Mój partner nie chce uprawiać ze mną seksu. Jesteśmy ze sobą od 14 lat, od liceum. Jakieś 7 lat temu powiedziałam że nie będę się z nim całować, jeżeli nie zacznie myć zębów. Do tej pory całujemy się od wielkiego dzwona i raczej minimalnie, bo on nie wykazuje większej chęci i niestety u mnie w głowie włącza sie lampka, że ostatnio mył zęby jakieś 5 dni temu, co totalnie mnie brzydzi. Przez jakieś 10 lat związku uprawialiśmy jedynie wzajemną masturbację. Niestety wszelkie próby penetracji były praktycznie niemożliwe i okropnie bolesne. Pewnego razu się udało i obecnie penetracja jest możliwa. Od jakichś 8 lat do zbliżeń między nami dochodzi raz na miesiąc. Maksymalnie dwa razy. Mój mężczyzna zawsze uważa że każdy moment to nie jest odpowiedni moment na zbliżenie (bo musi oglądać filmiki na yt, bo za rano, bo za późno, bo za bardzo środek dnia) i obiecuje, że później to będziemy robić ale nigdy nie robimy. Mój mężczyzna regularnie sie masturbuje. Gdy przypominam sobie moje namowy na seks i jego wieczne odrzucenie, teraz wiem że to dlatego że dosłownie przed chwilą sobie zwalił i teraz nie ma już na to ochoty. Wtedy tego nie wiedziałam, nie rozumiałam o co chodzi. Wpadam w ogromne kompleksy, chociaż racjonalnie patrząc jestem w sumie atrakcyjna. Wiem, ze praktycznie codziennie lub co drugi dzień sie masturbuje. Jest bardzo nieostrożny, bo spuszcza sie na swoje ubranie, które później ja wrzucam do pralki. Cały czas zaprzecza, że sie masturbuje. Na początku robił to gdy szłam spać. Wymusiłam na nim by kładł sie ze mną spać (a nuż od leżenia wspólnie w łóżku by mu się zachciało, ale nic takiego się nie dzieje), więc teraz masturbuje sie rano, po tym jak wyjdę do pracy. Codziennie rano proszę go by sie nie masturbował jak wyjdę, a on zapewnia że tego nie robi, po czym później znowu znajduję zaspermione ubrania. Gdy dochodzi do nas do zbliżenia ten raz na miesiąc ja dochodzę zawsze, bo jestem wyposzczona i on wie jak sprawić bym szybko doszła. Nie są to dobre orgazmy, bardziej mechaniczne. Nie ma między nami bliskości, bo ani sie nie całujemy, ani nie budujemy napięcia, a mój partner uważa ze o samo szczytowanie tylko chodzi. Ja niestety nie jestem w stanie jego zaspokoić. We mnie nie ma szans by doszedł, a ręką to muszę sie tyle narobić, że mam zakwasy później, a on i tak nie dochodzi. Musi sam sobie dokończyć w dodatku zawsze leżąc na plecach.
Wiem, ze na te problemy poradziłby najlepiej seksuolog, ale nie jestem w stanie go zaciągnąć na żadną terapię, bo przecież on po prostu nie ma ochoty na seks i nigdy sie nie masturbuje... A w sumie to zawsze ma ochotę na mnie tylko akurat to nie jest odpowiedni moment. Czy może ktoś zna jakieś rady jak wyjść z tej sytuacji?
Bardzo Cię przepraszam jeżeli Cię w jakiś sposób dotknę w czułe miejsce, ale myślę że nie mówisz wszystkiego. Myślę że jest zajebiście dużo szczegółów które pominęłaś w tej wypowiedzi, lub których po prostu nie widzisz w tym co się dzieje dookoła, które mogą diametralnie zmienić cały obraz sytuacji. Znowu - nie poczuj się dotknięta, mówię swoim tokiem myślenia. Moje problemy zawsze staram się zacząć od popatrzenia na siebie z boku, a potem na sytuację z boku. Czytam co piszesz i analizuje (jak facet) w locie.
Na podstawie tego co mówisz moje przemyślenia:
1) Mycie zębów - a jest tak? Myje? Nie myje? Wali mu z japy? Ma problemy z zębami? Już nawet nie dotykając samego problemu mycia lub nie, czy to jest na pewno jego problem z myciem, czy Twój problem z tym żeby mieć świadomość że umył? Wiem to bardzo trywialne, ale może myje jak nie widzisz, może nawet jak 1 dzień nie umył a nic nie czujesz, on nie ma problemów to może też włączasz swój wewnętrzny problem? To wcale nie jest takie jednoznaczne wbrew pozorom. Zwłaszcza że, Ty nie powiedziałaś ani razu że masz problem z tym że "wali mu z japy", tylko o samą czynność chodzi która nie ma nic wspólnego z seksem. Guma? płyn? Pozycja od tyłu?
2) DLACZEGO 10 lat wzajemna masturbacja?????? I wy dalej jesteście razem (wewnętrzna uwaga - zignorować). Może on jest po prostu nauczony masturbacji. 10 lat ręki (twojej, jego) uczy jedynie że zabawa jest w ręce. "Po co robić to babą skoro można ręką" ~Cytat z Kapitana bomby; pół żartem, ale PÓŁ SERIO.
3) A jak ty go zachęcasz/zachęcałaś do seksu? Skąd w ogóle zmiana że 10 lat tylko ręką, potem 8 lat się nie dało, a teraz się da? Coś mi tutaj brakuje w tej historii.
4) Na pewno wpadłaś w kompleksy, rozumiem to, natomiast jest to dla mnie zbyt delikatny temat żeby teraz coś powiedzieć, zwłaszcza że ja też siedze przed kompem...
5) Co to znaczy że jest nieostrożny? Co to znaczy że sie spuszcza w ubranie? I jeszcze zaprzecza? A skąd wiesz? Tutaj też jest ciężka sprawa bo może "upuszcza parę". Chociaz z perspektywy faceta, kurwa no nie widzę nic ciekawego w spuszczaniu sie na swoje ciuchy. Jak już mam ochotę to przynajmniej doprowadzę się do wygodnej pozycji - nago. I posprzątam. Dodatkowo nie widzę związku z tym ile to razy dziennie + czy mam kogoś czy nie. Rozumiem że każdy jest inny, ale jeszcze jesteście oboje w miare młodym wieku gdzie masturbacja rano i bzykanie wieczorem sie nie wyklucza (a wręcz wg mnie moze pomoc). Coś mi tutaj brakuje
6) W takim razie gratuluje (serio) że potrafisz tak dojść. Ja wiem że to faceci są na ogół mechaniczni ale dla faceta (tak, mówię ze swojej perspektywy), emocje, jakieś napięcie tez pomaga, buduje, motywuje. To że musisz skończyć mu ręką albo on sobie to może być pokłosie tego że przez tyle lat nauczył się tego jak to robić sam, a jak wiadomo - jak chcesz mieć coś zrobione dobrze, zrób to sam (znowu, lekko humorystyczny akcent; ale ziarnko prawdy może być).
7) No bo sie kurwa wstydzi. Ja bym się wstydził. Tego ze jestem tyle lat w związku z chujowym seksem. Jeżeli nie macie wobec siebie jakiś innych cech/zależności/zwał-jak-chciał to on ci nic nie powie, choćbyś go węglem przypalała, bo on się po prostu wstydzi. Mówię to ze swojej perspektywy. Niektórych decyzji się wstydzę, ale jestem facetem i muszę w nich trwać chocby nie wiem jak mnie bolało wewnętrznie. Zwłaszcza jak mówisz o tych problemach, braku seksu itp, to może być tak że twój facet nie czuje się na tyle męsko (przed tobą, sobą, kimkolwiek) żeby zacząć o tym rozmawiać, a potem działać. Wiem to straszne, bolesne (znowu, mówię z mojej perspektywy !), ale tak jest. Jak pomożesz mu odbudować poczucie że jest mężczyzną (a nie posiadaczem kutasa + wiem że doskonale wiemy o czym mowa, i Ty też to musisz przed sobą powiedzieć), wtedy myślę że zacznie sam pokazywać gdzie jemu samemu brakuje potwierdzenia. Że jeżeli będzie wiedział że w pewnych kwestiach jest męski/twardy/zajebisty/cokolwiek, wtedy może ci pokaże gdzie potrzebuje potwierdzenia/pomocy/ma-braki żeby być jeszcze bardziej.
Tyle ode mnie. Przepraszam za słowotok, i mam nadzieję że nie spowodowałem że chcesz (lub ktokolwiek inny z czytających ten bełkot) mnie ukrzyżować.
Widzę że skoro mimo tego wszystkiego dalej jesteście razem to jest coś co was trzyma jak cholera ze sobą, więc może metodą małych kroków ogarniecie żeby było tak, jak oboje sobie to wyobrażacie
pozdro