Siedział w kantorku z tyłu sklepu. Przeglądał ostatnie nagrania. On w Niemczech, one w Polsce, na wakacjach u babci i dziadka, nieświadome niczego; kilka kamerek ulokowanych dyskretnie w łazience i sypialni, dwa mikrofony i komórka z nielimitowanym internetem ulokowana na strychu. Jakby się wydało, wybuchłaby nie lada afera. Ale jak miało się cokolwiek wydać? Darek już drugi rok z rzędu bezkarnie podglądał i podsłuchiwał kuzynki, żałując tylko że nie ma wglądu w smartfony dziewczyn. Wtedy wiedziałby już o nich zupełnie wszystko. Może nawet by którąś zbałamucił przez jakiś portal randkowy, czy co one tam jeszcze odwiedzały w internecie? W każdym razie czuł się bezkarny. Tajne hobby nie przyprawiało go o wyrzuty sumienia.
Pracował na swoim. Prowadził mały sklep z rowerami i sprzętem sportowym. W chwilach wolnych od klientów mógł sobie pozwolić na siedzenie przy biurku z laptopem. Przed popołudniem, poza weekendem, często miewał tylko takie chwile. Ciszę, spokój, swobodę.
Dochodziła dwunasta, gdy do sklepu weszła młoda kobieta w beżowej koszuli. Kobieta, dziewczyna, Darek nie umiał na oko odgadnąć jej wieku. Równie dobrze mogła mieć szesnaście co dwadzieścia sześć lat. Na jej twarzy rysował się lęk lub zdenerwowanie. Nie do przeoczenia, mimo że starała się nie sprawiać takiego wrażenia. Darek chętnie wyszedł do niej ze swego ukrycia.
— Dzień dobry — przywitał nieznajomą z uśmiechem sprzedawcy przyklejonym do twarzy.
— Dzień dobry — odpowiedziała dziewczyna.
Rozejrzawszy się zagubionym wzrokiem, zapytała bez większego cienia nadziei w głosie, czy jest ładowarka. Wyjaśniła od razu, że chodzi o ładowarkę do telefonu. Ładowarkę przez USB.
Darek zaprosił ją do półki.
— Chodzi o coś takiego? — Pokazał trzymak do mocowania na kierownicy; model ze zintegrowaną ładowarką zasilaną przez dynamo.
— Ech, nie. — Nieznajoma potrząsnęła ramionami i głową jednocześnie. Jej akcent zdradzał, że nie była rodowitą Niemką.
Wyjęła telefon z torebki. Pokazała, że nie chce się włączyć, bo moc akumulatora nie wiedzieć kiedy spadła do zera procent.
— Aha! Chce pani podładować?
Darek z natury lubił być pomocny. A kiedy w potrzebie była ładna panna, jego altruizm włączał się ze zdwojoną siłą. Dobrych, dżentelmeńskich nawyków zaczerpnął w rodzinnym domu, biorąc przykład z ojca, dziadka i co poniektórych wujów. Polak do szpiku mózgu i kości.
Dziewczyna pokiwała głową. Z błyskiem nadziei w oczach. Zapytała:
— Mówi pan po rosyjsku?
Oboje, jak przystało na cudzoziemców, zykali per pan i pani. Biologiczni Niemcy na ich miejscu bez zastanowienia od razu by dukali — tykali na ty, nawet nie będąc po imieniu. Ale ani Darek, ani Lola nie byli rodowitymi Niemcami.
— Tak, troszkę — odpowiedział Darek i powtórzył po rosyjsku. Z twardym akcentem, ale zrozumiale.
Rosyjski… w jego wypadku to pamiątka po wielkiej, acz niespełnionej, miłości. Takiej, jakie się najdłużej odchorowuje.
Dziewczyna nie pytała. Było dla niej mniej więcej oczywiste, że Słowianin po rosyjsku przynajmniej rozumie. A że Darek Słowianin, to słychać. Może nawet widać. Albo czuć jakimś dziesiątym zmysłem.
Dla Darka w tym spotkaniu najważniejsze było, że dziewczyna ładna, a nie że pyta o znajomość zagranicznego języka. Według ostatnich badań grupy naukowców z Sydney idealne dla oka mężczyzny wymiary to 91, 73 i 97 cm oraz wzrost 163 cm. Figura dziewczyny prawie doskonale pasowała do takiej nieco zwężonej u góry klepsydry. Tylko obwód w talii wydawał się jeszcze odrobinę mniejszy. Darkowi przeszło przez myśl, że nieznajoma chyba w ogóle nie je. Inaczej nie udałoby jej się utrzymać takiej figury. Ukradkiem zerkał na fragment ciała niezasłonięty przez poły rozpiętej u góry koszuli. Jak dżentelmen, nie żeby gapić się wprost na klepsydrowe 91 cm. Intrygował go jasnooliwkowy odcień skóry.
— Pani nie jest z Rosji? — zapytał, będąc prawie pewnym odpowiedzi.
— Z Tadżykistanu — odpowiedziała oliwkowa piękność. Kruczoczarnowłosa. — Wie pan, gdzie to?
Darek dla odmiany, podobnie zresztą jak jego dawniejsza sympatia, dla której i przy której nauczył się rosyjskiego, był czystej wody blondynem. Jeszcze bardziej niż skandynawskim.
— Oczywiście.
W międzyczasie podłączył telefon do swojej ładowarki.
— Niemiec by nie pomógł — powiedziała dziewczyna, dziękując za przysługę. Ciszej, jakby się bała, że ktoś niepowołany usłyszy tajemnicę.
Wyjaśniła, że już się znalazła w takiej sytuacji. W supermarkecie. I nikt z pracowników nie wyciągnął pomocnej dłoni. W końcu zlitował się jakiś klient. Też cudzoziemiec.
— No tak — pokiwał głową Darek. — Pracownikom sklepu za co innego płacą. Nie za pożyczanie ładowarki.
Zgodziła się. I powtórzyła, że bardzo dziękuje. Bardzo, ale to bardzo. Bez pomocy byłaby zgubiona. W telefonie jest przecież i bilet, ten za 49 euro, Deutschlandticket, i zdjęcie karty pobytu, bez której bilet jest nieważny, i karta płatnicza.
— Bez działającego smartfonu jest się nikim — powiedziała. — Uratował mnie pan.
W międzyczasie z przystanku odjechał jej autobus. Musiała pilnie zadzwonić do koleżanki, powiedzieć, że się spóźni. I żeby ta koleżanka sama poszła do banku.
— Ma pani Termin? — zapytał Darek.
— Tak. Nie dosłownie, ale…
— Ale lepiej być na czas?
— Tak. Musimy w banku wyjaśnić, o co chodzi z kaucją za mieszkanie.
— Najmuje pani mieszkanie?
— Z koleżanką.
Słowo do słowa i powiedzieli o sobie w dużym skrócie wszystko, co najistotniejsze, a co nie było tajemnicą. Że Lola była w Niemczech przez rok jako au pair, a potem wróciła i od pół roku się uczy na asystentkę medyczną. W szkole zawodowej. Uczy się i w ramach nauki pracuje. Jest praktykantką w domu opieki. Oraz że Darek skończył studia w Polsce, znalazł pracę w Niemczech, a po tym jak praca się skończyła, próbuje sił we własnym małym biznesie.
— Jest pan tu codziennie?
— Teraz tak. Nie stać mnie jeszcze na pracownika.
Usłyszawszy odpowiedź, uśmiechnęła się krótko.
— Dziękuję panu bardzo. — Chowając do torebki telefon, pochyliła się tak, że Darek mógł w końcu zapuścić wzrok głębiej w dekolt. Nie zwykł rezygnować z takich okazji. — Na pewno zajrzę jeszcze do pana.
— Będzie mi miło — odpowiedział. Szczerze zadowolony. — A jak pani ma na imię?
— Lola.
— Dolores? — Uśmiechnął się.
— Słucham?
— Hiszpańskie imię? Lola to zdrobnienie od Dolores? — Wiedział, bo swego czasu z wypiekami na twarzy przeczytał „Lolitę”.
— Nie. To chyba perskie słowo.
— Coś znaczy?
— Tulipan — odpowiedziała Lola z uśmiechem. — A pana imię coś znaczy?
— Nie wiem. Darek to nie polskie imię.
— A jakie?
— Perskie. Wiesz, Persja, Iran?
— Naprawdę?! — Lola była szczerze zaskoczona. — A Polska to przecież chrześcijański kraj. — Chętnie by porozmawiała dłużej. — Muszę iść, bo mi jeszcze następny autobus odjedzie. Ale przyjdę.
— Będzie mi miło.
— Tschü-üß!
***
Wróciła tydzień później. Bijąc się z myślami, czy dobrze robi, i z tremą. Bała się, że zabraknie tematów do rozmowy. Także niepewna, czy Darek ją jeszcze pamięta. Przez sklep przewija się przecież więcej klientów. I zbłąkanych dusz kobiecych i z dalekich krajów, pięknych, elokwentnych i śmiałych.
Pamiętał doskonale. Ucieszył się na jej widok, zaproponował kawę czy herbatę, wodę z gazem czy bez, sok jabłkowy. Dostawił krzesło.
— Sprawdziłem, co znaczyło Dariusz w dawnym perskim — powiedział. — Zupełnie to do mnie nie pasuje.
— Nie? A co znaczy?
— Bogaty. — Darek zaśmiał się krótko. — To imię króli, a króle byli bogaci.
— Moje do mnie chyba tez nie pasuje.
— Dlaczego?
— A przypominam tulipan?
— Kwiat ładny i ty ładna — odpowiedział Darek.
— Ja ładna? — zaśmiała się Lola.
— Jak najładniejszy tulipan.
Skwitowała komplement uśmiechem i skromnym:
— Dziękuję.
Ciekawa była najważniejszego. Kilka razy zerknęła na dłonie króla perskiego. Na żadnym palcu nie było obrączki. Ani sygnetu, pierścionka, ani nawet śladu po tego rodzaju ozdobie. Uspokoił ją ten widok, a raczej brak widoku. Trochę. Trochę, bo przecież nie każdy żonaty nosi obrączkę, nawet wśród ponoć fundamentalnie chrześcijańskich Polaków. Istnieją też nieformalne związki.
Jej palce też były gołe. Wszystkie pierścionki przywiezione z ojczyzny, trzy: od mamy, od babci i od kuzyna, przechowywała starannie razem z paszportem i resztą skarbów. Od przyjazdu do Niemiec nie założyła żadnego z nich ani razu. Zabrakło okazji.
Darek też obejrzał sobie jej dłonie. Podobały mu się jej filigranowe acz długie palce. Tylko paznokcie wolałby widzieć krócej przycięte i bez farby. Cóż, nikt nie jest idealny i nie malowane paznokcie zdobią dziewczynę.
— Udało ci się wszystko w banku? Załatwiłyście kaucję?
— Tak. W przyszłym miesiącu się wprowadzamy.
— Z koleżanką?
— Tak. Też przyjechała z Tadżykistanu. Ale rozmawia ze mną po rosyjsku, bo tak jest łatwiej.
— Nie zna tadżyckiego?
— Zna ze szkoły, ale etnicznie jest Uzbeczką. Wiesz, że uzbecki jest podobny do tureckiego?
— Aha, ciekawe.
— Ciekawi cię to? Może kiedyś ją przyprowadzę, to będzie ci mogła więcej powiedzieć.
Darek pokiwał głową. Zapowiedź nowych spotkań przykrości mu zdecydowanie nie sprawiła.
— Bardzo chętnie, Lolu. Języki ciekawiły mnie praktycznie zawsze, odkąd pamiętam To taki mój jakby koniczek, Steckenpferdchen — odpowiedział żartobliwie, spontanicznie łącząc w nowym słowie konika w sensie hobby i konika morskiego: egzotyczną rybę.
Znowu udało mu się uniknąć tłumaczenia, w jakich okolicznościach i dlaczego, a raczej z czyjego powodu, opanował rosyjski w stopniu, jakiego mógłby pozazdrościć niejeden rusycysta. Tanja… Mittenwald, Paryż, Zugspitze — co tydzień urządzali jakąś wycieczkę, najczęściej w szerszym gronie znajomych. Z atestatem, institutem i certyfikatem z niemieckiego bez najmniejszego problemu zostałaby przyjęta na studia. Mogła zostać, razem daliby sobie radę. Ale nie, Tanja wolała stabilność, pewność jutra: mieszkanie służbowe i pensję świeżomianowanego porucznika. Wybrała Andreja. Z gwardyjskiej desantowoszturmowej. Głupia! Darek długo nie mógł przeboleć tej porażki. Dura!
Mówiła, że polityką się nie interesuje. Tak samo zapewne jak ten jej wojak. Żyje jeszcze? — zastanawiał się czasami Darek, czysto retorycznie, bez najmniejszych emocji, bez współczucia. Zwłaszcza po Irpieniu i Buczy. Czym został: mordercą, trupem, samowarem, kaleką?
— A tadżycki nie należy do rodziny tureckiej? — zapytał.
— Nie. Do tureckiego i uzbeckiego jest zupełnie niepodobny. Z uzbeckim mamy tylko wspólny alfabet i nic poza tym.
— Spadek po Sojuzie?
— Tak, historia.
— A do jakiego języka jest mu najbliżej?
Lola zrobiła rezolutną minę. Upiła łyk kawy, spojrzała Darkowi w oczy.
— Do dari — odpowiedziała półgłosem. — Mamy perskie imiona, a rozmawiamy po rosyjsku. Czy to nie dziwne?
Niedługo potem Darek musnął palcem mały palec Loli, prawie niby przypadkiem i niechcący.
— Ładne masz dłonie — szepnął po chwili wystarczająco długiej dla podjęcia decyzji, czy cofnąć rękę, czy pozwolić trwać dotykowi.
Lola dłoni nie zabrała, Darek także. Obojgu zaszumiało między skroniami.
Kuzyn Loli też swego czasu chwalił jej dłonie. Zamknęła na chwilę oczy. Jak niewiele brakowało! — pomyślała. Jakby w porę nie posłuchała rozumu, o co wcale nie było łatwo, jakby do niej w końcu nie dotarło, że on poważnie traktuje prawo szariatu zezwalające mężczyźnie na cztery żony, gdyby nie inna dziewczyna trochę bardziej niecierpliwa, to by się nie skończyło na przyjęciu pierścionka, Lola nigdy nie wyjechałaby do Niemiec, nie odwiedziła Darka w jego sklepie…
— Dziękuję — odpowiedziała na komplement. — Jesteś bardzo miły.
— Ja tylko mówię prawdę.
— Wierzysz w Boga? — zapytała po chwili namysłu.
— W którego? — odpowiedział z ironią.
— Dowolnego.
Darek uwielbiał to pytanie i nienawidził. Pytanie o religię ma w sobie coś z hazardu. Stanowi wyzwanie. Dobrą reakcją, wychodzącą na przeciw oczekiwaniom pytającego, można coś ugrać, zdobyć dodatkowy punkt sympatii. Często jednak jedno niewłaściwe słowo, a nawet pozasłowny gest, grymas, zrywa nić porozumienia, zabija nienarodzoną przyjaźń. Próba odpowiedzi na pytanie o Boga ma coś wspólnego z rozbrajaniem miny. Saper myli się tylko raz — ostatni.
— Dopóki mogę — zaczął — dopóki wolno, dopóki nikt mi nie trzyma karabinu przy głowie, wolę to pytanie odwrócić. Pytam, Lolu, czy Bóg wierzy we mnie, obojętnie który. Jak wierzy, to możemy się kolegować, jak nie, to i ja w niego nie wierzę.
Lola westchnęła głośno.
— Otwierasz mi oczy.
— Dlaczego?
— Powoli zaczynam rozumieć, dlaczego wszyscy lubią Polaków.
— A lubią? Kto lubi? — Darek miał na ten temat stanowczo mniej jednoznaczne zdanie.
— Każdy, z kim rozmawiałam — odpowiedziała Lola z życzliwym śmiechem.
— Za co?
— Tam, gdzie byłam jako au pair, jedna sąsiadka miała córkę z Polakiem. Mówiła o nim „wesoła dusza” i że wszyscy jesteście tacy. Widzę, że to prawda. Ale to nie wszystko, Darku.
— A co jeszcze? — zapytała coraz bardziej rozbawiony.
— Czy każdy Polak jest takim dyplomatą? — zaśmiała się Lola. — Nie prościej było powiedzieć, że nie wierzysz?
— Prościej, ale to by nie była cała prawda.
— A co myślisz o muzułmanach?
— Że są obłąkani tak samo jak katolicy z polskim papieżem na czele — odpowiedział Darek dyplomatycznie i szczerze. — A ty co o nich sądzisz?
— Nie wiem.
— Zechcesz się jeszcze ze mną spotkać?
Popatrzyli po sobie, zagłębili nawzajem w źrenice.
— Yhy — Lola kiwnęła głową po chwili milczenia, mającej świadczyć o wyjątkowej wadze przemyśleń toczących się w jej głowie.
Myślała. Ale nie nad treścią, tylko nad formą, żeby odpowiedź nie wybrzmiała banalnie. W końcu stanęło na krótkim yhy i przymrużeniu powiek.
— Dziękuję — szepnął Darek i przykrył lewą dłoń Loli swoją prawą dłonią. — Opowiedz mi o Duszanbe. Jakie miejsca najbardziej lubisz?
…
— W pracy musisz dużo rozmawiać z pacjentami?
— O tak. Starsi ludzie mają dużo do powiedzenia, ale nie mają komu.
— Możesz się dużo dowiedzieć.
— Zebyś wiedział. — Lola westchnęła.
— Tak? — zapytał Darek.
— Hm. Czasami są to rzeczy, o których lepiej byłoby nigdy się nie dowiedzieć.
Loli stał przed oczami pamięci pewien dziadek z demencją. Za każdym razem opowiadał to samo, biorąc młodą praktykantkę za koleżankę z sąsiedztwa sprzed połowy stulecia. Za dziesiątym razem z potoku dialektalnych dźwięków udało jej się wyłuskać ogólny zarys wspomnień tego mężczyzny: letni wypas krów na górskiej hali, końskie zaloty i zgwałcenie dziewczyny. Zbrodnia bez kary, jakich wiele.
— Na przykład?
— Lepiej nie powiem.
***
Na jarmark z okazji końca lata udali się we troje: Darek, Lola oraz jej koleżanka-współlokatorka.
Ach, co to był za jarmark! Przybyli topowi politycy: Söder, Aiwanger i Kretschmann, nawet Merz i Kubicki. Przemówili. Był rok wyborczy, więc wystąpienia polityków szczególnie mocno przykuwały uwagę zgromadzonego ludu. Były najwyższej wagi, wręcz przełomowe. Premier wypowiedział się o swoim wice z koalicyjnej partii — wrogu numer jeden. Lider Zielonych zapewnił, że rząd federalny jak żaden z poprzednich dba o klimat, i obiecał kontynuowanie jedynie słusznego kursu. Wicepremier, rozpaczliwie szukając sposobu ucieczki od własnej przeszłości będącej źródłem świeżo wybuchłego skandalu mogącego wykoleić jego do niedawna błyskotliwą karierę, uderzył w Zielonych; powiedział, że jego land nie jest skazany na dyktat złej władzy. W podobnym tonie, lecz z jeszcze większym dramatyzmem w głosie, wypowiedzieli się wolnościowcy. Mądre głowy w radiu przez trzy dni analizowały potem bon moty wyrzucone wtedy w eter.
Tej części jarmarku, przed- i okołopołudniowej, Darek i dziewczyny jednak nie dali rady zobaczyć osobiście. Obowiązki nie pozwoliły.
Co innego wieczorem. Wielkie koło, labirynt strachów, karuzele wytrząsające mózgi; piwo, Leberkas, muzyka; jednym słowem Gaudi.
Zdążyło zrobić się ciemno. W pewnej chwili Gulnara, wróciwszy z toalety, zawołała z wesołym przejęciem:
— Tam się całują!
Darek i Lola popatrzyli po sobie, wzięli się za ręce i poszli sprawdzić. Niedaleko, po prostu za linię drzew, za którą biegła droga. Przy samym wyjściu z terenu jarmarcznego kilka grup ludzi oddawało się rozkoszy palenia. Mijał ich ochroniarz i policja.
Darek i Lola przeszli kilka kroków dalej. I rzeczywiście, w cieniu, w nieoświetlonym miejscu przytulała się pierwsza para, na stojąco. W oka mgnieniu podeszła druga para nastolatków i nie zważając na nikogo, chichocząc, zajęła miejsce przy następnym krzewie. Dziewczyna przechyliła głowę i nasunęła ręce na ramiona kolegi, ten przyciągnął ją do siebie, objąwszy w talii. Złączyli usta w namiętnym pocałunku.
— Aha, to tak to się odbywa — szepnął na głos Darek.
— Tak — zaśmiała się Lola.
Nie ruszając się z miejsca, nie szukając dodatkowego cienia, poszli w ślady nastoletniej pary. Aż miło było popatrzeć, jak dobry przykład zaraża do czynienia dobra.
Kulminacją jarmarku był pokaz fajerwerków. Troje znajomych zajęło zawczasu dogodne miejsce na pobliskim wzniesieniu. Usiedli na bruku. Lola oparta plecami o Darka, Gulnara osobno. Najbliższa lampa rzucające skromne światło znajdowała się dwadzieścia metrów od nich. Panowała więc niemal doskonała ciemność.
W oczekiwaniu na start pokazu rozmawiali o tym i owym, o niczym, co by miało znaczenie. Gulnara wpatrzona w dal. Lola wzrokiem śledząc dłonie Darka. Darek zaś…
Zaczął od guzików. Rozpinał je od dołu: piąty, czwarty, trzeci, po kolei. Aż połówki koszuli Loli mogły się całkiem rozstąpić jak morze w starodawnych legendach. Następnie pogłaskał dziewczynę po brzuchu. Aż tuż przed pierwszym salutem powiódł palcem nad miejscem styku miseczek stanika. Ustami musnął ucho.
Lola w milczeniu złapała go za obie dłonie. Ale nie w geście sprzeciwu. Wręcz przeciwnie. By wskazać drogę, zachęcić do poznawania jej ciała. Objął pierś. Lekko pościskał. A gdy fajerwerki rozgorzały na dobre, wsunął dłoń pod miseczkę i zaczął masować biust bezpośrednio. Takiego pulchnego jeszcze nie dotykał. Nie przypominał też sobie, by kiedykolwiek wcześniej miał przyjemność zabawy tak twardym i dużym sutkiem. Do końca pokazu jeszcze z dziesięć razy pocałował Lolę za uchem.
— Pójdę przodem — powiedziała Gulnara, gdy zamilkły brawa. — Nie musicie się spieszyć.
Gdy odeszła, Lola zażartowała szeptem:
— Darku, dlaczego ja jestem rozebrana?
— Masz przecież dużo ubrań na sobie. Właściwie wszystkie —odpowiedział Darek.
— Naprawdę? — Obróciła się i oparła głowę o bark swojego mężczyzny. — A czuję się, jakbym była naga.
Darek rozejrzał sie na boki.
— Wszyscy już poszli — szepnął Loli do ucha.
— Nie chcę wiedzieć, co sobie Gulia o nas pomyśli.
— Co może pomyśleć? — Darek wrócił do masowania piersi.
— Coś niedobrego — odpowiedziała Lola i pocałowała go w usta.
— Darku, nie tutaj! — zaśmiała się, kiedy sięgnął do zapinki stanika.
Po chwili jednak sama rozpięła haftki. Darek zaczął całować piersi. Rzucił się na nie zachłannie, bez pamięci, jakby całe życie czekał na ten moment. Zassał sutek. Z głośnym mlaśnięciem.
— Darek! — Lola odruchowo złapała go za głowę. Wpięła palce we włosy. — Nie tutaj!
Nie usłyszał. Zajął się drugą piersią.
Kwadrans później Lola siedziała na nim okrakiem i całowała jego sutki. Coraz bardziej dopasowywali się do siebie biodrami. Darek objął ją w talii i zaczął kołysać. Nie ukrywał swojego podniecenia.
Cieszyli się sobą w milczeniu.
Także bez słowa Lola odsunęła się trochę i rozpięła Darkowi spodnie. Zanurzyła się ręką w jego bieliźnie. Objęła trzon dłonią. Zaczęła poruszać. Zauważywszy, że chłopak chce się odezwać, natychmiast zamknęła mu buzię ciepłym pocałunkiem.
— Inaczej nie mogę cię zadowolić — szepnęła mu chwilę później do ucha.
— Nie musisz.
— Chcę.
— Ja też chcę ciebie.
— Jeszcze nie dzisiaj.
Długo się bronił, lecz w końcu musiał uznać przewagę kobiety.
— Jesteś niesamowita — powiedział z przejęciem.
— Zasłużyłeś na dużo więcej.
Cały mokry odprowadził Lolę do domu. Także ani trochę nie suchą.
***
Gulnara już spała, lub tylko sprawiała takie wrażenie. Lola w półmroku pokazała Darkowi swoje łóżko. Wąskie, zdecydowanie jednoosobowe. Pociągnęła za rękę do łazienki.
— Tylko nikomu nie mów — szepnęła.
— Yhy.
— Obiecaj.
— Obiecuję.
Szybko pozbyła się ubrań, stając przed Darkiem w samych majtkach.
— Pomożesz mi się umyć?
— Aha.
Kiedy stanęli we dwoje pod prysznicem, objęła go obiema rękami za szyję.
— Jedną rzecz musisz wiedzieć — szepnęła tajemniczo. — Jeszcze nie byłam z nikim tak blisko. Wiesz, z mężczyzną.
Zdawała sobie sprawę, że obiektywny, wszystko wiedzący obserwator mógłby to stwierdzenie określić co najmniej dyskusyjnym, ale dawno przestała wierzyć w jego istnienie.
— Nie musisz mi tego mówić.
— Muszę.
Nim wybiła północ, poznała Darka jako mężczyznę dwa razy. Na stojąco w kabinie prysznicowej i leżąc na wznak na łóżku. Trzeci raz, kiedy się myli po miłości, już po północy.
***
Klientka miała poważny dylemat, który model będzie bardziej odpowiedni dla jej sześcioletniej córki. Ten za 229 € czy ten o pięć euro droższy. Darek omawiał z nią wszystkie za i przeciw. Pięć, dziesięć, dwadzieścia minut… A Lola siedziała w tym czasie na zapleczu. Miała pół dnia wolne, nigdzie się nie spieszyła.
W pewnej chwili, kiedy wybór roweru wydawał się już prawie na pewno i ostatecznie podjętym, spokojnym krokiem, spokojnym z pozoru, wyszła z pomieszczenia. Przeszła obok Darka, zataczając szerokie koła biodrami. Nie powiedziała nic. Po prostu wyszła.
— Coś się stało? — zapytała klientka.
— Nie. Dlaczego?
Chwilę później znalazł na biurku kartkę. Ty jesteś nienormalny — było napisane kobiecą ręką rosyjskimi bukwami.
Momentalnie pociemniało mu przed oczami. Grube krople potu spłynęły ze skroni. Zerknął na laptop, choć nie musiał. I bez patrzenia wszystko było jasne. Popełnił kardynalny błąd: nie ukrył śladów. Przez nieuwagę dopuścił, by dziewczyna dowiedziała się czegoś, czego nigdy nie chciałaby się dowiedzieć.
Pracował na swoim. Prowadził mały sklep z rowerami i sprzętem sportowym. W chwilach wolnych od klientów mógł sobie pozwolić na siedzenie przy biurku z laptopem. Przed popołudniem, poza weekendem, często miewał tylko takie chwile. Ciszę, spokój, swobodę.
Dochodziła dwunasta, gdy do sklepu weszła młoda kobieta w beżowej koszuli. Kobieta, dziewczyna, Darek nie umiał na oko odgadnąć jej wieku. Równie dobrze mogła mieć szesnaście co dwadzieścia sześć lat. Na jej twarzy rysował się lęk lub zdenerwowanie. Nie do przeoczenia, mimo że starała się nie sprawiać takiego wrażenia. Darek chętnie wyszedł do niej ze swego ukrycia.
— Dzień dobry — przywitał nieznajomą z uśmiechem sprzedawcy przyklejonym do twarzy.
— Dzień dobry — odpowiedziała dziewczyna.
Rozejrzawszy się zagubionym wzrokiem, zapytała bez większego cienia nadziei w głosie, czy jest ładowarka. Wyjaśniła od razu, że chodzi o ładowarkę do telefonu. Ładowarkę przez USB.
Darek zaprosił ją do półki.
— Chodzi o coś takiego? — Pokazał trzymak do mocowania na kierownicy; model ze zintegrowaną ładowarką zasilaną przez dynamo.
— Ech, nie. — Nieznajoma potrząsnęła ramionami i głową jednocześnie. Jej akcent zdradzał, że nie była rodowitą Niemką.
Wyjęła telefon z torebki. Pokazała, że nie chce się włączyć, bo moc akumulatora nie wiedzieć kiedy spadła do zera procent.
— Aha! Chce pani podładować?
Darek z natury lubił być pomocny. A kiedy w potrzebie była ładna panna, jego altruizm włączał się ze zdwojoną siłą. Dobrych, dżentelmeńskich nawyków zaczerpnął w rodzinnym domu, biorąc przykład z ojca, dziadka i co poniektórych wujów. Polak do szpiku mózgu i kości.
Dziewczyna pokiwała głową. Z błyskiem nadziei w oczach. Zapytała:
— Mówi pan po rosyjsku?
Oboje, jak przystało na cudzoziemców, zykali per pan i pani. Biologiczni Niemcy na ich miejscu bez zastanowienia od razu by dukali — tykali na ty, nawet nie będąc po imieniu. Ale ani Darek, ani Lola nie byli rodowitymi Niemcami.
— Tak, troszkę — odpowiedział Darek i powtórzył po rosyjsku. Z twardym akcentem, ale zrozumiale.
Rosyjski… w jego wypadku to pamiątka po wielkiej, acz niespełnionej, miłości. Takiej, jakie się najdłużej odchorowuje.
Dziewczyna nie pytała. Było dla niej mniej więcej oczywiste, że Słowianin po rosyjsku przynajmniej rozumie. A że Darek Słowianin, to słychać. Może nawet widać. Albo czuć jakimś dziesiątym zmysłem.
Dla Darka w tym spotkaniu najważniejsze było, że dziewczyna ładna, a nie że pyta o znajomość zagranicznego języka. Według ostatnich badań grupy naukowców z Sydney idealne dla oka mężczyzny wymiary to 91, 73 i 97 cm oraz wzrost 163 cm. Figura dziewczyny prawie doskonale pasowała do takiej nieco zwężonej u góry klepsydry. Tylko obwód w talii wydawał się jeszcze odrobinę mniejszy. Darkowi przeszło przez myśl, że nieznajoma chyba w ogóle nie je. Inaczej nie udałoby jej się utrzymać takiej figury. Ukradkiem zerkał na fragment ciała niezasłonięty przez poły rozpiętej u góry koszuli. Jak dżentelmen, nie żeby gapić się wprost na klepsydrowe 91 cm. Intrygował go jasnooliwkowy odcień skóry.
— Pani nie jest z Rosji? — zapytał, będąc prawie pewnym odpowiedzi.
— Z Tadżykistanu — odpowiedziała oliwkowa piękność. Kruczoczarnowłosa. — Wie pan, gdzie to?
Darek dla odmiany, podobnie zresztą jak jego dawniejsza sympatia, dla której i przy której nauczył się rosyjskiego, był czystej wody blondynem. Jeszcze bardziej niż skandynawskim.
— Oczywiście.
W międzyczasie podłączył telefon do swojej ładowarki.
— Niemiec by nie pomógł — powiedziała dziewczyna, dziękując za przysługę. Ciszej, jakby się bała, że ktoś niepowołany usłyszy tajemnicę.
Wyjaśniła, że już się znalazła w takiej sytuacji. W supermarkecie. I nikt z pracowników nie wyciągnął pomocnej dłoni. W końcu zlitował się jakiś klient. Też cudzoziemiec.
— No tak — pokiwał głową Darek. — Pracownikom sklepu za co innego płacą. Nie za pożyczanie ładowarki.
Zgodziła się. I powtórzyła, że bardzo dziękuje. Bardzo, ale to bardzo. Bez pomocy byłaby zgubiona. W telefonie jest przecież i bilet, ten za 49 euro, Deutschlandticket, i zdjęcie karty pobytu, bez której bilet jest nieważny, i karta płatnicza.
— Bez działającego smartfonu jest się nikim — powiedziała. — Uratował mnie pan.
W międzyczasie z przystanku odjechał jej autobus. Musiała pilnie zadzwonić do koleżanki, powiedzieć, że się spóźni. I żeby ta koleżanka sama poszła do banku.
— Ma pani Termin? — zapytał Darek.
— Tak. Nie dosłownie, ale…
— Ale lepiej być na czas?
— Tak. Musimy w banku wyjaśnić, o co chodzi z kaucją za mieszkanie.
— Najmuje pani mieszkanie?
— Z koleżanką.
Słowo do słowa i powiedzieli o sobie w dużym skrócie wszystko, co najistotniejsze, a co nie było tajemnicą. Że Lola była w Niemczech przez rok jako au pair, a potem wróciła i od pół roku się uczy na asystentkę medyczną. W szkole zawodowej. Uczy się i w ramach nauki pracuje. Jest praktykantką w domu opieki. Oraz że Darek skończył studia w Polsce, znalazł pracę w Niemczech, a po tym jak praca się skończyła, próbuje sił we własnym małym biznesie.
— Jest pan tu codziennie?
— Teraz tak. Nie stać mnie jeszcze na pracownika.
Usłyszawszy odpowiedź, uśmiechnęła się krótko.
— Dziękuję panu bardzo. — Chowając do torebki telefon, pochyliła się tak, że Darek mógł w końcu zapuścić wzrok głębiej w dekolt. Nie zwykł rezygnować z takich okazji. — Na pewno zajrzę jeszcze do pana.
— Będzie mi miło — odpowiedział. Szczerze zadowolony. — A jak pani ma na imię?
— Lola.
— Dolores? — Uśmiechnął się.
— Słucham?
— Hiszpańskie imię? Lola to zdrobnienie od Dolores? — Wiedział, bo swego czasu z wypiekami na twarzy przeczytał „Lolitę”.
— Nie. To chyba perskie słowo.
— Coś znaczy?
— Tulipan — odpowiedziała Lola z uśmiechem. — A pana imię coś znaczy?
— Nie wiem. Darek to nie polskie imię.
— A jakie?
— Perskie. Wiesz, Persja, Iran?
— Naprawdę?! — Lola była szczerze zaskoczona. — A Polska to przecież chrześcijański kraj. — Chętnie by porozmawiała dłużej. — Muszę iść, bo mi jeszcze następny autobus odjedzie. Ale przyjdę.
— Będzie mi miło.
— Tschü-üß!
***
Wróciła tydzień później. Bijąc się z myślami, czy dobrze robi, i z tremą. Bała się, że zabraknie tematów do rozmowy. Także niepewna, czy Darek ją jeszcze pamięta. Przez sklep przewija się przecież więcej klientów. I zbłąkanych dusz kobiecych i z dalekich krajów, pięknych, elokwentnych i śmiałych.
Pamiętał doskonale. Ucieszył się na jej widok, zaproponował kawę czy herbatę, wodę z gazem czy bez, sok jabłkowy. Dostawił krzesło.
— Sprawdziłem, co znaczyło Dariusz w dawnym perskim — powiedział. — Zupełnie to do mnie nie pasuje.
— Nie? A co znaczy?
— Bogaty. — Darek zaśmiał się krótko. — To imię króli, a króle byli bogaci.
— Moje do mnie chyba tez nie pasuje.
— Dlaczego?
— A przypominam tulipan?
— Kwiat ładny i ty ładna — odpowiedział Darek.
— Ja ładna? — zaśmiała się Lola.
— Jak najładniejszy tulipan.
Skwitowała komplement uśmiechem i skromnym:
— Dziękuję.
Ciekawa była najważniejszego. Kilka razy zerknęła na dłonie króla perskiego. Na żadnym palcu nie było obrączki. Ani sygnetu, pierścionka, ani nawet śladu po tego rodzaju ozdobie. Uspokoił ją ten widok, a raczej brak widoku. Trochę. Trochę, bo przecież nie każdy żonaty nosi obrączkę, nawet wśród ponoć fundamentalnie chrześcijańskich Polaków. Istnieją też nieformalne związki.
Jej palce też były gołe. Wszystkie pierścionki przywiezione z ojczyzny, trzy: od mamy, od babci i od kuzyna, przechowywała starannie razem z paszportem i resztą skarbów. Od przyjazdu do Niemiec nie założyła żadnego z nich ani razu. Zabrakło okazji.
Darek też obejrzał sobie jej dłonie. Podobały mu się jej filigranowe acz długie palce. Tylko paznokcie wolałby widzieć krócej przycięte i bez farby. Cóż, nikt nie jest idealny i nie malowane paznokcie zdobią dziewczynę.
— Udało ci się wszystko w banku? Załatwiłyście kaucję?
— Tak. W przyszłym miesiącu się wprowadzamy.
— Z koleżanką?
— Tak. Też przyjechała z Tadżykistanu. Ale rozmawia ze mną po rosyjsku, bo tak jest łatwiej.
— Nie zna tadżyckiego?
— Zna ze szkoły, ale etnicznie jest Uzbeczką. Wiesz, że uzbecki jest podobny do tureckiego?
— Aha, ciekawe.
— Ciekawi cię to? Może kiedyś ją przyprowadzę, to będzie ci mogła więcej powiedzieć.
Darek pokiwał głową. Zapowiedź nowych spotkań przykrości mu zdecydowanie nie sprawiła.
— Bardzo chętnie, Lolu. Języki ciekawiły mnie praktycznie zawsze, odkąd pamiętam To taki mój jakby koniczek, Steckenpferdchen — odpowiedział żartobliwie, spontanicznie łącząc w nowym słowie konika w sensie hobby i konika morskiego: egzotyczną rybę.
Znowu udało mu się uniknąć tłumaczenia, w jakich okolicznościach i dlaczego, a raczej z czyjego powodu, opanował rosyjski w stopniu, jakiego mógłby pozazdrościć niejeden rusycysta. Tanja… Mittenwald, Paryż, Zugspitze — co tydzień urządzali jakąś wycieczkę, najczęściej w szerszym gronie znajomych. Z atestatem, institutem i certyfikatem z niemieckiego bez najmniejszego problemu zostałaby przyjęta na studia. Mogła zostać, razem daliby sobie radę. Ale nie, Tanja wolała stabilność, pewność jutra: mieszkanie służbowe i pensję świeżomianowanego porucznika. Wybrała Andreja. Z gwardyjskiej desantowoszturmowej. Głupia! Darek długo nie mógł przeboleć tej porażki. Dura!
Mówiła, że polityką się nie interesuje. Tak samo zapewne jak ten jej wojak. Żyje jeszcze? — zastanawiał się czasami Darek, czysto retorycznie, bez najmniejszych emocji, bez współczucia. Zwłaszcza po Irpieniu i Buczy. Czym został: mordercą, trupem, samowarem, kaleką?
— A tadżycki nie należy do rodziny tureckiej? — zapytał.
— Nie. Do tureckiego i uzbeckiego jest zupełnie niepodobny. Z uzbeckim mamy tylko wspólny alfabet i nic poza tym.
— Spadek po Sojuzie?
— Tak, historia.
— A do jakiego języka jest mu najbliżej?
Lola zrobiła rezolutną minę. Upiła łyk kawy, spojrzała Darkowi w oczy.
— Do dari — odpowiedziała półgłosem. — Mamy perskie imiona, a rozmawiamy po rosyjsku. Czy to nie dziwne?
Niedługo potem Darek musnął palcem mały palec Loli, prawie niby przypadkiem i niechcący.
— Ładne masz dłonie — szepnął po chwili wystarczająco długiej dla podjęcia decyzji, czy cofnąć rękę, czy pozwolić trwać dotykowi.
Lola dłoni nie zabrała, Darek także. Obojgu zaszumiało między skroniami.
Kuzyn Loli też swego czasu chwalił jej dłonie. Zamknęła na chwilę oczy. Jak niewiele brakowało! — pomyślała. Jakby w porę nie posłuchała rozumu, o co wcale nie było łatwo, jakby do niej w końcu nie dotarło, że on poważnie traktuje prawo szariatu zezwalające mężczyźnie na cztery żony, gdyby nie inna dziewczyna trochę bardziej niecierpliwa, to by się nie skończyło na przyjęciu pierścionka, Lola nigdy nie wyjechałaby do Niemiec, nie odwiedziła Darka w jego sklepie…
— Dziękuję — odpowiedziała na komplement. — Jesteś bardzo miły.
— Ja tylko mówię prawdę.
— Wierzysz w Boga? — zapytała po chwili namysłu.
— W którego? — odpowiedział z ironią.
— Dowolnego.
Darek uwielbiał to pytanie i nienawidził. Pytanie o religię ma w sobie coś z hazardu. Stanowi wyzwanie. Dobrą reakcją, wychodzącą na przeciw oczekiwaniom pytającego, można coś ugrać, zdobyć dodatkowy punkt sympatii. Często jednak jedno niewłaściwe słowo, a nawet pozasłowny gest, grymas, zrywa nić porozumienia, zabija nienarodzoną przyjaźń. Próba odpowiedzi na pytanie o Boga ma coś wspólnego z rozbrajaniem miny. Saper myli się tylko raz — ostatni.
— Dopóki mogę — zaczął — dopóki wolno, dopóki nikt mi nie trzyma karabinu przy głowie, wolę to pytanie odwrócić. Pytam, Lolu, czy Bóg wierzy we mnie, obojętnie który. Jak wierzy, to możemy się kolegować, jak nie, to i ja w niego nie wierzę.
Lola westchnęła głośno.
— Otwierasz mi oczy.
— Dlaczego?
— Powoli zaczynam rozumieć, dlaczego wszyscy lubią Polaków.
— A lubią? Kto lubi? — Darek miał na ten temat stanowczo mniej jednoznaczne zdanie.
— Każdy, z kim rozmawiałam — odpowiedziała Lola z życzliwym śmiechem.
— Za co?
— Tam, gdzie byłam jako au pair, jedna sąsiadka miała córkę z Polakiem. Mówiła o nim „wesoła dusza” i że wszyscy jesteście tacy. Widzę, że to prawda. Ale to nie wszystko, Darku.
— A co jeszcze? — zapytała coraz bardziej rozbawiony.
— Czy każdy Polak jest takim dyplomatą? — zaśmiała się Lola. — Nie prościej było powiedzieć, że nie wierzysz?
— Prościej, ale to by nie była cała prawda.
— A co myślisz o muzułmanach?
— Że są obłąkani tak samo jak katolicy z polskim papieżem na czele — odpowiedział Darek dyplomatycznie i szczerze. — A ty co o nich sądzisz?
— Nie wiem.
— Zechcesz się jeszcze ze mną spotkać?
Popatrzyli po sobie, zagłębili nawzajem w źrenice.
— Yhy — Lola kiwnęła głową po chwili milczenia, mającej świadczyć o wyjątkowej wadze przemyśleń toczących się w jej głowie.
Myślała. Ale nie nad treścią, tylko nad formą, żeby odpowiedź nie wybrzmiała banalnie. W końcu stanęło na krótkim yhy i przymrużeniu powiek.
— Dziękuję — szepnął Darek i przykrył lewą dłoń Loli swoją prawą dłonią. — Opowiedz mi o Duszanbe. Jakie miejsca najbardziej lubisz?
…
— W pracy musisz dużo rozmawiać z pacjentami?
— O tak. Starsi ludzie mają dużo do powiedzenia, ale nie mają komu.
— Możesz się dużo dowiedzieć.
— Zebyś wiedział. — Lola westchnęła.
— Tak? — zapytał Darek.
— Hm. Czasami są to rzeczy, o których lepiej byłoby nigdy się nie dowiedzieć.
Loli stał przed oczami pamięci pewien dziadek z demencją. Za każdym razem opowiadał to samo, biorąc młodą praktykantkę za koleżankę z sąsiedztwa sprzed połowy stulecia. Za dziesiątym razem z potoku dialektalnych dźwięków udało jej się wyłuskać ogólny zarys wspomnień tego mężczyzny: letni wypas krów na górskiej hali, końskie zaloty i zgwałcenie dziewczyny. Zbrodnia bez kary, jakich wiele.
— Na przykład?
— Lepiej nie powiem.
***
Na jarmark z okazji końca lata udali się we troje: Darek, Lola oraz jej koleżanka-współlokatorka.
Ach, co to był za jarmark! Przybyli topowi politycy: Söder, Aiwanger i Kretschmann, nawet Merz i Kubicki. Przemówili. Był rok wyborczy, więc wystąpienia polityków szczególnie mocno przykuwały uwagę zgromadzonego ludu. Były najwyższej wagi, wręcz przełomowe. Premier wypowiedział się o swoim wice z koalicyjnej partii — wrogu numer jeden. Lider Zielonych zapewnił, że rząd federalny jak żaden z poprzednich dba o klimat, i obiecał kontynuowanie jedynie słusznego kursu. Wicepremier, rozpaczliwie szukając sposobu ucieczki od własnej przeszłości będącej źródłem świeżo wybuchłego skandalu mogącego wykoleić jego do niedawna błyskotliwą karierę, uderzył w Zielonych; powiedział, że jego land nie jest skazany na dyktat złej władzy. W podobnym tonie, lecz z jeszcze większym dramatyzmem w głosie, wypowiedzieli się wolnościowcy. Mądre głowy w radiu przez trzy dni analizowały potem bon moty wyrzucone wtedy w eter.
Tej części jarmarku, przed- i okołopołudniowej, Darek i dziewczyny jednak nie dali rady zobaczyć osobiście. Obowiązki nie pozwoliły.
Co innego wieczorem. Wielkie koło, labirynt strachów, karuzele wytrząsające mózgi; piwo, Leberkas, muzyka; jednym słowem Gaudi.
Zdążyło zrobić się ciemno. W pewnej chwili Gulnara, wróciwszy z toalety, zawołała z wesołym przejęciem:
— Tam się całują!
Darek i Lola popatrzyli po sobie, wzięli się za ręce i poszli sprawdzić. Niedaleko, po prostu za linię drzew, za którą biegła droga. Przy samym wyjściu z terenu jarmarcznego kilka grup ludzi oddawało się rozkoszy palenia. Mijał ich ochroniarz i policja.
Darek i Lola przeszli kilka kroków dalej. I rzeczywiście, w cieniu, w nieoświetlonym miejscu przytulała się pierwsza para, na stojąco. W oka mgnieniu podeszła druga para nastolatków i nie zważając na nikogo, chichocząc, zajęła miejsce przy następnym krzewie. Dziewczyna przechyliła głowę i nasunęła ręce na ramiona kolegi, ten przyciągnął ją do siebie, objąwszy w talii. Złączyli usta w namiętnym pocałunku.
— Aha, to tak to się odbywa — szepnął na głos Darek.
— Tak — zaśmiała się Lola.
Nie ruszając się z miejsca, nie szukając dodatkowego cienia, poszli w ślady nastoletniej pary. Aż miło było popatrzeć, jak dobry przykład zaraża do czynienia dobra.
Kulminacją jarmarku był pokaz fajerwerków. Troje znajomych zajęło zawczasu dogodne miejsce na pobliskim wzniesieniu. Usiedli na bruku. Lola oparta plecami o Darka, Gulnara osobno. Najbliższa lampa rzucające skromne światło znajdowała się dwadzieścia metrów od nich. Panowała więc niemal doskonała ciemność.
W oczekiwaniu na start pokazu rozmawiali o tym i owym, o niczym, co by miało znaczenie. Gulnara wpatrzona w dal. Lola wzrokiem śledząc dłonie Darka. Darek zaś…
Zaczął od guzików. Rozpinał je od dołu: piąty, czwarty, trzeci, po kolei. Aż połówki koszuli Loli mogły się całkiem rozstąpić jak morze w starodawnych legendach. Następnie pogłaskał dziewczynę po brzuchu. Aż tuż przed pierwszym salutem powiódł palcem nad miejscem styku miseczek stanika. Ustami musnął ucho.
Lola w milczeniu złapała go za obie dłonie. Ale nie w geście sprzeciwu. Wręcz przeciwnie. By wskazać drogę, zachęcić do poznawania jej ciała. Objął pierś. Lekko pościskał. A gdy fajerwerki rozgorzały na dobre, wsunął dłoń pod miseczkę i zaczął masować biust bezpośrednio. Takiego pulchnego jeszcze nie dotykał. Nie przypominał też sobie, by kiedykolwiek wcześniej miał przyjemność zabawy tak twardym i dużym sutkiem. Do końca pokazu jeszcze z dziesięć razy pocałował Lolę za uchem.
— Pójdę przodem — powiedziała Gulnara, gdy zamilkły brawa. — Nie musicie się spieszyć.
Gdy odeszła, Lola zażartowała szeptem:
— Darku, dlaczego ja jestem rozebrana?
— Masz przecież dużo ubrań na sobie. Właściwie wszystkie —odpowiedział Darek.
— Naprawdę? — Obróciła się i oparła głowę o bark swojego mężczyzny. — A czuję się, jakbym była naga.
Darek rozejrzał sie na boki.
— Wszyscy już poszli — szepnął Loli do ucha.
— Nie chcę wiedzieć, co sobie Gulia o nas pomyśli.
— Co może pomyśleć? — Darek wrócił do masowania piersi.
— Coś niedobrego — odpowiedziała Lola i pocałowała go w usta.
— Darku, nie tutaj! — zaśmiała się, kiedy sięgnął do zapinki stanika.
Po chwili jednak sama rozpięła haftki. Darek zaczął całować piersi. Rzucił się na nie zachłannie, bez pamięci, jakby całe życie czekał na ten moment. Zassał sutek. Z głośnym mlaśnięciem.
— Darek! — Lola odruchowo złapała go za głowę. Wpięła palce we włosy. — Nie tutaj!
Nie usłyszał. Zajął się drugą piersią.
Kwadrans później Lola siedziała na nim okrakiem i całowała jego sutki. Coraz bardziej dopasowywali się do siebie biodrami. Darek objął ją w talii i zaczął kołysać. Nie ukrywał swojego podniecenia.
Cieszyli się sobą w milczeniu.
Także bez słowa Lola odsunęła się trochę i rozpięła Darkowi spodnie. Zanurzyła się ręką w jego bieliźnie. Objęła trzon dłonią. Zaczęła poruszać. Zauważywszy, że chłopak chce się odezwać, natychmiast zamknęła mu buzię ciepłym pocałunkiem.
— Inaczej nie mogę cię zadowolić — szepnęła mu chwilę później do ucha.
— Nie musisz.
— Chcę.
— Ja też chcę ciebie.
— Jeszcze nie dzisiaj.
Długo się bronił, lecz w końcu musiał uznać przewagę kobiety.
— Jesteś niesamowita — powiedział z przejęciem.
— Zasłużyłeś na dużo więcej.
Cały mokry odprowadził Lolę do domu. Także ani trochę nie suchą.
***
Gulnara już spała, lub tylko sprawiała takie wrażenie. Lola w półmroku pokazała Darkowi swoje łóżko. Wąskie, zdecydowanie jednoosobowe. Pociągnęła za rękę do łazienki.
— Tylko nikomu nie mów — szepnęła.
— Yhy.
— Obiecaj.
— Obiecuję.
Szybko pozbyła się ubrań, stając przed Darkiem w samych majtkach.
— Pomożesz mi się umyć?
— Aha.
Kiedy stanęli we dwoje pod prysznicem, objęła go obiema rękami za szyję.
— Jedną rzecz musisz wiedzieć — szepnęła tajemniczo. — Jeszcze nie byłam z nikim tak blisko. Wiesz, z mężczyzną.
Zdawała sobie sprawę, że obiektywny, wszystko wiedzący obserwator mógłby to stwierdzenie określić co najmniej dyskusyjnym, ale dawno przestała wierzyć w jego istnienie.
— Nie musisz mi tego mówić.
— Muszę.
Nim wybiła północ, poznała Darka jako mężczyznę dwa razy. Na stojąco w kabinie prysznicowej i leżąc na wznak na łóżku. Trzeci raz, kiedy się myli po miłości, już po północy.
***
Klientka miała poważny dylemat, który model będzie bardziej odpowiedni dla jej sześcioletniej córki. Ten za 229 € czy ten o pięć euro droższy. Darek omawiał z nią wszystkie za i przeciw. Pięć, dziesięć, dwadzieścia minut… A Lola siedziała w tym czasie na zapleczu. Miała pół dnia wolne, nigdzie się nie spieszyła.
W pewnej chwili, kiedy wybór roweru wydawał się już prawie na pewno i ostatecznie podjętym, spokojnym krokiem, spokojnym z pozoru, wyszła z pomieszczenia. Przeszła obok Darka, zataczając szerokie koła biodrami. Nie powiedziała nic. Po prostu wyszła.
— Coś się stało? — zapytała klientka.
— Nie. Dlaczego?
Chwilę później znalazł na biurku kartkę. Ty jesteś nienormalny — było napisane kobiecą ręką rosyjskimi bukwami.
Momentalnie pociemniało mu przed oczami. Grube krople potu spłynęły ze skroni. Zerknął na laptop, choć nie musiał. I bez patrzenia wszystko było jasne. Popełnił kardynalny błąd: nie ukrył śladów. Przez nieuwagę dopuścił, by dziewczyna dowiedziała się czegoś, czego nigdy nie chciałaby się dowiedzieć.