Czytałem tylko fragment (wyczerpał mi się limit bezpłatnych artykułów) ale generalnie się nie dziwię; Coraz trudniej znaleźć kogoś do poważnego związku, albo w ogóle do związku, a dostęp do mniej lub bardziej płatnego seksu 24/7 (roksa, odloty, podrywaczek, eamore, agentury, swingers kluby - względnie ONS jak ma się kasę, wygląd, gadane lub wszystkie trzy naraz) pozwala przynajmniej na chwile zapomnieć o samotności no i przede wszystkim rozleniwia - po co starać się o kogoś, skoro seks jest właśnie na wyciągnięcie ręki (a w dodatku ten ktoś, kogo być może nawet zaczniemy kochać, może nagle nas zostawić dla kogoś innego albo odrzucić na wstępie)? A Miłość jako taka? Rzadko. Ja w kręgu swoich znajomych (nawet sporym) mam bodajże dwie, trzy pary które są ze sobą z miłości (reszta jest albo w takich ,,związkach" dla samego bycia w związku/kasy albo sama). Takiej sytuacji zresztą sprzyjają obecne czasy, które (przynajmniej w Polsce) wychowują pokolenie roszczeniowych i niedojrzałych kretynów, którzy chcieliby tylko brać, ,,bo im się należy" (a z taką osobowością i podejściem do życia raczej trudno zbudować dobry i stabilny związek); nic zatem dziwnego, że większość związków trwa najdłużej rok albo dwa, a po jakimś czasie obydwaj byli znowu kogoś znajdują i historia powtarza się po raz kolejny. Dodajmy o tego obecną schizofreniczną mentalność zbiorową, raz czyniącą z seksu zwykłą przyjemność jak zjedzenie ciastka czy pójście do kina, raz - jakieś wspaniałe misterium i bóg wie co, bez czego jest się ,,niedoczłowiekiem". O piorących mózgi feministycznych koszmarkach typu ,,slutshaming" już nawet nie wspominam.
,,Nie potrafimy kochać"? Potrafimy - ale nie wszyscy; I to jest chyba gorsza wiadomość.