wszystkich ciuchów albo on ze mnie. Chyba nie było na to czasu. Tak, na pewno. I nie ma co ukrywać: facet z tej dostępności korzystał, i to jak! Pożądliwie przyciskał do siebie, solidnie miętosząc cycki, a ja całą sobą chłonęłam ten zmysłowy dotyk rozpalonego mężczyzny i niezwykle podniecającej, ocierającej i napierającej na mój goły tyłek, jego sztywnej męskości.
Po niezbyt długiej przerwie na miętoszenie cycków nagle... trzask-prask, dał mi naprawdę potężnego klapsa w mój goły wypięty tyłek! Zaskoczona wrzasnęłam z bólu. Aż podskoczyłam. Zupełnie się tego nie spodziewałam! Łzy napłynęły mi do oczu, tak mi przywalił! W myślach tylko jęknęłam: za co, przecież się staram. Nic jednak nie powiedziałam.
Natychmiast po tym, nie dając mi chwili na oddech, ponownie zdecydowanie zaatakował myszkę. Oczywiście od tyłu. Dosłownie atakował. Wchodził mocno, szybko, gwałtownie, wywołując już niekontrolowany głośniejszy jęk rozkoszy i zaraz potem wysuwał się wolniej. Wbijał się w nią z wielką siłą i wolno wycofywał. Czułam wręcz, jakby dosłownie przedmuchiwał mnie całą. Potężne impulsy i zaraz potem obezwładniające fale rozkoszy. Robił to tak, że zmuszona byłam mocno złapać się obiema rękami za brzegi stolika, z obawy, abym przy którymś takim silnym pchnięciu zwyczajnie nie wpadła na stolik całym ciałem. To, co do tej pory przeżyłam, było niczym naprzeciwko tej odbierającej świadomość ekstazy. Najgorsze, że najbardziej lubię, jak mężczyzna, bo przecież nie chłopczyk w moim mniej więcej wieku, bierze mnie sobie od tyłu. To były takie słodkie tortury!
Nawet studenciak nie wytrzymywał porównania. Tamten robił szybko swoje, za szybko, był pospolitym ruchаczem. Ten smakował seks, mnie, moją myszkę z wypełniającym ją i w dodatku wypływającym soczkiem. Tamten był zwykłym szamaczem hamburgerów, ten był wykwintnym smakoszem, koneserem kobiet. Takich jak ja. Czułam, że powoli zaczynam dochodzić. Z gardła cały czas wydobywały się silniejsze dźwięki, w rytm jego mocnych pchnięć. Nieoczekiwanie przemknęło mi przez myśl, będąc tak brutalnie posuwaną od tyłu, że jestem brana jak ostatnia zdzira. Markowi się nie udało, a jemu tak, uczynić ze mnie wydzierającą się dziwkę. Nie wiem czemu, ale teraz ta nagła świadomość, że jestem traktowana jak dziwkа, choć na pewno nie była to prawda, tylko moje wyobrażenie, sprawiła mi niezwykle błogą przyjemność, aż z myszki wypłynęła kolejna porcja soków.

Było już blisko coraz bliżej, jeszcze chwila… czułam się jak surfer uciekający przed wysoką falą, ale już wie, że zaraz go zaleje, tym bardziej że byłam spocona. Cała zadrżałam mocno jak zawsze tuż przed ogarniającym mnie orgazmem. Stęknęłam na jego progu, dotknięta jego falą, by zaraz wychrypieć głośno i ciężko „oooh”.
– Ciszej bądź – mruknął samiec, słysząc mój głośny jęk.
Tylko że ja nic na to nie byłam w stanie poradzić, przytłoczona, oszołomiona, zamroczona, rozłożona na łopatki przez własny orgazm. To działo się bez mała obok mnie, niezależnie od mojej woli. A jeszcze łapałam powietrze jak ryba wyjęta z wody. Samiec za to, nie przejmując się moim stanem, nadal pchał mnie mocno i brutalnie. Dopiero po kilkunastu sekundach gwałtownie wyszedł ze mnie, jakby przerwał w połowie. Pomimo przeżytego orgazmu, takie gwałtowne wyjście wywołało we mnie ukłucie niedosytu. To już? Koniec? Naprawdę?
Mężczyzna nieśpiesznie podszedł do wersalki i usiadł na niej. Miałam chwilę na złapanie oddechu. Ujął w dłoń członka, nakierowując go w moją stronę. Spojrzał z zachęcającym wyrazem twarzy w oczy, mówiąc:
– Wskakuj!
Ostrożnie puściłam stół. Dłonie miałam zgrabiałe, prawie bez czucia od uporczywego zaciskania ich na brzegach blatu. Myszka zdecydowanie chciała więcej, ale nie czułam się zbyt pewnie na własnych nogach. Spojrzałam na mężczyznę, chyba z wyrazem oczekiwania jakiejś pomocy od niego.
– No chodź, szybciej! – Ponaglił ruchem głowy.
Nie potrafiłam tak kategorycznego ponaglenia zignorować. Nogi same poniosły mnie w jego kierunku. Szłam wolno, chwiejnie, można powiedzieć ubzdryngolona podnieceniem i zmęczeniem. Tak! Ubzdryngolona! A co, nie mogłam się ubzdryngolić?
Stojąc już blisko, podciągnęłam do góry spódnicę, która w międzyczasie zdążyła mi opaść i usiadłam na nim okrakiem. Przejęłam z jego ręki członka i wsunęłam sobie do odczuwającej już pustkę myszki. Znowu doświadczyłam tego wspaniałego uczucia wypełnienia, aż zmrużyłam oczy, a z ust wydobył się prawie niesłyszalny pomruk zachwytu. Równocześnie zaświtał mi w głowie pewien pomysł. Zaczęłam wykonywać ostrożnie, potem mocniej ruchy okrężne. Aż w pierwszym momencie prychnęłam śmiechem zadowolenia, czując niezwykle przyjemne łaskotki, dobiegające z wnętrza pochwy. Potem zaczęłam podnosić się i opadać. Było to tak dziwne uczucie, że początkowo wszystko wydało mi się nierealne. Dziwnie było pomyśleć, że ja sama sobie robię coś takiego. Nie śpieszyłam się, starałam uzyskać takie tempo, jakie zdawało się najbardziej odpowiednie dla mojego organizmu w tym stanie; zharmonizować rozkosz odczuwaną przez myszkę, z doświadczanym przeze mnie samą uniesieniem. Znowu zaczynałam odpływać. Moja świadomość, obejmująca pokój zaczęła zawężać się coraz bardziej, aż ograniczyła się tylko do mnie i mężczyzny utrzymującego mnie w ramionach, a potem tylko do tego fragmentu ciała, elastycznego i bez końca nawilżanego, który w połączeniu z męskim narządem, sypał w mojej głowie niezliczonymi iskrami przyjemności. Zanim jednak całkowicie dałam się ponieść szaleństwu, mężczyzna podjął aktywną współpracę. Stopniowo unosiłam się i opadałam coraz szybciej, choć wkrótce przestałam zdawać sobie sprawę, że dzieje się to coraz szybciej. Zatraciłam się w tym całkowicie. Czułam tylko, pragnęłam cała sobą, aby znowu pojawiła się ta niewyobrażalna fala rozkoszy, która pozbawi mnie tchu. Już tylko to się liczyło. Nie miało znaczenia, czy jestem cicho, czy głośno. Pewnie instynktownie tłumiłam głośniejsze okrzyki, bo nie byłam strofowana przez mojego doskonałego samca. Byłam już blisko, widziałam światełko w tunelu, gdy silne ramiona powstrzymały mnie od dalszego ruchu. Za to poczułam w pochwie drżenie i ciepłą spermę wypełniającą myszkę. Sekundę później odchyliłam w tył głowę z głośniejszym jękiem, dłuższym, aż gwałtownie zamilkłam z grymasem na twarzy. Ponownie głos uwiązł mi w gardle. Całkowicie zostałam obezwładniona przez jeszcze silniejszy od poprzedniego orgazm, który zdawał się trwać, i trwać i nie mieć końca, podobnie, jak wytrysk, wypełniający mnie coraz to nowymi porcjami ciepłej spermy, podsycając jeszcze i tak trudną do zniesienia przyjemność. Czas zdawał się rozciągnąć do granic kosmosu.

* * *

Trwałam w takim zawieszeniu, aż do momentu, gdy czas i moja świadomość powróciły w jednej chwili, jak za prostym kliknięciem. Ocknęłam się mocno oparta o mojego mężczyznę. Ostrożnie, czując się niepewnie, spróbowałam zejść z niego. Przekręciłam się tak, że padłam na swój chudy tyłek tuż obok niego. Byłam kompletnie zdechła, ale wewnętrznie niewiarygodnie pobudzona szczęściem. Mężczyzna zaraz potem na krótko przytulił mnie bokiem do siebie, obejmując ramieniem, jakby tym chciał powiedzieć „byłaś dobra, mała”, po czym podniósł się i nieśpiesznie zaczął ubierać. Patrząc, podziwiałam go, że ma jeszcze tyle siły. Przyglądał mi się z uśmiechem zadowolenia, a może aprobaty. W głębi kołatało mi się dumne przeświadczenie, że ja, szara myszka, zdołałam go zadowolić. No, może nie taka całkiem szara. Sama też, mimo zmęczenia, byłam zadowolona w stu procentach. Chciałam wstać, lecz ostatecznie padłam na kolana na dywan przed kanapą. Na czworakach podpełzłam kawałek i sięgnęłam po majtki, usiłując niezdarnie, na raty, je założyć. Mój mężczyzna z lekko pobłażliwym uśmiechem obserwował te zawstydzająco niezdarne zmagania z majtkami. Ostatecznie jakoś naciągnęłam je na ten chudy tyłek.
Siły mi powracały i gdy wstałam, znowu zobaczyłam w jego wzroku, jak uważnie kontroluje otoczenie, co wkoło się dzieje, łącznie ze mną.
– Zadowolona? – rzucił w moim kierunku. W jego głosie nie było jednak pytania, a zwykłe stwierdzenie faktu. Jednak w odróżnieniu od moich dotychczasowych chłopaczków, ten facet miał pełne kwalifikacje, aby być tak pewnym siebie.
– Bardzo! – odpowiedziałam z satysfakcją. Mój stan umysłu nie pozwalał w tym momencie wypowiadać się inaczej niż euforycznie.
– Cóż – powiedział, rozkładając z uśmiechem ręce, po części w geście przeproszenia – piękny pokój, piękna właścicielka, ale muszę już iść.
Podeszłam bliżej, sama nie wiem po co, chyba odruchowo, jak przy pożegnaniu. Też przysunął się do mnie. Obejmując i przytulając mocno do siebie, równocześnie poklepał po chudym tyłku. Przylgnęłam całą sobą do niego. Bardzo potrzebowałam w tym momencie takiego ciepłego gestu. Spojrzałam wyżej, bo był znacznie wyższy ode mnie, teraz wydawał mi się jeszcze wyższy, po czym dziwnie wstydliwym głosem powiedziałam:
– Dziękuję. – Nawet nie wiedziałam, za co mu dziękuję, może za całokształt, ale taką poczułam nagle potrzebę odwdzięczenia się. A może najbardziej za to przytulenie?
Puścił mnie i sięgnął do kieszeni. Niespodziewanie wyjął portfel, otworzył go i wyjął banknot stuzłotowy, podając mi go. Zszokowana, odskoczyłam o krok.
– Ja nie dlatego, nie jestem… ja nie… – plątałam się zdziwiona, siłą woli powstrzymując rękę, która sama próbowała sięgnąć po banknot.
– Wiem. – Zdecydowanym głosem przerwał mi. – To nie jest zapłata, tylko podziękowanie. Byłaby zapłatą, gdybyśmy uzgodnili to przed, ale wtedy nie było w ogóle o tym mowy. Teraz to prezent. Takiej niezwykłej dziewczynie jak ty zawsze się przyda. Bierz go.– Z uśmiechem wręczył banknot.

Rozbrojona komplementem i tym uśmiechem, już bez sprzeciwu przyjęłam banknot.
– Ale to jest sto złotych – powiedziałam zdziwiona, nie mogąc nadal uwierzyć w tak duży nominał, który trzymałam w ręce.
Mężczyzna rzucił w moim kierunku uważne spojrzenie, pokiwał z uśmiechem głową, po czym powiedział:
– Masz rację. Byłaś doskonała. Moja żona mogłaby się od ciebie dużo nauczyć. Ty zresztą na pewno spożytkujesz lepiej pieniądze niż ona na jakieś bzdety. – Mówiąc to, ponownie sięgnął po portfel i bez wahania wyciągając jeszcze dwa banknoty, wcisnął mi je w rękę, stojącej jak słup soli. Mrugnął jeszcze okiem, zanim opuścił mój pokój, pozostawiając samą w szoku w towarzystwie trzech banknotów z wizerunkiem Władysława II Jagiełły i kołaczącymi się w głowie jego słowami, że byłam doskonała. Gdy wyszedł, z wrażenia aż usiadłam na wersalce.
Moje myśli krążyły, jakby akurat znalazły się na szybkiej karuzeli. Próbowałam którąś złapać, ale nic z tego nie wychodziło. Potrzebowałam chwili spokoju, aby je zatrzymać. Spojrzałam jeszcze raz na twarz mężczyzny w koronie, na banknocie. Ciekawe czy on też tak potrafił… Jasne, przecież to król. Niejedna pewnie była zadowolona i przeżywała to, co ja. Kiedy to było? Wytężyłam pamięć do granic możliwości, usiłując przypomnieć sobie, kiedy panował. Chyba w czternastym wieku, ale nie byłam pewna. W każdym razie było to dawno. Wtedy na pewno nie było mnie jeszcze na świecie. A szkoda. Może teraz uczyliby o mnie w szkole?
Podniosłam się i z zadowoleniem wrzuciłam banknoty do szufladki, w której trzymam ważne rzeczy, po czym ponownie klapnęłam na wersalce. Jejciu, nadal mi dobrze, westchnęłam, przypominając sobie, co tu się działo. Ten pokój jeszcze nie widział takich harców. Podobne, ale nie takie. O wiele nie takie. Spojrzałam na sufit. Dziadku, pomyślałam, jeżeli gdzieś tam patrzysz z góry, to miałeś niezły ubaw. Byłam przekonana, że jeśli to widział, z pewnością jest teraz dumny ze swojej wnuczki.
To był pierwszy naprawdę udany seks w moim życiu. I dał mi takiego karcącego klapsa, hi, hi. Nawet tato nigdy tak mi nie przywalił, chociaż szczerze, czasami o to się prosiłam.
Może mam jeszcze jakąś przyszłość i nie całe życie będzie takie nijakie? Nabrałam w tym zakresie ostrożnego optymizmu. Może po prostu nie spotkałam na swojej drodze prawdziwego mężczyzny? To z pewnością mój chudy tyłek nie ma wystarczającej mocy, aby takiego przyciągnąć. Ledwie daje radę jakimś chłopczykom, którzy nie mają pojęcia jak zagrać na tak skomplikowanym instrumencie, jakim jest dziewczyna, jakim ja jestem. Tak, to musi być to – z żalem zauważyłam. Inaczej moja przyjaciółka. Zawsze zazdrościłam jej pupy. Coraz jakiś chłopak ją łapie za nią, a mnie… szkoda gadać.

Jednak prawdziwy mężczyzna, pewny siebie, nie pyta, tylko robi i jak robi! W przeciwieństwie do chłopczyków on ma prawo, bo ma kwalifikacje. Jego pewność jest całkowicie uzasadniona, nie jest wybujałym wyobrażeniem o swoim ego. Potrafił w pełni wykorzystać ten instrument, jakim jestem, wydobyć ze mnie wszystkie istniejące czyste tony i to bez wysiłku. On po prostu taki jest. I wtedy dotarło coś do mnie. On jest Samcem Alfa i już. A Samiec Alfa bierze sobie, kogo chce i jak chce, nie pytając o nic. Dlatego mógł robić ze mną, co chciał i jak chciał i dlatego tak mi było dobrze. Po prostu odkąd mnie powziął, nie miałam szans, musiałam mu ulec, to z góry było przesądzone. Przynajmniej od momentu, gdy zgodziłam się na jego zasady gry. Tylko czy mogłam się nie zgodzić? Byłabym głupia.

Nagle ocknęłam się z tych psychodelicznych rozważań. E tam, po prostu chciałam. Przypominając sobie, że poza moim pokojem jest też świat zewnętrzny, spojrzałam na zegarek. Zdziwiłam się, że to wszystko tak krótko trwało. Wydawało mi się, że znacznie dłużej. Jednak wystarczająco długo by rodzice zaniepokoili się, co ze mną się stało. Wiedziałam, że muszę już wracać na parter. Najwyższy czas. No, dziewczyno rusz swoje chude cztery litery – zmobilizowałam się. O! – ponownie zauważyłam z satysfakcją – dla prawdziwego mężczyzny nawet moja chuda dupka nie była przeszkodą. Miło wiedzieć. Westchnęłam, rzucając w myślach „dzięki mycha”. Byłam zadowolona, że moja myszka tak doskonale sobie poradziła. Mogła przecież się zestresować i do niczego by nie doszło, tylko do kompromitacji.
Gdy wstałam, nie wytrzymałam i ponownie odemknęłam szufladę z ważnymi rzeczami. Były nadal, leżały w tym samym miejscu, gdzie je położyłam. Trzy banknoty stuzłotowe. Czy to zapłata za milczenie?, przemknęło mi przez myśl. E tam, po prostu byłam dobra, odnotowałam z satysfakcją. I tak zresztą nic bym nie powiedziała, niezwłocznie się usprawiedliwiłam.
Bardziej otworzyłam szufladę i sięgnęłam w głąb, wyciągając stary piórnik, jeszcze z podstawówki. Uchyliłam wieczko i wyjęłam niewielkie pomarańczowe opakowanie, w jakie się pakuje leki. Tylko że tu były dwie małe okrągłe tabletki. Dziś na dobranoc połknę cię kochanie, czule odezwałam się do jednej z nich, odkładając opakowanie i piórnik na miejsce, na koniec starannie zamykając szufladę. Bawiłam się bez zabezpieczenia i chociaż wiedziałam, że teraz ciąża mi nie grozi, lepiej mieć pewność.
Westchnęłam i wyciągnęłam świeżą bieliznę. Rozejrzałam się po pustym pokoju i ponownie wzdychając nad tym, co niedawno tu się działo, ruszyłam w kierunku łazienki pod szybki prysznic. Nie omieszkałam w łazience spojrzeć na swój chudy tyłek, na którym widniał ślad po klapsie. Zachichotałam głupio, czując na ten widok przypływ podniecenia. Czemu mi przyłożył? Bo miał okazję bezkarnie przyłożyć? Byłam aż tak bardzo niegrzeczna? Tylko co w tym złego, że w takiej sytuacji dziewczyna jest bardzo niegrzeczna, hi, hi. Rany, pierwszy raz dostałam tak w dupę. I czemu tak mi się to podoba? Dziwne, ale przyjemne.

Gdy ponownie pojawiłam się na parterze, wydało mi się, że akcja nie posunęła nawet o milimetr do przodu. Wszystko wydawało mi się takie, jakim było, gdy opuszczałam parter. Wszystko z wyjątkiem mnie. Usiadłam na starym miejscu za stołem. Mój mężczyzna zdawał się zajęty czymś zupełnie innym. Miałam dość siedzenia, wstałam i podeszłam do taty, który akurat był wolny.
– Nudzisz się córeczko – powiedział ze zrozumieniem, delikatnie przytulając za głowę do siebie. Kojąco przesunął dłonią po włosach aż do końca, ciemnoblond z jeszcze ciemniejszymi pasemkami, opadającymi zawsze trochę niesfornie, głęboko za ramiona. – Wytrzymaj jeszcze trochę, to już nie potrwa długo.
– Wytrzymam. – Uśmiechnęłam się do taty.
Teraz już na pewno. Mój uśmiech miał jednak inny powód, niż tato mógłby sądzić. Wyobraziłam sobie, że w przypadku tych najstarszych uczestników stypy, to rzeczywiście już nie potrwa długo… Ot, taki czarny humor, na który bezkarnie może pozwolić sobie tylko szczęśliwa dziewczyna.
Cały czas, od momentu, gdy znalazłam się na parterze, czułam lekkie podekscytowanie, związane z moją tajemnicą, o której wiedziała jeszcze tylko jedna osoba. Nikt inny, mama, a już szczególnie tata, obok którego teraz stałam, nie miał pojęcia, że jego ukochana córeczka jest teraz po brzegi wypełniona spermą jego kolegi z pracy.
Moje szczęście zaburzała tylko świadomość, że to się drugi raz nie powtórzy. Pewnie nawet już go nie zobaczę. Po zaspokojeniu głodu świeżego młodego ciała wróci do swojego życia, w którym na mnie nie ma miejsca. Wiem, zdawałam sobie sprawę, że byłam dla niego raptem zabawką, ale nie żałowałam tego. Miałam tylko nadzieję, że zdołałam zrobić na nim wystarczające wrażenie, aby zapamiętał ten dzień i mnie tego dnia na zawsze, bo ja zapamiętam. Przeżyłam pierwszy naprawdę udany seks w moim życiu i czegoś się przy tym nauczyłam. No i stypa nie była taka tragicznie nudna, bo coś ekscytującego i zarazem zupełnie niespodziewanego się wydarzyło. Chyba dobrze, że Wioli nie było, bo gdyby była, to nic by się nie stało. A może? Bardzo jej zależało, aby Marek „uczynił ją kobietą”. Taki mężczyzna na pewno dałby radę nam obu, jestem pewna. Tylko czy by chciał? Kto wie, wszystko jest możliwe… Wszystko???
A moje życie? Może jednak nie będzie dalej takie całkiem nieudane. Może mimo mojego chudego tyłka jest jeszcze dla mnie nadzieja. Jak myślicie?
W realnym życiu uwielbiam uprawiać seks z młodymi, mało lub wcale doświadczonymi chłopcami. Mam tu spore doświadczenie praktyczne. Myśle, że mogę podsumować cały tekst w ten sposób, iż napisał go mężczyzna, który nie ma zbyt dużego pojęcia o tym, co czuje i co może zrobić kobieta posuwana przez niedoświadczonego partnera.
Co do samego warsztatu to niech za podsumowanie starczy to jedno zdanie „ W trakcie tej czynności tuż przed moimi oczami wyskoczył, jakby był na sprężynie, członek w pełnej męskiej okazałości, aż się zdziwiłam jaki duży i sztywny, bo to przecież ciapa, a nie stuprocentowy mężczyzna.” Członek w pełnej MĘSKIEJ okazałości😂
 
Mężczyzna

Indragor

Biegły Uwodziciel
@SaSy , to jednak opowiadanie z lekkim przymrużeniem oka, więc nie traktujmy wszystkiego aż tak poważnie, bardziej zabawowo. W końcu zostało napisane w celu rozrywkowym. Aczkolwiek jak wspomniałem przy innej okazji, każdy czytelnik ma prawo do własnej interpretacji. Jednemu zwrot się podoba, innemu nie. I tak ma być.
 
Kobieta

Fragolina di Bosco

Podrywacz
W realnym życiu uwielbiam uprawiać seks z młodymi, mało lub wcale doświadczonymi chłopcami. Mam tu spore doświadczenie praktyczne. Myśle, że mogę podsumować cały tekst w ten sposób, iż napisał go mężczyzna, który nie ma zbyt dużego pojęcia o tym, co czuje i co może zrobić kobieta posuwana przez niedoświadczonego partnera.
Co do samego warsztatu to niech za podsumowanie starczy to jedno zdanie „ W trakcie tej czynności tuż przed moimi oczami wyskoczył, jakby był na sprężynie, członek w pełnej męskiej okazałości, aż się zdziwiłam jaki duży i sztywny, bo to przecież ciapa, a nie stuprocentowy mężczyzna.” Członek w pełnej MĘSKIEJ okazałości😂
Bohaterka tego opowiadania ma w opisanej przez Ciebie sytuacji niecałe 16 lat.Postrzega świat z nastoletniej perspektywy, używa języka charakterystycznego dla jej wieku i dlatego taka a nie inna jej reakcja na widok męskiego członka.
Czyż nie tak Indragorze?
Jak rozumiem @SaSy Ty w jej wieku miałaś już do czynienia z całym pułkiem wojska i widziałaś tysiące kutasów......🤦🏻‍♀️
 

Podobne tematy


Stripchat
Prywatne rozmowy
Pomoc Użytkownicy
    Nie dołączyłeś do żadnego pokoju.
    Do góry