Nigdy nie lubiłam głośnych miejsc, dlatego co chwilę urywałam się z parkietu, by moje uszy mogły odpocząć.
-Cholera.- zaklęłam pod nosem, kiedy po raz piąty, a może dziesiąty straciłam równowagę na cholernych szpilkach. - kto by to liczył?
Ludzie kręcili się przed wejściem do klubu, z którego dudniło głośną muzyką, a kolorowe światła rzucały dziwne cienie na pustą ulice. Jeśli się nie mylę, było około 1 w nocy, wyjątkowo ciepła noc i wyjątkowo ciemne niebo. To było to, za co najbardziej kochałam lato.
Usiadłam na murku kawałek od wejścia, ściągnęłam czarne szpilki by ocenić w jakim stanie są moje stopy. A buty położyłam obok siebie, zaklinając w myślach by zamieniły się w trampki. Ewentualnie kapcie.
Moja zdecydowanie zbyt obcisła, czarna sukienka podjechała do góry odsłaniając prawie całe uda. Nie jest to krój na moją figurę, coś takiego powinny nosić panny szczuplejsze niż ja. Jednak było to życzenie mojej koleżanki, więc nie miałam jak odmówić i tym trafem jestem tutaj.
Sięgnęłam do torebeczki przewieszonej przed moje ramię, rozmiaru tak mikro że nie mogłam wyciągnąć paczki papierosów. Kiedy szarpnęłam, impetem strąciłam jedną szpilkę na ziemie, która pokulała się dalej.
Przewróciłam oczami i zapaliłam papierosa. Nie zdążyłam się zaciągnąć, a przede mną stanąłeś ty.
Twój wzrok sprawił, że mój żołądek fiknął koziołka.
-Masz kopciuszku, możesz wracać na bal.- powiedziałeś i podałeś mi, mój chwilę temu uciekający but.
Zamrugałam szybko.
-Dzięki.-rzuciłam lekko (mam nadzieję)- Ale kopciuszek na bal nie wraca.- odłożyłam szpilkę obok siebie.
-Ktoś cię wystawił, czy może wręcz przeciwnie? Zbyt obłapiał?- Twój uśmiech wywołał u mnie to dziwne uczucie, które pamiętałam z czasów gimnazjum.
-To po prostu hm... nie mój klimat.- obejrzałam się na wejście i wzruszyłam ramionami, biorąc kolejnego bucha.- Ale tobie życzę dobrej zabawy.
-Tak się składa, że też znam sposoby na lepsze spędzenie nocy.- puściłeś mi oczko, mój żołądek tym razem zrobił salto. Mimowolnie przeniosłam wzrok na twoje ramiona, które opinały się pod dobrze dopasowaną koszulką.
Kiedy wzrokiem wróciłam do twoich oczu, zauważyłam że spoglądasz na moje uda.
Zawstydziłam się i poprawiłam sukienkę, by zasłonić co nieco.
-Zimno ci?-zapytałeś widząc jak naciągam i tak za krótką sukienkę.
-Tak.- rzuciłam, po czym mentalne puknęłam się w czoło. Noc w dużym mieście, w samym środku lata, kiedy w dzień padł rekord wysokiej temperatury.
Zdziwiłeś się, ale nie bardzo. Prawie niespostrzeżenie, nie zauważyłabym gdyby nie lekkie drgnięcie kącika ust.
-Widziałem cię.
-Gdzie?
-Na parkiecie.- wsadziłeś ręce w kieszenie spodni.-Byłaś z koleżankami, które bardzo chciały zaciągnąć cię do tańca.
-Zgadza się.- przekrzywiłam głowę, a jeden kosmyk długich włosów, uwolnił się z upięcia i opadł mi na twarz.
Siedzieliśmy tak chyba z godzinę, śmiałeś się bardzo kiedy rzuciłeś że jestem z koleżankami na wieczorze panieńskim, a ja poprawiłam że to impreza rozwodowa.
Ja śmiałam się bardzo, kiedy się okazało że zgubiłeś kolegów na swoich, własnych urodzinach. Rozmawiało się nam tak dobrze, że zaproponowałam tobie opicie urodzin u mnie w mieszkaniu. Zgodziłeś się, bo mówiłeś że te drinki w klubie to siki, chlor i trutka na szczury. Nie wnikałam skąd pomysł na tę mieszankę.
Chwilę po 2 drugiej w moim małym mieszkaniu otwarły się drzwi, w których mnie przepuściłeś.
Nigdy nie byłam perfekcyjną panią domu i nigdy nie planowałam żeby tak było. Na oparciu kanapy leżał ręcznik, para stringów i dżinsy. Na stole między kanapą, a telewizorem, stały kwiaty, dwa kubki po herbacie i kilka kosmetyków. Rzuciłam szpilki w kąt zaraz przy wejściu, które odbił się od ściany i opadły bezwładnie. Zgarnęłam kubki, nalałam wina i otwarłam drzwi balkonowe, byśmy mogli oddychać świeżym powietrzem.
Kiedy siedzieliśmy na kanapie, pochłonięci zerkaniem na siebie ciepły, nocny wiatr owiewał twoje plecy, a moją twarz. Twój uśmiech sprawiał że miałam motyle w brzuchu i chwilową gorączkę. Kiedy dotknąłeś mojego kolana, poczułam ciężkie, ale przyjemne ciepło w dole brzucha. Zaczęłam spoglądać na twoje usta, a ty na moje.
Nie wiem, kiedy zdążyliśmy odłożyć kieliszki. Usiadłam okrakiem na twoje kolana, wpiłeś się w moje usta, rozpinając sukienkę na plecach. Wplotłam dłoń w twoje włosy i z głośnym oddechem przyciągnęłam bliżej.
W tym momencie, nie istniał dla mnie świat, byłeś tylko ty i ja. Tylko to co między nami. Miałam wrażenie że moje ciało idealnie wpisuje się w twoje. Nie miałam nic przeciwko, kiedy ściągnąłeś ze mnie sukienkę. Ja ściągnęłam twoją koszulkę. Delikatnie, ale zdecydowanie przeciągnęłam dłonie po twoich plecach, zagłębiając się w zakamarki jakie rysowało twoje ciało.
Położyłeś mnie na kanapie, kiedy rozpinałeś pasek, ja ściągnęłam majtki. Przypadłeś do mnie i mocno pocałowałeś. Twoje usta były wszędzie, na mojej szyi, piersiach, ramionach, mostku i brzuchu.
Podniecenie i chęć bliskości rozpaliła mnie do granic wytrzymałości. Po chwili byłeś już we mnie. Cicho stęknęłam i wbiłam paznokcie w twoje ramiona.
Nie liczyłam czasu, cieszyłam się chwilą pełną namiętności, pożądania i bliskości. Kiedy to ja usiadłam na Tobie, rozplotłam włosy, chwyciłam twoją brodę i pocałowałam. Po chwili moja przyjemność osiągnęła szczyt, odchyliłam się do tył. Położyłeś dłoń na mojej piersi i pieściłeś, kiedy sam osiągnąłeś szczyt.
Chwile później zasnęłam. Kiedy się obudziłam, po najlepszym seksie w swoim życiu. Ciebie już nie było, słońce wisiało już kawałek od horyzontu, a na ulicy robiło się gwarno.
Westchnęłam ciężko, kiedy narzuciłam na siebie rozciągniętą koszulkę, ledwo zakrywającą moją pupę.
Wyszłam na balkon, oparłam się o barierkę i zapaliłam papierosa. Czułam się dziwnie, miałam mieszane uczucia. Nie żałowałam ani jednej chwili z całej tej nocy, oprócz momentu kiedy wyszedłeś.
Odwróciłam się od ulicy, opierając łopatki o barierkę i przeciągając się. Rzuciłam okiem na środek mieszkania. W kącie gdzie kilka godzin wcześniej wrzuciłam swoją, cholerną parę szpilek, była tylko jedna.
W tym momencie uśmiechnęłam się sama do siebie, bo miałam jakieś dziwne przeczucie, że jeszcze się spotkamy
-Cholera.- zaklęłam pod nosem, kiedy po raz piąty, a może dziesiąty straciłam równowagę na cholernych szpilkach. - kto by to liczył?
Ludzie kręcili się przed wejściem do klubu, z którego dudniło głośną muzyką, a kolorowe światła rzucały dziwne cienie na pustą ulice. Jeśli się nie mylę, było około 1 w nocy, wyjątkowo ciepła noc i wyjątkowo ciemne niebo. To było to, za co najbardziej kochałam lato.
Usiadłam na murku kawałek od wejścia, ściągnęłam czarne szpilki by ocenić w jakim stanie są moje stopy. A buty położyłam obok siebie, zaklinając w myślach by zamieniły się w trampki. Ewentualnie kapcie.
Moja zdecydowanie zbyt obcisła, czarna sukienka podjechała do góry odsłaniając prawie całe uda. Nie jest to krój na moją figurę, coś takiego powinny nosić panny szczuplejsze niż ja. Jednak było to życzenie mojej koleżanki, więc nie miałam jak odmówić i tym trafem jestem tutaj.
Sięgnęłam do torebeczki przewieszonej przed moje ramię, rozmiaru tak mikro że nie mogłam wyciągnąć paczki papierosów. Kiedy szarpnęłam, impetem strąciłam jedną szpilkę na ziemie, która pokulała się dalej.
Przewróciłam oczami i zapaliłam papierosa. Nie zdążyłam się zaciągnąć, a przede mną stanąłeś ty.
Twój wzrok sprawił, że mój żołądek fiknął koziołka.
-Masz kopciuszku, możesz wracać na bal.- powiedziałeś i podałeś mi, mój chwilę temu uciekający but.
Zamrugałam szybko.
-Dzięki.-rzuciłam lekko (mam nadzieję)- Ale kopciuszek na bal nie wraca.- odłożyłam szpilkę obok siebie.
-Ktoś cię wystawił, czy może wręcz przeciwnie? Zbyt obłapiał?- Twój uśmiech wywołał u mnie to dziwne uczucie, które pamiętałam z czasów gimnazjum.
-To po prostu hm... nie mój klimat.- obejrzałam się na wejście i wzruszyłam ramionami, biorąc kolejnego bucha.- Ale tobie życzę dobrej zabawy.
-Tak się składa, że też znam sposoby na lepsze spędzenie nocy.- puściłeś mi oczko, mój żołądek tym razem zrobił salto. Mimowolnie przeniosłam wzrok na twoje ramiona, które opinały się pod dobrze dopasowaną koszulką.
Kiedy wzrokiem wróciłam do twoich oczu, zauważyłam że spoglądasz na moje uda.
Zawstydziłam się i poprawiłam sukienkę, by zasłonić co nieco.
-Zimno ci?-zapytałeś widząc jak naciągam i tak za krótką sukienkę.
-Tak.- rzuciłam, po czym mentalne puknęłam się w czoło. Noc w dużym mieście, w samym środku lata, kiedy w dzień padł rekord wysokiej temperatury.
Zdziwiłeś się, ale nie bardzo. Prawie niespostrzeżenie, nie zauważyłabym gdyby nie lekkie drgnięcie kącika ust.
-Widziałem cię.
-Gdzie?
-Na parkiecie.- wsadziłeś ręce w kieszenie spodni.-Byłaś z koleżankami, które bardzo chciały zaciągnąć cię do tańca.
-Zgadza się.- przekrzywiłam głowę, a jeden kosmyk długich włosów, uwolnił się z upięcia i opadł mi na twarz.
Siedzieliśmy tak chyba z godzinę, śmiałeś się bardzo kiedy rzuciłeś że jestem z koleżankami na wieczorze panieńskim, a ja poprawiłam że to impreza rozwodowa.
Ja śmiałam się bardzo, kiedy się okazało że zgubiłeś kolegów na swoich, własnych urodzinach. Rozmawiało się nam tak dobrze, że zaproponowałam tobie opicie urodzin u mnie w mieszkaniu. Zgodziłeś się, bo mówiłeś że te drinki w klubie to siki, chlor i trutka na szczury. Nie wnikałam skąd pomysł na tę mieszankę.
Chwilę po 2 drugiej w moim małym mieszkaniu otwarły się drzwi, w których mnie przepuściłeś.
Nigdy nie byłam perfekcyjną panią domu i nigdy nie planowałam żeby tak było. Na oparciu kanapy leżał ręcznik, para stringów i dżinsy. Na stole między kanapą, a telewizorem, stały kwiaty, dwa kubki po herbacie i kilka kosmetyków. Rzuciłam szpilki w kąt zaraz przy wejściu, które odbił się od ściany i opadły bezwładnie. Zgarnęłam kubki, nalałam wina i otwarłam drzwi balkonowe, byśmy mogli oddychać świeżym powietrzem.
Kiedy siedzieliśmy na kanapie, pochłonięci zerkaniem na siebie ciepły, nocny wiatr owiewał twoje plecy, a moją twarz. Twój uśmiech sprawiał że miałam motyle w brzuchu i chwilową gorączkę. Kiedy dotknąłeś mojego kolana, poczułam ciężkie, ale przyjemne ciepło w dole brzucha. Zaczęłam spoglądać na twoje usta, a ty na moje.
Nie wiem, kiedy zdążyliśmy odłożyć kieliszki. Usiadłam okrakiem na twoje kolana, wpiłeś się w moje usta, rozpinając sukienkę na plecach. Wplotłam dłoń w twoje włosy i z głośnym oddechem przyciągnęłam bliżej.
W tym momencie, nie istniał dla mnie świat, byłeś tylko ty i ja. Tylko to co między nami. Miałam wrażenie że moje ciało idealnie wpisuje się w twoje. Nie miałam nic przeciwko, kiedy ściągnąłeś ze mnie sukienkę. Ja ściągnęłam twoją koszulkę. Delikatnie, ale zdecydowanie przeciągnęłam dłonie po twoich plecach, zagłębiając się w zakamarki jakie rysowało twoje ciało.
Położyłeś mnie na kanapie, kiedy rozpinałeś pasek, ja ściągnęłam majtki. Przypadłeś do mnie i mocno pocałowałeś. Twoje usta były wszędzie, na mojej szyi, piersiach, ramionach, mostku i brzuchu.
Podniecenie i chęć bliskości rozpaliła mnie do granic wytrzymałości. Po chwili byłeś już we mnie. Cicho stęknęłam i wbiłam paznokcie w twoje ramiona.
Nie liczyłam czasu, cieszyłam się chwilą pełną namiętności, pożądania i bliskości. Kiedy to ja usiadłam na Tobie, rozplotłam włosy, chwyciłam twoją brodę i pocałowałam. Po chwili moja przyjemność osiągnęła szczyt, odchyliłam się do tył. Położyłeś dłoń na mojej piersi i pieściłeś, kiedy sam osiągnąłeś szczyt.
Chwile później zasnęłam. Kiedy się obudziłam, po najlepszym seksie w swoim życiu. Ciebie już nie było, słońce wisiało już kawałek od horyzontu, a na ulicy robiło się gwarno.
Westchnęłam ciężko, kiedy narzuciłam na siebie rozciągniętą koszulkę, ledwo zakrywającą moją pupę.
Wyszłam na balkon, oparłam się o barierkę i zapaliłam papierosa. Czułam się dziwnie, miałam mieszane uczucia. Nie żałowałam ani jednej chwili z całej tej nocy, oprócz momentu kiedy wyszedłeś.
Odwróciłam się od ulicy, opierając łopatki o barierkę i przeciągając się. Rzuciłam okiem na środek mieszkania. W kącie gdzie kilka godzin wcześniej wrzuciłam swoją, cholerną parę szpilek, była tylko jedna.
W tym momencie uśmiechnęłam się sama do siebie, bo miałam jakieś dziwne przeczucie, że jeszcze się spotkamy