Kiedyś, jeszcze w czasach szkolnych, to kompleksem było wszystko to, co nie wyglądało tak, jak u koleżanek i co ciekawe, one sądziły podobnie, więc tak żyłyśmy sobie, wzajemnie się nakręcając i karmiąc nienawiścią do różnych części naszych ciał

Absurd gonił absurd.
Potem następowała stopniowa zmiana o 180 stopni i wszystkie te "inne" elementy zaczęłyśmy traktować jako atut. Był to dosyć długi proces (zbyt długi jak to teraz oceniam

).
Dziś jedynym jako takim kompleksem jest krzywa przegroda nosowa. Generalnie to nie jest dostrzegalna, gdy ktoś patrzy na moją twarz, bo mój nos jest prosty, nie ma żadnych garbów, skrzywień czy innych tego typu rzeczy, lecz wystarczy, że odchylę głowę do tyłu, to jak ktoś się porządnie przypatrzy, to trochę widać, że jedna dziurka jest minimalnie mniejsza od drugiej. Absolutnie nie przeszkadza to w funkcjonowaniu, jednak po prostu wiem, że coś takiego tam jest

więc zasadniczo sprawa rozgrywa się w głowie, ale z biegiem lat widzę, że chyba mam na to coraz bardziej wywalone