Pozwolę sobie na wtrącenie
Pewnie będzie dosyć długie i zapewne nudne, więc od razu zniechęcam do czytania
Temat ciekawy, bo stawiam, że dotyczy każdego - części w praktyce, drugich w fantazjach, a pozostałych w obawach. No może pozostaje jakaś marginalna zupełnie obojętna grupa. Nie wiem. Opinii zapewne tyle ilu ludzi więc zacznę od tego co ja uważam za zdradę
U mnie jest to przekroczenie granic stawianych przez partnera, z którym się jest w świadomym związku. Dla jednych to będzie już wejście na pornhuba, a dla innych dopiero seks grupowy z szympansami. Dopóki funkcjonujemy w jasno określonych normach, to dla mnie zdrady nie ma. Zabawne jest to, że w jednym związku te granice mogą być po obu stronach w innym miejscu
Choć w sumie nie wiem czy to jest zabawne
W drugą stronę - i tutaj może powiem coś przewrotnego i niepopularnego - za zdradę uważam też uporczywe, długotrwałe i bezpodstawne odmawianie współżycia partnerowi/partnerce w stałym związku. Oczywiście mam na myśli tylko zdrowe relacje, nie jakieś patologie. Dla mnie to jest usprawiedliwienie dla osób, które postanawiają szukać 'na boku'.
Widzę też, że goreje tutaj dyskusja na temat skłonności kobiet do zdrady i pobudek jakie nimi kierują. No bo, że faceci zdradzają, albo przynajmniej chcą, to jest przecież jasne
Przewija się tam kwestia pragmatyzmu kobiet. Spora część taka jest (zdecydowanie nie wszystkie) i nie wiem gdzie w tym jest problem. Przecież to jest sprawa zupełnie naturalna. Kobieta siłą rzeczy ponosi większą odpowiedzialność więc musi - świadomie lub nie - cechować się w seksie większą dozą rozsądku. I nie chodzi mi o zwyczaje, moralność, czy przepisy, tylko o naturę. Kobiety myślą praktycznie i chwała im za to
Świat wyglądałby bardzo źle gdyby tak nie było. Natomiast ferowanie sądów typu: 'wszystkie są takie same' i to jeszcze - o zgrozo - na podstawie własnych doświadczeń, to jest since-fiction z naciskiem na fiction. Choćbyśmy się zesrali z wysiłku intelektualnego, to nasze przekonania pozostaną co najwyżej opinią. Bliższą lub dalszą stanowi faktycznemu, ale jednak wyłącznie opinią. W moim słowniku stwierdzenie: 'tak już jest i już / wiem to' nie istnieje. Każdy z nas żyje w swojej bańce, która jest mikrowycinkiem rzeczywistości. W dodatku takim, który sami współtworzymy. Tylko z tej przestrzeni czerpiemy informacje, a żeby było jeszcze mniej obiektywnie, to w pierwszej kolejności przyjmujemy za prawdziwe te, które gruntują nasze przekonania. I to jest mechanizm któremu podlega każdy, bo nasze mózgi są leniwe
Dlatego jeśli widzę, jak ktoś komuś udowadnia, że sprawy wyglądają na pewno tak, a nie inaczej, to oblewa mnie trwoga
Bo nawet jeśli twoje doświadczenie mówi jasno, że kobiety/faceci są tacy a nie inni, nawet jeśli wokół widzisz wyłącznie dowody słuszności swoich przekonań i w końcu, nawet jeśli miałoby to leżeć gdzieś w okolicach obiektywnej prawdy, to ostatecznie zawsze będzie to tylko opinia.
Idąc tropem twardej wiary we własne doświadczenia i obserwacje, to o zdradzie mógłbym wysnuć taką historię. Mam dużo świetnych przyjaciół i znajomych. To są w większości ludzie w przedziale 35-45. Większość z nich, żyje w spokojnych ugruntowanych, kilkunastoletnich związkach. Prowadzimy otwarte rozmowy , znamy swoje przekonania. Stawiam grube pieniądze, że zdecydowana większość z nich nie robiła skoków w bok. Ale wiem też, że praktycznie wszyscy mają w głowach ten temat - dla mnie to jest naturalna kolej rzeczy. To są bez wyjątku świadomi i mądrzy ludzie i zakładam, że prędzej czy później część z tych związków się po prostu otworzy i fantazje się zrealizują bez zdrady. Prawie wszyscy z grona bliskich mi osób są ludźmi niewierzącymi. Niemniej dochowują wierności na wysokim statystycznie poziomie. Sam natomiast pochodzę z rodziny o dużych religijnych tradycjach. Większość to czynnie praktykujący. Na palcach jednej ręki jestem w stanie zliczyć (mówię o swoim pokoleniu) osoby, które nie spieprzyły swoich związków i nie poszły bokiem. Tak samo jak wśród innych wierzących których znam. No i na zasadzie, którą wcześniej omawiałem powinienem wysnuć taki wniosek: niewierzący tworzą pewniejsze związki i rzadziej dopuszczają się zdrady niż wierzący. Tym bardziej, że już teraz mogę odpalić YouTube i znaleźć kanał, gdzie jakiś uczony gość wyjaśni mi, że mam rację. Potem mogę wejść w internety i znaleźć rzetelnie napisane artykuły, które mi to potwierdzą raz jeszcze. I już wtedy po prostu będę wiedział, mogę wbijać na forum i siać prawdę
Ale ja jestem chyba za głupi, żeby przyjąć to za obiektywną prawdę
Może to wada, ale mam dystans do własnych przekonań i uważam, że ktoś inny, twierdząc coś zupełnie odwrotnego niż ja, może mieć tyle samo racji.