Deszczowe historie (8/10)
Historia pani Julii
– Moje kłopoty, w cudzysłowie kłopoty, zaczęły się w wieku piętnastu lat, gdy trafiłam do liceum. Poznałam tam Baśkę, koleżankę z klasy, która bardzo przypadła mi do gustu i wzajemnie. Ja byłam taką spokojną dziewczyną. Nie byłam nieśmiała, po prostu nie byłam rozrywkową panienką. Baśka za to okazała się pełna temperamentu i miewała niekiedy naprawdę szalone pomysły, czasami i mnie w te swoje szaleństwa wciągając i szokując. Nawiasem mówiąc, nadal jest moją przyjaciółką. Gdy skończyła się pierwsza klasa, zaprosiła mnie do siebie, na wieś, na wakacje. Pierwszego razu byłam u niej dwa tygodnie, ale w następnych latach spędzałam większość wakacji. Zaglądałam tylko do domu, zwykle raz w tygodniu, gdy przyjeżdżało się do miasta po zakupy, wyłącznie po to, aby rodzice nie zapomnieli, że mają córkę. – Na twarzy pani Julii zagościł szeroki uśmiech. – Baśka mieszkała na wsi niedaleko mojego miasta, jakieś osiem kilometrów. Można było tam dojechać autobusem miejskim, a dokładniej w pobliże. Autobus zatrzymywał się na szosie przy skrzyżowaniu. W prawo była dość spora wieś, natomiast droga w lewo prowadziła do oddalonej o ponad kilometr małej wioski, prawie kolonii. Tam właśnie, zaraz w pierwszym domu z brzegu mieszkała Baśka. Od przystanku miałyśmy do przejścia tą drogą kilometr, podobno dokładnie tysiąc dwieście metrów, ale dla dwóch młodych dziewczyn taki kawałek drogi to pestka. Jak wspomniałam, wieś była malutka, ale za to pięknie położona, nad… jakby to powiedzieć… nad taką małą rzeczką. Wody tam było co najwyżej po kolana. Przepływała może sto metrów od domu Baśki takim zakolem i dalej płynęła prosto obok wsi. Gdy wybierałyśmy się nad rzeczkę, zawsze mówiłyśmy „idziemy na zakole”. Właśnie tam znajdowało się pewne miejsce, niewielkie, akurat dla nas, gdzie trawiasty brzeg schodził dość stromo do rzeki, ale można było tam się położyć i opalać będąc równocześnie niewidocznym z dala. Dookoła rosły krzaki i drzewa, naprzeciwko był praktycznie tylko lasek, więc miejsce dobrze było osłonięte przed wścibskimi oczami. Taka prywatna malutka plaża akurat dla nas dwóch dziewczyn, no jeszcze najwyżej dwie osoby by się zmieściły. Nikt tu nie zaglądał, bo wszyscy, w tym nieliczni letnicy szli na drugi koniec wsi, gdzie była duża w porównaniu z „naszą” plaża z prawdziwym żółtym piaskiem. – Pani Julia przerwała na kilka sekund, wyraźnie zastanawiając się nad dalszym biegiem historii. – Jak mówiłam, po pierwszej klasie zaprosiła mnie i oczywiście moich rodziców też, do siebie. Powiedziała, wyobraźcie sobie, że mogę u niej zostać na całe wakacje! A mnie w to graj, bo u nas się nie przelewało i dotychczas rzadko gdzieś dalej wyjeżdżałam w wakacje. Jednak rodzice odnieśli się sceptycznie do tej propozycji. Uważali, że nie powinni obcych ludzi obciążać kosztami utrzymania mnie i to pomimo że zapewniłam rodziców, iż będę mało jadła. – Pani Julia rozbawiona wspomnieniem rozejrzała się po słuchaczach. – Ostatecznie pojechaliśmy na sobotę i niedzielę. W niedzielę po południu, gdy moi rodzice zdecydowali, że czas wracać, zaczęłam marudzić, aby pozwolili mi dłużej zostać. Poparli mnie rodzice przyjaciółki. Jej mama starała się przekonać moich:
–
Będzie nam miło gościć taką sympatyczną dziewczynkę jak Julia. No i Basia będzie miała towarzystwo. To mała wieś i jak nie ma szkoły, to jest tu prawie sama i trochę się nudzi. – Uśmiechnęła się ciepło do swojej córki i widząc niezdecydowanie mojej mamy, dodała: –
Proszę się nie martwić, zaopiekujemy się państwa córką jak własną.
– Za tydzień moje urodziny, Julka musi być, proszę – żarliwie odezwała się Baśka.
–
No dobrze – zmiękła moja mama –
ale jak ona sama wróci do domu – zaraz się zaniepokoiła.
Aż zaczerwieniłam się ze wstydu, że mama traktuje mnie jak dziecko. Cóż, byłam jedynaczką. Na szczęście tato pośpieszył mi z odsieczą:
–
O, Julia jest już duża, poradzi sobie – napotkawszy jednak zatroskany wzrok mamy, dodał: –
dobrze, przyjadę po nią za tydzień w niedzielę.
– Rano Baśka miała, jako że nie chodziła do szkoły, pewne obowiązki w gospodarstwie, ale przed obiadem jakieś dwie godziny miałyśmy dla siebie. Początkowo nic nie robiłam, jej rodzice nie chcieli angażować mnie do pracy, ale było mi głupio, że inni pracują, nawet jedenastoletni wówczas brat Baśki, Bartłomiej, czyli Bartek, więc też zaczęłam wdrażać się do pracy. Nawet nauczyłam się doić krowy. Ach, nie ma to, jak świeże, jeszcze ciepłe mleko prosto od krówki – rozmarzyła się pani Julia – w mieście takiego nie ma. Na drugi dzień świeciło pięknie Słońce, Baśka przed południem rzuciła hasło „idziemy na zakole”. Poszliśmy we trójkę, ja, Baśka i Bartek, który, jak tylko doszliśmy na miejsce, zaczął taplać się w rzeczce. My zaczęłyśmy się rozbierać do opalania, ale Baśka nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie wymyśliła.
–
Rozbieramy się do naga – rzuciła hasło.
–
No coś ty! – syknęłam zszokowana.
–
Zawsze tak tu się opalam. Zobaczysz, poczujesz się zupełnie wolna – wyjaśniła.
–
Ale ktoś może zobaczyć – powiedziałam, patrząc na przyjaciółkę wielkimi oczami, nie mogąc wyjść z osłupienia.
–
Nikt tu nie przychodzi, mówiłam ci przecież, wszyscy idą na drugi koniec na plażę. To miejsce jest osłonięte ze wszystkich stron. Nie musisz się bać, że ktoś zobaczy. Możesz śmiało się rozebrać. Zresztą jak mówiłam: ja zawsze tak tu się opalam.
– Ale Bartek… – Zamachałam rękami w kierunku bawiącego się w wodzie chłopaka, patrząc z popłochem w oczach na stojącą przede mną już kompletnie nagą przyjaciółkę.
–
W tym wieku chłopcy jeszcze nie interesują się dziewczynami – prychnęła przyjaciółka.
–
Ale jak będzie mi się gapił... – zgłosiłam swoją wątpliwość.
–
Nie będzie. Znam swojego brata. Zresztą wie, jak wygląda naga dziewczyna.
– Skąd? – zapytałam niezbyt przytomnie. Mogłam łatwo sama sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale byłam tak skołowana sytuacją, że nie pomyślałam.
–
Widuje mnie często nagą – dla odmiany przyjaciółka się zdziwiła.
–
Nie wstydzisz się?
– Czemu? Przecież to mój brat. – Zaraz szybko dodała rozweselona: –
Czego się boisz? Masz to samo co ja, nie będzie się gapił.
– Miałam jeszcze jakieś wątpliwości, ale w tym momencie odezwał się Bartek:
–
Na co czekacie? Właźcie do wody, jest całkiem fajnie.
– Widzisz? – rzuciła przyjaciółka. Widząc jednak moje niezdecydowanie, po chwili powiedziała: –
Jak nie chcesz, nie musisz, ale pomyśl: opalisz się bez białych miejsc.
– Z jednej strony było mi trochę głupio, że tak stoję ubrana naprzeciwko całkiem rozebranej przyjaciółki, z drugiej strony wstydziłam się rozebrać do naga. Nigdy jeszcze nie rozbierałam się przed drugą dziewczyną, o chłopaku nie wspominając. Jednak to, że będę idealnie opalona, chyba przeważyło. Przemogłam wstyd i przewracając oczami, zdjęłam kostium kąpielowy, który najwyraźniej niepotrzebnie założyłam przed wyjściem.
–
Chodź – zawołała przyjaciółka, łapiąc mnie za rękę i po chwili obie nagie z piskiem wpadłyśmy do wody, chlapiąc naokoło.
Bartek na to odpowiedział fontanną kropel w moją stronę, a my chichocząc, nie pozostawałyśmy mu dłużne. Zabawa była wyśmienita, chociaż może trochę niesprawiedliwie, dwie dziewczyny na jednego chłopaka, dlatego w pewnym momencie zmieniłam front i razem z Bartkiem zaczęłam ochlapywać Baśkę. Ta tylko ze śmiechem zawołała do mnie „ty zdrajczynio, na mnie razem z chłopakiem?!”.
Niby w sumie nic takiego, ale Baśka miała rację. Bartek nie przyglądał się mojej nagości, przynajmniej nie bardziej niż siostrze, i rzeczywiście nieskrępowana niczym, nawet skąpym ubraniem, poczułam się wolna niczym szybujące gdzieś wysoko na błękitnym niebie ptaki. Zaraz po zabawie Bartek gdzieś sobie poszedł, a my oddałyśmy swoje ciała promieniom słonecznym. Przyznam się, aż sama się zdziwiłam, jak łatwo przyzwyczaiłam się do nowej sytuacji. Naprawdę bardzo szybko opuścił mnie wstyd z powodu nagości. Nawet w obecności brata Baśki traktowałam jak coś zupełnie naturalnego, w ogóle nad tym się nie zastanawiając. A i Bartek traktował mnie praktycznie jak drugą siostrę. Mnie z kolei, jedynaczce, też to odpowiadało.
Leżałyśmy tak mile łaskotane promieniami Słońca, gdy uświadomiłam sobie, że żadna z nas nie ma zegarka.
–
Skąd będziemy wiedziały, kiedy wrócić na obiad? – zapytałam.
–
Zrobimy się głodne – prychnęła śmiechem Baśka, po paru sekundach dodając: –
Bartek po nas przyjdzie.
Taki brat to skarb, pomyślałam wówczas, ponownie oddając się lenistwu. Rzeczywiście po jakimś czasie ponownie zjawił się Bartek.
–
Ubierać się dziewczyny – zawołał –
czas na obiad.
– Zawsze, gdy wołał nas na obiad, my leniwie wstawałyśmy, równie leniwie się ubierałyśmy i szłyśmy za chłopakiem do domu. Czasami, gdy już było późno, wołał „Baśka, Julka, ruszać się szybko, obiad stygnie” lub coś takiego. Wtedy przyspieszałyśmy ruchy, szybko się ubierałyśmy i szłyśmy za nim do domu. Później, jak był starszy, potrafił nawet rzucić: „Ubierać się dziewczyny, dość opalania cipek”, a my bez słowa sprzeciwu wykonywałyśmy polecenie. Wówczas o tym nie myślałam, ale z perspektywy czasu zastanawiam się, jak to się stało, że obie tak podporządkowałyśmy się młodszemu chłopakowi. Może z biegiem czasu stało się to po prostu takim rytuałem.
Po obiedzie Baśka poinformowała mnie:
–
Zaprosiłam bliźniaków, niedługo przyjdą, musisz ich poznać. Będą na moich urodzinach. To jedyne chłopaki do rzeczy w okolicy.
– Miała rację. Jak ich zobaczyłam, aż nogi pode mną się ugięły. Podobna reakcja już mi się zdarzała na widok chłopaka, który mi się podobał, ale teraz poczułam po raz pierwszy jeszcze coś, niezwykle przyjemne łaskotki w podbrzuszu. Wysocy, umięśnieni, te bicepsy, ach, po prostu stuprocentowi mężczyźni. Prawie jak dwóch identycznych Arnoldów Schwarzeneggerów, tylko o niebo przystojniejszych i młodszych od oryginału. A od nas o dwa lata starszych, czyli akurat dla mnie. Teoretycznie to nawet o trzy, bo mieli po osiemnaście lat, a ja szesnaście dopiero trzydziestego września. Nawiasem mówiąc, urodziny Baśki wypadają siódmego sierpnia. Gdy wyszli, zapytałam przyjaciółki:
–
Jak ty ich rozróżniasz?! Są identyczni!
– Nie martw się, niedługo i ty zaczniesz ich rozróżniać.
– Niesamowici – westchnęłam rozmarzona, nadal będąc pod silnym wrażeniem chłopaków.
–
No, mówiłam. Nie wiem tylko jeszcze, który bardziej mi się podoba. Jak się zdecyduję, to tego drugiego będziesz mogła sobie wziąć – wspaniałomyślnie zaproponowała Baśka, po paru sekundach dodając, chichocząc przy tym: –
No, chyba że któryś pierwszy cię weźmie.
– No wiesz?! – mruknęłam zawstydzona jej uwagą, a Baśka tylko chichotała.
Czas szybko leciał, w sobotę były urodziny Baśki. Zatańczyłam wolny taniec najpierw z jednym, a potem z drugim bliźniakiem. Obojętnie z którym, gdy tylko mnie przytulił do siebie, to zaczynało mi brakować tchu, a po chwili czułam, jak robi mi się wilgotno między nogami, ha, ha – zaśmiała się z nutą zawstydzenia pani Julia. – Teraz lepiej rozumiałam, dlaczego przyjaciółka nie mogła się zdecydować, którego wybrać. Musiałam się też bardzo pilnować. Gdybym została sam na sam z którymś, to wiedziałam, że nie miałabym żadnych szans. Z pewnością zostałabym wymłócona, zanim bym się obejrzała – ponownie zaśmiała się pani Julia. – No co tak patrzycie? Miałam piętnaście lat, naprawdę bałam się, że gdyby zaczął mnie tak dotykać i całować to bym nie dała rady się opanować.
Następnego dnia przyjechał po mnie tata, a ja cała w skowronkach nie chciałam wracać. „Tato, jeszcze tydzień”, pojękiwałam. „Tu jest tak ładnie i są takie fajne kurki”, spojrzałam tęsknie na przechadzające się po podwórku zupełnie nieświadome swoje ważności kury. Tato jednak nie uwierzył w to, co mówiłam i zapytał wprost:
–
A może jest tu jakiś chłopak, który ci się spodobał i dlatego chcesz dłużej zostać? Co córeczko?
– Nie tato, tylko tu naprawdę jest fajnie – trochę skłamałam, ale nie mogłam przecież powiedzieć tacie o naszym nagim opalaniu się na zakolu, a o bliźniakach się wstydziłam.
–
Bo widzisz córeczko – tato jakby nie zauważył moich wyjaśnień –
jeśli chodzi o chłopaka, to bądź ostrożna. Chłopak może cię namawiać, abyś mu się oddała, ale pamiętaj: seks to piękna rzecz, ale tylko, gdy tego pragniesz, gdy kochasz i czujesz, że jesteś pewna, że chcesz oddać mężczyźnie swoje ciało. Inaczej nie decyduj się na to. Jeszcze jedno. Ciąża zmieni całe twoje życie, gdyby się zdarzyła, a w tak młodym wieku nie jesteś jeszcze gotowa na takie zmiany więc bądź ostrożna.
– Ależ tato nie o to chodzi! – jęknęłam ze wstydem w głosie, rumieniąc się.
Byłam skonfundowana takim wykładem, ale zapadł mi on głęboko w pamięci, chociaż, przyznaję, nie za bardzo się do niego w dalszym życiu stosowałam.
–
Gdyby nie miłość, nie mielibyśmy takiej wspaniałej i pięknej córki – dodał, obejmując mnie za ramię i przytulając.
Ponownie tato zawstydził mnie, tym razem takimi pochlebstwami. Już chciałam zaprotestować, że aż taka wspaniała i piękna to pewnie nie jestem, ale tato nie dał mi dojść do głosu.
–
Dobrze, zostań jeszcze tydzień.
– A mama? – zapytałam.
–
Mamę zostaw mnie – uśmiechnął się tato, dając mi ojcowskiego buziaka.
Byłam niesamowicie szczęśliwa z tego powodu, ale też nieco skołowana odkryciem, że tato jednak wprost nie zabronił mi uprawiania seksu.
I tak lata mijały, a ja co najmniej połowę wakacji spędzałam na wsi u koleżanki. Jak była brzydka pogoda, gotowałyśmy z Baśką obiad dla całej rodziny. A tak, nauczyłam się gotować! Na początku tylko przyglądałam się, jak robi to Baśka, wykonując zaledwie najprostsze rzeczy, bo z trudem odróżniałam kalarepę od kartofla, ha, ha. Jednak z czasem się wdrożyłam. Jak miałam siedemnaście lat, postanowiłam się pochwalić i zrobiłam samodzielnie obiad dla rodziców. Mama początkowo nie dowierzała, że dam radę, ale gdy spróbowała, była, tak samo, jak tata zaskoczona, że tak smacznie potrafię gotować.
Dwa lata później... opowiem wam śmieszną przygodę. Otóż dwa lata później wybrałyśmy się na zakole, pomimo że zanosiło się na deszcz. Słońce jednak jako tako świeciło, więc zaryzykowałyśmy. Jednak przyszła taka czarna chmura. Zanim jeszcze się ubrałyśmy, spadły pierwsze krople deszczu. Pędem ruszyłyśmy do domu, ale dopadła nas ulewa, nawet chyba większa, niż ta teraz za oknem. Po prostu oberwanie chmury. Bartek chyba widział, jak biegniemy przez ulewę i gdy tylko dotarliśmy do domu, otworzył nam drzwi.
–
Szybko do łazienki – zakomenderował.
Nie zatrzymując się, zrobiłyśmy, co mówił. Zresztą nie mogłyśmy biec do swoich pokoi, bo byłyśmy kompletnie przemoczone. Po prostu ciekło z nas i byśmy naniosły wody do mieszkania. Bartek zaraz przyszedł do nas stojących i kapiących jak dwie sierotki.
–
Wyglądacie jak dwie zmokłe kury – prychnął śmiechem. Rzeczywiście, musiałyśmy wyglądać jak dwie bidulki. –
Tato jest w domu i gada o czymś z sołtysem – poinformował.
Akurat teraz! Jak pech to pech. Gdyby nikogo nie było prócz Bartka, rozebrałybyśmy się i pobiegłybyśmy do pokoi. W takiej sytuacji to było wykluczone.
–
Przyniosę wam suche ciuchy, a wy wskakujcie pod prysznic – zakomenderował ponownie Bartek. –
Julka, co ci przynieść?
– Wstydziłam się, żeby chłopak grzebał w mojej bieliźnie, więc powiedziałam, aby przyniósł tylko spódnicę i bluzkę. Wystarczy, abym dostała się do pokoju i już tam ubrała, jak trzeba. Włosy i tak musiałam umyć. Jak mi wysychają po deszczu, to wyglądają później, jakby piorun strzelił w miotłę.
Zrzuciłyśmy szybko ciuchy, a byłyśmy przemoczone do suchej nitki, nawet majtki miałyśmy mokre, i wskoczyłyśmy pod prysznic. Wkrótce Bartek wrócił z suchymi ciuchami. Siostry nawet nie pytał co przynieść, sam wiedział.
–
Julka – zawołał mnie, zaglądając za zasłonę prysznicową.
Stałam tyłem, więc odwróciłam się zaraz w kierunku chłopaka.
–
Co? – zapytałam.
–
Nic nie mówiłaś, ale na wszelki wypadek przyniosłem ci też biustonosz i majtki – odpowiedział, jakby robił to codziennie.
–
Dzięki – pisnęłam, trochę się rumieniąc.
Ciekawe — nie wstydziłam się swojej nagości wobec tego chłopaka, przyzwyczaiłam się, nawet nie zwracałam uwagi na to, ale osobista bielizna to było co innego, zawstydziło mnie, że chłopak…
– Kto by tam zrozumiał dziewczyny! – wtrąciła się ze śmiechem pani Ala, machając ręką.
– Prawda! – zachichotała Lenka.
Po krótkiej chwili rozbawienia pani Julia kontynuowała:
– Gdy wyszłyśmy z wanny, zużywając chyba całą ciepłą wodę, cała struchlałam. Zniknęły nasze mokre ubrania. Wiedziałam, co się stało, ale kompletnie o tym nie pamiętałam, myjąc się. Już pierwszego roku u przyjaciółki okazało się, że to Bartek zajmuje się praniem ciuchów siostry. To, że chłopak zajmuje się praniem, jeszcze mieściło mi się w głowie, ale to, że pierze siostrze majtki, już nie. „Nie mam głowy do prania”, skwitowała wówczas przyjaciółka moje osłupienie. Mnie byłoby wstyd, dlatego zwykle pranie robiłam w swoim domu, jak wpadałam na chwilę, a jeśli już u przyjaciółki, to osobiście. Teraz było za późno. Moja najintymniejsza bielizna wpadła w łapy Bartka.
–
Nie przejmuj się, przecież wiesz, że Bartek umie prać – odezwała się beztrosko Baśka, widząc moją nietęgą minę. –
Dobrze mieć w domu taką automatyczną pralkę – zaśmiała się.
Dzięki temu mogłyśmy zająć się czymś ciekawszym niż pranie. Pomyślałam, że to nawet praktyczne. Od tego czasu, jeżeli była potrzeba, Bartek prał również moją bieliznę.
I tak… mijały kolejne wakacje, a Baśka nadal nie mogła zdecydować się, który bliźniak bardziej się jej podoba. Czasami w ich towarzystwie chodziłyśmy na zabawę do tej dużej wsi po przeciwnej stronie szosy. Sama nigdy bym się nie odważyła. Bałabym się, że któryś miejscowy osiłek mógłby mnie złapać i wymłócić, zanim bym się obejrzała. Bliźniakom jednak nikt by nie odważył się podskoczyć, więc w ich towarzystwie czułyśmy się bezpiecznie.
Kolejny szalony pomysł Baśki miał miejsce pod koniec trzeciej klasy liceum. Miałyśmy prawie osiemnaście lat i niespodziewanie przyjaciółka zapytała mnie, czy czasem nie wiem, dlaczego jeszcze jesteśmy dziewicami. Nie wiedziałam, więc zasugerowała, że dobrze byłoby to już zrobić. W ogóle fajnie byłoby, gdybyśmy to zrobiły razem. – Pani Julia zamachała ręką, śmiejąc się do siebie z niefortunnego sformułowania.
– Hi, hi – zaśmiała się Lenka, korzystając, że pani Julia na moment zamilkła. – Na studiach jest taka dziewczyna, która próbowała mnie poderwać, hi, hi, że niby strasznie się jej podobam, hi, hi.
– Tak? I co? – zainteresowałem się.
– Mnie dziewczyny nie kręcą – burknęła Lenka.
– To znaczy nie ze sobą tylko w tym samym dniu, równocześnie – poprawiła się pani Julia. – Przyjaciółka zaraz z tą swoją charakterystyczną pewnością siebie argumentowała:
–
Powiedz sama, to niesprawiedliwe, że zawsze chłopak zalicza dziewczynę. My zaliczymy swoich chłopaków.
– Mnie do tej pory tak jakoś specjalnie do seksu nie ciągnęło, ale trudno było się oprzeć argumentacji przyjaciółki – zaśmiała się pani Julia. – Nie powiem, żebym czasami o tym nie myślała, ale to było gdzieś na dalszym planie, no, chyba że akurat otarł się o mnie któryś z bliźniaków, ha, ha. Przyjaciółka nie wspomniała o tym przypadkowo w tym czasie. Szykowała się, już nie pamiętam z jakiej okazji, majówka w pobliskim lasku, pełniącym funkcję rekreacyjną dla miasta, można powiedzieć. To była taka majówka klasowa, ale można było zaprosić swojego chłopaka, dziewczynę. W pewnym momencie dałyśmy sobie znak i ja poszłam ze swoim w jedne krzaki, a Baśka ze swoim w drugie. Obie prawie równocześnie straciłyśmy cnotę. Miałyśmy co potem sobie opowiadać. Trochę zazdrościłam Baśce, bo miała nieco lepszy seks. Mój chłopak był bardzo niecierpliwy. Mimo wszystko byłam zadowolona, bo też byłam niecierpliwa, ha, ha. I te emocje, które mną targały. Zaraz jak całą grupą doszliśmy do lasu, byłam tak podekscytowana, że ledwo mogłam skupić się na tym, co się działo. Jak Baśka dała znak, serce tak mi załomotało, czy to z wrażenia, czy ze strachu, aż przez moment nie mogłam złapać tchu. Stanęliśmy z moim chłopakiem z dala od wścibskich oczu. Oparłam się plecami o drzewo, a chłopak zaraz wdarł się językiem do moich ust, a rękami zaczął miętosić piersi. To ja ściągnęłam bluzkę z obawy, aby się nie pogniotła. Chłopak wybałuszył się na moje piersi, to ja, już ledwo przytomna z wrażenia, rozpięłam biustonosz i zdjęłam. Chłopak aż jęknął na ten widok, a ja dostrzegłam, jak robi mu się spore wybrzuszenie w spodniach. Trochę byłam przestraszona, bo nie wiedziałam, jak powinnam się zachować, co robić. Czułam się niepewnie i postępowałam, jak podpowiadał mi instynkt. – Na twarzach wszystkich słuchaczy pojawił się szeroki uśmiech. Lenka nawet nachyliła się bliżej w kierunku opowiadającej, która z nie mniejszym uśmiechem kontynuowała: – Chyba jednak podpowiadał mi dobrze. Na ten widok zabrałam się za rozpinanie spodni chłopaka. Miałam z tym trochę problemów, zwłaszcza z paskiem, pierwszy raz rozbierałam chłopaka, ale po krótkiej szamotaninie udało mi się. Zsunęłam mu spodnie, a że mu członek stał, to jego majtki wyglądały jak namiot co najmniej dwuosobowy, że tak to ujmę, ha, ha. Nie opanowałam się, pokusa była większa, i złapałam ręką za jego członka, obejmując tak dłonią. Mimo że zrobiłam to przez majtki, to aż jęknęłam, bo w tej samej chwili przez moje ciało przemaszerowało stado mrówek i zaraz poczułam w podbrzuszu przyjemnie narastający, ciepły i wilgotny zarazem ucisk. Nieco przestraszona tym, co ze mną zaczęło się dziać, puściłam jego członka. Chłopak wykorzystał tę moją chwilę dezorientacji i przywarł ustami do piersi. Znowu cicho jęknęłam. Nie muszę mówić dlaczego – pani Julia porozumiewawczo spojrzała na przysłuchuјące się opowieści towarzystwo. – Jedną ręką złapał mnie za ramię, przyciskając do drzewa, a drugą bezceremonialnie włożył mi między nogi, aż pisnęłam. Nie zamierzałam mu w tym przeszkadzać, tylko trochę mnie zaskoczył. Nie trwało to niestety długo. Liczyłam na dłuższe takie pieszczoty. Bardzo to było przyjemne, zwłaszcza to dotykanie językiem piersi. Jednak chłopak dość szybko przerwał, co było dla mnie trochę rozczarowujące, ale jak mówiłam, był strasznie napalony. Za to zabrał się za rozpinanie mi dżinsów, a ja cicho chichocząc, zabrałam się za rozpinanie i zdejmowanie mu koszuli. Wkrótce oboje zostaliśmy tylko w majtkach. Ja specjalnie na tę okazję założyłam zielone, aby pasowały do otoczenia. Nie śmiejcie się. Naprawdę. Chłopak raczej nie docenił moich starań. Nie dziwię mu się. Z pewnością o wiele bardziej interesowało go to, co miałam pod nimi. Zaraz potem przewrócił mnie na plecy, kładąc na ziemi i czyniąc ze mnie w ten sposób kobietę upadłą, ha, ha. Prawie zerwał mi majtki, zdjął swoje, a reszty się domyślacie... – Tym razem pani Julia przerwała, aby sięgnąć po szklankę z wodą. – Tylko w trakcie – kontynuowała – nagle wyobraziłam sobie, że zza tych krzaków ktoś obcy nas podgląda. Widzi mnie nagą, leżącą pod chłopakiem. Ta myśl bardzo mi się spodobała, była taka podniecająca, jeszcze bardziej podkręciła moje zmysły. Oczywiście nikt nas nie podglądał.
Może byłam tak nabuzowana, ale nie zabolało, kiedy chłopak wszedł we mnie. Poczułam tylko lekkie ukłucie w momencie defloracji, co przyjęłam z ulgą, bo spodziewałam się, że będzie gorzej.
Po wszystkim chwilkę odpoczywaliśmy, siedząc oparci o to drzewo, trzymając się za ręce, ale nie mogliśmy tak długo. Trzeba było wracać, zanim ktoś z opiekunów zorientowałby się, że zniknęliśmy. Założyłam stanik, ale zaraz poprosiłam chłopaka, aby się odwrócił i nie patrzył, jak się ubieram. Był tym bardzo zdziwiony, ale tak zrobił. To przecież był mój pierwszy raz i musiałam na wszelki wypadek założyć podpaskę. Nie mogłam tego zrobić, jak się gapił, a wstydziłam się wyjaśnić, dlaczego nie może patrzeć.
Byłam bardzo zadowolona z tego, co się stało i to pomimo że nie miałam orgazmu, no może taki malutki pod koniec, ale nic dziwnego, to był przecież mój pierwszy raz. Mimo to byłam jeszcze długo strasznie nabuzowana, czułam, jak rozpiera mnie szczęście i pozytywna energia. Ach ten pierwszy raz… czasami nieudolny, ale wspominany z sentymentem, bo wtedy budzą się w młodej dziewczynie nieznane do tej pory uczucia i pojawiają się nowe doznania. Przyznam się, że od tego momentu seks przesunął się mocno w górę na liście moich priorytetów, ha, ha.
Jeśli chcecie, opowiem wam, co działo się następnego lata u przyjaciółki, a działo się, oj działo...
– Ależ nie ma pośpiechu. Chętnie posłuchamy, jak sądzę – odezwał się pan Marcjan.
– Oczywiście – poparłem, a akceptujące mruknięcia kilku pań, nie pozostawiały wątpliwości.
– Dobrze – odrzekła pani Julia – tylko zaraz, bo muszę na siku – uśmiechnęła się przepraszająco.
Podniosła się z fotela, kierując się w stronę wyjścia z zakątka, ale zanim go opuściła, jeszcze dorzuciła ze zniecierpliwieniem w głosie:
– Czy ten deszcz zamierza nas potopić?
Gdy wróciła, zapytała ponownie:
– Mam kontynuować?
Proszę, proszę bardzo, odezwało się kilka głosów.
– Na czym to ja skończyłam... – zastanowiła się pani Julia – Ach tak… To było w wakacje po zdanych maturach. Miałyśmy po dziewiętnaście lat i jak zwykle spędzałam wolne u przyjaciółki. To było na początku mojego pobytu. Opalałyśmy się oczywiście nago na zakolu i Baśka właśnie wpadła na swój kolejny szalony pomysł.
–
Może zaprosimy do nas bliźniaków? – zaproponowała.
–
Wtedy nie będziemy mogły opalać się nago – zauważyłam.
–
Czemu? – zdziwiła się Baśka. –
Myślisz, że chłopaki nie wiedzą, co dziewczyna ma tu i tam? – powiedziała to, tak jakoś lubieżnie wyginając ciało.
–
Pewnie wiedzą – mruknęłam.
–
To... czemu nie chcesz?
– Będę się wstydziła – jęknęłam.
–
Czego? Jesteśmy całkiem do rzeczy dziewczynami, ładne, zgrabne. Czego tam się wstydzić?
– A jak zaczną się do nas dobierać – zgłosiłam kolejną wątpliwość.
–
Jula, no co ty? Przecież to normalne chłopaki, a nie jacyś gwałciciele. Znasz przecież ich. Jeżeli nie będziesz chciała, to nic ci nie zrobią.
I właśnie tego obawiałam się, że mogłabym chcieć…
–
To co? Muszą pracować, ale dla nas zawsze trochę czasu znajdą – zachichotała.
Nie mogąc doczekać się mojej odpowiedzi, kontynuowała przekonywanie:
–
Zaliczyłyśmy matury, to teraz możemy zaliczyć bliźniaków – prychnęła śmiechem. –
Nie sądzisz, że za zdane matury należy nam się nagroda… trochę przyjemności?
– A jak ktoś nas zobaczy?
– Przecież wiesz, że nikt tu nie przychodzi, a poza tym jesteśmy już dorosłe, zapomniałaś? Możemy robić takie rzeczy.
– Jejciu, co cię tak wzięło na świntuszenie – burknęłam.
–
Zdecydowałam się, który bliźniak bardziej mi się podoba!
Aż mnie zatkało od tej nowiny. Po czterech latach, ale się zdecydowała... Ostatecznie pozostałam sceptyczna wobec jej pomysłu, ale też zdecydowanie nie powiedziałam nie.
Następne trzy dni nie nadawały się do niczego. Chmury, deszcz prawie cały czas siąpił, a momentami nawet dość mocno padał. Z nudów zamieniłyśmy się z Baśką w kury domowe. Robiłyśmy wszystkim śniadania, obiady, kolacje. Sprzątnęłyśmy mieszkanie. Nawet odkurzyłam i starłam wszystkie kurze w pokoju Bartka, chociaż Baśka odradzała mi to, mówiąc, że Bartek powinien sam to zrobić. Ja jednak wolałam wszystko, tylko nie nudy. Z nudów imałam się dosłownie wszystkiego. Raz Bartek wpadł do domu i zawołał:
–
Strasznie zgłodniałem. Julka, zrób mi kanapkę.
– Ło, sam możesz sobie zrobić – fuknęła siostra.
–
Jak Julka robi, są smaczniejsze – ripostował.
–
Zaraz zrobię. – Poderwałam się i pobiegłam do kuchni.
Szybko uwinęłam się i przyniosłam na talerzu kanapkę, podstawiając Bartkowi pod nos.
–
Fiu – zagwizdała Baśka –
obsługa jak w luksusowej restauracji. To może i mnie zrobisz?
–
Jesteś dziewczyną, sama możesz sobie zrobić – odpowiedziałam.
–
Dlaczego dziewczyny zawsze mają pod górkę – jęknęła Baśka.
To były jednak tylko takie żarty z nudów.
Jak już nie dało się wysiedzieć, założyłyśmy stroje kąpielowe i z piskiem wybiegłyśmy na deszcz, skacząc. Było całkiem przyjemnie, tylko mokro, ha, ha.
W końcu deszcz przestał padać i wróciło słoneczko. Jednak ziemia była jeszcze mokra, więc dopiero następnego dnia wybrałyśmy się na zakole.
Leżymy sobie, opalając najbardziej skryte części ciała, gdy kątem oka zobaczyłam jakiś ruch. Ktoś przyszedł na naszą plażę. Początkowo myślałam, że to Bartek, ale jak zobaczyłam kto, cała zamarłam. Tylko gwałtownym ruchem rąk zasłoniłam te części ciała, które w oczywisty sposób odróżniały mnie od chłopaka. – Tu pani Julia wywołała kolejny uśmiech na twarzach słuchaczy. – Na górze stali bliźniacy! Widząc moją reakcję, Baśka spojrzała w tym samym kierunku.
–
A to wy chłopaki – odezwała się –
co tak stoicie? Rozbierajcie się i kładźcie. Miejsca starczy dla wszystkich.
Patrzyłam przestraszona z rozdziawioną buzią na przyjaciółkę. Ta jednak wcale nie zamierzała się zasłaniać, wręcz przeciwnie, jakby starała się dyskretnie wyeksponować swoje kobiece walory. Chłopaki zaczęli się rozbierać, a mnie, jak minął pierwszy szok, zrobiło się głupio, że tak kurczowo się zasłaniam. Przełknęłam ślinę, przemogłam się i powoli przestałam zasłaniać, tym samym również eksponując swoje kobiece walory. Zresztą nie miałam wyjścia, musiałyśmy się trochę przesunąć, aby chłopaki zmieścili się między nami. Zanim jednak położyli się, obaj równocześnie rzucili hasło „kąpiemy się”, po czym jeden z nich złapał Baśkę, podnosząc, i wszyscy pobiegli do rzeki. Mnie nikt nie złapał, ale nie chcąc być gorsza, też poczłapałam do wody. Początkowo byłam spięta, nie wiedziałam, co się stanie. Trochę obawiałam się, że gdybym straciła na moment czujność, to któryś z nich mógłby zajść mnie od tyłu i zanim bym się obejrzała, wymłócić. Wkrótce jednak zapomniałam o czujności. Zabawa, śmiech, wzajemne ochlapywanie się, pochłonęły mnie. Nigdy bym nie przypuszczała, aż byłam zdziwiona, że dwie nagie dziewczyny i dwóch nagich chłopaków mogą się pluskać i bawić nie myśląc w ogóle o seksie. Odprężająca zabawa w czystej postaci!
Wyszliśmy z wody całkowicie mokrzy i zaraz klapnęliśmy obok siebie. Chłopaki w środku. Czułam się tak przyjemnie, tak lekko, całkowicie zrelaksowana, że zaraz zamknęłam oczy i zaczęłam schnąć. Po paru minutach, jak mi się zdaje, usłyszałam jakieś ciche, dziwne odgłosy. Ni to westchnienia, ni to sapnięcia. Otworzyłam oczy, ale moja połowa bliźniaków leżała na boku, tyłem do mnie więc musiałam trochę się unieść, aby coś zobaczyć i aż zdębiałam! Baśka leżała na plecach z rozwalonymi nogami a na niej ten, na którego zdecydowała się po czterech latach. Członek chłopaka przesuwał się miarowo w tę i we w tę w pochwie przyjaciółki. I tak było gorąco, ale mnie zrobiło się jeszcze bardziej. W dodatku poczułam, że między nogami robi mi się wodospad, ha, ha. Zupełnie zafascynował mnie ten widok, nie mogłam oderwać oczu od tego spektaklu. Sama byłam uczestniczką takiego wydarzenia, ale nigdy jeszcze nie miałam okazji obserwować tego z zewnątrz.
W minutę tak się podnieciłam, że nie zdołałam się opanować. Najpierw położyłam rękę na biodrze tego „mojego” chłopaka i zaraz zjechałam w dół, łapiąc go najpierw za jądra, by po chwili przesunąć dłoń po jego prawie jak stal twardym członku. W tym momencie ciche „ach” westchnienia wyrwało mi się, bo tak jak wtedy, gdy pierwszy raz złapałam chłopaka za członka, poczułam ciarki, które na chwilę wprawiły w drżenie całe moje ciało. Wtedy chłopak odwrócił się do mnie, a ja odruchowo przewróciłam się na plecy, zachęcająco rozchylając uda. Nie za bardzo, żebym nie wyszła na dziwkę, ha, ha, ale wystarczająco, by chłopak zorientował się, czego od niego oczekuję. Zaczął mnie całować, wsuwając język w usta, a dłonią omiatał mi piersi. Po chwili zaczęłam już wić się z rozkoszy. Wtedy przeniósł się z ustami na moje piersi, a rękę zaraz wsunął mi między nogi. Aż jęknęłam na głos, tak byłam już rozpalona, a dochodzące do mnie jęki, choć ciche, od strony Baśki jeszcze bardziej dolewały oliwy do ognia. Chłopak cały czas zabawiał się moim ciałem, a ja już nie wyrabiałam z podniecenia. Gotowa byłam prosić go, by wreszcie wszedł we mnie, gdyby nadal zwlekał. W końcu ułożył się na mnie między moimi tak samo, jak Baśki rozwalonymi nogami, chociaż teraz ta świntucha założyła nogi na plecy swojego chłopaka. Obie niemal równocześnie głośniej jęknęłyśmy. Ja, bo poczułam, jak chłopak mnie wypełnia swoim członkiem, a Baśka, szczytując. W pewnym momencie łypnęłam w kierunku Baśki, bo zapadła cisza z jej strony i zaraz zorientowałam się, że teraz ona ze swoim gachem obserwują, jak mój robi mi dobrze. I tak już ledwo zipałam z podniecenia, a tu jeszcze świadomość, że jestem obserwowana podczas tak intymnych działań, podkręciła moje podniecenie na jeszcze wyższy poziom. Już nie dałam rady być cicho i zaczęłam na głos pojękiwać, aż silny orgazm dosłownie rozłożył mnie na łopatki. Dyszałam tylko i nie miałam siły się ruszyć, gdy chłopak skończył. Za to było mi cudownie błogo jeszcze przez długi czas. Niestety chłopaki wkrótce opuścili nas. Wyrwali się tylko na chwilę z pracy w gospodarstwie.
Bliźniaki nie mogli odwiedzać nas codziennie; gdy tylko się pojawiali, zaczynało się szaleństwo. Często we czwórkę przechodziliśmy na drugą stronę rzeczki i spacerowaliśmy po lasku. Bardzo przyjemnie mi się rozmawiało z moją połówką bliźniaków, którą to tak wspaniałomyślnie odstąpiła mi przyjaciółka. Czułam, że mogę być przy nim całkowicie sobą, że nie muszę mieć przed nim tajemnic. Czasami jak zboczyliśmy z utartej ścieżki, gdzieś w krzaki, lądowałam na plecach z podwiniętą spódnicą, a wtedy las zaczynały wypełniać nie tylko odgłosy dzikiej przyrody. Szybko obie zorientowałyśmy się, że na takie wypady do lasu, spódniczki są o niebo praktyczniejsze niż spodnie czy nawet krótkie spodenki. Raz jeden, gdy jeszcze się ubierałyśmy, a chłopaki czekali na nas w rzeczce, aby pójść do lasu, widząc, jak przyjaciółka męczy się z zakładaniem majtek, wpadłam na pomysł.
–
Po co zakładasz – szepnęłam do niej –
i tak będziesz musiała zdjąć – cicho zachichotałam.
–
Racja! – Baśka też prychnęła śmiechem, ponownie ściągając majtki z nóg.
–
Co wy tam dziewczyny tak szepczecie, chodźcie już – odezwali się zniecierpliwieni naszym grzebaniem się bliźniacy, pierwszą część wypowiadając razem, jak to im się zdarzało.
–
Nie chcemy wam utrudniać – zawołała Baśka. Obie zaraz zaczęłyśmy chichotać, widząc po minach chłopaków, że nic nie rozumieją.
Od tego momentu na wypady do lasu z chłopakami, nie zakładałyśmy majtek. Za pierwszym takim wypadem byłam tak rozkojarzona, że nie mogłam na niczym się skupić. Podniecała mnie myśl, że chłopak mógłby wsadzić rękę pod spódniczkę i wsunąć palec w dziurkę, bo nic nie broniło dostępu do mojego skarbu, nawet ja sama, ha, ha. Potem się przyzwyczaiłam – uśmiechnęła się znacząco pani Julia. – Czasami udawałam niedostępną. Chłopak mnie łapał, a ja się wyrywałam i uciekałam, do momentu, w którym nieopatrznie stanęłam przy jakimś drzewie, o co w lesie nietrudno, ha, ha. Wtedy chłopak przyciskał mnie do drzewa, obejmując, a ja zaraz się poddawałam. Był przecież silniejszy – mrugnęła okiem pani Julia – a z powodu drzewa za mną nie mogłam już uciec. Najpierw całował mnie w usta, z języczkiem a jego dłonie delikatnie zaczynały błądzić po moich piersiach. Bardzo lubiłam taki delikatny masaż, jest tak podniecająco przyjemny – rozmarzyła się pani Julia. – Później zsuwał się w dół po mnie i albo gwałtownie zadzierał spódniczkę, albo powoli odsłaniał moją tajemnicę. Jakiś czas patrzył na to, co odkrył, zerkając przy tym na mnie. Ja w tym czasie patrzyłam na niego z góry, lubieżnie się uśmiechając, czasami przestępując z nogi na nogę, aby zasugerować chłopakowi, że już nie mogę się doczekać. Wtedy zatapiał usta i język w moim skarbie, a wówczas przez moje ciało przechodził nieodmiennie dreszcz podniecenia zawsze zakończony wyrywającym się z ust jękiem akceptacji dla poczynań chłopaka. Czasami to ja klękałam przed chłopakiem, szybko rozpinałam i ściągałam mu spodnie z majtkami. Nabrałam w tym wprawy – uśmiechnęła się pani Julia. – Na widok wyskakującego członka i jąder poniżej zawsze robiło mi się gorąco. Ha, ha, niby nic takiego, a jak potrafi zniewolić dziewczynę – zaśmiała się pani Julia. – Brałam członka do ust i także wówczas las wypełniały dźwięki nie tylko dzikiej przyrody, ale bardziej basowe.
O! – przypomniała sobie pani Julia – raz zrobiłam to w wodzie. Nie uwierzycie, ale przeżyłam wtedy najsilniejszy orgazm w moim życiu. Nie sądziłam nawet, że coś takiego jest możliwe. Weszliśmy do wody, on usiadł na dnie, a ja na nim i zaczęłam go ujeżdżać. Baśka ze swoim siedziała na brzegu i patrzyła, jak się gimnastykuję, ha, ha. Opływająca, ciepła jak na rzekę woda, bardzo przyjemnie, rozluźniająco, łaskotała moje ciało od zewnątrz, a członek chłopaka przyjemnie łaskotał mnie od środka. Zatrzymałam się na moment, aby przeżyć nieodmiennie przyjemny dla mnie wytrysk, po czy wznowiłam akcję. Parę sekund potem poczułam, jak nadchodzi orgazm. Jęknęłam głośniej, ale krótko, bo po chwili nie mogłam już z siebie wydobyć żadnego głosu, tak silne było uderzenie orgazmu. Mocno oparłam się o chłopaka, bo czułam, że zaraz mogę stracić przytomność i się podtopić. Chyba z pół minuty trwało, zanim odzyskałam świadomość, tego, co dzieje się wokół mnie. Po tym wszystkim nie mogłam ustać na nogach. Moja połówka bliźniaków złapała mnie na ręce jak piórko i wyniosła na koc na brzeg. Jeszcze przez dłuższy czas byłam półprzytomna, można powiedzieć, ale niezwykle szczęśliwa i cicha, tuląc się do swojego chłopaka.
–
Ale cię trafiło – skomentowała Baśka, patrząc na mnie, z niedowierzaniem kręcąc głową.
Mimo wyjątkowej przyjemności zrobiłam tak tylko raz. Zawsze bałam się wody. Podchodząc do jeziora czy morza, stając na pomoście, zawsze, od dziecka, odczuwałam niewielki lęk. Im bliżej głębokiej wody, tym większy. Nie mam pojęcia, skąd mi to się wzięło. Tu była mała rzeczka, więc nie bałam się, ale czułam lęk przed utratą przytomności. Mogłabym się wtedy podtopić. Wiedziałam oczywiście, że chłopak by nie dopuścił, aby coś mi się stało, ale lęk był. Poza tym nie miałam pewności czy taki seks jest dla mnie bezpieczny, czy przy okazji czegoś nie złapię.
Może dwadzieścia minut po tym, jak chłopaki zniknęli, zjawił się Bartek jak zwykle ze swoim komentarzem:
–
No dziewczyny, dość wietrzenia cipek, ruszać się, obiad stygnie.
– Wstałyśmy jak zwykle leniwie, ja chyba nawet bardziej niż zwykle. Byłam tak rozmarzona, że nawet nie chciało mi się ubierać. Najchętniej widziałabym, aby ktoś to za mnie zrobił, niestety musiałam sama. Co prawda, gdybym poprosiła Bartka, aby mnie ubrał, pewnie by nie odmówił, ale nie wpadłam wówczas na taki pomysł. Po zebraniu klamotów poszłyśmy, również jak zwykle, za Bartkiem do domu. Gdzieś w połowie drogi jęknęłam:
–
Bartek, wolniej, nie mam siły.
Ten odwracając się, odpowiedział:
–
Nie trzeba było tyle się rucһać.
Spojrzałam z rozdziawioną buzią na przyjaciółkę, ale żadna z nas się nie odezwała. Cóż. Miał rację. Jednak nieco zwolnił.
Wszystko, co dobre kiedyś jednak się kończy. W sobotę, dzień przed moim powrotem, miałyśmy jeszcze iść na zabawę, ale zrezygnowałyśmy, tak byłyśmy wymęczone. Chłopaki mogli zostać dłużej z nami, tym razem po południu. Niekiedy o tej porze też się spotykaliśmy. Ponieważ był to praktycznie ostatni dzień pobytu, puściłam się na całego. Pięć razy bisowałam z moim chłopakiem! Baśka też coś tak, ha, ha. Szczerze mówiąc, chyba wtedy wzajemnie się nakręcałyśmy. Jedna nie chciała być gorsza od drugiej, ha, ha.
Pierwszy raz w lesie. Przycisnął mnie do drzewa i zaczął jak zwykle całować i pieścić. Potem jednak przerwał. Rozebrał się, a zaraz potem ściągnął mi całkowicie spódniczkę i bluzkę, tak że też byłam już całkowicie naga. Stanika nie miałam. W lesie okazał się równie nieprzydatny, jak majtki, ha, ha. Złapał mnie za biodra i podniósł, aż głośno pisnęłam. Objęłam go nogami, a rękami za szyję i tak zawisłam na nim. Początkowo bałam się, że mnie upuści, ale trzymał pewnie. W tej pozycji wszedł we mnie. Pierwszy i jedyny raz tak się kochałam. Nadzwyczajne wrażenia. Tak wisieć i być… wykorzystywaną, ha, ha. Każdej dziewczynie życzę choć raz takiego seksu. Aż w głowie mi się kręciło, gdy ponownie delikatnie postawił mnie na ziemi. Zawsze wydawało mi się, że nie wypada dziękować chłopakowi za takie rzeczy, ale wtedy nachyliłam się do jego ucha i szepnęłam „dziękuję za cudowny seks”.
–
Naprawdę tak ci się podobało – zapytał, jak już się ubraliśmy.
–
Nawet nie wiesz jak bardzo – szczerze odpowiedziałam z ogromnym zadowoleniem w głosie.
Przytulił mnie do siebie i pocałował, a jego ręka powędrowała pod spódniczkę. Domyślacie się, po tym wszystkim nie mogłam odmówić mu tej przyjemności, a sobie w szczególności, ha, ha. Naprawdę byłam mu bardzo wdzięczna za tą niespodziankę i niezwykłe wrażenia.
Drugi raz na naszej plaży, kiedy zaskoczył mnie od tyłu, gdy leżałam na boku i co ja biedna mogłam na to poradzić. Wykorzystał mnie, nie pytając – pani Julia z szerokim uśmiechem rozłożyła dłonie w geście bezradności.
Dwa razy językiem zostałam doprowadzona do szału, raz jeszcze w lesie. A potem ja też się zrewanżowałam, biorąc do ust, a nawet głębiej do buzi, równocześnie bezwstydnie zerkając na Baśkę.
Ostatni raz, gdy już całkowicie zadowolona, że chyba bardziej nie mogłam, leżałam na brzuchu. Chłopak gładził mnie po plecach i tyłeczku a ja tylko pomrukiwałam z rozkoszy. W pewnym momencie wsunął dłoń między uda, próbując wedrzeć się palcami do mojej dziurki. Pisnęłam zaskoczona, no ale jakże mogłabym odmówić… szczególnie sobie kolejnej przyjemności – pani Julia się zaśmiała. – Słuchając moich bezwstydnych jęków, powodowanych przez palce mojego chłopaka buszujące we mnie, Baśka ze swoim nie wytrzymali. Ku mojemu zaskoczeniu stanęła na czworaka, a jej chłopak wziął ją na pieska. Żałowałam, że też tak nie spróbowałam, ale to, co było w lesie, wynagrodziło mi tę stratę. Potem z kwadrans pogadałyśmy jeszcze z chłopakami, zanim opuścili nas. Obu dałam po buziaku na pożegnanie, „swojego” mocno przytuliłam, szepcząc do ucha „dzięki za wszystkie przyjemne chwile”. Nikt jeszcze nigdy nie dał mi tyle przyjemności... I zostałyśmy same. Zrobiło się jakoś pusto i smutno. Nawet Słońce już jakoś nie cieszyło.
–
Dobrze, że jesteśmy dziewczynami – odezwałam się.
–
Czemu? – Baśka odwróciła się, wystawiając teraz tak jak ja tyłek do Słońca.
–
Wystarczy, że zakręcimy tyłeczkami i mamy co chcemy – zachichotałam. –
Chłopaki mają gorzej, muszą się namęczyć, by nas zdobyć.
– Ci nie musieli – trafnie zauważyła przyjaciółka.
–
No nie – potwierdziłam i obie przez dłuższą chwilę się śmiałyśmy. Potem dodałam: –
Szkoda, że już sobie poszli.
– Jak ci mało, to po powrocie możesz jeszcze sobie ulżyć z Bartkiem – ponownie zachichotała.
–
Nie dałabym rady – mruknęłam.
–
Dałabyś – zapewniła mnie.
–
Cipkа mnie boli – jęknęłam.
–
Mnie też, ale co z tego – prychnęła rozbawiona –
to jeszcze przyjemniej – już nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
–
Mów za siebie – mruknęłam z wyrzutem w głosie, obolała na samą myśl, że mogłabym jeszcze...
–
Czemu nie chcesz z moim bratem? Nie podoba ci się? – prowokowała po minucie, gdy już zdołała się uspokoić.
–
Nieee, jest fajny, też chciałabym mieć takiego brata. – Westchnęłam. –
Gdyby był starszy, to kto wie… – uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
Rozmawiałyśmy tak jeszcze jakiś czas, gdy po ciszy, która zapadła w pewnym momencie, Baśka powiedziała:
–
Chodź, popluskamy się jeszcze trochę i wracamy.
Późnym wieczorem, gdy oglądałyśmy jakiś film w telewizji, a emocje z zakola opadły, Baśka szepnęła:
–
Jejku, aż mi wstyd, gdy sobie pomyślę, co my tam wyprawiałyśmy, sama nie wierzę.
Też odczuwałam lekki wstyd, ale do Baśki powiedziałam:
–
Raz w życiu można zaszaleć.
Mówiąc te słowa, wtedy jeszcze nie wiedziałam, obie jeszcze nawet nie przeczuwałyśmy, jak bardzo są prawdziwe. Były to jedyne tak szalone moje wakacje i ostatnie takie beztroskie.
Na drugi dzień po śniadaniu spakowałam się, pożegnałam z gospodarzami, wdzięczna za tak cudowny pobyt i gościnę, po czym w towarzystwie Baśki i Bartka udałam się na przystanek. Bartek oczywiście po rycersku niósł mój bagaż.
Na przystanku byliśmy tylko my. O tej porze w niedzielę mało kto jechał. Do odjazdu miałam jeszcze jakieś piętnaście minut. Staliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Kilka minut przed odjazdem powiedziałam:
–
Pożegnam się z wami teraz, bo potem nie będzie czasu.
Wyściskałam i obcałowałam przyjaciółkę, a potem przytuliłam się do Bartka i daliśmy sobie po buziaku na do widzenia.
–
I, taki pocałunek – zawiedziona odezwała się Baśka –
pocałujcie się, jak należy.
– Jak? – zapytałam i oboje spojrzeliśmy na Baśkę.
–
No, jak należy, w usta – odrzekła.
Spojrzałam, na jak mi się wydało zdezorientowanego Bartka. Nim jednak coś się wydarzyło, siostra dodała rozbawiona:
–
On jeszcze nie całował się z dziewczyną.
Spojrzałam ponownie na Bartka, który wyraźnie się zarumienił.
–
Nie całowałeś się jeszcze? – zapytałam niedowierzająco, czym wywołałam jeszcze większe zmieszanie na twarzy chłopaka. Niewiele myśląc, zbliżyłam się i złożyłam na ustach Bartka namiętny pocałunek. Bez języczka, ale namiętny.
–
Uuu… – znowu odezwała się Baśka –
teraz to co innego. – Po krótkiej przerwie uzupełniając: –
Cały tydzień pewnie teraz będzie o tym gadał.
– Autobus już jedzie – powiedział Bartek, chyba chcąc odwrócić uwagę od siebie.
Rzeczywiście, pojazd widoczny w oddali leniwie zbliżał się do przystanku, tak wolno, iż wydawać by się mogło, że zupełnie nie ma na to ochoty. Ten widok wywołał we mnie takie jakieś nieokreślone uczucie smutku, jakby coś właśnie się kończyło, coś, co więcej już się nie powtórzy.
Obie załapałyśmy się na uniwerek, ale na inne kierunki. Studia chyba spowodowały, że obie spoważniałyśmy, nieco wydoroślałyśmy. Studia, choć bezpłatne, to jednak powodowały „koszty uboczne”. Ponieważ, jak mówiłam, u nas w domu się nie przelewało, to po pierwszym roku zdecydowałam się na pracę w wakacje, aby chociaż częściowo odciążyć rodziców. Tu, jeśli chodzi o pracę, niespodziewanie przydała mi się umiejętność gotowania nabyta przez te kilka lat u przyjaciółki. Oczywiście w wakacje odwiedzałam Baśkę, ale z powodu pracy były to tylko jednodniowe, najwyżej kilkudniowe wypady.
Wiecie co? Ten moment, gdy stoimy we trójkę na przystanku, rozmawiamy, śmiejemy się, wrył mi się tak w pamięć, że gdy o tym pomyślę, to wydaje mi się, jakby było to wczoraj. Pamiętam niemal każde słowo, każdy gest, ciepło przygrzewającego Słońca, już z pewną nutką jesieni. To pożegnanie tam było zarazem takim symbolicznym pożegnaniem dzieciństwa. Ach, żeby tak znowu mieć dziewiętnaście lat... – westchnęła pani Julia.
* * *
– To rzeczywiście miała pani udane wakacje – zaśmiała się pani Ala.
– I pozazdrościć takiej przyjaciółki – z uśmiechem dorzucił pan Marcjan.
– Aż sama sobie dziwię się, że wtedy mogłyśmy być do tego stopnia szalone. Teraz to nie do pomyślenia. Szkoda. – Pani Julia udała zasmuconą.
– Czemu nie do pomyślenia – wtrąciłem.
– A, teraz to mąż, dzieci i już nie jestem tak młoda i ładna...
– A gdzież tam – wtrącił pan Marcjan.
W odpowiedzi pani Julia tylko machnęła ręką z szerokim uśmiechem na twarzy.
– To teraz Lenka nam się nie wywiniesz – zwróciłem się do naszej 22-latki, gdy zapadła cisza.
– Chyba nie… – odpowiedziała niepewnie.
– To słuchamy, słuchamy – odezwała się pani Agnieszka.
Lenka nabrała powietrza i tak zastygła na dłuższą chwilę, aż zaczynałem mieć obawy czy się nie udusi. Na szczęście się odezwała:
– Dobrze, ale musicie mi coś obiecać. – Tu zrobiła pauzę, rozglądając się po towarzystwie z wyraźnym przestrachem w oczach. – Moja mama nie może się o tym, co powiem, dowiedzieć.
– Aż tak źle? – zaśmiała się pani Ala.
– Może nie tak… ale mama mogłaby zmienić o mnie zdanie…
– Wydaje się nam, że znamy swoje dzieci, a tu nagle zdarza się coś i okazuje się, że wcale ich nie znamy – wygłosiła sentencję pani Marysia.
– Może nie zmieniłaby zdania – zaczęła wycofywać się Lenka – ale gdyby dowiedziała się, spaliłabym się ze wstydu.
Jednak jest coś, czego ta dziewczyna się wstydzi, ponownie się zdumiałem, ale głośno powiedziałem:
– Myślę, że możemy obiecać, iż cokolwiek zostało lub zostanie powiedziane, nie wyjdzie poza ten stolik.
Lenka brak sprzeciwu przyjęła za zgodę i zaczęła ciągnąć swoją historię.