Cześć,
Nie myślałem, że kiedykolwiek będę tutaj pisać o takich rzeczach ale już po prostu sobie nie radzę. Mam 31 lat, żonę i córkę (1.5 roku). Od kilkunastu miesięcy dochodzę do wniosku, że nie kocham swojej żony. Nie żywię do niej żadnego uczucia, nie podnieca mnie, nie sprawia radości.. Mam wrażenie, że dużo lepiej jakbym był po prostu sam. Uważam, że jestem super mężem a jeszcze lepszym tatą, ale mam dość uszczęśliwiania innych kiedy sam jestem mega nieszczęśliwą osobą. Psychologowie nie pomagają, cały czas mam w głowie rozwód i zaczęcie wszystkiego od zera. Od razu mówię, że chce utrzymywać kontakt z córką, chce być najlepszym dla niej tatą. Co o tym wszystkim sądzicie? Czy jestem potworem, że przestałem kochać? Co byście mi doradzili.. Rozmawiałem o tym z żoną, miało się poprawić? Niestety wróciliśmy na stare tory..
Nie myślałem, że kiedykolwiek będę tutaj pisać o takich rzeczach ale już po prostu sobie nie radzę. Mam 31 lat, żonę i córkę (1.5 roku). Od kilkunastu miesięcy dochodzę do wniosku, że nie kocham swojej żony. Nie żywię do niej żadnego uczucia, nie podnieca mnie, nie sprawia radości.. Mam wrażenie, że dużo lepiej jakbym był po prostu sam. Uważam, że jestem super mężem a jeszcze lepszym tatą, ale mam dość uszczęśliwiania innych kiedy sam jestem mega nieszczęśliwą osobą. Psychologowie nie pomagają, cały czas mam w głowie rozwód i zaczęcie wszystkiego od zera. Od razu mówię, że chce utrzymywać kontakt z córką, chce być najlepszym dla niej tatą. Co o tym wszystkim sądzicie? Czy jestem potworem, że przestałem kochać? Co byście mi doradzili.. Rozmawiałem o tym z żoną, miało się poprawić? Niestety wróciliśmy na stare tory..