Sosna, odnośnie związków to może obrazowo i tak, jak ja to widzę, ok?
Związek (czy to sformalizowany czy też nie - doesn't matter) jest jak dom. Musi mieć solidny fundament. W pierwszej chwili powiesz może, że to miłość i po części będziesz mieć rację, ale ten fundament to coś jeszcze. Każdy inaczej zdefiniuje swój, w moim przypadku to mieszanka miłości, wspólnej historii i zainteresowań, od których wszystko się zaczęło. I z biegiem czasu na ten fundament dwoje ludzi dokłada swoje własne cegły, ale też kołują te wspólne, wznosząc tym samym swój nowy dom. Cegły utożsamiają to, co się wnosi do związku, ale również i to, co dla niego jest najważniejsze. Zaangażowanie, oddanie, troska, czułość, wspólne marzenia, plany, dochodzą też czasami dzieci, kredyt hipoteczny etc. - można długo wymieniać, ale te cegły to też wzajemne oczekiwania, zaś cementem jest obustronna komunikacja, zwykłe rozmowy oraz ciekawość i świadomość tego, co myśli i co czuje druga strona. Ważne spoiwo, niczym go nie zastąpisz.
Do pewnego momentu może iść super, cementu masz od gwizdka, a budowa idzie gładko i przyjemnie. Jednak potem może być różnie, bo mimo tego, że ten dom jako tako stoi, to przy każdym podmuchu wiatru niektóre cegły trzeszczą, gdyż zostały położone ot tak, jedna na drugiej, bez cementu. Jeszcze jest ok, gdy się w porę orientujesz i uzupełniasz te luki. Gorzej, gdy cegły zaczynają spadać na ziemię, jedna po drugiej, a dwoje ludzi patrzy na to jak te jełopy, zdziwieni, że ten dom im się sypie. A czasami nawet już nie tacy zdziwieni... W bardzo skrajnym przypadku pozostaje fundament i jakiś metr czy dwa nadbudówki, a idzie zima - czy to wystarczy...? No nie wiem...
Tak to widzę, w taki sposób to pojmuję. I odpowiadając na główne pytanie tego wątku, jeśli miałabym ukrywać swoje oczekiwania, preferencje to brakowałoby w tej budowli kilka moich istotnych cegieł i odrobiny cementu, a w efekcie mieszkałabym w domu, który mimo solidnego fundamentu, nie do końca jest "mój". Czegoś w nim brakuje.
Różne są sytuacje, ale wiem, że ja bym tak nie dała rady. Wpakowałam tych cegieł ile tylko byłam w stanie wyprodukować, w tym i te dla mnie najważniejsze, a cement wręcz ścieka po bokach, bo czy ktoś to lubi czy nie, to i tak nawijam non stop. Z boku nie wygląda to może jak światowe arcydzieło architektoniczne i inspekcja budowlana miałaby tu spore zastrzeżenia, ale tak zupełnie szczerze, mam to w nosie