Mąż ma problemy z erekcją, nie są to jakieś nagminne przypadki ale czasem się zdarza. I tu pojawia się moje pytanie. Czy jest sens, żeby się w ogóle starać o tą erekcję? Przecież to chyba chodzi o to, że ja powinnam go podniecać a jeśli on podczas stosunku nagle traci chęć to wg mnie sprawa jest oczywista: nie podniecam go. No i po co na siłę mamy się starać żeby jemu "stanął", dla mnie to takie naciągane. A już w ogóle nie rozumiem brania tabletek, żeby utrzymać erekcję. Może zwyczajnie trzeba to olać i pogodzić się z myślą, że nie jestem już atrakcyjna dla niego?
Jakie jest wasze zdanie?
Jakie jest wasze zdanie?