Przeczytałem wątek "kto się ukrywa za nickiem" i widzę, że masturbacja wciąż postrzegana jest pejoratywnie. "Koniotrzepy", "onaniści" itd., czyli nic się nie zmieniło od trzydziestu lat, kiedy jako młody chłopiec słuchałem takich określeń, rozumiejąc, że onanizm to coś złego, wstydliwego i przede wszystkim obciachowego. Ponieważ od zawsze obłędnie to lubiłem, więc myślałem sobie, że jestem tym wstydliwym przypadkiem. Do czasu, kiedy się zorientowałem, że wszyscy to robią, a im bardziej walą, tym bardziej wyśmiewają się z tego. Potem, po lekturze Starowicza, znając już statystyki, nie potrafiłem zrozumieć dysonansu między faktami (masturbacja jest normalna, 95% mężczyzn się masturbuje) a rzeczywistością ("koniowal", "zatwardziały onanista" to obelgi). Żyłem w tej dwoistej rzeczywistości i powoli się zbierałem na odwagę, żeby najpierw onanizować się przy partnerce, potem zacząć nagrywać swoje masturbacje. Kiedy wreszcie po raz pierwszy poprosiłem partnerkę, żeby mnie nagrała (jeszcze na kamerę analogową), tak się wstydziłem, że myślałem, że nie dam rady trysnąć. Oczywiście po wszystkim natychmiast nagranie skasowałem, bo nie daj boże jeszcze wycieknie i co będzie?! Ponad dwadzieścia lat mi zajęło, żeby zupełnie przestać się wstydzić tego, że lubię się masturbować i nagrywać swoje masturbacje. Oczywiście miałem etap, że filmy trzymałem zaszyfrowane bit lockerem, bo co będzie jak gdzieś wypłyną?! Koniec świata będzie! Dziś są one na pendrajwie podłączonym do telewizora i nie bardzo nawet wiem, jaki miałem z tym problem. Gdyby to gdzieś wypłynęło i znajomi obejrzeli, byłby to wyłącznie ich problem, a mi byłoby naprawdę bardzo przyjemnie, że się dowiedzą, jakim jestem koniowalem.
Naprawdę nie ma się czego wstydzić ani stygmatyzować masturbacji. Bo to jest właśnie dziecinne.