Z PAMIĘTNIKA MŁODEJ MĘŻATKI
Epizod „Matrymonium”
Słońce okrywało ciepłem nóżki w ciemnoszarych pończochach z bocznym ornamentem. Rączka wybranki pracuje wydajnie na ślicznie sterczącym, gotowym na wiele. Wyraźnie wzbijał się w górę niczym samolot przed startem, każda nierówność się powiększała. Doskonale widziała zjawisko, klęcząc na krześle, członek muskał, zadarte wysoko stopki. Wtulał pocałunki w szyję, doprowadzając do obłędu. Odchyliła głowę głęboko do tyłu, usta się spotkały, a włosy mogły dotykać pięknego. Przerywała, co jakiś czas na chwilę wezbranie, by przedłużyć przyjemność. Jednocześnie dawało to władzę, niedostrzegalną, ale podświadomość zapisywała, kto dominuje.
Cudownie doszedł, tryskając spełnieniem, zbieranym przez kilka ostatnich dni, trudne dni kobiece, nie sprzyjają kontaktom. Nie zlizywał rozkoszy. Zaniósł do łazienki, delikatnie rozebrał, zostawił pod natryskiem. Kochał, w zupełności wystarczało, czuła całą sobą i chciała, by trwało zawsze.
Zaczęło się niepozornie, gdy opadła na plecy małżonka udając strasznie zmęczoną, zawiózł do kuchni, spodobało się, został na czworaka. Następnego dnia całował stopy przed założeniem szpilek, po południu założyła obroże, aby ujeżdżając wygodnie się na nim trzymać. Oglądając serial, klęczał przed kanapą, robił za podnóżek, gdy wspierała nogi na jego ramionach. Nie chciał zrobić kolacji, wzięła smycz i zlała, trzymając głowę między nogami. Po kilku dniach pokazała paluszkiem podłogę u swoich stóp, klęknął, pochylając głowę, sprawnie pociągnęła za smycz.
Ujarzmiła batem po plecach, dłoniach, nogach po kilku dniach tresury panowała niepodzielnie. Zabawiała się seksem w wyrafinowany sposób jak nigdy wcześniej, dostarczał wspaniałych uniesień. Dawała czasem kilka, czasem kilkanaście dni, żeby doszedł do siebie, po mocnych uderzeniach. Gryzł zębami w nocy kołdrę, aby nie słyszała, wycia z bólu. Rano wychodził wcześniej do pracy, unikał porannej dyscypliny, wieczorem wracał późno, gdy widział światło zgaszone w sypialni. Nic z tego sobie nie robiła, wiedziała, że nadejdzie piątek.
— Czy nie wydaje się dziwne, że wyraźnie zastrzegli w umowie, że zapewniają całkowite ubranie dla kursanta!
— Oj Sebastianie. Pytałam panią nadzorcę ze trzy razy!
— Zapewniają na okres kursu trwającego dziewięćdziesiąt dni, całkowite wyżywienie i niezbędne ubranie.
— Zapłaciłeś kochany mężu fortunę za odpowiednie przysposobienie do całkowitej uległości wspartej okazywaną bez ograniczeń służalczością, Szkoła Kształcenia Uległych w bajecznie położonym miejscu nad zalewem w Dzikowcu, jest dosłownie rzut kamieniem od Wrocławia.
— Zapewniają całodobową kontrolę poprawności szkolenia, gwarantują, będziesz doskonale reagował na paluszek rozkazujący.
Nadzorca uległych po krótkiej wymianie uprzejmości, się pożegnała. Położyła dłoń na szyi męża z długimi kształtnymi paluszkami uzbrojonymi w piękne długie perłowe paznokcie, gdy wbijała — kurczył się, głowa opadła, wzrok skupił na szpilkach wydających jednostajny stuk.
Epizod „Doskonalenie”
— Oczywiście ma pani słuszność, umowa przewiduje odwiedziny uczestnika po czterdziestym piątym dniu szkolenia — obdarzyła żonę Sebastiana wspaniałym radosnym uśmiechem.
— Chciałam zrobić niespodziankę ukochanemu!
— Przypomnę — odwiedziny trwają sześćdziesiąt minut, z tego trzydzieści minut zdaje szczegółowy raport z wyników męża, pozostałe trzydzieści spędza Sebastian z panią — nadzorca w oddalonym tle.
— A więc zapraszam na przejażdżkę po okolicy, w trakcie zapoznam z dokonaniami kursanta — chwyciła delikatnie Urszulę pod ramię.
Wędrowały długim korytarzem, miło wymieniając się grzecznościami, traktując o ostatnich krzykach mody.
— O matko? Co to? — Ula nie mogła powstrzymać głośnego okrzyku zaskoczenia.
Przy drzwiach wyjściowych z gmachu Szkoły zauważyła na podjeździe dwuosobową karetę, z zaprzęgiem składającym się z dwóch mężczyzn prawie gołych nie licząc gaci jak spódnicę przykrywającą genitalia. Twarze gości skrywała maska dorodnego konia, w tyłkach kwitły ogony, wyglądali jak dwunożne zwierzęta, w ekwipunku do ciągnięcia karety. Sporo pręg na plecach świadczyło, że nie jest to pierwsza przygoda jako ogiery. Zapraszającym gestem nadzorca zaprosiła na przejazd wkoło szkoły. Konie raźno ruszyły po otrzymaniu razów batem.
— Przyznam, mąż wykazywał się sporym uporem w trakcie pierwszych dni szkolenia, jednak środki bezpośredniego przymusu pozwoliły przezwyciężyć wstępny brak posłuszeństwa.
— Obecnie wykonuje wszystkie polecenia szybko i sprawnie, doskonalimy umiejętności prawidłowego reagowania na potrzeby.
— Prace domowe wykonuje należycie, nie mamy żadnych zastrzeżeń, praktyczne zajęcia w sklepie wypadły nad wyraz pozytywnie.
— Osiągnął bardzo ciekawe wyniki w dziedzinie ars amandi, spełnia najskrytsze pragnienia nawet z ciemnej strony z przyrządami nie zawsze miłymi dla ciała.
— Galop! — wydała komendę, uderzając zwierzaki bardzo mocno batem.
— Zaciekawiła pani niezmiernie, nie mogę się doczekać powrotu męża, jestem ciekawa, jak wygląda po kilkudziesięciu dniach.
— Ten z prawej zwierzak w zaprzęgu to pani mąż — mało co Ula nie wyleciała z bryczki.
Usiadła na ławeczce w głębi parku przy szkole, oczekując Sebastiana po odprowadzeniu powozu. Szkolenie przypominało bardziej ujarzmianie dzikiego zwierzęcia, ilość pręg na mężu była olbrzymia, z bliska wyglądał jak jeden siniak. Była ciekawa zmian, które obiecała nauczycielka, mają być bardzo znaczące i widoczne, no cóż, zaraz się okaże czy ogromna kasa, którą zapłacił za kurs, przyniesie pożądane owoce. Rozpoznała z daleka spokojny elastyczny krok męża, bez maski na głowie dokładnie wystrzyżonej. Szary obcisły dwuczęściowy kombinezon ukrył pręgi po bacie. Szedł grzecznie skulony z licem skierowanym do ziemi, uwiązany powrozem do stalowych obejm na szyi, wyglądał rzeczywiście jak zwierzak na uwięzi. Kiedy pochylił głowę w geście przywitania, pani odpięła powróz. Miło dla oka, kołysała jędrnym tyłkiem, w skórzanych obcisłych spodniach, zostawiając samych. Stał malutki chłopiec ze wzrokiem w ziemię, jakby przed chwilą zjadł niepożądana ilość słodyczy.
— Czemu się nie przywitasz? Chociaż byś usiadł na ławce? — Ula starała się przełamać lody.
— Nie pozwoliła pani — wręcz służalczy głos męża, dobrze wyrokował na przyszłość.
— Miło, że zwracasz się do mnie pani, ale to zbyteczne.
— Przepraszam od tego, co mnie otacza, zatracam ludzkie odruchy, dzień i noc znęcają się niemiłosiernie, czekają na oznaki oporu, aby wymierzać srogie kary chłosty.
— Zamknięty w pomieszczeniu o wysokości osiemdziesięciu centymetrów i długości około metra ze śmierdzącą dziurą zwaną kiblem.
— Po wyjścia z nory trafiam w okowy, przytwierdzony do kraty oczekuję, aż zaspokoją dzikie żądze, wciskania ogromnego czarnego dildo.
— Błagam Ula, kochana żono zabierz stąd, będę lizał twój tyłeczek dniami i nocami.
— Proszę — całował Uli stopy, skamląc.
— Co ty wymyślasz za brednie, nigdy w to nie uwierzę, sam chciałeś odbyć szkolenie, sam zapłaciłeś, zostało czterdzieści parę dni — ściskał całą, błagając.
Szpilki pani nadzorcy wyraźnie coraz głośniej brzmiały w uszach, wspaniały tyłeczek wracał smagany długimi rudymi włosami. Wyglądała bajecznie wysoka zgrabna, w seksownym obcisłym stroju, wracała uzbrojona w bat. Natychmiast wstał, spuścił jak najniżej głowę, trwał w całkowitym bezgłosie, choć była jeszcze spory kawałek drogi.
— Zastanawiam się, czy nie przedłużyć szkolenia o następne dziewięćdziesiąt dni — śmiała się prosto w wilgotną od łez twarz ukochanego męża!
Nie musiał się odzywać, przerażony wykrzywiony udręką nie mógł ukryć strachu. Rękoma zdewastowanymi batem do granic wytrzymałości starał się dotknąć dłoni żony, bał się nawet leciutko drasnąć, przybliżyć do pięknych włosów paluszki. Wyraźnie dobiegał stukot szpilek, czas nieubłaganie dobiegł kresu. Nadzorca wprawnym ruchem przytwierdził do stalowych obejm na szyi powróz, zniewalając całkowicie Sebastiana, drogę do budynku odbył na czworaka smagany co rusz batem po plecach.
Epizod „Despekt”
Szkolenie męża w placówce nad zalewem w Dzikowcu dobiegło do upragnionego końca — dla niego, czy dla niej? Sebastian, przebywając dziewięćdziesiąt dni, w Szkole Kształcenia Uległych nie pracował, konto bankowe świeciło pustkami. Nie była w stanie zaglądać do klubów nocnych, wypatrując ciekawe ciasteczka do schrupania w gniazdku domowym. Poznany ostatnio facet doskonale wpasował się w zapatrywania na wspaniałe uniesienia nie tylko w łóżku małżeńskim, niestety miał wadę — brak kasy. Z tego powodu nie była w stanie pozbyć się męża na kolejne dziewięćdziesiąt dni.
W czasie odwiedzin po czterdziestym dniu pobytu w makabrycznym uzdrowisku zaczął skamleć o powrót do domu, była w siódmym niebie udając, że nie wie, o czym opowiada. Widząc zakotwiczonego nago do karety jak szkapę, była zadowolona z przebiegu kursu na całkowicie uległego wręcz służalczego faceta. Gdy zarządca wymuszała galop koni na dwóch nogach, miała ochotę poprosić o możliwość batożenia męża. Niestety szybko znalazły się na ławeczce w parku przy szkole.
Spodziewając się fatalnego stanu męża, aby nie pobrudził tapicerki w aucie, wyścieliła dokładnie bagażnik starymi podartymi kocami. Ostatnio wyglądał jak skrawek niepotrzebnego materiały, miał krwiste wybroczyny częściowo krwawiące, umorusany błotem po wyczerpującym ciągnięciu pod przymusem karety. Zamykany w norze o nie całym metrze kwadratowym, wysokim do osiemdziesięciu centymetrów, śmierdział pewnie jak zaniedbane bydło.
W domu przygotowała pomieszczenie po nieużywanej łazience dla gości, co prawda nie było olbrzymie, prócz kibla, natrysku, umywalki wszedł stary materac jakieś krzesło, kawałek stolika — wystarczy dla pantoflarza. Będzie pracował, napełniając konto bankowe, wymaganymi pieniążkami. Zajmie się całkowicie pracami domowymi łącznie z zakupami, gotowaniem i praniem w skrócie — zostanie sługusem! Kiedy odwiedzi znajomy facet z klubu nocnego, zamknie durnia w łazience. Zatrudni do całowania dupy, gdy ciasteczko będzie pompowało rozkoszą wszystkie otworki, mężowi zostawi oblizanie stóp w trakcie orgii — śmiała się długo, głośno. Nie zamierzała się z Sebastianem certolić, bezpośrednio w szkole mocno dłonią za kark do ziemi, założy bolesną smycz z kolcami, zaciągnie do bagażnika auta. W domu zwiedzi dokładnie głęboko odbyt i do pracy — zarabiać kasę. W razie oporów postraszy powrotem do maltretowania batem w szkole uległych, potulnie wypełni polecenia po kiwnięciu paluszkiem, jak zapewniała nauczycielka.
Pani naczelnik wydziału ustawicznego kształcenia uległych, uprzejmie zaprowadziła do sekretariatu, tłumacząc
— Nastąpiło malutkie opóźnienie wypisu kursanta Sebastiana do domu.
W pierwszej chwili nie dostrzegła męża zasłoniętego przez dwie niewiasty, był w świetnie skrojonym letnim garniturze okryty białą koszulą. Wyglądał wspaniale, opalony, widać więcej mięśni, chucherko zamieniły w smakowite ciacho! Poruszał się energicznie, nie tak jak kiedyś jakby miał pełne spodnie! Najnormalniej trwała utarczka słowna z panią nadzorcą, zamiast obrywać batem u stóp najwspanialszej. Co tu się wyrabia? Pani w białym kitlu pewnie lekarz tłumaczyła obecnym coś zażarcie! Przebywali w oszklonym sporym pomieszczeniu dźwiękochłonnym, mogła obserwować, nic nie słysząc, już chciała to zmienić, ale pani naczelnik wyszła.
— Pani wybaczy jeszcze chwileczkę, wypełnimy stertę papierków, szybciutko oddajemy męża! — nie czekając na brawa, wróciła do obszaru zawieruchy słownej.
Pojawiła się następna kobieta, w słusznym wieku, emanowała spokojem, długo powoli wypowiadała słowa, licząc na złagodzenie jakiegoś konfliktu. Sprawiała wrażenie prawnika! Mąż rozmawiał przez telefon! No nie pozwalają sługusowi na telefonowanie? Pani nadzorca ściskała Sebastiana jak starego przyjaciela, dwie inne niewiasty obśliniały policzki, prawniczka podała dłoń, a lekarka zawisła na szyi? Matko, nie wytrzyma, co się wyrabia?
— Po podpisaniu dokumentów poświadcza pani całokształt prawidłowego szkolenia na uległego męża!
— Ostatni moment na sprawdzenie wiarygodności przeprowadzonego kształcenia
— W pomieszczeniu na końcu korytarza jest możliwość sprawdzenia reakcji Sebastiana, na kiwnięcie paluszkiem.
— Nie dziękuję, chcę jak najszybciej wracać do domu — jak na żonę spragnioną poniżania męża, nie wiele chciała.
— Uważam szkolenie za zakończone, zgodnie z Umową mąż odzyskuje w pełni swoje prawa o samostanowieniu!
— Witaj kochany! — zwyczajowo żona przylgnęła.
Po udawanych uściskach wbiła w jego szyje paznokcie, próbując wymusić pochylenie w przód celem założenia wyciąganej z torebki smyczy z obrożą. Z gracją odbił rękę wybranki serca, energicznie zrzucił dłoń z karku. Stanęła w lekkim rozkroku całkowicie zaskoczona!
— Nasze przyjemne zabawy zastąpiłaś makabrycznym maltretowaniem wymuszającym całkowite posłuszeństwo.
— Miały rozbudzić nowe ciekawe żądze w naszym małżeństwie, a sprowadziłaś ból i strach, oddałem co miałem celem nauki prawidłowej uległości w miłości, a nie w niewolnictwie.
— Chcesz założyć utrapienie i zamęczać w skrajnie trudnych warunkach?
— Pewnie przyjechałaś, bo konto bankowe świeci pustkami po zabawach z kochasiem bez kasy?
— Na kolana, może jeszcze wybaczę, w innym przypadku zamknę w szkole na następne dziewięćdziesiąt dni! — wyrzuciła z siebie.
— Ciekawe czym zapłacisz? Dupą? — śmiał się za głośno.
— Zresztą wymagana jest moja zgoda!
— Zostaje na stałe w szkole, podpisałem stosowny kontrakt.
— Co takiego? — wrzeszczała zaskoczona.
— Wracaj, skąd przyjechałaś, jesteś niemile widzianą osobą, poszukaj sobie zatrudnienia, potrzebujesz adwokata od spraw rozwodowych, przydupas nie zapewni środków na utrzymanie.
— Podjąłem pracę w szkole na stanowisku informatyka z wynagrodzeniem znacznie wyższym od poprzedniego, do czasu znalezienia mieszkania, pani nadzorca zaprosiła do swojego domu na obrzeżach Woliborza.
Najnormalniej w Świecie nadzorca rzuciła się na Sebastiana, wisząc na szyi, nie przestawali się całować długo i namiętnie. Dotarło do wszystkich, nie tylko miłości blisko do nienawiści, ale jeszcze bliżej gnębionemu do despotki!
Epizod „Matrymonium”
Słońce okrywało ciepłem nóżki w ciemnoszarych pończochach z bocznym ornamentem. Rączka wybranki pracuje wydajnie na ślicznie sterczącym, gotowym na wiele. Wyraźnie wzbijał się w górę niczym samolot przed startem, każda nierówność się powiększała. Doskonale widziała zjawisko, klęcząc na krześle, członek muskał, zadarte wysoko stopki. Wtulał pocałunki w szyję, doprowadzając do obłędu. Odchyliła głowę głęboko do tyłu, usta się spotkały, a włosy mogły dotykać pięknego. Przerywała, co jakiś czas na chwilę wezbranie, by przedłużyć przyjemność. Jednocześnie dawało to władzę, niedostrzegalną, ale podświadomość zapisywała, kto dominuje.
Cudownie doszedł, tryskając spełnieniem, zbieranym przez kilka ostatnich dni, trudne dni kobiece, nie sprzyjają kontaktom. Nie zlizywał rozkoszy. Zaniósł do łazienki, delikatnie rozebrał, zostawił pod natryskiem. Kochał, w zupełności wystarczało, czuła całą sobą i chciała, by trwało zawsze.
Zaczęło się niepozornie, gdy opadła na plecy małżonka udając strasznie zmęczoną, zawiózł do kuchni, spodobało się, został na czworaka. Następnego dnia całował stopy przed założeniem szpilek, po południu założyła obroże, aby ujeżdżając wygodnie się na nim trzymać. Oglądając serial, klęczał przed kanapą, robił za podnóżek, gdy wspierała nogi na jego ramionach. Nie chciał zrobić kolacji, wzięła smycz i zlała, trzymając głowę między nogami. Po kilku dniach pokazała paluszkiem podłogę u swoich stóp, klęknął, pochylając głowę, sprawnie pociągnęła za smycz.
Ujarzmiła batem po plecach, dłoniach, nogach po kilku dniach tresury panowała niepodzielnie. Zabawiała się seksem w wyrafinowany sposób jak nigdy wcześniej, dostarczał wspaniałych uniesień. Dawała czasem kilka, czasem kilkanaście dni, żeby doszedł do siebie, po mocnych uderzeniach. Gryzł zębami w nocy kołdrę, aby nie słyszała, wycia z bólu. Rano wychodził wcześniej do pracy, unikał porannej dyscypliny, wieczorem wracał późno, gdy widział światło zgaszone w sypialni. Nic z tego sobie nie robiła, wiedziała, że nadejdzie piątek.
— Czy nie wydaje się dziwne, że wyraźnie zastrzegli w umowie, że zapewniają całkowite ubranie dla kursanta!
— Oj Sebastianie. Pytałam panią nadzorcę ze trzy razy!
— Zapewniają na okres kursu trwającego dziewięćdziesiąt dni, całkowite wyżywienie i niezbędne ubranie.
— Zapłaciłeś kochany mężu fortunę za odpowiednie przysposobienie do całkowitej uległości wspartej okazywaną bez ograniczeń służalczością, Szkoła Kształcenia Uległych w bajecznie położonym miejscu nad zalewem w Dzikowcu, jest dosłownie rzut kamieniem od Wrocławia.
— Zapewniają całodobową kontrolę poprawności szkolenia, gwarantują, będziesz doskonale reagował na paluszek rozkazujący.
Nadzorca uległych po krótkiej wymianie uprzejmości, się pożegnała. Położyła dłoń na szyi męża z długimi kształtnymi paluszkami uzbrojonymi w piękne długie perłowe paznokcie, gdy wbijała — kurczył się, głowa opadła, wzrok skupił na szpilkach wydających jednostajny stuk.
Epizod „Doskonalenie”
— Oczywiście ma pani słuszność, umowa przewiduje odwiedziny uczestnika po czterdziestym piątym dniu szkolenia — obdarzyła żonę Sebastiana wspaniałym radosnym uśmiechem.
— Chciałam zrobić niespodziankę ukochanemu!
— Przypomnę — odwiedziny trwają sześćdziesiąt minut, z tego trzydzieści minut zdaje szczegółowy raport z wyników męża, pozostałe trzydzieści spędza Sebastian z panią — nadzorca w oddalonym tle.
— A więc zapraszam na przejażdżkę po okolicy, w trakcie zapoznam z dokonaniami kursanta — chwyciła delikatnie Urszulę pod ramię.
Wędrowały długim korytarzem, miło wymieniając się grzecznościami, traktując o ostatnich krzykach mody.
— O matko? Co to? — Ula nie mogła powstrzymać głośnego okrzyku zaskoczenia.
Przy drzwiach wyjściowych z gmachu Szkoły zauważyła na podjeździe dwuosobową karetę, z zaprzęgiem składającym się z dwóch mężczyzn prawie gołych nie licząc gaci jak spódnicę przykrywającą genitalia. Twarze gości skrywała maska dorodnego konia, w tyłkach kwitły ogony, wyglądali jak dwunożne zwierzęta, w ekwipunku do ciągnięcia karety. Sporo pręg na plecach świadczyło, że nie jest to pierwsza przygoda jako ogiery. Zapraszającym gestem nadzorca zaprosiła na przejazd wkoło szkoły. Konie raźno ruszyły po otrzymaniu razów batem.
— Przyznam, mąż wykazywał się sporym uporem w trakcie pierwszych dni szkolenia, jednak środki bezpośredniego przymusu pozwoliły przezwyciężyć wstępny brak posłuszeństwa.
— Obecnie wykonuje wszystkie polecenia szybko i sprawnie, doskonalimy umiejętności prawidłowego reagowania na potrzeby.
— Prace domowe wykonuje należycie, nie mamy żadnych zastrzeżeń, praktyczne zajęcia w sklepie wypadły nad wyraz pozytywnie.
— Osiągnął bardzo ciekawe wyniki w dziedzinie ars amandi, spełnia najskrytsze pragnienia nawet z ciemnej strony z przyrządami nie zawsze miłymi dla ciała.
— Galop! — wydała komendę, uderzając zwierzaki bardzo mocno batem.
— Zaciekawiła pani niezmiernie, nie mogę się doczekać powrotu męża, jestem ciekawa, jak wygląda po kilkudziesięciu dniach.
— Ten z prawej zwierzak w zaprzęgu to pani mąż — mało co Ula nie wyleciała z bryczki.
Usiadła na ławeczce w głębi parku przy szkole, oczekując Sebastiana po odprowadzeniu powozu. Szkolenie przypominało bardziej ujarzmianie dzikiego zwierzęcia, ilość pręg na mężu była olbrzymia, z bliska wyglądał jak jeden siniak. Była ciekawa zmian, które obiecała nauczycielka, mają być bardzo znaczące i widoczne, no cóż, zaraz się okaże czy ogromna kasa, którą zapłacił za kurs, przyniesie pożądane owoce. Rozpoznała z daleka spokojny elastyczny krok męża, bez maski na głowie dokładnie wystrzyżonej. Szary obcisły dwuczęściowy kombinezon ukrył pręgi po bacie. Szedł grzecznie skulony z licem skierowanym do ziemi, uwiązany powrozem do stalowych obejm na szyi, wyglądał rzeczywiście jak zwierzak na uwięzi. Kiedy pochylił głowę w geście przywitania, pani odpięła powróz. Miło dla oka, kołysała jędrnym tyłkiem, w skórzanych obcisłych spodniach, zostawiając samych. Stał malutki chłopiec ze wzrokiem w ziemię, jakby przed chwilą zjadł niepożądana ilość słodyczy.
— Czemu się nie przywitasz? Chociaż byś usiadł na ławce? — Ula starała się przełamać lody.
— Nie pozwoliła pani — wręcz służalczy głos męża, dobrze wyrokował na przyszłość.
— Miło, że zwracasz się do mnie pani, ale to zbyteczne.
— Przepraszam od tego, co mnie otacza, zatracam ludzkie odruchy, dzień i noc znęcają się niemiłosiernie, czekają na oznaki oporu, aby wymierzać srogie kary chłosty.
— Zamknięty w pomieszczeniu o wysokości osiemdziesięciu centymetrów i długości około metra ze śmierdzącą dziurą zwaną kiblem.
— Po wyjścia z nory trafiam w okowy, przytwierdzony do kraty oczekuję, aż zaspokoją dzikie żądze, wciskania ogromnego czarnego dildo.
— Błagam Ula, kochana żono zabierz stąd, będę lizał twój tyłeczek dniami i nocami.
— Proszę — całował Uli stopy, skamląc.
— Co ty wymyślasz za brednie, nigdy w to nie uwierzę, sam chciałeś odbyć szkolenie, sam zapłaciłeś, zostało czterdzieści parę dni — ściskał całą, błagając.
Szpilki pani nadzorcy wyraźnie coraz głośniej brzmiały w uszach, wspaniały tyłeczek wracał smagany długimi rudymi włosami. Wyglądała bajecznie wysoka zgrabna, w seksownym obcisłym stroju, wracała uzbrojona w bat. Natychmiast wstał, spuścił jak najniżej głowę, trwał w całkowitym bezgłosie, choć była jeszcze spory kawałek drogi.
— Zastanawiam się, czy nie przedłużyć szkolenia o następne dziewięćdziesiąt dni — śmiała się prosto w wilgotną od łez twarz ukochanego męża!
Nie musiał się odzywać, przerażony wykrzywiony udręką nie mógł ukryć strachu. Rękoma zdewastowanymi batem do granic wytrzymałości starał się dotknąć dłoni żony, bał się nawet leciutko drasnąć, przybliżyć do pięknych włosów paluszki. Wyraźnie dobiegał stukot szpilek, czas nieubłaganie dobiegł kresu. Nadzorca wprawnym ruchem przytwierdził do stalowych obejm na szyi powróz, zniewalając całkowicie Sebastiana, drogę do budynku odbył na czworaka smagany co rusz batem po plecach.
Epizod „Despekt”
Szkolenie męża w placówce nad zalewem w Dzikowcu dobiegło do upragnionego końca — dla niego, czy dla niej? Sebastian, przebywając dziewięćdziesiąt dni, w Szkole Kształcenia Uległych nie pracował, konto bankowe świeciło pustkami. Nie była w stanie zaglądać do klubów nocnych, wypatrując ciekawe ciasteczka do schrupania w gniazdku domowym. Poznany ostatnio facet doskonale wpasował się w zapatrywania na wspaniałe uniesienia nie tylko w łóżku małżeńskim, niestety miał wadę — brak kasy. Z tego powodu nie była w stanie pozbyć się męża na kolejne dziewięćdziesiąt dni.
W czasie odwiedzin po czterdziestym dniu pobytu w makabrycznym uzdrowisku zaczął skamleć o powrót do domu, była w siódmym niebie udając, że nie wie, o czym opowiada. Widząc zakotwiczonego nago do karety jak szkapę, była zadowolona z przebiegu kursu na całkowicie uległego wręcz służalczego faceta. Gdy zarządca wymuszała galop koni na dwóch nogach, miała ochotę poprosić o możliwość batożenia męża. Niestety szybko znalazły się na ławeczce w parku przy szkole.
Spodziewając się fatalnego stanu męża, aby nie pobrudził tapicerki w aucie, wyścieliła dokładnie bagażnik starymi podartymi kocami. Ostatnio wyglądał jak skrawek niepotrzebnego materiały, miał krwiste wybroczyny częściowo krwawiące, umorusany błotem po wyczerpującym ciągnięciu pod przymusem karety. Zamykany w norze o nie całym metrze kwadratowym, wysokim do osiemdziesięciu centymetrów, śmierdział pewnie jak zaniedbane bydło.
W domu przygotowała pomieszczenie po nieużywanej łazience dla gości, co prawda nie było olbrzymie, prócz kibla, natrysku, umywalki wszedł stary materac jakieś krzesło, kawałek stolika — wystarczy dla pantoflarza. Będzie pracował, napełniając konto bankowe, wymaganymi pieniążkami. Zajmie się całkowicie pracami domowymi łącznie z zakupami, gotowaniem i praniem w skrócie — zostanie sługusem! Kiedy odwiedzi znajomy facet z klubu nocnego, zamknie durnia w łazience. Zatrudni do całowania dupy, gdy ciasteczko będzie pompowało rozkoszą wszystkie otworki, mężowi zostawi oblizanie stóp w trakcie orgii — śmiała się długo, głośno. Nie zamierzała się z Sebastianem certolić, bezpośrednio w szkole mocno dłonią za kark do ziemi, założy bolesną smycz z kolcami, zaciągnie do bagażnika auta. W domu zwiedzi dokładnie głęboko odbyt i do pracy — zarabiać kasę. W razie oporów postraszy powrotem do maltretowania batem w szkole uległych, potulnie wypełni polecenia po kiwnięciu paluszkiem, jak zapewniała nauczycielka.
Pani naczelnik wydziału ustawicznego kształcenia uległych, uprzejmie zaprowadziła do sekretariatu, tłumacząc
— Nastąpiło malutkie opóźnienie wypisu kursanta Sebastiana do domu.
W pierwszej chwili nie dostrzegła męża zasłoniętego przez dwie niewiasty, był w świetnie skrojonym letnim garniturze okryty białą koszulą. Wyglądał wspaniale, opalony, widać więcej mięśni, chucherko zamieniły w smakowite ciacho! Poruszał się energicznie, nie tak jak kiedyś jakby miał pełne spodnie! Najnormalniej trwała utarczka słowna z panią nadzorcą, zamiast obrywać batem u stóp najwspanialszej. Co tu się wyrabia? Pani w białym kitlu pewnie lekarz tłumaczyła obecnym coś zażarcie! Przebywali w oszklonym sporym pomieszczeniu dźwiękochłonnym, mogła obserwować, nic nie słysząc, już chciała to zmienić, ale pani naczelnik wyszła.
— Pani wybaczy jeszcze chwileczkę, wypełnimy stertę papierków, szybciutko oddajemy męża! — nie czekając na brawa, wróciła do obszaru zawieruchy słownej.
Pojawiła się następna kobieta, w słusznym wieku, emanowała spokojem, długo powoli wypowiadała słowa, licząc na złagodzenie jakiegoś konfliktu. Sprawiała wrażenie prawnika! Mąż rozmawiał przez telefon! No nie pozwalają sługusowi na telefonowanie? Pani nadzorca ściskała Sebastiana jak starego przyjaciela, dwie inne niewiasty obśliniały policzki, prawniczka podała dłoń, a lekarka zawisła na szyi? Matko, nie wytrzyma, co się wyrabia?
— Po podpisaniu dokumentów poświadcza pani całokształt prawidłowego szkolenia na uległego męża!
— Ostatni moment na sprawdzenie wiarygodności przeprowadzonego kształcenia
— W pomieszczeniu na końcu korytarza jest możliwość sprawdzenia reakcji Sebastiana, na kiwnięcie paluszkiem.
— Nie dziękuję, chcę jak najszybciej wracać do domu — jak na żonę spragnioną poniżania męża, nie wiele chciała.
— Uważam szkolenie za zakończone, zgodnie z Umową mąż odzyskuje w pełni swoje prawa o samostanowieniu!
— Witaj kochany! — zwyczajowo żona przylgnęła.
Po udawanych uściskach wbiła w jego szyje paznokcie, próbując wymusić pochylenie w przód celem założenia wyciąganej z torebki smyczy z obrożą. Z gracją odbił rękę wybranki serca, energicznie zrzucił dłoń z karku. Stanęła w lekkim rozkroku całkowicie zaskoczona!
— Nasze przyjemne zabawy zastąpiłaś makabrycznym maltretowaniem wymuszającym całkowite posłuszeństwo.
— Miały rozbudzić nowe ciekawe żądze w naszym małżeństwie, a sprowadziłaś ból i strach, oddałem co miałem celem nauki prawidłowej uległości w miłości, a nie w niewolnictwie.
— Chcesz założyć utrapienie i zamęczać w skrajnie trudnych warunkach?
— Pewnie przyjechałaś, bo konto bankowe świeci pustkami po zabawach z kochasiem bez kasy?
— Na kolana, może jeszcze wybaczę, w innym przypadku zamknę w szkole na następne dziewięćdziesiąt dni! — wyrzuciła z siebie.
— Ciekawe czym zapłacisz? Dupą? — śmiał się za głośno.
— Zresztą wymagana jest moja zgoda!
— Zostaje na stałe w szkole, podpisałem stosowny kontrakt.
— Co takiego? — wrzeszczała zaskoczona.
— Wracaj, skąd przyjechałaś, jesteś niemile widzianą osobą, poszukaj sobie zatrudnienia, potrzebujesz adwokata od spraw rozwodowych, przydupas nie zapewni środków na utrzymanie.
— Podjąłem pracę w szkole na stanowisku informatyka z wynagrodzeniem znacznie wyższym od poprzedniego, do czasu znalezienia mieszkania, pani nadzorca zaprosiła do swojego domu na obrzeżach Woliborza.
Najnormalniej w Świecie nadzorca rzuciła się na Sebastiana, wisząc na szyi, nie przestawali się całować długo i namiętnie. Dotarło do wszystkich, nie tylko miłości blisko do nienawiści, ale jeszcze bliżej gnębionemu do despotki!