Było typowe jesienne, ponure, pochmurne i momentami deszczowe sobotnie popołudnie. Siedziałem sam w domu, nie mając pomysłu na wieczór, gdy nagle melodyjnie, motywem „Dla Elizy”, odezwał się domofon. Zdziwiłem się niepomiernie, bo do tej pory zawsze beznamiętnie gulgotał. A tu przecież nie wiosna ani nie walentynki, ani nawet nie było ogłoszenia o wizycie konserwatora domofonu i nagle, bagatela, Bagatela „Dla Elizy” pana Ludwiga van Beethovena.
Ciekawe, kim była ta Eliza? I dlaczego najpierw na imię miała Teresa, a Elizą stała się po tym, jak utwór na nowo odkrył co prawda też pan Ludwig, ale Nohl? Może pan Nohl odkrył nie tylko utwór pana Beethovena, ale też ową Elizę? Stąd zmiana tytułu.
Ponowne dźwięki „Dla Elizy”, która była chyba Teresą, wyrwały mnie z zamyślenia. Normalnie bym nie otworzył, nikt wcześniej nie zapowiadał się do mnie z wizytą, a nie miałem w zwyczaju wpuszczać osób niezapowiedzianych. Roznosicieli ulotek mogłem sobie darować. Jednak liryczne nutki nie pozwoliły zbagatelizować tajemniczej osoby. Podszedłem do domofonu i nawet nie pytając, powiedziałem krótko „proszę”, otwierając drzwi na klatkę schodową bloku, w którym mieszkam. Wkrótce do moich drzwi zapukała tajemnicza osoba. Natychmiast je otworzyłem i ujrzałem z pewnością damę.
– Jestem Fikcja Literacka – przedstawiła się od progu dama w kwiecistej jedwabnej sukience za kolana.
– Miło mi, Indragor – zrewanżowałem się – zapraszam.
Zaprosiłem damę do pokoju, proponując miejsce na kanapie, z czego skwapliwie skorzystała.
– Herbaty, kawki, a może coś mocniejszego, pani Literacka? – zaproponowałem.
– Proszę mi mówić Fikcja. – Uśmiechnęła się zniewalająco.
– W takim razie proszę mi mówić Indragor – odwzajemniłem niezbyt przytomnie propozycję. Na moje usprawiedliwienie, znajdowałem się pod ogromnym wrażeniem nienagannych manier niespodziewanego gościa. W końcu dama to współcześnie rzadki widok.
– Poproszę kawę. Herbatę niedawno piłam, a alkohol źle wpływa na moją wyobraźnię – umotywowała szczegółowo swoją decyzję, jak przystało na damę.
– Mam jeszcze świetny makowiec – kusiłem.
– Niestety, nie jadam maku – odpowiedziała – ale gdyby miał pan słone paluszki, byłabym zobowiązana. Bardzo dobrze przy nich mi się opowiada – wyjaśniła jakby nieco zawstydzona takim żądaniem.
– Oczywiście, rozumiem. Na szczęście dysponuję słonymi paluszkami, ale nie śmiałem proponować… – To rzekłszy, powędrowałem do kuchni.
– Chciałabym we wspomnieniach sięgnąć do wydarzeń moich i mojej przyjaciółki, które nigdy nie miały miejsca – usłyszałem melodyjny głos Fikcji, zaraz po tym, gdy wróciłem z aromatyczną kawą i słonymi paluszkami.
– Ależ proszę bardzo – zachęciłem damę, natychmiast łapiąc notes i ostatni w mojej kolekcji ołówek chemiczny.
Fikcja sięgnęła po słony paluszek, z gracją odchrupnęła mały kawałek i zwracając wzrok w moją stronę, z uśmiechem delikatnego zakłopotania, jakby obawiała się, że sprawia mi kłopot, zapytała:
– Czy nie przeszkadza panu, że moje wydarzenia z przeszłości nigdy nie miały miejsca?
– Ależ skąd! – zapewniłem żywiołowo damę.
– W takim razie...
Fikcja Literacka poprawiła się, siadając nieco bardziej swobodnie, po czym z westchnieniem namysłu rozpoczęła swoją opowieść, a ja dyskretnie, aby jej nie rozpraszać, starałem się zanotować wszystkie płynące z jej ust słowa.
Mówi się, że początek wielu związków damsko-męskich ma miejsce na pogrzebach. W moim przypadku to chyba początek i koniec. A szkoda. No cóż, moje życie nie układało się jak po różach, a jeśli już, to po zwiędłych. Zawsze miałam jakoś pecha do chłopaków. Uważałam też, że w związku to dziewczyna, czyli ja, powinna decydować, co ma być, a czego ma nie być. Tylko, gdy przychodziło co do czego, zwykle traciłam głowę, tym samym stawałam się uległa, zamiast starać się panować nad sytuacją. Takie moje życie. Pomimo tej oczywistej sprzeczności, nadal trwałam przy swoich zasadach. Do teraz. To, co się wydarzyło, zachwiało moimi ugruntowanymi poglądami.
Tak, w moim przypadku wszystko, co ważne, zaczęło się na pogrzebie dziadka. Na stypie siedziałam sama przy stole w tej czarnej spódnicy przed kolana i białej rozpinanej bluzeczce. Okropne, prawda? Mama stwierdziła, że na pogrzebie mam wyglądać elegancko, skromnie i stosownie do okoliczności. No to wyglądałam i śmiertelnie nudziłam się z braku jakiegokolwiek towarzystwa. Do tego stopnia, że obawiałam się, czy z tych nudów nie zejdę z tego świata zaraz po dziadku. Nie mogłam liczyć nawet na towarzystwo mojej ukochanej i niezawodnej przyjaciółki, Wioli. Złożyła tylko ze łzami w oczach szczere kondolencje.
Rozumiałam ją. Zawsze strasznie dołowały ją smutne wydarzenia. Bała się, że nagle się rozryczy, urządzając z siebie widowisko i zaszkodzi mojemu wizerunkowi. A przecież, jak powiedział tata, miałam „godnie reprezentować rodzinę”. Niestety ja za to, jako wspomniana reprezentantka najbliższej rodziny, nie mogłam się wykręcić od tego wątpliwego zaszczytu. Wszyscy wokół mnie to tak zwani dorośli, niektórzy już jedną nogą w grobie, aż zastanawiałam się, czy dotrwają do końca stypy. Wtedy impreza mogłaby się znacznie przedłużyć. Chyba ja też bym tego już nie przeżyła. Z pewnością ci dorośli uważali mnie za niegodną uwagi „gąskę”. Co ja tam mogłam wiedzieć o ich sprawach. Rozprawiali tylko o „czymś ważnym” w małych grupkach, od czasu do czasu wychodząc przed dom „na papieroska”. Jak na późną jesień było wyjątkowo ciepło. Niektórzy przyjechali nawet z daleka. Mój dziadek był znaną w mieście postacią, dlatego ludzi chętnych nażreć się przy stole szwedzkim nie brakowało.
Dziwne, że siedziałam przy stole szwedzkim, prawda? Jednak te kilka krzeseł wciśniętych przy nim przy ścianie, było w zasadzie jedynymi wolnymi miejscami w salonie. Co prawda gdzieś zawsze bym się wtranżoliła, jak mawia moja mama, ale wolałam uniknąć uwag na swój temat typu „jaka ładna”, „jaka sympatyczna dziewczyna”, „jak dobrze wychowana młoda dama”, albo inne bzdety. Na domiar złego musiałabym udawać zainteresowanie rozmową, brr. To byłoby jeszcze gorsze niż siedzenie w samotności i rozpamiętywanie mojego nieudanego życia. Innym jakoś się udawało. Mnie nie. Już od samego początku.
A wiecie, co jest najważniejsze w życiu? Najważniejszy jest ręcznik. Można się nim okryć, gdy jest zimno, ochroni przed słońcem i deszczem, a mokry może posłużyć za prawdziwą broń. Ja o tym nie wiedziałam, dopóki nie obejrzałam filmu „Autostopem przez Galaktykę”. Dlatego przez życie szłam z widelcem. Dziobałam nim tu i tam, ale tylko trafiały mi się okruszki życia, a i tak większość mi spadała. Jak teraz, próbuję zebrać nim okruszki ciasta z mojego talerzyka, ale zanim coś doniosę, to większość spada z powrotem na talerz.
Tak. W moim życiu, poza paroma godnymi pożałowania incydentami, nic się nie wydarzyło. I jeszcze to teraz. Dziadek umarł. Jedyne co mogłam robić, to właśnie zająć się rozpamiętywaniem mojego nieudanego życia. Tak, powtórzę znowu, gdyby ktoś nadal nie załapał: NIEUDANEGO. Nie wierzycie? Niby użalam się nad sobą? Bo nastolatka, to panikara i nie może być tak źle? Akurat!
Od razu zaczęło się źle. Zostałam poczęta… cóż za szumne słowo, prawda?, przez przypadek. Mama urodziła mnie, gdy miała dziewiętnaście lat. Mój tato był niewiele starszy, miał dwadzieścia jeden lat i był studentem pobliskiej uczelni. Co do mamy, to była taką szarą myszką, nierzucającą się w oczy, nie to, co teraz. Wszystkim w jej klasie wydawało się nawet, że nigdy nie miała chłopaka, aż tu w maturalnej okazało się, że jest w ciąży. Mama zaczęła spotykać się po kryjomu z tatą od drugiej klasy liceum i od tego czasu, mniej więcej, tato regularnie wypełniał mamę swoją spermą. Któregoś razu wypełnił ją tak skutecznie, że zaszła w ciążę. I tak równo po dziewięciu miesiącach pojawiłam się ja, zupełnie nieplanowana, zupełnie przez przypadek. Zaraz po moim urodzeniu wzięli ze sobą ślub i w ten sposób oficjalnie zostałam ich córką. Nie powiem, moi starzy są w porządku, ale to jednak tylko rodzice.
Zastanawiam się, po kim odziedziczyłam tę cechę. Chyba po mamie. Nie cierpię kochać się w prezerwatywie. To tak jakby brać prysznic w butach. Niby wszystko w porządku, ale ma się wrażenie, że coś jest nie tak. A doszukiwanie się co jest nie tak, nie sprzyja odpowiednim doznaniom podczas seksu. Wtedy powinnam całkowicie się zatracić w przyjemności. Jednak jakoś dotychczas nie było mi to dane.
W moim dzieciństwie nic ciekawego się nie wydarzyło. Nie ma o czym mówić. Dzień jak co dzień. Dom, jedzonko, podwórko, później szkoła, od czasu do czasu siusiu, kupka i lulu. Czasami gdzieś wyjazd, na kolonie czy coś takiego. I tak na okrągło. NIC CIEKAWEGO. Mały przerywnik w wieku dwunastu lat. Zakochałam się w starszym o trzy lata bracie koleżanki z klasy. Jaki on wydawał się męski! Aż sama teraz w to nie wierzę. Był dla mnie ideałem chłopaka i mężczyzny, dopóki nie wyznałam mu miłości. Wtedy czar prysł. Wyśmiał mnie, powiedział coś, że z takimi durnymi siksami to on się nie zadaje i żebym spadała na drzewo, gdzie moje miejsce. Nazwał mnie siksą!!! Zabolało. A ja głupia, byłam gotowa dla niego na wszystko, co może dwunastolatka.
Serce krwawiło mi dwa dni, to znaczy dwa dni ryczałam. Tak mnie zranił! Najgorsze, że potem pół klasy się ze mnie śmiało, jak moja wówczas niby-przyjaciółka wszystko wypaplała. Wtedy postanowiłam, że będę twarda. Mimo to do końca szkoły miałam ciężkie życie. Na szczęście w Ogólniaku poznałam moją niezawodną przyjaciółkę, Wiolę.
Pierwszy raz w charakterze obiektu seksualnego wystąpiłam w wieku czternastu lat. Byłam już dość dobrze rozwinięta, chociaż tyłek zawsze miałam chudy. Trochę z tego powodu cierpię. Zazdroszczę niektórym dziewczynom, że mają o wiele lepiej ode mnie wykształconą tę część ciała, w związku z tym są przez chłopaków łapane za ową część. Mnie jakoś nikt. Z tej zazdrości, kiedyś sama miałam ochotę złapać taką za to jej dupsko, nisko, bardzo nisko, aby chociaż się wystraszyła. Zawsze jednak brakowało mi śmiałości. Niedużo, ale brakowało.
Wracając do moich czternastu lat, niedaleko nas, na tej samej ulicy, mieszkał starszy ode mnie o cztery lata chłopak. Rodzice przestrzegali mnie przednim, „bo to chuligan”, jak mawiali. I jak się okazało słusznie. Kilka miesięcy temu nawet trafił do więzienia za coś tam.
Dla mnie jednak był zawsze miły. Przyznam: to, że chuligan wzbudzało we mnie niezdrowe podniecenie. To znaczy, podniecenie samo w sobie jest zdrowe, ale nie dla mnie w tym przypadku. No, po prostu ciągnęło mnie do niego. A taki przymilny, tak opiekuńczo mnie obejmował, takie piękne słówka mi szeptał, aż dreszcze po mnie przechodziły. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to wąż w owczej skórze. A może wilk? Nieważne. Któregoś razu, gdy po pożegnaniu odwróciłam się tyłem, odchodząc, rzucił za mną: „masz seksowny tyłeczek”. Odkręciłam się i z zadowoloną miną rzuciłam „dzięki”, po czym z mocno podbudowanym kobiecym ego ruszyłam niczym paw, do domu. Nie ma co się dziwić. Był pierwszym chłopakiem, który w ogóle dostrzegł moją pupę i to od razu jako seksowną! A to przecież moja pięta achillesowa. Dlatego jego komplement niestety całkowicie uśpił moją czujność. Niedługo potem zaprosił mnie do siebie, a ja głupia zgodziłam się, nie mając pojęcia, że wchodzę do pułapki jak ten niedźwiedź.
Znacie to? W klatce jest smakołyk. Łasy na smakołyk niedźwiedź wchodzi do klatki, nie zastanawiając się, skąd on tam się wziął. Dostaje się do smakołyku, ale za nim zamyka się pułapka. Wtedy dopiero niedźwiedź orientuje się w sytuacji, ale jest już za późno. Ma smakołyk, ale stracił wolność. Tak było ze mną, tyle że na moje szczęście, pułapka się nie domknęła.
W swoim domu zaproponował mi do wyboru piwo albo coś mocniejszego. Już w tym momencie powinien mi włączyć się w głowie alarm, że chce mnie upić, abym była łatwiejsza, ale się nie włączył. Dobrze, że chociaż zdecydowanie odmówiłam mocnego trunku. Bajerując okrągłymi słówkami i komplementami, zaczął obłapiać, próbując pocałować. Starałam się uciec ustami, ale po kilku próbach nie udało mi się i przywarł swoimi do moich, próbując wcisnąć język do buzi. Trzymałam jednak mocno zaciśnięte zęby. Ponieważ taka siłowa szamotanina się przedłużała, zebrałam się w sobie i mocno odepchnęłam go. Był dla mnie przyjacielem, opiekunem, mentorem nawet, dobrze mi było w jego towarzystwie, ale nie widziałam się w roli jego kochanki; on najwyraźniej tego nie rozumiał. Zaraz poderwałam się z kanapy obrażona, po czym z godnością ruszyłam do wyjścia. I to był mój kolejny błąd. Należało schować godność i czmychnąć niczym Struś Pędziwiatr, bo nim zrobiłam kilka kroków, ponownie mnie dopadł. Złapał od tyłu, obejmując mocno ramieniem. Drugą rękę wsadził mi między nogi. Dobrze, że miałam na sobie obcisłe dżinsy, dzięki temu nie mógł wsadzić ręki pod nie. Próbował, ale mu się nie udało więc tylko, a może aż, złapał mnie przez spodnie. Próbowałam się wyrwać, wierzgając i głupio piszcząc, jakby to ostatnie mogło w czymś mi pomóc. Przestraszyłam się nie na żarty, ale panika najmniej była mi teraz potrzebna, niemniej panikowałam. On nie zwracając najmniejszej uwagi na moje protesty, niczym wąż, cały czas uspokajająco mruczał mi do ucha „nie wyrywaj się, zaraz zrobi ci się dobrze, będzie bardzo przyjemnie, jesteś taką seksowną laską, aż żal, żebyś dalej była nieruszana, zobaczysz, będziesz zadowolona i będziesz sama przychodzić po jeszcze...”. Co do tego, że zrobi mi się dobrze, realnie się obawiałam. Tak naprawdę, jedyne co mi w życiu dobrze wychodziło, to podniecanie się. Z tym akurat nigdy nie miałam problemu, z całą resztą niestety tak.
Mimo że panikowałam, ciężko przestraszona bardzo prawdopodobną możliwością gwałtu, to ten masaż cipki przez spodnie powodował, że wbrew swojej woli zaczęłam odczuwać coraz silniejsze podniecenie. Koniecznie musiałam coś zrobić i to szybko, bo gdybym zbyt mocno się podnieciła, nie miałabym siły, aby się obronić. Czułam to.
Paradoksalnie te jego wężowo-spokojne słowa sprawiły, że trochę się uspokoiłam, przestawałam tak bardzo panikować. Powiedziałam zdecydowanie do siebie w duchu „ratuj się dziewczyno, zanim będzie za późno, myśl!”. Udałam, że przestaję się bronić, po czym zebrałam się w sobie i zrobiłam jedyną rzecz, jaką mogłam. Z całych sił spróbowałam się wyrwać. Był znacznie silniejszy ode mnie. Cała moja akcja powinna zakończyć się niepowodzeniem i niechybnie gwałtem na mnie, jednak padalec chyba nie przewidział takiego oporu i to w tym momencie. Jakimś cudem zdołałam się od niego odepchnąć i wyrwać. Mimo szoku błyskawicznie odwróciłam się i wściekła kopnęłam go w krocze. Niezbyt mocno, ale z pewnością poczuł, bo jedną ręką złapał się za genitalia z grymasem bólu na twarzy. Natychmiast jednak, nim coś zrobiłam, ryknął „ty mała dziwko!”, aż cała się skuliłam, i zaraz trzepnął mnie w twarz, tak mocno, że straciłam równowagę i omal się nie przewróciłam. Na szczęście obok stała jakaś szafa. Wyrżnęłam o nią boleśnie, ale dzięki temu odzyskałam równowagę, inaczej leżałabym jak długa, a on pewnie zaraz na mnie. Nie oglądając się, pędem rzuciłam się do drzwi.
Cała zapłakana i roztrzęsiona wpadłam do domu. Na szczęście nikogo nie było. Pręgi na twarzy zamaskowałam dziwnym makijażem. Mama była nim zdumiona, ale przecież nastolatki muszą się zachowywać dziwnie, prawda? Po prostu nie chciałam, aby rodzice się dowiedzieli, przecież zabraniali mi się z nim spotykać. Było to moje ostatnie spotkanie z tym padalcem. Po tym zdarzeniu nabrałam większego szacunku do rodziców. Samowolka w tym przypadku mogła się dla mnie naprawdę źle skończyć. Gdy o tym pomyślę, jeszcze skóra mi cierpnie.
Przez pewien czas nie mogłam zrozumieć, jak mógł mnie nazwać dziwką. Poza strachem byłam jeszcze wściekła za to. No bo jakim cudem dziewica może być dziwką?
Ten incydent na długo, bo na prawie dwa lata zraził mnie do chłopaków.
Moją jedyną prawdziwą przyjaciółką od zawsze, to znaczy od liceum, była Wiola, czyli Wioletta. Wiola jest starsza ode mnie o miesiąc, ale to się nie liczy. Doskonale się rozumiemy i spędzamy ze sobą dużo czasu. Po prostu jest nam dobrze razem. We wszystkim bezwarunkowo się wspieramy. Jedyne, czego jej zazdrościłam i zazdroszczę, to pupy. Jest naprawdę cudowna. Idealnie krągła i niezwykle seksowna. Pewnie dlatego, w przeciwieństwie do mnie, pada ofiarą chłopaczków o bardzo małym rozumku, to znaczy chyba wszystkich, którzy mają odwagę i nic w głowie. Toteż z pewnością myślą tylko genitaliami, obserwując wyłącznie reakcję swojego zwisu na widok dziewczyny. Patrzy taki na mój tyłek – brak reakcji. Patrzy na tyłek Wioli – staje mu, no to trzeba za ten tyłek złapać. Zwykły bezmózgi odruch bezwarunkowy. Oko – penis – ręka.
Chociaż tu trochę rozumiem chłopaków. Też czasami kusiło mnie, aby ująć w dłoń tę jej cudowną pupę albo chociaż dać głośnego klapsa, szczególnie gdy obie stałyśmy przed lustrem nago, bawiąc się w „znajdź dziesięć szczegółów, którymi różnią się te dwa obrazki”. Jeden szczegół od razu rzucał się w oczy. To mój chudy tyłek.
Zaraz, gdy skończyłam piętnaście lat, no piętnaście lat i dwa miesiące, koniecznie musiałam dowiedzieć, jak to jest praktycznie z tym całowaniem się z języczkiem. Oczywiście wiedziałam, że to będzie przyjemne, tylko jak? Nie zamierzałam na razie zbliżać się do żadnego chłopaka, więc miałam z tym zagwozdkę. Niby mogłam jakiegoś przypadkowego wybrać i poprosić ot tak, by mnie pocałował z języczkiem, z pewnością by mi nie odmówił, chyba by nie odmówił, ale przypuszczałam, że mój język pewnie by mu nie wystarczył. Chciałby coś więcej i jeszcze więcej, a ja nie mogłabym mu tego dać. Czułam lęk, że znowu mogłabym znaleźć się w takiej sytuacji jak z padalcem albo gorszej. Proszenie chłopaka o pocałunek z językiem, a nawet o cokolwiek, nie wchodziło w grę. Naturalne, że w tej sytuacji zwróciłam się do przyjaciółki.
Najpierw spojrzała na mnie, jakbym straciła rozum. Wiedziała jednak, co mi przytrafiło się niecały rok wcześniej i gdy przypomniałam jej, dlaczego nie mogę z chłopakiem i zarzekłam się, że to nie będzie naprawdę, tylko taka próba, zobaczymy, jak to jest, nie będziemy naprawdę się całowały, zgodziła się.
Teraz, jak o tym myślę, to szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak można całować się na niby z języczkiem. Mimo wszystko miałyśmy tak zrobić. Był tylko jeden problem do rozwiązania. Czy ja wsunę język jej do buzi, czy ona mi. Ostatecznie ustaliłyśmy, że najpierw ja, a potem drugi raz ona, żebyśmy obie wiedziały to samo. Stanęłyśmy naprzeciwko siebie, blisko, mierząc się przez chwilę wzrokiem. Przysunęłam się jeszcze bliżej i złapałam Wiolę w talii. Dotknęłam swoimi ustami jej, wtedy Wiola rozchyliła ząbki. Wsunęłam swój język, ostrożnie, bo bałam się, jak to będzie. I nagle koniuszki naszych języków spotkały się ze sobą. Zaraz, gdy to się stało, odskoczyłam, chichocząc, bo ciarki po mnie przebiegły, a Wiola też zachichotała, więc pewnie po niej też.
– Fajne – powiedziałam, bo rzeczywiście było to ekscytujące. Jeszcze takiej emocjonującej przyjemności nie przeżywałam. Nie to, aby było to coś nadzwyczajnego, tylko był to taki inny rodzaj przyjemności, takiej… takiej przyjemnie mokrej, aż serce zaczęło mi mocniej bić.
– Aha – odpowiedziała zadowolona Wiola. Spojrzała na mnie zachęcająco, zwilżając delikatnie koniuszkiem języka usta.
Zrobiłam to samo i ponownie złączyłyśmy się ustami. Tym razem śmielej wsunęłam język, ocierając się o język Wioli. Trwało to kilka minut, a w tym czasie nasze języki zabawiały się ze sobą, to dotykając się tylko koniuszkami, to delikatnie pieszcząc, to siłując się ze sobą. Eksperymentowałam też z podniebieniem Wioli, co również było przyjemne, mmm...
Zaraz, gdy przestałyśmy się całować, rozogniona Wiola bez chwili zwłoki zawołała:
– Teraz ja!
– Zaczekaj – powiedziałam – daj mi złapać oddech.
Serce mi waliło i odczuwałam podniecenie, które nakazywało mi kontynuować zabawę. Po kilkunastu sekundach, gdy odrobinę się uspokoiłam, to ona przywarła do moich ust, wsuwając język. Nie wiem, ile to trwało, w każdym razie niedługo, gdy Wiola przerwała.
– Wolę, jak ty mnie całujesz – przyznała się – ja chyba mam za krótki język – stwierdziła.
Patrzyłyśmy na siebie i widziałam, że oczekuje tego. Objęłam ją w pasie i zbliżając się do jej ust, przesunęłam dłonie na plecy, aż Wiola ekscytująco zadrżała. Wkrótce i ona nieśmiało mnie objęła. Chyba z godzinę straciłyśmy, co chwila się całując, z ciekawości eksperymentując na różne sposoby. Teraz wiem, że również z ogarniającego nas coraz większego podniecenia. W pewnym momencie poczułam, jak Wiola obejmuje dłonią mi cycek. Gwałtownie zaprzestałam pocałunku.
– Co robisz? – zapytałam zdziwiona i trochę wystraszona, bo nie powiem, aby mi to nie sprawiło przyjemności. Dopiero po dłuższej chwili, jakby się ocknęła. Przestała ugniatać mi pierś, cofając rękę ze wstydem.
– Przepraszam – mruknęła, spuszczając oczy. – Nie wiem czemu. Przepraszam, ale tak jakoś samo wyszło. No… tak jakoś cała się podnieciłam. – Ze wstydem wydusiła z siebie to ostatnie zdanie.
– Nic złego się nie stało. – zapewniłam ugodowo. – Trochę to dziwne, ale ja też się podnieciłam – przyznałam szczerze po chwili.
Obie milczałyśmy, popatrując na siebie ze wstydem. Czułam, że jest mi gorąco. Wioli chyba też, bo tak jak ja miała zaróżowioną twarz. Byłyśmy nieco zdyszane, wyglądałyśmy jak po krótkim biegu.
– To głupie... ale... aż mi się mokro zrobiło… tam...– Wstydliwie posunęła się jeszcze o krok Wiola.
– Mnie też – odpowiedziałam szczerością za szczerość. Obie byłyśmy podniecone tymi pocałunkami i ostrożnymi pieszczotami, bo jak zaczęłyśmy się obejmować, to nasze ręce jakoś tak zaczęły trochę się poruszać.
– Naprawdę? Myślałam, że tylko ja… – Wiola wydawała się zdziwiona, jakby sądziła, że tylko jej coś takiego się przytrafiło. Kiwnęłam głową, a ona dodała z niepewnością: – Może nie powinnyśmy się więcej całować, bo… bo jak jestem taka podniecona, to mogłabym coś głupiego zrobić… już zrobiłam… gniewasz się na mnie, prawda? – wstydliwie popatrywała na mnie, przygryzając wargi z nerwów, że się pogniewałam na nią.
– Już ci mówiłam, że nic się nie stało, nie gniewam się, nie ma za co... ale zgoda – powiedziałam. Też czułam, że mogłabym z tego podniecenia zrobić coś niemądrego. Miałam chęć złapać ją za ten cudownie seksowny tyłek, przycisnąć do siebie i całować, całować… Przestraszyłam się tej myśli. – To jest przyjemne, nawet bardziej niż myślałam, ale masz rację, Wiola, to głupie, byśmy… we dwie… chociaż całkiem fajnie…
Zgodziłyśmy się, że więcej tego nie będziemy robiły. Strach, do czego mogłoby to doprowadzić, przeważył.
W wakacje, gdy miałam prawie szesnaście lat, a konkretnie w sierpniu, opiekowałam się bobaskiem stryjka i stryjenki, gdy byli w pracy. Nie miałam nic innego do roboty, bo Wiola wyjechała z rodzicami na dwa tygodnie. Dzieciaczek był spokojny, więc niewiele miałam zajęcia.
Pewnego dnia, wracając „po pracy”, spotkałam na ulicy kolegę z klasy. Tak sobie z nudów wpadłam na pomysł, aby go zaprosić. Normalnie bym do niego nawet nie zagadała, ale we dwójkę zawsze przyjemniej leci czas. Wprawdzie nadal czułam jakąś tam niechęć do bliższych kontaktów z chłopakami, ale ten był ewidentną nieszkodliwą ciapą w okularach. Ciapą, którą mogłabym kręcić, jak tylko bym chciała. Pewnie jeszcze nawet nie wiedział, co można robić z dziewczynami. Tak z obserwacji w szkole mi wychodziło. No, może przesadziłam, z tym że nie wiedział, ale z pewnością by się nie odważył cokolwiek zrobić, dlatego zupełnie nie obawiałam się go. Zdecydowanie nie wyglądał mi na mężczyznę.
Był bardzo zdziwiony moim zaproszeniem i początkowo próbował się wymówić. Trochę się namęczyłam, aby go przekonać. Pewnie pierwszy raz dostał taką propozycję od dziewczyny albo myślał, że go wkręcam, albo jedno i drugie. W sumie nie dziwiło mnie to. Dziewczyny, jeśli już zwracały na niego jakąś uwagę, to robiły sobie podśmiecһujki. Dopiero gdy stwierdziłam z udawanym smutkiem „nie lubisz mnie”, gwałtownie zaprzeczył i nie mając już żadnych argumentów, zgodził się. Podałam mu adres i na drugi dzień przed południem miał przyjść. Byłam ciekawa, czy nie stchórzy. Nie stchórzył.
Siedzieliśmy już jakąś godzinę na łóżku, bo akurat w pokoju dzieciaczka było to jedyne sensowne miejsce, czasami zajmując się maluchem, właściwie to wyłącznie ja. Niewiele rozmawialiśmy, ale wiedziałam, że będzie kiepskim rozmówcą. Przynajmniej nie byłam sama w pustym mieszkaniu.
Trochę ponosiłam dzieciaczka na rękach i gdy ponownie usiadłam na łóżku, niespodziewanie okularnik przysunął się do mnie blisko i położył rękę na udzie. Pewnie przez całą tę godzinę zbierał odwagę. Dotyk jego ciepłej ręki był całkiem przyjemny, więc nie zareagowałam. Poza tym, jak mówiłam, nie obawiałam się, że mógłby mi coś złego zrobić.
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Nagle cmoknął mnie w policzek. Nie podejrzewałam go o taką śmiałość. Zaskoczona, spojrzałam w jego kierunku z lekko rozchylonymi ze zdziwienia ustami, ale karcącym wzrokiem. Nie pomogło. Korzystając z mojego zaskoczenia, chłopak zaraz cmoknął mnie ponownie, tym razem prosto w te rozchylone usta.
– Hubert! Co ty wyprawiasz! – zbeształam na wszelki wypadek kolegę, groźnie spoglądając, chociaż było to całkiem fajne.
Ten aż się skulił i niestety zabrał dłoń z mojego uda. Patrząc już nie na mnie, a gdzieś w podłogę, jęknął:
– Przepraszam. Nie gniewaj się. To dlatego, że mi się podobasz.
– Podobam ci się? – zapytałam zdziwiona.
– Bardzo – cicho jęknął w kierunku podłogi, rumieniąc się mocno. – Jesteś… jesteś taka… taka… wspaniała – wydukał.
Prawda, nie wyśmiewałam się z niego jak inni i nie dokuczałam jak niektóre dziewczyny. Uważałam to za głupie, ale że mu się podobam? To było coś nowego. Nigdy bym nie pomyślała. Coś zaświtało mi w głowie.
– Od dawna mnie lubisz?
– Od początku…
– Czemu nic nie powiedziałeś?
– Bo takie dziewczyny jak ty nie zwracają na mnie uwagi. W ogóle dziewczyny… Głupie prawda? Zresztą pewnie i ty zaraz mnie wyśmiejesz. Nie szkodzi… I tak cię kocham.
Rany, byłam w szoku po tym wyznaniu. Dłuższy czas żadne z nas się nie odzywało. Gdy trochę ochłonęłam, zrobiło mi się go po prostu żal. A ja jestem taka, że gdy kogoś jest mi żal, to bywa, że robię głupoty, chcąc pocieszyć. Zwykle Wiola powstrzymywała mnie od zrobienia czegoś głupiego. Niestety tym razem obok mnie nie było nikogo, kto by mnie powstrzymał.
– Przecież się z ciebie nie śmieję – zdołałam tylko to wyszeptać, zanim znowu na dobrą minutę zapadła cisza. – Spójrz na mnie – powiedziałam, przerywając krępującą ciszę. Jednak chłopak nie zareagował, nadal mając wzrok utkwiony w podłodze. – Całowałeś się już z dziewczyną? – zapytałam poważnie.
W odpowiedzi tylko pokręcił przecząco głową.
– Spójrz na mnie – powtórzyłam, cicho dodając: – Zgoda, możesz mnie pocałować.
– I tak nic z tego nie będzie, nie umiem się całować – odpowiedział z lekkim rozdrażnieniem, nie odrywając wzroku od podłogi. Pewnie nie wierzył, że mówię serio, obawiał się, że go zaraz wyśmieję. A ja naprawdę nie oszukiwałam.
– Nie szkodzi, ja umiem. Nauczę cię. – Zebrało mi się na odwagę.
Myśl o pocałunku przywiodła wspomnienie tego z Wiolą, aż przez moje ciało przebiegło niewielkie stadko mrówek, skupiając się nie wiadomo czemu w podbrzuszu. Pewnie na myśl, że mogłabym spełnić dobry uczynek. A może dlatego, że z chłopakiem ja też jeszcze się nie całowałam. Tylko z dziewczyną, ale to chyba się nie liczy.
Ta moja wada. Zaraz mięknę, gdy kogoś mi żal. Złapałam go za podbródek i przekręciłam jego głowę tak, abym mogła spojrzeć mu w oczy. Przez okulary widać było, że są nieco wilgotne. Na ten widok westchnęłam, bo zrobiło mi się go żal już na maksa. Zdjęłam okulary i powoli przybliżyłam swoje usta do jego, aż się zetknęły. Wsunęłam ostrożnie język między jego zęby i dotknęłam jego języka, delikatnie pieszcząc końcówką swojego. Trochę żałowałam, że nie mam dłuższego, bo wydało mi się, że nie sięgam wszędzie tam, gdzie bym chciała.
Całowałam go tak przynajmniej minutę, może nawet dwie, zanim się oderwałam.
– Teraz ty mnie weź, tak pocałuj – szepnęłam, starając się nadać głosowi uwodzicielskie brzmienie i posyłając najbardziej zachęcająco-promienny uśmiech, na jaki w tym momencie było mnie stać.
Przywarł do moich ust, a nasze języki spotkały się u mnie, baraszkując ze sobą. Wyraźnie mu się spodobało, bo pocałunek był znacznie dłuższy niż ten mój i zdawał się nie mieć końca. Jednak złączeni byliśmy tylko ustami. Postanowiłam to zmienić. Przerwałam pocałunek i powiedziałam:
– Nie bój się, możesz mnie objąć. – Nie czekając, co zrobi, złapałam jego rękę i oplotłam się nią. – Widzisz? Nic się nie stało. Tak jest przyjemniej. Możesz dalej mnie całować – zachęciłam zadowolona.
Ponownie nasze twarze powoli się zbliżyły, stykając ustami, a Hubert zaraz ekscytująco wsunął język mi do buzi. Smak moich ust z pewnością przypadł mu do gustu, sądząc po tym, jak ochoczo się do tego zabrał. Pocałunek trwał już długo, rozpalając coraz bardziej moje ciało, gdy nagle poczułam, że usiłuje mnie położyć na plecach. Zdziwiłam się do tego stopnia, że na moment otworzyłam oczy. Zaraz jednak z powrotem je zamknęłam, poddając się jego woli. Tak wylądowałam na plecach. Ta pozycja sprawiła mi dodatkową przyjemność, powodując przypływ ciepłego podniecenia i nie mniej przyjemnej wilgoci w pochwie. Tymczasem chłopak zaczął bardzo wolno, stanowczo za wolno, przesuwać rękę, którą mnie obejmował, w górę. Trwało to wieki, ale w końcu zdołał położyć ją na mojej lewej piersi, wywołując pomruk zadowolenia u mnie. Najpierw ostrożnie, niemal niezauważalnie, a potem mniej ostrożnie, ugniatał ją. Zaraz potem, pewnie dla równowagi, przesunął rękę na drugą pierś, wykonując te same czynności. Nie protestowałam, bo było przyjemnie i byłam już nieźle nakręcona.
Gdy już wymacał mi cycki, niespodziewanie szybko przesunął rękę w dół, wsuwając od góry pod spódniczkę. Miałam na sobie taką czarną, podobną do tej teraz, tylko do płowy ud i bardziej zwiewną. A wyżej jasną, rozpinaną bluzeczkę. Liczyłam, że mi rozepnie tę bluzeczkę, a potem uwolni cycki z biustonosza, bo chciałam się nimi pochwalić, ale wyszło inaczej. Wiedziałam, do czego zmierza, jednak byłam już tak rozpalona, że nie myślałam, tylko mocniej zapragnęłam, aby poznał mój skarb. Dlatego, gdy przesunął rękę po majteczkach i gdy jego palce dotknęły zaciśniętych ud, nawet nie zastanawiałam się, tylko je rozchyliłam, wpuszczając jego dłoń głębiej. Hubert skwapliwie skorzystał z okazji. Gdy jego ręka wniknęła dosłownie między uda, jęknęłam głośno i przeciągle, niczym panienka na filmie porno. Nie musiałam, przynajmniej nie tak głośno, ale chciałam zasygnalizować, jak bardzo mi się to podoba i zarazem zachęcić chłopaka do dalszej penetracji mojego ciała, rozognionego szczególnie w tym miejscu. Wówczas mi się wydawało, że powinnam, chociaż nie powiem, że ten namiętny jęk nie podniecił mnie samej jeszcze bardziej. Pieścił mnie przez majtki, a ja powoli odpływałam, tracąc kontrolę nad otoczeniem, gdy chłopak wreszcie zdecydował się włożyć rękę pod nie. Było lato, miałam na sobie cieniutkie, delikatne figi. I gdy cały czas gładząc, stopniowo wsuwał rękę coraz głębiej, rozciągając mi je coraz bardziej, w pewnej chwili, najmniej stosownej, bo właśnie dotarł palcami do miejsca, gdzie byłam wilgotna, rozległ się dźwięk rozrywanego materiału. Równocześnie z tym dźwiękiem, chłopak gwałtownie wyciągnął rękę spod spódnicy i usiadł na łóżku, Początkowo, zdyszana, nie miałam pojęcia, co się stało. Coś zrobiłam nie tak? Przestraszył się, że jestem tam mokra? Albo czegoś innego? Niby czego?
– Co się stało? – zapytałam możliwie najspokojniej, jak mogłam. Nie odpowiedział. – Wszystko dobrze – kontynuowałam – to było bardzo przyjemne, co mi robiłeś. – Nadal brak odpowiedzi.
– Przepraszam – w końcu wydukał – nie gniewaj się… porwałem ci majtki… odkupię…
Omal nie prychnęłam na głos śmiechem. Postanowiłam załagodzić stres chłopaka.
– Nic się nie stało – powiedziałam, z trudem opanowując śmiech – dziewczyny lubią, jak chłopak zrywa z niej majtki. To jest bardzo podniecające – dodałam z satysfakcją w głosie. Nie wiem, czemu, ale owo zrywanie wydało mi się podniecające, chociaż do tej pory jeszcze nikt ich ze mnie nie zerwał. – I nie musisz mi nic odkupywać, naprawdę. – dopowiedziałam na wszelki wypadek.
– Ale ja ci je porwałem, a nie zerwałem – zajęczał.
Mógłbyś teraz mi je zerwać, pomyślałam. Głośno jednak powiedziałam:
– To, to samo. – Wstałam i obróciłam się przodem do Huberta. – Skoro mi je już porwałeś, to zdejmę je. – Sięgnęłam pod spódnicę i szybko pozbyłam się resztek fig.
Przez ten czas ogień namiętności w moim łonie trochę przygasł, jednak ściągnięcie majtek rozpaliło go na nowo. Instynkt mnie nie mylił. Zdejmowanie majtek przed chłopakiem jest podniecające.
Usiadłam okrakiem na nogach Huberta i z pomrukiem zadowolenia złapałam go za genitalia. Ugniatałam, czując, jak zawartość spodni w tym miejscu twardnieje. Pomyślałam, że mogłabym spróbować jeszcze czegoś innego.
– Wstań! – rozkazałam, wcześniej zeskakując z jego nóg.
– A… ale po co? – zająknął się przestraszony.
– Nie gadaj, tylko wstawaj, jak dziewczyna prosi – stanowczo zażądałam i nabierając jeszcze większej śmiałości, widząc jego bezradność, dorzuciłam buńczucznie: Bo ci przyłożę! – Świadomość, że bezkarnie mogłabym mu przywalić, mile połechtała moją kobiecą próżność. Trochę bym odegrała się za padalca.
Nie doszło jednak do tego, bo chłopak wykonał polecenie. Klęknęłam przed nim i szybko, nie powiem, drżącymi z emocji rękami, rozpięłam spodnie, natychmiast ściągając mu je razem z majtkami. W trakcie tej czynności tuż przed moimi oczami wyskoczył, jakby był na sprężynie, członek w pełnej męskiej okazałości, aż się zdziwiłam jaki duży i sztywny, bo to przecież ciapa, a nie stuprocentowy mężczyzna. Z tego wrażenia poczułam gorąco zalewające mnie całą niczym tsunami jakąś wyspę.
Nikt mnie tego nie uczył, zrobiłam to instynktownie. Nadal zdziwiona, że ciapa może mieć takiego solidnego, ujęłam dłonią u nasady dumnie sterczący członek i objęłam główkę ustami, kilkukrotnie przesuwając w tę i we w tę, wywołując ciche stęknięcia czy tam pomruki chłopaka. Niezadługo jednak. Chciałam teraz inaczej. Rzuciłam się na łóżko, przewracając na plecy. Nieśpiesznie, z kusicielskim uśmieszkiem podciągnęłam spódnicę, tak aby widać mi było myszkę.
– Połóż się na mnie – powiedziałam przymilnie, czując wzrok chłopaka na tym miejscu, które odsłoniła spódniczka.
Te cztery słowa okazały się wystarczające. Ułożył się między moimi nogami, które dla wygody jeszcze bardziej rozchyliłam, uginając w kolanach. Namacałam jego członka i przytknęłam do wejścia do pochwy.
– Pchnij mocno – wysapałam, bo towarzyszyły mi już skrajnie silne emocje z faktu, że zaraz zostanę rozdziewiczona. Nie dziwcie się, to miało się wydarzyć pierwszy raz w moim życiu i zarazem ostatni.
Chciałam, by to zrobił szybko i mocno, aby ten pierwszy ból mieć jak najprędzej z głowy. Niestety na przeszkodzie stanęła moja własna pochwa. Korytarzyk okazał się ciasny i wbrew mojej woli stawił opór. Opór, który jednak wkrótce wspólnymi siłami udało się pokonać, a wraz z nim ból pierwszego razu. Nie martwcie się, nie zabolało mocno. Mniej, niż się obawiałam. Zacisnęłam zęby i nawet nie krzyknęłam. Nie chciałam straszyć chłopaka, aby nie skończyło się to tak, jak z majtkami. To znaczy, aby nie wyszedł ze mnie, zanim nie zrobi mi się całkiem dobrze.
Niestety zabawa nie trwała długo. Może był za bardzo podniecony sytuacją, a może ja nie mając doświadczenia, za bardzo go rozgrzałam? Nie liczyłam czasu, ale fakt, faktem, że cała zabawa trwała jakieś pół minuty, może minutę i chłopak wytrysnął. Byłam rozczarowana, zwłaszcza że zaraz potem zmył się i tyle go widziałam. Na lepszą powtórkę nie było szansy. Chyba też rozczarował się mną, bo później, w czasie roku szkolnego, odniosłam wrażenie, że się odkochał. I tak to zrób przysługę chłopakowi, a nawet ci nie podziękuje. Zajrzał mi do dziury i wyszło mu, że nie jestem taka wspaniała. Koniec!
Następny był taki student. Ten to wiedział jak zabrać się za mnie, a właściwie jak używać… aż mi głupio. Okazał się sprytniejszy i nic nie podejrzewającą, wmanewrował tak, że nie miałam wyboru. Musiałam się zgodzić, ale nie żałuję.
Na początku roku szkolnego przeżywałam kryzys matematyczny. Mojego ulubionego nauczyciela matematyki od tego roku szkolnego zastąpiła jakaś niedouczona siksa po studiach. Co prawda wcześniej też nie byłam orłem z matematyki, ale teraz zaczęłam szorować brzuchem o dno. Albo raczej cyckami, hi, hi. Brzuszek mam płaski, ale za to cycki wystające, hi, hi. Tyłek mi nie wyszedł, to chociaż dobrze, że cycki się udały. Do rzeczy. Nowa belferka była tak szybka, że równocześnie mówiła, pisała na tablicy jedną ręką, a drugą ścierała. Mało kto za nią nadążał. Ja nie. Na moje usprawiedliwienie, nawet najlepsi rozkładali bezradnie ręce. Na początku jak przyszła, powiedziała: „jeśli ktoś czegoś nie rozumie, to proszę zapytać, ja powtórzę”. Na wszelki wypadek siedziałam cicho, jak reszta klasy, z wyjątkiem jednej dziewczyny, która nagle na początku lekcji głupio się wyrwała:
– Pani profesor, ale ja nie zrozumiałam poprzedniej lekcji, czy może pani…
– Nie nauczyłaś się?
– Nie, bo pani tak szybko…
– Siadaj, pała!
I tyle „w temacie” powtórzeń.
Rodzice uznali, że potrzebny jest mi korepetytor. Padło na syna jednego ze znajomych rodziców, akurat studenta matematyki, który miał już doświadczenie w udzielaniu korepetycji. I to jakie! Ani ja, ani nawet rodzice, nie podejrzewali, jakie. Gdyby podejrzewali, na pewno by się nie zgodzili, aby mnie edukował.
Chłopak okazał się niczego sobie. Już na początku zrobił na mnie porządne wrażenie, dlatego bez oporu zgodziłam się na dodatkowe lekcje. Początkowo siedzieliśmy przy stole naprzeciwko siebie, ale potem siadałam obok niego. Tak było wygodniej, ale miało też swoją wadę. Trudniej było skupić się na nauce. Taka bliskość bądź co bądź kuszącego ciacha, działała na mnie rozpraszająco. A jeszcze czasem nasze nogi się stykały. Nie było łatwo, ale dawałam radę.
Nie miał samodzielnego mieszkania, często, gdy odbywały się korepetycje, była w domu też jego mama. Nie przeszkadzała nam, tylko raz zajrzała, na zaproszenie studenta. Powiedział, że mama chciałaby mnie poznać. Chyba nie do końca była to prawda, a jego przemyślana strategia wobec mnie. My siedzieliśmy obok siebie po jednej stronie stołu, a jego mama przysiadła się po drugiej. Ledwo coś powiedziałam, poczułam na udzie, pod stołem, rękę mojego nauczyciela, przesuwającą się stopniowo w kierunku myszki, aż natrafiła na nią. Na moment trochę spanikowałam, nie wiedziałam co zrobić. Byłam w leginsach, a jak mówiłam, jedyne, co do tej pory w życiu dobrze mi wychodziło, to podniecanie się, więc sami domyślcie się, co czułam. Student poznał mnie już na tyle dobrze, że wiedział, iż nie zaryzykuję skandalu. Byłoby mi strasznie wstyd, tak przy jego matce. Nie mając doświadczenia, nic wcześniej nie podejrzewając, dałam się wmanewrować jak głupia w sytuację bez wyjścia. Musiałam przystać na obmacywanie myszki i jakoś się opanować. Przynajmniej na początku, dopóki jego matka była w pokoju.
Z tego podniecenia stało się nieuniknione. Zrobiło mi się mokro i jeszcze bałam się, że nie dam rady ukryć tego podniecenia. Zaraz zacznę dyszeć, a musiałam przecież rozmawiać z jego mamą. Nigdy w życiu nie znalazłam się jeszcze w tak trudnej sytuacji. Musiałam jednak wytrzymać, nie miałam wyboru.
Wreszcie, po wiekach oczekiwania i męczarni, jaką przeżywałam, jego matka zostawiła nas samych. Byłam dumna z siebie, że tak doskonale poradziłam sobie z ukryciem podniecenia. I wtedy puściły hamulce. Zadyszałam dość głośno i mocno, kończąc zmysłowym jękiem. Zdradziłam się w ten sposób, do jakiego stanu mnie podstępnie doprowadził. Studenciak nie dał mi jednak nawet chwili, na ogarniecie się. Wykorzystał perfekcyjnie chwilowy zamęt, wywołany tym, że w wyniku maksymalnego podniecenia musiałam przewentylować płuca. Co prawda lewą rękę wyjął mi spomiędzy ud, ale zaraz mocno, zdecydowanie ujął myszkę prawą i przywarł ustami do moich otwartych, z powodu dyszenia, odchylając zarazem do tyłu krzesło, na którym siedziałam. Ta sprytna zagrywka z jego strony pozbawiła mnie zupełnie możliwości obrony. Przestraszyłam się, że zaraz polecę na plecy, więc nie mogłam się szarpać. Miał mnie w garści i to nawet dosłownie. On był jedynym, który mógł mnie uratować przed upadkiem fizycznym, kosztem moralnego. Tak jakoś wyszło, mój słodki oprawca równocześnie był moim wybawicielem.
Dopiero gdy wdarł się ręką pod majtki, zaczęłam się ostrożnie wyrywać. Szczerze, zrobiłam to dla zachowania resztek godności, bo zupełnie już nie wierzyłam w możliwość obrony przed nim. Czułam, że mój los jest już przesądzony i studenciak zaraz zrobi ze mną, co zechce, a wiedziałam, co chce zrobić. Opór, i tak mizerny, słabł gwałtownie, odwrotnie do narastającego rozpłomienienia mojego ciała i niestety zgodnie z obawą, szybko stałam się zupełnie bezbronna. Studenciak wstał i łapiąc mnie pod ramiona, podniósł z krzesła. Stanął za mną i łapiąc za cycki, przycisnął do siebie, aż jęknęłam z przyjemności. Dalej, nie ma co ukrywać, otumanioną i słaniającą się z podniecenia, zaczął popychać w kierunku łóżka. Językiem i ustami jeszcze obrabiał mi szyję, aż raz za razem przechodziły po mnie ciarki, tak obezwładniające, że absolutnie już nic nie mogłam. Chyba już tylko instynktownie próbowałam zapierać się nogami, ale pchał mnie od tyłu, więc szłam krok za krokiem. I tak właśnie krok za krokiem, nacechowanymi moimi krótkimi jękami od jego języka i trzymania za cycki, doszliśmy do łóżka. Popchnął mnie, aż oparłam się dłońmi o nie, wypinając swój chudy tyłek. Wtedy szybkim ruchem zsunął leginsy i stringi po czym, nie pytając, chociaż prawdę powiedziawszy, nie musiał, wszedł we mnie od tyłu swoją sztywną pałką. Moja pochwa znowu próbowała stawić opór, ale jak poprzednio, był nieudany.
Studenciak był bardzo szybki. Nie dość, że posuwał mnie z zawrotną szybkością, a właściwie rżnął, to już po pięciu minutach na oko, siedzieliśmy jak gdyby nigdy nic przy stole, a ja pobierałam kolejną lekcję matematyki. Może tylko trochę bardziej zdyszana niż zwykle i rozładowana jak bateria w latarce po miesiącu używania. Było szybko, ale nie powiem, bym żałowała.
Na moje usprawiedliwienie, gdy powiedziałam o tym zdarzeniu Wioli, przestraszona przyznała, że znalazłam się w sytuacji bez wyjścia i ona też nie wiedziałaby, co zrobić. I że jestem odważna, bo nie spanikowałam i nie dałam się tak od razu, tylko mimo ciężkiej sytuacji opierałam się jeszcze przez jakiś czas. A ona pewnie od razu zaczęłaby panikować.
Od tej pory nasze lekcje przebiegały według utartego wzoru. Pięć minut seksu i sto pięćdziesiąt, nauki. Czegoś jednak w tym związku mi brakowało. Nawet nie to, że proporcje czasowe były zaburzone. Nie to, że był to szybki seks. Nawet lubiłam taki, bo przeważnie nim się skończył, osiągałam orgazm. Przy okazji odkryłam, że uwielbiam być brana od tyłu. Nawet nie to, że podniecała mnie myśl, że jego matka mogła nakryć nas ze spuszczonymi majtkami, w chwili, gdy jestem solidnie penetrowana. Było to mało prawdopodobne, bo poza tym jednym razem, nie przychodziła do nas. I nawet nie to, że nie czułam spermy. Tylko za pierwszym razem mnie wypełnił, potem używał sobie na mnie w prezerwatywie. Chyba brakowało uczuć. Łączył nas tylko czysty, ostry seks. Robił mi dobrze, bardzo dobrze i dyskretnie, to co miałam sobie żałować? Jakiś taki niedosyt jednak był. Hm… a może dlatego, że tak naprawdę, to tylko sobie robił dobrze, a moja przyjemność była przez przypadek? Taki efekt uboczny? Co będę siebie oszukiwała, było bardzo, ale to bardzo przyjemnie.
Szybko, aczkolwiek niepostrzeżenie nasze relacje seksualne uległy zamianie. Teraz to ja za opanowanie wyznaczonego mi materiału, w nagrodę mogłam oprzeć się o łóżko, poczekać na zdjęcie spodni lub zadarcie spódnicy czy sukienki i ściągniecie majtek, a potem już tylko przyjemność. Całe pięć minut. Seks okazał się bardzo motywujący. Z dołującej uczennicy wystrzeliłam w górę, przebijając średnią klasową. Nadal nie byłam orłem, ale byłam powyżej przeciętnej.
Niestety korepetycje mają to do siebie, że kiedyś się kończą i jak się skończyły, okazało się, że studenciak nie ma już powodu, aby mnie do czegokolwiek motywować. Wtedy pomyślałam, czy czasem innych dołujących panienek tak samo nie motywował do nauki. Coś mi mówiło, że nie byłam jedyną.
O trzech następnych nawet nie ma co wspominać. Po pierwszych dwóch pomyślałam: „do trzech razy sztuka”. Niestety, trzeci był taki sam. Chłopaki w moim wieku, zdecydowanie nie są mężczyznami, chociaż tak im się wydaje. Przerost ambicji nad możliwościami i wiedzą. Nie wspominając o malutkich… no, nie, fiuty akurat mają w porządku, myślę o mózgach. Tylko co z tego, że fiuty mają w porządku, jak nie potrafią właściwie się nimi posługiwać. Nie mają pojęcia jak wykorzystać tak złożony instrument, jak dziewczyna, aby wydobyć pełnię czystych tonów. Dla nich dziewczyna to tylko worek treningowy z dziurą. Byle się spuścić i do widzenia. Jedyna różnica to taka, że worek nie jęczy, a dziewczyna tak. Jak ma ochotę. Gdyby to ode mnie zależało, dałabym wszystkim tym chłopaczkom wiaderko, łopatkę i wysłała tam, gdzie ich miejsce, czyli do piaskownicy, bawić się co najwyżej „w doktora”. „Bardzo się potłukłaś, jak spadłaś z nieba?” albo „Cześć księżniczko, w którym zamku straszysz, jeśli wolno zapytać?”. Bez komentarza. Albo „Czy jestem w niebie, bo widzę anioła…” . Półgłówki. Nie może taki jeden z drugim zagadać normalnie jak do człowieka? Musi z siebie robić głupka, jakby akurat założył zbyt ciasne slipki i krew do mózgu mu nie dopływała? Widocznie musi. Już wolę, jak taki zawoła za mną „E, dupa!”. Przynajmniej mam powód do zadowolenia, że dostrzegł mój chudy tyłek. Najgorsi są tacy, którzy chcąc zabłysnąć, sprawiają przykrość dziewczynie i nawet nie mają pojęcia o tym. Przez jednego takiego omal się nie rozpłakałam, gdy „zabłysnął” słowami: „Twój tyłek zasłania mi cały świat”. Kretyn. Mój chudy tyłek zasłania mu cały świat! Tak mnie upokorzyć! Wiola stwierdziła, że powinnam była dać mu w twarz, za taką obelgę.
Byłam nad naszym morzem. Skoro tam zjeżdżają się ludzie z całego kraju, a nawet z zagranicy, myślałam, że trafię na jakiegoś fajnego chłopaka, w którym zakocham się od pierwszego wejrzenia i któremu będę mogła oddać ciało i duszę, czyli przeżyć miłość swojego życia i najlepszy orgazm zarazem. Takie dwa w jednym. Już nie mogłam się doczekać, kiedy opowiem o tym Wioli. I co? I nic. Tam też tylko same bałwany.
Chociaż był jeden, Marek, ale z nim wyszło mi prawie. I nie spotkałam go nad morzem, a w szkole.
Ten incydent z padalcem, nieudany z ciapą i następne rozczarowania (jako tako wspominam tylko studenciaka), spowodowało, że bardziej zwróciłam się w kierunku dziewczyn, a jeszcze bardziej w kierunku mojej najlepszej przyjaciółki, Wioli, która nigdy mnie nie zawiodła. Tak naprawdę wyszło zupełnie przez przypadek, ale się zdarzyło.
Pod koniec maja nagle zrobiło się upalnie. Jak dobrze pamiętam, tego dnia były nawet trzydzieści dwa stopnie. Siedziałyśmy na lekcjach z wywieszonymi językami. Dlatego z wielką ulgą przyjęłyśmy wiadomość, że nasz historyk zaniemógł i dwóch ostatnich lekcji nie będzie. Fajny gość, szkoda tylko, że po pięćdziesiątce. Gdyby był młodszy, to może coś by się wydarzyło, tak marzyłam sobie.
Zaraz po dzwonku śmignęłyśmy, ja i Wiola, do mnie. Upał był nieznośny, więc aby skrócić męki, wymyśliłam, że będziemy się ścigać, która pierwsza dobiegnie do domu. Im krócej będziemy na Słońcu, tym mniej spieczemy się na skwarki. Tak mi się wydawało. Efekt był, nie ma co ukrywać, odwrotny od zamierzonego. Dobiegłyśmy całe mokre. Pot lał się z nas niemalże strumieniami.
Wpadłyśmy prosto do łazienki, szybko ściągając przepocone ciuchy. Nie obawiałyśmy się, że zostaniemy przyłapane, jak nago biegamy po mieszkaniu, bo rodzice wracali znacznie później.
Do tej pory nigdy nie wchodziłyśmy razem pod prysznic. Jeśli już była taka potrzeba u mnie w domu, na przykład, gdy szłyśmy do mnie zaraz po WF-ie, wtedy najpierw wysyłałam Wiolę pod prysznic, a dopiero jak ona wyszła, to ja właziłam. Teraz potwornie śmierdzące i lepiące się od potu, rozgrzane biegiem i upałem, chcąc jak najszybciej się ochłodzić i zmyć z siebie to całe brudastwo, chichocząc, wepchałyśmy się obie.
Zaczęłyśmy namydlać się żelem, ale tak jakoś wstyd było mi myć myszkę na jej oczach, więc odwróciłam się tyłem i poprosiłam, aby mi namydliła plecy, a ja zabrałam się za myszkę.
Prysznic zawsze działał na mnie podniecająco. Do tego stopnia, że niekiedy nie potrafiłam inaczej i kierując igiełki wody na uda i między nie, robiłam sobie dobrze, czasami jeszcze pomagając ręką myszce, aby szybciej doszła. Teraz było o wiele gorzej. Z jednej strony delikatny, kojący dotyk dłoni przyjaciółki przesuwających się od ramion do tyłka poprzez wrażliwe u mnie plecy i z drugiej strony moja ręka między udami, spowodowało, że poczułam, jak mój kwiatuszek gwałtownie rozkwita. Przestraszona, że zaraz dojdę, przerwałam mycie myszki, a do Wioli rzuciłam, starając się nadać głosowi obojętny ton:
– Dzięki, już wystarczy.
Równocześnie powoli zaczęłam się obracać bokiem do niej. Wtedy Wiola powiedziała, odwracając się plecami:
– To teraz ty mi umyj plecy, bo sama nie dam rady.
– Zabrałam się za jej plecy, powoli schodząc coraz niżej, aż moje dłonie wylądowały na jej przecudnej pupie. Zaczęłam masować jedną dłonią jeden półdupek, a drugą drugi. Tak się w tym zatraciłam, że otrzeźwił mnie dopiero głos przyjaciółki.
– Co ty robisz – zachichotała – miałaś mi tylko umyć plecy.
– Przepraszam – powiedziałam ze wstydem, gwałtownie zabierając ręce z jej pupy.
– Nic się nie stało – odpowiedziała, obracając się do mnie przodem – tylko… – wyraźnie się speszyła – prysznic zawsze mnie trochę podnieca, a jak masowałaś mi pupę, to jeszcze bardziej – dokończyła cicho, rumieniąc się.
Zdziwiłam się trochę, bo mówiąc to, cały czas dyskretnie zasłaniała swoją myszkę, a przecież siebie się nie wstydzimy.
– Mnie też prysznic podnieca. Czasami bardzo – przyznałam się równie szczerze przyjaciółce, chociaż też nie bez oporu.
– Jak już nie mogę wytrzymać, to robię sobie dobrze, a ty? – O krok jeszcze posunęła się przyjaciółka.
Jakoś do tej pory nie rozmawiałyśmy, co robimy pod prysznicem. Prysznic to prysznic. Może dlatego tak nas to zawstydzało, bo rozmowy o seksie od dawna już nie.
– Też. Nawet często – przyznałam się i zaciekawiona zapytałam: – Robisz to tylko wodą czy palcami też?
– Zwykle wodą. Igiełki są takie podniecające – aż zapiszczała z zachwytu. – Czasami pomagam sobie palcami, ale się boję. No wiesz, mogłabym się tak zatracić, że… – urwała, spuszczając oczy.
Wiedziałam, o co jej chodzi. W przeciwieństwie do mnie swój pierwszy raz miała jeszcze przed sobą.
– Ja przeważnie pomagam sobie ręką, aby szybciej dojść, ale jak mam więcej czasu, to tylko wodą. To takie cudowne, takie narastanie przyjemności, jak powoli przesuwam prysznic po udach w górę. Najpierw docierają do myszki pojedyncze kropelki, potem pojedyncze igiełki, a potem cała kaskada, że ledwo mogę wytrzymać z rozkoszy, a gdy zbliża się ten moment, cała drżę – rozmarzyłam się.
– Aha, to takie przyjemne. Też cała drżę. – ze zrozumieniem, rozmarzona nie mniej ode mnie, odezwała się Wiola. – Ja to nawet sobie wyobrażam, że dotyka mnie tam ręką chłopak i wtedy robi mi się jeszcze bardziej przyjemnie. Ciekawe – nieco zmieniła temat – czy chłopaki też tak sobie robią dobrze pod prysznicem?
– Na pewno – zachichotałam.
– Głupio pytam – zreflektowała się – ale… chciałabym popatrzeć... – ponownie się rozmarzyła – jak tak robi sobie dobrze, a na koniec, żeby mi wytrysnął, o tak, tu na piersi. – Pogładziła się po cyckach, wzdychając. – O jejku, jak o tym teraz pomyślałam, to aż mi się mokro zrobiło – sapnęła tyleż podniecona, co zaskoczona tym faktem.
– Ta piana wygląda prawie jak sperma – zachichotałam, wskazując na pianę wokół piersi Wioli.
– O rany, całe jesteśmy w…
Obie śmiałyśmy się do rozpuku przez dłuższy czas, rozbawione skojarzeniem.
Kończyłyśmy opłukiwanie się z piany, gdy mnie, patrząc, jak Wiola masuje sobie piersi, coś podkusiło. Złapałam prysznic i niespodziewanie skierowałam silny strumień igiełek przyjaciółce między nogi.
– Jejciu! – zaczęła popiskiwać, przebierając nogami i próbując niezbyt skutecznie zasłonić dłońmi cipkę przed igiełkami wody. – Ale z ciebie świntucha! Wykorzystałaś, że ci powiedziałam – zaśmiała się, gdy odpuściłam. – Przez ciebie jeszcze bardziej zrobiło mi się mokro i to wcale nie od wody – mruknęła, udając zawstydzoną.
– Też za karę możesz mi coś takiego zrobić… – zaśmiałam się. I nim się spostrzegam, Wiola wyrwała mi z ręki prysznic, kierując strumień wody wprost na wargi sromowe. Teraz to ja popiskiwałam i przebierałam nogami z podniecenia.
– Wystarczy! – panicznie zapiszczałam, zakręcając kurki z wodą, przeczuwając, co zaraz może mi się wydarzyć. – Jeszcze trochę a bym szczytowała, ty świntucho – mruknęłam z wyrzutem, ale zadowolona.
– Należało ci się – nie mniej rozanielona odezwała się przyjaciółka – Przez to, co zrobiłaś, o mało co ja też nie dostałam…
Spojrzałyśmy na siebie i jak na komendę obie zakryłyśmy sobie usta, aby nie prychnąć ze śmiechu.
Nie wycierałyśmy się, zostałyśmy mokre, czekając, aż wyschniemy, bo w upał było przyjemniej schnąć. Co chwila z niewiadomego powodu zerkałyśmy na siebie i nasze nagości, podchicһując przy tym. Nie wiem czemu, ale po tym prysznicu mnie i Wioli nagle zrobiło się strasznie wesoło.
Zwykle, gdy wychodziłam spod prysznica, napięcie już opadało, teraz jednak będąc z Wiolą, nie mogłam się „rozładować”, więc nadal czułam silne podniecenie, starałam się je za wszelką cenę ignorować, wiedząc, że jeszcze trochę i samo opadnie.
Wcześniej, przed prysznicem, postanowiłam uprać ciuchy Wioli, nie mogłam przecież puścić ją do domu w śmierdzących. Na szczęście oprócz pralki mamy też suszarkę. Co prawda Wiola miała obiekcje, czy suszenie nie zaszkodzi jej ubraniu, ale przekonałam ją, że jeden raz nic się nie stanie. Zresztą suszarka nieraz uratowała mi życie. Schyliłam się po leżące na posadzce ubranie i jeszcze nie zdążyłam całego wrzucić do pralki, gdy nagle poczułam na tyłku chłodną rękę Wioli, szybko wsuwającą się między uda, niczym jakiś wąż. W jednej chwili koniuszki jej palców wylądowały na samym środeczku mojej myszki. Pisnęłam głośno, gwałtownie wyprostowując się i odskakując od pralki, jakby mnie ugryzła, zarazem obracając się w kierunku przyjaciółki.
– Wiola! – zawołałam, nawet nie wiem, czy z oburzeniem, zdziwieniem, podziwem czy z zadowoleniem. Chyba wszystko tak jakoś się pomieszało.
– Przepraszam – zawołała Wiola z przestrachem w oczach – to przez ten prysznic, nie mogę pozbyć się podniecenia. Jeszcze jestem... – jęknęła – I gdy tak wypięłaś pupę, zobaczyłam, że ty też tak mocno… cały czas... nie dałam rady… nie mogłam się powstrzymać… nie wiem czemu… Wybacz mi, proszę. – Złożyła dłonie na klatce piersiowej w geście przeproszenia. – Możesz mnie ukarać, tylko się na mnie nie gniewaj. – Dalej trzymając tak dłonie, spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
Gdy schyliłam się naga po te nieszczęsne ciuchy, nie pomyślałam, że wypinając tyłek w kierunku przyjaciółki, będzie mi wszystko widać. Zrobiło mi się głupio, gdy przypomniałam sobie, jak przed wyjściem spod prysznica podnieciłam ją. Trochę było w tym i mojej winy, że nie wytrzymała i włożyła mi tam rękę, Nie mogłam mieć też pretensji do swojej myszki. Była tak rozgrzana, że strasznie łaknęła przyjemności, nic dziwnego, że jej się to spodobało.
– Nie gniewam się. To było nawet przyjemne. – Ostrożnie przyznałam się, nieco rumieniąc, bo mimo wszystko dotykała mnie w tak intymnym miejscu dziewczyna. – Tylko mnie zaskoczyłaś. Nie gniewam się – powtórzyłam.
Stałyśmy tak naprzeciwko siebie, nie wiedząc co dalej zrobić, gdy wpadłam na pomysł, jak rozładować tę niezręczną sytuację.
– Ale kara musi być! – zawołałam, śmiejąc się. – Zaraz ci przywalę w tę twoją dupę, aż będzie czerwona!
Tym razem Wiola z piskiem, przestraszona, w jednej chwili odwróciła się i uciekła z łazienki. Dokończyłam ładowania pralki. Nie musiałam od razu biec za Wiolą. Nie miała ubrania, więc naga mogła pobiec tylko do mojego pokoju.
– Nie odpuszczę! – zawołałam od progu, wpadając do swojego pokoju i łapiąc przyjaciółkę.
Zaczęłyśmy się siłować, chichrając i popiskując na przemian. Ja próbowałam dać jej klapsa, a ona starała się obronić tyłek. W końcu padłyśmy na dywan. Aby nie dopuścić mnie do swojego tyłka, Wiola przewróciła się na plecy, a ja skorzystałam z okazji, siadając na niej okrakiem. Na szczęście przestała się wyrywać. Z twarzy przesunęłam wzrok na jej piersi, falujące pod wpływem przyspieszonego oddechu, i teraz zapragnęłam ująć je w dłonie. Przesunęłam ręce w górę jej ciała, prawie dotykając cycków. Chciałam je objąć dłońmi, poczuć ich podniecającą miękkość, sprężystość, a zarazem sztywność brodawek, ale opuściła mnie odwaga. Moje ręce po klatce piersiowej Wioli przewędrowały na brzuszek. Spróbowałam ponownie i ponownie, kilka razy, zawsze zatrzymując się tuż przed jej piersiami, z braku odwagi. Nasze oddechy powinny się już normować, ale nic takiego się nie działo. Trwałyśmy tak w niepewności i milczeniu, zakłócanym naszymi intensywnymi oddechami. Dotyk jej ciała powodował zmianę rytmu jej i mojego oddechu, sprawiał mi niewymowną przyjemność.
– Jestem podniecona. Przez ciebie. – Nagle wyznałam szeptem.
– Też… to bardzo przyjemne, jak mnie tak dotykasz – sapnęła, spoglądając rozognionym wzrokiem wprost w moje oczy. Czułam, że w moich widzi to samo.
– Unieruchomiłam cię. Mogę ci teraz zrobić, co zechcę. – Mój głos był również lekko dyszący i nierówny z podniecenia.
– Nie boję się. – odpowiedziała zadziornie.
– Nie boisz? Nie uwolnisz się ode mnie, a ja mogę ci teraz zrobić krzywdę – odpowiedziałam podnieconym głosem, mocniej ją łapiąc dłońmi.
– Nie boję – odpowiedziała pewna siebie, zaraz dodając, lekko przy tym chichocząc: – Nie masz czym.
W odpowiedzi parsknęłam śmiechem, ale zaraz coś przyszło mi do głowy.
– Mogę palcem – zauważyłam.
– No tak. Nie pomyślałam – powiedziała. – Ale chyba nic złego mi nie zrobisz? –
Ostatnie zdanie wypowiedziała z trudem, wręcz wysapała, bo podczas tej rozmowy, w nas obu cały czas narastało podniecenie. Moje palce, a nawet tylko opuszki palców, nie przestawały pieścić jej nagiego ciała, tak samo nagiego, jak moje.
– Nie, tobie nigdy – zapewniłam z przekonaniem.
Nachyliłam się i ostrożnie pocałowałam ją w usta. Rozchyliła zęby. Nie spodziewałam się tego, ale po krótkim wahaniu ostrożnie wsunęłam język do jej buzi. Gdy tylko języki spotkały się, natychmiast, chyba przestraszona tym, co się stało, odskoczyłam odrobinę od jej ust. Podniecenie jednak zwyciężyło. Zaraz ponowiłam próbę. Nasze języki splotły się ze sobą, jak para kochanków, którzy dawno się nie widzieli. Długi pocałunek mógłby trwać w nieskończoność, gdyby nie zabrakło mi w pewnym momencie tchu. Nasze języki stopniowo, niechętnie, rozstały się ze sobą. Znowu patrzyłyśmy sobie w oczy.
– Zobacz – szepnęłam.
Ujęłam jej dłoń i powoli wsunęłam sobie między uda. Uśmiechnęła się, gdy palcami dotknęła mojej mokrej i łaknącej pieszczot myszki, a ja, czując ten dotyk, gwałtownie wciągnęłam ustami powietrze.
– Jesteś mokra – szepnęła uwodzicielsko.
– Jestem, bardzo, dla ciebie – odszepnęłam.
Delikatnie przesuwała palce po wargach sromowych, czasami nieśmiało zagłębiając palec w szparce, a ja cicho wzdychałam. Nagle z rezygnacją przerwała, zabierając rękę. Spojrzałam na nią zdziwiona.
– Chyba nie powinniśmy – szepnęła. – Chyba nie wypada… trochę to dziwne…
– Ale bardzo przyjemne. Proszę, nie przerywaj. – Próbowałam ją przekonać, rozpalona do granic wytrzymałości. Spojrzała na mnie, a ja z błagalnym wzrokiem powtórzyłam: – Proszę.
Nieśmiało ponownie ujęła w dłoń moją myszkę, najpierw ostrożnie, a potem coraz śmielej pobudzając ją do coraz większej przyjemności i coraz większej ilości śluzu, a ona jakby przez to mówiła „widzisz jak mi dobrze?”.
Mnie jednakże wkrótce zrobiło się mało.
– Włóż do środka… dwa palce – ledwo wydyszałam.
Wsunęła, tak jak prosiłam, aż głośno jęknęłam z wrażenia. Zaczęłam ostrożnie pracować biodrami, aby jeszcze zwiększyć doznania, których było mi mało i mało. Wiola uważnie dawkowała pieszczoty, starając się robić to tak, aby było mi najprzyjemniej. W końcu poczułam, że podniecenie we mnie dochodzi do granic wytrzymałości, osiąga próg, za którym był już tylko orgazm. Tego chciałam i do tego dążyłam. Tuż przed przekroczeniem tej granicy ni to wykrzyczałam, ni to wydyszałam, uprzedzając przyjaciółkę: „dochodzę”. Wtedy włożyła mi do pochwy trzeci palec. Zwykle jestem dosyć cicha, nie drę się, jak niektóre dziewczyny, ale teraz nie dałam rady. Musiałam jakoś rozładować potężne dawki przyjemności, wykrzyczeć zalewającą mnie z każdym ruchem palców w pochwie niebywałą ekstazę. Napięcie zdawało się na moment zatrzymać na progu orgazmu, nie mogąc go z jakiegoś powodu przekroczyć. Było aż zbyt przyjemnie. Aż nagle, bez ostrzeżenia, wszystko w ułamku sekundy się zmieniło. Po kilku kolejnych pchnięciach, potwierdzonych krótkimi okrzykami, wypełniła mnie fala gorąca i tej dobrze już mi znanej błogiej, niesamowicie skondensowanej przyjemności. Długo tak nie wytrzymałam i opadłam na Wiolę, by po parunastu sekundach przewrócić się na plecy obok niej, niesamowicie dysząc. Byłam znowu zlana potem, ale teraz mi to nie przeszkadzało, było mi to całkowicie obojętne, bo byłam szczęśliwa. Wiola chciała się do mnie przytulić, ale było za gorąco. Gładziła mnie tylko palcami po głowie i włosach, nieśmiało zahaczając o piersi. Potrzebowałam takiej czułości, aby się stopniowo uspokoić, wyciszyć, wiedzieć, że nie jestem w tych odczuciach sama. Myślałam, jakie to dziwne, że dzięki innej dziewczynie osiągnęłam orgazm, wydawało mi się to jakieś nierealne, ale zarazem kosmicznie niesamowite.
W końcu, gdy usiadłam na dywanie, Wiola wstała i klapnęła na wersalkę. Podczołgałam się do niej. Złożyłam ręce na jej kolanach i opierając się o nie, spojrzałam na jej twarz.
– Mogę ci też zrobić tak dobrze – zadeklarowałam – chcesz?
– Tylko wiesz, że… – spojrzała na mnie z lękiem.
Nie dokończyła, ale ja wiedziałam, o co jej chodziło.
– Nie chcesz stracić dziewictwa?
– Chcę, ale jeszcze nie teraz – cicho odpowiedziała, jakby obawiała się tą odpowiedzią sprawić mi przykrość.
– Nie bój się – odezwałam się łagodnie – będę ostrożna, nic ci się nie stanie. Wiesz przecież, że nie mogłabym zrobić ci krzywdy.
– Dobrze – zgodziła się, wzdychając z ulgą.
– Zsuń się – poprosiłam, łapiąc ją za nogi w pobliżu kolan i delikatnie pociągając.
Wiola przesunęła tyłek na brzeg kanapy, rozchylając nogi i obejmując mnie nimi, a ja zaczęłam drażnić jej myszkę językiem, ustami, nie omijając noska myszki. Nie przypuszczałam tylko, że wsuwanie języka do środeczka jest takie przyjemne. Robiłam to oczywiście ostrożnie, by nie zrobić krzywdy przyjaciółce. Teraz wiem, dlaczego chłopakom tak to się podoba. Zresztą ja też uwielbiam, jak język łaskocze mi myszkę w środku.
Gdy Wiola zbliżała się do finału, zaczęła głośno krzyczeć, aż musiałam ją uciszać, bo bałam się, aby czasem ktoś jej nie usłyszał. Niewiele to dało, ale na przemian dysząc i krzycząc, wyznała, że to za przyjemne, że inaczej nie da rady. Moje pieszczoty nie pozwalały jej prawie mówić, a ja nie zamierzałam przestać, dopóki Wiola nie osiągnie tego, co ja wcześniej. Tuż przed samym orgazmem tak wierzgała, że obawiałam się, czy nie skończy się to siniakami.
Po wszystkim usiadłam obok niej. Teraz ja chciałam przytulić, ale żar na zewnątrz i w nas, nie pozwolił na to. Trzymałam ją tylko dłuższy czas za rękę.
– Jak sama sobie robiłam dobrze, to nie było nawet w połowie tak cudownie, jak teraz – szeptem przerwała przedłużającą się ciszę Wiola, kończąc namiętnym buziakiem na moim policzku.
Zanim się ubrałyśmy, znowu musiałyśmy wejść pod prysznic. Tym razem nie miałam oporu, aby umyć całe ciało Wioli, łącznie z piersiami i myszką. Ja też nie miałam nic przeciwko, aby wymasowała mi cycki i pogłaskała moją zadowoloną myszkę, a nasze usta coraz zwierały się w namiętnym pocałunku.
To było takie cudowne przeżycie. Chociaż gdy emocje opadły i siedziałyśmy już ubrane, trochę dziwnie się czułam, Wiola chyba też. Chyba było nam wstyd, że przekroczyłyśmy jakąś barierę, mimo to obie wiedziałyśmy, że będziemy chciały jeszcze raz to powtórzyć.
Dwa, trzy razy w tygodniu, nagusieńkie zanurzałyśmy się w pościeli i robiłyśmy z sobą wszystko, na co tylko miałyśmy ochotę, byle byłoby jak najprzyjemniej.
Któregoś dnia wyczerpane po figlach usnęłyśmy, dlatego nie zorientowałam się, że tato wrócił szybciej niż normalnie. Tato wiedział, że powinnam być już w domu i zaniepokoiła go cisza. Zajrzał więc do mojego pokoju i… wszystko się rypło. Zastał nas razem w łóżku. W dodatku Wiola tak spała na plecach, że miała odsłonięte cycki.
– No, no, dziewczyny – donośny głos taty wyrwał nas ze snu, aż podskoczyłyśmy.
Wiola natychmiast naciągnęła koc, zasłaniając się nim po szyję, a jej twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora. Moja też. Z zaskoczenia nie byłyśmy w stanie nawet drgnąć, wydusić z siebie słowa, tylko nieruchomo gapiłyśmy się na mojego tatę.
– To żeście pojechały. – Tato pokręcił głową. – No już wyskakiwać z łóżka i się ubierać. Szybciutko!
Wiola spojrzała na mnie do granic przerażonym wzrokiem. Na szczęście tato po paru sekundach zwłoki wyszedł. Wtedy wylazłyśmy z łóżka i zbierając ubrania rozrzucone w nieładzie po całym pokoju, zaczęłyśmy się ubierać. W międzyczasie Wiola powiedziała do mnie jeszcze z wielką bojaźnią w oczach:
– Wiesz, jak się przestraszyłam? O mało mi serce nie wyskoczyło, gdy twój tata kazał nam wychodzić z łóżka. Jakbym musiała się przy nim ubierać, nie miałabym jak się zasłonić. Wszystko byłoby mi widać! – Wybałuszyła się na mnie przerażona.
– Oj tam, tato wie, jak wygląda naga dziewczyna – zebrało mi się na żarty.
– Przestań! Niewiele brakowało – jęknęła, nie mogąc pozbyć się strachu – zobacz, jak mi jeszcze serce wali!
Chwyciła moją rękę, przykładając sobie do serca. Niewiele myśląc, przesunęłam dłoń i złapałam ją za cycek.
– Jejku, tobie tylko jedno w głowie – zachichotała. Dzięki temu napięta atmosfera trochę się rozładowała.
Nie dziwiło mnie jej przerażenie. Ja, to ja. Nic takiego by się nie stało, gdyby tato zobaczył mnie nagą, w końcu to mój ojciec. Owszem, trochę wstydu byłoby, ale to nic strasznego. Natomiast przyjaciółka miała powód, aby się strachać. Gdyby tato nie wyszedł, musiałaby przed nim świecić nie tylko gołym tyłkiem, ale i gołą cipką. Ja tam tacie takiego widoku Wioli bym nie żałowała, ale nie wiadomo, co na to mama.
Zaraz jak ubrałyśmy się, przyjaciółka dyskretnie się zmyła. A ja czekałam na egzekucję. Wiedziałam, że tato mnie zawoła, potem będzie awantura, a potem dostanę szlaban na wszystko do końca życia.
I stało się. Zawołał mnie. Powlokłam się ze spuszczoną głową, pewna, że są to moje ostatnie chwile życia na wolności.
O dziwo, tato nie krzyczał. Poprosił, abym usiadła obok niego i tylko mnie wypytywał. Czułam się winna i nie próbowałam wykręcać się od odpowiedzi. Zresztą przy tacie nigdy nie potrafiłam kłamać. Powiedziałam więc, że z powodu upału razem weszłyśmy pod prysznic i trochę się podnieciłyśmy, a potem już tak jakoś samo wyszło. A że było fajnie, to powtarzałyśmy to. Tata zapytał, czy bardziej podobają mi się chłopcy, czy dziewczęta. Bez namysłu, zgodnie z prawdą, odpowiedziałam, że chłopcy i zapominając, że rozmawiam z tatą, dodałam zadowolona „aż czasami skóra mi cierpnie”. Nie powiedziałam tylko, że jeszcze na takiego prawdziwego nie natrafiłam.
– To dobrze córeczko. W twoim wieku dziewczęta czasami eksperymentują ze sobą. – Usłyszałam od taty. – To nic złego, byleby ci tylko nie weszło to w krew. Jest ci trudniej, bo jesteś jedynaczką. Jak byłaś mała, chciałaś mieć siostrzyczkę – uśmiechnął się.
– Ale braciszka też bym kochała – dokończyłam. Jak byłam mała, domagałam się siostrzyczki, ale zaraz się zastrzegałam, że gdyby urodził się braciszek, to też bym go kochała. Później przestałam się domagać. – Tato – zapytałam – czy nie chcieliście więcej dzieci, dlatego, że ja byłam niechciana?
– Dziecko – tato spojrzał na mnie niezwykle zdumiony – co ci przyszło do głowy? Nie byłaś niechciana. Owszem, gdy mama dowiedziała się, że jest w ciąży, i ja, byliśmy przerażeni, ale gdy tylko się urodziłaś, taka malutka, bezbronna, płacząca, od razu wiedzieliśmy, że będziesz naszym największym szczęściem. – Tato zamknął moją dłoń w swoich dużych dłoniach. – A co do rodzeństwa, to nie tak, że nie chcieliśmy. Jesteś już dużą dziewczynką, więc ci powiem. Mama dawniej miała pewne problemy zdrowotne i po prostu nie mogliśmy mieć więcej dzieci. Nie chcę wdawać się w szczegóły, jakie to były problemy, jeśli jednak koniecznie chcesz wiedzieć, to najlepiej porozmawiaj o tym z mamą. A ty córeczko bądź ostrożna i dbaj o siebie, bo jesteś naszym jedynym prawdziwym skarbem.
Nie wytrzymałam i mocno przytuliłam się do taty, a on mnie przytulił. Łzy same pociekły mi z oczu. Wtedy pomyślałam, że nigdy, ot tak spontanicznie, poza okazjonalnymi sytuacjami, nie mówiłam rodzicom, że ich kocham i postanowiłam, że teraz to się zmieni.
– To wszystko, co miałem ci do powiedzenia – odezwał się tato po dłuższej przerwie na przytulanie. – Możesz wracać do siebie, chyba że jeszcze chcesz o coś zapytać.
– Tato, a mogę dalej widywać się z Wiolą?
– To twoja przyjaciółka?
– Najlepsza.
– Oczywiście. Nie ma powodu, abyś się z nią nie spotykała. Aha – dodał tato, jakby coś mu się przypomniało. – Nie mówmy o tym mamie. Po co ją niepokoić. Niech to zostanie taką naszą tajemnicą.
– Dobrze – zgodziłam się z ulgą.
Wstałam i ruszyłam do siebie, ale w drzwiach się zatrzymałam. Nie mogłam uwierzyć, że nie dostałam żadnej kary.
– Tato – zapytałam – nie ukarzesz mnie?
– Nie ma za co. Nie zrobiłaś nic złego – odpowiedział – ale jeśli ci tak bardzo zależy, to oczywiście mogę cię ukarać.
– Nie, nie. Nie trzeba – powiedziałam szybko, śmiejąc się pod nosem. Ruszyłam się, żeby wyjść, ale głos taty powstrzymał mnie.
– Córuś...
– Aha… – Spojrzałam wyczekująco.
– Nie dziwię ci się. Ta twoja przyjaciółeczka ma piękne piersi. – Mrugnął okiem.
Zakryłam usta dłonią, aby nie roześmiać się na głos i zaraz wybiegłam. Po drodze tylko pomyślałam, że nie wiadomo jak długo tato gapił się na cycki Wioli, gdy tak spałyśmy.
Na drugi dzień Wiola cała w nerwach zaczęła wypytywać mnie o wszystko. Uspokoiła się, dopiero gdy zapewniłam ją, że wszystko dobrze się skończyło. Jej rodzice o niczym się nie dowiedzą, a my możemy dalej się przyjaźnić. Nie wytrzymałam tylko by na koniec nie poinformować:
– Tata powiedział, że masz piękne cycki.
Zgodnie z moim oczekiwaniem zrobiła się czerwona.
– Jejku, nie pokażę mu się więcej na oczy. Nie dam rady! Spalę się ze wstydu! – zaczęła panikować.
– Oj tam – machnęłam ręką – myślisz, że twoje to jedyne cycki, jakie tato w życiu widział?
– No na pewno nie… ale i tak mi strasznie głupio – zapiszczała.
Po tej wpadce nie miałyśmy już odwagi na łóżkowe figle, chociaż przez jakiś czas całowałyśmy się, ale tylko tak delikatnie dotykając się językami.
Kilka dni później udało mi się zaciągnąć Wiolę do mnie. Skłamałam, że taty nie będzie.
– Cześć Wiola – powiedział tato, jak gdyby nigdy nic, zaraz, gdy tylko ją zobaczył.
A ta tak nagle tak struchlała, że musiałam ją szarpnąć, by poszła do pokoju, inaczej pewnie by stała w tym samym miejscu do wieczora. Omal się nie obraziła na mnie, że tak ją oszukałam, ale przynajmniej wyzbyła się cykora przed moim ojcem. Panikara.
Koniec części 1.
Ciekawe, kim była ta Eliza? I dlaczego najpierw na imię miała Teresa, a Elizą stała się po tym, jak utwór na nowo odkrył co prawda też pan Ludwig, ale Nohl? Może pan Nohl odkrył nie tylko utwór pana Beethovena, ale też ową Elizę? Stąd zmiana tytułu.
Ponowne dźwięki „Dla Elizy”, która była chyba Teresą, wyrwały mnie z zamyślenia. Normalnie bym nie otworzył, nikt wcześniej nie zapowiadał się do mnie z wizytą, a nie miałem w zwyczaju wpuszczać osób niezapowiedzianych. Roznosicieli ulotek mogłem sobie darować. Jednak liryczne nutki nie pozwoliły zbagatelizować tajemniczej osoby. Podszedłem do domofonu i nawet nie pytając, powiedziałem krótko „proszę”, otwierając drzwi na klatkę schodową bloku, w którym mieszkam. Wkrótce do moich drzwi zapukała tajemnicza osoba. Natychmiast je otworzyłem i ujrzałem z pewnością damę.
– Jestem Fikcja Literacka – przedstawiła się od progu dama w kwiecistej jedwabnej sukience za kolana.
– Miło mi, Indragor – zrewanżowałem się – zapraszam.
Zaprosiłem damę do pokoju, proponując miejsce na kanapie, z czego skwapliwie skorzystała.
– Herbaty, kawki, a może coś mocniejszego, pani Literacka? – zaproponowałem.
– Proszę mi mówić Fikcja. – Uśmiechnęła się zniewalająco.
– W takim razie proszę mi mówić Indragor – odwzajemniłem niezbyt przytomnie propozycję. Na moje usprawiedliwienie, znajdowałem się pod ogromnym wrażeniem nienagannych manier niespodziewanego gościa. W końcu dama to współcześnie rzadki widok.
– Poproszę kawę. Herbatę niedawno piłam, a alkohol źle wpływa na moją wyobraźnię – umotywowała szczegółowo swoją decyzję, jak przystało na damę.
– Mam jeszcze świetny makowiec – kusiłem.
– Niestety, nie jadam maku – odpowiedziała – ale gdyby miał pan słone paluszki, byłabym zobowiązana. Bardzo dobrze przy nich mi się opowiada – wyjaśniła jakby nieco zawstydzona takim żądaniem.
– Oczywiście, rozumiem. Na szczęście dysponuję słonymi paluszkami, ale nie śmiałem proponować… – To rzekłszy, powędrowałem do kuchni.
– Chciałabym we wspomnieniach sięgnąć do wydarzeń moich i mojej przyjaciółki, które nigdy nie miały miejsca – usłyszałem melodyjny głos Fikcji, zaraz po tym, gdy wróciłem z aromatyczną kawą i słonymi paluszkami.
– Ależ proszę bardzo – zachęciłem damę, natychmiast łapiąc notes i ostatni w mojej kolekcji ołówek chemiczny.
Fikcja sięgnęła po słony paluszek, z gracją odchrupnęła mały kawałek i zwracając wzrok w moją stronę, z uśmiechem delikatnego zakłopotania, jakby obawiała się, że sprawia mi kłopot, zapytała:
– Czy nie przeszkadza panu, że moje wydarzenia z przeszłości nigdy nie miały miejsca?
– Ależ skąd! – zapewniłem żywiołowo damę.
– W takim razie...
Fikcja Literacka poprawiła się, siadając nieco bardziej swobodnie, po czym z westchnieniem namysłu rozpoczęła swoją opowieść, a ja dyskretnie, aby jej nie rozpraszać, starałem się zanotować wszystkie płynące z jej ust słowa.
__________________________________________________
Z widelcem przez życie
Z widelcem przez życie
Mówi się, że początek wielu związków damsko-męskich ma miejsce na pogrzebach. W moim przypadku to chyba początek i koniec. A szkoda. No cóż, moje życie nie układało się jak po różach, a jeśli już, to po zwiędłych. Zawsze miałam jakoś pecha do chłopaków. Uważałam też, że w związku to dziewczyna, czyli ja, powinna decydować, co ma być, a czego ma nie być. Tylko, gdy przychodziło co do czego, zwykle traciłam głowę, tym samym stawałam się uległa, zamiast starać się panować nad sytuacją. Takie moje życie. Pomimo tej oczywistej sprzeczności, nadal trwałam przy swoich zasadach. Do teraz. To, co się wydarzyło, zachwiało moimi ugruntowanymi poglądami.
Tak, w moim przypadku wszystko, co ważne, zaczęło się na pogrzebie dziadka. Na stypie siedziałam sama przy stole w tej czarnej spódnicy przed kolana i białej rozpinanej bluzeczce. Okropne, prawda? Mama stwierdziła, że na pogrzebie mam wyglądać elegancko, skromnie i stosownie do okoliczności. No to wyglądałam i śmiertelnie nudziłam się z braku jakiegokolwiek towarzystwa. Do tego stopnia, że obawiałam się, czy z tych nudów nie zejdę z tego świata zaraz po dziadku. Nie mogłam liczyć nawet na towarzystwo mojej ukochanej i niezawodnej przyjaciółki, Wioli. Złożyła tylko ze łzami w oczach szczere kondolencje.
Rozumiałam ją. Zawsze strasznie dołowały ją smutne wydarzenia. Bała się, że nagle się rozryczy, urządzając z siebie widowisko i zaszkodzi mojemu wizerunkowi. A przecież, jak powiedział tata, miałam „godnie reprezentować rodzinę”. Niestety ja za to, jako wspomniana reprezentantka najbliższej rodziny, nie mogłam się wykręcić od tego wątpliwego zaszczytu. Wszyscy wokół mnie to tak zwani dorośli, niektórzy już jedną nogą w grobie, aż zastanawiałam się, czy dotrwają do końca stypy. Wtedy impreza mogłaby się znacznie przedłużyć. Chyba ja też bym tego już nie przeżyła. Z pewnością ci dorośli uważali mnie za niegodną uwagi „gąskę”. Co ja tam mogłam wiedzieć o ich sprawach. Rozprawiali tylko o „czymś ważnym” w małych grupkach, od czasu do czasu wychodząc przed dom „na papieroska”. Jak na późną jesień było wyjątkowo ciepło. Niektórzy przyjechali nawet z daleka. Mój dziadek był znaną w mieście postacią, dlatego ludzi chętnych nażreć się przy stole szwedzkim nie brakowało.
Dziwne, że siedziałam przy stole szwedzkim, prawda? Jednak te kilka krzeseł wciśniętych przy nim przy ścianie, było w zasadzie jedynymi wolnymi miejscami w salonie. Co prawda gdzieś zawsze bym się wtranżoliła, jak mawia moja mama, ale wolałam uniknąć uwag na swój temat typu „jaka ładna”, „jaka sympatyczna dziewczyna”, „jak dobrze wychowana młoda dama”, albo inne bzdety. Na domiar złego musiałabym udawać zainteresowanie rozmową, brr. To byłoby jeszcze gorsze niż siedzenie w samotności i rozpamiętywanie mojego nieudanego życia. Innym jakoś się udawało. Mnie nie. Już od samego początku.
A wiecie, co jest najważniejsze w życiu? Najważniejszy jest ręcznik. Można się nim okryć, gdy jest zimno, ochroni przed słońcem i deszczem, a mokry może posłużyć za prawdziwą broń. Ja o tym nie wiedziałam, dopóki nie obejrzałam filmu „Autostopem przez Galaktykę”. Dlatego przez życie szłam z widelcem. Dziobałam nim tu i tam, ale tylko trafiały mi się okruszki życia, a i tak większość mi spadała. Jak teraz, próbuję zebrać nim okruszki ciasta z mojego talerzyka, ale zanim coś doniosę, to większość spada z powrotem na talerz.
Tak. W moim życiu, poza paroma godnymi pożałowania incydentami, nic się nie wydarzyło. I jeszcze to teraz. Dziadek umarł. Jedyne co mogłam robić, to właśnie zająć się rozpamiętywaniem mojego nieudanego życia. Tak, powtórzę znowu, gdyby ktoś nadal nie załapał: NIEUDANEGO. Nie wierzycie? Niby użalam się nad sobą? Bo nastolatka, to panikara i nie może być tak źle? Akurat!
__________________________________________________
0 lat – czyli mój nędzny początek
0 lat – czyli mój nędzny początek
Od razu zaczęło się źle. Zostałam poczęta… cóż za szumne słowo, prawda?, przez przypadek. Mama urodziła mnie, gdy miała dziewiętnaście lat. Mój tato był niewiele starszy, miał dwadzieścia jeden lat i był studentem pobliskiej uczelni. Co do mamy, to była taką szarą myszką, nierzucającą się w oczy, nie to, co teraz. Wszystkim w jej klasie wydawało się nawet, że nigdy nie miała chłopaka, aż tu w maturalnej okazało się, że jest w ciąży. Mama zaczęła spotykać się po kryjomu z tatą od drugiej klasy liceum i od tego czasu, mniej więcej, tato regularnie wypełniał mamę swoją spermą. Któregoś razu wypełnił ją tak skutecznie, że zaszła w ciążę. I tak równo po dziewięciu miesiącach pojawiłam się ja, zupełnie nieplanowana, zupełnie przez przypadek. Zaraz po moim urodzeniu wzięli ze sobą ślub i w ten sposób oficjalnie zostałam ich córką. Nie powiem, moi starzy są w porządku, ale to jednak tylko rodzice.
Zastanawiam się, po kim odziedziczyłam tę cechę. Chyba po mamie. Nie cierpię kochać się w prezerwatywie. To tak jakby brać prysznic w butach. Niby wszystko w porządku, ale ma się wrażenie, że coś jest nie tak. A doszukiwanie się co jest nie tak, nie sprzyja odpowiednim doznaniom podczas seksu. Wtedy powinnam całkowicie się zatracić w przyjemności. Jednak jakoś dotychczas nie było mi to dane.
__________________________________________________
1 – 13 lat
1 – 13 lat
W moim dzieciństwie nic ciekawego się nie wydarzyło. Nie ma o czym mówić. Dzień jak co dzień. Dom, jedzonko, podwórko, później szkoła, od czasu do czasu siusiu, kupka i lulu. Czasami gdzieś wyjazd, na kolonie czy coś takiego. I tak na okrągło. NIC CIEKAWEGO. Mały przerywnik w wieku dwunastu lat. Zakochałam się w starszym o trzy lata bracie koleżanki z klasy. Jaki on wydawał się męski! Aż sama teraz w to nie wierzę. Był dla mnie ideałem chłopaka i mężczyzny, dopóki nie wyznałam mu miłości. Wtedy czar prysł. Wyśmiał mnie, powiedział coś, że z takimi durnymi siksami to on się nie zadaje i żebym spadała na drzewo, gdzie moje miejsce. Nazwał mnie siksą!!! Zabolało. A ja głupia, byłam gotowa dla niego na wszystko, co może dwunastolatka.
Serce krwawiło mi dwa dni, to znaczy dwa dni ryczałam. Tak mnie zranił! Najgorsze, że potem pół klasy się ze mnie śmiało, jak moja wówczas niby-przyjaciółka wszystko wypaplała. Wtedy postanowiłam, że będę twarda. Mimo to do końca szkoły miałam ciężkie życie. Na szczęście w Ogólniaku poznałam moją niezawodną przyjaciółkę, Wiolę.
__________________________________________________
14 lat – z padalcem
14 lat – z padalcem
Pierwszy raz w charakterze obiektu seksualnego wystąpiłam w wieku czternastu lat. Byłam już dość dobrze rozwinięta, chociaż tyłek zawsze miałam chudy. Trochę z tego powodu cierpię. Zazdroszczę niektórym dziewczynom, że mają o wiele lepiej ode mnie wykształconą tę część ciała, w związku z tym są przez chłopaków łapane za ową część. Mnie jakoś nikt. Z tej zazdrości, kiedyś sama miałam ochotę złapać taką za to jej dupsko, nisko, bardzo nisko, aby chociaż się wystraszyła. Zawsze jednak brakowało mi śmiałości. Niedużo, ale brakowało.
Wracając do moich czternastu lat, niedaleko nas, na tej samej ulicy, mieszkał starszy ode mnie o cztery lata chłopak. Rodzice przestrzegali mnie przednim, „bo to chuligan”, jak mawiali. I jak się okazało słusznie. Kilka miesięcy temu nawet trafił do więzienia za coś tam.
Dla mnie jednak był zawsze miły. Przyznam: to, że chuligan wzbudzało we mnie niezdrowe podniecenie. To znaczy, podniecenie samo w sobie jest zdrowe, ale nie dla mnie w tym przypadku. No, po prostu ciągnęło mnie do niego. A taki przymilny, tak opiekuńczo mnie obejmował, takie piękne słówka mi szeptał, aż dreszcze po mnie przechodziły. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to wąż w owczej skórze. A może wilk? Nieważne. Któregoś razu, gdy po pożegnaniu odwróciłam się tyłem, odchodząc, rzucił za mną: „masz seksowny tyłeczek”. Odkręciłam się i z zadowoloną miną rzuciłam „dzięki”, po czym z mocno podbudowanym kobiecym ego ruszyłam niczym paw, do domu. Nie ma co się dziwić. Był pierwszym chłopakiem, który w ogóle dostrzegł moją pupę i to od razu jako seksowną! A to przecież moja pięta achillesowa. Dlatego jego komplement niestety całkowicie uśpił moją czujność. Niedługo potem zaprosił mnie do siebie, a ja głupia zgodziłam się, nie mając pojęcia, że wchodzę do pułapki jak ten niedźwiedź.
Znacie to? W klatce jest smakołyk. Łasy na smakołyk niedźwiedź wchodzi do klatki, nie zastanawiając się, skąd on tam się wziął. Dostaje się do smakołyku, ale za nim zamyka się pułapka. Wtedy dopiero niedźwiedź orientuje się w sytuacji, ale jest już za późno. Ma smakołyk, ale stracił wolność. Tak było ze mną, tyle że na moje szczęście, pułapka się nie domknęła.
W swoim domu zaproponował mi do wyboru piwo albo coś mocniejszego. Już w tym momencie powinien mi włączyć się w głowie alarm, że chce mnie upić, abym była łatwiejsza, ale się nie włączył. Dobrze, że chociaż zdecydowanie odmówiłam mocnego trunku. Bajerując okrągłymi słówkami i komplementami, zaczął obłapiać, próbując pocałować. Starałam się uciec ustami, ale po kilku próbach nie udało mi się i przywarł swoimi do moich, próbując wcisnąć język do buzi. Trzymałam jednak mocno zaciśnięte zęby. Ponieważ taka siłowa szamotanina się przedłużała, zebrałam się w sobie i mocno odepchnęłam go. Był dla mnie przyjacielem, opiekunem, mentorem nawet, dobrze mi było w jego towarzystwie, ale nie widziałam się w roli jego kochanki; on najwyraźniej tego nie rozumiał. Zaraz poderwałam się z kanapy obrażona, po czym z godnością ruszyłam do wyjścia. I to był mój kolejny błąd. Należało schować godność i czmychnąć niczym Struś Pędziwiatr, bo nim zrobiłam kilka kroków, ponownie mnie dopadł. Złapał od tyłu, obejmując mocno ramieniem. Drugą rękę wsadził mi między nogi. Dobrze, że miałam na sobie obcisłe dżinsy, dzięki temu nie mógł wsadzić ręki pod nie. Próbował, ale mu się nie udało więc tylko, a może aż, złapał mnie przez spodnie. Próbowałam się wyrwać, wierzgając i głupio piszcząc, jakby to ostatnie mogło w czymś mi pomóc. Przestraszyłam się nie na żarty, ale panika najmniej była mi teraz potrzebna, niemniej panikowałam. On nie zwracając najmniejszej uwagi na moje protesty, niczym wąż, cały czas uspokajająco mruczał mi do ucha „nie wyrywaj się, zaraz zrobi ci się dobrze, będzie bardzo przyjemnie, jesteś taką seksowną laską, aż żal, żebyś dalej była nieruszana, zobaczysz, będziesz zadowolona i będziesz sama przychodzić po jeszcze...”. Co do tego, że zrobi mi się dobrze, realnie się obawiałam. Tak naprawdę, jedyne co mi w życiu dobrze wychodziło, to podniecanie się. Z tym akurat nigdy nie miałam problemu, z całą resztą niestety tak.
Mimo że panikowałam, ciężko przestraszona bardzo prawdopodobną możliwością gwałtu, to ten masaż cipki przez spodnie powodował, że wbrew swojej woli zaczęłam odczuwać coraz silniejsze podniecenie. Koniecznie musiałam coś zrobić i to szybko, bo gdybym zbyt mocno się podnieciła, nie miałabym siły, aby się obronić. Czułam to.
Paradoksalnie te jego wężowo-spokojne słowa sprawiły, że trochę się uspokoiłam, przestawałam tak bardzo panikować. Powiedziałam zdecydowanie do siebie w duchu „ratuj się dziewczyno, zanim będzie za późno, myśl!”. Udałam, że przestaję się bronić, po czym zebrałam się w sobie i zrobiłam jedyną rzecz, jaką mogłam. Z całych sił spróbowałam się wyrwać. Był znacznie silniejszy ode mnie. Cała moja akcja powinna zakończyć się niepowodzeniem i niechybnie gwałtem na mnie, jednak padalec chyba nie przewidział takiego oporu i to w tym momencie. Jakimś cudem zdołałam się od niego odepchnąć i wyrwać. Mimo szoku błyskawicznie odwróciłam się i wściekła kopnęłam go w krocze. Niezbyt mocno, ale z pewnością poczuł, bo jedną ręką złapał się za genitalia z grymasem bólu na twarzy. Natychmiast jednak, nim coś zrobiłam, ryknął „ty mała dziwko!”, aż cała się skuliłam, i zaraz trzepnął mnie w twarz, tak mocno, że straciłam równowagę i omal się nie przewróciłam. Na szczęście obok stała jakaś szafa. Wyrżnęłam o nią boleśnie, ale dzięki temu odzyskałam równowagę, inaczej leżałabym jak długa, a on pewnie zaraz na mnie. Nie oglądając się, pędem rzuciłam się do drzwi.
Cała zapłakana i roztrzęsiona wpadłam do domu. Na szczęście nikogo nie było. Pręgi na twarzy zamaskowałam dziwnym makijażem. Mama była nim zdumiona, ale przecież nastolatki muszą się zachowywać dziwnie, prawda? Po prostu nie chciałam, aby rodzice się dowiedzieli, przecież zabraniali mi się z nim spotykać. Było to moje ostatnie spotkanie z tym padalcem. Po tym zdarzeniu nabrałam większego szacunku do rodziców. Samowolka w tym przypadku mogła się dla mnie naprawdę źle skończyć. Gdy o tym pomyślę, jeszcze skóra mi cierpnie.
Przez pewien czas nie mogłam zrozumieć, jak mógł mnie nazwać dziwką. Poza strachem byłam jeszcze wściekła za to. No bo jakim cudem dziewica może być dziwką?
Ten incydent na długo, bo na prawie dwa lata zraził mnie do chłopaków.
__________________________________________________
15 lat – pierwszy pocałunek z języczkiem
15 lat – pierwszy pocałunek z języczkiem
Moją jedyną prawdziwą przyjaciółką od zawsze, to znaczy od liceum, była Wiola, czyli Wioletta. Wiola jest starsza ode mnie o miesiąc, ale to się nie liczy. Doskonale się rozumiemy i spędzamy ze sobą dużo czasu. Po prostu jest nam dobrze razem. We wszystkim bezwarunkowo się wspieramy. Jedyne, czego jej zazdrościłam i zazdroszczę, to pupy. Jest naprawdę cudowna. Idealnie krągła i niezwykle seksowna. Pewnie dlatego, w przeciwieństwie do mnie, pada ofiarą chłopaczków o bardzo małym rozumku, to znaczy chyba wszystkich, którzy mają odwagę i nic w głowie. Toteż z pewnością myślą tylko genitaliami, obserwując wyłącznie reakcję swojego zwisu na widok dziewczyny. Patrzy taki na mój tyłek – brak reakcji. Patrzy na tyłek Wioli – staje mu, no to trzeba za ten tyłek złapać. Zwykły bezmózgi odruch bezwarunkowy. Oko – penis – ręka.
Chociaż tu trochę rozumiem chłopaków. Też czasami kusiło mnie, aby ująć w dłoń tę jej cudowną pupę albo chociaż dać głośnego klapsa, szczególnie gdy obie stałyśmy przed lustrem nago, bawiąc się w „znajdź dziesięć szczegółów, którymi różnią się te dwa obrazki”. Jeden szczegół od razu rzucał się w oczy. To mój chudy tyłek.
Zaraz, gdy skończyłam piętnaście lat, no piętnaście lat i dwa miesiące, koniecznie musiałam dowiedzieć, jak to jest praktycznie z tym całowaniem się z języczkiem. Oczywiście wiedziałam, że to będzie przyjemne, tylko jak? Nie zamierzałam na razie zbliżać się do żadnego chłopaka, więc miałam z tym zagwozdkę. Niby mogłam jakiegoś przypadkowego wybrać i poprosić ot tak, by mnie pocałował z języczkiem, z pewnością by mi nie odmówił, chyba by nie odmówił, ale przypuszczałam, że mój język pewnie by mu nie wystarczył. Chciałby coś więcej i jeszcze więcej, a ja nie mogłabym mu tego dać. Czułam lęk, że znowu mogłabym znaleźć się w takiej sytuacji jak z padalcem albo gorszej. Proszenie chłopaka o pocałunek z językiem, a nawet o cokolwiek, nie wchodziło w grę. Naturalne, że w tej sytuacji zwróciłam się do przyjaciółki.
Najpierw spojrzała na mnie, jakbym straciła rozum. Wiedziała jednak, co mi przytrafiło się niecały rok wcześniej i gdy przypomniałam jej, dlaczego nie mogę z chłopakiem i zarzekłam się, że to nie będzie naprawdę, tylko taka próba, zobaczymy, jak to jest, nie będziemy naprawdę się całowały, zgodziła się.
Teraz, jak o tym myślę, to szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak można całować się na niby z języczkiem. Mimo wszystko miałyśmy tak zrobić. Był tylko jeden problem do rozwiązania. Czy ja wsunę język jej do buzi, czy ona mi. Ostatecznie ustaliłyśmy, że najpierw ja, a potem drugi raz ona, żebyśmy obie wiedziały to samo. Stanęłyśmy naprzeciwko siebie, blisko, mierząc się przez chwilę wzrokiem. Przysunęłam się jeszcze bliżej i złapałam Wiolę w talii. Dotknęłam swoimi ustami jej, wtedy Wiola rozchyliła ząbki. Wsunęłam swój język, ostrożnie, bo bałam się, jak to będzie. I nagle koniuszki naszych języków spotkały się ze sobą. Zaraz, gdy to się stało, odskoczyłam, chichocząc, bo ciarki po mnie przebiegły, a Wiola też zachichotała, więc pewnie po niej też.
– Fajne – powiedziałam, bo rzeczywiście było to ekscytujące. Jeszcze takiej emocjonującej przyjemności nie przeżywałam. Nie to, aby było to coś nadzwyczajnego, tylko był to taki inny rodzaj przyjemności, takiej… takiej przyjemnie mokrej, aż serce zaczęło mi mocniej bić.
– Aha – odpowiedziała zadowolona Wiola. Spojrzała na mnie zachęcająco, zwilżając delikatnie koniuszkiem języka usta.
Zrobiłam to samo i ponownie złączyłyśmy się ustami. Tym razem śmielej wsunęłam język, ocierając się o język Wioli. Trwało to kilka minut, a w tym czasie nasze języki zabawiały się ze sobą, to dotykając się tylko koniuszkami, to delikatnie pieszcząc, to siłując się ze sobą. Eksperymentowałam też z podniebieniem Wioli, co również było przyjemne, mmm...
Zaraz, gdy przestałyśmy się całować, rozogniona Wiola bez chwili zwłoki zawołała:
– Teraz ja!
– Zaczekaj – powiedziałam – daj mi złapać oddech.
Serce mi waliło i odczuwałam podniecenie, które nakazywało mi kontynuować zabawę. Po kilkunastu sekundach, gdy odrobinę się uspokoiłam, to ona przywarła do moich ust, wsuwając język. Nie wiem, ile to trwało, w każdym razie niedługo, gdy Wiola przerwała.
– Wolę, jak ty mnie całujesz – przyznała się – ja chyba mam za krótki język – stwierdziła.
Patrzyłyśmy na siebie i widziałam, że oczekuje tego. Objęłam ją w pasie i zbliżając się do jej ust, przesunęłam dłonie na plecy, aż Wiola ekscytująco zadrżała. Wkrótce i ona nieśmiało mnie objęła. Chyba z godzinę straciłyśmy, co chwila się całując, z ciekawości eksperymentując na różne sposoby. Teraz wiem, że również z ogarniającego nas coraz większego podniecenia. W pewnym momencie poczułam, jak Wiola obejmuje dłonią mi cycek. Gwałtownie zaprzestałam pocałunku.
– Co robisz? – zapytałam zdziwiona i trochę wystraszona, bo nie powiem, aby mi to nie sprawiło przyjemności. Dopiero po dłuższej chwili, jakby się ocknęła. Przestała ugniatać mi pierś, cofając rękę ze wstydem.
– Przepraszam – mruknęła, spuszczając oczy. – Nie wiem czemu. Przepraszam, ale tak jakoś samo wyszło. No… tak jakoś cała się podnieciłam. – Ze wstydem wydusiła z siebie to ostatnie zdanie.
– Nic złego się nie stało. – zapewniłam ugodowo. – Trochę to dziwne, ale ja też się podnieciłam – przyznałam szczerze po chwili.
Obie milczałyśmy, popatrując na siebie ze wstydem. Czułam, że jest mi gorąco. Wioli chyba też, bo tak jak ja miała zaróżowioną twarz. Byłyśmy nieco zdyszane, wyglądałyśmy jak po krótkim biegu.
– To głupie... ale... aż mi się mokro zrobiło… tam...– Wstydliwie posunęła się jeszcze o krok Wiola.
– Mnie też – odpowiedziałam szczerością za szczerość. Obie byłyśmy podniecone tymi pocałunkami i ostrożnymi pieszczotami, bo jak zaczęłyśmy się obejmować, to nasze ręce jakoś tak zaczęły trochę się poruszać.
– Naprawdę? Myślałam, że tylko ja… – Wiola wydawała się zdziwiona, jakby sądziła, że tylko jej coś takiego się przytrafiło. Kiwnęłam głową, a ona dodała z niepewnością: – Może nie powinnyśmy się więcej całować, bo… bo jak jestem taka podniecona, to mogłabym coś głupiego zrobić… już zrobiłam… gniewasz się na mnie, prawda? – wstydliwie popatrywała na mnie, przygryzając wargi z nerwów, że się pogniewałam na nią.
– Już ci mówiłam, że nic się nie stało, nie gniewam się, nie ma za co... ale zgoda – powiedziałam. Też czułam, że mogłabym z tego podniecenia zrobić coś niemądrego. Miałam chęć złapać ją za ten cudownie seksowny tyłek, przycisnąć do siebie i całować, całować… Przestraszyłam się tej myśli. – To jest przyjemne, nawet bardziej niż myślałam, ale masz rację, Wiola, to głupie, byśmy… we dwie… chociaż całkiem fajnie…
Zgodziłyśmy się, że więcej tego nie będziemy robiły. Strach, do czego mogłoby to doprowadzić, przeważył.
__________________________________________________
Prawie 16 lat – z ciapą
Prawie 16 lat – z ciapą
W wakacje, gdy miałam prawie szesnaście lat, a konkretnie w sierpniu, opiekowałam się bobaskiem stryjka i stryjenki, gdy byli w pracy. Nie miałam nic innego do roboty, bo Wiola wyjechała z rodzicami na dwa tygodnie. Dzieciaczek był spokojny, więc niewiele miałam zajęcia.
Pewnego dnia, wracając „po pracy”, spotkałam na ulicy kolegę z klasy. Tak sobie z nudów wpadłam na pomysł, aby go zaprosić. Normalnie bym do niego nawet nie zagadała, ale we dwójkę zawsze przyjemniej leci czas. Wprawdzie nadal czułam jakąś tam niechęć do bliższych kontaktów z chłopakami, ale ten był ewidentną nieszkodliwą ciapą w okularach. Ciapą, którą mogłabym kręcić, jak tylko bym chciała. Pewnie jeszcze nawet nie wiedział, co można robić z dziewczynami. Tak z obserwacji w szkole mi wychodziło. No, może przesadziłam, z tym że nie wiedział, ale z pewnością by się nie odważył cokolwiek zrobić, dlatego zupełnie nie obawiałam się go. Zdecydowanie nie wyglądał mi na mężczyznę.
Był bardzo zdziwiony moim zaproszeniem i początkowo próbował się wymówić. Trochę się namęczyłam, aby go przekonać. Pewnie pierwszy raz dostał taką propozycję od dziewczyny albo myślał, że go wkręcam, albo jedno i drugie. W sumie nie dziwiło mnie to. Dziewczyny, jeśli już zwracały na niego jakąś uwagę, to robiły sobie podśmiecһujki. Dopiero gdy stwierdziłam z udawanym smutkiem „nie lubisz mnie”, gwałtownie zaprzeczył i nie mając już żadnych argumentów, zgodził się. Podałam mu adres i na drugi dzień przed południem miał przyjść. Byłam ciekawa, czy nie stchórzy. Nie stchórzył.
Siedzieliśmy już jakąś godzinę na łóżku, bo akurat w pokoju dzieciaczka było to jedyne sensowne miejsce, czasami zajmując się maluchem, właściwie to wyłącznie ja. Niewiele rozmawialiśmy, ale wiedziałam, że będzie kiepskim rozmówcą. Przynajmniej nie byłam sama w pustym mieszkaniu.
Trochę ponosiłam dzieciaczka na rękach i gdy ponownie usiadłam na łóżku, niespodziewanie okularnik przysunął się do mnie blisko i położył rękę na udzie. Pewnie przez całą tę godzinę zbierał odwagę. Dotyk jego ciepłej ręki był całkiem przyjemny, więc nie zareagowałam. Poza tym, jak mówiłam, nie obawiałam się, że mógłby mi coś złego zrobić.
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Nagle cmoknął mnie w policzek. Nie podejrzewałam go o taką śmiałość. Zaskoczona, spojrzałam w jego kierunku z lekko rozchylonymi ze zdziwienia ustami, ale karcącym wzrokiem. Nie pomogło. Korzystając z mojego zaskoczenia, chłopak zaraz cmoknął mnie ponownie, tym razem prosto w te rozchylone usta.
– Hubert! Co ty wyprawiasz! – zbeształam na wszelki wypadek kolegę, groźnie spoglądając, chociaż było to całkiem fajne.
Ten aż się skulił i niestety zabrał dłoń z mojego uda. Patrząc już nie na mnie, a gdzieś w podłogę, jęknął:
– Przepraszam. Nie gniewaj się. To dlatego, że mi się podobasz.
– Podobam ci się? – zapytałam zdziwiona.
– Bardzo – cicho jęknął w kierunku podłogi, rumieniąc się mocno. – Jesteś… jesteś taka… taka… wspaniała – wydukał.
Prawda, nie wyśmiewałam się z niego jak inni i nie dokuczałam jak niektóre dziewczyny. Uważałam to za głupie, ale że mu się podobam? To było coś nowego. Nigdy bym nie pomyślała. Coś zaświtało mi w głowie.
– Od dawna mnie lubisz?
– Od początku…
– Czemu nic nie powiedziałeś?
– Bo takie dziewczyny jak ty nie zwracają na mnie uwagi. W ogóle dziewczyny… Głupie prawda? Zresztą pewnie i ty zaraz mnie wyśmiejesz. Nie szkodzi… I tak cię kocham.
Rany, byłam w szoku po tym wyznaniu. Dłuższy czas żadne z nas się nie odzywało. Gdy trochę ochłonęłam, zrobiło mi się go po prostu żal. A ja jestem taka, że gdy kogoś jest mi żal, to bywa, że robię głupoty, chcąc pocieszyć. Zwykle Wiola powstrzymywała mnie od zrobienia czegoś głupiego. Niestety tym razem obok mnie nie było nikogo, kto by mnie powstrzymał.
– Przecież się z ciebie nie śmieję – zdołałam tylko to wyszeptać, zanim znowu na dobrą minutę zapadła cisza. – Spójrz na mnie – powiedziałam, przerywając krępującą ciszę. Jednak chłopak nie zareagował, nadal mając wzrok utkwiony w podłodze. – Całowałeś się już z dziewczyną? – zapytałam poważnie.
W odpowiedzi tylko pokręcił przecząco głową.
– Spójrz na mnie – powtórzyłam, cicho dodając: – Zgoda, możesz mnie pocałować.
– I tak nic z tego nie będzie, nie umiem się całować – odpowiedział z lekkim rozdrażnieniem, nie odrywając wzroku od podłogi. Pewnie nie wierzył, że mówię serio, obawiał się, że go zaraz wyśmieję. A ja naprawdę nie oszukiwałam.
– Nie szkodzi, ja umiem. Nauczę cię. – Zebrało mi się na odwagę.
Myśl o pocałunku przywiodła wspomnienie tego z Wiolą, aż przez moje ciało przebiegło niewielkie stadko mrówek, skupiając się nie wiadomo czemu w podbrzuszu. Pewnie na myśl, że mogłabym spełnić dobry uczynek. A może dlatego, że z chłopakiem ja też jeszcze się nie całowałam. Tylko z dziewczyną, ale to chyba się nie liczy.
Ta moja wada. Zaraz mięknę, gdy kogoś mi żal. Złapałam go za podbródek i przekręciłam jego głowę tak, abym mogła spojrzeć mu w oczy. Przez okulary widać było, że są nieco wilgotne. Na ten widok westchnęłam, bo zrobiło mi się go żal już na maksa. Zdjęłam okulary i powoli przybliżyłam swoje usta do jego, aż się zetknęły. Wsunęłam ostrożnie język między jego zęby i dotknęłam jego języka, delikatnie pieszcząc końcówką swojego. Trochę żałowałam, że nie mam dłuższego, bo wydało mi się, że nie sięgam wszędzie tam, gdzie bym chciała.
Całowałam go tak przynajmniej minutę, może nawet dwie, zanim się oderwałam.
– Teraz ty mnie weź, tak pocałuj – szepnęłam, starając się nadać głosowi uwodzicielskie brzmienie i posyłając najbardziej zachęcająco-promienny uśmiech, na jaki w tym momencie było mnie stać.
Przywarł do moich ust, a nasze języki spotkały się u mnie, baraszkując ze sobą. Wyraźnie mu się spodobało, bo pocałunek był znacznie dłuższy niż ten mój i zdawał się nie mieć końca. Jednak złączeni byliśmy tylko ustami. Postanowiłam to zmienić. Przerwałam pocałunek i powiedziałam:
– Nie bój się, możesz mnie objąć. – Nie czekając, co zrobi, złapałam jego rękę i oplotłam się nią. – Widzisz? Nic się nie stało. Tak jest przyjemniej. Możesz dalej mnie całować – zachęciłam zadowolona.
Ponownie nasze twarze powoli się zbliżyły, stykając ustami, a Hubert zaraz ekscytująco wsunął język mi do buzi. Smak moich ust z pewnością przypadł mu do gustu, sądząc po tym, jak ochoczo się do tego zabrał. Pocałunek trwał już długo, rozpalając coraz bardziej moje ciało, gdy nagle poczułam, że usiłuje mnie położyć na plecach. Zdziwiłam się do tego stopnia, że na moment otworzyłam oczy. Zaraz jednak z powrotem je zamknęłam, poddając się jego woli. Tak wylądowałam na plecach. Ta pozycja sprawiła mi dodatkową przyjemność, powodując przypływ ciepłego podniecenia i nie mniej przyjemnej wilgoci w pochwie. Tymczasem chłopak zaczął bardzo wolno, stanowczo za wolno, przesuwać rękę, którą mnie obejmował, w górę. Trwało to wieki, ale w końcu zdołał położyć ją na mojej lewej piersi, wywołując pomruk zadowolenia u mnie. Najpierw ostrożnie, niemal niezauważalnie, a potem mniej ostrożnie, ugniatał ją. Zaraz potem, pewnie dla równowagi, przesunął rękę na drugą pierś, wykonując te same czynności. Nie protestowałam, bo było przyjemnie i byłam już nieźle nakręcona.
Gdy już wymacał mi cycki, niespodziewanie szybko przesunął rękę w dół, wsuwając od góry pod spódniczkę. Miałam na sobie taką czarną, podobną do tej teraz, tylko do płowy ud i bardziej zwiewną. A wyżej jasną, rozpinaną bluzeczkę. Liczyłam, że mi rozepnie tę bluzeczkę, a potem uwolni cycki z biustonosza, bo chciałam się nimi pochwalić, ale wyszło inaczej. Wiedziałam, do czego zmierza, jednak byłam już tak rozpalona, że nie myślałam, tylko mocniej zapragnęłam, aby poznał mój skarb. Dlatego, gdy przesunął rękę po majteczkach i gdy jego palce dotknęły zaciśniętych ud, nawet nie zastanawiałam się, tylko je rozchyliłam, wpuszczając jego dłoń głębiej. Hubert skwapliwie skorzystał z okazji. Gdy jego ręka wniknęła dosłownie między uda, jęknęłam głośno i przeciągle, niczym panienka na filmie porno. Nie musiałam, przynajmniej nie tak głośno, ale chciałam zasygnalizować, jak bardzo mi się to podoba i zarazem zachęcić chłopaka do dalszej penetracji mojego ciała, rozognionego szczególnie w tym miejscu. Wówczas mi się wydawało, że powinnam, chociaż nie powiem, że ten namiętny jęk nie podniecił mnie samej jeszcze bardziej. Pieścił mnie przez majtki, a ja powoli odpływałam, tracąc kontrolę nad otoczeniem, gdy chłopak wreszcie zdecydował się włożyć rękę pod nie. Było lato, miałam na sobie cieniutkie, delikatne figi. I gdy cały czas gładząc, stopniowo wsuwał rękę coraz głębiej, rozciągając mi je coraz bardziej, w pewnej chwili, najmniej stosownej, bo właśnie dotarł palcami do miejsca, gdzie byłam wilgotna, rozległ się dźwięk rozrywanego materiału. Równocześnie z tym dźwiękiem, chłopak gwałtownie wyciągnął rękę spod spódnicy i usiadł na łóżku, Początkowo, zdyszana, nie miałam pojęcia, co się stało. Coś zrobiłam nie tak? Przestraszył się, że jestem tam mokra? Albo czegoś innego? Niby czego?
– Co się stało? – zapytałam możliwie najspokojniej, jak mogłam. Nie odpowiedział. – Wszystko dobrze – kontynuowałam – to było bardzo przyjemne, co mi robiłeś. – Nadal brak odpowiedzi.
– Przepraszam – w końcu wydukał – nie gniewaj się… porwałem ci majtki… odkupię…
Omal nie prychnęłam na głos śmiechem. Postanowiłam załagodzić stres chłopaka.
– Nic się nie stało – powiedziałam, z trudem opanowując śmiech – dziewczyny lubią, jak chłopak zrywa z niej majtki. To jest bardzo podniecające – dodałam z satysfakcją w głosie. Nie wiem, czemu, ale owo zrywanie wydało mi się podniecające, chociaż do tej pory jeszcze nikt ich ze mnie nie zerwał. – I nie musisz mi nic odkupywać, naprawdę. – dopowiedziałam na wszelki wypadek.
– Ale ja ci je porwałem, a nie zerwałem – zajęczał.
Mógłbyś teraz mi je zerwać, pomyślałam. Głośno jednak powiedziałam:
– To, to samo. – Wstałam i obróciłam się przodem do Huberta. – Skoro mi je już porwałeś, to zdejmę je. – Sięgnęłam pod spódnicę i szybko pozbyłam się resztek fig.
Przez ten czas ogień namiętności w moim łonie trochę przygasł, jednak ściągnięcie majtek rozpaliło go na nowo. Instynkt mnie nie mylił. Zdejmowanie majtek przed chłopakiem jest podniecające.
Usiadłam okrakiem na nogach Huberta i z pomrukiem zadowolenia złapałam go za genitalia. Ugniatałam, czując, jak zawartość spodni w tym miejscu twardnieje. Pomyślałam, że mogłabym spróbować jeszcze czegoś innego.
– Wstań! – rozkazałam, wcześniej zeskakując z jego nóg.
– A… ale po co? – zająknął się przestraszony.
– Nie gadaj, tylko wstawaj, jak dziewczyna prosi – stanowczo zażądałam i nabierając jeszcze większej śmiałości, widząc jego bezradność, dorzuciłam buńczucznie: Bo ci przyłożę! – Świadomość, że bezkarnie mogłabym mu przywalić, mile połechtała moją kobiecą próżność. Trochę bym odegrała się za padalca.
Nie doszło jednak do tego, bo chłopak wykonał polecenie. Klęknęłam przed nim i szybko, nie powiem, drżącymi z emocji rękami, rozpięłam spodnie, natychmiast ściągając mu je razem z majtkami. W trakcie tej czynności tuż przed moimi oczami wyskoczył, jakby był na sprężynie, członek w pełnej męskiej okazałości, aż się zdziwiłam jaki duży i sztywny, bo to przecież ciapa, a nie stuprocentowy mężczyzna. Z tego wrażenia poczułam gorąco zalewające mnie całą niczym tsunami jakąś wyspę.
Nikt mnie tego nie uczył, zrobiłam to instynktownie. Nadal zdziwiona, że ciapa może mieć takiego solidnego, ujęłam dłonią u nasady dumnie sterczący członek i objęłam główkę ustami, kilkukrotnie przesuwając w tę i we w tę, wywołując ciche stęknięcia czy tam pomruki chłopaka. Niezadługo jednak. Chciałam teraz inaczej. Rzuciłam się na łóżko, przewracając na plecy. Nieśpiesznie, z kusicielskim uśmieszkiem podciągnęłam spódnicę, tak aby widać mi było myszkę.
– Połóż się na mnie – powiedziałam przymilnie, czując wzrok chłopaka na tym miejscu, które odsłoniła spódniczka.
Te cztery słowa okazały się wystarczające. Ułożył się między moimi nogami, które dla wygody jeszcze bardziej rozchyliłam, uginając w kolanach. Namacałam jego członka i przytknęłam do wejścia do pochwy.
– Pchnij mocno – wysapałam, bo towarzyszyły mi już skrajnie silne emocje z faktu, że zaraz zostanę rozdziewiczona. Nie dziwcie się, to miało się wydarzyć pierwszy raz w moim życiu i zarazem ostatni.
Chciałam, by to zrobił szybko i mocno, aby ten pierwszy ból mieć jak najprędzej z głowy. Niestety na przeszkodzie stanęła moja własna pochwa. Korytarzyk okazał się ciasny i wbrew mojej woli stawił opór. Opór, który jednak wkrótce wspólnymi siłami udało się pokonać, a wraz z nim ból pierwszego razu. Nie martwcie się, nie zabolało mocno. Mniej, niż się obawiałam. Zacisnęłam zęby i nawet nie krzyknęłam. Nie chciałam straszyć chłopaka, aby nie skończyło się to tak, jak z majtkami. To znaczy, aby nie wyszedł ze mnie, zanim nie zrobi mi się całkiem dobrze.
Niestety zabawa nie trwała długo. Może był za bardzo podniecony sytuacją, a może ja nie mając doświadczenia, za bardzo go rozgrzałam? Nie liczyłam czasu, ale fakt, faktem, że cała zabawa trwała jakieś pół minuty, może minutę i chłopak wytrysnął. Byłam rozczarowana, zwłaszcza że zaraz potem zmył się i tyle go widziałam. Na lepszą powtórkę nie było szansy. Chyba też rozczarował się mną, bo później, w czasie roku szkolnego, odniosłam wrażenie, że się odkochał. I tak to zrób przysługę chłopakowi, a nawet ci nie podziękuje. Zajrzał mi do dziury i wyszło mu, że nie jestem taka wspaniała. Koniec!
__________________________________________________
16 lat (dopiero co) – student
16 lat (dopiero co) – student
Następny był taki student. Ten to wiedział jak zabrać się za mnie, a właściwie jak używać… aż mi głupio. Okazał się sprytniejszy i nic nie podejrzewającą, wmanewrował tak, że nie miałam wyboru. Musiałam się zgodzić, ale nie żałuję.
Na początku roku szkolnego przeżywałam kryzys matematyczny. Mojego ulubionego nauczyciela matematyki od tego roku szkolnego zastąpiła jakaś niedouczona siksa po studiach. Co prawda wcześniej też nie byłam orłem z matematyki, ale teraz zaczęłam szorować brzuchem o dno. Albo raczej cyckami, hi, hi. Brzuszek mam płaski, ale za to cycki wystające, hi, hi. Tyłek mi nie wyszedł, to chociaż dobrze, że cycki się udały. Do rzeczy. Nowa belferka była tak szybka, że równocześnie mówiła, pisała na tablicy jedną ręką, a drugą ścierała. Mało kto za nią nadążał. Ja nie. Na moje usprawiedliwienie, nawet najlepsi rozkładali bezradnie ręce. Na początku jak przyszła, powiedziała: „jeśli ktoś czegoś nie rozumie, to proszę zapytać, ja powtórzę”. Na wszelki wypadek siedziałam cicho, jak reszta klasy, z wyjątkiem jednej dziewczyny, która nagle na początku lekcji głupio się wyrwała:
– Pani profesor, ale ja nie zrozumiałam poprzedniej lekcji, czy może pani…
– Nie nauczyłaś się?
– Nie, bo pani tak szybko…
– Siadaj, pała!
I tyle „w temacie” powtórzeń.
Rodzice uznali, że potrzebny jest mi korepetytor. Padło na syna jednego ze znajomych rodziców, akurat studenta matematyki, który miał już doświadczenie w udzielaniu korepetycji. I to jakie! Ani ja, ani nawet rodzice, nie podejrzewali, jakie. Gdyby podejrzewali, na pewno by się nie zgodzili, aby mnie edukował.
Chłopak okazał się niczego sobie. Już na początku zrobił na mnie porządne wrażenie, dlatego bez oporu zgodziłam się na dodatkowe lekcje. Początkowo siedzieliśmy przy stole naprzeciwko siebie, ale potem siadałam obok niego. Tak było wygodniej, ale miało też swoją wadę. Trudniej było skupić się na nauce. Taka bliskość bądź co bądź kuszącego ciacha, działała na mnie rozpraszająco. A jeszcze czasem nasze nogi się stykały. Nie było łatwo, ale dawałam radę.
Nie miał samodzielnego mieszkania, często, gdy odbywały się korepetycje, była w domu też jego mama. Nie przeszkadzała nam, tylko raz zajrzała, na zaproszenie studenta. Powiedział, że mama chciałaby mnie poznać. Chyba nie do końca była to prawda, a jego przemyślana strategia wobec mnie. My siedzieliśmy obok siebie po jednej stronie stołu, a jego mama przysiadła się po drugiej. Ledwo coś powiedziałam, poczułam na udzie, pod stołem, rękę mojego nauczyciela, przesuwającą się stopniowo w kierunku myszki, aż natrafiła na nią. Na moment trochę spanikowałam, nie wiedziałam co zrobić. Byłam w leginsach, a jak mówiłam, jedyne, co do tej pory w życiu dobrze mi wychodziło, to podniecanie się, więc sami domyślcie się, co czułam. Student poznał mnie już na tyle dobrze, że wiedział, iż nie zaryzykuję skandalu. Byłoby mi strasznie wstyd, tak przy jego matce. Nie mając doświadczenia, nic wcześniej nie podejrzewając, dałam się wmanewrować jak głupia w sytuację bez wyjścia. Musiałam przystać na obmacywanie myszki i jakoś się opanować. Przynajmniej na początku, dopóki jego matka była w pokoju.
Z tego podniecenia stało się nieuniknione. Zrobiło mi się mokro i jeszcze bałam się, że nie dam rady ukryć tego podniecenia. Zaraz zacznę dyszeć, a musiałam przecież rozmawiać z jego mamą. Nigdy w życiu nie znalazłam się jeszcze w tak trudnej sytuacji. Musiałam jednak wytrzymać, nie miałam wyboru.
Wreszcie, po wiekach oczekiwania i męczarni, jaką przeżywałam, jego matka zostawiła nas samych. Byłam dumna z siebie, że tak doskonale poradziłam sobie z ukryciem podniecenia. I wtedy puściły hamulce. Zadyszałam dość głośno i mocno, kończąc zmysłowym jękiem. Zdradziłam się w ten sposób, do jakiego stanu mnie podstępnie doprowadził. Studenciak nie dał mi jednak nawet chwili, na ogarniecie się. Wykorzystał perfekcyjnie chwilowy zamęt, wywołany tym, że w wyniku maksymalnego podniecenia musiałam przewentylować płuca. Co prawda lewą rękę wyjął mi spomiędzy ud, ale zaraz mocno, zdecydowanie ujął myszkę prawą i przywarł ustami do moich otwartych, z powodu dyszenia, odchylając zarazem do tyłu krzesło, na którym siedziałam. Ta sprytna zagrywka z jego strony pozbawiła mnie zupełnie możliwości obrony. Przestraszyłam się, że zaraz polecę na plecy, więc nie mogłam się szarpać. Miał mnie w garści i to nawet dosłownie. On był jedynym, który mógł mnie uratować przed upadkiem fizycznym, kosztem moralnego. Tak jakoś wyszło, mój słodki oprawca równocześnie był moim wybawicielem.
Dopiero gdy wdarł się ręką pod majtki, zaczęłam się ostrożnie wyrywać. Szczerze, zrobiłam to dla zachowania resztek godności, bo zupełnie już nie wierzyłam w możliwość obrony przed nim. Czułam, że mój los jest już przesądzony i studenciak zaraz zrobi ze mną, co zechce, a wiedziałam, co chce zrobić. Opór, i tak mizerny, słabł gwałtownie, odwrotnie do narastającego rozpłomienienia mojego ciała i niestety zgodnie z obawą, szybko stałam się zupełnie bezbronna. Studenciak wstał i łapiąc mnie pod ramiona, podniósł z krzesła. Stanął za mną i łapiąc za cycki, przycisnął do siebie, aż jęknęłam z przyjemności. Dalej, nie ma co ukrywać, otumanioną i słaniającą się z podniecenia, zaczął popychać w kierunku łóżka. Językiem i ustami jeszcze obrabiał mi szyję, aż raz za razem przechodziły po mnie ciarki, tak obezwładniające, że absolutnie już nic nie mogłam. Chyba już tylko instynktownie próbowałam zapierać się nogami, ale pchał mnie od tyłu, więc szłam krok za krokiem. I tak właśnie krok za krokiem, nacechowanymi moimi krótkimi jękami od jego języka i trzymania za cycki, doszliśmy do łóżka. Popchnął mnie, aż oparłam się dłońmi o nie, wypinając swój chudy tyłek. Wtedy szybkim ruchem zsunął leginsy i stringi po czym, nie pytając, chociaż prawdę powiedziawszy, nie musiał, wszedł we mnie od tyłu swoją sztywną pałką. Moja pochwa znowu próbowała stawić opór, ale jak poprzednio, był nieudany.
Studenciak był bardzo szybki. Nie dość, że posuwał mnie z zawrotną szybkością, a właściwie rżnął, to już po pięciu minutach na oko, siedzieliśmy jak gdyby nigdy nic przy stole, a ja pobierałam kolejną lekcję matematyki. Może tylko trochę bardziej zdyszana niż zwykle i rozładowana jak bateria w latarce po miesiącu używania. Było szybko, ale nie powiem, bym żałowała.
Na moje usprawiedliwienie, gdy powiedziałam o tym zdarzeniu Wioli, przestraszona przyznała, że znalazłam się w sytuacji bez wyjścia i ona też nie wiedziałaby, co zrobić. I że jestem odważna, bo nie spanikowałam i nie dałam się tak od razu, tylko mimo ciężkiej sytuacji opierałam się jeszcze przez jakiś czas. A ona pewnie od razu zaczęłaby panikować.
Od tej pory nasze lekcje przebiegały według utartego wzoru. Pięć minut seksu i sto pięćdziesiąt, nauki. Czegoś jednak w tym związku mi brakowało. Nawet nie to, że proporcje czasowe były zaburzone. Nie to, że był to szybki seks. Nawet lubiłam taki, bo przeważnie nim się skończył, osiągałam orgazm. Przy okazji odkryłam, że uwielbiam być brana od tyłu. Nawet nie to, że podniecała mnie myśl, że jego matka mogła nakryć nas ze spuszczonymi majtkami, w chwili, gdy jestem solidnie penetrowana. Było to mało prawdopodobne, bo poza tym jednym razem, nie przychodziła do nas. I nawet nie to, że nie czułam spermy. Tylko za pierwszym razem mnie wypełnił, potem używał sobie na mnie w prezerwatywie. Chyba brakowało uczuć. Łączył nas tylko czysty, ostry seks. Robił mi dobrze, bardzo dobrze i dyskretnie, to co miałam sobie żałować? Jakiś taki niedosyt jednak był. Hm… a może dlatego, że tak naprawdę, to tylko sobie robił dobrze, a moja przyjemność była przez przypadek? Taki efekt uboczny? Co będę siebie oszukiwała, było bardzo, ale to bardzo przyjemnie.
Szybko, aczkolwiek niepostrzeżenie nasze relacje seksualne uległy zamianie. Teraz to ja za opanowanie wyznaczonego mi materiału, w nagrodę mogłam oprzeć się o łóżko, poczekać na zdjęcie spodni lub zadarcie spódnicy czy sukienki i ściągniecie majtek, a potem już tylko przyjemność. Całe pięć minut. Seks okazał się bardzo motywujący. Z dołującej uczennicy wystrzeliłam w górę, przebijając średnią klasową. Nadal nie byłam orłem, ale byłam powyżej przeciętnej.
Niestety korepetycje mają to do siebie, że kiedyś się kończą i jak się skończyły, okazało się, że studenciak nie ma już powodu, aby mnie do czegokolwiek motywować. Wtedy pomyślałam, czy czasem innych dołujących panienek tak samo nie motywował do nauki. Coś mi mówiło, że nie byłam jedyną.
__________________________________________________
Nadal 16 lat – gdzie ci mężczyźni?!
Nadal 16 lat – gdzie ci mężczyźni?!
O trzech następnych nawet nie ma co wspominać. Po pierwszych dwóch pomyślałam: „do trzech razy sztuka”. Niestety, trzeci był taki sam. Chłopaki w moim wieku, zdecydowanie nie są mężczyznami, chociaż tak im się wydaje. Przerost ambicji nad możliwościami i wiedzą. Nie wspominając o malutkich… no, nie, fiuty akurat mają w porządku, myślę o mózgach. Tylko co z tego, że fiuty mają w porządku, jak nie potrafią właściwie się nimi posługiwać. Nie mają pojęcia jak wykorzystać tak złożony instrument, jak dziewczyna, aby wydobyć pełnię czystych tonów. Dla nich dziewczyna to tylko worek treningowy z dziurą. Byle się spuścić i do widzenia. Jedyna różnica to taka, że worek nie jęczy, a dziewczyna tak. Jak ma ochotę. Gdyby to ode mnie zależało, dałabym wszystkim tym chłopaczkom wiaderko, łopatkę i wysłała tam, gdzie ich miejsce, czyli do piaskownicy, bawić się co najwyżej „w doktora”. „Bardzo się potłukłaś, jak spadłaś z nieba?” albo „Cześć księżniczko, w którym zamku straszysz, jeśli wolno zapytać?”. Bez komentarza. Albo „Czy jestem w niebie, bo widzę anioła…” . Półgłówki. Nie może taki jeden z drugim zagadać normalnie jak do człowieka? Musi z siebie robić głupka, jakby akurat założył zbyt ciasne slipki i krew do mózgu mu nie dopływała? Widocznie musi. Już wolę, jak taki zawoła za mną „E, dupa!”. Przynajmniej mam powód do zadowolenia, że dostrzegł mój chudy tyłek. Najgorsi są tacy, którzy chcąc zabłysnąć, sprawiają przykrość dziewczynie i nawet nie mają pojęcia o tym. Przez jednego takiego omal się nie rozpłakałam, gdy „zabłysnął” słowami: „Twój tyłek zasłania mi cały świat”. Kretyn. Mój chudy tyłek zasłania mu cały świat! Tak mnie upokorzyć! Wiola stwierdziła, że powinnam była dać mu w twarz, za taką obelgę.
Byłam nad naszym morzem. Skoro tam zjeżdżają się ludzie z całego kraju, a nawet z zagranicy, myślałam, że trafię na jakiegoś fajnego chłopaka, w którym zakocham się od pierwszego wejrzenia i któremu będę mogła oddać ciało i duszę, czyli przeżyć miłość swojego życia i najlepszy orgazm zarazem. Takie dwa w jednym. Już nie mogłam się doczekać, kiedy opowiem o tym Wioli. I co? I nic. Tam też tylko same bałwany.
Chociaż był jeden, Marek, ale z nim wyszło mi prawie. I nie spotkałam go nad morzem, a w szkole.
__________________________________________________
16 lat i trzy czwarte – z Wiolą
16 lat i trzy czwarte – z Wiolą
Ten incydent z padalcem, nieudany z ciapą i następne rozczarowania (jako tako wspominam tylko studenciaka), spowodowało, że bardziej zwróciłam się w kierunku dziewczyn, a jeszcze bardziej w kierunku mojej najlepszej przyjaciółki, Wioli, która nigdy mnie nie zawiodła. Tak naprawdę wyszło zupełnie przez przypadek, ale się zdarzyło.
Pod koniec maja nagle zrobiło się upalnie. Jak dobrze pamiętam, tego dnia były nawet trzydzieści dwa stopnie. Siedziałyśmy na lekcjach z wywieszonymi językami. Dlatego z wielką ulgą przyjęłyśmy wiadomość, że nasz historyk zaniemógł i dwóch ostatnich lekcji nie będzie. Fajny gość, szkoda tylko, że po pięćdziesiątce. Gdyby był młodszy, to może coś by się wydarzyło, tak marzyłam sobie.
Zaraz po dzwonku śmignęłyśmy, ja i Wiola, do mnie. Upał był nieznośny, więc aby skrócić męki, wymyśliłam, że będziemy się ścigać, która pierwsza dobiegnie do domu. Im krócej będziemy na Słońcu, tym mniej spieczemy się na skwarki. Tak mi się wydawało. Efekt był, nie ma co ukrywać, odwrotny od zamierzonego. Dobiegłyśmy całe mokre. Pot lał się z nas niemalże strumieniami.
Wpadłyśmy prosto do łazienki, szybko ściągając przepocone ciuchy. Nie obawiałyśmy się, że zostaniemy przyłapane, jak nago biegamy po mieszkaniu, bo rodzice wracali znacznie później.
Do tej pory nigdy nie wchodziłyśmy razem pod prysznic. Jeśli już była taka potrzeba u mnie w domu, na przykład, gdy szłyśmy do mnie zaraz po WF-ie, wtedy najpierw wysyłałam Wiolę pod prysznic, a dopiero jak ona wyszła, to ja właziłam. Teraz potwornie śmierdzące i lepiące się od potu, rozgrzane biegiem i upałem, chcąc jak najszybciej się ochłodzić i zmyć z siebie to całe brudastwo, chichocząc, wepchałyśmy się obie.
Zaczęłyśmy namydlać się żelem, ale tak jakoś wstyd było mi myć myszkę na jej oczach, więc odwróciłam się tyłem i poprosiłam, aby mi namydliła plecy, a ja zabrałam się za myszkę.
Prysznic zawsze działał na mnie podniecająco. Do tego stopnia, że niekiedy nie potrafiłam inaczej i kierując igiełki wody na uda i między nie, robiłam sobie dobrze, czasami jeszcze pomagając ręką myszce, aby szybciej doszła. Teraz było o wiele gorzej. Z jednej strony delikatny, kojący dotyk dłoni przyjaciółki przesuwających się od ramion do tyłka poprzez wrażliwe u mnie plecy i z drugiej strony moja ręka między udami, spowodowało, że poczułam, jak mój kwiatuszek gwałtownie rozkwita. Przestraszona, że zaraz dojdę, przerwałam mycie myszki, a do Wioli rzuciłam, starając się nadać głosowi obojętny ton:
– Dzięki, już wystarczy.
Równocześnie powoli zaczęłam się obracać bokiem do niej. Wtedy Wiola powiedziała, odwracając się plecami:
– To teraz ty mi umyj plecy, bo sama nie dam rady.
– Zabrałam się za jej plecy, powoli schodząc coraz niżej, aż moje dłonie wylądowały na jej przecudnej pupie. Zaczęłam masować jedną dłonią jeden półdupek, a drugą drugi. Tak się w tym zatraciłam, że otrzeźwił mnie dopiero głos przyjaciółki.
– Co ty robisz – zachichotała – miałaś mi tylko umyć plecy.
– Przepraszam – powiedziałam ze wstydem, gwałtownie zabierając ręce z jej pupy.
– Nic się nie stało – odpowiedziała, obracając się do mnie przodem – tylko… – wyraźnie się speszyła – prysznic zawsze mnie trochę podnieca, a jak masowałaś mi pupę, to jeszcze bardziej – dokończyła cicho, rumieniąc się.
Zdziwiłam się trochę, bo mówiąc to, cały czas dyskretnie zasłaniała swoją myszkę, a przecież siebie się nie wstydzimy.
– Mnie też prysznic podnieca. Czasami bardzo – przyznałam się równie szczerze przyjaciółce, chociaż też nie bez oporu.
– Jak już nie mogę wytrzymać, to robię sobie dobrze, a ty? – O krok jeszcze posunęła się przyjaciółka.
Jakoś do tej pory nie rozmawiałyśmy, co robimy pod prysznicem. Prysznic to prysznic. Może dlatego tak nas to zawstydzało, bo rozmowy o seksie od dawna już nie.
– Też. Nawet często – przyznałam się i zaciekawiona zapytałam: – Robisz to tylko wodą czy palcami też?
– Zwykle wodą. Igiełki są takie podniecające – aż zapiszczała z zachwytu. – Czasami pomagam sobie palcami, ale się boję. No wiesz, mogłabym się tak zatracić, że… – urwała, spuszczając oczy.
Wiedziałam, o co jej chodzi. W przeciwieństwie do mnie swój pierwszy raz miała jeszcze przed sobą.
– Ja przeważnie pomagam sobie ręką, aby szybciej dojść, ale jak mam więcej czasu, to tylko wodą. To takie cudowne, takie narastanie przyjemności, jak powoli przesuwam prysznic po udach w górę. Najpierw docierają do myszki pojedyncze kropelki, potem pojedyncze igiełki, a potem cała kaskada, że ledwo mogę wytrzymać z rozkoszy, a gdy zbliża się ten moment, cała drżę – rozmarzyłam się.
– Aha, to takie przyjemne. Też cała drżę. – ze zrozumieniem, rozmarzona nie mniej ode mnie, odezwała się Wiola. – Ja to nawet sobie wyobrażam, że dotyka mnie tam ręką chłopak i wtedy robi mi się jeszcze bardziej przyjemnie. Ciekawe – nieco zmieniła temat – czy chłopaki też tak sobie robią dobrze pod prysznicem?
– Na pewno – zachichotałam.
– Głupio pytam – zreflektowała się – ale… chciałabym popatrzeć... – ponownie się rozmarzyła – jak tak robi sobie dobrze, a na koniec, żeby mi wytrysnął, o tak, tu na piersi. – Pogładziła się po cyckach, wzdychając. – O jejku, jak o tym teraz pomyślałam, to aż mi się mokro zrobiło – sapnęła tyleż podniecona, co zaskoczona tym faktem.
– Ta piana wygląda prawie jak sperma – zachichotałam, wskazując na pianę wokół piersi Wioli.
– O rany, całe jesteśmy w…
Obie śmiałyśmy się do rozpuku przez dłuższy czas, rozbawione skojarzeniem.
Kończyłyśmy opłukiwanie się z piany, gdy mnie, patrząc, jak Wiola masuje sobie piersi, coś podkusiło. Złapałam prysznic i niespodziewanie skierowałam silny strumień igiełek przyjaciółce między nogi.
– Jejciu! – zaczęła popiskiwać, przebierając nogami i próbując niezbyt skutecznie zasłonić dłońmi cipkę przed igiełkami wody. – Ale z ciebie świntucha! Wykorzystałaś, że ci powiedziałam – zaśmiała się, gdy odpuściłam. – Przez ciebie jeszcze bardziej zrobiło mi się mokro i to wcale nie od wody – mruknęła, udając zawstydzoną.
– Też za karę możesz mi coś takiego zrobić… – zaśmiałam się. I nim się spostrzegam, Wiola wyrwała mi z ręki prysznic, kierując strumień wody wprost na wargi sromowe. Teraz to ja popiskiwałam i przebierałam nogami z podniecenia.
– Wystarczy! – panicznie zapiszczałam, zakręcając kurki z wodą, przeczuwając, co zaraz może mi się wydarzyć. – Jeszcze trochę a bym szczytowała, ty świntucho – mruknęłam z wyrzutem, ale zadowolona.
– Należało ci się – nie mniej rozanielona odezwała się przyjaciółka – Przez to, co zrobiłaś, o mało co ja też nie dostałam…
Spojrzałyśmy na siebie i jak na komendę obie zakryłyśmy sobie usta, aby nie prychnąć ze śmiechu.
Nie wycierałyśmy się, zostałyśmy mokre, czekając, aż wyschniemy, bo w upał było przyjemniej schnąć. Co chwila z niewiadomego powodu zerkałyśmy na siebie i nasze nagości, podchicһując przy tym. Nie wiem czemu, ale po tym prysznicu mnie i Wioli nagle zrobiło się strasznie wesoło.
Zwykle, gdy wychodziłam spod prysznica, napięcie już opadało, teraz jednak będąc z Wiolą, nie mogłam się „rozładować”, więc nadal czułam silne podniecenie, starałam się je za wszelką cenę ignorować, wiedząc, że jeszcze trochę i samo opadnie.
Wcześniej, przed prysznicem, postanowiłam uprać ciuchy Wioli, nie mogłam przecież puścić ją do domu w śmierdzących. Na szczęście oprócz pralki mamy też suszarkę. Co prawda Wiola miała obiekcje, czy suszenie nie zaszkodzi jej ubraniu, ale przekonałam ją, że jeden raz nic się nie stanie. Zresztą suszarka nieraz uratowała mi życie. Schyliłam się po leżące na posadzce ubranie i jeszcze nie zdążyłam całego wrzucić do pralki, gdy nagle poczułam na tyłku chłodną rękę Wioli, szybko wsuwającą się między uda, niczym jakiś wąż. W jednej chwili koniuszki jej palców wylądowały na samym środeczku mojej myszki. Pisnęłam głośno, gwałtownie wyprostowując się i odskakując od pralki, jakby mnie ugryzła, zarazem obracając się w kierunku przyjaciółki.
– Wiola! – zawołałam, nawet nie wiem, czy z oburzeniem, zdziwieniem, podziwem czy z zadowoleniem. Chyba wszystko tak jakoś się pomieszało.
– Przepraszam – zawołała Wiola z przestrachem w oczach – to przez ten prysznic, nie mogę pozbyć się podniecenia. Jeszcze jestem... – jęknęła – I gdy tak wypięłaś pupę, zobaczyłam, że ty też tak mocno… cały czas... nie dałam rady… nie mogłam się powstrzymać… nie wiem czemu… Wybacz mi, proszę. – Złożyła dłonie na klatce piersiowej w geście przeproszenia. – Możesz mnie ukarać, tylko się na mnie nie gniewaj. – Dalej trzymając tak dłonie, spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
Gdy schyliłam się naga po te nieszczęsne ciuchy, nie pomyślałam, że wypinając tyłek w kierunku przyjaciółki, będzie mi wszystko widać. Zrobiło mi się głupio, gdy przypomniałam sobie, jak przed wyjściem spod prysznica podnieciłam ją. Trochę było w tym i mojej winy, że nie wytrzymała i włożyła mi tam rękę, Nie mogłam mieć też pretensji do swojej myszki. Była tak rozgrzana, że strasznie łaknęła przyjemności, nic dziwnego, że jej się to spodobało.
– Nie gniewam się. To było nawet przyjemne. – Ostrożnie przyznałam się, nieco rumieniąc, bo mimo wszystko dotykała mnie w tak intymnym miejscu dziewczyna. – Tylko mnie zaskoczyłaś. Nie gniewam się – powtórzyłam.
Stałyśmy tak naprzeciwko siebie, nie wiedząc co dalej zrobić, gdy wpadłam na pomysł, jak rozładować tę niezręczną sytuację.
– Ale kara musi być! – zawołałam, śmiejąc się. – Zaraz ci przywalę w tę twoją dupę, aż będzie czerwona!
Tym razem Wiola z piskiem, przestraszona, w jednej chwili odwróciła się i uciekła z łazienki. Dokończyłam ładowania pralki. Nie musiałam od razu biec za Wiolą. Nie miała ubrania, więc naga mogła pobiec tylko do mojego pokoju.
– Nie odpuszczę! – zawołałam od progu, wpadając do swojego pokoju i łapiąc przyjaciółkę.
Zaczęłyśmy się siłować, chichrając i popiskując na przemian. Ja próbowałam dać jej klapsa, a ona starała się obronić tyłek. W końcu padłyśmy na dywan. Aby nie dopuścić mnie do swojego tyłka, Wiola przewróciła się na plecy, a ja skorzystałam z okazji, siadając na niej okrakiem. Na szczęście przestała się wyrywać. Z twarzy przesunęłam wzrok na jej piersi, falujące pod wpływem przyspieszonego oddechu, i teraz zapragnęłam ująć je w dłonie. Przesunęłam ręce w górę jej ciała, prawie dotykając cycków. Chciałam je objąć dłońmi, poczuć ich podniecającą miękkość, sprężystość, a zarazem sztywność brodawek, ale opuściła mnie odwaga. Moje ręce po klatce piersiowej Wioli przewędrowały na brzuszek. Spróbowałam ponownie i ponownie, kilka razy, zawsze zatrzymując się tuż przed jej piersiami, z braku odwagi. Nasze oddechy powinny się już normować, ale nic takiego się nie działo. Trwałyśmy tak w niepewności i milczeniu, zakłócanym naszymi intensywnymi oddechami. Dotyk jej ciała powodował zmianę rytmu jej i mojego oddechu, sprawiał mi niewymowną przyjemność.
– Jestem podniecona. Przez ciebie. – Nagle wyznałam szeptem.
– Też… to bardzo przyjemne, jak mnie tak dotykasz – sapnęła, spoglądając rozognionym wzrokiem wprost w moje oczy. Czułam, że w moich widzi to samo.
– Unieruchomiłam cię. Mogę ci teraz zrobić, co zechcę. – Mój głos był również lekko dyszący i nierówny z podniecenia.
– Nie boję się. – odpowiedziała zadziornie.
– Nie boisz? Nie uwolnisz się ode mnie, a ja mogę ci teraz zrobić krzywdę – odpowiedziałam podnieconym głosem, mocniej ją łapiąc dłońmi.
– Nie boję – odpowiedziała pewna siebie, zaraz dodając, lekko przy tym chichocząc: – Nie masz czym.
W odpowiedzi parsknęłam śmiechem, ale zaraz coś przyszło mi do głowy.
– Mogę palcem – zauważyłam.
– No tak. Nie pomyślałam – powiedziała. – Ale chyba nic złego mi nie zrobisz? –
Ostatnie zdanie wypowiedziała z trudem, wręcz wysapała, bo podczas tej rozmowy, w nas obu cały czas narastało podniecenie. Moje palce, a nawet tylko opuszki palców, nie przestawały pieścić jej nagiego ciała, tak samo nagiego, jak moje.
– Nie, tobie nigdy – zapewniłam z przekonaniem.
Nachyliłam się i ostrożnie pocałowałam ją w usta. Rozchyliła zęby. Nie spodziewałam się tego, ale po krótkim wahaniu ostrożnie wsunęłam język do jej buzi. Gdy tylko języki spotkały się, natychmiast, chyba przestraszona tym, co się stało, odskoczyłam odrobinę od jej ust. Podniecenie jednak zwyciężyło. Zaraz ponowiłam próbę. Nasze języki splotły się ze sobą, jak para kochanków, którzy dawno się nie widzieli. Długi pocałunek mógłby trwać w nieskończoność, gdyby nie zabrakło mi w pewnym momencie tchu. Nasze języki stopniowo, niechętnie, rozstały się ze sobą. Znowu patrzyłyśmy sobie w oczy.
– Zobacz – szepnęłam.
Ujęłam jej dłoń i powoli wsunęłam sobie między uda. Uśmiechnęła się, gdy palcami dotknęła mojej mokrej i łaknącej pieszczot myszki, a ja, czując ten dotyk, gwałtownie wciągnęłam ustami powietrze.
– Jesteś mokra – szepnęła uwodzicielsko.
– Jestem, bardzo, dla ciebie – odszepnęłam.
Delikatnie przesuwała palce po wargach sromowych, czasami nieśmiało zagłębiając palec w szparce, a ja cicho wzdychałam. Nagle z rezygnacją przerwała, zabierając rękę. Spojrzałam na nią zdziwiona.
– Chyba nie powinniśmy – szepnęła. – Chyba nie wypada… trochę to dziwne…
– Ale bardzo przyjemne. Proszę, nie przerywaj. – Próbowałam ją przekonać, rozpalona do granic wytrzymałości. Spojrzała na mnie, a ja z błagalnym wzrokiem powtórzyłam: – Proszę.
Nieśmiało ponownie ujęła w dłoń moją myszkę, najpierw ostrożnie, a potem coraz śmielej pobudzając ją do coraz większej przyjemności i coraz większej ilości śluzu, a ona jakby przez to mówiła „widzisz jak mi dobrze?”.
Mnie jednakże wkrótce zrobiło się mało.
– Włóż do środka… dwa palce – ledwo wydyszałam.
Wsunęła, tak jak prosiłam, aż głośno jęknęłam z wrażenia. Zaczęłam ostrożnie pracować biodrami, aby jeszcze zwiększyć doznania, których było mi mało i mało. Wiola uważnie dawkowała pieszczoty, starając się robić to tak, aby było mi najprzyjemniej. W końcu poczułam, że podniecenie we mnie dochodzi do granic wytrzymałości, osiąga próg, za którym był już tylko orgazm. Tego chciałam i do tego dążyłam. Tuż przed przekroczeniem tej granicy ni to wykrzyczałam, ni to wydyszałam, uprzedzając przyjaciółkę: „dochodzę”. Wtedy włożyła mi do pochwy trzeci palec. Zwykle jestem dosyć cicha, nie drę się, jak niektóre dziewczyny, ale teraz nie dałam rady. Musiałam jakoś rozładować potężne dawki przyjemności, wykrzyczeć zalewającą mnie z każdym ruchem palców w pochwie niebywałą ekstazę. Napięcie zdawało się na moment zatrzymać na progu orgazmu, nie mogąc go z jakiegoś powodu przekroczyć. Było aż zbyt przyjemnie. Aż nagle, bez ostrzeżenia, wszystko w ułamku sekundy się zmieniło. Po kilku kolejnych pchnięciach, potwierdzonych krótkimi okrzykami, wypełniła mnie fala gorąca i tej dobrze już mi znanej błogiej, niesamowicie skondensowanej przyjemności. Długo tak nie wytrzymałam i opadłam na Wiolę, by po parunastu sekundach przewrócić się na plecy obok niej, niesamowicie dysząc. Byłam znowu zlana potem, ale teraz mi to nie przeszkadzało, było mi to całkowicie obojętne, bo byłam szczęśliwa. Wiola chciała się do mnie przytulić, ale było za gorąco. Gładziła mnie tylko palcami po głowie i włosach, nieśmiało zahaczając o piersi. Potrzebowałam takiej czułości, aby się stopniowo uspokoić, wyciszyć, wiedzieć, że nie jestem w tych odczuciach sama. Myślałam, jakie to dziwne, że dzięki innej dziewczynie osiągnęłam orgazm, wydawało mi się to jakieś nierealne, ale zarazem kosmicznie niesamowite.
W końcu, gdy usiadłam na dywanie, Wiola wstała i klapnęła na wersalkę. Podczołgałam się do niej. Złożyłam ręce na jej kolanach i opierając się o nie, spojrzałam na jej twarz.
– Mogę ci też zrobić tak dobrze – zadeklarowałam – chcesz?
– Tylko wiesz, że… – spojrzała na mnie z lękiem.
Nie dokończyła, ale ja wiedziałam, o co jej chodziło.
– Nie chcesz stracić dziewictwa?
– Chcę, ale jeszcze nie teraz – cicho odpowiedziała, jakby obawiała się tą odpowiedzią sprawić mi przykrość.
– Nie bój się – odezwałam się łagodnie – będę ostrożna, nic ci się nie stanie. Wiesz przecież, że nie mogłabym zrobić ci krzywdy.
– Dobrze – zgodziła się, wzdychając z ulgą.
– Zsuń się – poprosiłam, łapiąc ją za nogi w pobliżu kolan i delikatnie pociągając.
Wiola przesunęła tyłek na brzeg kanapy, rozchylając nogi i obejmując mnie nimi, a ja zaczęłam drażnić jej myszkę językiem, ustami, nie omijając noska myszki. Nie przypuszczałam tylko, że wsuwanie języka do środeczka jest takie przyjemne. Robiłam to oczywiście ostrożnie, by nie zrobić krzywdy przyjaciółce. Teraz wiem, dlaczego chłopakom tak to się podoba. Zresztą ja też uwielbiam, jak język łaskocze mi myszkę w środku.
Gdy Wiola zbliżała się do finału, zaczęła głośno krzyczeć, aż musiałam ją uciszać, bo bałam się, aby czasem ktoś jej nie usłyszał. Niewiele to dało, ale na przemian dysząc i krzycząc, wyznała, że to za przyjemne, że inaczej nie da rady. Moje pieszczoty nie pozwalały jej prawie mówić, a ja nie zamierzałam przestać, dopóki Wiola nie osiągnie tego, co ja wcześniej. Tuż przed samym orgazmem tak wierzgała, że obawiałam się, czy nie skończy się to siniakami.
Po wszystkim usiadłam obok niej. Teraz ja chciałam przytulić, ale żar na zewnątrz i w nas, nie pozwolił na to. Trzymałam ją tylko dłuższy czas za rękę.
– Jak sama sobie robiłam dobrze, to nie było nawet w połowie tak cudownie, jak teraz – szeptem przerwała przedłużającą się ciszę Wiola, kończąc namiętnym buziakiem na moim policzku.
Zanim się ubrałyśmy, znowu musiałyśmy wejść pod prysznic. Tym razem nie miałam oporu, aby umyć całe ciało Wioli, łącznie z piersiami i myszką. Ja też nie miałam nic przeciwko, aby wymasowała mi cycki i pogłaskała moją zadowoloną myszkę, a nasze usta coraz zwierały się w namiętnym pocałunku.
To było takie cudowne przeżycie. Chociaż gdy emocje opadły i siedziałyśmy już ubrane, trochę dziwnie się czułam, Wiola chyba też. Chyba było nam wstyd, że przekroczyłyśmy jakąś barierę, mimo to obie wiedziałyśmy, że będziemy chciały jeszcze raz to powtórzyć.
Dwa, trzy razy w tygodniu, nagusieńkie zanurzałyśmy się w pościeli i robiłyśmy z sobą wszystko, na co tylko miałyśmy ochotę, byle byłoby jak najprzyjemniej.
Któregoś dnia wyczerpane po figlach usnęłyśmy, dlatego nie zorientowałam się, że tato wrócił szybciej niż normalnie. Tato wiedział, że powinnam być już w domu i zaniepokoiła go cisza. Zajrzał więc do mojego pokoju i… wszystko się rypło. Zastał nas razem w łóżku. W dodatku Wiola tak spała na plecach, że miała odsłonięte cycki.
– No, no, dziewczyny – donośny głos taty wyrwał nas ze snu, aż podskoczyłyśmy.
Wiola natychmiast naciągnęła koc, zasłaniając się nim po szyję, a jej twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora. Moja też. Z zaskoczenia nie byłyśmy w stanie nawet drgnąć, wydusić z siebie słowa, tylko nieruchomo gapiłyśmy się na mojego tatę.
– To żeście pojechały. – Tato pokręcił głową. – No już wyskakiwać z łóżka i się ubierać. Szybciutko!
Wiola spojrzała na mnie do granic przerażonym wzrokiem. Na szczęście tato po paru sekundach zwłoki wyszedł. Wtedy wylazłyśmy z łóżka i zbierając ubrania rozrzucone w nieładzie po całym pokoju, zaczęłyśmy się ubierać. W międzyczasie Wiola powiedziała do mnie jeszcze z wielką bojaźnią w oczach:
– Wiesz, jak się przestraszyłam? O mało mi serce nie wyskoczyło, gdy twój tata kazał nam wychodzić z łóżka. Jakbym musiała się przy nim ubierać, nie miałabym jak się zasłonić. Wszystko byłoby mi widać! – Wybałuszyła się na mnie przerażona.
– Oj tam, tato wie, jak wygląda naga dziewczyna – zebrało mi się na żarty.
– Przestań! Niewiele brakowało – jęknęła, nie mogąc pozbyć się strachu – zobacz, jak mi jeszcze serce wali!
Chwyciła moją rękę, przykładając sobie do serca. Niewiele myśląc, przesunęłam dłoń i złapałam ją za cycek.
– Jejku, tobie tylko jedno w głowie – zachichotała. Dzięki temu napięta atmosfera trochę się rozładowała.
Nie dziwiło mnie jej przerażenie. Ja, to ja. Nic takiego by się nie stało, gdyby tato zobaczył mnie nagą, w końcu to mój ojciec. Owszem, trochę wstydu byłoby, ale to nic strasznego. Natomiast przyjaciółka miała powód, aby się strachać. Gdyby tato nie wyszedł, musiałaby przed nim świecić nie tylko gołym tyłkiem, ale i gołą cipką. Ja tam tacie takiego widoku Wioli bym nie żałowała, ale nie wiadomo, co na to mama.
Zaraz jak ubrałyśmy się, przyjaciółka dyskretnie się zmyła. A ja czekałam na egzekucję. Wiedziałam, że tato mnie zawoła, potem będzie awantura, a potem dostanę szlaban na wszystko do końca życia.
I stało się. Zawołał mnie. Powlokłam się ze spuszczoną głową, pewna, że są to moje ostatnie chwile życia na wolności.
O dziwo, tato nie krzyczał. Poprosił, abym usiadła obok niego i tylko mnie wypytywał. Czułam się winna i nie próbowałam wykręcać się od odpowiedzi. Zresztą przy tacie nigdy nie potrafiłam kłamać. Powiedziałam więc, że z powodu upału razem weszłyśmy pod prysznic i trochę się podnieciłyśmy, a potem już tak jakoś samo wyszło. A że było fajnie, to powtarzałyśmy to. Tata zapytał, czy bardziej podobają mi się chłopcy, czy dziewczęta. Bez namysłu, zgodnie z prawdą, odpowiedziałam, że chłopcy i zapominając, że rozmawiam z tatą, dodałam zadowolona „aż czasami skóra mi cierpnie”. Nie powiedziałam tylko, że jeszcze na takiego prawdziwego nie natrafiłam.
– To dobrze córeczko. W twoim wieku dziewczęta czasami eksperymentują ze sobą. – Usłyszałam od taty. – To nic złego, byleby ci tylko nie weszło to w krew. Jest ci trudniej, bo jesteś jedynaczką. Jak byłaś mała, chciałaś mieć siostrzyczkę – uśmiechnął się.
– Ale braciszka też bym kochała – dokończyłam. Jak byłam mała, domagałam się siostrzyczki, ale zaraz się zastrzegałam, że gdyby urodził się braciszek, to też bym go kochała. Później przestałam się domagać. – Tato – zapytałam – czy nie chcieliście więcej dzieci, dlatego, że ja byłam niechciana?
– Dziecko – tato spojrzał na mnie niezwykle zdumiony – co ci przyszło do głowy? Nie byłaś niechciana. Owszem, gdy mama dowiedziała się, że jest w ciąży, i ja, byliśmy przerażeni, ale gdy tylko się urodziłaś, taka malutka, bezbronna, płacząca, od razu wiedzieliśmy, że będziesz naszym największym szczęściem. – Tato zamknął moją dłoń w swoich dużych dłoniach. – A co do rodzeństwa, to nie tak, że nie chcieliśmy. Jesteś już dużą dziewczynką, więc ci powiem. Mama dawniej miała pewne problemy zdrowotne i po prostu nie mogliśmy mieć więcej dzieci. Nie chcę wdawać się w szczegóły, jakie to były problemy, jeśli jednak koniecznie chcesz wiedzieć, to najlepiej porozmawiaj o tym z mamą. A ty córeczko bądź ostrożna i dbaj o siebie, bo jesteś naszym jedynym prawdziwym skarbem.
Nie wytrzymałam i mocno przytuliłam się do taty, a on mnie przytulił. Łzy same pociekły mi z oczu. Wtedy pomyślałam, że nigdy, ot tak spontanicznie, poza okazjonalnymi sytuacjami, nie mówiłam rodzicom, że ich kocham i postanowiłam, że teraz to się zmieni.
– To wszystko, co miałem ci do powiedzenia – odezwał się tato po dłuższej przerwie na przytulanie. – Możesz wracać do siebie, chyba że jeszcze chcesz o coś zapytać.
– Tato, a mogę dalej widywać się z Wiolą?
– To twoja przyjaciółka?
– Najlepsza.
– Oczywiście. Nie ma powodu, abyś się z nią nie spotykała. Aha – dodał tato, jakby coś mu się przypomniało. – Nie mówmy o tym mamie. Po co ją niepokoić. Niech to zostanie taką naszą tajemnicą.
– Dobrze – zgodziłam się z ulgą.
Wstałam i ruszyłam do siebie, ale w drzwiach się zatrzymałam. Nie mogłam uwierzyć, że nie dostałam żadnej kary.
– Tato – zapytałam – nie ukarzesz mnie?
– Nie ma za co. Nie zrobiłaś nic złego – odpowiedział – ale jeśli ci tak bardzo zależy, to oczywiście mogę cię ukarać.
– Nie, nie. Nie trzeba – powiedziałam szybko, śmiejąc się pod nosem. Ruszyłam się, żeby wyjść, ale głos taty powstrzymał mnie.
– Córuś...
– Aha… – Spojrzałam wyczekująco.
– Nie dziwię ci się. Ta twoja przyjaciółeczka ma piękne piersi. – Mrugnął okiem.
Zakryłam usta dłonią, aby nie roześmiać się na głos i zaraz wybiegłam. Po drodze tylko pomyślałam, że nie wiadomo jak długo tato gapił się na cycki Wioli, gdy tak spałyśmy.
Na drugi dzień Wiola cała w nerwach zaczęła wypytywać mnie o wszystko. Uspokoiła się, dopiero gdy zapewniłam ją, że wszystko dobrze się skończyło. Jej rodzice o niczym się nie dowiedzą, a my możemy dalej się przyjaźnić. Nie wytrzymałam tylko by na koniec nie poinformować:
– Tata powiedział, że masz piękne cycki.
Zgodnie z moim oczekiwaniem zrobiła się czerwona.
– Jejku, nie pokażę mu się więcej na oczy. Nie dam rady! Spalę się ze wstydu! – zaczęła panikować.
– Oj tam – machnęłam ręką – myślisz, że twoje to jedyne cycki, jakie tato w życiu widział?
– No na pewno nie… ale i tak mi strasznie głupio – zapiszczała.
Po tej wpadce nie miałyśmy już odwagi na łóżkowe figle, chociaż przez jakiś czas całowałyśmy się, ale tylko tak delikatnie dotykając się językami.
Kilka dni później udało mi się zaciągnąć Wiolę do mnie. Skłamałam, że taty nie będzie.
– Cześć Wiola – powiedział tato, jak gdyby nigdy nic, zaraz, gdy tylko ją zobaczył.
A ta tak nagle tak struchlała, że musiałam ją szarpnąć, by poszła do pokoju, inaczej pewnie by stała w tym samym miejscu do wieczora. Omal się nie obraziła na mnie, że tak ją oszukałam, ale przynajmniej wyzbyła się cykora przed moim ojcem. Panikara.
__________________________________________________
Koniec części 1.