Ciąg dalszy tego wątku, tym razem dość luźno powiązany:
Część piąta: Iwona part 4.
Ciąg dalszy tego opowiadania: https://sexforum.pl/threads/czesc-czwarta-beata.11696/ Dwa dni później minąłem ich znowu na schodach. No jakże by inaczej - ona z tyłu. "Dzień dobry, dzień dobry" - tym razem zaszczyciła mnie spojrzeniem, krótko potrząsnęła karcąco głową wprawiając w ruch nisko...
sexforum.pl
Od ostatniego spotkania z Iwoną, nie dawały mi spokoju dwie rzeczy.
Po pierwsze to co powiedziała. Sprzedała przyjaciółce naszą historię? Na głowę upadła? Co z tego, że nie powiedziała, że mieszkam drzwi w drzwi? I co znaczy "chce cię poznać"? Ja nie chcę, po co mi kłopoty? I ile jej powiedziała? Ale póki co nie dane mi się tego dowiedzieć.
Po drugie - motylki. Nie spodziewałem się tego po sobie, ale suwak na skali "jednorazowy skok w bok - kochanka - partnerka" w przypadku Iwony niebezpiecznie przekroczył połowę dystansu.
Mimo, że Iwona sugerowała, że w piątek też będzie chętna i gotowa to zdecydowałem się nie skorzystać. Dozujmy sobie doznania pomału, zresztą po intymności zbliżenia dnia poprzedniego trochę zaczęły mnie nachodzić obawy.
Dla pewności, żeby nie zapukała do drzwi po prostu "uciekłem" z domu, po co kusić tego diabełka? Połaziłem po galerii, zaszedłem też do sklepu Izy, pamiętacie, tej od przymierzalni. W sumie nie miałem pomysłu na te spotkanie (czy ona w ogóle mnie jeszcze pamięta?), wszedłem na żywioł. W sklepie tym razem było wyraźnie więcej klientów niż ostatnio, pobłąkałem się między stojakami z ubraniami, zerkając na dziewczyny z obsługi, Izy nie wypatrzyłem.
- Przepraszam - spontanicznie, trochę bez namysłu zagadałem dziewczynę robiącą porządek na wieszakach - Iza może dzisiaj pracuje?
Spojrzała na mnie lekko zdziwiona, czego mogę chcieć od Izy? Nie jestem stary, zresztą, dbam o siebie i zazwyczaj daje się mi mniej lat niż mam. Ale jakby mnie zestawić z Izą to pewnie różnica wieku byłaby widoczna, choć nie rażąco.
- Tak, ale na rano, już poszła.
No tak, przecież nie będzie tu siedzieć od bladego świtu do zmierzchu.
- Ok, dziękuję.
- Przekazać coś? Jutro będziemy się widzieć.
- Nie, dziękuję, do widzenia - odwróciłem się i wyszedłem.
Co mi do łba strzeliło? A jeśli okazałoby się, że jest w pracy, gdzieś na zapleczu? Co miałem powiedzieć? "O cześć, pamiętasz mnie? To ja, ten od tego orala w przymierzalni"? Dobrze jednak, że jej nie było.
Dni mijały mi w rytmie "Beata ma na pierwszą zmianę, Beata ma na drugą zmianę i coś może się wydarzy z Iwoną".
Dodatkowo doszedł codzienny rytm "Beata ma drugą zmianę, może znajdę coś w skrzynce".
Póki jednak co - zero kontaktu, nawet nie mijaliśmy się na schodach. I tylko za ścianą stuk stuk stuk, zaciskające mi żołądek w supeł.
Tego pamiętnego tygodnia znajomi rozpuścili info, że robimy imprezę, piątek, gdzieś na mieście, zaczynamy o siódmej wieczór. Beata z początku chętna koniec końców wykręciła się, że niby nie za bardzo się czuje, ciężki dzień w pracy. Ale wiedziałem, że za niektórymi z uczestników wypadu nie przepada. Nie naciskałem, trudno, bywa że wychodzimy osobno.
Spotkaliśmy się na Starym Mieście. Z minuty na minutę grupka się powiększała, jak już zjawili się wszyscy weszliśmy do pierwszego lepszego pubu. Zazwyczaj rak robimy, pełen spontan, bez rezerwacji, bez celu, na żywioł.
Wśród znajomych była też dziewczyna o imieniu Zosia. Słabo ją znam, ot - znajoma znajomego, zdaje się przedszkolanka.
Przyszła sama, bo "mąż ma drugą zmianę", czyli nie singielka, już mi się podoba, zajęte są najciekawsze.
Nie jakaś specjalna piękność, ale oko zawiesić jest na czym.
Czarne szpilki na czerwonej platformie, ale to zło jest dla męskiej wyobraźni, czarne delikatne rajstopy, nad kostką albo wzorek albo tatuaż, ciężko ocenić tak bez gapienia się, szeroka spódnica nad kolana, bluzka dokładnie w tej samej czerwieni co część buta. Szyk, ale seksowny szyk. Zero biżuterii nie licząc zegarka, włosy czarne, krótkie, makijaż tak delikatny, że prawie żaden.
Co do urody trudno mi się wypowiedzieć, niebrzydka, ale też nie zmiękczająca nóg. A propos nóg - świetne, wysportowane, mocno wyciągnięte tymi szpilkami.
Obciąłem też inne panny w towarzystwie - niektóre ładniejsze albo lepiej ubrane, ale takich butów nie miała żadna. A ta na jakimś dziwnym koturnie, ta w adidasach na sportowo, ta na płaskiej podeszwie, a ta w balerinach, błeee. A ja mam fioła na tle szpilek. No i w ogóle stóp kobiecych. Za zadbane stopy z ładnie pomalowanymi paznokciami dałbym się pokroić, taka jest prawda. I solą posypać.
Jeden pub, piwo, coś do jedzenia, spadamy.
Drugi pub, ponownie piwo. Zauważyłem, że Zośka przygląda mi się uważnie. Spojrzałem na nią uważnie z lekkim uśmiechem nie przerywając prowadzonej z kumplem rozmowy, wytrzymała spojrzenie. Podjąłem rękawicę, nie odrywałem wzroku od jej oczu, dopiero teraz mogłem się im przyjrzeć - ciemny brąz, prawie czarne. Nie dawała za wygraną, dopiero po krótkiej chwili uśmiechnęła się, oblizała wargi, wywróciła teatralnie oczami, pociągnęła łyk piwa i odwróciła wzrok. Ja również przestałem się na nią gapić, przelotnie pociągnąłem wzrokiem po gromadzie przy stole - nikt nawet uwagi nie zwrócił. Kątem oka ciągle skupiałem na niej uwagę i odnotowałem, że spojrzała ponownie. Mam cię.
Dwa piwa później, już zdecydowanie weselsi i głośniejsi stwierdziliśmy, że czas się poruszać. Szybka burza mózgów (jeden chce to, inny tamto a tamta to już w ogóle) i zapadła większościowa decyzja - jedziemy na kręgle. Sęk w tym, że kręgielnia z prawdziwego zdarzenia jest na drugim końcu miasta.
Wszyscy chętni, tylko jak na złość Zośka wyskoczyła:
- Ja się wypisuję, innym razem. Nieubrana jestem no i mąż wraca z pracy po dziesiątej, głupio tak, że mnie nie będzie.
Wszelkie namowy nie dały rezultatu, nawet zwyczajowe alkoholowe "ze mną się nie napijesz? Znajdziesz sobie lepszego męża, tego kwiatu to pół światu" nie dały rady, widać nie ma lekko w związku dziewczyna. Trudno. Poszczuła i porzuciła. Życie.
Kolejnym wyzwaniem był transport - pierwsza myśl - taksówki. Ale stwierdziliśmy, że taki kurs na tyle luda to szkoda kasy i musimy trochę odsapnąć od procentów więc wbijamy do tramwaju, będzie wesoło. A Zośka jedzie z nami bo mieszka po drodze, dwa przystanki od kręgielni.
Wpakowaliśmy się całą wesołą gromadką do tramwaju, na koniec - w miejsce gdzie nie ma siedzeń. Przypadek sprawił, że w samym narożniku umiejscowiliśmy się ja i Zosia.
- Co to było z tym wzrokiem w knajpie? - zagadałem nie za bardzo wiedząc jak zacząć.
- To ty się gapiłeś. Widziałam jak lustrujesz przed wejściem wszystkie dziewczyny.
O jaka spostrzegawcza.
- No tak już mam, jestem wzrokowcem.
- I co wypatrzyłeś?
- Jedna z dziewczyn przykuła moją uwagę na dłużej, atrakcyjna i ładna - skłamałem, ale tylko trochę.
- To która to?
- Nie powiem, zresztą ona już idzie do domu.
- Jaki czaruś, przestań.
- No ale co zrobię, skoro jesteś atrakcyjna. Szkoda, że zajęta - moja sonda zaczęła się zagłębiać.
Zapadła chwila ciszy, o ile o ciszy można mówić w starym tramwaju, który właśnie zrobił dryń dryń i mocno zabujał się na rozjeździe szyn. Zresztą nasze towarzystwo darło się wniebogłosy przekrzykując się wzajemnie.
Zosia mimo, że stała w samym rogu wagonu lekko się zachwiała i niechcący (na pewno?) otarła o mnie.
- Przepraszam - bąknęła z lekkim pąsem na twarzy.
- Ależ cała przyjemność po mojej stroni - mówiąc to lekko złapałem ją za dłoń, lekko wilgotną od potu teraz. Natychmiast ją wyciągnęła.
- Zostaw, gorąco tutaj - powiedziała na usprawiedliwienie.
- Nic nie szkodzi - znów dotknąłem jej ręki uważając aby stać tak, żeby nikt tego nie zauważył. Tym razem nie zabrała, ale wyraźnie się spięła.
- Na pewno nie pojedziesz z nami? - spytałem.
Chwilę walczyła ze sobą, widać było, że chciałaby.
- Nie mogę. I nawet nie chcę.
- Dlaczego? Aż tak źle?
- Co?
- Twój mąż, źle odbiera twoje wyjścia?
- Co? Nieee.
Mój kciuk lekko gładził wierzch jej dłoni, nie protestowała, odprężyła się, nawet wydało mi się, że spróbowała odpowiedzieć tym samym, ale się powstrzymała.
- No dobra, Michał, powiem ci, ale zachowaj to dla siebie ok?
Chęć wyznania mi jakiejś tajemnicy przyjemnie połechtała moje ego, patrzyłem na Zośkę i podobała mi się, taka niby niewinna, niby speszona a jednak chcąca coś z siebie wyrzucić. Jej czarne teraz oczy spojrzały w moje. Ciągle trzymając jej dłoń w delikatnym chwycie wyciągnąłem palec w kierunku jej uda. Przez materiał spódnicy poczułem jędrność jej nóg, w spodniach poczułem ucisk. Zosia strzeliła oczami za moje ramię, jednak towarzystwo niespecjalnie zwracało na nas.
- Co robisz?
- Nic czego byś nie chciała, mam przestać? - zaryzykowałem.
- Nie - spuściła wzrok ale zaraz podniosła - A chcesz przestać?
- No to co to za tajemnica? - odpowiedziałem pytaniem celowo nie odpowiadając na jej. Jakbym chciał przestać to bym przestał.
Gładziłem wierzchem palca jej udo, chciałem zanurkować dłonią pod materiał, ale wiedziałem, że to już może zostać zauważone.
- Staramy się o dziecko... I mam dzisiaj... - zmieszała się i poczerwieniała.
- No wyduś to z siebie, dorośli jesteśmy - powiedziałem miękko dając jej poczucie komfortu, choć i tak wiedziałem o czym mówi, ale kręciło mnie, że powie mi to obca dziewczyna.
- Mam dni płodne. Chcę mieć dziecko. A jak wrócę późno, to już go nie dobudzę.
"Jaki frajer" - pomyślałem, ma taką fajną pannę i trzeba go "dobudzać".
- Jego strata, to chodź z nami, jutro też jest dzień - zaproponowałem raz jeszcze, jednocześnie myśląc, że nawet jakby chciała mieć te dziecko ze mną to i tak ojcem zostać bym nie mógł.
- Lepiej nie - mówiąc to zaczęła przebierać palcami po materiale spódnicy. Centymetr za centymetrem jej krawędź podjeżdżała do góry, aż do momentu, gdy minęła nasze palce i pod palcem poczułem delikatną fakturę rajstop. Członek w bokserkach zakomunikował gotowość bojową.
Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale tryb rozmowy zupełnie zmienił kierunek, równo z kolejnym dryń dryń dryń tramwaju.
- Łał, zaskakujesz mnie, sprawiałaś wrażenie grzecznej. To opowiedz mi teraz jak lubisz to robić. Dokładnie. Jak, gdzie. Chcę wiedzieć.
- Ale co - spytała naiwnie i od razu dotarło - A po co ci to?
- Jak będę następnym tak twardy jak teraz to chcę sobie ciebie wyobrazić - zaryzykowałem, przecież w mordę mi nie da.
Poczerwieniała jeszcze bardziej i odruchowo spojrzała w dół, na wyraźnie wybrzuszony materiał spodni.
- Uwielbiam seks - wydyszała - wszędzie, prawie zawsze i na każdy sposób.
Pąs na twarzy ustąpił, widać było, że "pogodziła się" z formą rozmowy i bynajmniej nie przeszkadza jej ona zbytnio.
- Dosłownie na każdy?
- No nie, zboczenia mnie nie kręcą.
- To co cię kręci? - nie chciałem jej podsuwać gotowych odpowiedzi, żeby nie wyjść na jakiegoś zboka, jakbym zapytał o coś dla mnie normalnego a dla niej nie.
- Klasyk, od tyłu, na pieska, anal, oral, hiszpan - wyrecytowała jednym tchem jakby chcąc szybciej to z siebie wyrzucić ale w sumie nie wymieniła nic spektakularnego.
- A co lubisz najbardziej? - wierzch mojej dłoni gładził jej udo przez rajstopy, pociągnęła moją rękę wyżej i poczułem materiał koronki opasujący jej napięte teraz mocno udo. Pończochy jednak nie rajstopy. Członek zareagował wesołym pulsowaniem, nie był w zbyt wygodnej pozycji, nie miałem wyjścia, musiałem dyskretnie go poprawić, co uwadze Zosi nie uszło. Dotknęła członka przez materiał spodni.
- Och - westchnęła tylko i na policzki wrócił róż.
- No, widzisz jak działasz? Jesteś mocna - znów kłamstewko, ona była taka pośrodku między zwykłą szarą myszką a petardą. Ale te kłamstewko spowodowało, że ręka mocniej naparła na mojego kutasa.
- A lubisz mocno? - przeinaczyła moje słowa próbując przejąć inicjatywę.
- Lubię. No to jak z tym twoim seksem, co cię kręci?
- Lubię od tyłu, jak trzyma się mnie za biodra.
"Jak trzyma się mnie". Nie "jak mąż mnie trzyma" tylko "Jak trzyma się mnie". Taki ton wypowiedzi zasugerował, że ona lubi ten sport, niekoniecznie z mężem.
- A twój mąż lubi tak? - detektyw się we mnie odezwał.
- Nie - odpowiedziała szczerze - on jest konserwa w te klocki.
No i masz babo placek. A potem taki koleś szlocha, że jego dupa puściła się z innym. Tyle, że ona ma swoje potrzeby a on lubi po ciemku po kołderką raz w miesiącu, zaraz po wypłacie, bo wtedy jest podjarany. A uwierzcie mi - im kobieta starsza tym ma większe potrzeby i granice tego co lubi się przesuwają. A starzejący się z nimi faceci w większości gnuśnieją, popadają w rutynę, dziwny to mechanizm. Woda na młyn facetom mojego pokroju, ale to już inny temat.
Towarzystwo ciągle nie zwracało na nas uwagi, a jak przetrawiałem co powiedziała. Czyli jednak wierność nie jest najmocniejszą stroną Zośki. Witaj w klubie, maleńka!
Pochyliłem się trochę do Zosi aby mogła usłyszeć mój obniżony głos.
- Jak się dzisiaj z mężem będziesz kochać, masz sobie wyobrazić, że to ja jestem na jego miejscu. Kocham się z tobą jak tylko pragniesz, w każdej pozycji i w każdą dziurkę.
Zośka otworzyła lekko usta jakby chcąc coś powiedzieć, ale kompletnie to zignorowałem i kontynuowałem, jednocześnie pomału przesuwając dłoń w górę i do środka, nie protestowała. Koronka pończochy się skończyła, poczułem skórę uda, potem skrawek majtek. Mokry skrawek. Zosia lekko drgnęła i cofnęła biodra o milimetry. Ale po sekundzie wróciły na swoje miejsce, po czym delikatnie i dyskretnie rozstawiła nogi, jakby zapraszając mnie do środka.
- Wchodzę po kolei w każą twoją dziurkę, robię to w takim tempie i z taką siłą, jaką lubisz najbardziej, ty dyktujesz warunki, jestem tylko dla ciebie. Kocham się z tobą klasycznie, potem zmieniamy pozycję i wchodzę w ciebie od tyłu, trzymam za biodra i zagłębiam się w tobie do samego końca.
Zośka zaczęła krótko oddychać, lekko świszczącym oddechem. Moje palce odgięły materiał jej majtek i podążyły dalej. Poczułem wilgoć a członek stał ostro na baczność, ona drgnęła ponownie jakby lekko porażona prądem, jej ręka ciągle położona na rozporku potęgowała przyjemność. Ależ bym w nią teraz wszedł, żebyśmy jechali sami chyba bym ją wziął w tym tramwaju.
- Potem bierzesz mojego członka do ust i delektujesz się swoją wilgocią na nim.
Ręka Zosi trochę za mocno naparła na moje krocze, odsunąłem się lekko i zobaczyłem, że jest czerwona a jej oczy są wytrzeszczone.
- Co robisz? - spytała cicho.
- Fantazjuję - odpowiedziałem. Moje palce pieściły jej cipkę, czułem wilgoć, gorąco i krótko przystrzyżone włoski przyjemnie drapiące mnie w palce. Znów się pochyliłem.
- Mój język też nie jest bezczynny, podnosisz nogi wysoko w górę a ja liżę twoją cipkę tak jak lubisz - właśnie, ciekawe jak lubi... - twoje soki spływają po cipce i mojej brodzie, aż do tyłeczka, który aż prosi się, żeby go zerżnąć.
- O tak, wejdź we mnie - nie wiedziałem czy chodzi jej o fantazję, czy faktycznie mam w nią wejść w tym tramwaju, palcami.
Co będę kombinował, w głowie byłem już cały w niej, w tramwaju palce lekko się w nią zagłębiły, ale jednak je wycofałem, pozostając przy delikatnym dotykaniu warg sromowych. Była nawet na szpilkach niższa ode mnie i penetracja palcami wiązałaby się z pochyleniem sylwetki co mogło być zauważone. Rozejrzałem się czy nikt nie zauważył choćby tej chwili zapomnienia. Nie wyglądało na to, co przyjąłem z ulgą.
Pieściłem delikatnie Zosię, nie protestowała, ale spięta była bardzo, chyba bała się zdemaskowania przez znajomych.
Próbowałem wyobrazić sobie jej cipkę, pod ciasnym materiałem majtek nie mogłem wyczuć jaka jest z wyglądu. Na pewno ma włoski, krótko przycięte, ale ma. Akceptowalne.
- Podnoszę ci nogi jeszcze wyżej, żeby mieć dobry dostęp. Twoja dupka teraz jest wyeksponowana i gotowa na mnie. Wchodzę w ciebie, mokrą od śluzu, najpierw płytko, potem do samego końca. Trzymam cię za nogi w kostkach a ty pieścisz osamotnioną cipkę palcami. Wijesz się pode mną dyktując tempo, śliski kutas znika w twoim tyłeczku raz za razem...
No właśnie, zorientowałem się, że nie wiem jakie ma palce, paznokcie, nie przyjrzałem się. Nagana dla mnie.
I tak jeszcze dosłownie chwilę dręczyłem ją słownie i pieściłem powolutku dłonią. Opowiedziałem ze szczegółami swój orgazm, wytrysk na jej ciało i spływającą po jej cipce i brzuchu spermę. Członek był bliski finału, ale nie mogłem na to pozwolić, zabrudzone bokserki po samotnym wypadzie na miasto nie wróżą najlepiej.
Tramwaj zbliżał się do przystanku Zosi, spojrzałem na nią, była czerwona i miała wielkie błyszczące oczy, jeszcze czarniejsze niż poprzednio. Patrzyła na mnie dzikim wzrokiem, ale nie w stylu "co ty mówisz ty świnio" tylko "o tak, właśnie tak chcę".
Była mokra tam na dole. Nie wilgotna. MOKRA. Zabrałem rękę i oblizałem śliskie palce. Zaskoczony wyraz jej twarzy sprawił mi sporą przyjemność.
Jej ręka ciągle spoczywała na moim kroczu, jeszcze kilka sekund pozwoliłem jej czuć moją twardość, wciąż nieustępującą i zabrałem jej dłoń. Ustawiłem się tak aby już nic nie kombinowała.
- Lada chwila wysiadasz - powiedziałem głośno i dopiero wtedy reszta towarzystwa zauważyła w jakim jest stanie.
- Zośka, coś ty taka czerwona? - padło z towarzystwa.
- To chyba przez te piwo, nie czuję się najlepiej.
Pożegnała się i mimo ciągłych "zostań, jedź z nami, przejdzie ci" wysiadła z tramwaju.
Patrzyłem jak znika w mroku z nadzieją, że się odwróci. I odwróciła się, pomachała ręką, całe towarzystwo jej odmachało, ale ja miałem przeczucie, że machała do mnie.
Wysiadając pod kręgielnią Robert upewniwszy się, że nikt nie widzi popatrzył na mnie, popukał się w czoło i powiedział:
- Tu się kurwa jebnij.
Ale bez złości, tylko to tak po przyjacielsku, z udawaną naganą w głosie. Na szczęście Robon to ziomek, z którym niejedno przeżyliśmy. Uśmiechnęliśmy się do siebie szeroko i poszliśmy się bawić.
Po powrocie do domu wziąłem prysznic, ciepła woda, żel i wspomnienie Zosi poskutkowały erekcją. Poszedłem do sypialni, Bea się obudziła.
- Jak było?
- Bez ciebie smutno, stęskniłem się - skłamałem.
I zrealizowałem krok po kroku całą fantazję tramwajową, mając przed oczami Zosię i czując jeszcze jej smak w wyobraźni.
I coś czułem, że z Zosi dzisiaj wyszło łóżkowe zwierzę.