Kiedys po prostu "dlugie godziny" rozmawialem o tym z pewnym ksiedzem. Wspanialy Czlowiek, super Towarzysz Rozmowy... no kompan, jakich malo. Tlumaczyl mi, ze to, co mamy na domowych polkach to tylko czest starozytnych manuskryptow, przekazow, zapiskow... czesc, ktora zostala uznana za "natchniona" przez kosciol.
Staralem sie potem wyobrazic sobie, jak banda ludzi - jakakolwiek, czy to beda malarze, alkoholicy, magowie, zakonnice... - jak moze stwierdzic ze 100% pewnoscia, ze jakas "rzecz" jest natchniona przez "Istote Wyzsza" [Jahwe, Budda, Allah]? Niby co? Maja "Poradnik Mlodego Klechy", w ktorym jest rodzial zatytulowany "10 warunkow, ktore spelnia kazdy natchniony skrypt"? Bo - no litosci - tych kilku, kilkudziesieciu, kilkuset ludzi musi byc pewnych, ze tekst jest natchniony, skoro to oni decyduja w co maja wierzyc miliony innych... jak mozna uznac cos za natchnione, swiete, jesli sie nie jest tego pewnym? Jesli sie nie jest pewnym, to chyba nie mozna wmuszac wiary w to innym.
A skoro to jest to, czego ucza dzieci w przedszkolach, szkolach, co rozpowszechniaja jako "Filar Naszej Wiary" aka "Biblia", to swiadczy tylko o tym, jak bardzo sa pewni tego, ze ta czesc, ktora opublikowali, jest "natchniona".
W sumie mozliwosci sa dwie:
1. ...albo celowo publikuja to, co ulatwi im sterowanie ludzmi poddatnymi na zdanie kosciola [manipulacja, w najbrutalniejszej postaci - przyp. aut.],
2. ...albo sa porzadnymi ludzmi, ktorym nie zalezy na kontrolowaniu tresci, a jedynie na przekazywaniu prawdy.
Zalozmy optymistyczny scenariusz - Biblia, ktora znamy, zostala nam udostepniona, poniewaz Ludzie za to odpowiedzialni, byli calkowicie pewni, ze to sa wlasnie natchnione ksiegi.
Mieli co do tego absolutna pewnosc.
Moje pytanie brzmi: skad?