Może, ale ja to tak odczuwałem. Szczególnie kiedy człowiek stara się jak może, a w zamian dostaje figę z makiemWięc @Szar pisanie że oziębłość to zdrada związku to dość ogólne brutalne podejście.


Może, ale ja to tak odczuwałem. Szczególnie kiedy człowiek stara się jak może, a w zamian dostaje figę z makiemWięc @Szar pisanie że oziębłość to zdrada związku to dość ogólne brutalne podejście.
odebrałam oziębłość =zdrada związku (wyłączając chorobę i szczególne okoliczności) Chyba że okoliczności to wszelkie sytuacje usprawiedliwiające oziębłość, ale wtedy taka wstawka nie miała by sensu.Może, ale ja to tak odczuwałem. Szczególnie kiedy człowiek stara się jak może, a w zamian dostaje figę z makiem. Najpierw przestaje się zabiegać, potem starać, a na końcu już ma całkowicie wywalone
![]()
Ale tu chyba trzeba szerzej spojrzeć. Jeśli kobieta straciła zainteresowanie seksem bo facet na przykład się nie myje ale ją traktuje nie tak jak kiedyś to oczywiście, że wina faceta. Ale jeśli facet staje na uszach, robi wszystko, proponuje terapię i słyszy: "ja jestem normalna, nie będę po lekarzach chodziła" to jak to traktować? Kto będzie winnym rozpadu związku przed sądem - jeśli dojdzie do rozprawy?Zresztą właśnie to pokazałeś. Oziębłość = zdrada, dopiero potem przychodzi rozsądek, że to wcale nie jest takie proste.
Bo jeśli ktoś oczekuje, że "po czasie" będzie tak samo gorąco i namiętnie jak na początku - tak samo z siebie - to jest w błędzie. Codzienność niestety zabija namiętność - i to jest normalne i nieuniknione.Nie oszukujmy się. Mało kto odbiera swój związek jako w pełni zadowalający, szczególnie po czasie. Nie żyjemy w bajce.
ale dokładnie o to mi chodziAle tu chyba trzeba szerzej spojrzeć. Jeśli kobieta straciła zainteresowanie seksem bo facet na przykład się nie myje ale ją traktuje nie tak jak kiedyś to oczywiście, że wina faceta. Ale jeśli facet staje na uszach, robi wszystko, proponuje terapię i słyszy: "ja jestem normalna, nie będę po lekarzach chodziła" to jak to traktować? Kto będzie winnym rozpadu związku przed sądem - jeśli dojdzie do rozprawy?
Nawet jeśli byś był w związku z drugim samym sobą, to nie wytrzymał byś swoich wad. A nikt nie jest bez wad. Związek to jednak jakiś kompromis. Więc jeśli zakładasz że nie będzie satysfakcjonujący, już na starcie przegrałeś.Nie oszukujmy się. Mało kto odbiera swój związek jako w pełni zadowalający, szczególnie po czasie. Nie żyjemy w bajce.
ale dokładnie o to mi chodzi
I wtedy na rozwodzie wychodzi, że ich cele się totalnie rozmijają.
Hmmm .... Prawie 7 lat mieszkam sam ze sobą i jakoś cech swojego charakteru nie postrzegam jako wady. Wada to coś, co przeszkadza społeczeństwu - zatem sam sobie nie mogę przeszkadzaćNawet jeśli byś był w związku z drugim samym sobą, to nie wytrzymał byś swoich wad. A nikt nie jest bez wad. Związek to jednak jakiś kompromis. Więc jeśli zakładasz że nie będzie satysfakcjonujący, już na starcie przegrałeś.
ale że dlaczego pani? brak tu logikiNie. Na rozwodzie wychodzi, że winną rozpadu związku jest Pani - jeśli mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem.
Nie słodź sobie, to już podpada pod samouwielbieniemmm .... Prawie 7 lat mieszkam sam ze sobą i jakoś cech swojego charakteru nie postrzegam jako wady. Wada to coś, co przeszkadza społeczeństwu - zatem sam sobie nie mogę przeszkadzać![]()
![]()
Ale kompromis to dostosowanie się, a nie wyrzeczenie się siebie. Ogień i woda jednak nie będą jednak współpracować.Właśnie w tym sęk, że ludzie godzą się na NIEPRZEMYŚLANE kompromisy. Rezygnują z samych siebie, ze swoich zainteresowań, upodobań i potem mają problem.
Jeśli facet zrobił wszystko a kobieta nic, wręcz to torpedowała to winnym rozpadu związku będzie kobieta. Jeśli oczywiście winy ktoś będzie szukał.ale że dlaczego pani? brak tu logiki
ale przecież wina pierwotna nie jest jej winą, tylko jegoJeśli facet zrobił wszystko a kobieta nic, wręcz to torpedowała to winnym rozpadu związku będzie kobieta. Jeśli oczywiście winy ktoś będzie szukał.
A dlaczego jego?? Przecież ja podaję przykład tego, że kobieta nie chce a facet robi wszystko, by tą ochotę znów obudzić. A ona nie współpracuje. Totalnie i wcale. I on składa pozew rozwodowy. I twierdzi że to jej wina.ale przecież wina pierwotna nie jest jej winą, tylko jego
dobra odniosłam się nie do tego przykładu - wybaczA dlaczego jego?? Przecież ja podaję przykład tego, że kobieta nie chce a facet robi wszystko, by tą ochotę znów obudzić. A ona nie współpracuje. Totalnie i wcale. I on składa pozew rozwodowy. I twierdzi że to jej wina.
Ale ok. Trzeba poczytać literaturę przedmiotu i dostępne wyroki rozwodowe. Mi się nie chce![]()
Prosisz o seks? łamiesz temat tego postuWybaczam. Aczkolwiek tak bez niczego mam wybaczyć? Na kolana![]()
Hmm... W kwestii samej namiętności, to była mnie pociągała cały czas, a po urodzeniu dziecka jeszcze mocniej.Bo jeśli ktoś oczekuje, że "po czasie" będzie tak samo gorąco i namiętnie jak na początku - tak samo z siebie - to jest w błędzie. Codzienność niestety zabija namiętność - i to jest normalne i nieuniknione.
Nigdy w życiu, jestem heteroNawet jeśli byś był w związku z drugim samym sobą, to nie wytrzymał byś swoich wad. A nikt nie jest bez wad. Związek to jednak jakiś kompromis. Więc jeśli zakładasz że nie będzie satysfakcjonujący, już na starcie przegrałeś.
Po co w ogóle winnych szukać? Coś to daje? Chyba tylko materialne dobra przy rozwodzie, ew. korzyści przy opiece nad dzieckiem. Mnie osobiście nic by to nie przyniosło. Niech każdy idzie w swoją stronę i żyje wedle własnej woliale przecież wina pierwotna nie jest jej winą, tylko jego
No dobra Ty w wersji damskiejNigdy w życiu, jestem hetero![]()
Są - pesymiściNie znam osobiście nikogo, kto na starcie sądzi, że nie będzie dobrze. Są tacy w ogóle?
Świadomość gdzie się spieprzyło, czasami pomaga w innym związku, żeby nie popełniać "głupich błędów"Po co w ogóle winnych szukać? Coś to daje? Chyba tylko materialne dobra przy rozwodzie, ew. korzyści przy opiece nad dzieckiem. Mnie osobiście nic by to nie przyniosło. Niech każdy idzie w swoją stronę i żyje wedle własnej woli![]()