Jeszcze niedawno powiedziałabym bez wahania, że przyjaźń damsko-męska (czysta, bez seksualnych podtekstów) istnieje. Rękę dałabym sobie odciąć, że się da. No i dziś nie miałabym ręki, bo mój przyjaciel nagle a niespodziewanie poczuł, że coś mu zaczyna uwierać między nogami jak jest blisko mnie. Fajnie było na początku tego mini związku - znaliśmy się jak łyse konie, wszystko o sobie wiedzieliśmy i nagle wyszło wielkie nic. "Związek" się rozpadł szybciej niż zaczął, a przyjaźń? Hmmm niby została, ale tak jakby ogołocona. Wiem, że mogę o nim powiedzieć przyjaciel, ale kontakty okroiły się do mało znaczących sms-ów z życzeniami i raz na jakiś czas telefon. Z biegiem czasu uważam, że nie warto było tego gmatwać, próbować...Szkoda takiej pięknej przyjaźni...