Rozmowa, rozmowa, rozmowa... Opowiem wam swoją historię: Na początku naszego związku było oczywiście super - kilkugodzinny seks, weekendy w łóżku itp. Po jakimś czasie jednak zaczęła pogłębiać się różnica w temperamentach. Jestem pewien, że przyczyną nie jest brak satysfakcji ze współżycia ze mną, bo nadal potrafię żonę "wymęczyć" tak, że traci kontakt z rzeczywistością, a i kobiece wytryski nie są rzadkością. Z czasem brakowało mi już nawet zwykłej czułości, przytulania. Od 5-6 lat mówiłem żonie o swoich potrzebach. Kończyło się to często kłótniami, że ja tylko o seksie i ciągle o tym samym. Postanowiłem różnymi sposobami pobudzić nasze pożycie np. wypadami weekendowymi do innych miast. Ładne hotele 5-gwiazdkowe itp., ale kończyło się to popier...laniem po sklepach przez większość czasu. Stało się. Poznałem inną kobietę. Znowu było super (możliwe oczywiście, że to tylko na początku). Powiedziałem żonie, co zrobiłem i że chcę się rozwieść. Pomimo tego, że wcześniej wielokrotnie zarzekała się, że jak ją zdradzę, to się ze mną rozwiedzie, przyjęła jednak inną postawę. Stwierdziła, że mogłem jej mówić o problemach wcześniej (fuck!), oprzytomniała i chce uratować nasze małżeństwo. No i przez miesiąc było znowu super (seks kilka razy dziennie, lodziki, bielizna). Potem najwyraźniej minął szok i wszystko zaczyna już wyglądać prawie tak samo jak dawniej, z tą różnicą, że po kolejnych dwóch miesiącach okazuje się, że za bardzo naciskam na seks i odczuwa presję z mojej strony - że chcę różne pozycje, bieliznę, więcej zaangażowania, inicjatywy itd. (coś dziwnego czy co?). Wniosek z rozmów, wręcz kłótni wyszedł taki, że nawet za dużo mówię o seksie i inni tak nie mają. Dodam, że nie jestem wulgarny, lubię oczywiście złapać żonę za tyłek czy cycki, ale lubię też czułe przytulanie, masowanie itp. Ogólnie jestem w ciemniej d..pie.
Co dała rozmowa? W ogólnym bilansie nic. Tak już po prostu będzie. Czarnowidztwo?