• Witaj na forum erotycznym SexForum.pl

    Forum przeznaczone jest wyłącznie dla dorosłych. Jeżeli nie jesteś pełnoletni, lub nie chcesz oglądać treści erotycznych koniecznie opuść tą stronę.

Z ARCHIWUM XXX

Kobieta

Rikke

Dominujący
Katrine, nie przeczytałam jeszcze wszystkich, ale ogolnie przyjemna lektura(y)
Dzieki, ze sie z nami podzieliłas! :giggle:
 
Kobieta

Katrine

Biegły Uwodziciel
Z ARCHIWUM XXX

Poczta
INCYDENT DWUDZIESTY PIERWSZY

   W niezauważalny sposób z gracją magika pierwszego sortu z mozołem wartym podziwu listonosz Anatol Amalii przesuwał biurko milimetr za milimetrem w bardzo niecnym celu. Niemalże graniczył ze stanowiskiem pracy osobliwości, niespotykanym zjawiskiem w naturze, naczelnikiem poczty Mają Maciak. Brakowało dosłownie odrobinkę przestrzeni, by mógł zanurzyć wzrok w obszar marzeń większości pracowników płci męskiej w liczbie jednego… o tak, to z pewnej strony błogosławiona liczba, ale jakby się przyjrzeć stanowiła zaczyn gehenny. W końcu Syzyfowa praca została nagrodzona, ujrzał w całej okazałości doskonałości ciało kobiety pożądania. Nie przestając udawać, że porządkuje z ogromnym zaangażowaniem setki listów, od kiedy najnowsze elektroniczne urządzenie do sortowania przesyłek odmówiło posłuszeństwa. Zaoferował po godzinach w pracy nadrobienie zaległości po awarii maszynerii najnowszej generacji. W zamyśle marzył o sam na sam z wdziękami naczelnik, w całej panoramie rozpostartej po drobnych udogodnieniach przemieszczonego biurka w milimetrowej poziomej przestrzeni.
   Biała jak świeży śnieg bluzka przełożonej, doskonale korespondowała w tle kruczo-czarnych długich włosów za ramiona, w krótkiej błękitnej spódnicy z lekka podwiniętej z racji umiejscowienia nóżki pod zgrabnym jędrnym tyłkiem. Dzięki zabiegowi mógł z ukrycia zerkać co rusz na skrawek białych skromnych majteczek na znacznie odkrytych pośladkach niewiasty. Doskonałe malutkie zadbane paluszki stóp wyglądały wręcz apetycznie, zabarwione paznokcie w odcieniu różu dusty pink stanowiły kontrast dla drobnych niebieskich szpilek. Mikroskopijny paseczek więził paluszki milutkiej owianej wiatrem morskim stópki, powyżej towarzyszyły niewielkie dwa paseczki spinające nóżkę poniżej kostki i wreszcie kwintesencja piękna obuwia znacznie ponad kostką stópek, szerszy paseczek opinający zgrabne długie ponętne wspaniałości. Wysmukła nie za chuda noga z lekka zwisała z fotela przy biurku, drżała lub raczej wprawiona w nieznaczny ruch poruszała się, zapraszając do wielbienia. Druga wspaniałość mocno wspierała się na posadzce, podkreślając piękne łydki jakże zadbane. Owiane Słońcem w pogodne ostatnie dni lata sierpniowego zdecydowanie nie wymagały więzienia w sztucznych nylonach, choć w alkowach sypialni wymaganych celem wzmocnienia chęci zaistnienia w raju nieutraconym. Natychmiast rozwiał niewłaściwy kierunek marzenia o sypialni pełnej naczelnik, były tak nierealne, jak wyjazd na Wyspy Wielkanocne.
   Spora różnica wieku paraliżowała listonosza, nie mógł przemóc strachu odtrącenia przez objawienie w spódnicy, jej przeżytych dwadzieścia parę, stanowiło prawie trzydzieści lat różnicy przy jego ponad pięćdziesięciu. Na starcie nie był w stanie wydostać się z bloku, tkwił sparaliżowany, widząc metę z paru kroków. Zerkał na białą bluzkę dokładnie opinającą spory biust, jak mniemał gorący pachnący młodością. Z trudem hamował napływ śliny do ust, krótka kontrola strefy rozporka wskazywała na niebezpiecznego sporego twardego niczym skała łotra, ze stale wzbierającą siłą rażenia. Jakakolwiek forma opuszczenia stanowiska pracy nie wchodziła w rachubę. Obawiał się grzebać w rozporku, może akurat popatrzeć i … no właśnie weźmie nieboraka za padalca zboczonego. Przerwą w zerkaniu, celem oklapnięcia członka nie był zainteresowany, nie po to został po godzinach, żeby cierpieć bez wspaniałych aktów w obrazach.
   — Anatolu nie mogę odczytać numeru przesyłki, byłby pan tak wspaniały i mi pomógł — poparzyła tymi swoimi wielkimi piwnymi oczami, nie mógł odmówić, zaczął wstawać i… zamarł!
   — Panie, co się Anatolu stało? Nic nie dolega? Wygląda pan jakoś inaczej — błyskawicznie doskoczyła do jego biurka.
   Nie był w stanie ukryć sporego wezbrania kutasa, był bez bielizny w cienkich przewiewnych spodniach, twarz piekła czerwonym niewyobrażalnym żarem wstydu, wzrok skupił niczym malutki chłopczyk na podłodze, trwał w całkowitym bezgłosie. Nie zauważył kiedy usiadła na biurku, rozszerzyła na tyle nóżki, żeby jedną wesprzeć z lewej strony fotela Anatola druga po przeciwnej stronie. Niebieska króciutka spódnica zadarta w górę otwarła przestrzeń rozkoszy, delikatnie nakierowała głowę wielbiciela w szparkę po odchyleniu skrawków materiału w kroku. Bez słowa zgrabnie uciskała kark Anatola, aby wędrował w raju rozkoszy, sprawnie niczym wytrawny szermierz smagał guziczek błogostanu jęzorem. Co rusz posiłkował się paluszkiem, paluszkami wdzierając się coraz głębiej. Wprawiony w bojach szybko sprawnie zapewnił całą paletę ciekawych uniesień, nie pozostała dłużna. Zaopiekowała się zgrabnymi stópkami jego skarbem, wędrowała od góry do dołu lub od dołu do góry zależy od punktu patrzenia, gdy uniosła wysoko na ramiona czciciela długie wysmukłe olśniewająco zgrabne nogi, wsunął ogromnego nabrzmiałego od dawien, dawna pełnego marzeń fallusa po kraniec przyjemności. Rozpoczął techniczny taniec dokonania, nie jak królik co się dorwał do piczki, nie jak dzieciak na tylnym siedzeniu auta tatusia, nie jak gnojek w kiblu męczący dłonią zwierzaka. Harował jak wytrawny łowca pragnień kobiet, długo i wytrwale dawał siebie w każdej znanej sobie pozycji, a dopiero poznawanej przez panią naczelnik poczty Maje Maciak, dawała, co miała, on dokazywał na granicy rzeczywistości. Odpływała na falach uniesienia, tracąc kontakt z wszechświatem, poznała urok seryjnego wspaniałego nieprzerwanego orgazmu.
   — Już się martwiłam, że nigdy się nie zdecydujesz na… nie dostrzegłeś, jak ciebie pragnę? Wywaliłam tyłek wyłącznie dla ciebie, myślisz, że noszenie obcisłej konfekcji jest przyjemne w upalne dni?
   Listonosz miał pewną niebywałą zaletę, czasami niestety nie zauważaną, mało mówił, ale za to dużo robił. Niebywale zgrabnie jednym mocnym ruchem wbił się od tyłu w rozpościerającą się na blacie biurka naczelnik poczty…

CDN
 
Kobieta

Katrine

Biegły Uwodziciel
Z ARCHIWUM XXX

Turystka
INCYDENT DWUDZIESTY DRUGI

   Powoli krążownik szos toczył się po wstążce asfaltu, co kilkadziesiąt metrów człowiek z magistratu nieobdarzony przewidywalną inteligencją rozmieścił garby do ograniczenia zapędów rajdowców w metalowych trumnach. Palce jednej ręki wystarczyły do zapisania przemieszczających się pieszych mieszkańców. Osiedle domów jednorodzinnych dla prominentów położone na obrzeżach mieściny zapewniało pełen komfort ciszy i spokoju. W dodatku graniczyło z Krajobrazowym Parkiem Narodowym z niespotykanymi gniazdami czarnych bocianów. Świeży aromat jodowanego powietrza znad pobliskiego morza, wsparty doskonałym aromatycznym zapachem natury był wyłącznie przeznaczony dla stowarzyszonych w Kręgu Wsparcia. Zdecydowaną większość budowli zamieszkiwały panujące nad czarnymi okiełznanymi zwierzakami pozbawionymi własnej woli. Nie z przypadku w znacznej odległości od asfaltu z dozą szczęścia można było dostrzec wśród drzew liściastych, iglastych, okazałe siedziby wszechwładnych. Otoczone rodziną na czele z mężem w chwilach relaksu wylegiwały się na leżakach nad przydomowymi basenami. Samotne nie miały powodów do zmartwień, na końcu osiedla powstał hotel w zasadzie tylko z nazwy. Wykorzystywany wyłącznie przez mieszkańców osiedla, zamkniętych w szczelnym strzeżonym obszarze. Idylliczna kawiarnia w okresie sezonu kwitła sporą ilością gości ze specjalnymi zaproszeniami, wybrańcy zabawiali niebotyczne, niejednokrotnie trafiając w ramy drzwi pokoi hotelowych. Zestaw cudownych ciasteczek na dwóch nogach z czymś ciekawym między nogami zachęcał do odwiedzin nocnego klubu otwartego do ostatniego męczennika. Dla równowagi specjalnym autobusem razy dziennie mógł dotrzeć motłoch z miasteczka razem z ciekawskimi letnikami.
   Właścicielka Lara Racy mieszkająca niespełna dwieście metrów od przybytku dwunastej muzy nie mogła się przemóc, żeby na pieszo przychodzić, a tym bardziej na welocypedzie. Idealnie pasowałby czarny byt w szczelnym obcisłym kombinezonie w masce, który ciągnąłby dwukółkę z właścicielką wymierzającą razy batem dwunożnemu koniowi, no cóż, marzenia…
   Zadziwiona wręcz zaskoczona dostrzegła kobietę ciągnąca walizeczkę chodnikiem, spotkać kogoś na pieszo graniczyło z cudem, a co dopiero z bagażem. Bardzo długie blond włosy sięgające do tyłka rozwiewał spory wiatr znad morza, krótkie po szczepione spodenki okrywały niemalutki tyłek, który w połączeniu ze zjawiskowym równie sporym biustem idealnie korespondował. Nie była modelką to pewne, raczej nie za szczupła nie za wysoka, ale za to wspaniale proporcjonalnie zbudowana na pewno przyciągała wzrok mężczyzn zainteresowanych wszystkim, co na drzewo nie ucieka. Mijając z prędkością uszkodzonego karawanu, orzekła, nie ma więcej niż dwadzieścia lat, czyli idealnie by się wkomponowała w skryty misterny plan.
   — Jeżeli pojawi się blondynka w długich włosach, zaproś do mojego gabinetu — poinformowała pracownika recepcji hotelowej.
   W zwierciadle gabinetowym dostrzegła wspaniałą seksowną rudą seksbombę w króciutkiej do połowy uda żółtej sukience na ramiączkach dla ukazania pięknych owianych Słońcem ramion wspaniałej właścicielki hotelu. Ubrała na malutkie smakowite stópki nieosłonięte nylonem delikatne niewysokie żółte szpileczki. Zmieniła majteczki na paseczki osłaniające miejsce rozkoszy, nie oparła się chęci dotyku ciepłymi drobnymi paluszkami, wniknęła w szparkę do czasu, aż nie poczuła przyjemną lepką ciecz, wtedy przypomniała sobie zewnętrzności kobiecości mijanej na drodze niewiasty, marzenie…
   Przyjaciółki oczekiwały w zacienionej zacisznej alkowie na uboczu kawiarenki. Ksenia Mason inspektor policji w czarnej obcisłej sukience ledwo za tyłek wygląda zjawiskowo, niczym nie przypominała jednej z najbardziej znanych funkcjonariuszek, spore szpilki na stopach tylko upiększały doskonale zgrabne nogi. Mia Mach fryzjerka wszystkich zainteresowanych kobiet wspaniałym wyglądem, zawsze potrafiła dobrać figurę fryzury na oczekiwaną imprezę, czy nawet dla poprawienia nastroju warto było oddać włosy pod nożyce mistrzyni. Wieczorowa kreacja przed kolanka sygnalizowała, że nie zamierza prędko opuścić atrakcji kawiarni połączonej z klubem nocnym. Czarne wygodne drobne szpilki, w których mogła tańczyć bez obaw, potwierdzały przyszłość, czarne pończochy dopełniały wyglądu. Ligia Labiak barmanka stanowiła kwintesencję kobiecości, nie było faceta, co by nie zerkał mniej lub bardziej skrycie na niebotyczne wdzięki najwspanialszej maszyny spełnień. Biała krótka sukienka pasowała kolorystycznie do czarnej Mia, jakby się zmówiły, perłowe pończochy w białych szpileczkach jedynie zapraszały do tańca. Długie zgrabne nogi wyglądały niebotycznie, przekraczały normy długości, mogła kilka razy owinąć wkoło podekscytowanego mężczyzny, zapewniając dla całusów niespotykaną platformę rozkoszy.
   Spotkanie w pierwszej fazie przewidywało omówienie zależności panujących w Kręgu Wsparcia, następnie szczegółowe zapoznanie z obowiązkami i przyjemnościami płynącymi ze stowarzyszenia. Fryzjerka Mia Mach wraz z barmanką Ligią Labiak pretendowały do grona wybranek. Kandydatki z nieukrywaną ciekawością chłonęły informacje, skupiły się na fragmencie związanym ze stworami zapewniającymi cały zakres ulubionych błogich chwil. Uśmiech wywołała możliwość wszelkich form uniesienia, łącznie z najbardziej wyrachowanymi nie zawsze bezpiecznymi dla uległych istot w czerni niewoli uwięzienia pod byle pretekstem.
   Po otrzymaniu wiadomości tekstowej Lara Racy właścicielka hotelu musiała z tajemniczym uśmiechem opuścić gremium. Zaprosiła przyjaciółki do gabinetu w głębi budynku, po zakończeniu zapoznawania się z zasadami aplikowanymi przez Ksenie Mason inspektora policji.
   Racy wędrowała ze wzbierającą wewnętrzną radością dumna ze swojej przewidywalności, a zarazem zadowolona z wielce prawdopodobnego udanego polowania na uległego. Widziała oczami wyobraźni w drodze do hotelu mijaną turystkę w kleszczach zniewolenia, wykorzystywaną do granic wytrzymałości. Będzie trwała w nienaturalnym uwięzieniu na drodze wsparcia ogłupiającymi specyfikami chemicznymi z batem w tle, jeżeli nie będzie przestrzegała zasad. Miała nadzieję, że nie trafi do utylizacji z racji niemożności zostania stworem w czarnym obcisłym kombinezonie, targana powrozem uwiązanym do obroży na szyi.
   — Przepraszam panią za nietypowe najście, znalazłam się w trudnej sytuacji, szukam pracy z możliwością zamieszkania — usłyszała, co chciała usłyszeć, po kilku zdaniach grzecznościowych bez znaczenia, poczuła przybywające z głębi ciała przyjemny dreszcz pragnienia.
   — Zapraszam na posiłek, przygotuję coś do picia, pewnie jesteś spragniona? — młoda osiemnastoletnia zaskoczona dobrotliwym traktowaniem zdołała jedynie kiwnąć głową na tak.
   W soku pomarańczowym gubił się smak chemicznego ogłupiacza blokującego możliwość skomplikowanego myślenia. Turystka jadła sprawnie z ogromnym apetytem, wyglądało na to, że nie jadła od kilku dni. Opuściła gniazdo domowe, nikogo nie informując z racji obawy, że nie będą zbytnio zadowoleni z braku jedynego dostarczyciela gotówki na alkohol. Patologia pijackiej rodziny pchała młodziutką w ramiona agencji towarzyskiej proponującej sporą kasę za ciało osiemnastolatki. W ostatnim momencie uciekła w świat pełna obaw, ale i nadziei na lepsze jutro. Przypadkiem trafiła do hotelu z zamiarem pracy i mieszkania.
   Po chwili nie mogła się skoncentrować wzrokiem na dłużej w jednym miejscu, Lara Racy dostrzegła sygnały działania syntetyka, zaczęła powoli rozbierać dziewczynę, co nie chciało zejść, rozcięła nożyczkami.
   — Ubieraj przygotowany kombinezon z maską na twarz, będzie to ostatnia kreacja.
   — Odbędziesz zasłużoną karę, przestrzegaj podstawowej zasady nieodzywania się bez pozwolenia, inaczej potwornie zdewastuję batem.
   — Zapewnisz całą gamę przyjemności dla swojej pani!
   Zapięła okrutną metalową obręcz na szyi zwierzaka, przytwierdziła powróz, mocno pociągając. Wymusiła przyjęcie pozycji na czworaka, turystka wyglądała jak tresowany na smyczy pies. Powoli nie śpiesząc się, zaprowadziła stwora w czarnej kreacji do pomieszczenia graniczącego z gabinetem, gdy sprawnie wlazła na okrągłą platformę, przytwierdziła powróz do uchwytu. Kołysała płynie bioderkami, kierowała się do kanapy w zaciemnionej części pomieszczenia. Miło zaskoczona widokiem przyjaciółek jedynie w skromnych strojach składających się z pończoch i szpilek z przytwierdzonymi sporymi dildo w kroku. Ustawiły się po okręgu nad klęczącą na ruchomej platformie czarną postacią. Bez sygnału bez okrzyku Lara wdarła się sztucznym członkiem w szparkę dziewczyny, zawtórowała inspektor Ksenia, wciskając w głąb ust niewiasty czarnego potężnego potwora. Pracowały sztucznymi dildo coraz wydajniej, uzyskując zbliżone tempo, dziewczyna nie była w stanie drgnąć, całkowicie poddana oczekiwała końca gehenny. Nie było jej dane, wniknęła w młode ciało fryzjerka Mia Mach na przemian z barmanką Ligią Lubiak. Nieograniczone niczym boleśnie wciskały się mocarnymi sztucznymi kutasami, nie interesowały się cieniutką strużką krwi sączącą się z dupy istoty. Wspaniała barmanka nieobdarzona litością dewastowała gardło tęgimi uderzeniami gumowym fallusem. Nie było mowy o spełnieniu, to nie czas błogostanu dokonania. Dyscyplinowały młodziutką turystkę, określały dozgonną przyszłość stworzenia do uciech cielesnych.
   — W posiadłości zamieszkasz w wygodnej metalowej klatce, przestrzegając zasad, zapewnisz sobie komfort istnienia, po zakończeniu wymierzonej kary zostaniesz uwolniona — Lara Racy zatrzasnęła nad głową czarnego stwora klapę bagażnika, pomknęła do skrytego w gęstwinie leśnej pałacyku.

CDN
 
Kobieta

Katrine

Biegły Uwodziciel
Z ARCHIWUM XXX

Sekretarka
INCYDENT DWUDZIESTY TRZECI (Czas odczytu 00:04:14)

   Ze skrytą w ścianach gabinetu dyrektora niecierpliwością towarzyszącą ciekawości, a może bardziej zamazaną w skrawkach pamięci chęcią powtórzenia ostatnich wspaniałych chwil bliskości. Kursowała niczym pszczoła od kwiatka do kwiatka przy nisko usytuowanym marmurowym parapecie podstawy okien. W dali horyzontalnej majaczyło wybrzeże morskie. Sekretarka w małomiasteczkowej kulturze była kochanką dyrektora, który w chwilach słabości posuwał niebrzydką na biurku, tak było od zawsze i pewnie po kres zostanie. Tiffany Fatum matka dwójki wspaniałych dziewczynek tak ślicznych, że zawsze grały rolę aniołów w szopce noworocznej, aplauz po przedstawieniu przynosił łzy radości, roniła w ramionach cudownego ciasteczka z rzadka zwanego mężem, najczęściej ukochanym. Czy była pucharem na spełnienie po chwili uniesienia w alkowach alkierza dyrektora Ryan Rabe? Tak. Nie stanowiła asystentki oderwanej od zwyczajowo przyjętych norm. Boss obdarzony wspaniałą żoną na przekór wszystkiemu mężczyzna z krwi i kości, ojciec dwóch chłopów nie zawsze poukładanych, ale co tam młodość rządzi się swoimi prawami nieodpowiadającym staruchom. Układała z szefem na swoje modły obszary uniesień, uzupełniali przestrzenie utracone w związkach jakże szczęśliwych, ale bez dozy pewnego wyrachowanego obszaru nietypowych przypraw do pełnego potraw stole doznań błogości. W zamkniętych czterech ścianach w magiczny sposób dopełniali nieprzebyte magazyny skrytych potrzeb erotycznych, posiłkowali się szczerą rozmową w gabinecie dyrektora przy wygaszonym głównym oświetleniu. Kilkanaście rozstawionych małych i dużych światełek woskowych wprowadzało w ciepły klimat, stąd zniecierpliwienie Tiffany świeczki rozpalone, a spełnienie…no właśnie pewnie w drodze. W wolną sobotę nie przewidywała żadnej niespodziewanej wizyty nawiedzonego kontrahenta, czy ewentualnie złego opętanego robola, dla komfortu dokładnie pozamykała dostępne drzwi, pozostawiła jedne otwarte dla dawcy rozkoszy.
   Jak przystało na mężczyznę po pięćdziesiątce, chyżo zdarł z siebie marynarkę, rzucił w kierunku fotela, nie osiągnęła celu, opadła w bezładzie na podłogę wypluwając z bocznej kieszeni aparat telefoniczny. Oczekująca dwudziestosześcioletnia niewiasta pragnęła dotyku, aby zajrzał w krainę rozkoszy, delikatnie wsunął dłoń w skromny przyodziewek zgrabnego tyłka. Wprawnym jednym pewnym ruchem spowodował upadek majteczek. Paluszek szczęścia zajrzał, dokąd mógł sięgnąć. W sukurs przybyły pozostałe wypełniając przestrzeń cudownym zetknięciem jakże upragnionym, Tiffany wydała głośny okrzyk rozkoszy. Rozpięła rozporek z kilkoma niepotrzebnymi guziczkami, wypadł dawca jakże duży, jakże wilgotny, jakże czerwony rozpalony niczym piec martenowski. Przyszła mu z pomocą, ustami spragnionymi objęła końcówkę szczęściarza. Wydał krzyk aprobaty, gdy posuwała zimny jęzor po największej widocznej żyłce, drżał cały jak ziemia przed krańcowym unicestwieniem. Wprawnie uchwyciła jąderka dyrektorka, jedynie potrafił wydusić z siebie — jestem twój. Wiedziała, co czyni! Ulubiony kawałek doskonałego malutkiego kroku w kierunku dokonania, nie miał tego w domu, żona nie preferowała akcji z jęzorem! Wygodnie wsparty o blat biurka oczekiwał na nieuniknione.
   Tiffany Fatum dogadzała Ryan Rabe z nieukrywana radością, dzielili pragnienia na dwoje. Kiedy nasienie kapało z twarzy, na nowiutki dywan uniosła się z fotela, wsparła się na biurku z gracją opadła króciutka skórzana obcisła spódnica. Jednym ruchem dotarł do krańca jaskini, wsunął szczęściarza przez magiczną szparkę uniesienia, powstał niczym Feniks z popiołów pozostawionych na twarzy sekretarki. Chwycił przygotowaną apaszkę, zakręcił dwoma szybkimi ruchami, tworząc wstęgę, sprawnie zaciągnął na szyi Tiffany, mocno szarpiąc dwoma rękoma za końce, dusił asystentkę. Ruszył od dawna oczekiwany plan tamowania oddechu wspaniałego zjawiska z długimi zgrabnymi nogami osnutymi pończochami z fikuśnym pasem nośnym. Pozbawiał zjawiskową sekretarkę dawki upragnionego tlenu, widziała światełko na końcu tunelu do zatracenia. Ze zdwojoną energią nabijał na niemałego fallusa, jednocześnie odrobinę luzując zacisk na szyi. Uwielbia być przyduszona, pozbawiana doczesności mknąć ścieżką utrapienia, doświadczać najcudowniejszego uniesienia na granicy życia i śmierci.
   Dyrektor spełniony, zadowolony pełen animuszu po doskonałym starciu bliskości na arenie biurka w gabinecie. Doprowadzał do zatracenia podwładną, opadła na blat zmęczona, ale zaspokojona. Klapnęła na kolana bossa, wtuliła się drżąca pachnąca życiem, poczuła wspaniały zapach dokonania, przymknęła powieki, czując drobne pocałunki każdego blond włoska…

CDN
 
Kobieta

Katrine

Biegły Uwodziciel
Z ARCHIWUM XXX

Prosiaczki
INCYDENT DWUDZIESTY CZWARTY (Czas odczytu 00:07:02)

   W końcu wyrwała się z totalnej zawieruchy domowej, szczęśliwa pomykała dróżką wśród kniei nieprzebytej, wprost do Ośrodka Spokojnej Starości położonego w sporej odległości od jakiejkolwiek cywilizacji. Rozpoczynała pracę dopiero od rana, miała sporo czasu, była wczesna godzina jakoś po dwudziestej pierwszej. W domu facet szalał, określając warunki pana i władcy. Nie zważał na zmęczenie pielęgniarki Kariny Nojek, chciał się pieprzyć, odbyć spektakl jednego aktora, stosunek cielesny pozbawiony znamion uczucia. Napełnić naczynie spermą i wystawić dupę niemalże po sekundzie smacznie śpiącą. Miała po dziurki w nosie służenia jako dostarczycielka spełnienia, czy można nazwać to indywiduum małżonkiem? Formalnie nie zawarli związku, żyją obok siebie. Widywali się jak dwa pociągi na międzynarodowej trasie, dwa razy dziennie, gdy rano szła do łazienki i wieczorem, kiedy on wychodził. Spali osobno, bo tak było wygodniej, jedli osobno, bo przestali się widywać w kuchni. Czas wolny spędzali według swoich schematów, ona po uzyskaniu statusu członkini Kręgu Wsparcia praktycznie nie wychodziła z "pracy", on coś dłubał nad wodą, może łowił ryby, choć obstawiała, że raczej zanęca w poszukiwaniu panienki do wyuzdanych zabaw erotycznych. Po równi pochyłej zmierzali do rozwodu, brakowało jedynie kropli do wypełnienia garnca rozstania.

   — O Jezu co to? — w ostatnim momencie zauważyła w totalnej ciemności, kilka postaci ludzkich na szosie.
   — Co tutaj robicie? Droga jest zamknięta dla ruchu kołowego — wyskoczyła z krążownika szos z zamiarem zrugania pętaków.
   — Zabłądziliśmy w lesie, proszę pani — jechaliśmy w góry — trafiliśmy nad morze — nie wiemy, gdzie idziemy — pani wyskoczyła jak diabeł z ciemności — czterech chłopców z plecakami jeden przez drugiego rzucali słowami bez ładu i składu.
   — Stop! — zawyrokowała.
   — Moment, przestańcie jazgotać wszyscy na raz, niech jeden powie, co się stało? — opanowała sytuację, wskazała paluszkiem najbliżej stojącego młodzieńca.
   — Proszę pani, zamierzaliśmy wyruszyć na wycieczkę w góry, ale w ostatnim momencie zdecydowaliśmy się na wypad nad morze. Z niespodzianki nikomu nic nie mówiąc, zapragnęliśmy wpaść w morskie fale. Idąc ze stacji, wymyśliliśmy skrót przez las, miało być bliżej, a okazało się, że wpadliśmy w grzęzawisko. Cudem po wydostaniu się z lasu trzymamy się asfaltu, idąc w całkowitej ciemności nie wiadomo gdzie, w dodatku coś zakłóca sygnał, nie ma żadnej możliwości na wezwanie pomocy.
   Patrzyła na młodzieńców z rosnącym zainteresowaniem. Mieli więcej niż osiemnaście lat, stawiała na dwadzieścia parę, raczej przystojni w świetle reflektorów krążownika szos, wysocy zadbani, dobrali się idealnie do radzącego się w jej trzewiach pomysłu, włosy jak na zamówienie dobrali blondyn, brunet, rudy i taki szatynek wręcz apetyczny. Ładnie zbudowani z widocznymi ukształtowanymi mięśniami, pewnie liznęli odrobinę sportu. Przypasowali wręcz idealnie do ukształtowanego misternego planu zamknięcia świata chłopców w klatkach. Ubrani w czarne obcisłe stroje zapewnią pełną gamę doznań jakże oczekiwanych po nieznośnych głupawych tekstach domowego tyrana erotycznego zwanego mężem. Dostrzegła przyjemne błyski w oczach młokosów omiatających coraz natarczywiej panią pielęgniarkę Karinę Nojek, zdała sobie sprawę, że wygląda super atrakcyjnie w nowej króciutkiej czerwonej sukience wspartej jedynie na drobnych ramiączkach tuż pod barkiem. Ładnie opalone ramiona wraz z najbliższym obszarem wokół piersi zachęcały do zrzucenia sukienki. Nogi długie zgrabne w drobnych czerwonych szpileczkach przyciągały magią opalenizny wzrok. Zastanawiała się, czy nie wysłać zakodowanego sygnału potrzeby interwencji do posterunku policji w kurorcie, ale szybko zrezygnowała, widząc przemęczone wygłodniałe cztery różowe świnki do ujarzmienia.
   — W Ośrodku przenocujecie, mam spory zapas pizzy i pewnie coś do picia też się znajdzie, wykąpiecie się, przebierzecie w coś sensownego, rano zapłacicie za pobyt lub odpracujecie, wybór należy do was. A więc ? — znała odpowiedź, zanim zadała pytanie.

   Po skonsumowaniu, sporej ilości gorącej głęboko zaprawionej różnymi sosami pizzy, młodzieńcy napełnili wnętrzności smacznym pomarańczowym nektarem, zaprawionym odpowiednio dobranym specyfikiem spowalniającym logiczne rozumowanie otaczającego świata, powodował totalną utratę woli na rzecz okazywanej służalczości. Skrzętnie skorzystali z zaproszenia pod natryski, pozbyli się doszczętnie ubrań. Po toalecie młodzieńcy poznali nową panią pielęgniarkę, Karina zmieniła się dokumentnie w nadzorcę. Określiła obowiązek odpracowania w posiadłości powstałe zadłużenie za gościnę. Posłusznie swoje rzeczy powrzucali do worków na śmieci, wdziali bardzo obcisłe czarne stroje okrywające dokładnie ciała, na twarzy maska zakrywała oczy z nosem, usta pozostawały wolne. W kroku jakby zabrakło materiału, całe półdupki zostały na wierzchu z przyrodzeniem merdającym się między nogami.
   Doskonale zorientowała różowe prosiaczki w swoich potrzebach, po wyrazistej chłoście batem wyjaśniła nową rzeczywistość. Przeżyli pierwszą przygodę z panią Kariną — jak kazała się do siebie zwracać. Zakotwiczyła do metalowych obręczy uwierających młode szyje naiwnych, paskudny powróz dla bydła. Prowadziła cztery świnki wprost do pokoju uciech dla stowarzyszonych, a gehenny dla pozostałych. Ustawieni w jednym rzędzie przy ścianie grzecznie na kolanach obśliniali dupę pani, gdy podchodziła do każdego z osobna, wypinała tyłek. Delikwent wnikał głęboko jęzorem, jak była zadowolona, podchodziła do następnego.
   Najlepszy językoznawca został w szparce z jęzorem, nieznacznie odbiegający tykał odbyt, pozostali lizali stopy wspartej na przygotowanym siedlisku do orgii. Po wstępnej grze nie za długiej z racji ogromnej chęci pielęgniarki na dalej, gdy widziała stojące przyjemnie pały młokosów. Jeden wniknął w odbyt na tyle, żeby słyszeć przyjemny przyspieszony oddech spełniającej swoje marzenie. Drugi po odpowiednim ułożeniu pod wszechwładną wszedł w szparkę. W tym momencie chwyciła dłońmi dwa penisy całujących do tej pory stopy. W trymiga załapali pożądany rytm, doprowadzali Karinę Nojek do najwspanialszego w życiu orgazmu z czterema na raz. Idealnie zorganizowani wybuchli tuż po gromkim okrzyku przyjemnie zmęczonej. Targani rozkoszą zalewali najbliższą przestrzeń, w sporej części pokryta spermą wyszła do łazienki.
   W białym kitlu wyglądała niebotycznie, w dodatku świetnie opalone zgrabne nogi wkomponowały się w bielutkie buciki do kostek, przygotowana zmierzała do pracy. Wyraziście energicznie szarpnęła stwory za powrozy przytwierdzone do szyi, określiła kierunek dla podróżujących na czworaka blisko jej stóp, czterech nowych czarnych stworów odpracowujących do uwolnienia nabrzmiały coraz większy dług wobec pani Kariny.

   Jeden cudowny blask pogody ducha roztaczała pielęgniarka Karina Nojek, przemierzając kilometry po korytarzach Ośrodka Spokojnej Starości. Radość była na tyle zaraźliwa, że wszędzie poprawiała nastrój kuracjuszy, a zwłaszcza męskiej części, kiedy dostrzegli brak bielizny na cudownościach kobiecości pielęgniarki. W ferworze porannej fali niebywałości zapomniała cokolwiek wdziać prócz białego skromnego fartuszka do połowy uda oraz stosownych białych bucików. Dopiero gdy zajrzała do gabinetu mecenas Arlety Mytnik, po kąśliwej uwadze spostrzegła niedopatrzenie. Wizyta nie była kurtuazyjna, zdecydowała się podjąć drastyczne kroki w kierunku rozpadu praktycznie nieistniejącego związku. Igraszki z czarnymi stworami stanowiły zarzewie do otwartego konfliktu z niedojebem, jak raczyła coraz częściej nazywać oblubieńca. Arleta przyrzekła solenie zająć się dogłębnie zleceniem, skoro tak rzekła, zrobi wszystko, co w jej mocy, aby jak najszybciej zakończyć sprawę, oczywiście na korzyść Kariny. Więcej czasu nie marnowały na stresujące rozmowy, pielęgniarka ze szczegółami opisała nocne łowy zabawek do orgii seksualnych. Wyjaśniła zależność dawki ogłupiającego specyfiku, do wieku i wagi uległego. Odpowiednio dobrany zapewnia komfort zadowolenia bez zbędnego użycia bata lub marnowania czasu na szkolenie w celu wpojenia służalczości. Uzyskała pełnomocnictwo do aplikowania upolowanej zwierzynie na dwóch nogach, wymaganej dawki medykamentu, jako najbardziej kompetentna.
   W trakcie pracy kilkakrotnie odwiedzała zadomowione prosiaczki oczekujące w stalowych klatkach. Ubrani w czarne obcisłe kombinezony ze smutkiem w oczach tkwili w okowach zniewolenia. Zapewniła dla swoich pupilków dodatkową smakowitą pizzę z napojami z koszykiem owoców. Nie była sadystką, oferowali całą gamę niebotycznych doznań, uznała, że należy młodzieńców dowartościować, minie kilka dni, zanim przywykną do zamknięcia. Poznają wymagania, aby zapewnić pełen wachlarz przyjemności, których oczekuje po odpracowujących rosnące cały czas zadłużenie za pobyt, błędne koło będzie trwać do uwolnienia chłopców. Znakomicie się wkomponowali w upodobania, nie zamierzała więcej marnować czasu na utarczki słowne w ścianach domostwa. Bezpośrednio po zakończeniu zajęć wyprowadziła na powrozie stwory z klatek, powędrowali zwyczajowo na czworaka wprost do apartamentu.
   Zrzucając biały kitel w wejściu do łazienki, kiwnęła paluszkiem, natychmiast jak wytresowane psy pojawili się z wywieszonymi jęzorami przy napełnianej wodą wannie, po chwili lizali paluszki dłoni oraz stóp z lekka wystające ponad taflę wody. Zatrudniła czarne istoty do namydlania niebotycznego swojego ciała, doświadczyła uniesienia w trakcie wędrówki czterech par rąk po atrakcjach kobiecości. Nakierowała jednego wprost w szparkę, gdy dostrzegła niebywale sterczącą jego pałę, drugi zajrzał w odbyt długim czerwonym jęzorem, dwaj pozostali obśliniali stopy zjawiska. Dochodziła znacznie szybciej niż w trakcie nocnych zabaw, wypoczęta zrelaksowana pełna ochoty co rusz wrzeszczała zaspokojona.
   — Chwilę się zdrzemnę, w pokoju gościnnym możecie spać do woli.
   Posłusznie utartym szlakiem z nosami przy posadzce dotarli do oazy totalnego wypoczynku, pozwoliła młodzieńcom ściągnąć kombinezony, natomiast zakazała jakichkolwiek pomysłów, bo zdeformuje batem.

CDN
 
Kobieta

Katrine

Biegły Uwodziciel
Z ARCHIWUM XXX

Florystka
INCYDENT DWUDZIESTY PIĄTY (Czas odczytu 00:05:30)

   Wsparta dłońmi o balustradę na tarasie ceglaka Monika Dee właścicielka jednej z najznakomitszych galerii kwiatów we wschodniej części Europy z dumnie uniesioną głową oczekiwała decyzji mężczyzny, z którym spędziła ostatnie lata. Poznali się w nietuzinkowy sposób dziełem przypadku. Zdegustowana brakiem jakiegokolwiek klienta w ówczesnej prowadzonej skromnej kwiaciarni nieopodal sklepu wielotowarowego sympatycznej przyjaciółki Syfal Hyjek, pierwszy raz od niepamiętnego czasu wybrała się na nadmorską plażę. Pikanterii dodała ekspedycja do galerii, gdy nie mogła znaleźć w garderobie mało przyzwoitego stroju kąpielowego. W zamyśle widziała zazdrosne niewiasty wybałuszające gały znad piasku plaży, po zawstydzonych panach niemogących ukryć wzbudzonego prącia między nogami. Atrakcyjna dwudziestokilkuletnia piękność nie mogła ujść uwadze komukolwiek z szeroko otwartymi oczami. Osobliwy cud natury obdarzony niebanalną urodą. Niestety mężczyźni z objawieniem w spódnicy wytrzymywali do pierwszego opadnięcia zasłon w alkowie sypialni. Z niewymownym bólem rysującym się na twarzy przy akompaniamencie okrzyków grozy najczęściej wybiegali, w czym stali, nigdy nie wracali.
   Pamiętnego cudownie gorącego dnia, dotarła po drobnych perypetiach na plażę pełną obśliniających się przypalonych Słońcem ciał. Nie zamierzała nawet sekundy poświęcać na oglądanie się za kimkolwiek, od razu zaległa na wygodnym leżaku z lekko zmrużonymi oczami. Nagle poczuła upadające spore jakieś czasopismo na brzuszek pozbawiony najmniejszej fałdki tłuszczu. Wzrok skierowała na kolorowe strony przedstawiające gołych mężczyzn w służalczej postawie przed kobietami odzianymi w długie szaty do ziemi zwieńczone maskami na twarzy różnych zwierząt. Wodziły płeć brzydką na smyczach, gdy usługiwali opiętym w skórzane stroje zgrabnym paniom. Coś wewnątrz przyjemnie zaczęło rozgrzewać trzewia, jakże inne zjawisko od elektrycznego przyjaciela na baterie, którym wspomagała wyobraźnię w trakcie samotnych aktów w zaciemnionej sypialni. Nietypowe zainteresowania całkowitą dominacją nad facetami realizowała w izolacji od świata, odgrywała scenki bez towarzystwa. Unosząc wzrok, spostrzegła ratownika błyskawicznie skaczącego z wieżyczki, kierował się wprost na zjawiskową piękność, która nieopatrznie zajrzała w jego obszar domagający się totalnej uległości, którą podobnie jak niewiasta uprawiał w czterech ścianach wynajmowanego pokoju na czas sezonu urlopowego. Wysoki postawny doskonale zbudowany skupił na sobie wzrok anioła bez spódnicy zerkającego co rusz na niego, by po sekundzie zerkać na czasopismo. Obydwoje nie za bardzo wiedzieli co powiedzieć, ale los nie nadaremno splot dwie osoby z jakże na pozór skrajnymi zainteresowaniami.

   — Oczekuję wieczorem w moim domu — podała zadziwionemu młodzieńcowi zapisaną kartkę drobnym maczkiem, natychmiast opuszczając plażę.

   Po otwarciu drzwi natychmiast skarciła ratownika, przytwierdziła do założonej obroży spory powróz jak dla bydła, zaprowadziła na czworaka do małego pomieszczenia z formą budy dla psa.
   — Po rozebraniu się do golasa nałóż na twarz maskę psa, będziesz zwierzakiem — bez słowa wykonywał polecenia.
   — Zamieszkasz w specjalnej klatce, staniesz się uległym facetem, spełniającym wszelkie zachcianki, w zamian oferuję cały zakres przyjemności po spełnieniu obowiązków.
   W domu stawał się zwierzakiem do spełniania od dawna skrywanych marzeń, co doskonale spasowało się z jego pragnieniem służenia. Nadzwyczajne zabawy kończyli w alkowach jakże przyziemnym zwykłym wspaniałym seksem, podbudowanym wyalienowaną grą wstępną nierzadko bolesną dla ratownika po wizycie bata na plecach.
   W sklepie przyjaciółki Syfal Hyjek opowiadała ze szczegółami przebieg zabaw z uległym ratownikiem Adrianem Acker, które napędzały, jak mniema dozę hegemonii Hyjek opartej na totalnej dominacji. Skąd mogła wiedzieć, że w makabryczny sposób zacznie dewastować ówczesnego swojego chłopaka a późniejszego męża. Przypadkowo złapała Syfal na niegrzecznych zabawach na kanapie w gabinecie sklepu z projektantem ze stolicy Oranem Duchnik. Przytwierdzony powrozem do kanapy mąż Ken, musiał znosić jarzmo upodlenia, patrzył, jak się pieprzy z przyjezdnym letnikiem. Wywołany niesmak widokiem alienacji znajomej spowodował znaczne oziębienie kontaktów, praktycznie do zera...

   Elita małomiasteczkowych kobiet coraz częściej rozmawiała o zagospodarowaniu ukrytej bazy po sowieckiej na pałacyk uniesień Koła Wsparcia. Wszystko nabrało tempa po zagospodarowaniu kompleksu Ośrodka Seniora, rozpoczął działalność pałacyk pełen niewiast chcących posiadać stwory obleczone w czarne obcisłe uniformy. Jednogłośnie stowarzyszone przyjęły w szeregi historyczną prekursorkę Monikę Dee na stanowisko zarządzającej pałacykiem uniesień. Po wyjeździe na ponad miesięczne wakacje Syfal Hyjek, frakcja siły nieunikająca wymierzania bolesnej chłosty nie mogła się przeciwstawić uwolnieniu z okowów kochanki męża sklepikarki. Przytwierdzona łańcuchem do ogromnego głazu, którego już nawet nie miała siły ruszyć. Lill James dogorywała w samotności zapomnienia, liczyła jedynie na szybką śmierć. Niespodziewanie Monika Dee powierzyła jej funkcję ogrodnika odbudowującego tereny zielone. Pielęgnowane za niemieckiej okupacji w czasie wojny, kompletnie zdewastowane przez wojska sowieckie po wojnie. Zlikwidowała piętro z celami więziennymi, w zasadzie klatkami dla stworów. Uznała za nadrzędny cel utworzenia, choć cieniutkiej granicy między dążeniem do hegemonii a potrzebami stworów w maskach. Zastraszone istoty przebywały w pomieszczeniach ze sztucznym oświetleniem, nawet nie zauważą zmiany, opadając piętro głębiej w ziemię. W zwolnionej przestrzeni powstał pełnowymiarowy basen z przyległymi terenami do wypoczynku dla wszechwładnych w towarzystwie twórców błogosławionego spełnienia. Generalne zmiany były od dawna oczekiwane, pokładane nadzieje w Monice Dee doskonałej organizatorce, spełniły oczekiwania z nawiązką.

   Usłyszała szmer przemieszczającego się na czworaka ratownika Adriana Acker, pozbawiony skrawka materiału na grzbiecie wyraźnie zasygnalizował decyzję pozostania służalcem w ukrytym przed postronnymi obiektem otoczonym bagnami, dopuszczającym, ale nie uwalniającym niestowarzyszonych. Nie informowała naiwnego podnóżka, że jego decyzja była bez znaczenia, tak czy siak, zostałby zamknięty w kleszczach niewoli. Nie sądziła, żeby kiedykolwiek więcej ich drogi się skrzyżowały, zostanie zwykłym dostarczycielem błogostanu.
   — Założę obrożę z powrozem, na czworaka idziesz do bagażnika auta, jedziemy na wycieczkę — dziwnie zareagował, słysząc ostatnie zdanie, ale po chwili posłusznie wędrował na uwięzi z nosem na wysokości szpilek.

   W perspektywie czasu wydaje się, że dała zalążek czy sygnał do powstania Kręgu Wsparcia. Głównie opartego na zaspokajaniu potrzeb w apartamentach w trakcie wyuzdanych zabaw erotycznych elity kobiet władających pomorzem, niezbyt przyjemnych dla postaci w czarnych obcisłych strojach.

CDN
 
Kobieta

Katrine

Biegły Uwodziciel
Z ARCHIWUM XXX

Comeback
INCYDENT‌ DWUDZIESTY SZÓSTY (Czas odczytu 00:05:52)

   Obawy powrotu huraganu zagłady w postaci siły przewodniej frakcji totalnego ucisku zaczernionych stworzeń, rozwiał powiew lądującego samolotu z krain upojnych nocy po wspaniałościach dnia. Na płycie lotniska Gdańskiego z nieukrywanym wzruszeniem Monika Dee powitała państwo Syfal i Kena Hyjek równie zadziwionych, co zauroczonych ofiarowanym ogromnym bukietem kwiatów na powitanie urlopowiczów, po ponad miesięcznym wylegiwaniu się w Słońcu po szaleństwach w lokalach.
   Państwo Hyjek nie ukrywało wzruszenia, widząc zadbane wypielęgnowane siedlisko, gdy zobaczyli naprawiony dach, uczucia uruchomiły totalną falę podziwu. Ledwo mogła powietrze zaczerpnąć ściskana na przemian przez Kena z Syfal. Mąż sklepikarki z wrodzoną gracją i poczuciem rzeczywistości pozostawił przyjaciółki w salonie, cały w skowronkach po zobaczeniu pełnej lodówki, wybiegł pospacerować wśród roślin przydomowego ogródka wypielęgnowanego pod jego nieobecność.
   — Wprowadziłam zmiany w funkcjonowaniu palatium sprzymierzonych — Monika prowadzona szczerością od razu przeszła do sedna sprawy.
   — Gratuluję, jesteś najbardziej kompetentną osobą na tym stanowisku, bardzo miło, że po moim wydatnym wsparciu poparła twoją kandydaturę Ariela Mytnik — kompletnie zaskoczona Dee nie była w stanie słowa wypowiedzieć przez rozwarte usta.
   — Tak moja droga, Krąg wymaga adaptacji do zmieniającej się rzeczywistości, aby przetrwać w otaczającym paskudnym świecie.
   — Nie czas na uwalnianie stworzeń poprzez topienie w bagnie otaczającym pałac uciech, bo po chwili czym będziemy się różnić od notariuszy Kabatów notorycznych morderców? — patrzyła z rosnącym zainteresowaniem na despotyczną Syfal, ale jak się okazało przewidującą przyszłość inteligentną bizneswomen.
   — Lill Jones po opuszczeniu szpitala po dewastacji cudownego ciała i ducha, zajmie się ogrodem, a zarazem kształtowaniem fizycznej tężyzny istot w kombinezonach, pogoni zwierzaki wokół posesji z wrodzoną delikatnością — Syfal triumfowała nad zaskoczoną Dee.
   — Skąd u diabła wiedziałaś, że uwolnię Lill z paskudnego łańcucha? — puściły nerwy, podniosła wydajnie głos o kilka oktaw.
   — Zarządzając wewnętrzną przestrzenią rezydencji, zostałaś skazana na podjęcie właściwej decyzji, inteligentna, zorganizowana z wyczuciem czasu i przestrzeni, zresztą podobne argumenty trafiły do przekonania Arieli Mytnik.
   — Co prawda basenem milutko zaskoczyłaś, nie spodziewałam się tak daleko idących zmian, w dodatku skromne pokoiki dla zaczernionych naszych czy raczej waszych zabawek, to krok w dobrą stronę, poprawią relacje z więźniami w połączeniu ze zdrowym wysiłkiem fizycznym w promieniach Słońca, znacznie wydłużają żywotność dawców błogostanu dla podstarzałej części akcjonariuszy Kręgu…
   — Nie przeginaj, zostaw takie informacji dla nas, dość mamy sporów o bzdety — Monika powróciła z krainy stresu.
   — Jestem szczęśliwa, że zaakceptowałaś Lill jako ogrodnika… — nie dokończyła, Syfal kontynuowała.
   — Ba… to nieaktualne wniosłam na gremium wniosek o przyznanie jej statusu członka Kręgu przed samiutkim wyjazdem na urlop, Katrina Nojek przewspaniała pielęgniarka otoczyła parasolem ochronnym więźnia na łańcuchu z bloczkiem betonowym, jak myślisz długo by wytrzymała bez jedzenia i picia? No widzisz, wszyscy widzą we mnie jedynie maszynę do unicestwiania wszystkiego co miłe… tak było, ale już nie jest!
   — Co prawda za zgodą Lill nieopuszczania terenu zamkniętego… ze zrozumiałych powodów.

   Patrzyła urzeczona na wspaniałą przyjaciółkę, która potrafiła się unieść nad podziałami. Zagwarantowała przyszłość dla byłej sąsiadki, kochanki ukochanego męża… Sporo wody przepłynęło, zanim doceniła domowe cudowne ciasteczko, zapewniające paletę wszystkiego, co tak naprawdę pragnęła w życiu. Szczęśliwa patrzyła na rosnący jak na drożdżach nowy pokaźny sklep państwa Hyjek, co rusz w myślach powtarzała nie Syfal, a państwa Hyjek, uśmiechając się pogodnie.
   — Kochanie jadę ocenić postępy w budowanym naszym pawilonie handlowym, wracam najdalej za dwie godzinki na smaczną kolację… — bolesny dreszcz spowił ciałem Hyjek, bała się nadmienić, że będzie to ich pierwsza kolacja razem w domu.
   — Jasne, szkoda, że Monika nie może zostać — wyglądał, jakby miał się rozpłakać z żalu.
   — Jeszcze sporo okazji znajdziemy, żeby się schlać… — szczerość Moniki rozwaliła ostatni dzielący ich mur.
   — Wpadnijcie do mnie na weekend, przygotuję coś wyśmienitego, nie musicie zawsze mnie gościć — zmieszała się odrobinę, zdając sobie sprawę, że tylko bawiła się z Syfal bez Kena siedzącego w piwnicy za drzwiami dźwiękochłonnymi.
   — Doskonały pomysł również coś upichcę, to co było, nie należy wrzucać do pałacu rzeczy nieistotnych, musimy z tym żyć, zrobić wszystko, żeby nie powróciło… — Ken doskonale rozładował nutkę napięcia.

   Nie mogła wyjść z podziwu, pawilon w zasadzie za kilka dni można będzie zapełniać towarem, a wszystko dzięki posunięciom Moniki Dee, doskonale zorganizowanej niebotycznej białogłowy. Z radości uściskała przyjaciółkę kolejny raz, na deser przyjechało kilka zaproponowanych pań do obsługi super nowoczesnego pawilonu handlowego. Patrzyła na Monikę z podziwem, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć, w końcu wydusiła jedno znamienne zdanie.
   — Skoro zatwierdziła panie do wyznaczonych wakatów, oczekuję państwa tuż po generalnym sprzątaniu po ekipach budowlanych — jedna, jak i druga kwitły pogodą ducha.

   Bezpośrednio po wspaniałych wrażeniach z wizyty w sklepie, skierowała się na odludny parking w lesie. Nadszedł czas przypomnienia o obowiązkach narzuconych byłym kochankom. Z daleka zobaczyła zwierzaki Orana Duchnika wraz z Tobiaszem Celtern, stojących nieopodal samochodów na skraju drzewostanu. Zaparkowała nieopodal, bezceremonialnie bez słowa uchyliła bagażnik, wskazała głową na karton z sandałkami. Natychmiast ściągnęli szpilki, delikatnie wdziali na jej stopy wygodne obuwie do krótkiego spaceru dróżką leśną. Patrzyła z pogardą na byłych adoratorów, sięgnęła pamięcią wstecz, gdy się milutko zabawiali seksem. Nic z tamtego okresu nie przetrwało, klęczeli niczym wytresowane kundle, zadzierając ręce w górę w służalczym geście obawy przed batem. Goli jak święty turecki jedynie w masce na twarzy z podobizną konia nie zachęcali do czegokolwiek prócz dotkliwej tresury. Nieopatrznie powrócił fragment przeszłości, gdy wdzierali się ohydnymi śmierdzącymi kutasami w gardło sklepikarki. Zła, dobyła z wnętrza bagażnika okrutny twardy długi bat, wymierzyła bez zastanowienia potwornie mocne uderzenie wprost po łapach uniżonych sługusów. Atak musiał być niewymownie bolesny, głośno w jednym paskudnym wrzasku opadli na ziemię. Całkowicie zaskoczona patrzyła na stworzenia miotające się, widocznie wyszła z wprawy w biciu, skoro tak cierpieli… śmiała się z debili na czworaka skamlących. Chwilę odczekała, napawając się całkowitą dominacją, nie wspomniała, że jest zadowolona z przekazywanych terminowo uzgodnionych sporych transz gotówki.    
   Zatrzasnęła stalowe obejmy na szyjach mięczaków, zakotwiczyła długie spacerowe smycze, ruszyli w podróż do znajomego sporego kołka drewnianego wbitego centralnie na polanie w głębi zieleniny. Biegali wokół pala na uwięzi z uniesionymi wysoko kolanami niczym konie przed ujeżdżaniem. Rozpoczęła systematyczną gehennę, waliła batem po grzbietach dwunożnych stworzeń bez dozy litości, utrwalała dozgonną hegemonię, wybijała z głów idiotów marzenia senne o uniesieniach w alkowach sypialni. Stali się chłopcami do bicia, pewnie jakby nie przekazywali sporej kasy na konto stowarzyszenia, dawno kwitliby w stalowych klatkach w podziemiach pałacyku.

   Zegarek wskazywał porę natychmiastowego powrotu do wspaniałego mężczyzny oczekującego w domu z przepyszną kolacją, a później… tylko się uśmiechnęła, czując po słowie „później” milutkie ciepełko w majteczkach.

CDN
 
Kobieta

Katrine

Biegły Uwodziciel
Z‌ ARCHIWUM XXX

Rozmazany idol
INCYDENT DWUDZIESTY SIÓDMY (Czas odczytu 00:04:24)

    Szczęśliwa obserwowała czynione spustoszenie w butelce szampana z najwyższej półki sklepu z najznakomitszymi trunkami procentowymi. Opróżniła flaszkę wydobytą ze skrytki w starym drzewostanie iglastym w pobliżu skarpy, za którą niepodzielnie panował mrok bagiennej toni, co rusz napełnianej do dna uwalnianymi istotami. Ksenia Mason oddelegowana jako najbardziej kompetentna osoba do unicestwiania osób obleczonych czarnymi obcisłymi strojami… powoli, jakich osób? To przecież nie ludzie a zwykłe zwierzęta na rzeź! Nie jest sadystyczną morderczynią, a tylko uwalniającą z męki upodlenia zaczernione stwory. Rozbijana na pierwszym z brzegu kamieniu pusta butelka po alkoholu zakończyła rozprawę z sumieniem inspektor policji. Słońce opadało coraz szybciej za pobliski pagórek, gdy wchodziła na platformę garażową w podziemnej konstrukcji pałacu. Automatycznie zamknęły się masywne wrota. Wdziała szpilki, pozostawione przed spacerkiem z uwalnianymi nad morderczą skarpą, tak nieopatrznie przykleiła do niej paskudne określenie.
   Opinającą jędrny tyłek kieckę przytwierdziła zapięciem guziczka, po chwili namysłu przymknęła piękny biust za materiałem. Po otwarciu bocznych wielkich stalowych wrót bramy do piekła jak nazwała w myślach salę z klatkami niewolników. Wędrowała po opuszczonym przez Boga, a na pewno przez życie pomieszczeniu wprost na sam koniec do bohaterskiego stwora, niepozbawionego ikry do żartowania, rozmazanego za żelaznymi kratami klatki idola.
   Oparta o ścianę w ciszy obserwowała istotę, która na jej widok przyjęła pozycję wyczekującą polecenia. Jakby od niechcenia drgnęła paluszkami dłoni, ku zaskoczeniu stworzenie natychmiast wylazło za stalowych prętów, na kolanach przed Ksenią uniosło drżące dłonie w górę, zginając w łokciach. Po chwili opuściło głowę jak najniżej, zerkało ukradkiem na długie wysmukłe nogi. Z premedytacją stanęła w sporym rozkroku, dając możliwość podziwiania kobiecości w ostatnich prześwitujących przez materiał promieniach zachodzącego Słońca.

   — Wesprzyj głowę na klatce, stań w maksymalnym rozkroku.

   Przekonany o zbliżającej się gehennie wsadzanego bez umiaru w odbyt sztucznego potwora, opadł zbielały jak pierwszy zimowy śnieg na wierzch domostwa uległych. Po sekundzie zaskoczony reakcją Kseni Mason nie mógł powstrzymać wzbierającego radosnego uśmiechu. Wpierw powoli by po chwili znacznie przyspieszyć, wędrowała dłońmi po przyrodzeniu jakże dorodnym, wyglądało jak koński członek. Nie ustawała, pracowała na przemian raz jedną raz drugą dłonią, od czasu do czasu złapała mocno ustami, dając niewymowną radość istnienia. Jęczał, stękał niczym młódka pierwszy raz młócona przez młokosa. Dokonał czegoś, co nigdy w życiu nie widziała na własne oczy, wybuchnął spermą niczym wąż strażacki po otrzymaniu wskazanej dawki ciśnienia wody. Dosłownie obszar skaził w promieniu metra z małymi jedynie suchymi polami, patrzyła jak urzeczona. Dopiero po chwili zmartwiona obniżyła głowę, że też nie wpadła na pomysł i nie wcisnęła przyrodzenia bohatera jak najgłębiej w siebie.

   — Jeżeli jeszcze raz dokonasz cudu, pozostaniesz na powierzchni — długo i namiętnie patrzyła wprost w zielone oczy poczernionego stwora, po chwili owładnęła sterczącego niebotycznie w górę kutasa młodzieńca cudotwórcę.

   Nie należała do podlotków pierwszy raz płynących na okręcie uniesienia. Po wstępnym opadnięciu do granic jaskini spełnień uniosła się na tyle, żeby członek tykał obszaru rarytasów, ale nie wnikał w akwen spełnienia. Zrzuciła z nóg szpilki jako nieistotny rekwizyt, w tej pozycji nie działały na zmysł wzroku ujeżdżonego czarodzieja, a tylko przeszkadzały w umiejętnym unoszeniu i opadaniu na wracającego do słusznych rozmiarów dawcę błogości. Strefa wilgoci zataczała coraz szersze kręgi, docierała do krawędzi szparki dokonania, nie wiedziała, czy to ona tak wrzeszczy, czy to on kona z rozkoszy. Niczym fala tsunami wycofał w miarę możliwości jak najdalej kutasa, aby po sekundzie wybuchnąć na tyle mocno, że poczuła, jak sperma nie mając możliwości ujścia, unosi ich ciała. Iście historyczny błogostan wrył się w psychikę Kseni niczym dłuto rzeźbiarza w fallusa arcydzieła.

   — I co ja mam z tobą zrobić maluchu — po słowie maluch mało co nie pękła ze śmiechu, idealnie pasowało do klejnotów.

   Naga jak noworodek wtuliła się całą sobą w chłopczyka, jakże urodziwego z przypadku ocalonego przed uwolnieniem na dno morderczej otchłani. Zaprowadziła szczęśliwca na uwięzi do apartamentu, dała czas na zasłużony relaks w komfortowych warunkach, gdy ona odbędzie szychtę w pracy, kontrolując podległy odcinek szosy przed ciekawskimi oczami wędrującymi za seksowną funkcjonariuszką na motocyklu.

CDN
 
Kobieta

Katrine

Biegły Uwodziciel
Z‌ ARCHIWUM XXX

Antykwarnia
INCYDENT DWUDZIESTY ÓSMY (Czas odczytu 00:05:39)

    Z dala od ludzkich oczu gdzieś na końcu mieściny urzędnik z ratusza ulokował budyneczek zwany przez mieszkańców „kwarnia”. Rozpoczynając działalność, świecił przytłaczającymi pustkami, gdzieniegdzie w antykwarni magister Scytia Amruz rozmieściła cudem zdobyte, czy raczej ofiarowane przez dobrotliwych mieszkańców zawadzające w domu nikomu niepotrzebne książki. Cóż… to, że trafiły na półki, nie oznacza, że ktokolwiek chciałby wypożyczyć ewentualnie w drodze cudu, zakupić. Tkwiła niczym samotna obfitująca w niespotykaną roślinność góra na środku pustyni. Z nudów a częściowo z zainteresowania systematycznie czytała pozyskane arcydzieła sztuki pisanej, nie narzekając zbytnio na niemałe comiesięczne pobory z urzędu miasta. Nie doceniana przez szarych obywateli nie zdawała sobie sprawy, że znajduje się pod szczególną opieką powstałego w skrytości Kręgu Wsparcia. Promyk nadziei zawitał w progi antykwarni, gdy otrzymała od Arieli Mytnik drogą darowizny za symboliczną złotówkę przeogromną ilość wszelkiej maści mebli utrzymanych w klimacie z lat trzydziestych dwudziestego wieku.
    Scytia Amruz, jeśli zadba odrobinkę o siebie, ubierze seksowne pończochy, oblepi czymś obcisłym anielskie kształty, przeistacza się w cud dziewicę… przesada nie dziewicę, ale boską seksbombę. Co nie oznacza, że jest tępą zadufaną w sobie idiotką. Ilość ofiarowanych mebli była przytłaczająca, nie mieściła się w ramach standardowego sporego domu. Zdała sobie sprawę, że gdzieś w okolicy był, ewentualnie jest posadowiony spory poniemiecki kompleks budynków! Z nudy zainteresowała się historią okolicy, to co nie mógł osiągnąć Bogusław Wołoszański, jej przyszło z dziecinną łatwością. Otworzyła pamiętnik dziadka, który pracował w niemieckiej fabryce broni w czasie II Wojny Światowej, z nakreślonej odręcznie mapki jasno wynikało, że znajduje się na terenie… hm? Którego aktualnie nie ma? Czyżby UFO zamknęło obszar, pozbawiając śmiertelników widzialności. O nie! Dobrotliwa mecenas Ariela Mytnik zakreśliła cyrklem obszar, który znikał z map, pozostał jedynie w sercach nielicznych jeszcze egzystujących na granicy życia i… biedoty. Co miała uczynić? Odciąć gałąź na której siedzi, oderwać ryj od koryta, który ją karmi, polecieć do magistratu z wiadomością nikomu nieprzydatną?

   — Pani mecenas Arielu Mytnik chciałabym wyrazić dozgonną wdzięczność za możliwość pracowania, przekazane meble wzbudziły ogromne zainteresowanie po naszej zachodniej granicy, rzesze z Rzeszy przybywają celem zakupu wartościowych eksponatów, skrupulatnie całość spieniężonych dóbr przekazuję na konto stowarzyszenia — z rosnącą ciekawością mecenas mierzyła od stóp do głów antykwarkę.
   — Jak mniemam i czuję, wie pani więcej niż przeciętny obywatel, doceniam ogromne zainteresowanie pewnym obszarem w bezsprzecznym miejscu… nasilony ruch w sieci internetowej nie uszedł uwadze obserwatorom, nie ma sensu udawać, że jest inaczej.
   — Mam dla pani propozycję przystąpienia do Kręgu Wsparcia z jednoczesnym dodatkowym zajęciem w Domu Spokojnej Starości prowadzenie wieczorków literackich z kilkugodzinnym wypożyczaniem książek w naszej powstającej bibliotece.
   — Zrodzony nurt płynącej przyjemności w ukrytym pałacyku wymaga dozy kultury, wprowadzenie kilku czy kilkunastu minut ciekawej lektury odpręży dostawców przyjemności, z których usług niewątpliwie zaczniesz korzystać droga Scytio czy Scytiu?
   — Zdecydowanie Scytio — i cóż kto by się nie zgodził, natychmiast podjęła pracę na kilku wakatach.

   W zasadzie od pierwszego wejścia w skromne progi antykwarni zwróciła uwagę na młodziutką jakże uroczą niewiastę zatrudnioną na etacie kelnerki w pobliskim domu wczasowym. Swobodna sukienka w niewielkie ciemne kwiaty mniej więcej do połowy uda, zaczepiona na ładnie opalonych smukłych ramionach z wystającymi z lekka kośćmi ramienia nie mogło pozostać niezauważone przez znawczynię kobiecej urody Scytię Amruz. Nie było tajemnicą, że bardziej od mężczyzn garnęła się w kobiece ramiona… czy to źle? Z pewnością nie, choć odbiegało od zwyczajowych utartych norm. Podlotek krążył niczym muszka, szukając czegoś, czego może nigdy nie odnaleźć, postanowiła przejąć inicjatywę.

   — W czym mogę pomóc? — wyrwała się z tekstem jak sprzedawczyni ciuchów.
   — Jak będę czegoś potrzebowała, od starszej pani to się zwrócę, nie potrzebuję nachalnych prób pomocy! — antykwarka stanęła jak wryta, jak żyje, nikt do niej nie powiedział, „starsza pani” rozdziawiła usta i stała jak posąg.

   Wygadany podlotek jedynie ze zrozumieniem w oczach pokręcił głową i ruszył w dal ścieżką pomiędzy zestawami mebli przedzielonymi regałami z książkami. Pozostała po rusałce jedynie mgiełka woni doskonałego zapachu, od którego magister zakręciło się w głowie, dłońmi marzeń obdzierała dziewczynę z sukienki, tykając cudowności cielesności… Bezwiednie poruszała się za wyszczekaną małolatą, która nie wiedzieć czemu nic sobie z tego nie robiła, wyłącznie fascynowała się porozrzucanymi w nieładzie meblami.

   — Całkowicie pomieszała pani epoki, posadawiając meble z różnych czasów obok siebie, za niewielką symboliczną opłatą mogę uporządkować relikwia przeszłości, robiąc z tego magazynu staroci, przyzwoitą galerię.
   — Jeżeli przestaniesz się zwracać do mnie „pani starsza”, to z przyjemnością zatrudnię znawczynię wyposażenia wnętrz!
   — Jasne! No to rąsia proszę pani… znaczy się Scytio — po chwili załapała, o co chodzi malutkiej gwiazdce pragnień.

   Zamykając po kilku dniach klatkę za młódką w krepującej twarz czarnej jak noc masce z przytwierdzoną uwięzią do metalowych obejm na szyi, zdała sobie sprawę, że wyłącznie w pałacyku przyjemności mogła okiełznać wyszczekaną młodziutką dupeczkę. Bez ograniczeń zdobyła pola rozkoszy usiane na wspaniałym pachnącym młodością ciałku, wylizała wielokrotnie zdobycz okiełznaną wpierw medykamentem poleconym przez akcjonariuszkę stowarzyszenia pielęgniarkę Katrinę Nojek, która wsparła wiedzą o środkach przymusu w postaci bata, którego wizyta na młodej zaowocowała całkowitym posłuszeństwem. Systematycznie wpierana wina na przewinienia spowodowała po pewnym czasie dozgonną wolę odbycia kary. ‌W ten sprytny sposób usta dziewczyny trafiły do raju wymagającego wielominutowych wizyt celem zapewnienia błogostanu pani Scytii. Wdzierała się każdego wieczoru sztucznym dido po wielokroć w każdy dostępny otworek poczerniałego stwora. Nie zważała na jęki bólu, gdy przekraczała granice. Wyłącznie zachęcały do dalszego gnębienia małolaty jakże wyszczekanej na wstępie, by teraz w pokorze na kolanach przed panią oczekiwać łaski istnienia. Dłońmi czerpała z młodości poddanej, co chciała i kiedy chciała, bez słowa sprzeciwu wykonywała najbardziej perfidne wyuzdane polecenia. Podróżowanie wokół pałacyku w nosidle na grzbiecie podlotka stało się zwyczajową normą po kolacji, przed śniadaniem o poranku galop dwukółki z zaprzęgniętą niczym koń stawał się stałym elementem. Głaz na krótkim łańcuchu przytwierdzony do szyi niewolnicy gasił wszelkie przejawy oporu, po chwili w ciszy lizała odbyt Amruz, co rusz prosząc o wybaczenie. Z dnia na dzień zmieniła się z pięknej wygadanej, upragnionej przez wielu w starą zniszczoną kobietę. Doszło do cudu przemienienia, im bardziej promieniała Scytia, tym znacznie znikała ongiś młodziutka letniczka.

CDN
 

Podobne tematy

Prywatne rozmowy
Pomoc Użytkownicy
    Nie dołączyłeś do żadnego pokoju.
    Do góry