Jeśli chodzi o obozy koncentracyjne... Ot takie urywki tekstu:
(...)
Nigdzie przez nikogo nigdy nie podejmowanym problemem obozowym jest współżycie seksualne mężczyzn. Zagadnienie to istniało we wszystkich obozach koncentracyjnych i obozach jeńców wojennych. Pederastia w obozach męskich istniała wszędzie, tak jak wszędzie w obozach kobiecych istniało współżycie seksualne wśród kobiet. Temat ten jest dyskretnie przemilczany w książkach i artykułach w prasie, a jeśli ktoś coś szepnie, to tylko w związku z jakimś człowiekiem, że podobno on... albo że ten, to... z tym. A przecież te rzeczy istniały od początku. Już w Mauthausen otworzyły mi się oczy na te sprawy. Zaobserwowałem, że Niemcy na funkcjach, ci zdrowi, wyżarci, otaczali się i opiekowali młodymi chłopcami. Chłopcy ci nigdy nie spali wśród innych współwięźniów. W Mauthausen nie było kapówek, to arystokracja miała swoje osłonięte szafkami sypialnie w jadalni i tam mieszkali też wybrańcy losu, którzy cieszyli się względami "panów". Tu nazwisk żadnych wymieniać nie będę. Ani nazwisk "panów", ani nazwisk "pań". Niewątpliwym faktem jest, że wielu młodych, ładnych chłopców w ten sposób robiło "karierę" obozową i dostawało pracę w dobrych grupach roboczych; nikt ich nie bił, częściej oni bili, byli zawsze ładnie ubrani i mieli pod dostatkiem jedzenia. "Panami" w pierwszy okresie byli Niemcy na funkcjach - tzn. ci, którzy byli silni i zdrowi i przebywali już kilka lat w obozie. Później "panami" byli także ci Polacy i Hiszpanie, którzy od samego początku pobytu w obozie dostali dobrą robotę, w której mieli dosyć jedzenia. Ci byli zdrowi i wyżarci i pierwsi poczuli pociąg do chłopców.
(...)
A teraz trzeba powiedzieć też, kto to były "panienki" i skąd się ich tyle brało. W pierwszym okresie rekrutowali się oni z tych, którzy z głodu zgadzali się na takie życie. Z jednej strony widział takie ciężkie życie szarego więźnia, z drugiej strony pokazano mu, jak będzie żył jak się zgodzi. Chodziło tu o młodych chłopców, którzy nie mieli za dużo rozumu jeszcze. Ot, tyle ile może mieć chłopak siedemnasto-dziewiętnastoletni. U takich chłopców trudno było doszukać się twardego, zdecydowanego charakteru. (...) Gdy przyszedł nowy transport do obozu, starzy pederaści - ci na funkcjach - upatrywali "towar" dla siebie. Wzywał takiego do siebie, dał mu jeść i kazał być swoim posługaczem, inaczej "szwungiem", jak mówili w obozie. Do obowiązków takiego "szwunga" należało słanie łóżka dla swego chlebodawcy, fasowanie dla niego jedzenia, czyszczenie butów i załatwianie innych usług. Chłopak taki był ładnie przez swego pana ubierany, dobrze karmiony i albo wcale nie pracował, albo szedł do lekkiej roboty, pod dachem, gdzie go nikt nie bił i maltretował. Gdy "arystokrata" wziął sobie takiego "szwunga", po kilku dniach kazał mu przyjść w nocy do siebie do łóżka albo sam szedł do niego. Jeżeli to był chłopak nie zorientowany, który z tym zetknął się pierwszy raz w życiu - nie zgadzał się i następnego dnia nie szedł już do niego robić. Wtedy taki blokowy czy kapo posyłał go do roboty. Tam już wiedzieli kapowie, że mają mu dać szkołę. Nie tak, żeby zabić ale tak, że chłopak był ledwie żywy i miał wrażenie że każdej chwili mogą go zabić. Po kilku dniach jego "pan" znów kazał mu usługiwać, dał mu jeść i nie posyłał do roboty, a jeszcze okazał dobroć i współczucie - ale przecież nie może go trzymać na bloku, jeśli nie będzie jego "szwungiem". Po trzech dniach znów kazał mu przyjść do łóżka i chłopak szedł. Z jednej strony pokazano mu jak wygląda życie szarego więźnia z głodem, chłodem, pracą, biciem i możliwością utraty życia w każdej chwili, z drugiej strony - lenistwo lub lekka praca, pełny brzuch, ciepło, ładne ubranie, nikt nie uderzy; a wszystko za taki drobiazg jak spanie od czasu do czasu ze swoim "panem", któremu wszystkie te wygody zawdzięcza. Gorzej, bo i chłopcy ci rozwydrzyli się w tych dobrych warunkach; byli oni nietykalni dla innych więźniów, bo za każdym stał jego protektor, który zabiłby każdego, kto śmiałby dotknąć czy w inny sposób skrzywdzić jego pupilka. Częste były wypadki, że taki wyżarty zasraniec bił po twarzy innych więźniów, często ludzi starych. Rozpierała go siła i męstwo wobec słabych kolegów, którzy nie mieli szczęścia mieć osiemnastu lat, gładkiej gęby i możnego "pana". (...)