Głos w dyskusji toczącej się gdzie indziej.
To było we Francji, ściślej w Bretanii, a dokładnie w miasteczku Saint Malot. Przed sezonem, pracowałem, w pewnym hotelu, korzystając z urlopu dziekańskiego. Miało być zajęcie remontowo ogrodnicze, ale jakoś wyszło, że moją osobą, można przeprowadzić wdrożenie systemu IT, niezwykle tanim kosztem. Zatem nie byłem przemęczony, było dużo czasu, sporo pieniędzy i romansów. Pod tym względem, trzeba przyznać, że stereotypowe postrzeganie Francji nie jest żadnym mitem, a pełnoprawną i uzasadnioną opinią na temat tego kraju.
Pewnego dnia do nieczynnego hotelu zawitała angielska parka. Ona Linda 18 lat, jakby piorun w miotłę strzelił. On Frank w wieku podobnym. Nie za chudzi, ale i niegrubi. Nie piękni, ale i nieszpetni. Okazało się że wizyta w zamkniętym hotelu, poza sezonem, to nagroda główna jakiegoś teleturnieju, w lokalnej telewizji – „Romantyczny Długi Weekend we Francji”. Posiłki mięli spożywać w stołówce pracowniczej.
- Czyż to nie romantyczne?
Wieczorem siedziałem na balkonie, nad segregatorami opatrzonymi tytułem: IBM AIX/RS6000, gdy przez otwarte, sąsiednie drzwi balkonowe zaczęło dobiegać.
- Oj Linda, weź się zgódź.
- Daj spokój Frank.
- Ale Linda, pozwól.
- Śpij Frank.
- No Linda, proszę.
- …...
Dialog ten rozpraszał, a do tego wydawał się jakby miał nie mieć końca.
- Lida, daj, się przelecieć Frankowi, bo tu się pracuje. – Starałem się być rozkazujący. Zapadła cisza. Po dłuższej chwili ciszy, na balkonie pojawił się Frank, domykając za sobą drzwi.
- Dzięki ci koleś, naprawdę dzięki, już prawie ją miałem, a ty spierdoliłeś całą robotę.
Nie odzywałem się, bo nie miałem ochoty, i czekałem tylko żeby poszedł. Poszedł, ale za chwilę wrócił z butelką whisky i szklanką.
- Napijesz się. – Kiwną butelką w kierunku mojej filiżanki po kawie.
- Nie. – Odparłem jak najoschlej.
Frank napełnił swoją szklankę.
- Nie chcesz? – Kiwnął ponownie w kierunku filiżanki.
- Kurwa, koleś, nie. – Wstałem i zostawiłem wszystko.
Poszedłem do miasteczka, do baru, gdzie pracowała znajoma Hiszpanka. Wróciłem nad ranem. Na balkonie Frank spał w pozycji, jakiej go zostawiłem.
Na kolację i ostatni wieczór pobytu angoli, były kurczaki z rożna i frytki. Atmosfera była chujowa, dodatkowo podkreślona oświetleniem jarzeniowym. Postanowiłem ja trochę rozładować i zaproponowałem, żeby spakować, żarcie w papierowe torby i pójść nad ocean. Zabrałem jeszcze kanisterek czerwonego wina, może niewybornego, ale było całkiem niezłe i nielimitowane. Jedliśmy i piliśmy. Mniej więcej w połowie kanisterka, Linda się przysunęła.
- Chcę się z tobą kochać.
Po spożytej ilości wina, byłem kompletnie nieasertywny i aż nadto empatyczny. Frank się gdzieś odsuną, a ja znalazłem odpowiednią skałkę, przez którą przełożyłem dziewczynę podniosłem spódnicę, zsunąłem majtki, i wyruchałem. Na koniec strzeliłem klapsa.
- Teraz Frank. – Rzuciłem twierdząco.
- Tak.
- Hej koleś. Teraz ty. – Gwizdnąłem na oddalonego Angola, zostawiając Lindę na skałce. Zajęło mu chwilę, żeby ogarnąć o co chodzi, ale podbiegł, i jeszcze trochę zaskoczony musiał popracować nad ptaszkiem, ale już po chwili i on ruchał, gdy ja popijałem sobie wino zagryzając drobiem i frytkami. Frank głośno skończył. Linda się uniosła, zsunęła majtki do końca, i za chwilę w całą trójkę kontynuowaliśmy posiłek.
- Wracasz na stanowisko. – Lekko pchnąłem Lindę, która odeszła, usiadła skałce.
Dopiłem swoje wino, podszedłem do dziewczyny, rozpiąłem przednie guziki, odsłoniłem piersi, i wyruchałem przytrzymując jej nogi w górze.
- Koleś? – Rzuciłem w kierunku Franka pozostawiając Linde.
W oczekiwaniu, aż Frank skończy, zapaliłem papierosa.
To było we Francji, ściślej w Bretanii, a dokładnie w miasteczku Saint Malot. Przed sezonem, pracowałem, w pewnym hotelu, korzystając z urlopu dziekańskiego. Miało być zajęcie remontowo ogrodnicze, ale jakoś wyszło, że moją osobą, można przeprowadzić wdrożenie systemu IT, niezwykle tanim kosztem. Zatem nie byłem przemęczony, było dużo czasu, sporo pieniędzy i romansów. Pod tym względem, trzeba przyznać, że stereotypowe postrzeganie Francji nie jest żadnym mitem, a pełnoprawną i uzasadnioną opinią na temat tego kraju.
Pewnego dnia do nieczynnego hotelu zawitała angielska parka. Ona Linda 18 lat, jakby piorun w miotłę strzelił. On Frank w wieku podobnym. Nie za chudzi, ale i niegrubi. Nie piękni, ale i nieszpetni. Okazało się że wizyta w zamkniętym hotelu, poza sezonem, to nagroda główna jakiegoś teleturnieju, w lokalnej telewizji – „Romantyczny Długi Weekend we Francji”. Posiłki mięli spożywać w stołówce pracowniczej.
- Czyż to nie romantyczne?
Wieczorem siedziałem na balkonie, nad segregatorami opatrzonymi tytułem: IBM AIX/RS6000, gdy przez otwarte, sąsiednie drzwi balkonowe zaczęło dobiegać.
- Oj Linda, weź się zgódź.
- Daj spokój Frank.
- Ale Linda, pozwól.
- Śpij Frank.
- No Linda, proszę.
- …...
Dialog ten rozpraszał, a do tego wydawał się jakby miał nie mieć końca.
- Lida, daj, się przelecieć Frankowi, bo tu się pracuje. – Starałem się być rozkazujący. Zapadła cisza. Po dłuższej chwili ciszy, na balkonie pojawił się Frank, domykając za sobą drzwi.
- Dzięki ci koleś, naprawdę dzięki, już prawie ją miałem, a ty spierdoliłeś całą robotę.
Nie odzywałem się, bo nie miałem ochoty, i czekałem tylko żeby poszedł. Poszedł, ale za chwilę wrócił z butelką whisky i szklanką.
- Napijesz się. – Kiwną butelką w kierunku mojej filiżanki po kawie.
- Nie. – Odparłem jak najoschlej.
Frank napełnił swoją szklankę.
- Nie chcesz? – Kiwnął ponownie w kierunku filiżanki.
- Kurwa, koleś, nie. – Wstałem i zostawiłem wszystko.
Poszedłem do miasteczka, do baru, gdzie pracowała znajoma Hiszpanka. Wróciłem nad ranem. Na balkonie Frank spał w pozycji, jakiej go zostawiłem.
Na kolację i ostatni wieczór pobytu angoli, były kurczaki z rożna i frytki. Atmosfera była chujowa, dodatkowo podkreślona oświetleniem jarzeniowym. Postanowiłem ja trochę rozładować i zaproponowałem, żeby spakować, żarcie w papierowe torby i pójść nad ocean. Zabrałem jeszcze kanisterek czerwonego wina, może niewybornego, ale było całkiem niezłe i nielimitowane. Jedliśmy i piliśmy. Mniej więcej w połowie kanisterka, Linda się przysunęła.
- Chcę się z tobą kochać.
Po spożytej ilości wina, byłem kompletnie nieasertywny i aż nadto empatyczny. Frank się gdzieś odsuną, a ja znalazłem odpowiednią skałkę, przez którą przełożyłem dziewczynę podniosłem spódnicę, zsunąłem majtki, i wyruchałem. Na koniec strzeliłem klapsa.
- Teraz Frank. – Rzuciłem twierdząco.
- Tak.
- Hej koleś. Teraz ty. – Gwizdnąłem na oddalonego Angola, zostawiając Lindę na skałce. Zajęło mu chwilę, żeby ogarnąć o co chodzi, ale podbiegł, i jeszcze trochę zaskoczony musiał popracować nad ptaszkiem, ale już po chwili i on ruchał, gdy ja popijałem sobie wino zagryzając drobiem i frytkami. Frank głośno skończył. Linda się uniosła, zsunęła majtki do końca, i za chwilę w całą trójkę kontynuowaliśmy posiłek.
- Wracasz na stanowisko. – Lekko pchnąłem Lindę, która odeszła, usiadła skałce.
Dopiłem swoje wino, podszedłem do dziewczyny, rozpiąłem przednie guziki, odsłoniłem piersi, i wyruchałem przytrzymując jej nogi w górze.
- Koleś? – Rzuciłem w kierunku Franka pozostawiając Linde.
W oczekiwaniu, aż Frank skończy, zapaliłem papierosa.