Dzień dobry ! Mam na imię Martyna ale wszyscy mówią do mnie Tynka. Pojęcia nie mam o pisaniu opowiadań. Wybrałam tę formę, bo mam ochotę na dłuższą wypowiedź. Jestem tu nowa i proszę o wyrozumiałość. Pozwólcie, że napiszę kilka słów o sobie. Jestem studentką, pracuję, mam 21 lat. Mam figurę typu "F" czyli jestem filigranową dziewczyną . Jestem niska, szczupła i wyglądam na kilka lat mniej aniżeli mam w rzeczywistości. Czasem prowadzi to do zabawnych sytuacji.
Do niedawna byłam strasznie wstydliwa. W sumie to nie wiem, czy to ja taka byłam czy "wdrukowała" mi takie myślenie moja mama. Kiedy miałam 10 lat, to zdarzyło się, że na klatce schodowej pokazałam cipkę chłopakowi z sąsiedztwa. Miałam pecha i mama mnie na tym przyłapała. Nie dość że dostałam w skórę, to jeszcze przez kilka dni nazywała mnie nierządnicą, choć ja nie bardzo wiedziałam , co to jest. Dla mamy wszystko było grzechem. Od pewnego czasu zmieniłam się i pokazywanie się nago jest dla mnie przyjemnością . Stałam się taką zakonspirowaną ekshibicjonistką. Oczywiście nie ganiam po parku za wystraszonymi facetami i nie rozchylam płaszcza , aby zobaczyli mnie nago. No ale jak jakiś przypadkowo na mnie zerknie, to jest to miłe.
Od dłuższego czasu miałam taką fantazję erotyczną, że kilku mężczyzn ogląda mnie nago. Tylko tyle. Żadnego seksu. Wyobrażałam sobie co najwyżej, że pozwalam im , aby dotykali moje piersi i miejsce intymne.
W jakiś gorący lipcowy poniedziałek miałam wolne, bo pracowałam w niedzielę. Chłopak poszedł do pracy a ja wsiadłam na rower . Najpierw pojechałam do paczkomatu po paczkę z nowym kostiumem do opalania, który kupił mi mój chłopak a potem do parku. Miałam tam świetną miejscówkę do opalania. Była to łąka w pobliżu ogrodzenia miejskiego stadionu. Fajne miejsce. Przy ogrodzeniu rosło trochę drzew i krzaków. Był cień a w ostateczności można tam też było zrobić siku. Wlazłam w te krzaki, aby przebrać się w nowy kostium . Był cudny ale rozpaczliwie malutki. Składał się z trzech niewielkich zielonych trójkącików. Dwa górne z biedą zasłaniały brodawki sutkowe i ich otoczki . Góra była wiązana na karku i plecach na dwie kokardki. Nieco większy dolny trójkącik zakrywał wzgórek łonowy i cipkę , aby dalej przejść w wąski sznureczek. Te minimajtusie były wiązane na bokach na kokardki. O ile od przodu ten kostium coś tam jeszcze zasłaniał , to od tyłu praktycznie byłam goła. Krzyżowało się tam tylko kilka sznureczków zawiązanych na kokardki. Nie miałam jednak wyboru. Ciuchy , w których przyjechałam na rowerze były niemile wilgotne od potu. Rozejrzałam się dookoła. W zasięgu wzroku nikogo nie było. Pomyślałam, że w poniedziałkowe przedpołudnie tak to zostanie i nikt się tam nie pojawi. Rozłożyłam się wygodnie na kocyku.
Do niedawna byłam strasznie wstydliwa. W sumie to nie wiem, czy to ja taka byłam czy "wdrukowała" mi takie myślenie moja mama. Kiedy miałam 10 lat, to zdarzyło się, że na klatce schodowej pokazałam cipkę chłopakowi z sąsiedztwa. Miałam pecha i mama mnie na tym przyłapała. Nie dość że dostałam w skórę, to jeszcze przez kilka dni nazywała mnie nierządnicą, choć ja nie bardzo wiedziałam , co to jest. Dla mamy wszystko było grzechem. Od pewnego czasu zmieniłam się i pokazywanie się nago jest dla mnie przyjemnością . Stałam się taką zakonspirowaną ekshibicjonistką. Oczywiście nie ganiam po parku za wystraszonymi facetami i nie rozchylam płaszcza , aby zobaczyli mnie nago. No ale jak jakiś przypadkowo na mnie zerknie, to jest to miłe.
Od dłuższego czasu miałam taką fantazję erotyczną, że kilku mężczyzn ogląda mnie nago. Tylko tyle. Żadnego seksu. Wyobrażałam sobie co najwyżej, że pozwalam im , aby dotykali moje piersi i miejsce intymne.
W jakiś gorący lipcowy poniedziałek miałam wolne, bo pracowałam w niedzielę. Chłopak poszedł do pracy a ja wsiadłam na rower . Najpierw pojechałam do paczkomatu po paczkę z nowym kostiumem do opalania, który kupił mi mój chłopak a potem do parku. Miałam tam świetną miejscówkę do opalania. Była to łąka w pobliżu ogrodzenia miejskiego stadionu. Fajne miejsce. Przy ogrodzeniu rosło trochę drzew i krzaków. Był cień a w ostateczności można tam też było zrobić siku. Wlazłam w te krzaki, aby przebrać się w nowy kostium . Był cudny ale rozpaczliwie malutki. Składał się z trzech niewielkich zielonych trójkącików. Dwa górne z biedą zasłaniały brodawki sutkowe i ich otoczki . Góra była wiązana na karku i plecach na dwie kokardki. Nieco większy dolny trójkącik zakrywał wzgórek łonowy i cipkę , aby dalej przejść w wąski sznureczek. Te minimajtusie były wiązane na bokach na kokardki. O ile od przodu ten kostium coś tam jeszcze zasłaniał , to od tyłu praktycznie byłam goła. Krzyżowało się tam tylko kilka sznureczków zawiązanych na kokardki. Nie miałam jednak wyboru. Ciuchy , w których przyjechałam na rowerze były niemile wilgotne od potu. Rozejrzałam się dookoła. W zasięgu wzroku nikogo nie było. Pomyślałam, że w poniedziałkowe przedpołudnie tak to zostanie i nikt się tam nie pojawi. Rozłożyłam się wygodnie na kocyku.