Przez kolejne miesiące oddałam się zupełnie nowym dla mnie lekturom. Czytałam Girarda i Foucaulta, studiowałam namiętnie omówienia średniowiecznych i nowożytnych traktatów, w których mowa o ofierze i męczeństwie. Podszkoliłam się w mechanizmach sekciarskich historycznych i współczesnych. Okazało się, że świat jest bardziej skomplikowany niż matematyczne i fizyczne wzory. Uczęszczałam na możliwie wszystkie spotkania z Prorokinią. Odbywały się albo w wynajmowanej od miasta sali, gdzie przychodziło nawet ponad dwieście osób, albo w innych salkach w różnych miejscach, gdzie grupy bywały bardziej kameralne. Wszędzie modlitwa, śpiewy, egzaltacja, Prorokini przedstawiała się jako przewodniczka i kapłanka zarazem, cierpiąca za wszystkich i zarazem wszystkich do tego cierpienia wciągająca. Pod koniec lata dostała jakieś odznaczenie od prezydenta miasta w podziękowaniu za działalność charytatywną, a ja nie mogłam przestać myśleć o tym, że być może i prezydent w jej sesjach sadystycznych uczestniczył, o ile w ogóle Prorokini nie koloryzowała przy mnie opowiadając swoje historie.
Myślę, że widziała mnie za każdym razem, gdy byłam gdzieś w większym czy mniejszym tłumie. Powoli układał mi się w głowie plan, ale do jego realizacji musiałabym mocniej wkręcić się w krąg najbardziej zaufanych ludzi Prorokini. Wyjście z jakąś inicjatywą byłoby podejrzane. Póki co musiało wystarczyć, że okazywałam lojalność swoją obecnością. Moja cierpliwość została nagrodzona. Pod koniec lata podeszła do mnie pewna dziewczyna, przedstawiła się jako Maja, i powiedziała, że Prorokini chciałaby mnie widzieć następnego dnia o 9 rano na określonym parkingu w centrum miasta. Miałam sobie zarezerwować przedpołudnie. Miałam co prawda inne plany, ale taka okazja mogła się już nie powtórzyć. Zgodziłam się. Przez całą noc jednak targały mną wątpliwości. Nie miałam zamiaru po raz kolejny być bita i upokarzana. Z jednej strony wiedziałam, że pewnie z punktu widzenia Prorokini ma to być dla mnie jakaś próba, wtajemniczenie, a z drugiej strony bałam się jej chorej wyobraźni i wyrachowanego pseudo-religijnego szaleństwa. Postanowiłam jednak być silna. Szłam na spotkanie pogodzona z tym, że różne rzeczy mogą się zdarzyć, ale wytrzymam i dam dowód swojego posłuszeństwa i przywiązania. Wszystko okazało się zupełnie inne, niż moje obawy i przypuszczenia.
Samochód prowadziła Prorokini, byłam w nim ja i jeszcze znana mi już Maja. Prorokini od razu powiedziała nam, że wśród wielu jej zaufanych kontaktów jest wysoki przełożony pewnego zakonu z innego miasta, który na trzy miesiące przysyła jej kandydatów do nowicjatu, aby ona zajęła się nimi pod względem ćwiczeń duchowych, postów i… co najważniejsze, a co szczególnie leży na sercu przełożonym – ich seksualnych preferencji. Jej znajomy przełożony ufał jej w pełni (a swoją drogą – pomyślałam – ciekawe dlaczego?). Prorokini stwierdziła, że w tym roku było tych kandydatów pięciu i trzech już odesłała – dwóch gejów i jednego „krętacza” (nie wytłumaczyła, co to miało znaczyć ani też jak sprawdzała ich "gejostwo" - domyśliłam się jednak, że bardzo wprost i bardzo skutecznie). Na dniach kończy się ich próba i teraz jeszcze chciała, abyśmy my dwie porozmawiały z tymi chłopakami, trochę ich może poprowokowały i stwierdziły, jak zachowują się w stosunku do młodych, atrakcyjnych kobiet. Prorokini powiedziała od razu: „Tak, jesteście młode, atrakcyjne, a przede wszystkim na tyle już duchowo wyrobione, że taka próba nie wyda się wam czymś dziwacznym i zrozumiecie, że chodzi tu o coś dobrego”. Przyznam, że wcale nie byłam przekonana. Nie co do atrakcyjności – znałam swoje atuty, chociaż uważałam się trochę za szczupłą, pozbawiona wyraźnego wcięcia w talii, z piersiami trochę za bardo na boki, z uszami trochę za dużymi, ach, dużo by się tego nazbierało…. . Maja wyglądała jak seks-bomba, duże piersi, pokaźny tyłek, blond włosy, buzia typu Barbie. Moje wątpliwości dotyczyły oczywiście samej praktyki „próby” i naszej w niej udziału. Prorokini stwierdziła na koniec: „Po wszystkim oczekuję od was wyczerpującej i szczerej relacji”. Dojechałyśmy do… tak, tego samego domu, w którym parę miesięcy temu Prorokini mnie podstępnie związała i torturowała. Ugięły się pode mną nogi, przestraszyłam się, że to znowu jakiś podstęp. Gdy podchodziłyśmy do drzwi domu Prorokini widziała moje wahanie i uśmiechała się do mnie zachęcająco i jakby przepraszająco. Tak to przynajmniej zrozumiałam.
Gdy weszłyśmy do domu Prorokini od razu przedstawiła nam dwóch chłopaków w dziwnych brązowych strojach – ni to kimono, ni to habit. Z jednym z nich od razu poszłam do małego pokoju, gdzie był stolik i dwa krzesła. Krótko ostrzyżony, uśmiechnięty, mniej więcej w moim wieku, na imię miał Robert. Zaczęliśmy rozmowę, wszedł na jakieś kosmiczne tematy typu mistyka nadreńska – nudno było, a ja się spieszyłam do Prorokini, aby się wykazać przed nią skutecznością. Przerwałam mu więc w końcu i zapytałam wprost: „Podobam ci się?” Zmieszał się wyraźnie, ale powiedział: „Tak”. Wstałam z krzesła, podeszłam do okna. Popatrzyłam na ogród, w którym jeszcze parę miesięcy temu siedziałam po tej okropnej sesji biczowania, którą zafundowała mi Prorokini. Zastanawiałam się, co ja tutaj znowu robię, czy to na pewno normalne, że tak jakby nic po prostu wróciłam w to miejsce. Raz jeszcze palące pragnienie rewanżu i zemsty zapaliło się we mnie jasnym płomieniem. Postanowiłam wrócić do swojej roboty. Rzuciłam więc od niechcenia: „Ale co? Stoi ci, jak sobie pomyślisz, że mogłabym się tu rozebrać?” W jego oczach zobaczyłam czystą panikę. Spuścił głowę i odpowiedział. „Tak… ale proszę, nie mów tego jej, no wiesz komu, to będzie mój koniec…” „To wyskakuj z ciuchów i mi pokaż.” Zrozumiał, że po tym pierwszym wyznaniu mam go w garści, a ja chciałam się trochę zabawić w Prorokinię i popraktykować jej metody. Po chwili stał już nagi, co wyglądało wprost śmiesznie. Był bardo chudy, może to sprawka zaaplikowanych postów, a jego członek, chociaż obiektywnie nie jakiś wielki, to w stanie wzwodu wyglądał jakby doklejony z innej bajki. Uśmiechnęłam się i kazałam mu się przejść parę razy po pokoju. Z tyłu wyglądał o wiele lepiej, ale z przodu jak karykatura. „Wygląda to fatalnie jak na kogoś, kto planuje karierę w zakonie. Zrób sobie dobrze ręką i kończymy z tym pokazem”. Był tragicznie zmieszany. „Ale jak to?” „No, normalnie, nie żartuj, że nie potrafisz”. „Ale nie wiem, czy tak tutaj to się uda”. Teraz to naprawdę mnie rozbawił. „Jak ma się nie udać, jak ta twoja pałka już jest mokra, przecież widać…” Zmieszał się jeszcze bardziej starając się zakryć członka. „Ale jej nie powiesz?” „Nie powiem, jeśli będziesz posłuszny.” Postanowiłam się trochę zabawić, bo i mi się zrobiło nieco wilgotno, gdy na niego patrzyłam. „Dobrze, pomogę ci. Zobacz, mam na sobie bluzkę rozpinaną na guziczki i dla ciebie rozepnę trzy guziki od góry. To musi ci wystarczyć…” Stanął przede mną wyprostowany i zaczął szybko i fachowo poruszać ręką zaciśniętą na członku. To była naprawdę chwila i zaraz pochylił się starając się łapać to, co z niego zaczęło wyskakiwać. Nawet pomyślałam przez chwilę, że szkoda, że się taki ogier marnuje. Ale zaraz ochłonęłam i uświadomiłam sobie, że skoro ma zryty mózg, to i tak się do niczego nie nada. Po chwili klęczał przede mną, ciągle nagi i ze łzami w oczach mówił: „Błagam, nie mów jej tego”. Pomyślałam sobie, że to naprawdę straszny przegryw. Stałam przed nim i doskonale wiedziałam, że i tak opowiem Prorokini o wszystkim. Co więcej, wiedziałam, że muszę to powiedzieć, bo i on przy pierwszej konfrontacji z Prorokinią wszystko wygada. A to ja musiałam zdobyć jej zaufanie. Cóż – ja już dzięki ostatnim lekturom wiedziałam, że to klasyczny mechanizm sekty: nie ma zaufanie między poszczególnymi członkami grupy, a wszystko wie tylko lider-guru. „Nie powiem.” –odpowiedziałam mu najłagodniejszym głosem, na jaki mnie było stać i – nie wiem, co mnie napadło – z całych sił uderzyłam go otwartą dłonią w twarz. Zupełnie się tego nie spodziewał i aż przewrócił się na podłogę. Jego oczy pytająco wpatrywały się we mnie. „No co się tak patrzysz? To po to, abyś pamiętał, że się takich rzeczy nie robi przed kobietami. To czyste molestowanie i zachowanie właściwe zboczeńcom. To i tak mała kara. Miałeś dzisiaj promocję – może już nigdy nie będziesz miał aż tak dobrej okazji”. Uśmiechnęłam się szeroko i szybko wyszłam. Po chwili pukałam do gabinetu Prorokini. „O, już jesteś, Natalko, wejdź szybko, proszę. Tak się cieszę, że już jesteś.”