• Witaj na forum erotycznym SexForum.pl

    Forum przeznaczone jest wyłącznie dla dorosłych. Jeżeli nie jesteś pełnoletni, lub nie chcesz oglądać treści erotycznych koniecznie opuść tą stronę.

Melonik i laseczki

Kobieta

Katrine

Biegły Uwodziciel
Po zacnym Retnu cudownej Nefer nadszedł czas dedykowanego tekstu dla niezastąpionego profesorka Indragorka.
Niech ostrze TWEGO humoru razi prostaków wspartych na fundamencie chamstwa!



   Ulica Lwa Trockiego nazwana na cześć komunisty ożyła przed barem na skraju osiedla, po wyjściu z lokalu znanego koktajlowca Prokopa Portera. Usilnie namawiał barmankę Sabrinę o barwnym pseudonimie Cycata na podróż życia do jego ceglaka po przeciwnej stronie dzielnicy domków jednorodzinnych w celu strategicznego zjednoczenia z potrzebami sił natury.

   — Wielokrotnie tłumaczyłam, dzisiaj nie mogę, mąż wyjątkowo ma wolne, nie pracuje na nocną zmianę w fabryce.
   — Zamiast uklepywać leżankę w rzeźni, spędza noc w domu — cierpliwie tłumaczyła.

   Zgrabniutkie wspaniałości w szpileczkach oddalały się do zaparkowanego nieopodal auta. Blond pióra sięgające niemalże jędrnego tyłeczka ledwo powleczonego skrawkiem materiału, wirowały w taktach przewracanych źrenic Prokopa. Nogi miała szalenie zgrabne, w dodatku czarne pończochy dodawały szyku, zniewoliły, stał odrętwiały kilka minut po odjeździe zjawiska. Proponowała kilkakrotnie zamieszkanie razem pod jednym warunkiem, po rozwodzie z obecnym — nieobecnym w alkowach sypialni mężem. Ślub z całym ceremoniałem, co innego zabawy łóżkowe, a co innego obowiązki pilnowania przed obcymi łapami kuperka oblubienicy. Wybrał żywot codziennych uciech w swoim domu po pracy Cycatej. Świat jednego z najbogatszych mieszkańców, do którego należały strategiczne punkty usługowe z podstawowymi sklepami zapewniającymi wszystko, co dusza wymarzy, ograniczały ścianki półlitrowych butelek opróżnianych nagminnie. Sabrina ratowała pływaka ginącego w odmętach alkoholu jednym zdaniem!

   — Po pracy przyjadę wyłącznie, gdy będziesz trzeźwy — nie pił, pragnienie odbycia rejsu do krainy rozkoszy cielesnej była przeogromna, niezaprzeczalne atuty miss osiedla zniewalały.

   Pechowo nadużył środków zapierających dech umysłu po paskudnej informacji — dzisiaj siły natury zostały pozostawione swojemu losowi. Nie raczyła odwieźć wędrownika do ceglaka, wracał utartym szlakiem w blasku Księżyca na nieboskłonie, pocieszając się całym padołem ziemskim zamkniętym w szklanicy wydobytej za poły płaszcza. Mknął niczym wiatr bardziej wszerz niż wzdłuż… Choć nigdzie się nie spieszył, po chwili marzył o fotelu w świetle rozpalonego kominka w środku lata. Cóż! Miał dziwne upodobania. Mijał stary osnuty opowieściami dziwnej treści odwieczny pałacyk, o którym głosi legenda osiedlowa — pierwsze lokum w osadzie powstałej wieki temu. Szary zaniedbany ogród z drzewami, na których rosły owoce nigdy nieobrywane. Osiedlowe łobuzy wolały omijać domostwo bokiem, nikt nie pytał dlaczego? W magistracie, gdy chciał kupić posiadłość celem odrestaurowania stworzenia muzeum historii okolicy. Odmówiono, twierdząc, że obecny właściciel zastrzegł możliwość sprzedaży. Kilkakrotnie pukał, walił pięściami we wrota parceli, nikt nie odpowiedział na kołatanie, zrezygnowany zaprzestał nachodzić zabytek.
   Odezwało się wewnętrzne wezwanie do oddania tego, co wlał w siebie, upomniała się natura o ciekłe dobra. Rozglądał się wokół, gdzie mogły w spokoju odtańczyć taniec deszczu. Jedynym zdatnym miejscem okazały się zbutwiałe metalowe pręty parkanu najstarszego obejścia. Jak przystało na dżentelmena, chciał gdzieś złożyć nakrycie głowy, nie wypada oddawać środowisku co jej w meloniku! Laseczkę z bambusowego pniaka wsparł o parkan w miejscu, w którym na pręcie zawiesił melonik, jak flagę na maszcie z hasłem TUTAJ‌ SIKAM! Oddając się rozkoszy, wzniósł wzrok wprost w okna domostwa. Stała się druzgocąca katastrofa, fallus stał się ośrodkiem zainteresowania rudowłosego cudu w oknie. Dziw nad dziwy kręcił z aprobatą głową w akcie zachwytu, koszula nocna skrywała tajemnice ciała, natomiast jego wyobraźnia już widziała skarby nieodkryte pod sporym białym zwojem materiału. Zapomniał, na czym polega oddawanie moczu, wrzucił ośrodek zainteresowania rudowłosej w trakcie pracy w odmęty rozporka, po chwili poczuł na pewno nie wilgoć rozkoszy. Stał jak malutki zasikany chłopczyk, fenomen w oknie wybuchnął chichotem. W ferworze walki, zamiast unieść melonik nad ogrodzenie, pociągnął w dół, rozdarte denko na stalowym parkanie świadczyło o tonącym ze wstydu kapitanie łajby. Nie opacznie błyskawicznie chciał się ewakuować, trafił stopą we własną pułapkę z bambusowej laseczki, wyłożył się jak długi, usłyszał walenie rudowłosego cudu natury głową w szybę ze śmiechu.

   Przybrał kolor skóry przodków z plemienia Irokezów ligi plemion Indian Ameryki Północnej zamieszkujących tereny na wschód od Wielkich Jezior i na południe od Rzeki św. Wawrzyńca, czyli północną część stanu Nowy Jork, Pensylwanii i Maine, niemal cały stan Vermont oraz południowe obszary kanadyjskich prowincji Quebec i Ontario. Nie jest ogonem cywilizacji — alkoholikiem najgorszego sortu, który zamiast chować się w domu ze słabościami, wędruje po ulicach zmoczony własnym moczem, z głową przy ziemi idąc wszerz, a nie wzdłuż. Podniósł wysoko głowę niemalże nad ogrodzenie, ogarnięty wściekłością, widząc Wielkich Przodków patrzących na staczającego się debila. Wydobył za poły płaszcza przyczynę zmierzchu, wymierzył siarczysty zamach, rzucił butelkę po wódce w zagadkową przestrzeń.
   Nikogo na szczęście nie trafił szkłem, natomiast na nieszczęście w budę olbrzymiego psa, butelka z ogromnym hukiem rozbryzgała się na malutkie kawałeczki. Przerażone zwierzę wydarło niczym pocisk ziemia — ziemia nic sobie nie robiąc z uwięzi do drewnianego domku. Dostrzegło odwiecznego wroga po drugiej stronie ulicy — kota sąsiadów, całość zamieszania przypisało złośliwości kociaka. Trafiająca buda w rosnące drzewo na posesji sąsiadów wydała niewyobrażalny rumor, kot uciekł na drzewo, pies ulokował się pod. Wył niczym syrena wozu strażackiego, przerażony kot miauczał w rytmie karetki pogotowia. Na to wszystko wypadł z domu, emerytowany żołnierz piechoty morskiej z ręczną wyrzutnią rakiet. Odpalił prawdopodobnie pocisk do zwalczania obiektów latających, po zakończeniu pętli w powietrzu przywalił w drzewo z kotem i psem. Rozłupał na pół ogromny konar, z którego większa część opadła na samochód żołnierza. Zwierzęta uciekły po uruchomieniu się alarmów samochodowych na połowie osiedla.
   Wylegające tłumy z domostw żądne sensacji upatrywały w hałasie koniec świata. Kiedy Prokop usłyszał młodzieńca nawołującego do modlitwy, postawił wysoko kołnierz płaszcza, maskując okryciem wilgoć krokową.

   — Godzilla nadchodzi — wtórowała malutka dziewczynka!
   — Nie, to Raptor uciekł z Jurajskiego Parku!

   Nasunął melonik na głowę na tyle, żeby nie opadł na szyję, otulony płaszczem wytyczał laską wśród tłumu drogę życia wprost do domu. Czuł cały czas wzrok na sobie, jak mniemał, rudowłosej osobliwości był pewien bliskiego spotkania, którego oczekiwał z rosnącą ciekawością.


   Aromat świeżo zaparzonej kawy powalał z nóg starego Irokeza z pokolenia na pokolenie. Prokop Porter obserwował przez okno domu dal horyzontalną. Starał się każdy najdrobniejszy ocalały fragment przygód w trakcie powrotu z baru Sabriny, zapisać w pałacu pamięci wspomnień. Kawę uznał za doskonały eter utrwalający, podjął niezaprzeczalną decyzję dotarcia do rudowłosego zjawiska z historycznego osiedlowego domostwa. Zaskakujące informacje od zatrudnionego prywatnego detektywa Alaina Beka tylko pobudzały ciekawość, ustalił ostatnie miejsce zamieszkania rudowłosej w hrabstwie Bardwells Ferry Road w stanie Massachusetts. Zaprzyjaźnionego byłego policjanta zaprosił na wieczór do ulubionego baru na obrzeżach osiedla, przypomniał delikatnie o wspaniałej barmance o wymownym przezwisku Cycata.
   Na więcej rozważań nie miał ochoty po ujrzeniu zbliżającego się auta pani kierowniczki sklepu spożywczego Kordeli Roger. Urósł kilka centymetrów, gdy ujrzał długie zgrabne nóżki okryte nylonami wynurzające się po otwarciu drzwi samochodu. Wpierw zgrabne plecione przed kostki seksowne białe sandałki pobudziły apetyt na dalej, drobne nieodstające kostki stóp milutko zadrżały, czując wzrok czciciela, natychmiast wyłoniły się kolanka jakże powabne zaokrąglone z lekko odstającymi krągłościami. Poczuł w okolicach nosa nieznośny zapach rajstop doprowadzający do zatracenia, jęzor sam wyskoczył z ust spragniony rarytasów niezdobytych. Wypięła jędrny niemalutki tyłeczek, wyciągając z wnętrza krążownika szos zakupy dla wielbiciela, króciutka biała plisowana spódnica nie potrafiła ukryć braku majteczek u bram raju nieutraconego. Tego było już za wiele, w szlafroku w meloniku na głowie z laseczką korzenia bambusa objawił się tuż za plecami zjawiska w króciutkiej plisowanej spódniczce. Wtulił się w zgrabne gorące wypukłości, jakby nie była mężatką, zerżnąłby apetyczny kąsek na samochodzie. Cień przyzwoitości zaprowadził króliczki za zamykające się drzwi domostwa, tutaj jedynie zapanowała totalna ochota na trwanie w jedności. Zdołała cudem rozłożyć rączki na ścianie, gdy wdarł się niebotycznym wewnątrz rozkoszy spełnień, harował, jak potrafił najlepiej, a potrafił wiele, sądząc po jękach zadowolenia. Nie ustawali w walce, komu jest lepiej, obaliła rycerza na płytki przedpokoju, zadarła spódnicę, z całą mocą opadła na wiecznie sterczącego niezaspokojonego ostatniego wspaniałego. Chwycił na rączki i zaniósł niebotyczną do sypialni, sam biegiem uporał się z zakupami pozostawionymi w nieładzie w drodze między autem a domem. Zawitał do sypialni, zadarła zgrabne długie giry wysoko w powietrze, zdołał uchwycić, w locie wniknął pragnieniem głęboko ze zwierzęcą chucią.
   Gdy zamknęła na sekundę powieki, aby dać szansę snu, już miał obuwie na nogach. Uważał za zbędne lawirowanie słowami! Dlaczego nie wpłynie na przestrzeń wokół siebie i nie przyciągnie na zawsze Kordeli w ramiona, tylko zaspokajają pragnienia szybko i sprawnie w każdej nadarzającej się okazji. Nie miał zamiaru tłumaczyć niewiastom, że lubi mężatki nie dlatego że odbiera komuś delicje! A wyłącznie dla ich dobra, gdy się jemu znudzą, mają ramiona oblubieńców do wypłakania z oczu łez. Dla jasności zrozumienia działania Prokopa — Sabrina po jego zgonie staje się właścicielką baru z właściwą sumą zielonych na koncie zapewniającą dostatnie życie po kres dni, podobnie zabezpieczył Kordelię Roger, gdyby coś mu się przytrafiło. Miał na tyle rozumu, aby nic nie wspominać cudom natury o swoim dobrym sercu, czy raczej hojnym portfelu. Trwali w ciekawym układzie trójkąta spełnień zapewniającym zainteresowanym dostatek błogości istnienia, gdy jedna wychodziła, druga miała wolną płaszczyznę do uciech w sypialni. Kordelia Roger wkomponowała się w zestaw garnków w kuchni, tworząc arcydzieła sztuki kulinarnej dla właściwego faceta. Z dozą nieśmiałości próbował wybrać w pobliskiej kwiaciarni bukiet kwiatów na przeprosiny właścicielki najstarszego domostwa na osiedlu. Nie mógł powstrzymać radości, przypominając sobie chowanego penisa w spodnie w trakcie oddawania cieczy naturze, przy parkanie rudowłosej przyklejonej do szyby w oknie.


   Wodził wzrokiem po kobiecych kształtach Sabriny, wyglądała jak seksbomba w drodze na rurę taneczną, idealnie krągły tyłek huśtał się w rytmie smyk — smak w króciutkiej niebieskiej spódniczce, spod której do samej ziemi wiły się dwie długie kolumny w błękitnych rajstopach, gładziutkie sandałki w lazurowym morzu skrywały malutkie fajne kluseczki do całowania. Detektyw Alain Beka zapomniał się na chwilkę i jakby nie dłonie Prokopa Portera opadłby na glebę z wysokiego stołka barowego wprost pod nogi Cycatej. Zdążyła obdarzyć wielbicieli szerokim uśmiechem, pochyliła się nad uchem właściciela lokalu, szepnęła tylko dla niego złote słowo — dzisiaj. Od razu jakby prąd go raził, zatrząsł się w podstawach, odsuwając zestaw alkoholi przewidziany na upojny wieczór z Alainem. Dwie noce bez Sabriny są nie do wytrzymania, tylko milutko delikatnie dotknęła ustami uszko, wyrażając entuzjazm z jednoznacznej decyzji.

   — Relacji jak widzę, nie zmieniłeś — roześmiał się Alain przyjaciel, widząc fascynacje w oczach Prokopa.
   — Nie jestem w stanie, fakt, działają wręcz magicznie na trzewia, jestem całkowicie pochłonięty pięknem kobiecości.
   — Jej słowo „dzisiaj” wręcz elektryzuje, mózg rozpoczyna kręcenie planów najbliższej przyszłości…
   — Zanim odpłyniesz, pozwól zdać relację, czego się dowiedziałem o rudowłosej właścicielce starego domostwa — odpalił z gracją papierosa gazową ogromną maszynką barową.
   — Gdy się okazało, że obecna właścicielka pochodzi z hrabstwa Bardwells Ferry Road wszystko samo się poukładało w logiczną całość.
   — Wspomnę króciutko, że opis rudych włosów pojawia się wyłącznie w twoim przyjacielu przekazie i jedynym zeznaniu pewnej młodej pary, ale po kolej, bo zginiemy w nieładzie…

   Rylie wraz ze swoim chłopakiem Samem wyjechali na odludzie Bardwells Ferry Road, nie chodziło o beztroską zabawę nad jeziorem. Dziewczyna zbierała materiał do pracy naukowej na temat pasożyta, który zniszczył okoliczne uprawy, zdziesiątkował bydło oraz zaczął szkodzić miejscowym. Wyprawa dość szybko przestała przebiegać po myśli bohaterów. Ktoś w środku nocy przegonił ich z namiotu, samochód się popsuł, a napotkane po drodze wnyki na niedźwiedzie nie napawały optymizmem. Wędrując przez las, para napotkała chatę, zamieszkałą przez sympatyczną, choć nieco odklejoną od rzeczywistości kobietę. Rozczulająca gościnność w połączeniu z kolejnymi dziwnymi zwyczajami stworzyła niepokojącą atmosferę. To jednak dopiero początek. Parę zaczynają prześladować halucynacje, widzą jakichś mężczyzn bez nóg i rąk leżących jak niepotrzebne zabawki w piwnicy. Chory psychicznie syn chłopki próbuje coś powiedzieć…
   Składają zeznania w odległym komisariacie, po czym rozpływają się w powietrzu. Twój opis rudowłosej kobiety idealnie pasuje do opisu kobiety z chaty w lesie z zeznania młodej zaginionej pary. Potwierdziłem w ratuszu faktyczny adres do korespondencji rudowłosej Carlain Szela, ustaliłem dane męża, który zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Brat zaginionego męża zapadł błyskawicznie na zdrowiu psychicznym, trafił do miejscowego szpitala dla szaleńców. Chatka leśna rozleciała się w dziwnych okolicznościach. Bawiące się dzieciaki w pozostałych gruzach przypadkowo natknęły się na fragmenty zwłok, bez nóg i rąk. Patolog w raporcie do koronera stwierdził amputację kończyn z powodu gangreny wywołanej sordycyzmem — chorobą wywołaną skażoną mąką, służącą do wypieku chleba.

   Fioletowe pęki na pszenicy, zwane sklerocja sordico z rodzaju purpiceps wskazują na początek fazy płciowej, która zachodzi przed zimą. Po zakończeniu zimy kiełkują do struktur przypominających grzyby, odpowiedzialne za fazę zarodnikową, która zachodzi przez całą wiosnę. Po zainfekowaniu rośliny wytwarzają zarodniki bezpłciowe. Nazywa się to fazą purpoli tworzą zarodniki w spadzi. Zatrucie skażonymi ziarnami pszenicy nazwane jest sordycyzmem. Istnieją dwa rodzaje możliwych objawów w przypadku poważnego zatrucia. Gangrenowaty sordycyzm może wystąpić u wypasanych zwierząt hodowlanych. Powoduje gangrenę poprzez zwężenie naczyń krwionośnych prowadzących do kończyn. Konwulsyjny serdycyzm charakteryzuje się zaburzeniami w układzie nerwowym, podczas których zwierzę wykrzywia się z bólu. W przypadku gdy bydło zarazi się sordico, należy uśpić, zbiory zniszczyć. Objawy gangrenowatego i konwulsyjnego sordycyzmu mogą wystąpić w różnym stopniu u zwierzęcia lub człowieka, który spożył sordico.
   W Średniowieczu nieświadomi zagrożeń Europejczycy nie próbowali usuwać sordico z pszenicy, wypiekali chleb ze skażonej mąki. Istnieje wiele relacji o nieświadomych chłopach, cierpiących z powodu pieczenia kończyn, amputacji z powodu gangreny, zawrotom głowy, nudnościom, a nawet nasilającego się szaleństwa w przypadku stałej konsumpcji. Objawy nazwano „boskimi płomieniami”, wielu uważało za karę Boga, za ludzkie grzechy.

   — Najciekawsze zostawiłem na zakończenie opowieści, znalezione zwłoki w gruzach chatki leśnej należą do męża Carlain Szela.   
   — Latami karmiony skażoną pszenicą podupadł na zdrowiu, stracił kończyny, mimo niewyobrażalnego bólu psychicznego połowica w dalszym ciągu opiekowała się pozostałością człowieka.

   Patrzył na przyjaciela z rosnącym przerażeniem, nie był w stanie wydusić słowa a co dopiero powiedzieć o doskonałym pomyśle, który jak mniemał, przybił gwóźdź do trumny. Po wniknięciu przedpołudniem Kordeli Roger w progi kuchni, szybciutko wybiegł do kwiaciarni na końcu ulicy z zamiarem zakupienia sporego bukietu kwiatów dla rudowłosej jako gest pojednawczy. Dołączył spory list, w którym treściwie wyjaśnił zaistniałe nieporozumienie, podał wszelkie swoje dane osobowe, brakowało jedynie numeru polisy ubezpieczeniowej. Przyrzekł zorganizowanie ekipy porządkującej nie tylko miejsce jego oddawania moczu, ale również całą przestrzeń zaniedbanego ogrodu. Opadł na barowy stołek niczym kamień w otchłań jeziora zapomnienia. Musiał wyglądać niezbyt ciekawie, bo po chwili Sabrina słodko zaskrzypiała:

   — Kochany w porządku, wyglądasz, jakbyś z krzyża spadł!
   — Stary co jest grane, nie bój się ona tylko karmi — detektyw śmiał się zdecydowanie za głośno.

   Ponownie zabłądził na wzburzonym morzu, nigdy nic nie może się normalnie kręcić. Jak jest fajnie, zaraz Świat wariuje, wrzucając do wrzątku życia. Jako jedyne ogniwo wiążące rudowłosą panią z serią niewyjaśnionych zdarzeń stanowił dla niej niebezpieczny element, kwalifikujący się do usunięcia. Drżał na całym ciele na wspomnienie szaleńczego liściku, w którym nie wiadomo po co napisał, że dowiedział się, skąd pochodzi, dodając — sam spędził młodość w malutkiej miejscowości na kompletnym zadupiu.
   Przestał mieć ochotę na cokolwiek a tym bardziej siedzenie z przyjaciółmi, którym nie wiedział co powiedzieć a tym bardziej czego nie mówić? Zebrał się w sobie, milutko drasnął ustami włosy Sabriny, z trudem wydobywając głos:

   — Czekam na ciebie po pracy — tylko zaplotła nóżki, na których wspierała cudowności.

   Zrobił coś, czego nigdy nie robił! Wezwał taksówkę! Kierowca był zaskoczony kursem kilka przecznic, ale cóż klient nasz pan jak to kiedyś pisali nad sklepami. Szczęśliwie taksówkarz wybrał dłuższą trasę, omijając stare domostwo. Ledwo co drasnął natrysk, zrzucając niepotrzebne skrawki materiału. Podobnie jak Kordelia, Sabrina dysponowała swoim zestawem kluczy od jego domu. Bez strachu, że zaśpi, mógł delikatnie odpłynąć na chwilę do krainy snu, zapominając o doczesności okrytej rudymi długimi włosami, pod którymi już nie wyobrażał sobie niebywałości kobiecych.

   Zbudził szelest materiału trący o szybę, wydawał przeraźliwy pisk z krótkimi paro sekundowymi przerwami. Zbliżał się od strony wejścia, narastał z każdą sekundą. Twórca dźwięku zbliżał się, oczekiwał wpierw fajnego sporego biustu Sabriny, a następnie resztę uczty w sypialnianym łóżku. W zamian ujrzał sporą maskę Arlekina spowijającą całą twarz, resztę skryła pod olbrzymim burgundowym strojem mnicha z klasztoru ostatniego rycerza bez skazy. Dumny, a zarazem zaskoczony przejawem interesującej ekspansji w kierunku urozmaicenia wędrówek w krainie wszechogarniającej ambrozji, był w stanie jedynie uchylić rąbka kołderki w geście zaproszenia. Podała spragnionemu spory puchar lodowatego napoju smakującego w pierwszej fazie, by po chwili wywołać falę dolegliwości żołądkowych. Oderwała czciciela od doczesności, unosząc na dywanie pragnień, zakotwiczyła usta na fallusie na tyle długo, żeby zapomniał o wlanej w siebie miksturze. Kiedy jej tyłeczek lądował na jego twarzy, pachniała wspaniale, ale inaczej niż zawsze. Nie miał czasu na rozwiązywanie zagadek, harował jęzorem, jak potrafił najlepiej w rytmie jakże nowych dźwięków satysfakcji bycia razem. Wybuchnął wprost w maskę Arlekina, gdy z lekka skapywało doznanie, przymknął powieki w drzemce dokonania.

   Zaskoczony przejmującym chłodem w sypialni chciał rozgrzać paroma ruchami dłońmi oziębłe części ciała. Nie mógł ruszyć rękoma, były uwiązane okowami do łóżka, nogi podobnie przytwierdzone do poręczy. Grzbiet w okolicy pasa uwiązany do jakiejś dziwnej konstrukcji tuż nad nim, nie leżał, nie wisiał, tylko w przedziwny sposób z lekka lewitował nad łóżkiem. Po chwili zabłysło światło, gdy wzrok się przyzwyczaił do jasności, zauważył ściany pokryte kamieniem, nad którymi były malutkie okrągłe okienka zakratowane siatką stalową — był w piwnicy. Dostrzegł po przeciwnej stronie w podobnych lewitujących łóżkach kobietę i mężczyznę. Chciał wrzeszczeć krzykiem rozpaczy, ale nie mógł wydobyć głosu, czuł w gardle posmak metalu, ktoś uszkodził ośrodek mowy, coś głęboko tkwiło w gardle, nie dając przymknąć ust.
   Z rumorem otworzyły się masywne metalowe drzwi, weszła w białym kitlu rudowłosa piękność z najstarszego domostwa w dzielnicy. Facet z niewiastą na łóżkach po przeciwnej stronie zaczęli w jakimś dziwnym tańcu szaleńców wierzgać kończynami, wyglądało to potwornie, on posiadał tylko jedną rękę, nie miał drugiej, nogi amputowane. Natomiast kobieta miała jedynie dwie nogi, ręce odcięte. Bez pardonu mocno Carlain Szela pociągnęła za łańcuszek w metalowej konstrukcji. Opadła spora tuba z wąską rurką na końcu, wcisnęła w gardło kaleki, po chwili rozpoczęła proces karmienia, wtłaczając paskudztwo w gardła parki na łóżkach. Żarli tyle, ile zaaplikowała bezpośrednio do żołądków. Kiedy popatrzyła w oczy Prokopa Portera, widziała jedynie przerażenie, nie mógł wydać dźwięku, z uśmiechem na licu powoli zbliżała się do niego.

   — Pora karmienia! — wcisnęła w gardło wąską końcówkę tuby.
 
Podobne tematy
Rozpoczęty przez Tytuł Forum Odp Data
A Szukam laseczki 20-30 do pofantazjowania (dłuższa cyber znajomość ;) ) Ogłoszenia 1

Podobne tematy

Prywatne rozmowy
Pomoc Użytkownicy
    Nie dołączyłeś do żadnego pokoju.
    Do góry