Tym razem opowiadanie ciut dłuższe, ale bez obaw - nie dużo Nie wiem czy mniej nudne niż wcześniejsze. Chyba podobnie. Tradycyjnie - jeśli są jakieś błędy, to pewnie tak musiało być. Podzieliłem je na dwie części. Postaram się wrzucić obie w miarę możliwości jedną po drugiej, ale czy los mi pozwoli, tego nie wiem. Wszystkim życzę wyłącznie szczęśliwości
Weekendowy romans. Część pierwsza - przedostatnia.
Deszcz zacinał niemiłosiernie. Nawet pod drzewem było mokro jak pod prysznicem. Jak tu nie zamoczyć kartki i nie pokaleczyć palców? Renata siłowała się z pinezkami i próbowała uchronić ogłoszenie przed zamoknięciem. Było co prawda zabezpieczone foliową koszulką, ale woda lała się zewsząd. W życiu nie myślała, że wciskanie głupich metalowych oczek w pieprzoną korę będzie tak trudne i bolesne. No i ten wiatr! Co chwilę zdmuchiwał jej kaptur z głowy. Na cholerę się w ogóle czesała... Torebka, której pasek podtrzymywała w zębach, też już zaczynała ciążyć. Szlag by to! Dlaczego człowiek zawsze się ślini wtedy kiedy to niewskazane? Spróbuj łyknąć tabletkę bez wody... No prędzej się zadławisz. Ale kiedy musisz coś na moment przytrzymać w zębach i nie chcesz, żeby to wyglądało jak psu z pyska, to nagle tryskasz jak skała pod laską Mojżesza. Do tego zimno, palce grabieją. Typowa podkarpacka jesień. No ale w końcu się udało. Kartka wisi. Może wiatr nie zwieje.
Renata ostatni raz sprawdziła, czy wszystkie dane się zgadzają, wytarła pasek od torebki w spodnie i zaciskając mocno kaptur, pognała do sklepu. Popołudniowa zmiana startowała za piętnaście minut.
Przebiegła przez salę sprzedaży, witając się w pośpiechu z koleżankami i wbiła na magazyn.
- Cholera. Jestem cała mokra!
Szymek – magazynier - tylko spojrzał na nią i uśmiechnął się pod nosem, pchając paleciaka w stronę bramy dla dostawców. Z kantorka wychyliła się kierowniczka - Lucyna.
- Reniu, od razu weźmiesz świeżyznę i rozłożysz na sklepie. Potem siądziesz na kasie. Dzisiaj będzie ruch. Piątek, ludzie po wypłatach.
- Rozpłaszczę się tylko i lecę – wysapała Renata.
- Zmieniłam grafik – dorzuciła przełożona. - Jutro masz wolne.
To zawsze wyglądało tak samo. Kiedy miała ułożony weekend, to na ostatnią chwilę, ta stara cipa 'prosiła' ją, żeby akurat przyszła w sobotę, ale kiedy nie planowała ruszać się z domu, w dodatku pogoda nie pozwalała wyjść nawet do ogrodu, dostawała łaskawie wolny dzień. Słowa kierowniczki wyłapał sprawnie Szymek i nie omieszkał zareagować.
- Oho! Będzie pite!
- Chyba u ciebie – rzuciła sucho, zawiązując fartuch. Nie lubiła go. Dobrze, że od poniedziałku przenoszą go na inny sklep.
- A to na pewno! - Gówniarz nie odpuszczał. - Umów się ze mną, to pobawimy się razem.
Spojrzała na niego i rzuciła z irytacją:
- Zwal se konia leszczu.
- Dla ciebie zawsze złotko! - Widać lubił swoje żarty, bo śmiał się bez opamiętania.
Renata nie miała ochoty kontynuować rozmowy i ruszyła na sklep. Ten typek denerwował ją od samego początku. Był wcale przystojnym chłopaczkiem, młodszym od niej od dobre piętnaście lat. Niestety prezentował ten poziom głupoty, którego nie da się osiągnąć żadną pracą – trzeba się z nim urodzić i pielęgnować całe życie. Nie interesował jej wcale, natomiast on interesował się wszystkim co miało otwór, w który mógłby się zmieścić. Poza tym w ogóle nie miała głowy do tego, żeby oglądać się za facetami. Praca, dziecko, dom, mąż – a wszystko to wyjątkowo niesamodzielne i wiecznie w potrzebie. Dawniej lubiła podjechać na miasto, poznać nowych ludzi. Spotkała się nawet parę razy z jednym starszym od niej gościem z pizzerii. Mąż nie miał o tym pojęcia, skupiony na ogrywaniu nowej konsoli. Był to jednak tylko zalążek romansu i ostatecznie nie pozwoliła sobie na nic co obciążyłoby jej sumienie. Z drugiej strony wolała nie mieć czasu, niż rozmyślać. W tym wieku człowiek jeszcze nie jest za stary, żeby marzyć, ale już jest na tyle wyrzeźbiony, żeby przesadnie marzeniom nie ufać. A te Renaty były odległe. W dodatku nikt jej nie nauczył jak się je realizuje, więc wolała tkwić w ukryciu pod tym, co zrzucał na nią los.
Złapała za wózek zapakowany drewnianymi skrzynkami i ruszyła na sklep. Mijając lodówki z nabiałem przywitała się z jedną z koleżanek.
- Hej. Jak tam dzisiaj. Od rana jesteś?
- Tak. Do osiemnastej. I jutro też. Miałam mieć wolne, ale się pozmieniało.
- W Renię wstąpiła nadzieja. To weź się zamień. Mi dała wolne, a mogłabym przyjść.
Koleżanka zaczęła kręcić, że w zasadzie to jej to pasuje i zamieniać się nie chce. Kończyła wykładać jogurty i miała wracać na magazyn po serki, ale jeszcze na odchodnym zapytała:
- Ej! A co z kotkiem? Znalazł się?
- Póki co, nie - zatroskała się Renata. - Wywiesiłam teraz po drodze ogłoszenie. Może wiatr go nie zdmuchnie. Ale obawiam się, że już po wszystkim. Nigdy nie wypuszczaliśmy go z domu i on jest zupełnie nienauczony. Do tego ta pogoda.
- Skąd wiesz. Może ktoś go znalazł? – Koleżanka próbowała ją pocieszać. - Poza tym koty są sprytne.
- Zobaczymy. Kinia mi płacze cały czas. Tak czy inaczej pewnie będziemy musieli nowego wziąć.
Przeciętny dzień w sklepie mijał szybko. Było to sprawne przyśpieszenie w drodze do mety byle jakiego życia. Chwile zwyczajnie nudne po prostu się ciągnęły, a ta praca – choć męczyła i nie niosła ze sobą spełnienia – mijała raz dwa. Szczególnie kiedy był ruch. Kolejny dzień odfajkowany.
Tego popołudnia, poza kilkoma upierdliwymi uwagami kierowniczki i kolejnymi szczeniackimi zaczepkami napalonego magazyniera, nie spotkało Renaty nic nieprzyjemnego. Nawet klienci, nastrojeni chyba piątkiem, byli zupełnie znośni. Ona sama też z czasem zaczęła oswajać się z myślą o wolnym dniu nazajutrz i powoli czerpała z niej pewne zadowolenie.
Do domu wróciła przed dwudziestą trzecią. Kinia już spała, a Artur – jej mąż – tradycyjnie ślęczał z padem w dłoni. Dopijał kolejne piwo. Kiedy zobaczył żonę oderwał się na chwilę od swojego zajęcia, wstał i objął ją na przywitanie.
- Mam jutro wolne – rzuciła zdejmując torebkę przez głowę i rozpinając kurtkę.
- To czemu nie dzwoniłaś? Przygotowałbym coś na wieczór. Posiedzielibyśmy trochę.
- Teraz się dowiedziałam. Jak wychodziłam – skłamała.
- Lucyna nie może wam normalnie tego grafiku ustawić? - Artur wyglądał na szczerze oburzonego.
- No wiesz jak jest. Tam się nic nie zmieni. Zresztą i tak jestem padnięta. Idę się zaraz umyć i się kładę.
- W mikrofali masz makaron.
- Jadłam w sklepie. Zjedz jak jesteś głodny.
Zrzuciła z siebie wierzchnie ciuchy, a mąż ruszył do kuchni zachęcony wizją drugiej kolacji.
Nagle z torebki dobiegł sygnał telefonu. Renata wyjęła urządzenie, żeby sprawdzić, kto o tej porze się do niej dobija. Z kuchni wychylił się zaniepokojony Artur.
- Kto dzwoni? - zapytał.
- Nie wiem. Obcy numer. - Ciągle wpatrywała się w wibrujące i wygrywające melodię urządzenie.
- Nie odbierasz? Może to w sprawie kotka?
- W środku nocy? - Zdziwiła się. - Najwyżej zadzwoni rano. Jak nie, to oddzwonię. Zresztą i tak jest prawie rozładowany.
Wyciszając dzwonek włożyła telefon do kieszeni spodni i poszła do łazienki.
Zamknęła drzwi i stanęła przed lustrem. Nie lubiła swojego odbicia. Spoglądała w twarz wciąż jeszcze młodą, ale wyraźnie naznaczoną zmęczeniem. Wiedziała, że była ładną kobietą, ale tego nie czuła. Widziała co prawda, jak zerkają na nią tatusiowie, którym kasowała lizaki dla ich dzieci. Od jakiegoś czasu jednak, bardziej ją to irytowało niż podniecało. Czuła podskórnie, że ten etap w jej życiu jest już zamknięty.
Odkręciła kurek w wannie i rozebrała się bez entuzjazmu. Kiedy niedbałym ruchem wrzucała ubrania do kosza, ze spodni wypadły, zsunięte jednym ruchem wraz z nimi, szare majtki. Nie wiedzieć dlaczego, właśnie wtedy przypomniała się jej sytuacja sprzed lat. Po jednej z imprez, będąc dobrze na rauszu, zaczęła kochać się z Arturem. Nocowali u znajomych. Oboje mieli wtedy więcej wigoru, a ich życie łóżkowe wyglądało całkiem znośnie. Pamięta, że tamtej nocy seks był wyjątkowo namiętny i w pewnej chwili przestała kontrolować wydawane przez siebie dźwięki. To się jej wcześniej nie zdarzało. Wtedy Artur sięgnął, nie przestając jej posuwać, po jej leżącą obok wezgłowia bieliznę i najzwyczajniej zatkał jej nią w usta. Do dzisiaj nie wie czy zrobił to ze strachu, że ich nakryją, czy po to, żeby podgrzać atmosferę. Tak czy inaczej pamięta, że po chwili szczytowała, tak potężnie, jak nigdy wcześniej. I chyba nigdy później. Mąż więcej tego nie zrobił. Ona też nie wracała do sprawy, chociaż czasem myślała o tym. Obecnie znaleźli się na etapie, na którym łóżkowe zabawy odbywały się kilka razy w roku i przypominały przetaczanie wagonów z węglem na bocznicy kolejowej w ciepłowni.
To wspomnienie sprawiło, że w głowie zaiskrzyło dawno nie widziane światełko. Weszła do wanny i odruchowo, przełączyła strumień wody na prysznic. Skierowała go między uda. Oparła się wygodnie, zamknęła oczy i oddała się opcji premium piątkowego relaksu. Próbowała przywrócić w pamięci więcej szczegółów z tamtej pamiętnej nocy u przyjaciół. Nie potrafiła. Lekko poirytowana, że ucieka jej cel sprzed oczu, przeprowadziła szybką korektę wizualizacji i oto przed oczyma jej duszy ukazał się sąsiad zza ulicy. Podobał się jej od kiedy przeprowadzili się tu z mężem. Nie był co prawda typem przystojniaka, ani bawidamka, ale sprawiał wrażenie zdecydowanego, zorganizowanego i był bezwzględnie uczynny. No i ten głos... jak z radia! Postanowiła uklęknąć przed nim w garażu i rozpiąć mu spodnie. Wyskoczył z nich oręż zdumiewających rozmiarów! Uśmiechnęła się zadowolona, ale postanowiła uczciwie dokonać korekty jego proporcji. Przecież w naturze nic takiego nie może istnieć. Chciała, żeby było realistycznie i zmniejszyła go do rozmiarów ciut, ponad średnią europejską. O, teraz był idealny. Kształtny i twardy. Wzięła go do ust. Był wyborny. Nie czuła się mistrzynią tego typu prac, ale teraz, w wyobraźni szło jej doskonale. Sąsiad co chwilę wzdychał i prosił, żeby robiła tak dalej, bo mu tak dobrze. Co za facet! Tak słodzić kobiecie! Prawdziwy dżentelmen! Wzruszyło ją to do tego stopnia, że po chwili strumień wody zaczął jej sprawiać wyraźnie większą przyjemność. Postanowiła pójść dalej i stwierdziła, że teraz mineta. A co! Jej też się należy. Rozejrzała się po wyimaginowanym otoczeniu szukając ciekawej lokalizacji. Blat od warsztatu? Nie, bo narzędzia nad głową. Stary fotel? Poplamiony, brudny – jeszcze coś złapie. O! Taczki! Idealnie. Po sekundzie nogi Renaty dyndały po obu stronach wózka którym sąsiad wywoził skoszoną trawę z ogródka. Między nimi zawzięcie pracował język wyobrażanego kochanka. Ależ on pracował! Aż musiała podkręcić strumień! Amant podnosił tylko co chwilę głowę i zagadywał: „dobrze ci maleńka”, a ona wzdychała, że wspaniale. „Lubisz się tak bawić?” - pytał, a ona odpowiadała, że oj lubi, lubi. W końcu wychylił się i rzucił: „Chcesz więcej suczko?”. Wtedy Renata otworzyła oczy i wzdrygnęła się, bo przecież tak powiedzieć, to jej nie mógł!
Zza drzwi łazienki dobiegały odgłosy rozgrywki toczonej przez męża na konsoli. Właśnie ratował jakieś królestwo. Odgłosy fantastycznej bitwy wzmacniał regularnymi przekleństwami.
Przemyślała temat „suczki”, zmrużyła ponownie powieki i poprawiła słowa kochanka na bardziej przyzwoite. Stwierdziła przy tym, że jest już tak blisko, że trzeba przejść do sedna, bo dojdzie w tej wannie, zanim sąsiad ją spenetruje. Kolejny rzut oka po garażu i jest. Tym razem warsztat będzie jak znalazł. Oparła się łokciami o blat, wypięła tyłek i rzuciła odważnie: „wchodź smoku!” I tak zrobił. Ależ to było wejście! Bez ceregieli! Szybkie, głębokie i przede wszystkim celne. Szczególnie tej celności Renata nieco się obawiała, bo jednak miała świadomość, że niektórzy faceci chcą trafić nie tam gdzie by sobie życzyła. Wolała nie ufać nawet tym, których sama sobie wyobrażała. Sąsiad jednak stanął na wysokości zadania i nie wydziwiał. Działał jak należy i uwijał się przy tym jak w ukropie. Oczywiście co chwilę, dopytywał: „Podoba Ci się złotko?”. Odpowiadała, że bardzo, bardzo. On wtedy przyśpieszał i upewniał się: „A teraz?”. Renia potwierdzała, że teraz to nawet jeszcze bardziej. W końcu rzucił: „Lubisz to mała zdziro?”. Otwarła wystraszona jedno oko, ale po chwili uśmiechnęła się sama do siebie i stwierdziła, że w sumie to niech mu będzie. Nie chciała już sprawy przeciągać i oznajmiła amantowi, że dochodzi. Kiedy była tuż, tuż, spokojną przestrzeń łazienki przeszył krzyk:
- Tu cię mam cholerna wywłoko!
Renata przerażona skuliła się zaciskając prysznic między udami. Rozejrzała się panicznie. W łazience nie było nikogo. Hałas dobiegł z pokoju.
- Wszystko w porządku? - zawołała do męża.
- Tak, tak! - odkrzyknął. - W końcu przepędziłem tego zasranego smoka!
„A żebyś wiedział” - pomyślała zirytowana.
- Męczyłem się z nim pół wieczora. A wystarczyło użyć odpowiedniego zaklęcia.
„Mój czarodziej...” - dodała w myślach.
Artur podparł swój wyjątkowy sukces otwarciem kolejnej puszki. Ochłonęła, ale powrotu do garażu sąsiada już nie było. Kiedy zajrzała tam ukradkiem, kochanek siedział już oklapnięty w brudnym fotelu, a ona stała obrażona z założonymi rękami, oparta pupą o blat. Trzeba było obrać inną drogę. A może... Szymek? Absurd! Ale w sumie czemu nie? Tak przewrotnie. W końcu wszystko, czego teraz potrzebowała, to jednak miał. Zresztą i tak go przenoszą i już się nie spotkają, więc niech ma coś z życia. W końcu tak się za nią oglądał. Przeniosła się w myślach na sklepowy magazyn i zaciągnęła chłopaka za palety z wodą. Bez zbędnych formalności oparła się o zgrzewki i wypięła zadek. Chłopak zsunął spodnie odsłaniając maleńkiego fiutka. „Wiedziałam” pomyślała chichocząc w duchu. Nie chciała jednak frustrować się we własnej fantazji więc zaraz powiększyła go do odpowiedniego rozmiaru – oczywiście ciut powyżej średniej. Dała mu spokojnie robić swoje, ale na wszelki wypadek sprawiła, żeby nie odzywał się ani słowem. I było lepiej niż się spodziewała! Może dlatego, że sąsiad wcześniej wykonał, co by nie było, niezłą robotę. Trudno powiedzieć. Nieważne. Ważne, że działało. Szymek i strumień wody robili swoje i już, już prawie...
- Mamo, siusiu! - Rozległo się pukanie do drzwi.
- Zaraz wychodzę! Wytrzymasz minutkę? - Dawno nie była tak poirytowana.
- Chwilkę tak.
Wróciła za palety, ale Szymek zaczął śmiać się jak opętany i czar prysnął. Kolejny most spalony. Postanowiła olać grację i pójść na skróty. Sięgnęła do kosza z praniem po spodnie. W kieszeni miała telefon. Koleżanka kiedyś wysłała jej taki film z hydraulikiem. Znajdzie go i będzie raz dwa po sprawie. Odpaliła smartfona – cholera, zaraz padnie! Oby zdążyła. Okazało się, że ma kilka nowych powiadomień z komunikatora. Odruchowo włączyła aplikację i okazało się, że wszystkie wiadomości pochodzą z obcego numeru. Po końcówce skojarzyła, że to ten sam, który dzwonił do niej dwadzieścia minut wcześniej. Otwarła.
> Cześć Myszko. Dzięki za wczoraj :* 23:03
> Czemu nie odbierasz? Śpisz już? 23:03
> Ja nie mogę zasnąć, bo ciągle sobie Ciebie przypominam XD 23:04
> No nie rób mi tego ;( 23:08
> Nie usnę jak mi dobranoc nie powiesz ;(;(;( 23:09
> Jesteś tam...? 23:13
Czyli to jednak była pomyłka. Renata chciała szybko sprostować nieporozumienie, ale była w takim stanie, że postanowiła zrobić coś, czego jeszcze kwadrans temu nie wyobrażała sobie nawet. Odpisała.
~ Cześć kotku 23:23
Na odpowiedź nie czekała nawet dziesięć sekund.
> Jesteś! Wspaniale! Robisz coś teraz? 23:24
~ Siedzę w wannie 23:24
> Ooo! To mam szczęście 23:25
~ Tak 23:25
Czuła jak wszystko w niej wzbiera. Odstawiła prysznic i wsunęła między uda dłoń. Przyszła kolejna wiadomość.
> To musi być cudowny widok! ;D 23:26
~ Musisz kiedyś zobaczyć 23:26
> Tylko wyszoruj się dobrze 23:26
~ Tak zrobię 23:27
> Nie można iść spać brudnym ;D Żebym nie musiał sprawdzać! 23:27
Ręka, w której trzymała telefon, drżała. Wstukała, że domyje się bardzo dokładnie i że jeśli chce, to może wpaść skontrolować. Kliknęła „wyślij” i nagle wezbrała w niej taka rozkosz, jakiej nie zaznała od niepamiętnych czasów.
Kolejny raz rozległo się pukanie do drzwi, ale Renata była już w punkcie bez odwrotu.
- Żyjesz tam? - dopytywał mąż.
- Taaak! - wydusiła z siebie nie mogąc złapać tchu.
- Wszystko w porządku?!
- Taaak!! - Jej głos łamał się.
- Wymiotujesz?!
Nie odpowiedziała już nic. Przygryzła wargi do bólu i odcięła się zupełnie. Mąż kontynuował:
-Dziecko się zaraz posika! Wychodź! Godzinę tam siedzisz!
Fala przeszła. Otwarła oczy i rozluźniła się.
- Dopiero weszłam – powiedziała dochodząc do siebie. - Zaraz wychodzę.
Łapiąc powoli oddech zerknęła jeszcze na telefon, ale ten... rozładował się już. Mimo oszołomienia wyszła szybko z wanny, wytarła się, narzuciła szlafrok i otwarła drzwi. Było za późno. Dziecko do przebrania.
Weekendowy romans. Część pierwsza - przedostatnia.
Deszcz zacinał niemiłosiernie. Nawet pod drzewem było mokro jak pod prysznicem. Jak tu nie zamoczyć kartki i nie pokaleczyć palców? Renata siłowała się z pinezkami i próbowała uchronić ogłoszenie przed zamoknięciem. Było co prawda zabezpieczone foliową koszulką, ale woda lała się zewsząd. W życiu nie myślała, że wciskanie głupich metalowych oczek w pieprzoną korę będzie tak trudne i bolesne. No i ten wiatr! Co chwilę zdmuchiwał jej kaptur z głowy. Na cholerę się w ogóle czesała... Torebka, której pasek podtrzymywała w zębach, też już zaczynała ciążyć. Szlag by to! Dlaczego człowiek zawsze się ślini wtedy kiedy to niewskazane? Spróbuj łyknąć tabletkę bez wody... No prędzej się zadławisz. Ale kiedy musisz coś na moment przytrzymać w zębach i nie chcesz, żeby to wyglądało jak psu z pyska, to nagle tryskasz jak skała pod laską Mojżesza. Do tego zimno, palce grabieją. Typowa podkarpacka jesień. No ale w końcu się udało. Kartka wisi. Może wiatr nie zwieje.
Renata ostatni raz sprawdziła, czy wszystkie dane się zgadzają, wytarła pasek od torebki w spodnie i zaciskając mocno kaptur, pognała do sklepu. Popołudniowa zmiana startowała za piętnaście minut.
Przebiegła przez salę sprzedaży, witając się w pośpiechu z koleżankami i wbiła na magazyn.
- Cholera. Jestem cała mokra!
Szymek – magazynier - tylko spojrzał na nią i uśmiechnął się pod nosem, pchając paleciaka w stronę bramy dla dostawców. Z kantorka wychyliła się kierowniczka - Lucyna.
- Reniu, od razu weźmiesz świeżyznę i rozłożysz na sklepie. Potem siądziesz na kasie. Dzisiaj będzie ruch. Piątek, ludzie po wypłatach.
- Rozpłaszczę się tylko i lecę – wysapała Renata.
- Zmieniłam grafik – dorzuciła przełożona. - Jutro masz wolne.
To zawsze wyglądało tak samo. Kiedy miała ułożony weekend, to na ostatnią chwilę, ta stara cipa 'prosiła' ją, żeby akurat przyszła w sobotę, ale kiedy nie planowała ruszać się z domu, w dodatku pogoda nie pozwalała wyjść nawet do ogrodu, dostawała łaskawie wolny dzień. Słowa kierowniczki wyłapał sprawnie Szymek i nie omieszkał zareagować.
- Oho! Będzie pite!
- Chyba u ciebie – rzuciła sucho, zawiązując fartuch. Nie lubiła go. Dobrze, że od poniedziałku przenoszą go na inny sklep.
- A to na pewno! - Gówniarz nie odpuszczał. - Umów się ze mną, to pobawimy się razem.
Spojrzała na niego i rzuciła z irytacją:
- Zwal se konia leszczu.
- Dla ciebie zawsze złotko! - Widać lubił swoje żarty, bo śmiał się bez opamiętania.
Renata nie miała ochoty kontynuować rozmowy i ruszyła na sklep. Ten typek denerwował ją od samego początku. Był wcale przystojnym chłopaczkiem, młodszym od niej od dobre piętnaście lat. Niestety prezentował ten poziom głupoty, którego nie da się osiągnąć żadną pracą – trzeba się z nim urodzić i pielęgnować całe życie. Nie interesował jej wcale, natomiast on interesował się wszystkim co miało otwór, w który mógłby się zmieścić. Poza tym w ogóle nie miała głowy do tego, żeby oglądać się za facetami. Praca, dziecko, dom, mąż – a wszystko to wyjątkowo niesamodzielne i wiecznie w potrzebie. Dawniej lubiła podjechać na miasto, poznać nowych ludzi. Spotkała się nawet parę razy z jednym starszym od niej gościem z pizzerii. Mąż nie miał o tym pojęcia, skupiony na ogrywaniu nowej konsoli. Był to jednak tylko zalążek romansu i ostatecznie nie pozwoliła sobie na nic co obciążyłoby jej sumienie. Z drugiej strony wolała nie mieć czasu, niż rozmyślać. W tym wieku człowiek jeszcze nie jest za stary, żeby marzyć, ale już jest na tyle wyrzeźbiony, żeby przesadnie marzeniom nie ufać. A te Renaty były odległe. W dodatku nikt jej nie nauczył jak się je realizuje, więc wolała tkwić w ukryciu pod tym, co zrzucał na nią los.
Złapała za wózek zapakowany drewnianymi skrzynkami i ruszyła na sklep. Mijając lodówki z nabiałem przywitała się z jedną z koleżanek.
- Hej. Jak tam dzisiaj. Od rana jesteś?
- Tak. Do osiemnastej. I jutro też. Miałam mieć wolne, ale się pozmieniało.
- W Renię wstąpiła nadzieja. To weź się zamień. Mi dała wolne, a mogłabym przyjść.
Koleżanka zaczęła kręcić, że w zasadzie to jej to pasuje i zamieniać się nie chce. Kończyła wykładać jogurty i miała wracać na magazyn po serki, ale jeszcze na odchodnym zapytała:
- Ej! A co z kotkiem? Znalazł się?
- Póki co, nie - zatroskała się Renata. - Wywiesiłam teraz po drodze ogłoszenie. Może wiatr go nie zdmuchnie. Ale obawiam się, że już po wszystkim. Nigdy nie wypuszczaliśmy go z domu i on jest zupełnie nienauczony. Do tego ta pogoda.
- Skąd wiesz. Może ktoś go znalazł? – Koleżanka próbowała ją pocieszać. - Poza tym koty są sprytne.
- Zobaczymy. Kinia mi płacze cały czas. Tak czy inaczej pewnie będziemy musieli nowego wziąć.
Przeciętny dzień w sklepie mijał szybko. Było to sprawne przyśpieszenie w drodze do mety byle jakiego życia. Chwile zwyczajnie nudne po prostu się ciągnęły, a ta praca – choć męczyła i nie niosła ze sobą spełnienia – mijała raz dwa. Szczególnie kiedy był ruch. Kolejny dzień odfajkowany.
Tego popołudnia, poza kilkoma upierdliwymi uwagami kierowniczki i kolejnymi szczeniackimi zaczepkami napalonego magazyniera, nie spotkało Renaty nic nieprzyjemnego. Nawet klienci, nastrojeni chyba piątkiem, byli zupełnie znośni. Ona sama też z czasem zaczęła oswajać się z myślą o wolnym dniu nazajutrz i powoli czerpała z niej pewne zadowolenie.
Do domu wróciła przed dwudziestą trzecią. Kinia już spała, a Artur – jej mąż – tradycyjnie ślęczał z padem w dłoni. Dopijał kolejne piwo. Kiedy zobaczył żonę oderwał się na chwilę od swojego zajęcia, wstał i objął ją na przywitanie.
- Mam jutro wolne – rzuciła zdejmując torebkę przez głowę i rozpinając kurtkę.
- To czemu nie dzwoniłaś? Przygotowałbym coś na wieczór. Posiedzielibyśmy trochę.
- Teraz się dowiedziałam. Jak wychodziłam – skłamała.
- Lucyna nie może wam normalnie tego grafiku ustawić? - Artur wyglądał na szczerze oburzonego.
- No wiesz jak jest. Tam się nic nie zmieni. Zresztą i tak jestem padnięta. Idę się zaraz umyć i się kładę.
- W mikrofali masz makaron.
- Jadłam w sklepie. Zjedz jak jesteś głodny.
Zrzuciła z siebie wierzchnie ciuchy, a mąż ruszył do kuchni zachęcony wizją drugiej kolacji.
Nagle z torebki dobiegł sygnał telefonu. Renata wyjęła urządzenie, żeby sprawdzić, kto o tej porze się do niej dobija. Z kuchni wychylił się zaniepokojony Artur.
- Kto dzwoni? - zapytał.
- Nie wiem. Obcy numer. - Ciągle wpatrywała się w wibrujące i wygrywające melodię urządzenie.
- Nie odbierasz? Może to w sprawie kotka?
- W środku nocy? - Zdziwiła się. - Najwyżej zadzwoni rano. Jak nie, to oddzwonię. Zresztą i tak jest prawie rozładowany.
Wyciszając dzwonek włożyła telefon do kieszeni spodni i poszła do łazienki.
Zamknęła drzwi i stanęła przed lustrem. Nie lubiła swojego odbicia. Spoglądała w twarz wciąż jeszcze młodą, ale wyraźnie naznaczoną zmęczeniem. Wiedziała, że była ładną kobietą, ale tego nie czuła. Widziała co prawda, jak zerkają na nią tatusiowie, którym kasowała lizaki dla ich dzieci. Od jakiegoś czasu jednak, bardziej ją to irytowało niż podniecało. Czuła podskórnie, że ten etap w jej życiu jest już zamknięty.
Odkręciła kurek w wannie i rozebrała się bez entuzjazmu. Kiedy niedbałym ruchem wrzucała ubrania do kosza, ze spodni wypadły, zsunięte jednym ruchem wraz z nimi, szare majtki. Nie wiedzieć dlaczego, właśnie wtedy przypomniała się jej sytuacja sprzed lat. Po jednej z imprez, będąc dobrze na rauszu, zaczęła kochać się z Arturem. Nocowali u znajomych. Oboje mieli wtedy więcej wigoru, a ich życie łóżkowe wyglądało całkiem znośnie. Pamięta, że tamtej nocy seks był wyjątkowo namiętny i w pewnej chwili przestała kontrolować wydawane przez siebie dźwięki. To się jej wcześniej nie zdarzało. Wtedy Artur sięgnął, nie przestając jej posuwać, po jej leżącą obok wezgłowia bieliznę i najzwyczajniej zatkał jej nią w usta. Do dzisiaj nie wie czy zrobił to ze strachu, że ich nakryją, czy po to, żeby podgrzać atmosferę. Tak czy inaczej pamięta, że po chwili szczytowała, tak potężnie, jak nigdy wcześniej. I chyba nigdy później. Mąż więcej tego nie zrobił. Ona też nie wracała do sprawy, chociaż czasem myślała o tym. Obecnie znaleźli się na etapie, na którym łóżkowe zabawy odbywały się kilka razy w roku i przypominały przetaczanie wagonów z węglem na bocznicy kolejowej w ciepłowni.
To wspomnienie sprawiło, że w głowie zaiskrzyło dawno nie widziane światełko. Weszła do wanny i odruchowo, przełączyła strumień wody na prysznic. Skierowała go między uda. Oparła się wygodnie, zamknęła oczy i oddała się opcji premium piątkowego relaksu. Próbowała przywrócić w pamięci więcej szczegółów z tamtej pamiętnej nocy u przyjaciół. Nie potrafiła. Lekko poirytowana, że ucieka jej cel sprzed oczu, przeprowadziła szybką korektę wizualizacji i oto przed oczyma jej duszy ukazał się sąsiad zza ulicy. Podobał się jej od kiedy przeprowadzili się tu z mężem. Nie był co prawda typem przystojniaka, ani bawidamka, ale sprawiał wrażenie zdecydowanego, zorganizowanego i był bezwzględnie uczynny. No i ten głos... jak z radia! Postanowiła uklęknąć przed nim w garażu i rozpiąć mu spodnie. Wyskoczył z nich oręż zdumiewających rozmiarów! Uśmiechnęła się zadowolona, ale postanowiła uczciwie dokonać korekty jego proporcji. Przecież w naturze nic takiego nie może istnieć. Chciała, żeby było realistycznie i zmniejszyła go do rozmiarów ciut, ponad średnią europejską. O, teraz był idealny. Kształtny i twardy. Wzięła go do ust. Był wyborny. Nie czuła się mistrzynią tego typu prac, ale teraz, w wyobraźni szło jej doskonale. Sąsiad co chwilę wzdychał i prosił, żeby robiła tak dalej, bo mu tak dobrze. Co za facet! Tak słodzić kobiecie! Prawdziwy dżentelmen! Wzruszyło ją to do tego stopnia, że po chwili strumień wody zaczął jej sprawiać wyraźnie większą przyjemność. Postanowiła pójść dalej i stwierdziła, że teraz mineta. A co! Jej też się należy. Rozejrzała się po wyimaginowanym otoczeniu szukając ciekawej lokalizacji. Blat od warsztatu? Nie, bo narzędzia nad głową. Stary fotel? Poplamiony, brudny – jeszcze coś złapie. O! Taczki! Idealnie. Po sekundzie nogi Renaty dyndały po obu stronach wózka którym sąsiad wywoził skoszoną trawę z ogródka. Między nimi zawzięcie pracował język wyobrażanego kochanka. Ależ on pracował! Aż musiała podkręcić strumień! Amant podnosił tylko co chwilę głowę i zagadywał: „dobrze ci maleńka”, a ona wzdychała, że wspaniale. „Lubisz się tak bawić?” - pytał, a ona odpowiadała, że oj lubi, lubi. W końcu wychylił się i rzucił: „Chcesz więcej suczko?”. Wtedy Renata otworzyła oczy i wzdrygnęła się, bo przecież tak powiedzieć, to jej nie mógł!
Zza drzwi łazienki dobiegały odgłosy rozgrywki toczonej przez męża na konsoli. Właśnie ratował jakieś królestwo. Odgłosy fantastycznej bitwy wzmacniał regularnymi przekleństwami.
Przemyślała temat „suczki”, zmrużyła ponownie powieki i poprawiła słowa kochanka na bardziej przyzwoite. Stwierdziła przy tym, że jest już tak blisko, że trzeba przejść do sedna, bo dojdzie w tej wannie, zanim sąsiad ją spenetruje. Kolejny rzut oka po garażu i jest. Tym razem warsztat będzie jak znalazł. Oparła się łokciami o blat, wypięła tyłek i rzuciła odważnie: „wchodź smoku!” I tak zrobił. Ależ to było wejście! Bez ceregieli! Szybkie, głębokie i przede wszystkim celne. Szczególnie tej celności Renata nieco się obawiała, bo jednak miała świadomość, że niektórzy faceci chcą trafić nie tam gdzie by sobie życzyła. Wolała nie ufać nawet tym, których sama sobie wyobrażała. Sąsiad jednak stanął na wysokości zadania i nie wydziwiał. Działał jak należy i uwijał się przy tym jak w ukropie. Oczywiście co chwilę, dopytywał: „Podoba Ci się złotko?”. Odpowiadała, że bardzo, bardzo. On wtedy przyśpieszał i upewniał się: „A teraz?”. Renia potwierdzała, że teraz to nawet jeszcze bardziej. W końcu rzucił: „Lubisz to mała zdziro?”. Otwarła wystraszona jedno oko, ale po chwili uśmiechnęła się sama do siebie i stwierdziła, że w sumie to niech mu będzie. Nie chciała już sprawy przeciągać i oznajmiła amantowi, że dochodzi. Kiedy była tuż, tuż, spokojną przestrzeń łazienki przeszył krzyk:
- Tu cię mam cholerna wywłoko!
Renata przerażona skuliła się zaciskając prysznic między udami. Rozejrzała się panicznie. W łazience nie było nikogo. Hałas dobiegł z pokoju.
- Wszystko w porządku? - zawołała do męża.
- Tak, tak! - odkrzyknął. - W końcu przepędziłem tego zasranego smoka!
„A żebyś wiedział” - pomyślała zirytowana.
- Męczyłem się z nim pół wieczora. A wystarczyło użyć odpowiedniego zaklęcia.
„Mój czarodziej...” - dodała w myślach.
Artur podparł swój wyjątkowy sukces otwarciem kolejnej puszki. Ochłonęła, ale powrotu do garażu sąsiada już nie było. Kiedy zajrzała tam ukradkiem, kochanek siedział już oklapnięty w brudnym fotelu, a ona stała obrażona z założonymi rękami, oparta pupą o blat. Trzeba było obrać inną drogę. A może... Szymek? Absurd! Ale w sumie czemu nie? Tak przewrotnie. W końcu wszystko, czego teraz potrzebowała, to jednak miał. Zresztą i tak go przenoszą i już się nie spotkają, więc niech ma coś z życia. W końcu tak się za nią oglądał. Przeniosła się w myślach na sklepowy magazyn i zaciągnęła chłopaka za palety z wodą. Bez zbędnych formalności oparła się o zgrzewki i wypięła zadek. Chłopak zsunął spodnie odsłaniając maleńkiego fiutka. „Wiedziałam” pomyślała chichocząc w duchu. Nie chciała jednak frustrować się we własnej fantazji więc zaraz powiększyła go do odpowiedniego rozmiaru – oczywiście ciut powyżej średniej. Dała mu spokojnie robić swoje, ale na wszelki wypadek sprawiła, żeby nie odzywał się ani słowem. I było lepiej niż się spodziewała! Może dlatego, że sąsiad wcześniej wykonał, co by nie było, niezłą robotę. Trudno powiedzieć. Nieważne. Ważne, że działało. Szymek i strumień wody robili swoje i już, już prawie...
- Mamo, siusiu! - Rozległo się pukanie do drzwi.
- Zaraz wychodzę! Wytrzymasz minutkę? - Dawno nie była tak poirytowana.
- Chwilkę tak.
Wróciła za palety, ale Szymek zaczął śmiać się jak opętany i czar prysnął. Kolejny most spalony. Postanowiła olać grację i pójść na skróty. Sięgnęła do kosza z praniem po spodnie. W kieszeni miała telefon. Koleżanka kiedyś wysłała jej taki film z hydraulikiem. Znajdzie go i będzie raz dwa po sprawie. Odpaliła smartfona – cholera, zaraz padnie! Oby zdążyła. Okazało się, że ma kilka nowych powiadomień z komunikatora. Odruchowo włączyła aplikację i okazało się, że wszystkie wiadomości pochodzą z obcego numeru. Po końcówce skojarzyła, że to ten sam, który dzwonił do niej dwadzieścia minut wcześniej. Otwarła.
> Cześć Myszko. Dzięki za wczoraj :* 23:03
> Czemu nie odbierasz? Śpisz już? 23:03
> Ja nie mogę zasnąć, bo ciągle sobie Ciebie przypominam XD 23:04
> No nie rób mi tego ;( 23:08
> Nie usnę jak mi dobranoc nie powiesz ;(;(;( 23:09
> Jesteś tam...? 23:13
Czyli to jednak była pomyłka. Renata chciała szybko sprostować nieporozumienie, ale była w takim stanie, że postanowiła zrobić coś, czego jeszcze kwadrans temu nie wyobrażała sobie nawet. Odpisała.
~ Cześć kotku 23:23
Na odpowiedź nie czekała nawet dziesięć sekund.
> Jesteś! Wspaniale! Robisz coś teraz? 23:24
~ Siedzę w wannie 23:24
> Ooo! To mam szczęście 23:25
~ Tak 23:25
Czuła jak wszystko w niej wzbiera. Odstawiła prysznic i wsunęła między uda dłoń. Przyszła kolejna wiadomość.
> To musi być cudowny widok! ;D 23:26
~ Musisz kiedyś zobaczyć 23:26
> Tylko wyszoruj się dobrze 23:26
~ Tak zrobię 23:27
> Nie można iść spać brudnym ;D Żebym nie musiał sprawdzać! 23:27
Ręka, w której trzymała telefon, drżała. Wstukała, że domyje się bardzo dokładnie i że jeśli chce, to może wpaść skontrolować. Kliknęła „wyślij” i nagle wezbrała w niej taka rozkosz, jakiej nie zaznała od niepamiętnych czasów.
Kolejny raz rozległo się pukanie do drzwi, ale Renata była już w punkcie bez odwrotu.
- Żyjesz tam? - dopytywał mąż.
- Taaak! - wydusiła z siebie nie mogąc złapać tchu.
- Wszystko w porządku?!
- Taaak!! - Jej głos łamał się.
- Wymiotujesz?!
Nie odpowiedziała już nic. Przygryzła wargi do bólu i odcięła się zupełnie. Mąż kontynuował:
-Dziecko się zaraz posika! Wychodź! Godzinę tam siedzisz!
Fala przeszła. Otwarła oczy i rozluźniła się.
- Dopiero weszłam – powiedziała dochodząc do siebie. - Zaraz wychodzę.
Łapiąc powoli oddech zerknęła jeszcze na telefon, ale ten... rozładował się już. Mimo oszołomienia wyszła szybko z wanny, wytarła się, narzuciła szlafrok i otwarła drzwi. Było za późno. Dziecko do przebrania.