Tekst dedykowany misterowi Retnu, bo mu się nudzi! ha ha
Tradycyjnie po harówce w blokach fabryki w celu wytchnienia zmęczonego bionta bezmiarem hałasu zajrzałam do naszego parafialnego Kościoła Świętej Rodziny na Sępolnie niesamowitej dzielnicy Wrocławia. Cała szczęśliwa zajęłam cały obszar umiejscowiony we wnęce pod schodami prowadzącymi do nie za dużych organów kościelnych, co prawda na ławeczce, która była tylko z nazwy — stanowiła pół metrowy odcinek dębowej deski zakotwionej w kamiennej wnęce w bocznej nawie. W zasadzie dla postronnego wiernego byłam niezauważalnym fragmentem przestrzeni skupionym na modlitwie. Nie stanowię nobliwej białogłowy spędzającej czas na pacierzach, raczej bliżej do demona seksu w spódnicy... nie wytrzymałam, musiałam się uśmiechnąć. Trzydziestoparoletnia kobieta dla mniej znajomych, natomiast dla przyjaciół czterdziestoletnia samotna matrona, bez faceta choćby z pozoru na stałe. Nie należę do piękności osiedlowych lub chociaż zgrabnych lasek z gmachu zakładu przemysłowego. Tworzę zwykły obraz kobiety powoli staczającej się w przepaść...
Wtem!
Otaczającą przestrzeń rozdarł skowyt nienaoliwionych drzwiczek konfesjonału, umiejscowionego niemalże na wprost wnęki, odruchowo wcisnęłam się po kraniec ławeczki, pozostając w cieniu szarości słabo oświetlonego sanktuarium. Wpierw wyłoniła się głowa mężczyzny, chyżo omiótł dostępną przestrzeń, wypatrywał kogokolwiek w miarę żywego, po zobaczeniu jedynie kilku postaci sztywno posadowionych na postumentach dał sygnał niewieście w dali drewnianego domku prezbitera. Wyskakując w kompletnym bezładzie, błyskawicznie zakładała majtki razem ze spódnicą, jakimś cudem wdziała bluzkę i wszystko dokumentnie schowała pod sporym płaszczem, sięgającym drobnych wysokich a co za tym idzie seksownych szpilek. Wtuliła pospiesznie buziaka w usta tańczącego na jednej nodze faceta, ubierającego nieudolnie spodnie, gdy zapinał co drugi guzik koszuli, zamykała w kompletnej ciszy spore wrota do świątyni. Po chwili wybiegł w trymiga, w locie ubrał szary prochowiec i zapanowała wieczna cisza... prócz sporego mojego rechotu po minucie. Sąsiad nie kłamał, sekretarka spółdzielni mieszkaniowej milutko zabawia się z prezesem w konfesjonale w godzinach poza szczytem wizyt spragnionych modlitwy parafian szanownego sanktuarium!
W niedzielę po sumie sąsiad oznajmił żonie potrzebę przeprowadzenia dogłębnej długotrwałej modlitwy, w ciszy i spokoju domu Bożego, gdy cała szczęśliwa z powrotu męża na właściwą ścieżkę zamykała wrota Świątyni, byłam w konfesjonale. Wartko pozbyłam się zbytecznych elementów garderoby, jak tylko zaglądnął, uwolniłam z aresztu sporego wzbierającego kutasa. Poczuł się wyśmienicie w objęciach sporych cycków, które dokładnie oplotły członka, gdy końcówka co rusz doświadczała zaciskających się ust ze zegarmistrzowską precyzją. Doszedł zadziwiająco szybko, wypełnił spermą dokumentnie gardło spragnionej nektaru życia, gdy połykałam, zadarłam wysoko nogi na ścianki boczne konfesjonału, nakierowałam głowę wielbiciela kobiecości wprost w szparkę, dosięgnął jęzorem łechtaczki i tak pozostał aż do dźwięków oznajmiających początek nowej mszy...
Nagle jak grom z jasnego nieba! W obszarze zakratowanego okienka służącego penitentowi do wyjawienia grzechów prezbiterowi doleciało anielskie:
— Niech będzie pochwalony — zdębiałam bardziej niż fallus towarzysza, zastanawiałam się jak schować się pod kamienną posadzką, gdy rozbrzmiał donośny głos sąsiada. — Witaj siostro, co sprowadza?
— Ostatni raz spowiadałam się... (nastała paskudna cisza). — Nie pamiętam ojcze, kiedy? — dopiero po kilku sekundach załapałam, o jakiego ojca chodzi babie.
— Racz córko baczyć na funkcję, którą najwyższy raczył powierzyć! — jakby niemocny uścisk druha wybuchłabym śmiechem, wczuł się w rolę sługi Bożego.
— Zdradź swoje plugastwa — w tym momencie wbił członek ze zdwojoną energią, poczułam w okolicy żołądka, odczytałam sygnał do lepszej zabawy!
— Sumienie dzień i noc nie pozwala zasnąć, nie potrafię przyznać się mężowi, że w trakcie wizyty hydraulika Anatola, coś we mnie pękło i doszło do zdrady małżeńskiej — spowiedź kobiety napędzała nowe fale podniecenia.
— A więc mów niewierna niewiasto, co uczyniłaś złego — współlokator konfesjonału chyba za długo był ministrantem...
— Usuwał awarie pod zlewozmywakiem, rozporek nie wytrzymał napięcia, zameczek popuścił i ogromny kutas zajął całą widoczność, wyskoczył jak na sprężynie, kołysał się od lewej do prawej — w tym momencie zrobiło się przyjemnie cieplutko, znacznie przyspieszyłam ruchy na fajfusie.
— Nie wiem, co mnie podkusiło, opadłam na kolana i wzięłam głęboko w usta członka Anatola, co prawda w pierwszej chwili był zaskoczony, ale już po sekundzie milutko rzęził jęzorem. — Zamiast wstać i zwiać wskoczyłam jak tygrys na sporego wezbranego, jednocześnie po zrzuceniu sukienki wbiłam cycki wprost w jego gardło!
— Mów kobieto szczerze i otwarcie, Ojciec w Niebiosach słucha! — nie spodziewałam się zdolności aktorskich w świeżo upieczonym kochanku!
— Spuścił się tak obficie, że przyznam się, jeszcze takiego czegoś w życiu nie poczułam, nie mogłam się wyzwolić z magii uniesienia. — Zadarłam giry na jego ramiona i krzyknęłam. — Haruj do orgazmu!
— Tyrał wytrwale, muszę się przyznać, dawał, co potrafił, a wiele umiał, fakt niezaprzeczalny. — Do tej pory czuję poruszającą się fujarę we mnie...
— Córko zważ na słowa! — Odmów trzy zdrowaśki i płyń po oceanie bez grzechu.
— Hm... spodziewałam się pokutnej podróży za grzechy na kolanach do Watykanu, jakbym wiedziała, dalej bym na nim siedziała... — po głośnym pukaniu palców w drewnianą konstrukcję zakończyła spowiedź.
Zainspirowana rozgrzana dogłębnie ulokowałam tyłek na kolanach siedzącego na miejscu prezbitera, nadziałam się na sporego członka, z lekka powoli się unosząc, aby po mgnieniu oka opadać. Na szczęście najbliższa okolica była pozbawiona wiernych, przygłuszone dźwięki z konfesjonału trwale neutralizowało zawodzenie sługi Bożego. Ekstaza osiągnęła apogeum, gdy przez malutką dziurkę zerkałam na wypełnioną człekami świątynię, widok nosił znamiona niebotycznego podniecenia ekscytacją wśród rzeszy homo sapiens. Uniosłam nóżki, wsparłam po bokach siedzącego dostarczyciela wspaniałego dokonania, osiągnęłam bezmiar błogostanu, co rusz powoli z wysokości opadając na zdębiałego fallusa. Cała szczęśliwa drżałam, doświadczyłam seryjnych orgazmów, nie zwracałam uwagi na coraz bardziej natarczywe spojrzenia sąsiadujących z konfesjonałem wiernych. Jedynie zadziwiająco głośne zakończenie mszy spowodowało utratę mocy sąsiada, nadszedł czas pożegnania do następnej niedzielnej sumy w Kościele...
Tradycyjnie po harówce w blokach fabryki w celu wytchnienia zmęczonego bionta bezmiarem hałasu zajrzałam do naszego parafialnego Kościoła Świętej Rodziny na Sępolnie niesamowitej dzielnicy Wrocławia. Cała szczęśliwa zajęłam cały obszar umiejscowiony we wnęce pod schodami prowadzącymi do nie za dużych organów kościelnych, co prawda na ławeczce, która była tylko z nazwy — stanowiła pół metrowy odcinek dębowej deski zakotwionej w kamiennej wnęce w bocznej nawie. W zasadzie dla postronnego wiernego byłam niezauważalnym fragmentem przestrzeni skupionym na modlitwie. Nie stanowię nobliwej białogłowy spędzającej czas na pacierzach, raczej bliżej do demona seksu w spódnicy... nie wytrzymałam, musiałam się uśmiechnąć. Trzydziestoparoletnia kobieta dla mniej znajomych, natomiast dla przyjaciół czterdziestoletnia samotna matrona, bez faceta choćby z pozoru na stałe. Nie należę do piękności osiedlowych lub chociaż zgrabnych lasek z gmachu zakładu przemysłowego. Tworzę zwykły obraz kobiety powoli staczającej się w przepaść...
Wtem!
Otaczającą przestrzeń rozdarł skowyt nienaoliwionych drzwiczek konfesjonału, umiejscowionego niemalże na wprost wnęki, odruchowo wcisnęłam się po kraniec ławeczki, pozostając w cieniu szarości słabo oświetlonego sanktuarium. Wpierw wyłoniła się głowa mężczyzny, chyżo omiótł dostępną przestrzeń, wypatrywał kogokolwiek w miarę żywego, po zobaczeniu jedynie kilku postaci sztywno posadowionych na postumentach dał sygnał niewieście w dali drewnianego domku prezbitera. Wyskakując w kompletnym bezładzie, błyskawicznie zakładała majtki razem ze spódnicą, jakimś cudem wdziała bluzkę i wszystko dokumentnie schowała pod sporym płaszczem, sięgającym drobnych wysokich a co za tym idzie seksownych szpilek. Wtuliła pospiesznie buziaka w usta tańczącego na jednej nodze faceta, ubierającego nieudolnie spodnie, gdy zapinał co drugi guzik koszuli, zamykała w kompletnej ciszy spore wrota do świątyni. Po chwili wybiegł w trymiga, w locie ubrał szary prochowiec i zapanowała wieczna cisza... prócz sporego mojego rechotu po minucie. Sąsiad nie kłamał, sekretarka spółdzielni mieszkaniowej milutko zabawia się z prezesem w konfesjonale w godzinach poza szczytem wizyt spragnionych modlitwy parafian szanownego sanktuarium!
W niedzielę po sumie sąsiad oznajmił żonie potrzebę przeprowadzenia dogłębnej długotrwałej modlitwy, w ciszy i spokoju domu Bożego, gdy cała szczęśliwa z powrotu męża na właściwą ścieżkę zamykała wrota Świątyni, byłam w konfesjonale. Wartko pozbyłam się zbytecznych elementów garderoby, jak tylko zaglądnął, uwolniłam z aresztu sporego wzbierającego kutasa. Poczuł się wyśmienicie w objęciach sporych cycków, które dokładnie oplotły członka, gdy końcówka co rusz doświadczała zaciskających się ust ze zegarmistrzowską precyzją. Doszedł zadziwiająco szybko, wypełnił spermą dokumentnie gardło spragnionej nektaru życia, gdy połykałam, zadarłam wysoko nogi na ścianki boczne konfesjonału, nakierowałam głowę wielbiciela kobiecości wprost w szparkę, dosięgnął jęzorem łechtaczki i tak pozostał aż do dźwięków oznajmiających początek nowej mszy...
Nagle jak grom z jasnego nieba! W obszarze zakratowanego okienka służącego penitentowi do wyjawienia grzechów prezbiterowi doleciało anielskie:
— Niech będzie pochwalony — zdębiałam bardziej niż fallus towarzysza, zastanawiałam się jak schować się pod kamienną posadzką, gdy rozbrzmiał donośny głos sąsiada. — Witaj siostro, co sprowadza?
— Ostatni raz spowiadałam się... (nastała paskudna cisza). — Nie pamiętam ojcze, kiedy? — dopiero po kilku sekundach załapałam, o jakiego ojca chodzi babie.
— Racz córko baczyć na funkcję, którą najwyższy raczył powierzyć! — jakby niemocny uścisk druha wybuchłabym śmiechem, wczuł się w rolę sługi Bożego.
— Zdradź swoje plugastwa — w tym momencie wbił członek ze zdwojoną energią, poczułam w okolicy żołądka, odczytałam sygnał do lepszej zabawy!
— Sumienie dzień i noc nie pozwala zasnąć, nie potrafię przyznać się mężowi, że w trakcie wizyty hydraulika Anatola, coś we mnie pękło i doszło do zdrady małżeńskiej — spowiedź kobiety napędzała nowe fale podniecenia.
— A więc mów niewierna niewiasto, co uczyniłaś złego — współlokator konfesjonału chyba za długo był ministrantem...
— Usuwał awarie pod zlewozmywakiem, rozporek nie wytrzymał napięcia, zameczek popuścił i ogromny kutas zajął całą widoczność, wyskoczył jak na sprężynie, kołysał się od lewej do prawej — w tym momencie zrobiło się przyjemnie cieplutko, znacznie przyspieszyłam ruchy na fajfusie.
— Nie wiem, co mnie podkusiło, opadłam na kolana i wzięłam głęboko w usta członka Anatola, co prawda w pierwszej chwili był zaskoczony, ale już po sekundzie milutko rzęził jęzorem. — Zamiast wstać i zwiać wskoczyłam jak tygrys na sporego wezbranego, jednocześnie po zrzuceniu sukienki wbiłam cycki wprost w jego gardło!
— Mów kobieto szczerze i otwarcie, Ojciec w Niebiosach słucha! — nie spodziewałam się zdolności aktorskich w świeżo upieczonym kochanku!
— Spuścił się tak obficie, że przyznam się, jeszcze takiego czegoś w życiu nie poczułam, nie mogłam się wyzwolić z magii uniesienia. — Zadarłam giry na jego ramiona i krzyknęłam. — Haruj do orgazmu!
— Tyrał wytrwale, muszę się przyznać, dawał, co potrafił, a wiele umiał, fakt niezaprzeczalny. — Do tej pory czuję poruszającą się fujarę we mnie...
— Córko zważ na słowa! — Odmów trzy zdrowaśki i płyń po oceanie bez grzechu.
— Hm... spodziewałam się pokutnej podróży za grzechy na kolanach do Watykanu, jakbym wiedziała, dalej bym na nim siedziała... — po głośnym pukaniu palców w drewnianą konstrukcję zakończyła spowiedź.
Zainspirowana rozgrzana dogłębnie ulokowałam tyłek na kolanach siedzącego na miejscu prezbitera, nadziałam się na sporego członka, z lekka powoli się unosząc, aby po mgnieniu oka opadać. Na szczęście najbliższa okolica była pozbawiona wiernych, przygłuszone dźwięki z konfesjonału trwale neutralizowało zawodzenie sługi Bożego. Ekstaza osiągnęła apogeum, gdy przez malutką dziurkę zerkałam na wypełnioną człekami świątynię, widok nosił znamiona niebotycznego podniecenia ekscytacją wśród rzeszy homo sapiens. Uniosłam nóżki, wsparłam po bokach siedzącego dostarczyciela wspaniałego dokonania, osiągnęłam bezmiar błogostanu, co rusz powoli z wysokości opadając na zdębiałego fallusa. Cała szczęśliwa drżałam, doświadczyłam seryjnych orgazmów, nie zwracałam uwagi na coraz bardziej natarczywe spojrzenia sąsiadujących z konfesjonałem wiernych. Jedynie zadziwiająco głośne zakończenie mszy spowodowało utratę mocy sąsiada, nadszedł czas pożegnania do następnej niedzielnej sumy w Kościele...