Mam wrażenie, że w szerszym aspekcie interpretujesz kwestię pieniędzy tj. każdy gest wyrażający troskę - np. fryzjer - wymaga w konsekwencji sięgnięcia do portfela. Wątek natomiast dotyczył jawnego płacenia gotówką żonie jak prostytutce i możliwe, że (tu moje domysły) poniżenia jej w tym czasie. Dla części ludzi temat pieniędzy i seksu budzi spore kontrowersje, ponieważ kojarzy się jednoznacznie z transakcją finansową jak w przypadku prostytutek. Inaczej jednak jest postrzegana gotówka otrzymana w formie prezentu np. fryzjera, perfum, bielizny czy wyjazdu do spa.[...] Osobiście trudno mi sobie wyobrazić jakąś sztywną księgowość i cennik w tym zakresie, ale raczej bym się nie obraziła gdyby partner po stosunkowo udanej nocy np. sam z siebie rano zauważył, że mam włosy w tak seksownym nieładzie, że przydałaby mi się wizyta u fryzjera za którą z chęcią zapłaci tylko po to bym wyglądała dla niego jeszcze bardziej atrakcyjnie .[...]
Fajnym gestem też jest czasem prezent nawet bez stosunkowo udanej nocy, tak po prostu z tytułu łączącej relacji
O ile pierwszą cześć poprawnie zinterpretowałem (o większej hojności lepiej zarabiających mężczyzn) to podziwiam, że te słowa samokrytyki względem płci napisała kobieta. Niestety potwierdzam, spotkałem się z tym w życiu Dodałbym jeszcze, że im więcej kobieta zarabia tym większe wymagania ma względem mężczyzny czy to starającego się o nią czy tego w związku. Mam jednak cichą nadzieję, że to tylko przypadki które mnie spotkały, a nie reguła.Paradoks kasy w związku często wygląda następująco: Im więcej w związku zarabia mężczyzna tym mniejszą uwagę przywiązuje do tego ile wydaje na przyjemności swojej kobiety. Im więcej w związku zarabia kobieta tym większą uwagę przywiązuję do tego ile przeznacza na jej przyjemności mężczyzna.
Poruszyłaś bardzo ważny temat. Ludzie żyjący w związku, lecz tak naprawdę osobno.Czasem mam wrażenie, że łatwiej jest się ludziom dogadać i dotrzeć co do samych preferencji seksualnych niż dodatkowo wypracować wspólny budżet czy podział obowiązków, gdyż do tego potrzebna jest spora doza odpowiedzialności i dojrzałości również tej emocjonalnej.
Jedynie wspólnie mają do użytku część rzeczy/nieruchomości, a poza tym osobne budżety, osobne życia, bo po ślubie "mam tą osobę na własność".
Znam jedną parę która tak żyje - ona zadowolona mimo, że cały dom na jej głowie, ale teściowie kupili im mieszkanie. On zadowolony bo ma obiad i wszystko w domu ogarnięte, a i żona nie marudzi że całymi dniami i nocami gra na komputerze. Nie wie jednak, że żona rekompensuje sobie te gry komputerowe spędzając czas z kochankiem. Znów ona nie wie, że on w internecie poznaje dziewczyny i też swoje ma za uszami.
Wygodne, ale czy o to chodzi w związku? Niech każdy odpowie na to pytanie sobie sam.
Czy jestem z nią/nim bo mi się opłaca czy faktycznie chcę tworzyć relację?
Może to tylko potrzeba nie być samemu i ta niby relacja pozwala mi poczuć się lepiej?