Miałem 12-13 lat i równoletnią sąsiadkę Anię, z którą żyliśmy jak brat z siostrą. Nasze mamy chodziły razem w ciąży, potem z wózkami, potem do jednego przedszkola i jednej klasy w szkole. I tak całe nasze życie. Jakoś w tym wieku, Ania zaczęła być wkurzająca i nieznośna. Musiałem się mocno powstrzymywać, żeby jej nie przywalić. Ja złamałem nogę, siedziałem w domu w gipsie, a Ania przychodziłą z lekcjami. Pewnego dnia przyszła Ania, gdy ja usiłowałem zlutować jakiś kabel do komputera. Usiadła na tapczanie, jadła kanapkę i gadała różne rzeczy, a ja byłem coraz bardziej wkurzony na Anię i na nie wychodzące lutowanie. Jak skończyła jeść, to rzuciła kulką z alufolii. Dostałem w łeb, kulka się odbiła rozwaliła mi ustawienie figur na szachownic. Tego już było dość i zacząłem kustakać, żeby jej przyłożyć. Rzuciłem się, żeby założyć ją unieruchomić i przywalić, ona się zaczęła bronić, jakoś się przekręciliśmy i spadliśmy z hukiem z tapczanu, tak, że ja leżałem na plecach, a Ania na mnie okrakiem. I wtedy pierwszy raz poczułem jakąś miękkość u niej i zrobiła mi się nagle twardość i przyjemność. Ania musiała też to poczuć, bo przez chwile jakby nieruchomo kontemplowała ten stan, ale szybko się zerwała, za piszczała:
- To ty nie jesteś pedałem.
I uciekła do siebie.
Jeszcze dość długo leżałem na podłodze przeżywając tą sytuację. No i z Anią żeśmy nieśmiało zaczęli badać sprawy, ale niestety z nienacka, wyemigrowała, z rodziną do Australii.
Złapaliśmy ostatnio kontakt przez FB, to se czasem wspominamy za plecami małżonków
