Siedzące w okręgu dziewczyny pełnymi garściami czerpały z dobrodziejstw, jakie zapewniała działka Wójcików. Wdychały zapach świeżo skoszonej trawy, nieustannie wędrując wzrokiem ze zmierzchającego nieba na stojącą między nimi butelkę bezalkoholowego szampana. Po trunek odważyła się sięgnąć Martyna, jedyna z apostołek, która miała jakieś doświadczenie w otwieraniu takich wspaniałości. Okazja do świętowania była nielicha, wszak właśnie skończył się rok szkolny.
Puf! Bąbelkowa ciecz wyprysnęła w górę przy głośnym pisku panienek, które z nogami splątanymi w tureckim siadzie nie były w stanie uratować swoich kolorowych strojów przed poplamieniem.
– No pięknie… – utyskiwała Basia, której oberwało się najmocniej.
Kompanki nie podjęły tematu, zbyt zajęte wsłuchiwaniem się w spływający do kieliszków musujący płyn. Już miały skosztować jasnego trunku, gdy usłyszały podwójne kaszlnięcie najmniejszej w towarzystwie Julki. Miała kwiat we włosach i pachniała wanilią. Doprowadziła grupę do porządku i nakazała złapać się za ręce.
– Dziękujemy Ci za naszą przyjaźń, wakacje, tego szampana i za to, że jesteś – wyrecytowała Waniliowa z zamkniętymi oczami, kierując swoje słowa prosto do nieba.
– Bóg zapłać – odpowiedziały chórem, parodiując charakterystyczną wymowę księdza Arka.
Śmiechom nie byłoby końca, gdyby cienkie szkło kieliszków nie zaczęło dopominać się o uwagę połyskiem zniecierpliwienia. Apostołki sięgnęły po swój przydział i jak na komendę upiły niewielki łyczek. Ich twarze promieniały z rozkoszy, jakby degustowany napój przeleżał sześćdziesiąt lat w niewielkiej piwniczce gdzieś w Alzacji.
– Za rok zamiast tego sikacza kupimy sobie coś z alkoholem. – Magiczną chwilę przerwała Basia, której jak zwykle coś nie pasowało.
Jako jedyna nie rozumiała, że żadne procesy fermentacji nie mogą się równać smakiem z mieszaniną młodości i wolności.
Zośka Wójcik miała tego po dziurki w nosie, ale Martyna w porę położyła jej rękę na kolanie i porozumiewawczym spojrzeniem zażegnała kryzys towarzyski. Wkrótce dziewczynom rozplątały się języki. Choć stanowiły zgraną paczkę spotykającą się codziennie w szkole, a później także w kościele, na plebanii czy próbach chóru, szybko okazało się, że każda miała swoje tajemnice.
– Julka… Opowiedz, wiesz o czym. – Martyna szturchnęła ją łokciem.
– Nie ma mowy! – zaprotestowała.
Próbowała się wywinąć, ale nie miała szans.
Przez ponad godzinę zuchwale chłonęła kościelne ploteczki swoich towarzyszek, które teraz bezlitośnie przypierały ją do muru, domagając się rewanżu. Desperacko szukała rozwiązania. Zamierzała opowiedzieć coś innego, coś mniej intymnego, ale zrozumiała, że jest kompletnie wyzuta z ciekawych historyjek. Zabrakło jej zmysłu taktycznego, by zachować coś pikantnego na czarną godzinę.
Musiała skapitulować. Siorbnęła ostatnie kropelki musującego placebo i wstydliwie zaczęła:
– Jakiś miesiąc temu, wtedy co nie mogłam przyjść na chór, była poprawka sprawdzianu z matematyki. Znaczy, ja pisałam pierwszy raz, bo wcześniej byłam przeziębiona. Wyszłam z klasy cała w skowronkach, bo dobrze mi poszło i z tego wszystkiego nie usłyszałam, jak tuż za mną… – Julka ledwo zaczęła mówić, a dziewczyny już zacieśniły koło, pochylając się głęboko do przodu. – …ktoś szedł, nie wiedziałam kto, i dał mi klapsa w…
– W co?! – Basia nie wytrzymała napięcia.
– Basia, ty chyba klapsy w buzię dostawałaś, że nie możesz się na chwilę zamknąć. – Dla Zosi tego było już za wiele.
Wywiązała się wymiana zdań.
Jeszcze chwila, a niechybnie złapałyby się za kudły, ale Julka zaczęła mówić dalej, a żadna nie chciała uronić ani słowa z jej sensacyjnej opowieści.
– …w tyłek. – Waniliowa przygryzła wargę, wzrokiem szorując po ziemi. Przegrywała nierówną walkę z formującymi uśmieszek mięśniami policzkowymi.
Apostołki zasłoniły dłońmi usta z niedowierzaniem.
– Odruchowo wzięłam zamach, odwróciłam się za siebie i już miałam dać mu w twarz, a tam… – przerwała.
– Mirek.
– Paweł! – Ruszyła karuzela kandydatów.
– Musisz dla ochrony poluzować ramiączka przy plecaku, bo dalej będą klapsować! – gorączkowała się inna.
– Poznałam go od razu po bródce i włosach spadających na oczy. Okazało się, że to Marek. – Julka z trudem przedzierała się przez głosy koleżanek. – W ostatniej chwili zatrzymałam rękę.
– Dlaczego?! – krzyknęły wszystkie, oprócz Martyny.
– Może dlatego, że stał tak dziwnie spokojny, w ogóle nie obawiając się, że oddam? Albo przez to, jak zrobiło mi się ciepełko? Wtedy sama nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, ale teraz rozumiem. – Słuchaczki były tak zaciekawione, że żadna nie śmiała już przerywać. – Klapsy są niesamowite. Znamy je z dzieciństwa jako narzędzie do wymierzania kar, ale w świecie dorosłych…
– Jeszcze nie jesteś… – Basia urwała w pół zdania, widząc Zośkę, gotową zabić.
– Klapsy mogą być nie tylko nauczką, ale służyć do wyrażenia sympatii czy ustalenia hierarchii. Wszystko zależy od dobrania siły, a on… ahh! – rozmarzyła się. – Nie klepnął na tyle lekko, bym go wyśmiała, ani tak mocno, by wyrządzić mi krzywdę. Zawarł przy tym nieme ostrzeżenie, że może mocniej. Wprost idealnie! Jednym zaledwie kontaktem dłoni z pośladkiem wyraził swoje uwielbienie i nakazał podległość w tak niezwykły sposób, że musiałam odwzajemnić się respektem. – Głos mędrczyni mieszał się z głosem zafascynowanej nastolatki.
Apostołki wpatrywały się w nią jak w obrazek. Zaświeciły im się oczy, gdy Julka ponownie otworzyła usta:
– Choć nikogo innego na korytarzu nie widziałam, to czułam, że nie jesteśmy sami – kontynuowała. – Nie było w tym przypadku. No bo skąd w szorstkich dłoniach Marka takie wyczucie? Przecież się nie nauczył! Prawda jest taka, że miałam na sobie rękę nie tylko jego, ale i setek, tysięcy, a może i dziesiątek tysięcy mężczyzn, których praktykę odziedziczył z dziada pradziada! Czy więc mogłam go uderzyć, splunąć na wysiłki naszych przodków, skierowane na naszą przyjemność? – zapytała retorycznie i podjęła dalej: – Czy mogłam splunąć na samego Stwórcę, który w swym geniuszu dał mężczyznom wyjątkowo czułe dłonie, zaś kobietom szczególnie wrażliwą skórę, po stokroć potęgując naszą podatność na dotyk? Czy w ogóle można się przed tym obronić? Czyż nie są grzechem pychy same próby stawiania się woli Najwyższego? – unosiła się.
Żadna z koleżanek nie miała odwagi odpowiedzieć.
– To było wyjątkowe przeżycie. Marek mógł nie wiedzieć, że uderzając w pośladek od spodu, prześle wibracje między nogi. Na pewno nie wiedział, że się trochę… zwilżyłam. – Julka poczerwieniała i na chwilę straciła rezon, ale nic nie mogło zatrzymać jej potoku słów. – Wiedział za to, że stoi za nim wszystko, świat cały, a mnie przyjemność odziera ze wszelkich powodów do złości. Zamiast poniżenia, czułam trudną do opisania satysfakcję. Właśnie dlatego stał taki spokojny, pomimo dłoni lecącej w jego twarz. Bo wzorem Pana naszego, który dzień za dniem misternie realizował swoją wizję, po skończonej pracy wiedział, że to, co zrobił, było dobre.
Płomyk w oświetlającym krąg lampionie zaczął szaleć pomimo zerowego wiatru. Czyżby to Duch Święty przesyłał Julce aprobatę?
– Chłopacy chyba nie są tacy źli – zastanawiała się. – Myślę, że Bóg nie tylko stworzył Ewę dla Adama, ale uczynił ją taką, by Adam był też dla niej… Od dawna zamierzałam wam powiedzieć. No bo co by z nami było, gdyby apostołowie zostawili swoje transcendentalne doświadczenia tylko dla siebie? – Natchnienie pchało ją do słów, których znaczenia nawet nie była pewna.
– Dobrze zrobiłaś – pochwaliła Zosia.
– Tak trzeba było – wtórowała inna.
– Julka, skąd ty to wszystko wiesz? – zapytała Martyna.
– Bo wiem… – Julka ani myślała wspominać o tym, co ostatnio wyszukiwała w Internecie.
– Bóg zapłać – powtórzyła grupowy dowcip Basia.
Żadna się nie zaśmiała. Zwierzenia Julki były zbyt poważne, by można było sobie z nich żartować.
– Co zrobiłaś potem? – Gospodyni miała więcej pytań.
– Nic. Patrzyliśmy chwilę na siebie, a potem minął mnie zadowolony i tyle go widziałam.
– Szkoda.
– Szkoda – potwierdziła Julka.
Bo chętnie nadstawiłaby drugi pośladek.
Drogi Czytelniku! Przeczytałeś do końca? Pozostaw po sobie komentarz. To najlepsza nagroda dla twórcy.
Ostatnio edytowane przez moderatora: