Nie zrozummy się źle...pochwa to arcydzieło natury. Ale jak każde primadonna, jest kapryśna, bywa nieintuicyjna w obsłudze i często wymaga emocjonalnego logowania kilkukrotnego uwierzytelnienia .Teoria samoregulacji emocjonalnej mówi, że ciało reaguje na stres. A pochwa reaguje też na wilgotność powietrza, ostatni sen, SMSa od matki i wspomnienie, że kiedyś ktoś powiedział „przesadzasz”.A fjut? Prosty. Reaguje jak pies Pawłowa. Nie trzeba w nim szukać duszy,wystarczy dostępność tlenu i brak ciśnienia społecznego.kobieta z pochwy musi uczynić dzieło dyplomacji: być chętna, ale nie za bardzo. Gotowa, ale niedostępna. Kochająca, ale nie potrzebująca. Zaś penis, ten „prymitywny”, może i bywa dosłowny, ale przynajmniej nie udaje, że potrzebuje metafory. Po prostu działa. Albo i nie. Ale zawsze z rozmachem.Ale to jednak tak, jakby się cofnąć w ewolucji o kilka tysięcy lat.
Tak po prostu zamienić rzecz doskonałą, jaką jest cipka, na prymitywnego penisa, którego na okrągło trzeba gdzieś wsadzać? Nic ciekawego....
![]()
Nie ma doskonałych narządów. Są tylko różne strategie przetrwania w tym cyrku zwanym relacją...„Kiedy mężczyzna działa ciałem, a kobieta duszą akt nie jest spełnieniem, lecz demonstracją.”(Kamasutra, wersja nieautoryzowana, komentarz irytującej mędrczyni z przypisów)
I to jest ta różnica między joystickiem a symfonią.Nie dlatego, że jedno gorsze,tylko że jedno potrzebuje baterii, a drugie..uznania kompozytora. Więc jeśli już ktoś chce się licytować, co doskonalsze,penis czy pochwa, to ino nadmienię: w Kamasutrze nikt nie wygrał.Za to wszyscy mieli kupę frajdy.I może to jednak jest jedyny sensowny cel w tej grze…