• Witaj na forum erotycznym SexForum.pl

    Forum przeznaczone jest wyłącznie dla dorosłych. Jeżeli nie jesteś pełnoletni, lub nie chcesz oglądać treści erotycznych koniecznie opuść tą stronę.

Samobójstwo zaszczutego księdza onanisty

Kobieta

Ada_L_87

Biegły Uwodziciel
Nie no muszę, po prostu muszę, bo się uduszę... 🙈

Od lat w polskim systemie wymiaru sprawiedliwości obowiązują powszechne i żelazne zasady postępowania karnego (uregulowane głównie w KPK, a niektóre również w ustawie zasadniczej - polecam!). Stanowią one, m.in., że nikogo (!!!) nie wolno uznawać za winnego przed skazaniem. Jedynie sąd jest wyposażony w odpowiednie narzędzia i kompetencje, które umożliwiają mu przesądzić o winie lub jej braku i w przypadku stwierdzenia winy, do pociągnięcia oskarżonego do odpowiedzialności karnej. I na tym mogłabym zakończyć swój wywód, prosząc Was jedynie o wyprowadzenie z tego własnych wniosków.

Tylko trzeba tu chyba uporządkować kilka kwestii.

W uproszczeniu (może nie popłynę)...

Po pierwsze, jeśli doszło do popełnienia wykroczenia i na księdza został nałożony mandat karny, to nie wiem nad czym tu się jeszcze rozwodzić. Prawo zadziałało w sposób prawidłowy i tyle. A to czy ksiądz, pełniąc posługę kapłańską, w ogóle powinien się dopuszczać takiego czynu, co może mu ewentualnie za to grozić ze strony władz kościelnych (jeśli w ogóle) i w jaki sposób sytuacja wpłynie na postrzeganie go przez wiernych, to już zupełnie osobne kwestie, które celowo tutaj pomijam, gdyż nie jestem najbardziej kompetentną osobą by się do nich odnosić (...).

Jeśli natomiast doszło do popełnienia przestępstwa z art. 200 par. 4 KK, to ksiądz mógł zostać aresztowany, poddany dalszym czynnościom wyjaśniającym prowadzonym pod nadzorem prokuratora i jeśli zebrane w toku postępowania dowody, rzeczywiście pozwoliłyby na postawienie księdzu formalnych zarzutów, to wówczas prokurator by to uczynił, po czym wniósłby do sądu akt oskarżenia. Tylko, że nic takiego się w ogóle nie wydarzyło!! Policjanci, którzy przybyli na miejsce, musieli mieć podstawę do tego, by uznać, że czyn nosił znamiona, które wyraźnie wskazywały na wykroczenie, nie na przestępstwo. Sorry, ale z powietrza sobie tego nie wzięli, a obserwuję od lat, że funkcjonariusze działają coraz bardziej rozważnie i ostrożnie, gdyż ciąży na nich odpowiedzialność służbowa za ewentualne uchybienia lub zaniechania podczas wypełniania obowiązków i, wbrew pozorom, bardzo często dmuchają na zimne. [Na marginesie, owszem, zdarzają się niechlubne i smutne wyjątki, jak np. nie tak dawno, przy słynnej sprawie 8-letniego Kamila, gdzie policja również zawiodła, jednak nadal, przy ogromie różnego rodzaju spraw - to są wyjątki.]

No i wreszcie, ta pieprzona wiśnia na torcie, do akcji wkroczył ktoś, kto samozwańczo uznał się za polski wymiar sprawiedliwości, swoim internetowym wpisem wydał swój własny "wyrok", opatrzył go nazwiskiem i bodajże wizerunkiem "tego strasznego zwyrola" i pośrednio wywołał efekt taki, jaki mamy. Zapewne nie taka była intencja, ale fakt pozostaje faktem - na pewno nie pozostało to bez wpływu na dalszy bieg wydarzeń. Brawo!

Słuchajcie... Nie byliście na miejscu zdarzenia, nie zbieraliście dowodów, nie przesłuchiwaliście świadków, nie mieliście wglądu do notatek służbowych funkcjonariuszy policji, przeczytaliście jedynie w internecie mały wycinek informacji, jeden kawałek całej układanki, który został upubliczniony i na jego podstawie czujecie się kompetentni do osądzenia tego człowieka? Wybaczcie, ale kim my jesteśmy, by wieszać na kimkolwiek psy dysponując jedynie strzępkami wiedzy zaczerpniętej z serwisów informacyjnych? Tak, strzępkami. Widzieliście kiedykolwiek jak wygląda ława sędziowska w procesie karnym? Jest cała przywalona aktami. Kilkanaście, kilkadziesiąt (w cięższych sprawach nawet kilkaset) opasłych teczek z zebranymi dowodami i materiałami z postępowania przygotowawczego. Taki widok można zobaczyć nawet w takich sprawach jak ta, o której się tu rozprawia, a która wydawałaby się względnie łatwa do osądzenia i w której zebranych materiałów powinno być relatywnie niewiele. Tylko czasami w tych aktach znajduje się jedna kartka, na pierwszy rzut oka nie wnosząca niczego spektakularnego do sprawy, to jednak informacje na niej zawarte, po połączeniu wszystkich kropek, rzucają nowe światło na całą sprawę, które wywraca akt oskarżenia do góry nogami. A teraz, ile informacji z tychże akt, nawet najlepszy redaktor na świecie, jest w stanie upchnąć w swoim materiale, który czytacie lub oglądacie? Sami sobie odpowiedzcie.

Być może wytkniecie mi też zaraz, że to, co tutaj piszecie oraz to, co zawisło w internecie po tamtym zdarzeniu, to tylko opinie. Great, tylko czym jest opinia? Subiektywnym poglądem na dane zagadnienie. Taki własny osąd konkretnej sytuacji. Tylko, że taka opinia, która wybrzmiewa publicznie w ilościach hurtowych, może mieć bardzo duży wpływ na człowieka, a gdy jest naszpikowana negatywnym ładunkiem, to może doprowadzić wręcz do ludzkich tragedii. Siniaków wyrządzonych słowami przecież nie widać, ale skatowany nimi człowiek, w pewnym momencie nie widzi sensu by się bronić. Tego chyba doświadczył ten ksiądz, po wysłuchaniu lub przeczytaniu tamtego wpisu i tych wszystkich "opinii". Prosty przykład jak złamać komuś życie, dosłownie. Bo łatwo jest wydawać własne "wyroki-opinie", tylko ciężko jednak brać za nie potem pełną odpowiedzialność.

I tak na koniec, odwróćcie trochę sytuację. Zapomnijcie na chwilę, że to był ksiądz (bo chyba wszyscy doskonale wiemy, że ten aspekt nie pozostaje bez wpływu w całej tej historii) i postawcie w jego miejsce kogokolwiek innego, a najlepiej kogoś Wam bliskiego. Czy w taki sam sposób byście wówczas podeszli do tej sprawy i równie ochoczo ferowali wyroki oraz być może rozpowszechniali dane osobowe i wizerunek domniemanego winowajcy, jeszcze zanim dojdzie do otwarcia przewodu sądowego i wydania orzeczenia przez sąd?
To nie jest pytanie, na które oczekuję jakiejkolwiek odpowiedzi. Rzucam po prostu hasło do przemyślenia.

[Chyba tęsknię już za robotą... 🙈]
 
Mężczyzna

col.Greg

Instruktor seksu
Nie no muszę, po prostu muszę, bo się uduszę... 🙈

Od lat w polskim systemie wymiaru sprawiedliwości obowiązują powszechne i żelazne zasady postępowania karnego (uregulowane głównie w KPK, a niektóre również w ustawie zasadniczej - polecam!). Stanowią one, m.in., że nikogo (!!!) nie wolno uznawać za winnego przed skazaniem. Jedynie sąd jest wyposażony w odpowiednie narzędzia i kompetencje, które umożliwiają mu przesądzić o winie lub jej braku i w przypadku stwierdzenia winy, do pociągnięcia oskarżonego do odpowiedzialności karnej. I na tym mogłabym zakończyć swój wywód, prosząc Was jedynie o wyprowadzenie z tego własnych wniosków.

Tylko trzeba tu chyba uporządkować kilka kwestii.

W uproszczeniu (może nie popłynę)...

Po pierwsze, jeśli doszło do popełnienia wykroczenia i na księdza został nałożony mandat karny, to nie wiem nad czym tu się jeszcze rozwodzić. Prawo zadziałało w sposób prawidłowy i tyle. A to czy ksiądz, pełniąc posługę kapłańską, w ogóle powinien się dopuszczać takiego czynu, co może mu ewentualnie za to grozić ze strony władz kościelnych (jeśli w ogóle) i w jaki sposób sytuacja wpłynie na postrzeganie go przez wiernych, to już zupełnie osobne kwestie, które celowo tutaj pomijam, gdyż nie jestem najbardziej kompetentną osobą by się do nich odnosić (...).

Jeśli natomiast doszło do popełnienia przestępstwa z art. 200 par. 4 KK, to ksiądz mógł zostać aresztowany, poddany dalszym czynnościom wyjaśniającym prowadzonym pod nadzorem prokuratora i jeśli zebrane w toku postępowania dowody, rzeczywiście pozwoliłyby na postawienie księdzu formalnych zarzutów, to wówczas prokurator by to uczynił, po czym wniósłby do sądu akt oskarżenia. Tylko, że nic takiego się w ogóle nie wydarzyło!! Policjanci, którzy przybyli na miejsce, musieli mieć podstawę do tego, by uznać, że czyn nosił znamiona, które wyraźnie wskazywały na wykroczenie, nie na przestępstwo. Sorry, ale z powietrza sobie tego nie wzięli, a obserwuję od lat, że funkcjonariusze działają coraz bardziej rozważnie i ostrożnie, gdyż ciąży na nich odpowiedzialność służbowa za ewentualne uchybienia lub zaniechania podczas wypełniania obowiązków i, wbrew pozorom, bardzo często dmuchają na zimne. [Na marginesie, owszem, zdarzają się niechlubne i smutne wyjątki, jak np. nie tak dawno, przy słynnej sprawie 8-letniego Kamila, gdzie policja również zawiodła, jednak nadal, przy ogromie różnego rodzaju spraw - to są wyjątki.]

No i wreszcie, ta pieprzona wiśnia na torcie, do akcji wkroczył ktoś, kto samozwańczo uznał się za polski wymiar sprawiedliwości, swoim internetowym wpisem wydał swój własny "wyrok", opatrzył go nazwiskiem i bodajże wizerunkiem "tego strasznego zwyrola" i pośrednio wywołał efekt taki, jaki mamy. Zapewne nie taka była intencja, ale fakt pozostaje faktem - na pewno nie pozostało to bez wpływu na dalszy bieg wydarzeń. Brawo!

Słuchajcie... Nie byliście na miejscu zdarzenia, nie zbieraliście dowodów, nie przesłuchiwaliście świadków, nie mieliście wglądu do notatek służbowych funkcjonariuszy policji, przeczytaliście jedynie w internecie mały wycinek informacji, jeden kawałek całej układanki, który został upubliczniony i na jego podstawie czujecie się kompetentni do osądzenia tego człowieka? Wybaczcie, ale kim my jesteśmy, by wieszać na kimkolwiek psy dysponując jedynie strzępkami wiedzy zaczerpniętej z serwisów informacyjnych? Tak, strzępkami. Widzieliście kiedykolwiek jak wygląda ława sędziowska w procesie karnym? Jest cała przywalona aktami. Kilkanaście, kilkadziesiąt (w cięższych sprawach nawet kilkaset) opasłych teczek z zebranymi dowodami i materiałami z postępowania przygotowawczego. Taki widok można zobaczyć nawet w takich sprawach jak ta, o której się tu rozprawia, a która wydawałaby się względnie łatwa do osądzenia i w której zebranych materiałów powinno być relatywnie niewiele. Tylko czasami w tych aktach znajduje się jedna kartka, na pierwszy rzut oka nie wnosząca niczego spektakularnego do sprawy, to jednak informacje na niej zawarte, po połączeniu wszystkich kropek, rzucają nowe światło na całą sprawę, które wywraca akt oskarżenia do góry nogami. A teraz, ile informacji z tychże akt, nawet najlepszy redaktor na świecie, jest w stanie upchnąć w swoim materiale, który czytacie lub oglądacie? Sami sobie odpowiedzcie.

Być może wytkniecie mi też zaraz, że to, co tutaj piszecie oraz to, co zawisło w internecie po tamtym zdarzeniu, to tylko opinie. Great, tylko czym jest opinia? Subiektywnym poglądem na dane zagadnienie. Taki własny osąd konkretnej sytuacji. Tylko, że taka opinia, która wybrzmiewa publicznie w ilościach hurtowych, może mieć bardzo duży wpływ na człowieka, a gdy jest naszpikowana negatywnym ładunkiem, to może doprowadzić wręcz do ludzkich tragedii. Siniaków wyrządzonych słowami przecież nie widać, ale skatowany nimi człowiek, w pewnym momencie nie widzi sensu by się bronić. Tego chyba doświadczył ten ksiądz, po wysłuchaniu lub przeczytaniu tamtego wpisu i tych wszystkich "opinii". Prosty przykład jak złamać komuś życie, dosłownie. Bo łatwo jest wydawać własne "wyroki-opinie", tylko ciężko jednak brać za nie potem pełną odpowiedzialność.

I tak na koniec, odwróćcie trochę sytuację. Zapomnijcie na chwilę, że to był ksiądz (bo chyba wszyscy doskonale wiemy, że ten aspekt nie pozostaje bez wpływu w całej tej historii) i postawcie w jego miejsce kogokolwiek innego, a najlepiej kogoś Wam bliskiego. Czy w taki sam sposób byście wówczas podeszli do tej sprawy i równie ochoczo ferowali wyroki oraz być może rozpowszechniali dane osobowe i wizerunek domniemanego winowajcy, jeszcze zanim dojdzie do otwarcia przewodu sądowego i wydania orzeczenia przez sąd?
To nie jest pytanie, na które oczekuję jakiejkolwiek odpowiedzi. Rzucam po prostu hasło do przemyślenia.

[Chyba tęsknię już za rob

Nie no muszę, po prostu muszę, bo się uduszę... 🙈

Od lat w polskim systemie wymiaru sprawiedliwości obowiązują powszechne i żelazne zasady postępowania karnego (uregulowane głównie w KPK, a niektóre również w ustawie zasadniczej - polecam!). Stanowią one, m.in., że nikogo (!!!) nie wolno uznawać za winnego przed skazaniem. Jedynie sąd jest wyposażony w odpowiednie narzędzia i kompetencje, które umożliwiają mu przesądzić o winie lub jej braku i w przypadku stwierdzenia winy, do pociągnięcia oskarżonego do odpowiedzialności karnej. I na tym mogłabym zakończyć swój wywód, prosząc Was jedynie o wyprowadzenie z tego własnych wniosków.

Tylko trzeba tu chyba uporządkować kilka kwestii.

W uproszczeniu (może nie popłynę)...

Po pierwsze, jeśli doszło do popełnienia wykroczenia i na księdza został nałożony mandat karny, to nie wiem nad czym tu się jeszcze rozwodzić. Prawo zadziałało w sposób prawidłowy i tyle. A to czy ksiądz, pełniąc posługę kapłańską, w ogóle powinien się dopuszczać takiego czynu, co może mu ewentualnie za to grozić ze strony władz kościelnych (jeśli w ogóle) i w jaki sposób sytuacja wpłynie na postrzeganie go przez wiernych, to już zupełnie osobne kwestie, które celowo tutaj pomijam, gdyż nie jestem najbardziej kompetentną osobą by się do nich odnosić (...).

Jeśli natomiast doszło do popełnienia przestępstwa z art. 200 par. 4 KK, to ksiądz mógł zostać aresztowany, poddany dalszym czynnościom wyjaśniającym prowadzonym pod nadzorem prokuratora i jeśli zebrane w toku postępowania dowody, rzeczywiście pozwoliłyby na postawienie księdzu formalnych zarzutów, to wówczas prokurator by to uczynił, po czym wniósłby do sądu akt oskarżenia. Tylko, że nic takiego się w ogóle nie wydarzyło!! Policjanci, którzy przybyli na miejsce, musieli mieć podstawę do tego, by uznać, że czyn nosił znamiona, które wyraźnie wskazywały na wykroczenie, nie na przestępstwo. Sorry, ale z powietrza sobie tego nie wzięli, a obserwuję od lat, że funkcjonariusze działają coraz bardziej rozważnie i ostrożnie, gdyż ciąży na nich odpowiedzialność służbowa za ewentualne uchybienia lub zaniechania podczas wypełniania obowiązków i, wbrew pozorom, bardzo często dmuchają na zimne. [Na marginesie, owszem, zdarzają się niechlubne i smutne wyjątki, jak np. nie tak dawno, przy słynnej sprawie 8-letniego Kamila, gdzie policja również zawiodła, jednak nadal, przy ogromie różnego rodzaju spraw - to są wyjątki.]

No i wreszcie, ta pieprzona wiśnia na torcie, do akcji wkroczył ktoś, kto samozwańczo uznał się za polski wymiar sprawiedliwości, swoim internetowym wpisem wydał swój własny "wyrok", opatrzył go nazwiskiem i bodajże wizerunkiem "tego strasznego zwyrola" i pośrednio wywołał efekt taki, jaki mamy. Zapewne nie taka była intencja, ale fakt pozostaje faktem - na pewno nie pozostało to bez wpływu na dalszy bieg wydarzeń. Brawo!

Słuchajcie... Nie byliście na miejscu zdarzenia, nie zbieraliście dowodów, nie przesłuchiwaliście świadków, nie mieliście wglądu do notatek służbowych funkcjonariuszy policji, przeczytaliście jedynie w internecie mały wycinek informacji, jeden kawałek całej układanki, który został upubliczniony i na jego podstawie czujecie się kompetentni do osądzenia tego człowieka? Wybaczcie, ale kim my jesteśmy, by wieszać na kimkolwiek psy dysponując jedynie strzępkami wiedzy zaczerpniętej z serwisów informacyjnych? Tak, strzępkami. Widzieliście kiedykolwiek jak wygląda ława sędziowska w procesie karnym? Jest cała przywalona aktami. Kilkanaście, kilkadziesiąt (w cięższych sprawach nawet kilkaset) opasłych teczek z zebranymi dowodami i materiałami z postępowania przygotowawczego. Taki widok można zobaczyć nawet w takich sprawach jak ta, o której się tu rozprawia, a która wydawałaby się względnie łatwa do osądzenia i w której zebranych materiałów powinno być relatywnie niewiele. Tylko czasami w tych aktach znajduje się jedna kartka, na pierwszy rzut oka nie wnosząca niczego spektakularnego do sprawy, to jednak informacje na niej zawarte, po połączeniu wszystkich kropek, rzucają nowe światło na całą sprawę, które wywraca akt oskarżenia do góry nogami. A teraz, ile informacji z tychże akt, nawet najlepszy redaktor na świecie, jest w stanie upchnąć w swoim materiale, który czytacie lub oglądacie? Sami sobie odpowiedzcie.

Być może wytkniecie mi też zaraz, że to, co tutaj piszecie oraz to, co zawisło w internecie po tamtym zdarzeniu, to tylko opinie. Great, tylko czym jest opinia? Subiektywnym poglądem na dane zagadnienie. Taki własny osąd konkretnej sytuacji. Tylko, że taka opinia, która wybrzmiewa publicznie w ilościach hurtowych, może mieć bardzo duży wpływ na człowieka, a gdy jest naszpikowana negatywnym ładunkiem, to może doprowadzić wręcz do ludzkich tragedii. Siniaków wyrządzonych słowami przecież nie widać, ale skatowany nimi człowiek, w pewnym momencie nie widzi sensu by się bronić. Tego chyba doświadczył ten ksiądz, po wysłuchaniu lub przeczytaniu tamtego wpisu i tych wszystkich "opinii". Prosty przykład jak złamać komuś życie, dosłownie. Bo łatwo jest wydawać własne "wyroki-opinie", tylko ciężko jednak brać za nie potem pełną odpowiedzialność.

I tak na koniec, odwróćcie trochę sytuację. Zapomnijcie na chwilę, że to był ksiądz (bo chyba wszyscy doskonale wiemy, że ten aspekt nie pozostaje bez wpływu w całej tej historii) i postawcie w jego miejsce kogokolwiek innego, a najlepiej kogoś Wam bliskiego. Czy w taki sam sposób byście wówczas podeszli do tej sprawy i równie ochoczo ferowali wyroki oraz być może rozpowszechniali dane osobowe i wizerunek domniemanego winowajcy, jeszcze zanim dojdzie do otwarcia przewodu sądowego i wydania orzeczenia przez sąd?
To nie jest pytanie, na które oczekuję jakiejkolwiek odpowiedzi. Rzucam po prostu hasło do przemyślenia.

[Chyba tęsknię już za robotą... 🙈]
Ada, przykro mi - "szkoda nafty":)
 
Mężczyzna

Piotruś Pan

Podrywacz
Nie no muszę, po prostu muszę, bo się uduszę... 🙈

Od lat w polskim systemie wymiaru sprawiedliwości obowiązują powszechne i żelazne zasady postępowania karnego (uregulowane głównie w KPK, a niektóre również w ustawie zasadniczej - polecam!). Stanowią one, m.in., że nikogo (!!!) nie wolno uznawać za winnego przed skazaniem. Jedynie sąd jest wyposażony w odpowiednie narzędzia i kompetencje, które umożliwiają mu przesądzić o winie lub jej braku i w przypadku stwierdzenia winy, do pociągnięcia oskarżonego do odpowiedzialności karnej. I na tym mogłabym zakończyć swój wywód, prosząc Was jedynie o wyprowadzenie z tego własnych wniosków.

Tylko trzeba tu chyba uporządkować kilka kwestii.

W uproszczeniu (może nie popłynę)...

Po pierwsze, jeśli doszło do popełnienia wykroczenia i na księdza został nałożony mandat karny, to nie wiem nad czym tu się jeszcze rozwodzić. Prawo zadziałało w sposób prawidłowy i tyle. A to czy ksiądz, pełniąc posługę kapłańską, w ogóle powinien się dopuszczać takiego czynu, co może mu ewentualnie za to grozić ze strony władz kościelnych (jeśli w ogóle) i w jaki sposób sytuacja wpłynie na postrzeganie go przez wiernych, to już zupełnie osobne kwestie, które celowo tutaj pomijam, gdyż nie jestem najbardziej kompetentną osobą by się do nich odnosić (...).

Jeśli natomiast doszło do popełnienia przestępstwa z art. 200 par. 4 KK, to ksiądz mógł zostać aresztowany, poddany dalszym czynnościom wyjaśniającym prowadzonym pod nadzorem prokuratora i jeśli zebrane w toku postępowania dowody, rzeczywiście pozwoliłyby na postawienie księdzu formalnych zarzutów, to wówczas prokurator by to uczynił, po czym wniósłby do sądu akt oskarżenia. Tylko, że nic takiego się w ogóle nie wydarzyło!! Policjanci, którzy przybyli na miejsce, musieli mieć podstawę do tego, by uznać, że czyn nosił znamiona, które wyraźnie wskazywały na wykroczenie, nie na przestępstwo. Sorry, ale z powietrza sobie tego nie wzięli, a obserwuję od lat, że funkcjonariusze działają coraz bardziej rozważnie i ostrożnie, gdyż ciąży na nich odpowiedzialność służbowa za ewentualne uchybienia lub zaniechania podczas wypełniania obowiązków i, wbrew pozorom, bardzo często dmuchają na zimne. [Na marginesie, owszem, zdarzają się niechlubne i smutne wyjątki, jak np. nie tak dawno, przy słynnej sprawie 8-letniego Kamila, gdzie policja również zawiodła, jednak nadal, przy ogromie różnego rodzaju spraw - to są wyjątki.]

No i wreszcie, ta pieprzona wiśnia na torcie, do akcji wkroczył ktoś, kto samozwańczo uznał się za polski wymiar sprawiedliwości, swoim internetowym wpisem wydał swój własny "wyrok", opatrzył go nazwiskiem i bodajże wizerunkiem "tego strasznego zwyrola" i pośrednio wywołał efekt taki, jaki mamy. Zapewne nie taka była intencja, ale fakt pozostaje faktem - na pewno nie pozostało to bez wpływu na dalszy bieg wydarzeń. Brawo!

Słuchajcie... Nie byliście na miejscu zdarzenia, nie zbieraliście dowodów, nie przesłuchiwaliście świadków, nie mieliście wglądu do notatek służbowych funkcjonariuszy policji, przeczytaliście jedynie w internecie mały wycinek informacji, jeden kawałek całej układanki, który został upubliczniony i na jego podstawie czujecie się kompetentni do osądzenia tego człowieka? Wybaczcie, ale kim my jesteśmy, by wieszać na kimkolwiek psy dysponując jedynie strzępkami wiedzy zaczerpniętej z serwisów informacyjnych? Tak, strzępkami. Widzieliście kiedykolwiek jak wygląda ława sędziowska w procesie karnym? Jest cała przywalona aktami. Kilkanaście, kilkadziesiąt (w cięższych sprawach nawet kilkaset) opasłych teczek z zebranymi dowodami i materiałami z postępowania przygotowawczego. Taki widok można zobaczyć nawet w takich sprawach jak ta, o której się tu rozprawia, a która wydawałaby się względnie łatwa do osądzenia i w której zebranych materiałów powinno być relatywnie niewiele. Tylko czasami w tych aktach znajduje się jedna kartka, na pierwszy rzut oka nie wnosząca niczego spektakularnego do sprawy, to jednak informacje na niej zawarte, po połączeniu wszystkich kropek, rzucają nowe światło na całą sprawę, które wywraca akt oskarżenia do góry nogami. A teraz, ile informacji z tychże akt, nawet najlepszy redaktor na świecie, jest w stanie upchnąć w swoim materiale, który czytacie lub oglądacie? Sami sobie odpowiedzcie.

Być może wytkniecie mi też zaraz, że to, co tutaj piszecie oraz to, co zawisło w internecie po tamtym zdarzeniu, to tylko opinie. Great, tylko czym jest opinia? Subiektywnym poglądem na dane zagadnienie. Taki własny osąd konkretnej sytuacji. Tylko, że taka opinia, która wybrzmiewa publicznie w ilościach hurtowych, może mieć bardzo duży wpływ na człowieka, a gdy jest naszpikowana negatywnym ładunkiem, to może doprowadzić wręcz do ludzkich tragedii. Siniaków wyrządzonych słowami przecież nie widać, ale skatowany nimi człowiek, w pewnym momencie nie widzi sensu by się bronić. Tego chyba doświadczył ten ksiądz, po wysłuchaniu lub przeczytaniu tamtego wpisu i tych wszystkich "opinii". Prosty przykład jak złamać komuś życie, dosłownie. Bo łatwo jest wydawać własne "wyroki-opinie", tylko ciężko jednak brać za nie potem pełną odpowiedzialność.

I tak na koniec, odwróćcie trochę sytuację. Zapomnijcie na chwilę, że to był ksiądz (bo chyba wszyscy doskonale wiemy, że ten aspekt nie pozostaje bez wpływu w całej tej historii) i postawcie w jego miejsce kogokolwiek innego, a najlepiej kogoś Wam bliskiego. Czy w taki sam sposób byście wówczas podeszli do tej sprawy i równie ochoczo ferowali wyroki oraz być może rozpowszechniali dane osobowe i wizerunek domniemanego winowajcy, jeszcze zanim dojdzie do otwarcia przewodu sądowego i wydania orzeczenia przez sąd?
To nie jest pytanie, na które oczekuję jakiejkolwiek odpowiedzi. Rzucam po prostu hasło do przemyślenia.

[Chyba tęsknię już za robotą... 🙈]
Jak myślisz, będzie ciąg dalszy z udziałem prokuratury, czy zamiotą wszystko pod dywan? Podstawy raczej są do tego aby Pani radna usłyszała zarzuty?
P.S. Nie odbieraj sforze radości rzucania kamieniami...
 
Mężczyzna

Image

Erotoman
Nie no muszę, po prostu muszę, bo się uduszę... 🙈

Od lat w polskim systemie wymiaru sprawiedliwości obowiązują powszechne i żelazne zasady postępowania karnego (uregulowane głównie w KPK, a niektóre również w ustawie zasadniczej - polecam!). Stanowią one, m.in., że nikogo (!!!) nie wolno uznawać za winnego przed skazaniem. Jedynie sąd jest wyposażony w odpowiednie narzędzia i kompetencje, które umożliwiają mu przesądzić o winie lub jej braku i w przypadku stwierdzenia winy, do pociągnięcia oskarżonego do odpowiedzialności karnej. I na tym mogłabym zakończyć swój wywód, prosząc Was jedynie o wyprowadzenie z tego własnych wniosków.

Tylko trzeba tu chyba uporządkować kilka kwestii.

W uproszczeniu (może nie popłynę)...

Po pierwsze, jeśli doszło do popełnienia wykroczenia i na księdza został nałożony mandat karny, to nie wiem nad czym tu się jeszcze rozwodzić. Prawo zadziałało w sposób prawidłowy i tyle. A to czy ksiądz, pełniąc posługę kapłańską, w ogóle powinien się dopuszczać takiego czynu, co może mu ewentualnie za to grozić ze strony władz kościelnych (jeśli w ogóle) i w jaki sposób sytuacja wpłynie na postrzeganie go przez wiernych, to już zupełnie osobne kwestie, które celowo tutaj pomijam, gdyż nie jestem najbardziej kompetentną osobą by się do nich odnosić (...).

Jeśli natomiast doszło do popełnienia przestępstwa z art. 200 par. 4 KK, to ksiądz mógł zostać aresztowany, poddany dalszym czynnościom wyjaśniającym prowadzonym pod nadzorem prokuratora i jeśli zebrane w toku postępowania dowody, rzeczywiście pozwoliłyby na postawienie księdzu formalnych zarzutów, to wówczas prokurator by to uczynił, po czym wniósłby do sądu akt oskarżenia. Tylko, że nic takiego się w ogóle nie wydarzyło!! Policjanci, którzy przybyli na miejsce, musieli mieć podstawę do tego, by uznać, że czyn nosił znamiona, które wyraźnie wskazywały na wykroczenie, nie na przestępstwo. Sorry, ale z powietrza sobie tego nie wzięli, a obserwuję od lat, że funkcjonariusze działają coraz bardziej rozważnie i ostrożnie, gdyż ciąży na nich odpowiedzialność służbowa za ewentualne uchybienia lub zaniechania podczas wypełniania obowiązków i, wbrew pozorom, bardzo często dmuchają na zimne. [Na marginesie, owszem, zdarzają się niechlubne i smutne wyjątki, jak np. nie tak dawno, przy słynnej sprawie 8-letniego Kamila, gdzie policja również zawiodła, jednak nadal, przy ogromie różnego rodzaju spraw - to są wyjątki.]

No i wreszcie, ta pieprzona wiśnia na torcie, do akcji wkroczył ktoś, kto samozwańczo uznał się za polski wymiar sprawiedliwości, swoim internetowym wpisem wydał swój własny "wyrok", opatrzył go nazwiskiem i bodajże wizerunkiem "tego strasznego zwyrola" i pośrednio wywołał efekt taki, jaki mamy. Zapewne nie taka była intencja, ale fakt pozostaje faktem - na pewno nie pozostało to bez wpływu na dalszy bieg wydarzeń. Brawo!

Słuchajcie... Nie byliście na miejscu zdarzenia, nie zbieraliście dowodów, nie przesłuchiwaliście świadków, nie mieliście wglądu do notatek służbowych funkcjonariuszy policji, przeczytaliście jedynie w internecie mały wycinek informacji, jeden kawałek całej układanki, który został upubliczniony i na jego podstawie czujecie się kompetentni do osądzenia tego człowieka? Wybaczcie, ale kim my jesteśmy, by wieszać na kimkolwiek psy dysponując jedynie strzępkami wiedzy zaczerpniętej z serwisów informacyjnych? Tak, strzępkami. Widzieliście kiedykolwiek jak wygląda ława sędziowska w procesie karnym? Jest cała przywalona aktami. Kilkanaście, kilkadziesiąt (w cięższych sprawach nawet kilkaset) opasłych teczek z zebranymi dowodami i materiałami z postępowania przygotowawczego. Taki widok można zobaczyć nawet w takich sprawach jak ta, o której się tu rozprawia, a która wydawałaby się względnie łatwa do osądzenia i w której zebranych materiałów powinno być relatywnie niewiele. Tylko czasami w tych aktach znajduje się jedna kartka, na pierwszy rzut oka nie wnosząca niczego spektakularnego do sprawy, to jednak informacje na niej zawarte, po połączeniu wszystkich kropek, rzucają nowe światło na całą sprawę, które wywraca akt oskarżenia do góry nogami. A teraz, ile informacji z tychże akt, nawet najlepszy redaktor na świecie, jest w stanie upchnąć w swoim materiale, który czytacie lub oglądacie? Sami sobie odpowiedzcie.

Być może wytkniecie mi też zaraz, że to, co tutaj piszecie oraz to, co zawisło w internecie po tamtym zdarzeniu, to tylko opinie. Great, tylko czym jest opinia? Subiektywnym poglądem na dane zagadnienie. Taki własny osąd konkretnej sytuacji. Tylko, że taka opinia, która wybrzmiewa publicznie w ilościach hurtowych, może mieć bardzo duży wpływ na człowieka, a gdy jest naszpikowana negatywnym ładunkiem, to może doprowadzić wręcz do ludzkich tragedii. Siniaków wyrządzonych słowami przecież nie widać, ale skatowany nimi człowiek, w pewnym momencie nie widzi sensu by się bronić. Tego chyba doświadczył ten ksiądz, po wysłuchaniu lub przeczytaniu tamtego wpisu i tych wszystkich "opinii". Prosty przykład jak złamać komuś życie, dosłownie. Bo łatwo jest wydawać własne "wyroki-opinie", tylko ciężko jednak brać za nie potem pełną odpowiedzialność.

I tak na koniec, odwróćcie trochę sytuację. Zapomnijcie na chwilę, że to był ksiądz (bo chyba wszyscy doskonale wiemy, że ten aspekt nie pozostaje bez wpływu w całej tej historii) i postawcie w jego miejsce kogokolwiek innego, a najlepiej kogoś Wam bliskiego. Czy w taki sam sposób byście wówczas podeszli do tej sprawy i równie ochoczo ferowali wyroki oraz być może rozpowszechniali dane osobowe i wizerunek domniemanego winowajcy, jeszcze zanim dojdzie do otwarcia przewodu sądowego i wydania orzeczenia przez sąd?
To nie jest pytanie, na które oczekuję jakiejkolwiek odpowiedzi. Rzucam po prostu hasło do przemyślenia.

[Chyba tęsknię już za robotą... 🙈]
No właśnie.
 
Prywatne rozmowy
Pomoc Użytkownicy
    Nie dołączyłeś do żadnego pokoju.
    Do góry