Dręczy mnie, że koleś dochodzi jak ja się rozkręcam. Przypomniało mi się, ze natura jest niesprawiedliwa. Facet się cieszy, ma zawsze orgazm, a kobieta musi się rozkręcić, a zanim się to stanie, moze być juz po wszystkim;-(
Cóż, ja nie mam w ogóle doświadczeń w typowym współżyciu (taki paradoks - jestem na sexforum, a nie uprawiam seksu), za to uwielbiam wzajemne sprawianie sobie rozkoszy za pomocą różnych erotycznych zabaw i pieszczot, które właśnie pozwalają poznawać nawzajem swoje ciała, reakcje, no a przede wszystkim skupiamy się wtedy wyłącznie na partnerce i jej odczuciach, a nie na własnych. A wtedy można się bawić w nieskończoność i nie dać wytchnienia drugiej osobie, bo mężczyzny nic nie ogranicza - może nawet zapewnić kobiecie kilka orgazmów. No i dochodzi do tego masa innych zalet (brak obaw o niechciane ciążę, brak antykoncepcji...).
A jeśli chodzi o współżycie, to z tego co wiem, mężczyźni szybko dochodzą z kilku powodów:
Po pierwsze, tak już jest
Czyli po prostu kobieca natura potrzebuje na ogół dłuższego "pobudzenia", by się podniecić. Nie wiem jaki procent par osiąga orgazm w tym samym momencie, ale wydaje mi się to raczej rzadkie, by tak "wycelować" - może forumowicze się podzielą opiniami. Jak to u Was jest? Gdy mężczyzna dochodzi wcześniej (a tak pewnie jest w większości przypadków), to występuje ten sam problem co u magdyb, czyli brak orgazmu u kobiety, czyż nie?
Po drugie, tzw. przedwczesny wytrysk (nie znam definicji do ilu minut jest przedwczesny, skoro właściwie każdy jest przedwczesny) to często efekt stresującego trybu życia, złej diety itp.
Po trzecie, świadczy on o tym, że kobieta jest dla mężczyzny tak pociągająca, iż objawia się to dużym podnieceniem i szybkim orgazmem, co z jednej strony powinno być dla kobiety komplementem, że tak na niego działa. No ale niestety ma też tą wadę, o której piszesz. I wiem, że są techniki u mężczyzn, by to wyćwiczyć, ale część z nich polega właśnie na "ostudzaniu" podniecenia (albo jakieś przerywanie, albo zwalnianie tempa, albo odwracanie myśli od kobiety). Inne polegają na rozbudzaniu podniecenia wcześniej, czyli np. masturbacja przed stosunkiem (za drugim razem na ogół czas dochodzenia do orgazmu jest dłuższy), albo zapewnianie sobie większych wrażeń (pornografia, ringi uciskowe na penisa), przy których stosunek z kobietą nie będzie już dla niego tak ekscytującym doznaniem. Tylko pytanie, czy to kobietę zadowoli fakt, że jest tą mniej pociągającą opcją? Sprawa ma dwie strony medalu.
Dla mnie właśnie fajne są wzajemne zabawy własnym ciałem - wtedy można sobie "trenować", np. kobieta stara się podniecić mężczyznę, a on stara się jak najdłużej walczyć z podnieceniem, albo odwrotnie - mężczyzna pobudza kobietę. Ja tam nigdy nie rozumiałem takiego "seksu w 5 minut", czyli spotkać się, od razu współżyć i koniec zabawy.