Niewątpliwie antykulturowy marksizm odniósł sukces w Europie, w Kanadzie i w Stanach Zjednoczonych
Co masz na myśli? Na czym polega ów sukces?
W ogóle to fraza "marksizm kulturowy" jest używana prawie wyłącznie przez zagorzałych konserwatystów, najczęściej religijnych - którzy uznają ów "marksizm kulturowy" czy "neomarksizm" za największe zagrożenie dla współczesnego społeczeństwa, dla religii, tradycji i tożsamości, których oni mienią się obrońcami.
Frazy "ideologia LGBT" i "ideologia gender" też najczęściej są używane również przez religijnych konserwatystów uznających je za zagrożenia. W Polsce o "ideologii LGBT" zaczął mówić bodaj arcybiskup Jędraszewski, a "ideologią gender" najmocniej straszył ksiądz Dariusz Oko i kilku podobnych do niego księży.
Tylko czy cokolwiek świadczy tym, że społeczeństwa, w których sukces odniósł "antykulturowy marksizm", gender i prawa osób LGBT, są w jakiś sposób w gorszej kondycji i sytuacji niż społeczeństwa, które pozostały religijne, tradycjonalistyczne i słuchające księży?
Czy straszenie tymi wszystkimi genderami, ideologiami LGBT, neomarksizmami itd., nie jest po prostu szerzeniem zabobonnego lęku przed nowościami?
W Polsce marksizm kojarzy się raczej z państwową doktryną obowiązującą w czasach PRL, jako związaną z leninizmem i będącą uzasadnieniem dyktatury PPR i PZPR (będącej rzekomo dyktaturą proletariatu). A nie z głoszeniem haseł emancypacji, tolerancji, akceptacji czy mówieniem o orientacji seksualnej, tożsamości płciowej i innych. Bo ani Marks, ani Lenin, ani tym bardziej Stalin, nie zajmowali się tym, tylko mówili o proletariacie, obaleniu burżuazji, walce klasowej i dyktaturze proletariatu. Co więcej, w stalinowskim ZSRR zakazano kontaktów homoseksualnych i na prawie 20 lat zakazano aborcji.
A tzw. neomarksizm, nazywany "marksizmem kulturowym" czy nawet "antykulturowym", jest bardziej wynikiem późniejszych re-interpretacji marksizmu i połączeniem go z freudyzmem. A wszystko w wydaniu reformistycznym.
W Polsce gender mainstreaming jest marginesem. Operacje korekty płci również. In vitro to też w sumie marginalna gałąź medycyny. Więc straszenie nimi jest absurdem. Tym bardziej, że przecież nikt nie widział edukatora seksualnego masturbującego dziecko w szkolnej klasie. Polska ma mnóstwo poważnych, rzeczywistych problemów - jak np. szerzący się alkoholizm, mocno zanieczyszczone powietrze, zanik czytelnictwa, inwazja dopalaczy, uzależnienia ludzi od elektroniki, plaga otyłości wśród dzieci, wysychanie Polski itd. Albo zagrożenie wpływami Rosji. A jednak to wszystko jakoś nie przeraża religijnych konserwatystów tak jak "grzechy przeciwko czystości" w katolicyzmie.
Gender i inne "groźne ideologie" są tym groźniejsze, im bardziej ich nie widać.
Tak jak w horrorach, lepszy efekt daje to, że złe moce pozostają tylko w domyśle, że bohater lub bohaterka skrada się w ciemności opanowanej przez siły, których nie rozumie, a tylko je wyczuwa - a nie oczywiste, widoczne potwory. Gdy potwór jest nieokreślony, można go określić samemu.
Dla mnie każda ideologia jest podejrzana.
Zatem ideologia katolicyzmu też?
Oraz ideologia tradycjonalizmu?