Dzień dobry
Słonko pięknie i wysoko świeci… nowy dzień - stara ja i jak widzę kolejny temat typu męskie dylematy… dlatego też dorzucę swój subtelny i delikatny, niczym granat hukowy komentarz (ku udręce niektórych użytkowników, jak mniemam)
Tak czytam sobie ten cały wątek i mocno się zastanawiam, co to znaczy „za darmo”…
Ciekawi mnie fakt, kiedy wreszcie niektórzy ludzie zrozumieją, że w życiu nie ma nic „za darmo”. Tu jak widać sprawa dotyczy stosunku seksualnego i O.K. (nie dyskutuję z tym i nie oceniam) Potraktujmy, więc sex jak przysłowiowy towar, dobro, korzyść… jak zwał tak zwał. Skoro, więc chcemy ten towar, dobro, korzyść… mieć/ zdobyć/pozyskać musimy ponieść jakiś koszt. Wszyscy, jako ludzie niezależnie od płci, atrakcyjności, majętności, statusu związku bądź jego braku ponosimy ten koszt (i tak…zgodzę się, że on będzie dla każdego zupełnie inny). Skoro, więc ponosimy koszta to ja się pytam gdzie jest to tzw. „za darmo”.
Tak, wiem… zaraz się tu szum podniesie, że kobiety to maja łatwiej, i że przystojni faceci to w sumie też… a ci lub te w związkach to już w ogóle luz blues no nic tylko nogi 2xdziennie jak cyrkiel rozkładać i rumaka na padok wypuszczać…
Panowie/ Panie, którzy nie są atrakcyjni ( uroda, odpowiedni wiek, sprawność fizyczna, intelekt, samotnicy... i wiele, wiele innych cech określających atrakcyjność można sobie dodać samemu) ponoszą koszt w PLN i poważnie z pełną odpowiedzialnością, w mojej ocenie jest on najniższy, (ale to na razie nie będę tłumaczyć, może jakoś tak samo się później wyklaruje)
Osoby powiedzmy przeciętne (średnio urodziwe damy i powiedzmy w miarę ogarnięci panowie) mają już więcej opcji, bo mogą za seks płacić w PLN lub mieć go „za darmo” inwestując swój czas choćby w spotkania, czy randkowanie. Jak wiadomo na randkę to tak byle jak człowiek nie pójdzie, trzeba by się stosownie ubrać, urodę makijażem poprawić, co rzecz jasna czas zajmuje i generuje kolejne koszty w PLN a i tak sukces nie jest gwarantowany. Zawsze jest ryzyko, że potencjalnie nie spełnimy oczekiwań w wyniku, czego szanse na seks maleją i paradoksalnie żeby je zwiększyć musimy pracować nad sobą znacznie więcej ( swoim wizerunkiem/ odbiorem przez innych) czyli koszty znów rosną. Dodam jeszcze, że ci ludzie, co są w związkach też ponoszą dodatkowe koszta seksu, choćby np. emocjonalne. Związek to jest dopiero koszt… a małżeństwo… to już w ogóle ogromna odpowiedzialność jest. Jak wiadomo odpowiedzialność wiąże się ze stresem, a ten permanentny przewlekły zdrowiu nie sprzyja. Pamiętajmy, że własne lub czyjeś zdrowie to ogromny koszt… a związki (zalegalizowane czy nie) krótkie nie są. Niejednokrotnie to 3,5,10,25 lat stresujących sytuacji, więc jaki to dopiero jest koszt.
Są jeszcze tzw. rarytasy, czyli ludzie którzy mają gwarantowany seks „za darmo” i oni nie płacą w PLN a to dlatego, że postawili na siebie i tą walutę przekierowali i zainwestowali zupełnie gdzieś indziej. Dbając codziennie o swój rozwój, wygląd, atrakcyjność, duchowość… Chodzą na firness, kupują/ czytają książki, zapisują się na kursy, zdobywają nowe umiejętności, uczą się języków, rozwijają pasję… poświęcają swój cenny czas i środki, które mają nieograniczone i rzecz jasna „darmowe” żeby mieć ten „darmowy” seks, w który i tak żeby był satysfakcjonujący to też muszą coś wnieść.
Nie dziwi mnie, więc nieraz opinia panów, że nawet średniej klasy prostytutka 1-2x w m-cu wychodzi ich taniej niż np. stała partnerka gdzie mają seks „za darmo”, bo to żaden większy wysiłek z ich strony ( jest klient - jest usługa). Jednocześnie ubolewam też nad innym szerzonym przez tych mężczyzn poglądem, że my kobiety (singielki i te w stałych związkach) ten sam, jakże luksusowy seks mamy „za darmo”.
Wchodzę, więc za 100 pkt. i ponawiam pytanie: co to znaczy seks za darmo?
Dorzucam jeszcze 100 pkt. I podbijam stawkę: czym się różni kobiece bzykanie „za darmo” od męskiego „za darmo”?