„Tak, nie mogę się uporać ze swoją nieczystością” - tak skończyłam swoje wyznanie przed Prorokinią. Opowiadałam Jej o moim związku z Wojtkiem, o tym, jak bardzo coś nas do siebie przyciąga, jak często nie potrafimy zapanować nad swoimi rękami, jak często całujemy się z wielką namiętnością, jak nasze ciała wydają się płonąć. I jak bardzo to wszystko lubię…
Prorokini to kobieta, która wcale nie jest dużo ode mnie starsza. Ma może 30 lat. Czarne włosy. Jest wysoka. I te jej oczy. Ogień, Duch Boży, wielka siła. Jest ładna, ma regularne rysy, a Jej ruchy są zdecydowane, sprężyste. Uwielbiam na Nią patrzeć. Przyciąga zresztą wszystkich. Mój chłopak przyprowadził mnie do niej. On wcześniej zafascynował się Jej osobowością. Wcześniej działała z duszpasterstwie dominikanów, ale chyba nie mogli znieść Jej charyzmy. W naturalny sposób była religijną przywódczynią. Jak Bóg, albo jak słońce, przyciągała kobiety i mężczyzn.
„Nie martw się, jesteś w dobrych rękach, jakoś sobie z tym poradzimy” – Jej cichy głos niósł ukojenie. Byliśmy na parodniowym wiosennym wyjeździe. Można powiedzieć – grupa przyjaciół, ale nie – to raczej grupa wyznawców. Ludzi o wielkiej wierze, a także ludzi, którzy chcieli iść drogą razem z Prorokinią. Być może nie wyobrażali sobie innej drogi. Jak mój chłopak.
Oprócz Prorokini, mnie i Wojtka, było jeszcze dwóch facetów, także studentów z pierwszych lat studiów, oraz dwie dziewczyny, jedna nieco starsza, a druga młodsza, jeszcze przed maturą. Oprócz nas nikt oficjalnie parą nie był, chociaż wszyscy znaliśmy się z naszych regularnych spotkań z Prorokinią w większych grupach. Wędrowaliśmy przez lasy blisko granicy niemieckiej, pośrodku niczego, wśród już pięknie zielonych lasów i małych jeziorek. Słońce potrafiło już pięknie przyświecić, ale bywało jeszcze chłodno. Niewielki wypożyczony od znajomych domek był naszym celem, ale postawiliśmy dotrzeć całodzienną wędrówką. Obudzona przyroda prowokowała do różnych żartów, Wojtek objął mnie czule a jego ręka zatrzymała się na moich pośladkach. Na szczęście szliśmy z tyłu. Prorokini szła przed nami zamyślona i jakby smutna. Miałam wyrzuty sumienia, że to może moje wyznanie tak bardzo Ją zasmuciło, zmusiło do prowadzenia jakiejś potężnej duchowej walki w moim i Wojtka imieniu.
Po południu, odpoczywaliśmy nad niewielkim jeziorkiem, a Prorokini poprosiła o ciszę. Chwilę trwaliśmy niepokoju. „Tak nie może być. Czuję, że musimy coś z tym zrobić.” Prorokini powiedziała cicho. Wszyscy słuchaliśmy w napięciu. „Jest w nas tyle brudu, tyle nieporządku. To niestety głównie wasza sprawka”. Wskazała głową na facetów. Oni także wpatrywali się w Nią jak w obrazek. Mi zrobiło się zimno. Przeraziłam się. „Trudno, musimy to zrobić, musimy to z was wyrzucić” – Prorokini kontynuowała cichym głosem. „Rozbierzcie się” – zwróciła się do nich. Popatrzyli się na siebie z niepewnością. Wojtek spojrzał na mnie z paniką w oczach. Ja spuściłam wzrok. Patrzyłam na czubki swoich butów. „Słyszeliście? Rozbierzcie się do naga, tutaj, szybko”. Usłyszałam tylko, jak wstali i zaczęli się rozbierać. Odważyłam się spojrzeć, gdy ściągali ostatnie rzeczy. Po chwili stało przed nami trzech mężczyzn, zupełne nagich i zasłaniających rękami przyrodzenia. Wyglądało to dziwnie i komicznie. Siedziałyśmy skulone. Prorokini stanęła przed nimi i krótko rozkazała. „Ręce do tyłu”. Teraz widziałyśmy już wszystko. Patrzyłam tylko na Wojtka. Był czerwony na twarzy, a jego członek wyraźnie podrygiwał. Uświadomiłam sobie, że nigdy nie widzieliśmy się nago. Moja ręka czasami zagłębiała się w jego spodnie, nieraz wyczuwałam tam coś twardego, ale tym razem widziałam wszystko wyraźnie. Jego członek podniósł się i ku mojemu zdziwieniu wydawał się teraz bardzo duży, skierowany całkiem do góry. Spojrzałam oczywiście na dwóch innych golasów – to samo, wszystkim stało, podręcznikowo jak na rysunkach z anatomii.
Prorokini to kobieta, która wcale nie jest dużo ode mnie starsza. Ma może 30 lat. Czarne włosy. Jest wysoka. I te jej oczy. Ogień, Duch Boży, wielka siła. Jest ładna, ma regularne rysy, a Jej ruchy są zdecydowane, sprężyste. Uwielbiam na Nią patrzeć. Przyciąga zresztą wszystkich. Mój chłopak przyprowadził mnie do niej. On wcześniej zafascynował się Jej osobowością. Wcześniej działała z duszpasterstwie dominikanów, ale chyba nie mogli znieść Jej charyzmy. W naturalny sposób była religijną przywódczynią. Jak Bóg, albo jak słońce, przyciągała kobiety i mężczyzn.
„Nie martw się, jesteś w dobrych rękach, jakoś sobie z tym poradzimy” – Jej cichy głos niósł ukojenie. Byliśmy na parodniowym wiosennym wyjeździe. Można powiedzieć – grupa przyjaciół, ale nie – to raczej grupa wyznawców. Ludzi o wielkiej wierze, a także ludzi, którzy chcieli iść drogą razem z Prorokinią. Być może nie wyobrażali sobie innej drogi. Jak mój chłopak.
Oprócz Prorokini, mnie i Wojtka, było jeszcze dwóch facetów, także studentów z pierwszych lat studiów, oraz dwie dziewczyny, jedna nieco starsza, a druga młodsza, jeszcze przed maturą. Oprócz nas nikt oficjalnie parą nie był, chociaż wszyscy znaliśmy się z naszych regularnych spotkań z Prorokinią w większych grupach. Wędrowaliśmy przez lasy blisko granicy niemieckiej, pośrodku niczego, wśród już pięknie zielonych lasów i małych jeziorek. Słońce potrafiło już pięknie przyświecić, ale bywało jeszcze chłodno. Niewielki wypożyczony od znajomych domek był naszym celem, ale postawiliśmy dotrzeć całodzienną wędrówką. Obudzona przyroda prowokowała do różnych żartów, Wojtek objął mnie czule a jego ręka zatrzymała się na moich pośladkach. Na szczęście szliśmy z tyłu. Prorokini szła przed nami zamyślona i jakby smutna. Miałam wyrzuty sumienia, że to może moje wyznanie tak bardzo Ją zasmuciło, zmusiło do prowadzenia jakiejś potężnej duchowej walki w moim i Wojtka imieniu.
Po południu, odpoczywaliśmy nad niewielkim jeziorkiem, a Prorokini poprosiła o ciszę. Chwilę trwaliśmy niepokoju. „Tak nie może być. Czuję, że musimy coś z tym zrobić.” Prorokini powiedziała cicho. Wszyscy słuchaliśmy w napięciu. „Jest w nas tyle brudu, tyle nieporządku. To niestety głównie wasza sprawka”. Wskazała głową na facetów. Oni także wpatrywali się w Nią jak w obrazek. Mi zrobiło się zimno. Przeraziłam się. „Trudno, musimy to zrobić, musimy to z was wyrzucić” – Prorokini kontynuowała cichym głosem. „Rozbierzcie się” – zwróciła się do nich. Popatrzyli się na siebie z niepewnością. Wojtek spojrzał na mnie z paniką w oczach. Ja spuściłam wzrok. Patrzyłam na czubki swoich butów. „Słyszeliście? Rozbierzcie się do naga, tutaj, szybko”. Usłyszałam tylko, jak wstali i zaczęli się rozbierać. Odważyłam się spojrzeć, gdy ściągali ostatnie rzeczy. Po chwili stało przed nami trzech mężczyzn, zupełne nagich i zasłaniających rękami przyrodzenia. Wyglądało to dziwnie i komicznie. Siedziałyśmy skulone. Prorokini stanęła przed nimi i krótko rozkazała. „Ręce do tyłu”. Teraz widziałyśmy już wszystko. Patrzyłam tylko na Wojtka. Był czerwony na twarzy, a jego członek wyraźnie podrygiwał. Uświadomiłam sobie, że nigdy nie widzieliśmy się nago. Moja ręka czasami zagłębiała się w jego spodnie, nieraz wyczuwałam tam coś twardego, ale tym razem widziałam wszystko wyraźnie. Jego członek podniósł się i ku mojemu zdziwieniu wydawał się teraz bardzo duży, skierowany całkiem do góry. Spojrzałam oczywiście na dwóch innych golasów – to samo, wszystkim stało, podręcznikowo jak na rysunkach z anatomii.