Fenomenalna sprawa, w ogóle uwielbiam edging, tylko ode mnie wymaga to dużej samodyscypliny, żeby od momentu silnego podniecenia utrzymać na tyle delikatną stymulację, aby nie trysnąć za szybko. Albo ruined orgasm - fenomenalna sprawa, tylko też trzeba zachować żelazną dyscyplinę, stymulując delikatnie do chwili, kiedy czujesz, że już nie powstrzymasz wytrysku. Wtedy natychmiast trzeba przerwać (co jest piekielnie trudne, bo chciałoby się właśnie przyspieszyć). Orgazm jest taki połowiczny, jeden lub dwa skurcze, ale podniecenie nie spada. Po odczekaniu około pół minuty masturbuję się już normalnie i mam jeszcze jeden wytrysk i bardzo silny orgazm. Ale stosunkowo rzadko to robię ze względu na samodyscyplinę właśnie, chociaż udało mi się nawet kilka razy nagrać się podczas takich akcji.