Spotkaliśmy się przypadkiem. Właściwie to on mnie zaczepił na ulicy, gdyby nie to, nawet bym go nie zauważyła. Uczyliśmy się razem w ogólniaku, ale z trudem sobie go przypomniałam, bo nie był wówczas w kręgu moich zainteresowań. Zaczęliśmy rozmawiać w stylu „jak żyjesz, co porabiałeś przez te lata”, czyli typowo w takiej sytuacji. I co? Ja byłam ledwie pół roku po rozwodzie, on rozwiódł się kilka lat wcześniej. W pewnej chwili zaproponował, abyśmy się spotkali i pogadali o „starych czasach”. Od rozwodu czułam się nieco samotna, czegoś albo raczej kogoś mi brakowało, więc uznałam, że dobrze mi zrobi takie spotkanie i powspominanie czasów, kiedy człowiek był szczęśliwy. Umówiliśmy się u niego, podał adres.
Już rano, w dniu spotkania, zaczęłam kombinować, jak powinnam się ubrać. Po godzinie doszłam do wniosku, że w sumie to wszystko jedno. Przecież idę tylko na godzinkę na „spotkanie sentymentalne po latach”. Ostatecznie założyłam obcisłe jasnoniebieskie dżinsy i też niebieską koszulkę, ale w ciemniejszym odcieniu. W tych ciuchach, przy mojej figurze, wyglądałam prawie jak małolata. Skoro mamy wspominać stare czasy to jest idealnie, uznałam, uśmiechając się do siebie.
Gdy się zjawiłam, zrobił kawę i postawił jakieś ciasto i kruche ciasteczka. Początkowo byłam nieco spięta, bałam się drętwej rozmowy. Tyle lat już upłynęło. Każdy miał własne, inne życie... Na szczęście moje obawy się nie sprawdziły. Rozmawialiśmy, śmialiśmy z głupot, jakie wówczas nam się przytrafiały. Było całkiem fajnie. Co prawda na początku rozmowa rzeczywiście nie za bardzo się kleiła, bo zaczęliśmy do tych ostatnich prawie dwudziestu lat, kiedy to się nie widzieliśmy, a żadne z nas nie chciało zbyt dużo powiedzieć. Ja na pewno, a co do niego to też odniosłam takie wrażenie. Bo i o czym gadać? O naszych nieudanych związkach? Porażkach życiowych? Rozgadaliśmy się dopiero, wracając myślami do tego wspólnie spędzonego czasu w szkole, z obecnego punku widzenia beztroskiego, ale z tamtego nie do końca. Każdy wiek ma swoje problemy. Teraz poczułam się swobodnie, nawet bardziej otworzyłam się na współczesność. Zrobiła się taka przyjemna, niemal rodzinna atmosfera, aż wydało mi się, że gdybym tylko wyciągnęła rękę, to dotknęłabym tych szkolnych lat. Czas jakby przestał się liczyć, dlatego, gdy w pewnej chwili spojrzałam na zegarek, zdziwiłam się, że siedzę już niemal dokładnie dwie godziny. Trzeba było się zbierać.
Podziękowałam za miłe spotkanie i towarzystwo, a on odprowadził mnie do drzwi. Na koniec jeszcze raz rzuciłam „dzięki, naprawdę fajnie było tak pogadać” i na pożegnanie szeroko się uśmiechając, dałam mu buziaka w policzek. On też odwzajemnił buziaka i kończąc go, niespodziewanie wsunął mi rękę między nogi. Aż rozdziawiłam buzię, głośno i gwałtownie nabierając powietrza do płuc, zupełnie zaskoczona tym pantagruelicznym zachowaniem. Początkowo z tego zaskoczenia w ogóle nie zareagowałam. Chociaż w pierwszej chwili zrobiłam jakiś nieokreślony ruch ręką w jego kierunku, instynktownie chcąc trzepnąć go w twarz, a może tylko odsunąć, prosił się przecież o to, ale niespodziewanie dla samej siebie, poniechałam tego. Może w mojej ocenie nie stało się nic aż tak strasznego, abym musiała sięgać po drastyczne metody. Stałam tylko, gapiąc się z rozdziawioną buzią, czując dotyk jego ręki w tak intymnym miejscu. Zaraz, gdy trochę ochłonęłam, zamierzałam mu przerwać, ale ostrożnie. Po tym sympatycznym spotkaniu byłoby mi głupio tak po prostu go walnąć. Nie miałabym sumienia. Mimo wszystko nie mogłam jednak pozwalać, aby ktoś mnie w taki sposób obmacywał, jakbym była jakąś lalą. Jednak i tej ostrożnej reakcji ostatecznie poniechałam.
Dlaczego zrezygnowałam ze zrobienia czegokolwiek? Paradoksalnie to, że postąpił właśnie w taki bezceremonialny, władczy sposób, bez mojej zgody, bardzo mnie podnieciło. Aż się zdziwiłam jak bardzo. Może potrzebowałam jakiegoś momentu zaskoczenia w moim ostatnio nudnym i przewidywalnym życiu? Właśnie czegoś takiego, że zostanę potraktowana ot tak, bez pytania i bez zwracania uwagi, czy mi się to podoba, czy nie. Niespodziewanie czerpałam z tej dziwnej sytuacji jakąś nieokreśloną, może nawet perwersyjną przyjemność. Dlatego, zamiast zrealizować pierwotny zamiar, tylko stałam niezdecydowanie, a mój „oprawca” w tym czasie bezkarnie obłapiał mi cipkę, uważnie obserwując moją reakcję. Gorzej. Robiło mi się coraz przyjemniej i to gwałtownie. Teraz byłam nie tylko zdezorientowana, ale i zadziwiona, że takie przedmiotowe potraktowanie mojej osoby, na które do tej pory nikomu nie pozwalałam, i jeszcze chwilę wcześniej byłoby nie do pomyślenia, teraz, nie dość, iż nie było przykre, to jeszcze bardzo mi się spodobało. Kto by pomyślał?
Wiedziałam, że jeśli za mocno się podniecę, to mogę stracić kontrolę nad sobą. Miałam jednak w tym doświadczenie i na jeszcze trochę przyjemności mogłam sobie pozwolić. Gdy podniecenie zbliżało się do niebezpiecznego poziomu, byłam już gotowa „podziękować” za zabawę, ale on po raz drugi mnie zaskoczył. Niespodziewanie, kilkoma szybkimi, zdecydowanymi ruchami rozpiął mi spodnie i zsunął gdzieś do kolan, przy tym odrobinę zsunęły się też majtki, odsłaniając skraj włosów łonowych, a ja znowu zadziwiona, tylko gapiłam się na to wszystko jeszcze bardziej podniecona tym, że zobaczył więcej, niż powinien. Natychmiast jego ręka, także bez pytania, bez jednego słowa, zanurkowała w moich majtkach, szybko przesuwając się w dół po wzgórku łonowym. W dalszym ciągu nie reagowałam, stojąc jak słup, niczym sparaliżowana nieznanym jadem. Jedynie wydałam z siebie dłuższy syk podniecenia. Nagle zrobiło mi się zbyt dobrze… oszałamiająco przyjemnie... Ponownie syknęłam z podniecenia, równocześnie lekko wypinając biodra w jego stronę, gdy dotknął mojego czułego punktu w głębi między nogami. Sama sobie nie mogłam uwierzyć, jak mocno i gwałtownie zrobiło mi się rozkosznie od tego dotyku. Do tego stopnia, iż już nie potrafiłam się zmobilizować, aby mu przerwać. Znalazłam się w niesamowitej ekstazie jakby zaczarowana. Utkwiłam w potrzasku. Przyjemność zrobiła się zbyt duża, abym była w stanie przerwać te pieszczoty, a równocześnie nadal miałam świadomość, że nie powinnam zgadzać się na takie traktowanie, chociaż... Właśnie. Potraktował mnie niczym dziwkę, a myśl ta, w jakiś niesamowity sposób jeszcze dodawała mi podniecenia. Już tylko pojękiwałam z upojenia, a jego palce zaczęły bez przeszkód przenikać do wnętrza przez moją bramę rozkoszy, której wierzeje były teraz otwarte na oścież i ociekające wilgocią jak po ulewie. Stopniowo coraz głębiej, a im bardziej, tym dla mnie przyjemniej. Poddałam się całkowicie jego woli i tej wypełniającej całą mnie niesamowitej ekstazie. Ledwo mogłam ustać z podniecenia, złapałam się ręką czegoś, jakiegoś mebla, czując, że zaraz będę szczytować. Ze mnie już nie wydobywają się tylko rozkoszne jęki, teraz wręcz krzyczę, nie mogąc wytrzymać tej potężnej ekstazy. Chcę, próbuję jak najciszej, ale niewiele z tego wychodzi. W końcu robi mi się tak dobrze, jak dawno nie było. Wszelkie hamulce, jakie jeszcze miałam, teraz puściły. Krzyczę, nie, wrzeszczę na cały głos, zresztą inaczej pewnie bym nie wytrzymała, nie dała rady ustać od wybuchającego we mnie potężnego orgazmu.
Stałam jeszcze dobrą chwilę po tym, jak zdecydował się wyjąć rękę, głęboko oddychając, łapiąc powietrze jak ryba wyjęta z wody, z trudem utrzymując równowagę, w nieco zsuniętych majtkach i spuszczonych do kolan spodniach, zanim zdołałam cokolwiek zrobić. Dobrze, że nikt tego nie widział. Miałby ubaw, patrząc na mnie w tym stanie z boku. Jak już wróciły mi siły, poprawiłam majtki, podciągnęłam i zapięłam spodnie, po czym z zażenowaniem bąknąwszy coś na pożegnanie, po prostu uciekłam.
To wszystko działo się przy drzwiach wyjściowych. Pewnie słychać było mnie nie tylko u sąsiadów, ale i na całej klatce schodowej. Schodząc, a właściwie zbiegając z czwartego piętra, miałam tylko nadzieję, że nikt z jego sąsiadów teraz nie wyjrzy. Spaliłabym się chyba ze wstydu. Na szczęście było pusto.
Ochłonęłam dopiero na dworze. Świat wyglądał tak samo, jak wcześniej, może wydał mi się tylko bardziej kolorowy. Czułam jednak złość. Ja, 36-letnia, doświadczona, dorosła kobieta, dałam się podejść i wykorzystać jak jakaś głupiutka małolata. A może to ta rozmowa spowodowała, że przez te kilka chwil, tam, poczułam się nastolatką?
Już rano, w dniu spotkania, zaczęłam kombinować, jak powinnam się ubrać. Po godzinie doszłam do wniosku, że w sumie to wszystko jedno. Przecież idę tylko na godzinkę na „spotkanie sentymentalne po latach”. Ostatecznie założyłam obcisłe jasnoniebieskie dżinsy i też niebieską koszulkę, ale w ciemniejszym odcieniu. W tych ciuchach, przy mojej figurze, wyglądałam prawie jak małolata. Skoro mamy wspominać stare czasy to jest idealnie, uznałam, uśmiechając się do siebie.
Gdy się zjawiłam, zrobił kawę i postawił jakieś ciasto i kruche ciasteczka. Początkowo byłam nieco spięta, bałam się drętwej rozmowy. Tyle lat już upłynęło. Każdy miał własne, inne życie... Na szczęście moje obawy się nie sprawdziły. Rozmawialiśmy, śmialiśmy z głupot, jakie wówczas nam się przytrafiały. Było całkiem fajnie. Co prawda na początku rozmowa rzeczywiście nie za bardzo się kleiła, bo zaczęliśmy do tych ostatnich prawie dwudziestu lat, kiedy to się nie widzieliśmy, a żadne z nas nie chciało zbyt dużo powiedzieć. Ja na pewno, a co do niego to też odniosłam takie wrażenie. Bo i o czym gadać? O naszych nieudanych związkach? Porażkach życiowych? Rozgadaliśmy się dopiero, wracając myślami do tego wspólnie spędzonego czasu w szkole, z obecnego punku widzenia beztroskiego, ale z tamtego nie do końca. Każdy wiek ma swoje problemy. Teraz poczułam się swobodnie, nawet bardziej otworzyłam się na współczesność. Zrobiła się taka przyjemna, niemal rodzinna atmosfera, aż wydało mi się, że gdybym tylko wyciągnęła rękę, to dotknęłabym tych szkolnych lat. Czas jakby przestał się liczyć, dlatego, gdy w pewnej chwili spojrzałam na zegarek, zdziwiłam się, że siedzę już niemal dokładnie dwie godziny. Trzeba było się zbierać.
Podziękowałam za miłe spotkanie i towarzystwo, a on odprowadził mnie do drzwi. Na koniec jeszcze raz rzuciłam „dzięki, naprawdę fajnie było tak pogadać” i na pożegnanie szeroko się uśmiechając, dałam mu buziaka w policzek. On też odwzajemnił buziaka i kończąc go, niespodziewanie wsunął mi rękę między nogi. Aż rozdziawiłam buzię, głośno i gwałtownie nabierając powietrza do płuc, zupełnie zaskoczona tym pantagruelicznym zachowaniem. Początkowo z tego zaskoczenia w ogóle nie zareagowałam. Chociaż w pierwszej chwili zrobiłam jakiś nieokreślony ruch ręką w jego kierunku, instynktownie chcąc trzepnąć go w twarz, a może tylko odsunąć, prosił się przecież o to, ale niespodziewanie dla samej siebie, poniechałam tego. Może w mojej ocenie nie stało się nic aż tak strasznego, abym musiała sięgać po drastyczne metody. Stałam tylko, gapiąc się z rozdziawioną buzią, czując dotyk jego ręki w tak intymnym miejscu. Zaraz, gdy trochę ochłonęłam, zamierzałam mu przerwać, ale ostrożnie. Po tym sympatycznym spotkaniu byłoby mi głupio tak po prostu go walnąć. Nie miałabym sumienia. Mimo wszystko nie mogłam jednak pozwalać, aby ktoś mnie w taki sposób obmacywał, jakbym była jakąś lalą. Jednak i tej ostrożnej reakcji ostatecznie poniechałam.
Dlaczego zrezygnowałam ze zrobienia czegokolwiek? Paradoksalnie to, że postąpił właśnie w taki bezceremonialny, władczy sposób, bez mojej zgody, bardzo mnie podnieciło. Aż się zdziwiłam jak bardzo. Może potrzebowałam jakiegoś momentu zaskoczenia w moim ostatnio nudnym i przewidywalnym życiu? Właśnie czegoś takiego, że zostanę potraktowana ot tak, bez pytania i bez zwracania uwagi, czy mi się to podoba, czy nie. Niespodziewanie czerpałam z tej dziwnej sytuacji jakąś nieokreśloną, może nawet perwersyjną przyjemność. Dlatego, zamiast zrealizować pierwotny zamiar, tylko stałam niezdecydowanie, a mój „oprawca” w tym czasie bezkarnie obłapiał mi cipkę, uważnie obserwując moją reakcję. Gorzej. Robiło mi się coraz przyjemniej i to gwałtownie. Teraz byłam nie tylko zdezorientowana, ale i zadziwiona, że takie przedmiotowe potraktowanie mojej osoby, na które do tej pory nikomu nie pozwalałam, i jeszcze chwilę wcześniej byłoby nie do pomyślenia, teraz, nie dość, iż nie było przykre, to jeszcze bardzo mi się spodobało. Kto by pomyślał?
Wiedziałam, że jeśli za mocno się podniecę, to mogę stracić kontrolę nad sobą. Miałam jednak w tym doświadczenie i na jeszcze trochę przyjemności mogłam sobie pozwolić. Gdy podniecenie zbliżało się do niebezpiecznego poziomu, byłam już gotowa „podziękować” za zabawę, ale on po raz drugi mnie zaskoczył. Niespodziewanie, kilkoma szybkimi, zdecydowanymi ruchami rozpiął mi spodnie i zsunął gdzieś do kolan, przy tym odrobinę zsunęły się też majtki, odsłaniając skraj włosów łonowych, a ja znowu zadziwiona, tylko gapiłam się na to wszystko jeszcze bardziej podniecona tym, że zobaczył więcej, niż powinien. Natychmiast jego ręka, także bez pytania, bez jednego słowa, zanurkowała w moich majtkach, szybko przesuwając się w dół po wzgórku łonowym. W dalszym ciągu nie reagowałam, stojąc jak słup, niczym sparaliżowana nieznanym jadem. Jedynie wydałam z siebie dłuższy syk podniecenia. Nagle zrobiło mi się zbyt dobrze… oszałamiająco przyjemnie... Ponownie syknęłam z podniecenia, równocześnie lekko wypinając biodra w jego stronę, gdy dotknął mojego czułego punktu w głębi między nogami. Sama sobie nie mogłam uwierzyć, jak mocno i gwałtownie zrobiło mi się rozkosznie od tego dotyku. Do tego stopnia, iż już nie potrafiłam się zmobilizować, aby mu przerwać. Znalazłam się w niesamowitej ekstazie jakby zaczarowana. Utkwiłam w potrzasku. Przyjemność zrobiła się zbyt duża, abym była w stanie przerwać te pieszczoty, a równocześnie nadal miałam świadomość, że nie powinnam zgadzać się na takie traktowanie, chociaż... Właśnie. Potraktował mnie niczym dziwkę, a myśl ta, w jakiś niesamowity sposób jeszcze dodawała mi podniecenia. Już tylko pojękiwałam z upojenia, a jego palce zaczęły bez przeszkód przenikać do wnętrza przez moją bramę rozkoszy, której wierzeje były teraz otwarte na oścież i ociekające wilgocią jak po ulewie. Stopniowo coraz głębiej, a im bardziej, tym dla mnie przyjemniej. Poddałam się całkowicie jego woli i tej wypełniającej całą mnie niesamowitej ekstazie. Ledwo mogłam ustać z podniecenia, złapałam się ręką czegoś, jakiegoś mebla, czując, że zaraz będę szczytować. Ze mnie już nie wydobywają się tylko rozkoszne jęki, teraz wręcz krzyczę, nie mogąc wytrzymać tej potężnej ekstazy. Chcę, próbuję jak najciszej, ale niewiele z tego wychodzi. W końcu robi mi się tak dobrze, jak dawno nie było. Wszelkie hamulce, jakie jeszcze miałam, teraz puściły. Krzyczę, nie, wrzeszczę na cały głos, zresztą inaczej pewnie bym nie wytrzymała, nie dała rady ustać od wybuchającego we mnie potężnego orgazmu.
Stałam jeszcze dobrą chwilę po tym, jak zdecydował się wyjąć rękę, głęboko oddychając, łapiąc powietrze jak ryba wyjęta z wody, z trudem utrzymując równowagę, w nieco zsuniętych majtkach i spuszczonych do kolan spodniach, zanim zdołałam cokolwiek zrobić. Dobrze, że nikt tego nie widział. Miałby ubaw, patrząc na mnie w tym stanie z boku. Jak już wróciły mi siły, poprawiłam majtki, podciągnęłam i zapięłam spodnie, po czym z zażenowaniem bąknąwszy coś na pożegnanie, po prostu uciekłam.
To wszystko działo się przy drzwiach wyjściowych. Pewnie słychać było mnie nie tylko u sąsiadów, ale i na całej klatce schodowej. Schodząc, a właściwie zbiegając z czwartego piętra, miałam tylko nadzieję, że nikt z jego sąsiadów teraz nie wyjrzy. Spaliłabym się chyba ze wstydu. Na szczęście było pusto.
Ochłonęłam dopiero na dworze. Świat wyglądał tak samo, jak wcześniej, może wydał mi się tylko bardziej kolorowy. Czułam jednak złość. Ja, 36-letnia, doświadczona, dorosła kobieta, dałam się podejść i wykorzystać jak jakaś głupiutka małolata. A może to ta rozmowa spowodowała, że przez te kilka chwil, tam, poczułam się nastolatką?