Terapia konwersyjna może być skuteczna dla biseksualistów. Jej prowadzenie jest jednak motywowanie aksjologicznie, religijnie. Wymaga to poświęcenia, ofiary.
Jordan Peterson (nie prowadził terapii konwersyjnych) podkreśla znaczenie poświęcenia w życiu człowieka.
Rezygnacja z homoseksualizmu na rzecz związku małżeńskiego z kobietą to niewątpliwie poświęcenie. Ja bym jednak na dokonanie takiej ofiarę w swoim życiu się nie zdobył.
To, o czym piszesz, to nie jest terapia.
Natomiast zetknąłem się z teorią, że część osób rzekomo homoseksualnych (kto wie, czy nie większość?) faktycznie taka nie jest, tylko stała się taka na tle neurotycznym, wskutek traumy z dzieciństwa lub wczesnej młodości (tzw. "homoseksualizm pozorny"). Nie wiem, co o tym sądzić, ale czytałem o czymś takim i wg mnie może mieć to sens.
W "naturalny", czy tez "wrodzony" homoseksualizm mogę uwierzyć, kiedy ktoś "od przedszkola" ma skłonności do tej samej płci. Miałem na studiach taką kumpelę-lesbijkę, nazwijmy ją "A", która opowiadała mi, że pierwszy raz zakochała się właśnie w koleżance z przedszkola, która miała piękne, długie warkocze.
Kilka lat później, kiedy spotkaliśmy się przypadkiem, opowiadała mi o swojej byłej partnerce, ktrą miała po studiach, a która w toku psychoterapii (nie "konwersyjnej", tylko całkiem zwyczajnej) doszła do jakichś tam przykrych przeżyć z dzieciństwa (coś tam bodajże z matką miała). Po tym odkryciu dziewczynie stopniowo odechciało się seksu z kobietą, odeszła od "A", później ponoć wyszła za mąż. Byłby to przykład na to, o czym pisałem wyżej.
A WRACAJĄC DO TEMATU KAZIRODZTWA:
Myślę, że z tymi fantazjami o kazirodztwie to jest tak. Jeśli ktoś nie ma rodzeństwa, lub ma tej samej płci, może sobie
wyobrażać - zwłaszcza będąc osobą nastoletnią - że stała obecność w domu kogoś płci przeciwnej byłoby szalenie podniecające. Tymczasem osoby mające takowe rodzeństwo twierdzą, że to tak nie działa. Bliskie pokrewieństwo działa wybitnie antyseksualnie.
Z drugiej strony możliwe, że jakąś rolę odgrywa w tym czynnik kulturowy. W starożytnym Egipcie wśród arystokracji ponoć "na porządku dziennym" bywało wydawanie siostry za brata, którzy po ślubie chyba jakoś tam sobie "w tych sprawach" radzili. Co o tym myślicie?