• Witaj na forum erotycznym SexForum.pl Forum przeznaczone jest wyłącznie dla dorosłych. Jeżeli nie jesteś pełnoletni, lub nie chcesz oglądać treści erotycznych koniecznie opuść tą stronę.
  • Cytuj tylko wtedy, gdy to konieczne. Aby odpowiedzieć użytkownikowi, użyj @nazwa_użytkownika.

Nieznajoma na zakupach

Kobieta

julita38

Cichy Podglądacz
ROZDZIAŁ I
Agnieszka sunęła między wieszakami w eleganckim butiku na deptaku. Powietrze pachniało nowymi tkaninami i subtelnym jaśminem, który unosił się znad perfumowanych próbek na ladzie. Miała trzydzieści jeden lat, figurę, która nie potrzebowała filtrów, i ten rodzaj urody, który sprawia, że ludzie odwracają głowy, choć sama nigdy nie zwracała na to uwagi. Przymierzała właśnie czarną, dopasowaną sukienkę, obracając się przed lustrem w przebieralni, gdy usłyszała za sobą ciepły, pewny głos.

– Przepraszam, że się wtrącam, ale… masz twarz, która powinna być na okładkach.

Odwróciła się powoli. Przed nią stała kobieta około pięćdziesiątki, w idealnie skrojonym płaszczu, z siwiejącymi włosami spiętymi w luźny kok. W dłoni trzymała kilka bluzek, ale patrzyła na Agnieszkę z profesjonalnym błyskiem w oku.

– Fotogeniczna to mało powiedziane – ciągnęła nieznajoma, uśmiechając się lekko. – Pracuję w agencji modelek od dwudziestu lat. Widzę setki dziewczyn tygodniowo, ale ty… masz to coś. Naturalne, bez wysiłku.
Agnieszka uniosła brew, zaskoczona, ale nie speszona.

– Dziękuję, ale… ja jestem recepcjonistką. Modelki to nie mój świat.
Kobieta sięgnęła do torebki, wyjmując prostą, czarną wizytówkę.

– Światy się zmieniają. Jeśli kiedyś zechcesz spróbować, zadzwoń. Casting w najbliższy wtorek. Bez zobowiązań. – Podała kartonik. Palce musnęły dłoń Agnieszki – ciepłe, pewne, jakby testowały skórę. – Ewa Malinowska. I nie mów, że się nie nadajesz. To ja decyduję, kto się nadaje.
Agnieszka spojrzała na wizytówkę, potem na Ewę. Coś w tym spojrzeniu – pewność, doświadczenie – sprawiło, że nie wyrzuciła jej od razu do kosza.

– Zobaczymy – powiedziała tylko, wsuwając kartonik do kieszeni.
Ewa skinęła głową i odeszła między półki, jakby nigdy nic. A Agnieszka wróciła do lustra, ale tym razem patrzyła na siebie trochę inaczej.

W przebieralni zsunęła z ramion czarną sukienkę – miękki materiał opadł na podłogę. Stała w czarnej koronkowej bieliźnie: stanik dobrze trzymał średnie, jędrne piersi, majtki lekko zaznaczały talię i biodra. Ciemne, proste włosy spływały prosto na plecy, kończąc się poniżej łopatek. Skóra oliwkowa, gładka. Nogi długie, zgrabne – uda smukłe, łydki zarysowane, kostki szczupłe. Przez chwilę spojrzała w lustro, poprawiła ramiączko. Wciągnęła jeansy, zapinając guzik, naciągnęła szary sweter. Złapała sukienkę, przewiesiła przez ramię i wyszła do kasy. Wizytówka Ewy leżała w kieszeni jak ciepły kamyk.

Wieczorny wiatr musnął policzki, gdy szła przez deptak do metra. W wagonie przysiadła przy oknie, patrząc na mijające światła, ale myślami była gdzie indziej. „Modelka? Ja?” – powtarzała w głowie. Zawsze była raczej cichą recepcjonistką w małej klinice dentystycznej: uśmiech dla pacjentów, telefon, kawa o ósmej. Nigdy nie szukała uwagi.

W domu, w małym mieszkanku na Mokotowie, rzuciła klucze na blat, zaparzyła herbatę i usiadła na kanapie. Wyjęła wizytówkę – prosty kartonik z czarnym napisem „Ewa Malinowska, agencja MODELLINE”. Przekręciła ją w palcach. „A jeśli to ściema? Albo będę wyglądać głupio?” – pomyślała. Była nieśmiała, unikała centrum uwagi; na imprezach firmowych zawsze stała z boku. Z drugiej strony… może to szansa? Jednorazowa. Bez zobowiązań.

Przez godzinę krążyła po mieszkaniu: włączyła muzykę, wyłączyła, otworzyła laptopa, zamknęła. W końcu usiadła przy stole, otworzyła kalendarz w telefonie. Wtorek wolny – poprosiła o zmianę dyżuru. „Tylko pójdę i zobaczę” – postanowiła. Serce biło szybciej, ale palce same wystukały wiadomość do Ewy: „Chciałabym spróbować. Agnieszka.”
Wysłała. Odłożyła telefon i uśmiechnęła się nieśmiało do siebie. „Co mi szkodzi.”

Wtorek nadszedł błyskawicznie. Agnieszka poprosiła o wolne w klinice („sprawy rodzinne”, skłamała bez mrugnięcia okiem) i o dziesiątej stała już przed lustrem w łazience. Najpierw lekki makijaż: podkład, odrobina różu, eyeliner w cienką kreskę, tusz i matowa szminka w odcieniu nude. Włosy wyprostowane, spięte w niski kucyk. Z szafy wyjęła czarną, obcisłą sukienkę na ramiączkach – prostą, ale podkreślającą figurę. Wciągnęła ją, poprawiła dekolt. Do tego czarne szpilki na dziesięciocentymetrowym obcasie – nie nosiła ich często, ale dziś musiały być.
Spojrzała na zegarek: 11:37. Musi wychodzić. Chwyciła małą torebkę, klucze, telefon. Zamówiła Ubera. W windzie poprawiła sukienkę, w aucie usiadła ostrożnie, by nie pognieść materiału.

Jechali przez Aleje Jerozolimskie. Agnieszka patrzyła w okno, ale w głowie przewijała scenariusze:
„Wejdę, a tam dziesiątki wyższych, młodszych, pewniejszych siebie.”
„Albo nikt nie przyjdzie i będę jedyną amatorką.”
„A jeśli poproszą o pozowanie w bieliźnie? Nie, nie, to tylko casting.”
„A jeśli się spodobam? Co wtedy?”
Serce waliło jak młot. Kierowca zatrzymał się przed biurowcem na Śródmieściu. „Jesteśmy” – powiedział. Agnieszka wzięła głęboki wdech, wysiadła i ruszyła w stronę wejścia, stukając obcasami po chodniku.

ROZDZIAŁ II
Przeszklony hol biurowca pachniał kawą i pastą do podłóg. Za ladą recepcji siedział młody mężczyzna w białej koszuli; uśmiechnął się profesjonalnie i wskazał windę.

– Piętro czternaste, MODELLINE.
Winda ruszyła gładko, drzwi otworzyły się na korytarz z matowym szyldem „Agencja MODELLINE – casting 1442”.

Przed drzwiami siedział pracownik w czarnym t-shircie; podniósł wzrok znad tabletu.
– Imię?
– Agnieszka Kowalska.
– Numer dwadzieścia jeden.

Podał jej okrągły identyfikator na gumce. Założyła go na nadgarstek, numer 21 lśnił białą czcionką.
Weszła do sali. Ku jej obawom – pełno ludzi. Kilkanaście kobiet, wszystkie atrakcyjne, w różnym wieku, ale każda zadbana: długie nogi, wysokie obcasy, sukienki, spodnie, bluzki. Rozmawiały cicho, poprawiały włosy, sprawdzały telefony. Agnieszka znalazła wolne krzesło w rogu, usiadła, skrzyżowała nogi. Rozejrzała się: blondynki, brunetki, jedna ruda; niektóre wyglądały na profesjonalistki, inne – jak ona – na nowicjuszki.

Nie minęło pięć minut, gdy drzwi otworzyły się szerzej. Weszła kobieta około czterdziestki, w ołówkowej spódnicy i białej koszuli, włosy w idealnym koku, uśmiech profesjonalny.

– Dzień dobry, panie. Zaczynamy. Numery: siedem, czternaście, osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia jeden – zapraszamy do środka.

Kobieta w ołówkowej spódnicy prowadziła grupę korytarzem. Stukot jej szpilek odbijał się echem od szarych ścian. Na końcu otworzyła ciężkie drzwi i wskazała wnętrze gestem.

Pokój był jasny, z dużymi oknami na ulicę. Ściany białe, podłoga z ciemnego parkietu. Pośrodku dwa długie stoły pokryte czarnym suknem, za nimi trzy fotele. Przed stołami pusta przestrzeń, na podłodze taśma w kształcie litery T – znak dla modelek.

Za stołem siedziała Ewa Malinowska – ta sama z galerii, w czarnym golfie, włosy spięte, spojrzenie skupione. Obok niej kobieta około pięćdziesiątki: siwe pasma, okulary w cienkiej oprawce, notes w ręku. Po prawej mężczyzna około czterdziestki – ciemna marynarka, broda przycięta, tablet na kolanach.
Sześć kandydatek, w tym Agnieszka, stanęło w rzędzie wzdłuż taśmy. Cisza. Tylko cichy szum klimatyzacji.
Agnieszka stała w rzędzie, chłód klimatyzacji wbijał się w skórę, sutki stwardniały pod cienką tkaniną. Oddech płytki.

Kobieta w okularach spojrzała po kolei na każdą z nich.

– Witajcie. Zanim zaczniemy, jasna sprawa: to nie zabawa. Pracujemy szybko, profesjonalnie. Polecenia wykonujecie od razu, bez pytań. Jasne?
Skinęły głowami.

– Dobrze. Na początek – rozbierzcie się. Całkowicie.
Wysoka blondynka w białej bluzce zrobiła krok w tył, zacisnęła usta.

– Przepraszam, ale… nie spodziewałam się tego. Nie jestem na to gotowa.
Dziewczyna z krótkimi czarnymi włosami uniosła rękę.

– Ja też. Nie podpisywałam się pod czymś takim. To nie było w ogłoszeniu.

Kobieta w okularach westchnęła, ale głos pozostał spokojny.

– Rozumiem. Nikt was nie zmusza. Proszę – zwróciła się do tej w ołówkowej spódnicy – odprowadź panie do wyjścia.
Ta podeszła, otworzyła drzwi.

– Tędy proszę. Dziękujemy za przybycie.
Blondynka zawahała się na moment, spojrzała na resztę, potem ruszyła. Druga poszła za nią. Obcasy stuknęły po korytarzu, drzwi zamknęły się cicho.

Po lewej: wysoka blondynka ok. 25 lat, miodowe włosy do pasa, zielone oczy, czerwona sukienka na ramiączkach.
Po prawej: brunetka ok. 30 lat, kręcone włosy do ramion, tatuaż-ptak na obojczyku, czarne spodnie i top.
W środku: Agnieszka, czarna obcisła sukienka, ciemne proste włosy, oliwkowa skóra, szpilki.
Kobieta w okularach spojrzała na nie z lekkim uśmiechem.

– Skoro zostałyście, to znaczy, że rozumiecie zasady. Rozbierajcie się. Powoli, ale bez wahania.
Agnieszka poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Jak to się stało? – przemknęło przez głowę. Jeszcze przed chwilą było pięć, a teraz tylko trzy. Dlaczego nie wyszłam razem z tamtymi? Drzwi zamknęły się z cichym stuknięciem, jakby ktoś właśnie odciął jej drogę ucieczki.

Chciała się ruszyć, powiedzieć coś, ale gardło miała ściśnięte. Spojrzała w bok: blondynka z miodowymi włosami już zsuwała ramiączka czerwonej sukienki, spokojnie, jakby robiła to codziennie. Brunetka z tatuażem rozpięła guzik spodni i zsunęła je w dół – bez wahania, bez spojrzenia na innych.

One naprawdę to robią.
Ja też muszę?
Nie mogę teraz wyjść. Będę wyglądać jak tchórz.
Albo jak idiotka, która nie przeczytała zasad.
Sukienka lepiła się do spoconych dłoni. Czuła każdy centymetr materiału na skórze, jakby nagle stała się za ciasna. Sutki bolały od chłodu i stresu. Boże, wszyscy patrzą.

Ręce drżały. Zrób coś, usłyszała głos. Albo zdejmuj, albo wychodź.
Agnieszka wzięła głęboki oddech, który zabrzmiał jak westchnienie w ciszy pokoju. Blondynka i brunetka już stały nago, ręce luźno wzdłuż ciała, spojrzenia skierowane przed siebie – spokojne, profesjonalne. Czekały tylko na nią.

Zacisnęła palce na cienkich ramiączkach sukienki. Materiał był chłodny, ale dłonie miała gorące, spocone. Powoli zsunęła ramiączka z ramion, czując, jak sukienka opada w dół, najpierw odsłaniając obojczyki, potem dekolt, aż zatrzymała się na biodrach. Pchnęła ją lekko – czarna tkanina zsunęła się po udach i opadła na podłogę wokół szpilek, tworząc małą, ciemną kałużę.

Tylko bielizna. Czarny stanik, czarne majtki. Sutki sterczały twardo, wyraźnie odznaczając się pod koronką. Chłód klimatyzacji gryzł skórę.

Ręce drżały, gdy sięgnęła za plecy. Rozpięła haftkę – jedno kliknięcie, drugie. Stanik puścił. Zsunęła ramiączka, potem kubki – piersi wyskoczyły lekko, średnie, jędrne, sutki ciemnoróżowe, napięte. Poczuła, jak powietrze muska nagą skórę. Opuściła ręce, stanik spadł na sukienkę.

Ostatnie. Majtki. Palce wślizgnęły się pod gumkę. Zsuwając je powoli, czuła każdy centymetr – materiał sunął po biodrach, po pośladkach, po udach. Cipka była gładka, całkowicie wydepilowana, wargi lekko rozchylone od stresu. Majtki opadły na kostki. Wysunęła jedną stopę, potem drugą – ostrożnie, by nie stracić równowagi w szpilkach.
Naga. Tylko czarne szpilki na nogach. Skóra mrowiła, policzki płonęły. Nie patrzyła na nikogo. Patrzyła w podłogę. Czekała.

Kobieta w ołówkowej spódnicy podeszła szybko, schyliła się i zebrała wszystkie ubrania – czarną sukienkę Agnieszki, czerwoną blondynki, spodnie i top brunetki, bieliznę, staniki, majtki. Wszystko wrzuciła do dużej, czarnej torby na suwak. Zamknęła ją z cichym zgrzytem, spojrzała na komisję, skinęła głową i wyszła. Drzwi zamknęły się z lekkim stuknięciem.

Trzy nagie kobiety stały w rzędzie, w samych szpilkach. Blondynka z miodowymi włosami zacisnęła dłonie w pięści, ale trzymała je wzdłuż ciała; jej policzki były różowe, oddech przyspieszony. Brunetka z tatuażem na obojczyku uniosła brodę, ale jej oczy unikały spojrzeń – patrzyła w ścianę, jakby tam była ratunek.
Agnieszka czuła, jak serce wali jej w gardle. Skóra mrowiła, sutki twarde jak kamienie, cipka napięta, jakby każdy centymetr ciała był pod lupą. Nie ma już odwrotu.

Ewa wstała z krzesła, podeszła powoli do Agnieszki. Jej obcasy stukały po parkiecie. Zatrzymała się blisko – tak blisko, że Agnieszka poczuła zapach jej perfum, coś z nutą jaśminu. Ewa uniosła rękę, delikatnie odgarnęła kosmyk ciemnych włosów z twarzy Agnieszki, wsunęła go za ucho.

– Oddychaj głęboko – powiedziała cicho, tylko do niej. – Masz w sobie coś, czego nie da się nauczyć. Spokojna twarz, naturalne ciało. Nie spinaj się. Pokaż, że jesteś tu, bo chcesz.
Agnieszka przełknęła ślinę. Skinęła głową, choć ręce drżały.

Ewa odsunęła się i zaczęła powoli obchodzić rządek. Najpierw blondynka – wysoka, skóra jasna, prawie porcelanowa, piersi małe, sterczące, sutki jasnoróżowe. Biodra wąskie, nogi długie, stopy w czerwonych szpilkach. Cipka gładka, bez śladu włosków. Ewa skinęła głową z aprobatą.

Potem brunetka – ciało bardziej zaokrąglone, biodra pełne, piersi większe, cięższe, sutki ciemniejsze. Tatuaż na obojczyku – mały ptak w locie. Nogi mocne, uda zarysowane. Ewa zatrzymała się przed nią, zmrużyła oczy.
– Co to ma być? – wskazała palcem na jej cipkę. Między wargami widać było kilka krótkich, ciemnych włosków, niedogolone resztki. – To nie jest dopuszczalne. Profesjonalizm zaczyna się od detali. Więcej tak mi się nie pokazuj.

Brunetka zacisnęła usta, policzki zapłonęły. Skinęła głową, ale nie powiedziała nic.
Ewa wróciła do środka, stanęła przed nimi. Cisza była gęsta, ciężka.

– Stoicie. Nie ruszacie się. Patrzycie prosto. – Spojrzała na Agnieszkę. – Ty też. Pokaż, że potrafisz.

ROZDZIAŁ III
Mężczyzna w marynarce wstał, wyjął miękką, białą miarkę krawiecką – elastyczną, z czarnymi cyframi. Ewa skinęła głową.

– Proporcje. Bez słowa.
Zaczął od brunetki. Miarka oplotła talię – 68 cm. Biodra – 96. Wzrost – 168 cm. Szybko, bez kontaktu. Brunetka stała sztywno, wargi zaciśnięte, ale oczy spokojne.

Potem blondynka. Talia – 60 cm. Biodra – 88. Wzrost – 178 cm. Jej policzki lekko różowiały, oddech przyspieszony, ale nie drgnęła.

Teraz Agnieszka.
Stała jak sparaliżowana, szpilki wbijały się w parkiet. Mężczyzna podszedł bliżej, bliżej niż przy innych. Miarka oplotła talię – 64 cm. Ciepła dłoń spoczęła płasko na jej plecach, palce wbiły się lekko w skórę, by ustabilizować. Drugą ręką przytrzymał koniec z przodu – kciuk musnął dolny łuk piersi. Agnieszka wstrzymała oddech, sutki stwardniały boleśnie, policzki zapłonęły.

Przesunął się do bioder. Miarka zwinęła się wokół – 92 cm. Opuszkami musnął oba pośladki, niby sprawdzając równość. Skóra drgnęła, cipka zacisnęła się odruchowo. Nie patrz na niego. Nie drgnij. Ale ręce drżały.
Wzrost – 170 cm. Miarka z tyłu, od karku do pięt. Końcówka zsunęła się między pośladki, palce otarły górną krawędź, zatrzymały się na moment. Agnieszka zacisnęła zęby, oczy w podłodze.

– 88-64-92 – powiedział cicho. – Perfekcyjne proporcje.
Ewa spojrzała na brunetkę.
– Pani – za szerokie biodra. Dziękujemy.

Kobieta w ołówkowej spódnicy otworzyła torbę, wyjęła ubrania brunetki – spodnie, top, bieliznę – podała odrzuconej kandydatce. Brunetka ubrała się szybko, wzięła resztę i obruszeniem wyszła. Drzwi zamknęły się cicho. Zostały dwie. Agnieszka i blondynka.

Ewa odłożyła notes, wstała.
– Doskonale. Teraz test obiektywu.
Mężczyzna sięgnął pod stół, wyciągnął mały aparat na statywie – czarny, z dużym obiektywem. Ustawił go naprzeciwko, włączył flesz. Lampy sufitowe przygasły, zostawiając tylko ostre, białe światło.
– Stoicie. Nie ruszacie się. Patrzycie w obiektyw.

Blondynka uniosła brodę, ręce luźno wzdłuż ciała. Jej sutki sterczały, skóra lśniła od potu. Agnieszka czuła, jak krople spływają między piersiami, po brzuchu, zatrzymują się na górnej wardze cipki.
Flesz. Pierwszy strzał. Oczy Agnieszki zamrugały, ale nie odwróciła wzroku.
– Ręce za głowę – rzuciła Ewa. – Łokcie w tył. Piersi do przodu.

Agnieszka podniosła ręce. Sutki wysunęły się jeszcze bardziej, napięte, ciemnoróżowe. Flesz. Drugi. Ciepło lampy paliło skórę.

– Nogi szerzej. Na szerokość bioder.
Agnieszka rozstawiła szpilki. Cipka rozchyliła się lekko, wilgotna, błyszcząca. Blondynka zrobiła to samo – jej gładka, jasna skóra kontrastowała z ciemnymi wargami.

Flesz. Trzeci. Czwarty. Mężczyzna poruszał obiektywem, zoomując na detale: sutki, pępek, linię między udami.
– Obrót. Tyłem.
Odwróciły się. Pośladki napięte, plecy wyprostowane. Flesz. Piąty. Szósty.
– Pochylenie. Ręce na kolanach.

Agnieszka pochyliła się. Pośladki rozchyliły się lekko, cipka widoczna między udami – mokra, napięta. Flesz. Siódmy.

Ewa podeszła, stanęła za nią. Delikatnie położyła dłoń na jej plecach.
– Oddychaj. Jesteś piękna. Właśnie tak.
Flesz. Ósmy. Ostatni.

– Wystarczy – powiedziała Ewa. – Ubierajcie się. Jutro 19:00, studio na Pradze. Tylko jedna z was pojedzie dalej. Decyzja wieczorem.

Agnieszka stała prosto, ręce opadły wzdłuż ciała, ale nogi wciąż drżały w szpilkach. Flesz zgasł, lampy przygasły, a w uszach miała jeszcze echo własnych, urywanych oddechów.
Co ja właśnie zrobiłam?

Cipka pulsowała, mokra, jakby wciąż czuła ostre światło na wargach. Sutki bolały, napięte do granic. Pot spływał po kręgosłupie, między pośladkami, gorący, lepki.
Chciałam zaprotestować.

Chciałam powiedzieć „stop”, „oddajcie zdjęcia”, „nie zgadzam się”.
Ale nie mogła. Głos uwiązł w gardle. Ręce nie podniosły się, by zasłonić ciało. Nogi nie ruszyły się do drzwi. Paraliż. Kompletny. Jakby ktoś odciął jej wolę.

Mogłam wyjść. Jak tamte dwie. Drzwi były otwarte. Nikt by mnie nie zatrzymał.
Ale została. I teraz, gdy Ewa podeszła, gdy mężczyzna schował aparat, Agnieszka w końcu otworzyła usta.
– Te zdjęcia… – głos jej zadrżał. – Chcę je zobaczyć. Albo usunąć.

Ewa spojrzała na nią spokojnie, z lekkim uśmiechem.
– Muszą je zobaczyć osoby decyzyjne. Podpisałaś zgodę, wchodząc do tego pokoju. Mogłaś wyjść w każdej chwili. Zostałaś. Teraz nie ma odwrotu.

Agnieszka zacisnęła dłonie w pięści. Nie podpisałam nic.
Ale pamiętała: drzwi, rządek, rozbieranie się, flesz.
Zgodziłam się milczeniem.
Czuła się naga nie tylko ciałem.
Naga w środku.
I nie potrafiła już powiedzieć „nie”.

Kobieta w ołówkowej spódnicy otworzyła torbę i podała Agnieszce jej ubrania. Agnieszka szybko wciągnęła majtki, stanik, sukienkę, poprawiła ramiączka i wsunęła szpilki. Chwyciła torebkę i wyszła, wstyd palił policzki. Minęła pusty hol, unikając wzroku recepcjonisty. Na ulicy zamówiła Ubera, stała oparta o ścianę, ręce skrzyżowane na piersiach. W aucie patrzyła w okno, flesze wciąż w głowie.

W domu klucze zadzwoniły w zamku. Zrzuciła buty, sukienka opadła na podłogę. Przebrała się w wygodne dresy i luźny T-shirt. Usiadła na kanapie z herbatą. W głowie odtwarzała każdą sekundę: rozbieranie się, flesze, spojrzenia, miarkę na skórze. Czuła się głęboko upokorzona seksualnie – naga, rozłożona na części, oceniona, sfotografowana. Złość kipiała: „Dlaczego nie wyszłam? Dlaczego pozwoliłam im to zrobić?” Ale pod spodem, nieproszone – ciepłe mrowienie. Sutki twardniały na wspomnienie fleszy, cipka drgnęła, gdy pomyślała o tym, jak stała rozchylona, mokra, widziana. „To chore” – powtarzała. Myśli wracały bez przerwy.

Mijały godziny. Popołudnie przeszło w wieczór, światło za oknem zgasło. Telefon leżał cicho. Żadnej wiadomości.

O 21:07 ciszę przerwał krótki, ostry dźwięk SMS-a.
Agnieszka drgnęła, jakby ktoś uderzył ją w plecy. Chwyciła telefon drżącą dłonią.
„Gratuluję. Widzimy się jutro wieczorem na drugiej sesji. – Ewa”
Przewinęła w dół.
Kolaż. Jej ciało – nagie, rozłożone na części, bezlitosne kadry: sutki sterczące pod fleszem, brzuch napięty, cipka rozchylona, mokra, błyszcząca. Bez twarzy. Pod spodem: „Dostałaś prawie 5000 głosów na TAK.”
Czas się zatrzymał.
Tysiące.

Nie tylko Ewa. Nie tylko komisja. Nie tylko flesze w studio.
Tysiące obcych oczu – na jej piersiach, na jej cipce, na jej najgłębszym wstydzie.
„Dobrze, że nie widać twarzy” – pomyślała, ale to było kłamstwo.
Bo twarz nie była potrzebna.
To było jej ciało.
Jej wstyd.
Jej tajemnica.
Teraz – publiczna.
Skrępowanie uderzyło jak fala – gorąca, dławiąca.
Zawstydzenie – nie tylko policzki, ale całe ciało, jakby skóra płonęła od środka.
Upokorzenie – głębokie, ciężkie, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody, a potem kazał stać i patrzeć, jak spływa po nagiej skórze.
„Dlaczego nie wyszłam?” – pytanie wracało jak echo.
„Dlaczego pozwoliłam?”
„Dlaczego zostałam?”

Złość – na nich. Na Ewę. Na siebie.
Złość – że nie protestowała. Że nie krzyknęła. Że zgodziła się milczeniem.
Ale pod tym wszystkim – coś innego.
Coś, co nie powinno istnieć.
Coś, co nie miało prawa.
Podniecenie.

Nieproszone. Niewytłumaczalne.
Jak zdrada własnego ciała.
Mimowolnie, jedną ręką trzymając telefon, drugą wsunęła pod dresy. Palce minęły gumkę majtek, zsunęły się w dół – tam, gdzie skóra była już rozgrzana, wilgotna od wspomnień, od fleszy, od spojrzeń.
Palec wskazujący musnął łechtaczkę – nabrzmiałą, wrażliwą, żyjącą własnym życiem.
Zacisnęła zęby.
Zaczęła masować. Powoli. Delikatne kręgi – jakby chciała tylko sprawdzić, czy to naprawdę ona. Czy to naprawdę ona się podnieca.
Telefon leżał obok, ekran wciąż świecił – jej cipka w 4K, tysiące głosów.
Szybciej.
Oddech przyspieszył. Uda drgnęły. Ciepło rozlewało się w dole brzucha, falami – gorącymi, niepowstrzymanymi.
Zbliżała się.
Jeszcze.
I nagle – stop.

Wyrwała rękę.
„Nie. To chore. Nie powinnaś.”
Złość. Wstyd. Wina.
Ale po minucie – znowu.
Palec wrócił. Szybciej. Mocniej. Kręgi stały się naciskiem, ślizgiem, rytmem – jakby ciało żądało kontynuacji.
Zbliżenie.
Orgazm wisiał tuż-tuż – napięcie, drżenie, oddech urywany, sutki twarde pod T-shirtem, cipka pulsująca, mokra, gotowa.
Stop.
Znów.
Trzeci raz.
Czwarty.
Każdy raz bliżej.
Każdy raz – przerwała.
Bo to było złe.
Bo to było chore.
Bo to było jej.
Ale chciała.
I nienawidziła siebie za to, że chciała.

Za każdym razem, gdy przerywała, pragnienie stawało się głębsze – nie tylko ciepło między udami, ale głód, który rozlewał się po całym ciele.
Ostatni raz.
„Tylko jeszcze chwilę” – pomyślała.
„Tylko to ciepło.”
Palce wróciły.
Tym razem – wolniej.
Delikatniej.

Jakby chciała przedłużyć to, co nieuniknione.
Środkowy palec sunął wzdłuż wilgotnych warg, rozchylając je lekko, okrążając łechtaczkę – nabrzmiałą, gorącą, pulsującą jak serce.
Drugi palec dołączył.
Nacisk.
Ślizg.
Rytm.

Ciało odpowiadało natychmiast – biodra uniosły się lekko, oddech stał się urywany, sutki twarde, przebijające materiał T-shirta.
Ciepło narastało – nie tylko w dole brzucha, ale w piersiach, w gardle, w opuszkach palców.
„Jeszcze nie…”
„Jeszcze chwilę…”
Ale ciało nie słuchało.
Nagle – prąd.
Przeszywający.
Od łechtaczki – w górę kręgosłupa.
W dół ud.
W głąb.
Mięśnie odbytu zacisnęły się – niekontrolowanie, rytmicznie, jakby chciały zatrzymać to, co już nadchodziło.
I wtedy – fala.
Orgazm uderzył jak cios.

Cipka zadrżała, pulsowała, zalewała się ciepłem.
Biodra uniosły się wysoko, plecy wygięły, oddech zamarł – tylko cichy, zdławiony jęk wydostał się z gardła.
Fala za falą.
Każda mocniejsza.
Każda głębsza.

Spełnienie – czyste, ostre, absolutne.
Zadowolenie – jak rozlanie gorąca po całym ciele, jak oddech po długim biegu.
Zaspokojenie – głębokie, ciężkie, nie do opisania.
A potem – zawstydzenie.
Natychmiastowe.
Jak zimny prysznic.
„Co ja zrobiłam?”
Palce wciąż mokre.
Cipka wciąż drżąca.
Telefon obok – kolaż, 5000 głosów.
Wina.
Bo to było jej.
Bo to było złe.
Bo to było chore.
Ale ciało – wciąż ciepłe, wciąż zaspokojone – nie chciało słuchać rozumu.
Leżała.

Leżała w ciszy, oddech powoli wracał do normy, ale ciało wciąż drżało – nie od wysiłku, lecz od wstydu, który teraz wylewał się z niej jak gorąca smoła.
Najpierw spełnienie – ciężkie, lepkie, pełne.
Czuła je w każdej komórce: w opuszkach palców, które wciąż pachniały jej wilgocią; w cipce, która pulsowała jeszcze przez chwilę, jakby nie chciała puścić tego, co właśnie dostała; w piersiach, które unosiły się i opadały, jakby dopiero co przeżyły burzę.
Potem zadowolenie – ciche, zdradliwe.
Nie głośne, nie triumfalne.
Tylko ciepłe, głębokie westchnienie w środku.
„W końcu…” – pomyślała.
„W końcu się stało.”
I to było najgorsze.
Bo zaraz potem przyszło zawstydzenie – ostre, jak nóż wbity w brzuch.
Nie tylko „co ja zrobiłam?”.
Ale „kim ja się stałam?”.
Dziewczyna, która jeszcze rano była recepcjonistką.
Która nigdy nie chciała uwagi.
A teraz – leży w dresach, z mokrymi palcami, z orgazmem wywołanym przez własny wstyd.
Przez 5000 obcych spojrzeń.
Przez własne upokorzenie.

chcecie ciąg dalszy ?
 
Mężczyzna

cd.Eve

Dominujący
ROZDZIAŁ I
Agnieszka sunęła między wieszakami w eleganckim butiku na deptaku. Powietrze pachniało nowymi tkaninami i subtelnym jaśminem, który unosił się znad perfumowanych próbek na ladzie. Miała trzydzieści jeden lat, figurę, która nie potrzebowała filtrów, i ten rodzaj urody, który sprawia, że ludzie odwracają głowy, choć sama nigdy nie zwracała na to uwagi. Przymierzała właśnie czarną, dopasowaną sukienkę, obracając się przed lustrem w przebieralni, gdy usłyszała za sobą ciepły, pewny głos.

– Przepraszam, że się wtrącam, ale… masz twarz, która powinna być na okładkach.

Odwróciła się powoli. Przed nią stała kobieta około pięćdziesiątki, w idealnie skrojonym płaszczu, z siwiejącymi włosami spiętymi w luźny kok. W dłoni trzymała kilka bluzek, ale patrzyła na Agnieszkę z profesjonalnym błyskiem w oku.

– Fotogeniczna to mało powiedziane – ciągnęła nieznajoma, uśmiechając się lekko. – Pracuję w agencji modelek od dwudziestu lat. Widzę setki dziewczyn tygodniowo, ale ty… masz to coś. Naturalne, bez wysiłku.
Agnieszka uniosła brew, zaskoczona, ale nie speszona.

– Dziękuję, ale… ja jestem recepcjonistką. Modelki to nie mój świat.
Kobieta sięgnęła do torebki, wyjmując prostą, czarną wizytówkę.

– Światy się zmieniają. Jeśli kiedyś zechcesz spróbować, zadzwoń. Casting w najbliższy wtorek. Bez zobowiązań. – Podała kartonik. Palce musnęły dłoń Agnieszki – ciepłe, pewne, jakby testowały skórę. – Ewa Malinowska. I nie mów, że się nie nadajesz. To ja decyduję, kto się nadaje.
Agnieszka spojrzała na wizytówkę, potem na Ewę. Coś w tym spojrzeniu – pewność, doświadczenie – sprawiło, że nie wyrzuciła jej od razu do kosza.

– Zobaczymy – powiedziała tylko, wsuwając kartonik do kieszeni.
Ewa skinęła głową i odeszła między półki, jakby nigdy nic. A Agnieszka wróciła do lustra, ale tym razem patrzyła na siebie trochę inaczej.

W przebieralni zsunęła z ramion czarną sukienkę – miękki materiał opadł na podłogę. Stała w czarnej koronkowej bieliźnie: stanik dobrze trzymał średnie, jędrne piersi, majtki lekko zaznaczały talię i biodra. Ciemne, proste włosy spływały prosto na plecy, kończąc się poniżej łopatek. Skóra oliwkowa, gładka. Nogi długie, zgrabne – uda smukłe, łydki zarysowane, kostki szczupłe. Przez chwilę spojrzała w lustro, poprawiła ramiączko. Wciągnęła jeansy, zapinając guzik, naciągnęła szary sweter. Złapała sukienkę, przewiesiła przez ramię i wyszła do kasy. Wizytówka Ewy leżała w kieszeni jak ciepły kamyk.

Wieczorny wiatr musnął policzki, gdy szła przez deptak do metra. W wagonie przysiadła przy oknie, patrząc na mijające światła, ale myślami była gdzie indziej. „Modelka? Ja?” – powtarzała w głowie. Zawsze była raczej cichą recepcjonistką w małej klinice dentystycznej: uśmiech dla pacjentów, telefon, kawa o ósmej. Nigdy nie szukała uwagi.

W domu, w małym mieszkanku na Mokotowie, rzuciła klucze na blat, zaparzyła herbatę i usiadła na kanapie. Wyjęła wizytówkę – prosty kartonik z czarnym napisem „Ewa Malinowska, agencja MODELLINE”. Przekręciła ją w palcach. „A jeśli to ściema? Albo będę wyglądać głupio?” – pomyślała. Była nieśmiała, unikała centrum uwagi; na imprezach firmowych zawsze stała z boku. Z drugiej strony… może to szansa? Jednorazowa. Bez zobowiązań.

Przez godzinę krążyła po mieszkaniu: włączyła muzykę, wyłączyła, otworzyła laptopa, zamknęła. W końcu usiadła przy stole, otworzyła kalendarz w telefonie. Wtorek wolny – poprosiła o zmianę dyżuru. „Tylko pójdę i zobaczę” – postanowiła. Serce biło szybciej, ale palce same wystukały wiadomość do Ewy: „Chciałabym spróbować. Agnieszka.”
Wysłała. Odłożyła telefon i uśmiechnęła się nieśmiało do siebie. „Co mi szkodzi.”

Wtorek nadszedł błyskawicznie. Agnieszka poprosiła o wolne w klinice („sprawy rodzinne”, skłamała bez mrugnięcia okiem) i o dziesiątej stała już przed lustrem w łazience. Najpierw lekki makijaż: podkład, odrobina różu, eyeliner w cienką kreskę, tusz i matowa szminka w odcieniu nude. Włosy wyprostowane, spięte w niski kucyk. Z szafy wyjęła czarną, obcisłą sukienkę na ramiączkach – prostą, ale podkreślającą figurę. Wciągnęła ją, poprawiła dekolt. Do tego czarne szpilki na dziesięciocentymetrowym obcasie – nie nosiła ich często, ale dziś musiały być.
Spojrzała na zegarek: 11:37. Musi wychodzić. Chwyciła małą torebkę, klucze, telefon. Zamówiła Ubera. W windzie poprawiła sukienkę, w aucie usiadła ostrożnie, by nie pognieść materiału.

Jechali przez Aleje Jerozolimskie. Agnieszka patrzyła w okno, ale w głowie przewijała scenariusze:
„Wejdę, a tam dziesiątki wyższych, młodszych, pewniejszych siebie.”
„Albo nikt nie przyjdzie i będę jedyną amatorką.”
„A jeśli poproszą o pozowanie w bieliźnie? Nie, nie, to tylko casting.”
„A jeśli się spodobam? Co wtedy?”
Serce waliło jak młot. Kierowca zatrzymał się przed biurowcem na Śródmieściu. „Jesteśmy” – powiedział. Agnieszka wzięła głęboki wdech, wysiadła i ruszyła w stronę wejścia, stukając obcasami po chodniku.

ROZDZIAŁ II
Przeszklony hol biurowca pachniał kawą i pastą do podłóg. Za ladą recepcji siedział młody mężczyzna w białej koszuli; uśmiechnął się profesjonalnie i wskazał windę.

– Piętro czternaste, MODELLINE.
Winda ruszyła gładko, drzwi otworzyły się na korytarz z matowym szyldem „Agencja MODELLINE – casting 1442”.

Przed drzwiami siedział pracownik w czarnym t-shircie; podniósł wzrok znad tabletu.
– Imię?
– Agnieszka Kowalska.
– Numer dwadzieścia jeden.

Podał jej okrągły identyfikator na gumce. Założyła go na nadgarstek, numer 21 lśnił białą czcionką.
Weszła do sali. Ku jej obawom – pełno ludzi. Kilkanaście kobiet, wszystkie atrakcyjne, w różnym wieku, ale każda zadbana: długie nogi, wysokie obcasy, sukienki, spodnie, bluzki. Rozmawiały cicho, poprawiały włosy, sprawdzały telefony. Agnieszka znalazła wolne krzesło w rogu, usiadła, skrzyżowała nogi. Rozejrzała się: blondynki, brunetki, jedna ruda; niektóre wyglądały na profesjonalistki, inne – jak ona – na nowicjuszki.

Nie minęło pięć minut, gdy drzwi otworzyły się szerzej. Weszła kobieta około czterdziestki, w ołówkowej spódnicy i białej koszuli, włosy w idealnym koku, uśmiech profesjonalny.

– Dzień dobry, panie. Zaczynamy. Numery: siedem, czternaście, osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia jeden – zapraszamy do środka.

Kobieta w ołówkowej spódnicy prowadziła grupę korytarzem. Stukot jej szpilek odbijał się echem od szarych ścian. Na końcu otworzyła ciężkie drzwi i wskazała wnętrze gestem.

Pokój był jasny, z dużymi oknami na ulicę. Ściany białe, podłoga z ciemnego parkietu. Pośrodku dwa długie stoły pokryte czarnym suknem, za nimi trzy fotele. Przed stołami pusta przestrzeń, na podłodze taśma w kształcie litery T – znak dla modelek.

Za stołem siedziała Ewa Malinowska – ta sama z galerii, w czarnym golfie, włosy spięte, spojrzenie skupione. Obok niej kobieta około pięćdziesiątki: siwe pasma, okulary w cienkiej oprawce, notes w ręku. Po prawej mężczyzna około czterdziestki – ciemna marynarka, broda przycięta, tablet na kolanach.
Sześć kandydatek, w tym Agnieszka, stanęło w rzędzie wzdłuż taśmy. Cisza. Tylko cichy szum klimatyzacji.
Agnieszka stała w rzędzie, chłód klimatyzacji wbijał się w skórę, sutki stwardniały pod cienką tkaniną. Oddech płytki.

Kobieta w okularach spojrzała po kolei na każdą z nich.

– Witajcie. Zanim zaczniemy, jasna sprawa: to nie zabawa. Pracujemy szybko, profesjonalnie. Polecenia wykonujecie od razu, bez pytań. Jasne?
Skinęły głowami.

– Dobrze. Na początek – rozbierzcie się. Całkowicie.
Wysoka blondynka w białej bluzce zrobiła krok w tył, zacisnęła usta.

– Przepraszam, ale… nie spodziewałam się tego. Nie jestem na to gotowa.
Dziewczyna z krótkimi czarnymi włosami uniosła rękę.

– Ja też. Nie podpisywałam się pod czymś takim. To nie było w ogłoszeniu.

Kobieta w okularach westchnęła, ale głos pozostał spokojny.

– Rozumiem. Nikt was nie zmusza. Proszę – zwróciła się do tej w ołówkowej spódnicy – odprowadź panie do wyjścia.
Ta podeszła, otworzyła drzwi.

– Tędy proszę. Dziękujemy za przybycie.
Blondynka zawahała się na moment, spojrzała na resztę, potem ruszyła. Druga poszła za nią. Obcasy stuknęły po korytarzu, drzwi zamknęły się cicho.

Po lewej: wysoka blondynka ok. 25 lat, miodowe włosy do pasa, zielone oczy, czerwona sukienka na ramiączkach.
Po prawej: brunetka ok. 30 lat, kręcone włosy do ramion, tatuaż-ptak na obojczyku, czarne spodnie i top.
W środku: Agnieszka, czarna obcisła sukienka, ciemne proste włosy, oliwkowa skóra, szpilki.
Kobieta w okularach spojrzała na nie z lekkim uśmiechem.

– Skoro zostałyście, to znaczy, że rozumiecie zasady. Rozbierajcie się. Powoli, ale bez wahania.
Agnieszka poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Jak to się stało? – przemknęło przez głowę. Jeszcze przed chwilą było pięć, a teraz tylko trzy. Dlaczego nie wyszłam razem z tamtymi? Drzwi zamknęły się z cichym stuknięciem, jakby ktoś właśnie odciął jej drogę ucieczki.

Chciała się ruszyć, powiedzieć coś, ale gardło miała ściśnięte. Spojrzała w bok: blondynka z miodowymi włosami już zsuwała ramiączka czerwonej sukienki, spokojnie, jakby robiła to codziennie. Brunetka z tatuażem rozpięła guzik spodni i zsunęła je w dół – bez wahania, bez spojrzenia na innych.

One naprawdę to robią.
Ja też muszę?
Nie mogę teraz wyjść. Będę wyglądać jak tchórz.
Albo jak idiotka, która nie przeczytała zasad.
Sukienka lepiła się do spoconych dłoni. Czuła każdy centymetr materiału na skórze, jakby nagle stała się za ciasna. Sutki bolały od chłodu i stresu. Boże, wszyscy patrzą.

Ręce drżały. Zrób coś, usłyszała głos. Albo zdejmuj, albo wychodź.
Agnieszka wzięła głęboki oddech, który zabrzmiał jak westchnienie w ciszy pokoju. Blondynka i brunetka już stały nago, ręce luźno wzdłuż ciała, spojrzenia skierowane przed siebie – spokojne, profesjonalne. Czekały tylko na nią.

Zacisnęła palce na cienkich ramiączkach sukienki. Materiał był chłodny, ale dłonie miała gorące, spocone. Powoli zsunęła ramiączka z ramion, czując, jak sukienka opada w dół, najpierw odsłaniając obojczyki, potem dekolt, aż zatrzymała się na biodrach. Pchnęła ją lekko – czarna tkanina zsunęła się po udach i opadła na podłogę wokół szpilek, tworząc małą, ciemną kałużę.

Tylko bielizna. Czarny stanik, czarne majtki. Sutki sterczały twardo, wyraźnie odznaczając się pod koronką. Chłód klimatyzacji gryzł skórę.

Ręce drżały, gdy sięgnęła za plecy. Rozpięła haftkę – jedno kliknięcie, drugie. Stanik puścił. Zsunęła ramiączka, potem kubki – piersi wyskoczyły lekko, średnie, jędrne, sutki ciemnoróżowe, napięte. Poczuła, jak powietrze muska nagą skórę. Opuściła ręce, stanik spadł na sukienkę.

Ostatnie. Majtki. Palce wślizgnęły się pod gumkę. Zsuwając je powoli, czuła każdy centymetr – materiał sunął po biodrach, po pośladkach, po udach. Cipka była gładka, całkowicie wydepilowana, wargi lekko rozchylone od stresu. Majtki opadły na kostki. Wysunęła jedną stopę, potem drugą – ostrożnie, by nie stracić równowagi w szpilkach.
Naga. Tylko czarne szpilki na nogach. Skóra mrowiła, policzki płonęły. Nie patrzyła na nikogo. Patrzyła w podłogę. Czekała.

Kobieta w ołówkowej spódnicy podeszła szybko, schyliła się i zebrała wszystkie ubrania – czarną sukienkę Agnieszki, czerwoną blondynki, spodnie i top brunetki, bieliznę, staniki, majtki. Wszystko wrzuciła do dużej, czarnej torby na suwak. Zamknęła ją z cichym zgrzytem, spojrzała na komisję, skinęła głową i wyszła. Drzwi zamknęły się z lekkim stuknięciem.

Trzy nagie kobiety stały w rzędzie, w samych szpilkach. Blondynka z miodowymi włosami zacisnęła dłonie w pięści, ale trzymała je wzdłuż ciała; jej policzki były różowe, oddech przyspieszony. Brunetka z tatuażem na obojczyku uniosła brodę, ale jej oczy unikały spojrzeń – patrzyła w ścianę, jakby tam była ratunek.
Agnieszka czuła, jak serce wali jej w gardle. Skóra mrowiła, sutki twarde jak kamienie, cipka napięta, jakby każdy centymetr ciała był pod lupą. Nie ma już odwrotu.

Ewa wstała z krzesła, podeszła powoli do Agnieszki. Jej obcasy stukały po parkiecie. Zatrzymała się blisko – tak blisko, że Agnieszka poczuła zapach jej perfum, coś z nutą jaśminu. Ewa uniosła rękę, delikatnie odgarnęła kosmyk ciemnych włosów z twarzy Agnieszki, wsunęła go za ucho.

– Oddychaj głęboko – powiedziała cicho, tylko do niej. – Masz w sobie coś, czego nie da się nauczyć. Spokojna twarz, naturalne ciało. Nie spinaj się. Pokaż, że jesteś tu, bo chcesz.
Agnieszka przełknęła ślinę. Skinęła głową, choć ręce drżały.

Ewa odsunęła się i zaczęła powoli obchodzić rządek. Najpierw blondynka – wysoka, skóra jasna, prawie porcelanowa, piersi małe, sterczące, sutki jasnoróżowe. Biodra wąskie, nogi długie, stopy w czerwonych szpilkach. Cipka gładka, bez śladu włosków. Ewa skinęła głową z aprobatą.

Potem brunetka – ciało bardziej zaokrąglone, biodra pełne, piersi większe, cięższe, sutki ciemniejsze. Tatuaż na obojczyku – mały ptak w locie. Nogi mocne, uda zarysowane. Ewa zatrzymała się przed nią, zmrużyła oczy.
– Co to ma być? – wskazała palcem na jej cipkę. Między wargami widać było kilka krótkich, ciemnych włosków, niedogolone resztki. – To nie jest dopuszczalne. Profesjonalizm zaczyna się od detali. Więcej tak mi się nie pokazuj.

Brunetka zacisnęła usta, policzki zapłonęły. Skinęła głową, ale nie powiedziała nic.
Ewa wróciła do środka, stanęła przed nimi. Cisza była gęsta, ciężka.

– Stoicie. Nie ruszacie się. Patrzycie prosto. – Spojrzała na Agnieszkę. – Ty też. Pokaż, że potrafisz.

ROZDZIAŁ III
Mężczyzna w marynarce wstał, wyjął miękką, białą miarkę krawiecką – elastyczną, z czarnymi cyframi. Ewa skinęła głową.

– Proporcje. Bez słowa.
Zaczął od brunetki. Miarka oplotła talię – 68 cm. Biodra – 96. Wzrost – 168 cm. Szybko, bez kontaktu. Brunetka stała sztywno, wargi zaciśnięte, ale oczy spokojne.

Potem blondynka. Talia – 60 cm. Biodra – 88. Wzrost – 178 cm. Jej policzki lekko różowiały, oddech przyspieszony, ale nie drgnęła.

Teraz Agnieszka.
Stała jak sparaliżowana, szpilki wbijały się w parkiet. Mężczyzna podszedł bliżej, bliżej niż przy innych. Miarka oplotła talię – 64 cm. Ciepła dłoń spoczęła płasko na jej plecach, palce wbiły się lekko w skórę, by ustabilizować. Drugą ręką przytrzymał koniec z przodu – kciuk musnął dolny łuk piersi. Agnieszka wstrzymała oddech, sutki stwardniały boleśnie, policzki zapłonęły.

Przesunął się do bioder. Miarka zwinęła się wokół – 92 cm. Opuszkami musnął oba pośladki, niby sprawdzając równość. Skóra drgnęła, cipka zacisnęła się odruchowo. Nie patrz na niego. Nie drgnij. Ale ręce drżały.
Wzrost – 170 cm. Miarka z tyłu, od karku do pięt. Końcówka zsunęła się między pośladki, palce otarły górną krawędź, zatrzymały się na moment. Agnieszka zacisnęła zęby, oczy w podłodze.

– 88-64-92 – powiedział cicho. – Perfekcyjne proporcje.
Ewa spojrzała na brunetkę.
– Pani – za szerokie biodra. Dziękujemy.

Kobieta w ołówkowej spódnicy otworzyła torbę, wyjęła ubrania brunetki – spodnie, top, bieliznę – podała odrzuconej kandydatce. Brunetka ubrała się szybko, wzięła resztę i obruszeniem wyszła. Drzwi zamknęły się cicho. Zostały dwie. Agnieszka i blondynka.

Ewa odłożyła notes, wstała.
– Doskonale. Teraz test obiektywu.
Mężczyzna sięgnął pod stół, wyciągnął mały aparat na statywie – czarny, z dużym obiektywem. Ustawił go naprzeciwko, włączył flesz. Lampy sufitowe przygasły, zostawiając tylko ostre, białe światło.
– Stoicie. Nie ruszacie się. Patrzycie w obiektyw.

Blondynka uniosła brodę, ręce luźno wzdłuż ciała. Jej sutki sterczały, skóra lśniła od potu. Agnieszka czuła, jak krople spływają między piersiami, po brzuchu, zatrzymują się na górnej wardze cipki.
Flesz. Pierwszy strzał. Oczy Agnieszki zamrugały, ale nie odwróciła wzroku.
– Ręce za głowę – rzuciła Ewa. – Łokcie w tył. Piersi do przodu.

Agnieszka podniosła ręce. Sutki wysunęły się jeszcze bardziej, napięte, ciemnoróżowe. Flesz. Drugi. Ciepło lampy paliło skórę.

– Nogi szerzej. Na szerokość bioder.
Agnieszka rozstawiła szpilki. Cipka rozchyliła się lekko, wilgotna, błyszcząca. Blondynka zrobiła to samo – jej gładka, jasna skóra kontrastowała z ciemnymi wargami.

Flesz. Trzeci. Czwarty. Mężczyzna poruszał obiektywem, zoomując na detale: sutki, pępek, linię między udami.
– Obrót. Tyłem.
Odwróciły się. Pośladki napięte, plecy wyprostowane. Flesz. Piąty. Szósty.
– Pochylenie. Ręce na kolanach.

Agnieszka pochyliła się. Pośladki rozchyliły się lekko, cipka widoczna między udami – mokra, napięta. Flesz. Siódmy.

Ewa podeszła, stanęła za nią. Delikatnie położyła dłoń na jej plecach.
– Oddychaj. Jesteś piękna. Właśnie tak.
Flesz. Ósmy. Ostatni.

– Wystarczy – powiedziała Ewa. – Ubierajcie się. Jutro 19:00, studio na Pradze. Tylko jedna z was pojedzie dalej. Decyzja wieczorem.

Agnieszka stała prosto, ręce opadły wzdłuż ciała, ale nogi wciąż drżały w szpilkach. Flesz zgasł, lampy przygasły, a w uszach miała jeszcze echo własnych, urywanych oddechów.
Co ja właśnie zrobiłam?

Cipka pulsowała, mokra, jakby wciąż czuła ostre światło na wargach. Sutki bolały, napięte do granic. Pot spływał po kręgosłupie, między pośladkami, gorący, lepki.
Chciałam zaprotestować.

Chciałam powiedzieć „stop”, „oddajcie zdjęcia”, „nie zgadzam się”.
Ale nie mogła. Głos uwiązł w gardle. Ręce nie podniosły się, by zasłonić ciało. Nogi nie ruszyły się do drzwi. Paraliż. Kompletny. Jakby ktoś odciął jej wolę.

Mogłam wyjść. Jak tamte dwie. Drzwi były otwarte. Nikt by mnie nie zatrzymał.
Ale została. I teraz, gdy Ewa podeszła, gdy mężczyzna schował aparat, Agnieszka w końcu otworzyła usta.
– Te zdjęcia… – głos jej zadrżał. – Chcę je zobaczyć. Albo usunąć.

Ewa spojrzała na nią spokojnie, z lekkim uśmiechem.
– Muszą je zobaczyć osoby decyzyjne. Podpisałaś zgodę, wchodząc do tego pokoju. Mogłaś wyjść w każdej chwili. Zostałaś. Teraz nie ma odwrotu.

Agnieszka zacisnęła dłonie w pięści. Nie podpisałam nic.
Ale pamiętała: drzwi, rządek, rozbieranie się, flesz.
Zgodziłam się milczeniem.
Czuła się naga nie tylko ciałem.
Naga w środku.
I nie potrafiła już powiedzieć „nie”.

Kobieta w ołówkowej spódnicy otworzyła torbę i podała Agnieszce jej ubrania. Agnieszka szybko wciągnęła majtki, stanik, sukienkę, poprawiła ramiączka i wsunęła szpilki. Chwyciła torebkę i wyszła, wstyd palił policzki. Minęła pusty hol, unikając wzroku recepcjonisty. Na ulicy zamówiła Ubera, stała oparta o ścianę, ręce skrzyżowane na piersiach. W aucie patrzyła w okno, flesze wciąż w głowie.

W domu klucze zadzwoniły w zamku. Zrzuciła buty, sukienka opadła na podłogę. Przebrała się w wygodne dresy i luźny T-shirt. Usiadła na kanapie z herbatą. W głowie odtwarzała każdą sekundę: rozbieranie się, flesze, spojrzenia, miarkę na skórze. Czuła się głęboko upokorzona seksualnie – naga, rozłożona na części, oceniona, sfotografowana. Złość kipiała: „Dlaczego nie wyszłam? Dlaczego pozwoliłam im to zrobić?” Ale pod spodem, nieproszone – ciepłe mrowienie. Sutki twardniały na wspomnienie fleszy, cipka drgnęła, gdy pomyślała o tym, jak stała rozchylona, mokra, widziana. „To chore” – powtarzała. Myśli wracały bez przerwy.

Mijały godziny. Popołudnie przeszło w wieczór, światło za oknem zgasło. Telefon leżał cicho. Żadnej wiadomości.

O 21:07 ciszę przerwał krótki, ostry dźwięk SMS-a.
Agnieszka drgnęła, jakby ktoś uderzył ją w plecy. Chwyciła telefon drżącą dłonią.
„Gratuluję. Widzimy się jutro wieczorem na drugiej sesji. – Ewa”
Przewinęła w dół.
Kolaż. Jej ciało – nagie, rozłożone na części, bezlitosne kadry: sutki sterczące pod fleszem, brzuch napięty, cipka rozchylona, mokra, błyszcząca. Bez twarzy. Pod spodem: „Dostałaś prawie 5000 głosów na TAK.”
Czas się zatrzymał.
Tysiące.

Nie tylko Ewa. Nie tylko komisja. Nie tylko flesze w studio.
Tysiące obcych oczu – na jej piersiach, na jej cipce, na jej najgłębszym wstydzie.
„Dobrze, że nie widać twarzy” – pomyślała, ale to było kłamstwo.
Bo twarz nie była potrzebna.
To było jej ciało.
Jej wstyd.
Jej tajemnica.
Teraz – publiczna.
Skrępowanie uderzyło jak fala – gorąca, dławiąca.
Zawstydzenie – nie tylko policzki, ale całe ciało, jakby skóra płonęła od środka.
Upokorzenie – głębokie, ciężkie, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody, a potem kazał stać i patrzeć, jak spływa po nagiej skórze.
„Dlaczego nie wyszłam?” – pytanie wracało jak echo.
„Dlaczego pozwoliłam?”
„Dlaczego zostałam?”

Złość – na nich. Na Ewę. Na siebie.
Złość – że nie protestowała. Że nie krzyknęła. Że zgodziła się milczeniem.
Ale pod tym wszystkim – coś innego.
Coś, co nie powinno istnieć.
Coś, co nie miało prawa.
Podniecenie.

Nieproszone. Niewytłumaczalne.
Jak zdrada własnego ciała.
Mimowolnie, jedną ręką trzymając telefon, drugą wsunęła pod dresy. Palce minęły gumkę majtek, zsunęły się w dół – tam, gdzie skóra była już rozgrzana, wilgotna od wspomnień, od fleszy, od spojrzeń.
Palec wskazujący musnął łechtaczkę – nabrzmiałą, wrażliwą, żyjącą własnym życiem.
Zacisnęła zęby.
Zaczęła masować. Powoli. Delikatne kręgi – jakby chciała tylko sprawdzić, czy to naprawdę ona. Czy to naprawdę ona się podnieca.
Telefon leżał obok, ekran wciąż świecił – jej cipka w 4K, tysiące głosów.
Szybciej.
Oddech przyspieszył. Uda drgnęły. Ciepło rozlewało się w dole brzucha, falami – gorącymi, niepowstrzymanymi.
Zbliżała się.
Jeszcze.
I nagle – stop.

Wyrwała rękę.
„Nie. To chore. Nie powinnaś.”
Złość. Wstyd. Wina.
Ale po minucie – znowu.
Palec wrócił. Szybciej. Mocniej. Kręgi stały się naciskiem, ślizgiem, rytmem – jakby ciało żądało kontynuacji.
Zbliżenie.
Orgazm wisiał tuż-tuż – napięcie, drżenie, oddech urywany, sutki twarde pod T-shirtem, cipka pulsująca, mokra, gotowa.
Stop.
Znów.
Trzeci raz.
Czwarty.
Każdy raz bliżej.
Każdy raz – przerwała.
Bo to było złe.
Bo to było chore.
Bo to było jej.
Ale chciała.
I nienawidziła siebie za to, że chciała.

Za każdym razem, gdy przerywała, pragnienie stawało się głębsze – nie tylko ciepło między udami, ale głód, który rozlewał się po całym ciele.
Ostatni raz.
„Tylko jeszcze chwilę” – pomyślała.
„Tylko to ciepło.”
Palce wróciły.
Tym razem – wolniej.
Delikatniej.

Jakby chciała przedłużyć to, co nieuniknione.
Środkowy palec sunął wzdłuż wilgotnych warg, rozchylając je lekko, okrążając łechtaczkę – nabrzmiałą, gorącą, pulsującą jak serce.
Drugi palec dołączył.
Nacisk.
Ślizg.
Rytm.

Ciało odpowiadało natychmiast – biodra uniosły się lekko, oddech stał się urywany, sutki twarde, przebijające materiał T-shirta.
Ciepło narastało – nie tylko w dole brzucha, ale w piersiach, w gardle, w opuszkach palców.
„Jeszcze nie…”
„Jeszcze chwilę…”
Ale ciało nie słuchało.
Nagle – prąd.
Przeszywający.
Od łechtaczki – w górę kręgosłupa.
W dół ud.
W głąb.
Mięśnie odbytu zacisnęły się – niekontrolowanie, rytmicznie, jakby chciały zatrzymać to, co już nadchodziło.
I wtedy – fala.
Orgazm uderzył jak cios.

Cipka zadrżała, pulsowała, zalewała się ciepłem.
Biodra uniosły się wysoko, plecy wygięły, oddech zamarł – tylko cichy, zdławiony jęk wydostał się z gardła.
Fala za falą.
Każda mocniejsza.
Każda głębsza.

Spełnienie – czyste, ostre, absolutne.
Zadowolenie – jak rozlanie gorąca po całym ciele, jak oddech po długim biegu.
Zaspokojenie – głębokie, ciężkie, nie do opisania.
A potem – zawstydzenie.
Natychmiastowe.
Jak zimny prysznic.
„Co ja zrobiłam?”
Palce wciąż mokre.
Cipka wciąż drżąca.
Telefon obok – kolaż, 5000 głosów.
Wina.
Bo to było jej.
Bo to było złe.
Bo to było chore.
Ale ciało – wciąż ciepłe, wciąż zaspokojone – nie chciało słuchać rozumu.
Leżała.

Leżała w ciszy, oddech powoli wracał do normy, ale ciało wciąż drżało – nie od wysiłku, lecz od wstydu, który teraz wylewał się z niej jak gorąca smoła.
Najpierw spełnienie – ciężkie, lepkie, pełne.
Czuła je w każdej komórce: w opuszkach palców, które wciąż pachniały jej wilgocią; w cipce, która pulsowała jeszcze przez chwilę, jakby nie chciała puścić tego, co właśnie dostała; w piersiach, które unosiły się i opadały, jakby dopiero co przeżyły burzę.
Potem zadowolenie – ciche, zdradliwe.
Nie głośne, nie triumfalne.
Tylko ciepłe, głębokie westchnienie w środku.
„W końcu…” – pomyślała.
„W końcu się stało.”
I to było najgorsze.
Bo zaraz potem przyszło zawstydzenie – ostre, jak nóż wbity w brzuch.
Nie tylko „co ja zrobiłam?”.
Ale „kim ja się stałam?”.
Dziewczyna, która jeszcze rano była recepcjonistką.
Która nigdy nie chciała uwagi.
A teraz – leży w dresach, z mokrymi palcami, z orgazmem wywołanym przez własny wstyd.
Przez 5000 obcych spojrzeń.
Przez własne upokorzenie.

chcecie ciąg dalszy ?
Zapowiada się ciekawie, ja na pewno chcę.
A tak przy okazji czy jest szansa na dalszy ciąg opowiadania Dodatkowa upokarzająca praca Magdy?
 
Kobieta

julita38

Cichy Podglądacz
Następnego ranka Agnieszka obudziła się przed ósmą, wyrwana z niespokojnego snu pełnego fleszy, luster i cichych głosów oceniających jej ciało. Wstała, zjadła szybkie śniadanie – jogurt z płatkami – wzięła prysznic, ubrała się w prostą bluzkę i spódnicę, i dotarła do kliniki dentystycznej dokładnie na czas. Usiadła za recepcją, uśmiechając się do pierwszych pacjentów, zapisując wizyty, odbierając telefony.

O godzinie 11:00 telefon zawibrował na blacie. Na ekranie WhatsApp – nowa wiadomość od Ewy.

Agnieszka wzięła telefon i otworzyła wiadomość. Na ekranie pojawił się wyraźny kadr: męski penis w pełnej erekcji, bez napletka, z dużą, błyszczącą żołędzią i widocznymi naczynkami na gładkiej, wydepilowanej skórze.

Zawstydzenie spłynęło na nią natychmiast – policzki zapłonęły, oddech się skrócił. Skrępowanie ścisnęło gardło, jakby ktoś patrzył jej przez ramię. Jednocześnie poczuła zaciekawienie, które nie pozwoliło oderwać wzroku.

Przewinęła dalej i przeczytała: „Co zrobisz, jak będziesz musiała pozować do zdjęć z takim partnerem?”

Telefon leżał na ladzie, ekran wciąż świecił. Przez pół godziny nie ruszała się. Patrzyła na pacjentów, ale nie widziała ich. W głowie przewijały się obrazy: ona naga, on obok, flesze, spojrzenia.

Złość mieszała się z niepewnością. Podniecenie, którego nie chciała przyznać, rozlewało się ciepłem w dole brzucha. Sutki stwardniały pod bluzką.
W końcu, z drżącymi palcami, napisała: „Tak. Zgodziłabym się.”
Wysłała.

Nie minęła nawet minuta, gdy telefon ponownie zawibrował na ladzie. Agnieszka spojrzała na ekran. Nowa wiadomość od Ewy.

„Chyba nie wahałabyś się go wziąć w rękę, gdyby fotograf poprosił?”
Zszokowana, poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Oddech stał się krótki i urywany. W głowie błysnęła myśl: „Nie, to już za dużo”. Ale ciało zareagowało inaczej – ciepło rozlało się w dole brzucha, a sutki stwardniały pod bluzką.

Poczucie uległości ogarnęło ją jak fala. Nie mogła się ruszyć. Palce drżały nad klawiaturą. W końcu, z nutą niepewności i dziwną, cichą rezygnacją, napisała:
„Tak. Zrobiłabym to. Zależy mi na byciu modelką.”

Wcisnęła „wyślij”.

Telefon zamilkł.

Na godzinę przed końcem pracy telefon Agnieszki znów zawibrował na ladzie. Spojrzała na ekran i zobaczyła nową wiadomość od Ewy.

„Nie idziesz do domu. Jedź prosto do studia. Weź Ubera. Czekamy na ciebie zaraz po pracy. Ul. Kolejowa 37/39.”

Przeczytała tekst dwa razy. Nie było w niej już sprzeciwu. Nie było walki. Tylko cicha, głęboka rezygnacja, pomieszana z czymś, co już nie przypominało strachu, lecz raczej oczekiwanie.
Odpisała krótko: „Dobrze.”

Dzień pracy dobiegł końca. Zamknęła recepcję, zgasiła światła, wzięła torebkę i wyszła z kliniki. Na ulicy zamówiła Ubera, podając kierowcy dokładny adres: Kolejowa 37/39.
Dwadzieścia pięć minut później stała przed wejściem. Szary budynek przemysłowy, metalowe drzwi, mały szyld z napisem: „STUDIO B”.

Wzięła głęboki oddech.

Nacisnęła dzwonek.

Drzwi otworzyły się z cichym piskiem.

Stanęła w nich młoda dziewczyna, najwyżej dwadzieścia sześć lat. Miała krótko obcięte blond włosy, ostre jak brzytwa, i uszy pełne srebrnych kolczyków, które połyskiwały przy każdym poruszeniu głowy. Ubrana była w czarny, jednoczęściowy kostium, mocno dopasowany do ciała, z długimi rękawami i głębokim dekoltem z tyłu. Na nogach – czarne szpilki na bardzo wysokim obcasie.

„Chodź za mną” – rzuciła krótko, bez uśmiechu.

Agnieszka ruszyła.
Najpierw minęły mały hol z szarymi ścianami i metalową ladą. Potem przeszły obok niewielkiego basenu, otoczonego stalową poręczą, jakby to była dekoracja do sesji zdjęciowej – woda lśniła pod światłami, pusta i zimna.

Dalej weszły do ogromnej hali, która wyglądała jak przestrzeń na koncerty z DJ-em: wysokie sufity, czarne kurtyny, rzędy świateł na rusztowaniach, podłoga z ciemnego betonu.
Dziewczyna prowadziła szybko, stukając obcasami.
Dotarły do wąskich, metalowych schodów prowadzących na antresolę.

„Tędy” – powiedziała i wskazała ręką w górę.
Agnieszka weszła po schodach.

Na górze – drewniane drzwi, ciężkie, z matowym szkłem.

Zapukała.

Drzwi otworzyły się.

Przed nią stała Ewa.

Agnieszka zatrzymała się w progu, zaskoczona.

Ewa, którą znała z eleganckiego płaszcza i luźnego koku, wyglądała teraz zupełnie inaczej.
Włosy miała rozpuszczone – siwe pasma opadały prosto na ramiona, ostro przycięte, jakby nożem.
Ubrana była w czarny, skórzany gorset, ciasno zasznurowany z przodu, podkreślający talię i unoszący biust.

Rękawy kończyły się tuż nad łokciami, odsłaniając smukłe przedramiona.
Spod gorsetu wychodziła krótka, czarna spódnica z wysokim rozcięciem z boku – sięgała połowy uda, odsłaniając długą, mocną nogę w czarnym pończosze z szeroką, koronkową lamówką.
Na nogach – wysokie, czarne botki na szpilce, z metalowymi klamrami i ćwiekami, które połyskiwały przy każdym kroku.

Oczy miała podkreślone ostrą, czarną kreską, usta – głęboką, matową czerwienią.
Całość sprawiała wrażenie absolutnej kontroli – chłodnej, precyzyjnej, nie do podważenia.

„Jesteś w końcu” – powiedziała Ewa, zamykając za Agnieszką drzwi.
Agnieszka rozejrzała się szybko. Pokój był niemal pusty: drewniane panele na ścianach, ciemna podłoga, czarna skórzana sofa na środku, a przed nią ogromne lustro zajmujące połowę ściany. Z tyłu stało biurko i otwarta garderoba z wieszakami, na których wisiały ubrania z lateksu, skóry i przezroczystych tkanin.

Ewa przeszła na bok i usiadła w głębokim, czarnym fotelu. Skrzyżowała nogi.
„Stań przede mną” – poleciła.

Agnieszka stanęła.
„Jesteśmy same, więc możemy rozmawiać otwarcie. Twoje ubranie nie nadaje się na casting. Musisz założyć coś bardziej stosownego.”

Zamilkła na moment, po czym dodała:
„Rozbieraj się.”

Agnieszka uniosła brew.
„Do naga?”

Ewa uśmiechnęła się lekko, z nutą kpiny.
„A jak myślisz?”

Agnieszka wzięła oddech. Wstyd był obecny – ciepły, cichy, ale nie paraliżujący. Wiedziała, że są tylko we dwie.

Zsunęła białą bluzkę z ramion. Materiał otarł się o skórę i opadł na podłogę.
Rozpięła stanik. Haftka kliknęła cicho. Czarne kubki zsunęły się z piersi, odsłaniając sutki, które stwardniały od razu w chłodnym powietrzu.

Spódnica poszła następna. Rozpięła suwak z boku i pozwoliła czarnej, ołówkowej tkaninie zsunąć się po biodrach. Zatrzymała się na kostkach.

Majtki – proste, czarne, bawełniane. Wsunęła palce pod gumkę i zsunęła je powoli po udach, aż opadły na ziemię. Cipka była gładka, lekko wilgotna od napięcia.

Na koniec czółenka. Zsunęła je z nóg, jedno po drugim.
Teraz stała całkowicie naga. Ubrania leżały w schludnej kupce. Skóra mrowiła pod spojrzeniem Ewy.

Ewa nie spieszyła się. Przesunęła wzrok od stóp – kostki, łydki, uda – aż do bioder. Zatrzymała się na brzuchu, pępku, linii talii.

Potem wyżej: piersi, sutki, ich kształt, napięcie.
Szyja, ramiona, twarz.
Wzrok był spokojny, profesjonalny, ale bezlitosny. Jakby mierzyła każdy centymetr nie tylko ciałem, ale i wolą.

Agnieszka stała prosto. Nie zasłaniała się. Wstyd był – cichy, ciepły, ale nie paraliżował.

Ewa wstała z fotela powoli, jakby każdy ruch był wyreżyserowany. Jej botki stuknęły dwa razy o podłogę, zanim zatrzymała się tuż przed Agnieszką, tak blisko, że dziewczyna poczuła zapach jej perfum – ciężki, z nutą skóry i jaśminu.

„Krępujesz się?” – zapytała Ewa, patrząc prosto w oczy.
„Tak” – odpowiedziała Agnieszka cicho, głosem, który ledwo przeszedł przez gardło.
„Czujesz się spięta? Zestresowana?”
„Tak” – potwierdziła, czując, jak skóra na ramionach mrowi.
„W takim razie mam coś, co pozwoli rozładować napięcie przed samym pokazem” – powiedziała Ewa. „Zależy nam, żebyś była spokojna. Zrelaksowana.”

Mówiąc to, odwróciła się lekko i sięgnęła po stojące obok biurka czerwone szpilki – lakierowane, z cienkim, wysokim obcasem, ostrym noskiem. Podała je Agnieszce.

„Załóż je. I usiądź” – wskazała palcem na skórzaną sofę.
„Tak… nago?” – zapytała Agnieszka, głosem drżącym, choć już znała odpowiedź.
„A jak chciałabyś iść? Ubrana?” – odparła Ewa z lekkim, ironicznym uśmiechem.

Agnieszka wzięła szpilki. Czerwone, ciężkie, zimne w dłoniach. Wsunęła stopy – jedna, druga. Obcas stuknął o podłogę.

Ruszyła w stronę sofy. Każdy krok był inny – wyższy, niepewny, biodra kołysały się bardziej niż zwykle.

Usiadła.

Natychmiast złączyła uda, kolana razem, stopy równolegle. Ręce automatycznie powędrowały do piersi – dłonie zasłoniły sutki, palce lekko drżały.

Ewa podeszła bliżej.

Zatrzymała się dokładnie przed nią. Tak blisko, że Agnieszka musiała unieść głowę, by spojrzeć jej w oczy.

„Rozłóż nogi” – powiedziała cicho, ale stanowczo.
Agnieszka nie ruszyła się.
„Nie bój się. Jesteśmy same. Nikt nie patrzy. Ale ja muszę zobaczyć, jak reagujesz.”
Milczenie.
„Ile razy się masturbowałaś, myśląc o wczorajszym castingu?” – zapytała nagle Ewa, głosem spokojnym, jakby pytała o pogodę.

Agnieszka zbladła.

„Czy podnieca cię myśl, że tysiące ludzi widziało twoją cipkę?”

Cisza.

„Czy jesteś teraz mokra?”

Agnieszka przełknęła ślinę.

Ewa pochyliła się lekko.

„Nie kłam. Wiem, kiedy kłamiesz.”
Jej wzrok zjechał w dół – na złączone uda, na dłonie zasłaniające piersi, na czerwone szpilki.
„Odsuń ręce. I rozchyl nogi. Tylko trochę. Pokaż mi, że potrafisz.”

Agnieszka poczuła, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody, a zaraz potem podpalił. Pierwsze pytanie uderzyło w samo serce. Twarz zapłonęła czerwienią. Oczy uciekły w bok, potem w dół, w końcu w lustro, gdzie ujrzała siebie: nagą, w czerwonych szpilkach, z rękami na piersiach. Wstyd był głęboki, ciężki, niemal fizyczny. Wina przyszła zaraz po nim. Bo tak. Bo wczoraj. Bo orgazm.

Drugie pytanie sprawiło, że żołądek zacisnął się w supeł. Prawda była bolesna. Tak, podniecało ją to. I nienawidziła siebie za to. Trzecie pytanie było najgorsze. Bo była mokra. Czuła to. Wilgoć między udami, ciepło, pulsowanie. Nie powiedziała ani słowa. Nie musiała. Ewa widziała.

Agnieszka zacisnęła dłonie mocniej na piersiach. Kolana drgnęły. Chciała zniknąć. Chciała uciec. Ale nie ruszyła się. Bo chciała zostać. I to było najgorsze.

Agnieszka powoli rozłożyła nogi. Najpierw tylko odrobinę, kolana drgnęły, uda się rozchyliły, a czerwone szpilki stuknęły lekko o podłogę. Wstyd palił ją od środka, ale posłuszeństwo było silniejsze. Cipka, gładka i napięta, odsłoniła się całkowicie – wargi lekko rozchylone, wilgotne, błyszczące od naturalnej wilgoci, a łechtaczka nabrzmiała, wystająca, pulsująca pod spojrzeniem Ewy.

Ewa zmrużyła oczy, nachyliła się bliżej. „Szerzej. Chcę zobaczyć ją dobrze. Całą. Bez ukrywania.” Głos był spokojny, ale nie znosił sprzeciwu. Agnieszka poddała się całkowicie – nogi rozchyliły się szerzej, biodra uniosły się lekko, cipka otworzyła się jak na dłoni, wargi rozsunęły się, odsłaniając różowe wnętrze, wilgoć spłynęła po wewnętrznej stronie uda.
Ewa wstała, podeszła do biurka, otworzyła szufladę. Wyjęła niebieskie lateksowe rękawiczki – cienkie, błyszczące, medyczne. Naciągnęła je powoli na dłonie, lateks zatrzeszczał, dopasowując się idealnie do każdego palca, do każdej linii dłoni. „Teraz rozładujemy to napięcie, które w tobie tkwi” – powiedziała, sięgając po tubkę lubrykantu. Wyciśnęła przezroczysty żel na dwa palce – wskazujący i środkowy – rozsmarowała go powoli, błyszcząc w świetle.

Podeszła bliżej. Klęknęła przed sofą. Ręka w lateksie powędrowała między nogi Agnieszki. Najpierw opuszkami palców otarła wargi cipki – delikatnie, okrężnie, rozprowadzając lubrykant. Agnieszka zadrżała, sparaliżowana, nie mogła się ruszyć, nie mogła powiedzieć „nie”. Palce Ewy wślizgnęły się między wargi, znalazły łechtaczkę – masowały ją powoli, rytmicznie, okrężnie, z rosnącym naciskiem.

Agnieszka jęknęła cicho. Biodra drgnęły. Ewa przyspieszyła – palce ślizgały się po nabrzmiałej łechtaczce, wargi cipki pulsowały, wilgoć mieszała się z lubrykantem. Napięcie rosło – Agnieszka oddychała urywanie, sutki twarde jak kamienie, uda drżały. Orgazm był blisko, bardzo blisko…

I Ewa przestała.
Palce cofnęły się.

Agnieszka sapnęła, biodra uniosły się w pustkę. „Nie…” – wyszeptała bezwiednie.
Ewa uśmiechnęła się. „Jeszcze nie.”

Znowu. Palce wróciły – szybciej, mocniej, wcierając się w łechtaczkę, rozchylając wargi, muskając wejście. Agnieszka wiła się, jęczała, napięcie budowało się jak fala. Znowu blisko, znowu na krawędzi…

Stop.

Trzeci raz. Czwarty. Każdy raz dłuższy, bardziej intensywny. Agnieszka błagała w myślach, ciało drżało, cipka pulsowała, wilgoć spływała po udach.

„Rozłóż nogi jeszcze szerzej” – rozkazała Ewa.
Agnieszka posłuchała – nogi rozchyliły się maksymalnie, cipka otwarta, łechtaczka wystawiona, odbyt napięty.

I wtedy – ku zaskoczeniu – Ewa wsunęła dwa środkowe palce w lateksie prosto w odbyt Agnieszki.
Głęboko. Powoli. Z lubrykantem.

Agnieszka krzyknęła – z szoku, z bólu, z rozkoszy.
Kciuk Ewy znalazł łechtaczkę – masował ją mocno, rytmicznie, bez litości.
„Nie! Proszę…” – wyszeptała Agnieszka, próbując się bronić, zaciskając uda, ale Ewa przytrzymała je dłonią.

„No skończ. Przecież wiem, że chcesz. Takie łatwe dziwki jak ty zawsze tego pragną.”
Agnieszka walczyła. Zaciskała mięśnie, próbowała powstrzymać orgazm, wstrzymywała oddech, ale ciało nie słuchało. Palce w odbycie poruszały się rytmicznie, kciuk na łechtaczce nie przestawał – szybko, mocno, bez przerwy.

Napięcie pękło.

Orgazm uderzył jak fala – zwieracze zacisnęły się mocno na palcach Ewy, cipka zadrżała, wilgoć trysnęła, biodra uniosły się wysoko, krzyk wypełnił pokój.
Ale Ewa nie przestała.

Wrażliwa łechtaczka pod kciukiem paliła, bolała, ale jednocześnie dawała rozkosz. Agnieszka krzyczała – już nie z rozkoszy, ale z nadwrażliwości, z bólu, z przerażenia. „Przestań! Proszę!” – błagała, ale Ewa masowała dalej, palce w odbycie poruszały się wolniej, ale kciuk nie zwalniał.

Druga fala. Trzecia.
Ciało drżało, łzy spływały po policzkach, cipka pulsowała, odbyt zaciskał się i rozluźniał.
Dopiero po kilku minutach – gdy Agnieszka leżała bezwładna, dysząca, mokra od potu i wilgoci – Ewa powoli cofnęła palce.

Lateks wysunął się z cichym mlaśnięciem.
Agnieszka leżała.
Złamana.
Zaspokojona.
I całkowicie poddana.

Zmęczona Agnieszka siedziała na sofie, a jej nogi wciąż drżały po tym, co się wydarzyło. Obok niej usiadła Ewa, spokojna i opanowana, jakby nic nadzwyczajnego nie miało miejsca.

„Wiesz, że zachowałaś się jak dziwka?” – zapytała Ewa, patrząc Agnieszce prosto w oczy.
Te słowa uderzyły jak cios. Wstyd zalał Agnieszkę falą – gorącą, dławiącą, niemal fizyczną. Czuła winę, bo wiedziała, że to prawda. Pozwoliła na wszystko. Chciała tego. Złość na siebie narastała – za brak protestu, za to, że nie wstała, za to, że się poddała. Jednocześnie nie mogła zaprzeczyć głębokiemu, ciężkiemu spełnieniu, które wciąż pulsowało w jej ciele.

Ewa pochyliła się bliżej i nacisnęła palcem w lateksie na odbyt Agnieszki – mocno, aż jeden palec znów wsunął się do środka.

„Jak twój tyłeczek? Boli? Mam nadzieję, że trochę tak.”
Agnieszka jęknęła cicho, ból mieszał się z nadwrażliwością.
„Czujesz się spełniona?” – zapytała Ewa.

„Tak” – wyszeptała Agnieszka, nie wierząc własnym słowom.
„Tak co?” – nacisnęła Ewa, wbijając palec głębiej.
„Tak, czuję” – odpowiedziała drżącym głosem.
„Nie. Tak, proszę Pani. Od teraz tak odpowiadasz.”
„Zachowałaś się jak dziwka. Powtórz to.”

Agnieszka przełknęła ślinę, łzy napłynęły do oczu.
„Tak, ma Pani rację. Zachowałam się jak dziwka. Przepraszam.”
Ewa uśmiechnęła się zimno.
„Jesteś uległa. Łatwa. Tania. Powiedz to.”
„Jestem uległa. Łatwa. Tania” – wyszeptała Agnieszka, głos jej się łamał.
„Głośniej.”
„Jestem uległa! Łatwa! Tania!” – krzyknęła, a łzy spływały po policzkach.

Ewa wstała z sofy. Podeszła do włącznika na ścianie i przygasła światło w pokoju.
W tym samym momencie światła za wielkim lustrem zapaliły się.

Agnieszka zamarła.
Za szybą stała grupa ludzi – kobiety i mężczyźni, elegancko ubrani, z drinkami w dłoniach. Patrzyli. Uśmiechali się.
Wszystko słyszeli.
Wszystko widzieli.

Skrępowanie eksplodowało w niej jak bomba. Zawstydzenie sparaliżowało ciało. Natychmiast próbowała zasłonić się rękami – jedną dłonią piersi, drugą cipkę. Chciała się skurczyć, zniknąć, zapaść pod ziemię.

Ewa podeszła szybko.
„Stań prosto. Ręce w dół.”
Agnieszka drżała, ale posłuchała. Ręce opadły.
Goście zaczęli klaskać. Powoli, rytmicznie, z uznaniem.

Ewa odwróciła się do nich i ukłoniła lekko.
„Kto by pomyślał” – powiedziała głośno, z uśmiechem. „Miałaś być modelką, a zostaniesz przyjęta do naszego sekretnego stowarzyszenia jako uległa.”
Zaczęła klaskać razem z nimi.

Agnieszka stała.
Naga.
W czerwonych szpilkach.
Przed wszystkimi.
I nie miała już nic.

@cd.Eve - Może zobaczymy tamten temat jest już trochę wyeksploatowany.
 
Kobieta

julita38

Cichy Podglądacz
Minęło kilka dni od tamtego wieczoru w studio. Była sobota rano, kiedy Agnieszka obudziła się w swoim małym mieszkanku na Mokotowie, a przez zasłony wpadało blade, jesienne światło. Leżała chwilę w łóżku, patrząc w sufit, ale od razu poczuła, że ten sam sen wrócił i nie chce jej opuścić. Znowu stała naga, gdzie wszyscy patrzyli na nią i klaszczeli, a ona nie mogła się ruszyć. Co gorsza, w śnie nie chciała się ruszyć, co budziło w niej jeszcze większy niepokój. Serce waliło jej w gardle, gdy otworzyła oczy, na plecach czuła zimny pot, a między udami wilgoć, która przypominała o podnieceniu. Wstała z łóżka, poszła do łazienki i spojrzała w lustro, próbując zrozumieć, co się z nią dzieje. Skrępowanie było jak ciężar na piersiach, zawstydzenie paliło policzki, a upokorzenie tak głębokie, że miała ochotę skurczyć się i zniknąć. Ale pod tym wszystkim kryło się podniecenie, ciepłe i pulsujące, niezrozumiałe dla niej samej, obecne w cipce, w sutkach i w gardle.

Wzięła głęboki oddech, starając się uspokoić. Zdawała sobie sprawę, że brnięcie w to dalej to zły pomysł, że to szaleństwo, które może ją zniszczyć. Muszę przestać, pomyślała, i to teraz, zanim będzie za późno. Wzięła telefon z szafki, a ekran rozbłysnął, pokazując nową wiadomość od Ewy.

„Mam dzisiaj wolny dzień. Spotkajmy się w południe w Galerii Mokotów” – brzmiał tekst.

Agnieszka przeczytała to dwa razy, a jej myśli natychmiast pobiegły do tamtego wieczoru w studio. Pomyślała, że to może być dobry pomysł, by wreszcie spotkać się z Ewą twarzą w twarz i jasno powiedzieć, że to wszystko było jednorazowe, że więcej tego nie zrobi, że chce zakończyć tę dziwną przygodę.

Z westchnieniem ulgi odpisała twierdząco: „Dobrze, będę o 12:00 przy wejściu głównym”.
Następnie zaczęła szykować się do wyjścia. Najpierw wzięła szybki prysznic, by zmyć z siebie resztki snu i napięcia. W szafie wybrała wygodne, czarne legginsy z elastycznego materiału, które dobrze przylegały do ciała, podkreślając jej zgrabne nogi. Do tego pasowała luźna, szara bluza z kapturem, z miękkiego bawełnianego materiału, która dodawała casualowego, codziennego stylu. Na stopy włożyła białe sneakersy na grubej podeszwie, idealne na spacer po galerii. Na ramiona narzuciła lekką, dżinsową kurtkę, a do torebki spakowała klucze, telefon i portfel. Spojrzała w lustro, poprawiła włosy w luźny kok i wyszła z mieszkania, czując mieszankę determinacji i niepokoju.

Agnieszka dotarła do Galerii Mokotów kilka minut przed dwunastą, czując mieszankę determinacji i niepokoju w żołądku. Stała przy głównym wejściu, rozglądając się po tłumie kupujących, aż w końcu zauważyła Ewę, która zbliżała się szybkim, pewnym krokiem. Ewa wyglądała zupełnie inaczej niż w studio – tym razem miała na sobie długą, czarną sukienkę z lekkiego, zwiewnego materiału, która sięgała aż do kostek, z głębokim dekoltem w kształcie V i delikatnymi ramiączkami, podkreślając jej smukłą figurę i pewność siebie. Sukienka była elegancka, ale z nutą tajemniczości, jakby Ewa chciała wyglądać jak ktoś, kto kontroluje sytuację nawet w codziennym otoczeniu. Na nogach miała czarne sandały na wysokim obcasie, a włosy spięte w wysoki kok, z kilkoma luźnymi pasmami opadającymi na ramiona. W dłoni trzymała dużą, skórzaną torebkę, a jej makijaż był subtelny, ale intensywny – czerwone usta i smoky eyes, co dodawało jej wyglądu dominującej, niedostępnej kobiety.

Ewa uśmiechnęła się lekko, gdy podeszła bliżej, i przywitała Agnieszkę lekkim pocałunkiem w policzek, co zaskoczyło dziewczynę. „Dobrze, że jesteś. Wyglądasz na zmęczoną, ale to da się naprawić”. Zanim Agnieszka zdążyła otworzyć usta i rozpocząć poważną rozmowę o zakończeniu całej tej przygody, Ewa przejęła inicjatywę. „Zanim porozmawiamy o czymkolwiek, chodźmy na zakupy. Zapłacę za wszystko, co wybierzemy. Chcę, żebyś wyglądała jak najlepiej – zasługujesz na to, a ja znam kilka sklepów, które cię odmienią”.

Agnieszka zawahała się przez chwilę, ale poczuła, że nie ma wyjścia – Ewa mówiła tonem, który nie znosił sprzeciwu, a w jej oczach błysnęło coś, co przypominało o ich poprzednim spotkaniu. „Dobrze, zgadzam się” – odpowiedziała cicho, choć w głowie kołatała myśl, że to tylko przedłuża całą sytuację.

Ruszyły przez galerię, a Ewa prowadziła, wskazując sklepy z wyższej półki. Najpierw weszły do butiku z bielizną, gdzie Ewa wybrała dla Agnieszki kilka kompletów koronkowej bielizny w czerni i czerwieni, kosztujących po kilkaset złotych każdy – „To podkreśli twoją figurę, zobaczysz”. Agnieszka przymierzała je w przebieralni, czując się nieco skrępowana, ale Ewa czekała na zewnątrz i komentowała z aprobatą. Potem przeszły do sklepu z sukienkami, gdzie Ewa nalegała na przymiarkę długiej, dopasowanej kreacji w kolorze burgundu, za ponad tysiąc złotych, i kilku par szpilek w różnych odcieniach czerwieni. Zakupy były drogie – rachunek w jednym sklepie przekroczył dwa tysiące, a Ewa płaciła kartą bez mrugnięcia okiem, mówiąc: „To inwestycja w ciebie”. Agnieszka nosiła torby, czując mieszankę wdzięczności i dyskomfortu, bo wiedziała, że to nie jest zwykłe zakupy z przyjaciółką.

Na koniec, gdy torby były pełne, Ewa zaproponowała: „Chodźmy coś zjeść, zasłużyłyśmy”. Wybrały elegancką restaurację na pierwszym piętrze galerii, z widokiem na fontannę. Usiadły przy stoliku w rogu, z dala od tłumów – Ewa naprzeciwko Agnieszki, a kelner przyniósł menu. Ewa zamówiła kawę i sałatkę, a Agnieszka to samo, choć apetyt miała niewielki. Siedząc twarzą w twarz, Agnieszka poczuła, że nadszedł moment na poważną rozmowę, ale Ewa patrzyła na nią z tym samym, pewnym uśmiechem, jakby wiedziała, co zaraz się wydarzy.

Ewa odłożyła menu na bok i spojrzała na Agnieszkę z lekkim uśmiechem, przejmując inicjatywę w rozmowie. Zaczęła od ich ostatniego spotkania w studio, mówiąc spokojnym głosem, że była pod wrażeniem odwagi Agnieszki i jej otwartej postawy w tak intymnej sytuacji. Chwaliła ją za to, że nie uciekła, że pozwoliła sobie na pełne poddanie się emocjom, co według niej świadczyło o silnym charakterze i potencjale do czegoś większego. Ewa przeprosiła też za ukrytych gości za szybą, tłumacząc, że to było konieczne dla oceny jej reakcji pod presją, ale przyznała, że mogło być zbyt zaskakujące i że żałuje, jeśli to zraniło Agnieszkę.

Agnieszka skinęła głową i odpowiedziała ze zrozumieniem, mówiąc, że to już za nimi i że docenia szczerość, ale w głębi duszy czuła gniew na manipulację, upokorzenie z powodu zdrady zaufania i strach przed tym, jak głęboko to wszystko w nią wniknęło.

Ewa nie dała jej jednak czasu na zmianę tematu i nalegała, by Agnieszka opowiedziała o swoich emocjach podczas orgazmu w studio oraz w momencie, gdy uświadomiła sobie, że widzowie wszystko obserwują. Interesowały ją najgłębsze uczucia – co czuła w ciele, w umyśle, czy to była mieszanka bólu i rozkoszy, czy wstyd przeważał nad podnieceniem.

Agnieszka, w niezrozumiały dla siebie sposób, otworzyła się przed nią całkowicie, jakby te słowa same wypływały z niej pod wpływem spojrzenia Ewy. Zaczęła opowiadać o orgazmie jako o fali, która ją zalała, o drżeniu ciała, pulsowaniu w cipce i odbycie, o tym, jak zwieracze zaciskały się na palcach Ewy, a łechtaczka paliła od nadwrażliwości. Przyznała, że czuła się złamana, ale jednocześnie absolutnie spełniona, jak gdyby coś w niej pękło i uwolniło ukrytą energię. Gdy doszły do momentu z widzami, Agnieszka opisała skrępowanie jako eksplozję wstydu, który paraliżował, ale jednocześnie podniecał, mieszając się z gniewem na Ewę i samą siebie za to, że nie uciekła. Mówiła o łzach, o drżeniu rąk, o tym, jak klaskanie brzmiało jak wyrok, ale w głębi duszy budziło dziwną euforię, jakby akceptację swojej nowej roli.

W trakcie opowiadania Ewa słuchała z coraz większym zainteresowaniem, a jej oczy błyszczały subtelnie, zdradzając rosnące podniecenie. Delikatnie dotknęła włosów Agnieszki, przesuwając palcami po luźnym paśmie, które opadło na jej ramię, jakby to był przypadkowy gest, ale spojrzenie, które na nią rzucała, było intensywne i pełne ukrytego pożądania. Ewa pochyliła się bliżej, a jej dłoń powędrowała pod stół, gdzie subtelnie pogłaskała kolano Agnieszki, raz, drugi, w rytm opowieści, co sprawiało, że jej oddech stał się nieco głębszy, a policzki lekko zaróżowione.

Agnieszka czuła początkowo opór przed tą bliskością, ale w miarę rozmowy jej negatywne nastawienie zaczęło topnieć – słowa Ewy, pełne uznania, i ta subtelna intymność sprawiły, że zaczęła widzieć w Ewie nie tylko manipulatorkę, ale kogoś, kto naprawdę rozumie jej wewnętrzne konflikty, kogoś, kto oferuje wsparcie w tej dziwnej podróży. Z gniewu przeszła do niepewnej akceptacji, czując, że Ewa nie jest wrogiem, lecz przewodniczką w czymś, co mogło być wyzwalające.

Gdy rozmowa doszła do końca, Agnieszka nabrała powietrza, by powiedzieć, że to wszystko było jednorazowe, że chce z tym skończyć i nigdy więcej nie wracać do tamtego świata.
Ale zanim zdążyła wypowiedzieć te słowa, Ewa sięgnęła do torebki i wyciągnęła ładną, błyszczącą wizytówkę z eleganckim złotym tłoczeniem. Położyła ją na stole przed Agnieszką.
„Zobacz, zadzwoń pod ten numer – Agencja Marketingowa ModernS” – powiedziała Ewa spokojnie. „Poproś o rozmowę z tą osobą i powiedz, że jesteś ode mnie. Załatwiłam ci podobną pracę jak w recepcji, dalej będziesz obsługiwała klientów, to oczywiście normalna praca, ale będziesz zarabiała 10.000 zł na rękę.”

Agnieszka zaniemówiła, patrząc na wizytówkę. To było ponad dwa razy więcej niż jej obecna pensja w klinice dentystycznej, kwota, która mogła zmienić jej życie, ale jednocześnie budziła podejrzliwość i strach przed kolejną pułapką.

„Chciałabym cię też poznać bliżej” – powiedziała Ewa, nachylając się lekko nad stolikiem, a jej głos brzmiał miękko, ale z nutą, która sprawiła, że Agnieszka poczuła chłód na plecach.
Dla Agnieszki rozmowa zaczęła zmierzać w złym kierunku, zupełnie przeciwnym do jej planu, w którym miała jasno zakończyć całą tę sprawę.

„Czuję, że chcesz się realizować jako ktoś inny, zdobywać nowe doświadczenia i uczucia, ale brak ci odwagi” – ciągnęła Ewa, patrząc jej głęboko w oczy. „Zastanów się, zgódź się zostać moją uległą i oddaj mi siebie całą, a zobaczysz, że razem otworzymy w tobie to, co jest głęboko skryte i podświadomie pożądane przez ciebie.”

Agnieszka nie wiedziała, co ma powiedzieć – miała ustalony plan, by powiedzieć „nie” i odejść, ale słowa Ewy trafiły w jakiś wrażliwy punkt, budząc chaos w jej głowie.
Odpowiedziała cicho, że nie jest pewna, że potrzebuje czasu na przemyślenie.

Ewa nie dała za wygraną i subtelnie zaczęła ją przekonywać, mówiąc, jak wyjątkowe będzie to doświadczenie, jak otworzy przed nią drzwi do świata, w którym może być sobą bez ograniczeń, gdzie każde poddanie się przyniesie nieznaną dotąd rozkosz i spełnienie. Ewa malowała obrazy wspólnych sesji, gdzie Agnieszka będzie odkrywać swoje granice w bezpieczny sposób, pod jej opieką, i obiecała, że to będzie coś wyjątkowego, coś, co zmieni jej życie na lepsze, dając siłę i pewność siebie w codzienności.

Po pewnym czasie, pod wpływem tych słów i intensywnego spojrzenia Ewy, Agnieszka poczuła, jak jej opór topnieje, i niespodziewanie zgodziła się, mówiąc „tak, zgadzam się”.
Jednak zupełnie nie rozumiała, dlaczego zmieniła zdanie tak nagle – to było jak zdrada własnego planu, jakby jakaś ukryta część niej przejęła kontrolę, pozostawiając ją w szoku i dezorientacji.

Ewa przysunęła się bliżej do Agnieszki nad stolikiem restauracji, a powietrze między nimi zgęstniało od napięcia, które wisiało w powietrzu jak ciężki, słodki zapach perfum. Jej dłoń wsunęła się subtelnie pod stół, palce delikatnie, ale zdecydowanie przesunęły się między uda Agnieszki, muskając materiał legginsów, a potem naciskając mocniej, by dotrzeć do cipki przez cienką tkaninę, co sprawiło, że Agnieszka drgnęła lekko, czując ciepło rozlewające się w dole brzucha. W tym samym momencie Ewa nachyliła się jeszcze bliżej, jej usta dotknęły warg Agnieszki w głębokim, namiętnym pocałunku, a język wsunął się do środka, tańcząc zmysłowo, eksplorując każdy zakamarek, smakując słodycz jej oddechu.

Dla Agnieszki to był pierwszy w życiu pocałunek z kobietą, coś zupełnie nowego i zaskakującego, co sprawiło, że jej umysł na chwilę zamarł w dezorientacji – nie wiedziała, jak ma się zachować, czy odepchnąć, czy uciec, ale zamiast tego poddała się temu uczuciu w dziwny, nieodparty sposób, jakby jej ciało samo decydowało za nią. Czuła, jak język Ewy tańczył w środku jej ust, wilgotny i miękki, wirujący wokół jej własnego, budząc dreszcze rozkoszy, które rozchodziły się po całym ciele, a jednocześnie palce Ewy naciskały na jej najwrażliwszy punkt, łechtaczkę, przez materiał, rytmicznie, z rosnącym naciskiem, co powodowało, że cipka pulsowała, wilgotniejąc coraz bardziej, a uda mimowolnie się rozchyliły. To połączenie dotyku i pocałunku było jak elektryczny prąd, zmysłowe i erotyczne, budzące w Agnieszce falę ciepła, która mieszała się z lekkim zawrotem głowy, sprawiając, że jej oddech przyspieszył, a ręce zacisnęły się na krawędzi stolika, poddając się całkowicie tej intymnej inwazji.

Ewa patrzyła na Agnieszkę z intensywnością, która sprawiała, że powietrze między nimi wydawało się gęstsze, a jej głos nabrał jeszcze bardziej intymnego tonu, jakby te słowa były nie tylko obietnicą, ale czymś głęboko osobistym. „Dla mnie ta relacja będzie ważna, Agnieszko – powiedziała Ewa, a w jej oczach błysnęło coś autentycznego, jakby odsłaniała część siebie, którą rzadko pokazuje. – Nie chodzi tylko o kontrolę czy zabawę; to będzie coś, co nas obie zmieni, co da mi szansę na opiekę nad kimś, kto naprawdę tego potrzebuje, a tobie – na odkrycie siebie w sposób, którego sama nie jesteś w stanie osiągnąć. Będę przy tobie, poprowadzę cię, ale oczekuję pełnego oddania, bo tylko wtedy to będzie miało sens dla nas obu.”

Agnieszka słuchała, a w jej głowie toczył się burzliwy dylemat, który mieszał się z podnieceniem jak wirujący taniec – z jednej strony oddanie się Ewie oznaczało całkowitą uległość, utratę kontroli nad własnym ciałem i decyzjami, co budziło w niej strach przed nieznanym i lęk przed tym, że stanie się tylko narzędziem w rękach innej osoby. Z drugiej strony, te same myśli niosły ze sobą podniecenie, gorące i pulsujące, które sprawiało, że cipka drgnęła pod legginsami, a sutki stwardniały – wizja bycia uległą, oddaną, zniewoloną w ramionach Ewy wydawała się kuszącą obietnicą rozkoszy, gdzie ból mieszał się z ekstazą, a upokorzenie z wyzwoleniem. To połączenie było dla niej jak narkotyk, coś, co już raz poczuła w studio i co teraz wracało z podwójną siłą, sprawiając, że jej ciało reagowało mimowolnie na samą myśl o poddaniu się.

Mając na uwadze to, co już przeszła – te flesze, dotyki, orgazmy pod spojrzeniami obcych, upokorzenie, które jednocześnie wyzwalało w niej ukryte pragnienia – Agnieszka wiedziała, że nic gorszego już się nie może zdarzyć, że to dno, które dotknęła, było jednocześnie punktem zwrotnym, z którego mogła się odbić tylko w górę, w ramiona kogoś, kto obiecywał kontrolę i opiekę. Ta myśl, że przeszłe doświadczenia były próbą, którą przetrwała, dała jej dziwną siłę – jeśli przetrwała tamto, to przetrwa wszystko, a oddanie się Ewie mogło być nie końcem, lecz początkiem czegoś, co wreszcie da jej spełnienie. Wewnętrzny konflikt osiągnął kulminację, podniecenie zwyciężyło nad lękiem, i Agnieszka poczuła, jak jej opór pęka jak cienka skorupka.

„Zgadzam się – wyszeptała wreszcie, jej głos drżał, ale oczy błyszczały. – Oddaję się tobie cała, Pani Ewo. Będę twoją uległą.”
 
Kobieta

julita38

Cichy Podglądacz
Minęły trzy tygodnie od tamtego popołudnia w restauracji, kiedy Agnieszka wyszeptała „zgadzam się” i poczuła, jakby ktoś zdjął z niej ciężar, a jednocześnie włożył na szyję delikatną, ciepłą obrożę. Praca w ModernS okazała się nie tylko lepiej płatna, ale i inna, taka, w której wreszcie czuła się widziana. Biuro pachniało kawą z kardamonem i świeżymi kwiatami, koleżanki mówiły „cześć” z uśmiechem, a nie z przymusem, a szefowa HR – kobieta w okularach w złotych oprawkach – co drugi dzień pytała, jak się czuje, i naprawdę słuchała odpowiedzi. Pensja wpadała na konto 10-go, a nie 15-go, i po raz pierwszy od lat nie musiała liczyć dni do wypłaty, co dawało jej poczucie stabilności, którego tak długo brakowało.

Z Ewą pisały codziennie, a te wiadomości stały się dla Agnieszki czymś więcej niż obowiązkiem – rano wysyłała proste „dzień dobry”, wieczorem „dobranoc”, czasem tylko emotkę w kształcie czerwonego serca lub szpilki, i za każdym razem, gdy widziała odpowiedź Ewy, czuła ciepło w piersi, jakby ktoś delikatnie głaskał jej serce. To przywiązanie rosło w niej powoli, jak korzenie drzewa wbijające się w ziemię – początkowo Agnieszka tłumaczyła to sobie wdzięcznością za nową pracę i zmiany w życiu, ale z czasem zrozumiała, że to coś głębszego, emocjonalnego, co sprawiało, że myślała o Ewie nie tylko jako o przewodniczce, ale jako o kimś, kto wypełnia pustkę, której wcześniej nie zauważała. Czuła się przywiązana do jej głosu w wiadomościach, do sposobu, w jaki Ewa potrafiła jednym słowem uspokoić jej lęki, i to przywiązanie budziło w niej mieszankę ciepła i niepokoju, bo oznaczało, że Ewa staje się częścią jej codzienności, kimś, bez kogo dni wydawałyby się puste.

Dwa razy spotkały się w Galerii – za pierwszym razem przy kawie i ciastku z malinami, gdzie Ewa kupiła jej prostą, czarną sukienkę, mówiąc „będziesz w niej wyglądać jak moja”, co sprawiło, że Agnieszka poczuła dreszcz podniecenia pomieszanego z poczuciem przynależności. Za drugim razem był obiad w sushi-barze, gdzie Ewa jadła powoli, patrząc, jak Agnieszka gryzie wargę, gdy kelner podaje talerz, i zapytała cicho „lubisz, kiedy ktoś się tobą opiekuje?”, a Agnieszka skinęła głową, czując, jak to pytanie trafia w samo sedno jej emocji, budząc w niej falę ciepła i bliskości. To przywiązanie do Ewy rosło z każdym spotkaniem – Agnieszka zaczęła dostrzegać w niej nie tylko siłę i kontrolę, ale też troskę, która sprawiała, że czuła się doceniana, wartościowa, jak nigdy wcześniej. Pierwsze chwile upokorzenia i zawstydzenia bladły w jej pamięci, zastępowane przez wdzięczność za to, że Ewa poprawiła jakość jej życia, dając nie tylko pieniądze, ale i poczucie, że ktoś naprawdę o nią dba.

I Agnieszka, która kiedyś chciała uciec, teraz nie wyobrażała sobie, by wracać do życia bez Ewy – to przywiązanie było jak niewidzialna nić, która wiązała ją coraz mocniej, budząc w niej emocje, których nie potrafiła nazwać, ale które sprawiały, że każdy dzień wydawał się pełniejszy.

Agnieszka leżała w łóżku, otulona miękką kołdrą, a przez okno wpadało leniwe, wrześniowe światło, które malowało cienie na ścianach jej sypialni. Miała w planach spędzić ten weekend w domu, po prostu odpocząć – nowa praca, choć ciekawa i pełna wyzwań, wysysała z niej energię, zostawiając zmęczenie w kościach i lekkie napięcie w ramionach. Leżała tak do późna, bo była już około jedenastej, rozmyślając o tym wszystkim, co ostatnio się wydarzyło: o Ewie, o tej dziwnej, magnetycznej więzi, która rosła w niej jak ukryty kwiat, budząc tyle samo ciepła, co niepokoju. Myśli wirowały leniwie – czy to naprawdę ona, ta nowa wersja siebie, czy tylko iluzja, którą Ewa tak umiejętnie tkała wokół niej?

W pewnej chwili, jak zawsze z rana, odezwał się dźwięk telefonu – krótki, ostry wibrujący sygnał, który przerwał ciszę. Agnieszka sięgnęła po aparat leżący na szafce nocnej, a na ekranie wyświetliła się wiadomość od Ewy. „Dziś, moja droga, jest ten dzień – będziesz miała okazję udowodnić swoją uległość i posłuszeństwo. Przyjadę po ciebie o 14:00. Masz być w krótkiej sukience bez majtek i luźnej koszulce bez stanika. Nie spóźnij się.”

Serce Agnieszki zabiło mocniej, a oddech na chwilę przyspieszył, jakby powietrze w pokoju nagle stało się gęstsze. Poczuła zaciekawienie, które rozlewało się w niej jak ciepła fala – co Ewa zaplanowała tym razem, dokąd ją zabierze, co będzie musiała zrobić, by „udowodnić” tę uległość, która coraz bardziej stawała się częścią jej codziennych myśli? To zaciekawienie było jak swędzenie pod skórą, kuszące, budzące dreszcz oczekiwania, który mieszał się z lekkim podekscytowaniem, bo wiedziała, że Ewa zawsze zaskakuje w sposób, który zostawia w niej ślad. Ale jednocześnie skrępowanie ścisnęło jej gardło – brak majtek pod sukienką, luźna koszulka bez stanika, to oznaczało, że będzie czuła każdy powiew powietrza na nagiej skórze, każdy ruch materiału na sutkach, które już teraz zaczęły twardnieć na samą myśl o tym, jak będzie wystawiona, nawet jeśli tylko dla Ewy. To skrępowanie było ciche, ale głębokie, budzące rumieniec na policzkach i lekkie mrowienie w dole brzucha, gdzie cipka drgnęła delikatnie, zdradzając, że podniecenie czai się tuż pod powierzchnią wstydu.

Wstała z łóżka, czując, jak kołdra zsuwa się po nagiej skórze – spała bez piżamy, co stało się nawykiem od czasu relacji z Ewą, jakby nawet w samotności chciała czuć tę nagość jako przypomnienie. Podeszła do szafy, otwierając drzwi z lekkim westchnieniem, i zaczęła przeglądać ubrania, szukając czegoś, co pasuje do polecenia. Wybrała krótką, czarną sukienkę z lekkiego materiału, która sięgała do połowy uda, z delikatnym dekoltem – prostą, ale taką, która opinała biodra i pozwalała na swobodny ruch, co budziło w niej mieszankę niepokoju i podniecenia, bo wiedziała, że bez majtek każdy podmuch wiatru może zdradzić jej sekret. Do tego luźna, biała koszulka z cienkiej bawełny, bez rękawów, która luźno opadała na piersi, nie ukrywając zarysów sutków, które teraz, pod wpływem myśli o Ewie, stawały się coraz bardziej wrażliwe. Stała przed lustrem, zakładając sukienkę – materiał sunął po skórze jak dotyk kochanki, a gdy poprawiła ramiączka, poczuła, jak cipka pozostaje naga, wystawiona na chłód powietrza, co sprawiło, że drgnęła lekko, a wilgoć zaczęła się zbierać między wargami. Koszulka poszła na górę, luźna i swobodna, bez stanika, co pozwalało sutkom przebijać się przez tkaninę, budząc w niej skrępowanie, ale też dziwną, cichą dumę z własnego ciała. Na stopy włożyła czarne baleriny, proste i wygodne, bo Ewa nie wspomniała o szpilkach, a Agnieszka nie chciała przesadzać. Spojrzała w lustro, poprawiła włosy, które opadały luźno na ramiona, i poczuła, jak podniecenie miesza się z lękiem – była gotowa, ale serce biło szybciej niż zwykle.

Na koniec wysłała SMS do Ewy: „Czekam na dole”. Stała przy wejściu do budynku, czując lekki wiatr muskający uda pod sukienką, co przypominało jej o braku majtek i budziło dreszcz, który był zarówno skrępowaniem, jak i zaproszeniem do tego, co miało nadejść.

Ewa przyjechała dokładnie o czternastej, a jej czarny sedan zatrzymał się przed budynkiem z cichym pomrukiem silnika, który brzmiał jak stłumione westchnienie. Drzwi z tyłu otworzyły się automatycznie, a w środku siedziała Ewa, ubrana w długą, czarną sukienkę z głębokim rozcięciem, które odsłaniało jej udo, jakby to był celowy gest zaproszenia do tajemniczego świata. Z przodu, za kierownicą, siedział mężczyzna około trzydziestu pięciu, może czterdziestu lat – atrakcyjny, z krótko ostrzyżonymi włosami, w idealnie skrojonym garniturze, który podkreślał jego szerokie ramiona i spokojną, pewną postawę.

„Wsiadaj” – powiedziała Ewa do Agnieszki, a jej głos był miękki, ale nie znosił sprzeciwu, jak aksamitny sznur, który delikatnie, ale nieodparcie ciągnie.

Agnieszka wsiadła do samochodu, czując, jak skóra siedzenia przykleja się lekko do jej nagich ud pod krótką sukienką, a serce bije szybciej od mieszanki zaciekawienia i skrępowania, które rosło w niej jak ciepła fala. Kierowca ruszył płynnie, milcząc, ale co chwilę jego oczy w lusterku wstecznym spoglądały na nową pasażerkę, badając ją z dyskretnym zainteresowaniem, co sprawiało, że Agnieszka czuła się jak pod lupą, wystawiona na widok w sposób, który budził w niej dreszcz wstydu.

Ewa chyba to zauważyła, bo położyła dłoń na kolanie Agnieszki, jej palce były ciepłe i pewne, jak dotyk kogoś, kto wie, co robi. „Szerzej, kochanie” – szepnęła Ewa, a jej głos był jak pieszczota, która jednocześnie kusi i zmusza. „Nie ma się czym krępować”.

Agnieszka widziała te spojrzenia kierowcy, które paliły jej skórę, krępując ją do granic, sprawiając, że rumieniec wspinał się po policzkach, a w gardle rosła suchość, ale mimo to wykonała polecenie – rozłożyła nogi, pokazując swoją gładką, wydepilowaną cipkę, która drgnęła lekko pod wpływem chłodnego powietrza z klimatyzacji i świadomości, że jest widoczna. W tej chwili Ewa podciągnęła krótką sukienkę Agnieszki wyżej, wsuwając rękę między jej uda, palce muskając wewnętrzną stronę skóry, co wysłało falę ciepła prosto do cipki.

„Dobrze, widzę, że nie masz majtek” – powiedziała Ewa na głos, wystarczająco głośno, by kierowca usłyszał, a jego oczy w lusterku na chwilę zatrzymały się dłużej, co tylko spotęgowało skrępowanie Agnieszki, ale też dziwnie podnieciło, jakby ta ekspozycja była kluczem do ukrytej rozkoszy.

„Dziś będziesz miała okazję udowodnić swoje oddanie i uległość” – powiedziała Ewa cicho, pochylając się bliżej do ucha Agnieszki, jednocześnie kciukiem podciągając wzgórek łonowy cipki, tak że otworzyła się lekko, uwydatniając łechtaczkę, która nabrzmiała pod dotykiem, pulsując delikatnie jak serce w rytm oddechu. Kierowca od czasu do czasu spoglądał przez lusterko na Agnieszkę, jego spojrzenie było dyskretne, ale intensywne, co sprawiało, że czuła się jak w pułapce zmysłowej gry, gdzie wstyd mieszał się z podnieceniem, a każdy kilometr drogi przybliżał ją do czegoś, co mogło zmienić wszystko na zawsze.

Ewa siedziała obok Agnieszki na tylnym siedzeniu, a jej dłoń wciąż spoczywała na udzie dziewczyny, palce lekko naciskające, jakby chciały przypomnieć o tej intymnej, niewidzialnej więzi, która je łączyła. Samochód zwolnił, a kierowca skręcił w boczną uliczkę, gdzie budynki stawały się starsze, bardziej industrialne, z graffiti na ścianach i neonami migoczącymi nawet w dziennym świetle. Gdy drzwi otworzyły się automatycznie, oczom Agnieszki ukazało się studio piercingu i tatuażu – fasada w czarnym kolorze, z wielkim, błyszczącym szyldem „Ink & Pierce”, gdzie litery wyglądały jak wytatuowane na skórze, a w oknach migotały zdjęcia kolczyków w sutkach, tatuaży na biodrach i intymnych miejscach, co sprawiło, że serce Agnieszki zabiło szybciej, a oddech stał się płytki, jak gdyby powietrze wokół nagle zgęstniało od tajemnicy i obietnicy bólu zmieszanego z rozkoszą.

Agnieszka poczuła zaskoczenie, które uderzyło w nią jak zimny powiew wiatru, chłodząc skórę pod krótką sukienką, ale jednocześnie rozpalając ciekawość głęboko w brzuchu, gdzie cipka drgnęła lekko, zdradzając podniecenie, którego nie potrafiła stłumić. Przerażenie narastało powoli, jak mrowienie w opuszkach palców, bo to miejsce pachniało sterylnością i atramentem, a wizja igieł i kolczyków budziła w niej lęk przed czymś nieodwracalnym, czymś, co oznaczałoby całkowite oddanie się Ewie. „Co planujesz?” – wyszeptała Agnieszka, jej głos drżał lekko, a oczy szukały w twarzy Ewy odpowiedzi, która mogłaby uspokoić to wirujące w niej zamieszanie emocji.

Po wyjściu z samochodu, gdzie kierowca skinął głową z dyskretnym uśmiechem, który tylko spotęgował skrępowanie Agnieszki, weszły do studia, a drzwi zamknęły się za nimi z cichym kliknięciem, odcinając hałas ulicy. W przedsionku, gdzie powietrze było ciężkie od zapachu antyseptyku i świeżej farby, Ewa zatrzymała się i spojrzała na Agnieszkę z tym samym, ciepłym, ale władczym uśmiechem. „To studio mojego przyjaciela, Markusa” – wyjaśniła Ewa, jej głos był miękki, jak dotyk jedwabiu na skórze, ale z nutą, która nie pozwalała na pytania. „Prowadził takie miejsce w Niemczech, w Berlinie, gdzie specjalizował się w tatuażach i piercingu intymnym, w tych delikatnych, ukrytych miejscach ciała, które tylko wybrani mogą zobaczyć. Teraz otworzył nowe w Warszawie, dla tych, którzy szukają czegoś więcej niż zwykłego ozdabiania skóry – czegoś, co oznacza przynależność.”

Agnieszka słuchała, a niepewność narastała w niej jak fala przypływu, zalewająca myśli i ciało, sprawiając, że serce biło szybciej, a brak bielizny dawał się we znaki w każdym ruchu – sukienka muskała nagie uda, a cipka, wystawiona na chłód i spojrzenia, drgnęła lekko, wilgotniejąc od tej mieszanki strachu i podniecenia, które budziło się w obcym miejscu, wśród obcych osób, gdzie każdy krok przypominał o jej podatności. Czuła się jak otwarta księga, gotowa na zapisanie nowej strony, ale jednocześnie przerażona tym, co Ewa mogłaby na niej narysować.

„Skoro jesteś moja” – kontynuowała Ewa, przysuwając się bliżej, tak że Agnieszka poczuła ciepło jej ciała i zapach jej perfum, który mieszał się z wonią studia, budząc dreszcz na skórze – „musisz mi się dać oznaczyć. Zawsze zostawiam znaki przynależności, coś subtelnego, ale trwałego, co przypomina, że należysz do mnie. Nie mam zamiaru, żeby potem, gdy gdzieś pójdziemy, ktoś podrywał cię albo dotykał bez mojej zgody – to będzie jak mój podpis na twojej skórze, coś, co tylko my będziemy wiedzieć, ale co da ci poczucie bezpieczeństwa w tym świecie.” Mówiąc to, Ewa pogładziła Agnieszkę po włosach, jej palce wsunęły się delikatnie w pasma, masując skórę głowy w sposób, który był jednocześnie czuły i posiadający, a potem nachyliła się i pocałowała ją w usta, język wsunął się głęboko, tańcząc z jej własnym, co sprawiło, że Agnieszka poczuła falę ciepła rozlewającą się po całym ciele, mieszankę poddania i pożądania, która sprawiała, że nogi miękły.

Ewa stała blisko Agnieszki w przedsionku, jej dłoń wciąż spoczywała na ramieniu dziewczyny, ciepłym dotykiem, który jednocześnie uspokajał i przypominał o władzy, jaką miała nad nią.

Nagle drzwi do głównej części studia otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a do przedsionka wszedł mężczyzna – Marcus, jak Ewa wcześniej wspomniała. Miał około czterdziestu pięciu lat, był chudy, prawie ascetyczny, z ciałem napiętym jak struna, pokrytym tatuażami, które wiły się po ramionach, szyi i widocznych fragmentach torsu pod rozpiętą koszulą – czarne linie węży, symboli runicznych i abstrakcyjnych wzorów, które opowiadały historię bólu i sztuki. Jego krótkie, blond włosy były przystrzyżone niemal na zero, a twarz poorana lekkimi zmarszczkami wokół oczu, które patrzyły chłodno, ale z profesjonalnym spokojem. Ubrany był w czarną koszulę z podwiniętymi rękawami i spodnie robocze, pachniał antyseptykiem i lekkim dymem z papierosa. Powiedział tylko po angielsku, z niemieckim akcentem: „Come in, ladies. We're ready for you.”, i gestem zaprosił je do środka, nie zadając pytań, jakby to było coś codziennego, jak wizyta u fryzjera.

Agnieszka poczuła, jak jej serce przyspiesza, gdy ruszyły za nim korytarzem – zaskoczenie tym miejscem, przerażenie igłami i kolczykami, które już malowały się w jej wyobraźni, ale też dziwny dreszcz ciekawości, który mieszał się z podnieceniem, budzącym wilgoć między udami. Idąc, Ewa szepnęła do niej cicho, jej oddech musnął ucho Agnieszki: „Nie bez powodu poprosiłam cię, żebyś przyszła bez bielizny. Nie będziesz musiała jej teraz zdejmować”.

„Jak to?” – zapytała Agnieszka z zaniepokojeniem, jej głos drżał lekko, a nogi jakby same zwolniły, jakby ciało chciało uciec, ale jednocześnie zostać, zaciekawione tym, co Ewa planuje, co sprawi, że ta nagość pod sukienką nabierze nowego znaczenia.

W środku studia, gdzie powietrze było ciężkie od zapachu sterylnych środków i atramentu, Ewa zatrzymała się i spojrzała na Agnieszkę z tym uśmiechem, który zawsze budził w niej mieszankę strachu i ciepła. „Zdecydowałam, że zakolczykujemy twoją śliczną muszelkę” – powiedziała Ewa, jej głos był miękki, ale pewny, jak dotyk kochanki, która wie, co robi. „Nic strasznego, przebija się tylko wargi wewnętrzne i zakolczykujemy je tak, żeby każdy widział, gdy zdejmiesz majtki – to będzie mój znak na tobie, subtelny, ale trwały, coś, co będzie przypominać ci o przynależności za każdym razem, gdy spojrzysz w lustro”.


„Ale to będzie bolało” – odpowiedziała Agnieszka, jej głos zadrżał, a w oczach błysnął lęk, przerażenie igłą w tak wrażliwym miejscu, wizja bólu, który przebije nie tylko skórę, ale i jej poczucie bezpieczeństwa, ale jednocześnie podniecenie narastało, cipka drgnęła lekko, wilgotniejąc od tej myśli o oznaczeniu, o czymś nieodwracalnym, co połączy je na zawsze.

„Tak, ale tylko chwilę, nic ci nie będzie” – uspokoiła Ewa, jej dłoń pogładziła ramię Agnieszki, a w oczach błysnęło podniecenie, jakby sama wizja tego aktu budziła w niej falę ciepła, sprawiając, że jej oddech stał się głębszy, a policzki lekko zaróżowione.

Agnieszka poczuła, jak niepewność narasta w niej jak burza, skrępowanie brakiem bielizny dawało się we znaki, szczególnie tutaj, w obcym miejscu z obcymi osobami, gdzie każdy krok przypominał o nagiej cipce pod sukienką, o tym, jak jest wystawiona, a jednocześnie to skrępowanie mieszało się z podnieceniem, budzącym dreszcze na skórze. Protestowała cicho: „Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, Ewa, to zbyt trwałe, zbyt intymne, boję się bólu i tego, co to znaczy dla mnie”, jej głos drżał, oczy szukały w twarzy Ewy jakiegoś wahania, ale Ewa tylko ścisnęła mocno jej ramię, palce wbiły się w skórę, a głos stwardniał: „Bez dyskusji, siadaj na krześle”.

Agnieszka ugięła się pod tym dotykiem, pod tym głosem, który nie pozwalał na opór, i poczuła, jak jej wola topnieje, zastępowana przez poddanie, które budziło w niej falę ciepła, jakby ból i strach były ceną za bliskość z Ewą.

Agnieszka siadła na krześle w głównej sali studia, które przypominało mieszankę gabinetu lekarskiego i artystycznej pracowni – metalowe narzędzia lśniły pod lampami, a w powietrzu unosił się zapach sterylności i atramentu. Ewa podeszła bliżej, jej dłonie delikatnie podniosły sukienkę Agnieszki,w kierunku jej brzucha i piersi, odsłaniając gładką cipkę, która drgnęła pod wpływem chłodu i spojrzeń. „Rozchyl nogi” – powiedziała Ewa cicho, a jej głos był jak pieszczota, budząca dreszcze, co sprawiło, że Agnieszka posłuchała, kolana rozsunęły się, cipka otworzyła się lekko, wargi wilgotne od podniecenia, łechtaczka nabrzmiała, wystawiona na widok, co tylko spotęgowało skrępowanie, ale też falę ciepła, która rozlewała się po całym ciele.

Czekały na podejście Markusa, a napięcie rosło w Agnieszce jak burza, serce biło mocno, oddech przyspieszał, a Ewa stała obok, jej ręka na ramieniu Agnieszki, palce gładzące skórę, co budziło w niej podniecenie, jakby sama bliskość tego momentu, tej intymności, była jak preludium do czegoś głębszego, co obie czuły w powietrzu, w spojrzeniach, w drżeniu ciał.
 
Podobne tematy
Rozpoczęty przez Tytuł Forum Odp Data
S Inne Nieznajoma Opowiadania erotyczne 8
S śląskie Nieznajoma. Ogłoszenia 1

Podobne tematy

Prywatne rozmowy
Pomoc Użytkownicy
    Nie dołączyłeś do żadnego pokoju.
    Do góry