Pędził szkolnym korytarzem co sił w nogach. Na plecach czuł oddech swoich prześladowców. Pisk starych trampków, ostry skręt. Dłoń sięgająca po jego kaptur przecięła powietrze. Dawid Myszkowski wybiegł na otwartą przestrzeń holu. Jak tyczki mijał obojętnych uczniaków. W prawo, w lewo. Widzenie tunelowe. Need for Speed. Dzięki skromnym warunkom fizycznym zyskał w tłoku cenne metry nad gorylami. Odwrócił się za siebie. Rudy i Kaszana mogli tylko patrzeć, jak jego krótko ostrzyżona, jasna głowa oddala się z każdą sekundą. Niewiele myśląc, pognał ku schodom. Chwycił się poręczy i jednym susem zeskoczył do podziemi. Taranem przebił się przez kolejkę do sklepiku. Różowa portmonetka zawirowała w powietrzu.
– Ej, uważaj! – Krzyk Alicji przedarł się przez pomruki niezadowolenia, wymieszane z brzdękiem rozsypanych miedziaków.
Wolałby nie podpadać akurat jej, lecz nie było czasu na przeprosiny. Z dwojga złego, ona go przecież nie pobije. Ruszył w kierunku wąskiego tunelu. Z kantyny niósł się zapach gotowanych pulpecików, ale on poczuł jedynie siarczystą woń wpierdolu, bo nie było mu łatwo uciekać na prostej. Dawid nie interesował się sztukami walki, ale dzięki bandziorom doskonale znał dźwignię na nogę, balachę i duszenie trójkątem. Zastrzyk adrenaliny zrobił swoje. Nietknięty dotarł do końca długiego korytarza. Przeskakując co kilka stopni, przedostał się na parter. Tam złamał schemat. Zamiast pobiec na piętro, postanowił wrócić do punktu wyjścia.
– Aa! – Rozpaczliwy krzyk bydlaka, a za nim rechot gawiedzi.
Wymanewrowany Kaszana poleciał jak długi na śliskie linoleum! Dobrze mu tak – pomyślał wymoczek. Kątem oka dostrzegł, że Rudy został koledze na pomoc. Nikt go już nie gonił. Mógł zwolnić. Oddalał się od zagrożenia spokojnym truchtem, zerkając tylko, czy nie wznowiono pościgu. Stracił czujność. Atak nadszedł od frontu. Zaciśnięta pięść rozbiła się na podbrzuszu chłopaka, a ten z hukiem runął na ziemię. Zwinięty w pozycji embrionalnej skomlał jak pies, walcząc z bólem, na który nie ma lekarstwa. Zrobiło mu się okropnie gorąco. Natychmiast otoczyło go stado gapiów, przetaczających po jego samoocenie beczkę śmiechu. Uniósł załzawione oczy na swego oprawcę. Nie był nim żaden z osiłków. To Alicja.
– Ty szczurze! – krzyknęła.
Tak oto Szczur został Szczurem. Typem, którego „pobiła dziewczyna”. Odkąd spadł na samo dno szkolnego łańcucha pokarmowego, musiał się użerać nie tylko z agresją oprychów, ale też pogardą dziewczyn i uczniów klas młodszych. Lekcje były dla niego koszmarem, a przerwy istnym piekłem. Znienawidził szkołę, ale jeszcze silniejszym uczuciem pałał do Alicji, którą obwiniał za swoje nieszczęście.
Długimi miesiącami marzył o zemście, ale w żaden sposób nie był w stanie jej zaszkodzić. Mógł tylko obserwować, jak brunetka zyskuje popularność. Na domiar złego, uwielbianej przez nauczycieli, otoczonej wianuszkiem koleżanek dziewczynie jako pierwszej urosły piersi. Z ręki jedli jej więc ci sami chłopacy, którzy zawodowo zajmowali się dociskaniem go do szkolnego gumolitu.
Pod koniec gimnazjum nikt już nie pamiętał jego imienia, a ilekroć słyszał niechciany pseudonim, przypominał sobie feralną scenę. Brakowało mu dawnego ducha walki, ale z optymizmem wypatrywał nowego otwarcia w szkole średniej.
Jakie było jego rozczarowanie, gdy pierwszego dnia w grzeszyńskim liceum spotkał znajomą twarz. Świta Alicji zręcznie zadbała o zachowanie statusu quo i wytłumaczenie nowym kolegom, dlaczego Szczur był, jest i zawsze będzie Szczurem. Nieszczęście niczym pleśń wsiąkło nawet w mury jego mieszkania, kiedy ich matki złapały wspólny kontakt. Szkolna zmora została klasyczną córką koleżanki jego starej. Cały informatyczny rozwój, stawianie serwerów czy tworzenie pierwszych aplikacji było sprowadzane do „grania w komputer” i przykrywane sukcesami Alicji w posiadaniu ogromnego biustu, w którym zdawała się przechowywać sympatię całego świata.
W Dawidzie narastało poczucie bezsilności. Zdał sobie sprawę, że jest jedyną osobą zaangażowaną w urojony konflikt, a Alicja od zawsze traktowała go jak powietrze. Sam nie potrafił być sobie wierny w nienawiści do dziewczyny. Ileż razy samobiczował się w myślach za zerknięcie w jej dekolt? Ileż razy czuł to niechciane, ale jakże przyjemne ciepło, gdy pożądana przez wszystkich piękność przypadkiem odzywała się do niego bez pogardy?
Mijały lata, a chłopak przyzwyczaił się do swojego żałosnego położenia. Znalazł sobie nawet towarzysza szkolnej niedoli. Z Rafałem łączyła go nie tylko niechęć rówieśników, ale i pasja do gier. Było to jednak zbyt mało do wyprawienia imprezy na siedemnaste urodziny. Osiemnastkę zresztą także spędził w samotności. Przed następnymi stało się jednak coś nieoczekiwanego.
– Wpadnij do mnie na działkę. Napijemy się i trochę pogramy. Przygotowałem dla ciebie coś specjalnego – zaproponował jego jedyny przyjaciel.
Niebo już dawno zapomniało o słońcu, kiedy Dawid dotarł do położonych na obrzeżach miasta terenów rekreacyjnych. Był szary, letni wieczór. Wiatr przybierał na sile, a z ciemnych chmur spadały pojedyncze krople orzeźwiającego deszczu. Wokół kręciły się już tylko ostatki amatorów ogrodnictwa, toteż blondas szybko dostrzegł machającego Rafała i poszedł mu na spotkanie.
– Sto lat, brachu.
Szczur, którego nigdy nie nazywano „brachem”, poczuł się wzruszony podniosłością chwili. Omiótł wzrokiem działkę. Choć tynk na ścianach udającej domek letniskowy budki był już tylko historią, a w ogródku uprawiano głównie chwasty, uwielbiał tu przesiadywać.
– Schowaj do lodówki. – Solenizant rozpiął plecak. W środku miał dwie butelki wina marki Wino i paczki chipsów na zagrychę.
– Wina nie trzyma się w lodówce, Dawid.
– To nie.
Weszli do środka. Ciasna bywalnia z aneksem kuchennym była cała zagracona, jakby właściciel postawił sobie za punkt honoru, by ani jeden centymetr podniszczonych mebli nie został pusty. Między dwoma sfatygowanymi fotelami stała niska ława, a na niej walały się rozmaite kartki. Rafał natychmiast do nich doskoczył i ułożył w stos, ukrywając zawartość przed wzrokiem kolegi.
– Nie możesz tego zobaczyć.
– Co to za gra?
– Nie grałeś jeszcze w nic tak zajebistego. – Zwykle stroniący od wulgaryzmów Rafał miał iskry w oczach.
Szczur wierzył mu na słowo. Nie bez kozery uważał tę zaniedbaną budę za najlepsze miejsce na świecie. To właśnie tutaj w skórze elfa Ingálvura zinfiltrował dwór króla Aleksandra, to właśnie tutaj razem z Rafałem przeżyli Wielki Bunt Krasnoludów w Hazelcall, a wszystko to wspólnymi siłami wyobraźni. Magia tych czterech ścian nie kończyła się zresztą na snutych opowieściach, bo drzwi z tabliczką „wchodzisz na własną odpowiedzialność” przenosiły prosto do ubikacji na dworcu PKP.
Gospodarz zaprosił do stołu z dwoma porcelanowymi kubkami do winiacza w rękach. Nie czekając na toast, wziął się za przygotowanie rozgrywki. Posegregował zmięte kartki, z których część chlasnął sobie na kolana, a resztę na stojący między chłopakami mebel. Tam czekał już podręcznik z zasadami, który Dawid znał na pamięć oraz fikuśne kostki. Była wśród nich klasyczna sześciościenna kostka znana z chińczyka, ale też trzyścienna, ośmiościenna, a nawet stuścienna.
– Rozumiem, że mistrzujesz?
Tak zwany erpeg (RPG) to gra narracyjna, w której gracze wcielają się w wymyślone postacie. Ich zadaniem jest zrealizowanie celów postawionych przez Mistrza Gry, na którego barkach spoczywa stworzenie atrakcyjnego scenariusza i sprawiedliwe poprowadzenie zabawy.
– Tak. Łap swoją kapejkę.
Dawid sięgnął po kartę postaci i momentalnie przejrzał statystyki. Jego bohater nie miał siły ani charyzmy, a wytrzymałość pozwalała mu na przyjęcie raptem kilku ciosów. Z wyjątkiem pojedynczych rubryk prawie wszędzie wpisane były najniższe wartości. W cechach szczególnych otrzymał karłowatość i „szpetną mordę”, ale najgorsze odkrycie było dopiero przed nim. Otóż wcale nie grał krasnoludem. Grał człowiekiem. Urodzonym w Grzeszynie i nazywającym się Szczur. Chłopak wiedział, że ludzie mają go za przegrywa, ale nie spodziewał się, że w dniu urodzin jedyny przyjaciel wbije mu nóż w plecy.
– Tak nisko mnie cenisz…
– Wręcz przeciwnie. – Rafał spojrzał koledze głęboko w oczy. – Wierzę, że jeśli ktoś jest w stanie sprostać wyzwaniu dzisiejszej sesji tak beznadziejną postacią, to tylko ty.
– Naprawdę tak myślisz?
Mistrz Gry pokiwał głową. Wziął łyczek wina i skrzywił się nie na żarty. Zaczął snuć historię postaci Dawida, grającego de facto sobą. Nie upiększał, nie pomijał niewygodnych wątków. Wspomniał o Kaszanie, Alicji i wielu innych. Szczur słuchał tego z beznamiętną miną, ale rękami mocno trzymał się podłokietników.
Czas rozpocząć grę.
– …masz dziewiętnaście lat i chodzisz do szkoły z internatem. Leżysz na łóżku dwuosobowego pokoju ze wzrokiem wgapionym w sufit. Uzmysławiasz sobie, że zmierzasz donikąd. Dłuższą chwilę główkujesz nad czymś, co mogłoby odwrócić twój nędzny los. Jest chyba tylko jedna taka rzecz. To potężny artefakt, który niejednokrotnie wpływał na dzieje ludzkości. Daje szacunek, premie do niezliczonej liczby statystyk i bezcenne szczęście. Cycki.
– Cycki?
– Te, o których mowa, są jak rękawica Thanosa przy tym czymś. – Wskazał wiszące na gwoździu ogrodowe gumiaki. – Ogromne jak arbuzy, a przy tym idealnie kształtne. Falami jędrnej skóry przywołują na myśl tafle jeziora, choć zamiast uspokajać, doprowadzają do szaleństwa. Wyjęte spod prawa grawitacji, przywracają wiarę w wielkość matki natury. – Rafał w kwiecistym opisie wspierał się notatkami. – Niestety znajdują się daleko poza zasięgiem zwykłych śmiertelników jakby strzeżone w najwyższej wieży zamczyska przez ziejącego ogniem smoka. Dlatego ten, kto je posiądzie, zyska nieograniczone możliwości i chwałę na wieki. Mowa rzecz jasna o cyckach Alicji Gamrot.
– Rzecz jasna… – Szczur głośno przełknął ślinę, bardziej ze strachu niż podniecenia.
– Alicja wszystko ma duże. Jest od ciebie kilka centymetrów wyższa, waży też nieco więcej, ale nikt o zdrowych zmysłach nie pomyślałby, że jest gruba. Podkreślone kreską wielkie rodem z anime, zielonkawe oczy oraz pełne usta sprawiają, że wystarczy jedno spojrzenie na jej dostojną twarz, by zrozumieć jak silna i nieprzejednana jest to kobieta…
– Rafał, znam ją.
W istocie Szczur był zdumiony, jak bardzo przedstawiony przez kolegę opis różnił się od jego własnego wyobrażenia.
– …Oczywiście nie jest chodzącym ideałem. Jej nogi są masywne, a dupa raczej płaska, ale przecież nikt nie zapuszcza się przy niej ze wzrokiem tak nisko. Mieszka za to wysoko, piętro nad tobą. Zazwyczaj przebywa w towarzystwie, ale wyłącznie koleżanek, bo choć każdy chłopak pragnie z nią być, w obawie przed porażką zdobyć jej nie próbuje niemal nikt.
Zapadła cisza. To ma być ta najlepsza gra? W Szczurze starły się ze sobą sprzeczne siły. Niechęć do stanięcia twarzą w twarz ze swoimi demonami i natura wytrawnego gracza, która pchała go do stawienia czoła najtrudniejszym zadaniom. Chłopak potrafił bez problemu wcielić się w głupawego goblina czy wygłaszać poetyckie mowy elfiego barda, ale zagranie samego siebie było wyzwaniem, przed jakim jeszcze nigdy nie stał. Sama misja także wyglądała na ekstremalnie trudną. Musiał przyznać, że Rafał wymyślił coś wyjątkowego.
– Wystarczy, że rzucę się na nią i musnę te cycki?
– Nie. Musisz je zdobyć, mieć na własność.
– Ale nie można posiadać czyjejś części ciała.
– To zrób tak, żeby było można.
Gracz rozważył wszystkie możliwości. Mógł uwieść Alicję i zaciągnąć do łóżka, ale szybko skreślił tę opcję jako niewykonalną. Innym sposobem była przemoc, tylko że do tego musieliby być sami, a mieszkańcy internatu przebywali w towarzystwie niemal całą dobę. Zresztą nawet gdyby wykreował odpowiednie warunki, ze swoimi statystykami miałby mizerne szanse w bezpośrednim starciu. Musiał wziąć ją na sposób. Odchrząknął.
– Jestem świadomy, że zdobycie tak potężnych artefaktów wymaga czasu i przygotowania. Dlatego sięgam po leżącego na nocnym stoliku laptopa. W przeglądarkę wpisuję adres strony z zakupami. Dużo mam pieniędzy?
– Trzysta złotych.
– Kupuję ukrytą kamerę i…
– To customowy przedmiot, więc policzę ci za niego trzysta.
– No bez jaj! Chcę zwykły nagrywacz, a nie teleskop Webba. Wystarczy mi obraz przeciętnej jakości, zasięg mikrofonu na pięć metrów, możliwość przesyłania nagrań oraz detektor ruchu, żebym nie musiał martwić się o baterie. Dam dwieście pięćdziesiąt.
– No dobra…
Po twardych negocjacjach nad kolejnymi fantami, Szczur poprawił się wygodnie na fotelu, zadowolony ze skompletowania niezbędnego ekwipunku.
– W oczekiwaniu na przesyłkę staram się dowiedzieć, czy Alicja i jej współlokatorka wracają na weekend do domu. Obie są z tej samej miejscowości, zazwyczaj zjeżdżają razem.
– Kolejne dni ciągną ci się w nieskończoność. Zamówione fanty otrzymujesz w czwartek, a wcześniej udaje ci się podsłuchać, że mieszkająca z Alicją Gosia jedzie na weekend do domu. Jest piątkowe południe. Umęczony wracasz do pokoju po WF-ie z profesorem Dankowskim, który zamiast dać pokopać w spokoju piłkę, gnębi was od tygodni gimnastyką.
– Na trzy gryzy wciągam banana, żeby zyskać na siłach i pakuję do plecaka niezbędne rzeczy: kamerkę, śrubokręt i wytrych.
– Nie kupiłeś sobie wytrycha.
– Przecież mogę go zrobić ze wszystkiego!
– To zrób.
Dawid westchnął, poirytowany czepialstwem Mistrza Gry.
– Mój współlokator, Eryk, ma długie włosy, do których opiekunka każe mu używać spinki. Pytam się, czy mógłby mi jedną dać.
– Eryk łypie na ciebie, jakbyś chciał pożyczyć jego dziewczynę: „A do czego ci?”.
– „Chcę trochę pomajsterkować…”
– Jego mina nie ulega zmianie.
– Drapię się po głowie. „Mam żelki, chcesz?”
– „No jasne”. Eryk rozrywa paczkę smakołyków. Ku twojej rozpaczy, wyjada wszystkie truskawkowe, ale po wszystkim zostawia ci na łóżku dwie spinki.
– Bawię się zdobyczą poza wzrokiem Eryka, przygotowując sobie wytrych. Kiedy narzędzie jest gotowe, chowam je do kieszeni, biorę plecak i wychodzę na korytarz. Jak gdyby nigdy nic, kieruję się do pokoju Alicji.
– W internacie świeci pustkami, bo wielu uczniów wyjechało do domów. Na piętrze mijasz sprzątaczkę i dyżurującą opiekunkę. Odkąd miesiąc temu Rudy wpadł w szkole z narkotykami, wszyscy stali się jacyś bardziej czujni. Druga z kobiet poświęca ci wyjątkowo dużo uwagi, bo nigdy nie widziała, żebyś odwiedzał jakąś laskę. Ostatecznie daje ci spokój. Bez przeszkód wchodzisz na łącznik.
– Znajduję się poza okiem kamer, ale wcale nie zabieram się za zamek. Zamiast tego pukam do drzwi.
Rafał spojrzał pytająco na kolegę. Temu ani drgnęła powieka. Ewidentnie miał plan.
– Nikt ci nie otwiera.
– W takim razie wyciągam spinkę i biorę się za zamek.
– Wykonajmy test. Poziom trudności ustalam na cztery. Masz całkiem niezłe staty, turlaj ośmiościenną.
Wyrzucenie czwórki dawało mu powodzenie, więc szanse były wysokie. Szczur sięgnął po kostkę i rzucił. Jedynka.
– To jest niemożliwe. – Cały jego plan legł w gruzach! – Ile mam żetonów przeciwności?
Żetony przeciwności pozwalały niejako „zasypać” różnicę brakujących oczek, doprowadzając do powodzenia akcji pomimo przegranego testu.
– Dwa. O jeden za mało. Za tę porażkę dostaniesz trzeci, ale nie możesz go teraz użyć. – Rafał odkaszlnął, nadając sobie głos narratora i podjął dalej: – Mocujesz się z zamkiem przez blisko dziesięć minut, gdy nagle otwierają się drzwi. Nie jednak do pokoju, a na łącznik. U progu stoi Alicja, która z gniewną miną pyta: „co ty tutaj robisz, Szczurze?”.
– Przecież miało jej nie być! – Gracz miał niemałe pretensje.
– To ty założyłeś, że pojechała z Gośką!
– Wpadam w panikę. Wypuszczam z rąk spinkę i odwracam się w kierunku otwartych drzwi. Lustruję Alicję od cycka do cycka. „O, jednak jesteś… Pomagam woźnemu. Muszę zajrzeć do waszej spłuczki”.
– Spłuczki? – Rafał parsknął śmiechem. – Widzisz, jak dziewczyna się zastanawia. W ich toalecie wszystko działa, jak należy, ale skoro przysłał cię woźny… „Właź, byle szybko”, mówi. Trąca cię łokciem, przeciskając się do drzwi. Otwiera kluczem i wpuszcza cię do środka. Panuje tam nienaganny porządek. Łóżka są pościelone, a książki na biurku stoją idealnie poukładane. Wchodzisz do łazienki, która pachnie lepiej, niż wszystkie, w jakich do tej pory byłeś.
– Podchodzę do klozetu i ściągam pokrywę spłuczki. W międzyczasie rozglądam się za odpowiednim miejscem na schowanie kamerki.
– Masz sporo swobody, bo tak śmierdzisz potem, że Alicja zamknęła za tobą łazienkowe drzwi. Niestety, znalezienie skrytki nie jest wcale takie proste. Z dobrym widokiem na prysznic możesz umieścić ją przy umywalce albo półeczce pod lustrem, ale tam natychmiast zostanie zauważona.
– Gdzie jest szyb wentylacyjny?
– Szyb da nieco gorszą widoczność, ale na pewno coś zarejestrujesz. Tylko że musiałbyś wejść na pralkę, żeby do niego sięgnąć.
– Zostawiam prace przy spłuczce i ostrożnie wchodzę na pralkę!
Rafał zarządził test z minimalnym progiem trudności. Rzut kością. Zdane.
– Odkręcasz kratę i przy samym skraju tunelu ustawiasz kamerę…
– Włączoną kamerę.
– Już myślałem, że cię zrobię… – Rafał nie krył zawodu, że jego przebiegły plan spalił na panewce. – Tak jest, włączoną kamerę. Właśnie chcesz założyć kratkę wentylacyjną, gdy dobiega cię pytanie z sąsiedniego pokoju: „długo jeszcze?”.
– Kucam na pralce, żeby mój głos nie pochodził ze zbyt dużej wysokości i odpowiadam, że jeszcze kilka minut.
– Brunetka stoi przez moment pod samymi drzwiami. Napięcie sięga zenitu, a wtedy… słyszysz oddalające się kroki.
– Zacieram ślady zbrodni, schodzę z pralki, po czym zakładam klapę spłuczki. Opuszczam łazienkę.
– Gospodyni nie zadaje pytań ani nie dziękuje za fatygę. Niemal wypycha cię ze swojego pokoju, a sekundę po zamknięciu drzwi w zamku przekręca się klucz.
– Uff… Wracam do siebie. Czekam, aż kamerka przyśle mi jakieś interesujące nagrania.
Szczur przetarł pot z czoła. Otworzył drugą butelkę i dolał każdemu wina. Popijali w milczeniu, a ciszę wypełniał łoskot wzmagającego się deszczu o przestarzały dach.
– Rejestrowany przez ciebie obraz nie sięga do prysznica. Nie widzisz tego, co najważniejsze. Przez kilka kolejnych dni oglądasz jedynie, jak dziewczyny myją zęby lub się malują, a kiedy masz więcej szczęścia – wdzięczą się przy lustrze, ćwicząc najlepsze pozy. Dzień za dniem mija ci w rytm rutyny internatu. Pobudka, wypad na lekcje, obiad, czas wolny wymieszany z nauką i do spania. Mija tydzień. Wracasz z zajęć WF-u zajechany jak koń po westernie. Wspinasz się po schodach do pokoju, a tu nagle drogę zastępuje ci woźny. Jest nieogolony i gruby jak…
– Nie opisuj mi go! Znam pięć otyłych osób, a on jest czterema z nich!
– „Alicja pytała, czy przysłałem cię do spłuczki” – Rafał przemówił chrapliwym głosem woźnego.
– „T-tak?”.
– Na jego poważnej minie pojawia się uśmieszek człowieka, który przejrzał cię na wylot. „Potwierdziłem. Mam nadzieję, że porządnie przetkałeś te rury i na jakiś czas będzie spokój”. Wielką łapą mierzwi ci włosy. Schodzi na dół, jak gdyby nigdy nic.
– Musisz zawsze tak robić?! – Ze Szczura uszło całe napięcie.
– Haha!
– Po powrocie do pokoju sprawdzam, czy w chmurze pojawiły się nowe nagrania.
– Pojawiły się. Od razu zauważasz, że w łazience jest jakoś inaczej. Na podłodze leży mnóstwo plastikowych torebek. Wprawne ręce Alicji pakują do nich porcje białego proszku prosto z kuchennej wagi. Czy to cukier puder? Wszelkie wątpliwości rozwiewa telefoniczna rozmowa, podczas której pada cena za działkę.
– Nie wierzę własnym oczom! To ona dealuje w naszej szkole? Wyjaśnia mi się, skąd ma pieniądze na te wszystkie ubrania i biżuterię. Głowię się przez moment, dlaczego dzieli towar w kiblu, ale to doskonała protekcja przed opiekunami, którzy nigdy nie odważą się wejść jej do łazienki. Cholera! Jeśli przekażę to nagranie dyrekcji, lada moment wywalą ją z internatu, a do domu zapukają niebiescy panowie. W jednej chwili jej kariera, przyszłość, życie, a nawet cycki trafiają w moje ręce!
– Nie tak szybko. Zadanie wciąż jest niewykonane.
– Zakładam e-mail z losową nazwą. Tworzę wiadomość do Alicji: „Jeśli chcesz, by to nagranie nie wpadło w niepowołane ręce, przyjdź jutro o 18 na ul. Ogrodową, nr działki 23” i załączam filmik.
– Ej, nie dałem ci kluczy!
– Zrobimy test na rozbrojenie tej zardzewiałej kłódki, czy poddasz się bez walki? – Szczur uśmiechnął się triumfalnie.
Gra trwała od kilku godzin, ale uczestnicy nie czuli bynajmniej znużenia jej przebiegiem. Przeciwnie. Ich reakcje stawały się coraz bardziej emocjonalne, a kiedy fabularna akcja przeniosła się w miejsce, w którym fizycznie siedzieli, niemal dosłownie znaleźli się w centrum wydarzeń.
– Jak tu jest, dobrze widzisz. – Rafał rozpostarł ręce, ukazując pokój.
Szczur nie bagatelizował wystroju wnętrza, bo znajomość otoczenia w przeszłości nie raz przechylała szalę na jego korzyść. Rozejrzał się wokół siebie, rejestrując liche deski podłogowe, pożółkłe firanki i niezabudowaną rurę, którą jakiś mistrz inżynierii pociągnął przez całe pomieszczenie sufitem.
– Ustawiam na blacie laptopa i przygotowuję e-mail do dyrekcji, wraz z zebranymi nagraniami. Wystarczy wcisnąć enter, a wiadomość zostanie wysłana. Następnie podchodzę do okna i wypatruję nadejścia Alicji.
– Dostrzegasz ją minutę przed wyznaczoną porą. Ubrana jest w dżinsy i biały sweter.
– Wracam do laptopa i czekam, aż zapuka do drzwi. „Otwarte”.
– Niepewnym krokiem wchodzi do środka. Staje tuż za progiem. Na twój widok mija początkowy strach, a jej oczy płoną nienawiścią. „Wiedziałam, że to ty”, prycha z pogardą. „Masz to usunąć”.
– „Co dostanę w zamian?”.
– „W zamian nikomu nie powiem, jaka z ciebie pieprzona świnia”, jej głos jest zimny jak stal.
– „Zdejmij ten sweterek. A może lepiej, żebym pokazał to nagranie komu trzeba?”.
– Jeśli wydaje ci się, że możesz mi zaszkodzić, to się grubo mylisz.
Alicja biła go na głowę w słownej szermierce i zawsze potrafiła odwrócić kota ogonem. Tym razem Szczur był przygotowany na taką ewentualność. Wielokrotnie przerabiał podobny scenariusz na długo przed rozpoczęciem sesji. Zazwyczaj z dłońmi pod kołdrą.
– „Ach, tak? Zostaniesz wydalona ze szkoły. Nawet do matury nie przystąpisz. Wszyscy w sąsiedztwie dowiedzą się, jaka jesteś naprawdę. Do tego problemy z prawem. Co prawda dostaniesz tylko zawiasy, ale o dobrej pracy będziesz mogła zapomnieć. Pozostanie ci tyrać przez lata na hajs za skonfiskowany towar. No, chyba że ludzie Neona nie będą tak mili…”.
– Alicja rusza w twoim kierunku, wycedzając przez zęby: „Usuń to”.
– „Jeszcze jeden krok, a nagrania trafią prosto na skrzynkę pani dyrektor”, obracam laptopa w jej kierunku i demonstracyjnie unoszę palec nad przyciskiem myszy.
Mistrz Gry uśmiechnął się szeroko. Z pierwszego rzędu oglądał spektakl o współczesnej walce Dawida z Goliatką. Szczur jako jedyny w całej szkole podjął się niemożliwego i właśnie trzymał Alicję na dystans, mierząc z internetowej procy.
– Zatrzymuje się w połowie drogi.
– Spokojnym głosem ponawiam prośbę o zdjęcie swetra.
– Dziewczyna w ciszy rozważa swoje możliwości, ale nie znajduje innego rozwiązania. Powoli pozbywa się wdzianka. Ani na moment nie spuszcza z ciebie nienawistnego wzroku, ale kto by się tym teraz przejmował? Jej półkule są tak ogromne, że między nimi nie ma najmniejszej choćby szczeliny. Uniosły się przy zdejmowaniu swetra – Rafał wziął w dłoń stuścienną kostkę w kształcie piłki, ścisnął ją kilkakroć i wyrzucił dwanaście oczek – ale próba wydostania się z koronki czerwonego stanika kończy się niepowodzeniem. Alicja odruchowo poprawia ramiączka. „Zadowolony? Teraz możesz to skasować”.
– „Nie tak prędko”. Sięgam do plecaka po…
– Nie wspominałeś nic o plecaku, więc zakładam, że znajduje się przy fotelu. Czyli obok niej.
– „Nie tak prędko. Zajrzyj do bocznej kieszonki w mojej torbie” – poprawił się Szczur. Gestem złączonych dłoni przekazał Mistrzowi Gry, co znajduje się w środku.
– Alicja niechętnie wykonuje polecenie. Kucając przy plecaku, sprytnie chowa się za fotelem. Co ona tam kombinuje?! Ano nic. Kiedy wstaje, z jej wysoko uniesionego palca zwisa nowiuśki zestaw błyszczących kajdanek. „Chyba do reszty zdurniałeś”.
– „Czyżby?”, przypominam jej, co znajduje się w moim laptopie.
– Jest zrezygnowana. Pierwsza bransoleta ze zgrzytnięciem zaciska się na nadgarstku.
– „Nie tak”.
– Bez większej walki bierze ręce za plecy.
– „Tak też nie. Nad rurą”. – Szczur wskazał na sufit.
– Jej wielkie oczy strzelają do ciebie piorunami.
– Mężnie wytrzymuję spojrzenie.
– Alicja głośno wzdycha. Nieśpiesznie przerzuca łańcuch nad rurą, wkłada drugą rękę w srebrne kółko.
– Powoli do niej podchodzę. Wiedząc, że nic nie może mi zrobić, ostentacyjnie zerkam w biust. Zatrzymuję się tuż przy niej, żeby triumfalnie złapać ją za podbródek. Cieszę się chwilą.
Rafał przywarł dłoń do czoła i mocno się skwasił, jakby decyzja kolegi zabolała go osobiście.
– Udaje ci się zrealizować tylko połowę planu.
– Jak to?!
– Nie słyszałeś drugiego zgrzytnięcia. Kiedy podnosisz głowę z cycków na twarz, Alicja napiera na ciebie całym ciężarem. Kajdanki są zapięte tylko na jednym nadgarstku, więc obie ręce są wolne i właśnie zaciskają się na twojej koszuli.
– Próbuję uderzyć ją w brzuch!
Rzut kostką. Porażka. Rafał gwałtownie poderwał się z miejsca i tak mocno kopnął swoje siedzenie, że to przewróciło się z impetem.
– Wpadacie na fotel. Razem z nim lecicie na ziemię. Szamotanina na podłodze kończy się tym, że przylegasz głową do drzwi wyjściowych.
– Ze wszystkich sił staram się zająć pozycję z góry. – Szczur rzucił kością. Kolejny przegrany test. – Ile ona ma siły?!
– Więcej od ciebie. Leżysz na plecach. Przeciwniczka siada na tobie okrakiem i zaczyna bić.
– Co ja mam zrobić…
Kolejne pomysły Szczura spełzały na niczym. Tą postacią nie był w stanie wykonać żadnej akcji! Znalazł się w rozpaczliwym położeniu. Zwłaszcza po tym, jak bezładnie lecąca dłoń z pomalowanymi paznokciami zrobiła mu trzy długie kreski na policzku. Przeszedł do głębokiej defensywy, ale jeszcze kilka ciosów w mordę marki Adidas, a straci przytomność.
Dawidowi wróciły wspomnienia. Szkolny korytarz, strzał. Śmiechy tak zwanych „kolegów”. Cały spocony, zapadał się w fotelu głębiej i głębiej, podczas gdy stojący nad nim Rafał imitował grad ciosów wymachem ramion. Gra stała się tak rzeczywista, że Szczur sam już nie wiedział, kogo ma przed sobą. Wątpliwości stopniowo rozwiewało ulotne światło wściekłych błyskawic.
– Zrób coś, do cholery! – Wrzeszczał Mistrz Gry, który cierpiał jak nikt inny, musząc to robić swojemu przyjacielowi.
Pierwsza kropla przedostała się przez przegrywający z ulewą dach. Rozbiła się na nosie Dawida, wyrywając go z letargu. Gracz spojrzał na przeciekający sufit. W uszach dźwięczały mu ostatnie słowa. Musiał coś zrobić.
– Przestaję bronić się przed ciosami.
– Dawid, nie…
– Leżę pod drzwiami, a Alicja wciąż ma kajdanki na jednej ręce. Czekam, aż wyprowadzi cios, a wtedy łapię za luźną bransoletę, skręcam się całym ciałem i angażuję wszystkie siły w przykucie jej do rury.
Ustały grzmoty. Jakby nawet siły natury bały się wzięcia na siebie winy za zagłuszenie dalszego biegu historii.
– To jest genialne! Dlatego ustawiam poziom trudności tylko na sześć. Niestety, z twoimi statystykami… – Rafał wręczył do testu kostkę sześciościenną.
Do pomyślnego wykonania akcji, Szczur musiał wyrzucić maksymalną wartość. Objął kostkę oburącz, podmuchał do środka na szczęście. Rzucił.
Trójka.
Przepraszająca mina i wilgotne oczy Rafała mówiły wszystko. Już zamierzał się z wykonaniem ostatecznego ciosu, kiedy powstrzymał go uspokajający gest.
– Wykorzystuję wszystkie żetony przeciwności.
Mistrz Gry złapał się za głowę. Nie mógł uwierzyć, że Dawid pozostał w grze!
– Kontrujesz atak Alicji! Jej oczy stają się jeszcze większe, kiedy dociera do niej, co się stało. Wasze spojrzenia synchronicznie zmierzają w bok. Prosto na klucz, który w trakcie walki wyleciał ci z kieszeni.
– Próbuję odkopnąć go na odległość, z której nie będzie mogła dosięgnąć.
– Kopniak nie jest dostatecznie mocny, bo w tym samym momencie otrzymujesz piąchę w brzuch. Podczas gdy ty walczysz z bólem, ona wyciąga się jak struna. Dosięga klucza, ale pada na brzuch. Do tyłu ciągnie ją bezwolna ręka.
– Siadam jej na plecy i łapię oburącz za ramię. Dźwignia na nadgarstek.
Za te wszystkie lata…
– Wypuszcza klucz, a ten z brzdękiem spada obok jej twarzy. Syczy, z bólu.
– „Masz mi coś do powiedzenia?”, wzmacniam nacisk na jej rękę.
– „Tak. Poddaję się…”
– Możemy założyć, że skuwam jej ręce za rurą, a potem wracamy do miejsca sprzed ataku?
– Hmm. Myślę, że tak. Zatem stoisz przed nią. Ręce tym razem naprawdę są złączone nad głową.
– Podchodzę od tyłu. Rozpinam stanik, ale pilnuję, żeby nie zsunął się z piersi. „Daję ci ostatnią szansę”, mówię, a dalej przykładam jej ramiączka do ust, pozwalając na podtrzymanie bielizny. Chcę, żeby te wielkie skarby choć przez moment były dla niej ciężarem. Niech wie, że kiedy ujrzę jej cycki, będzie to spowodowane wyłącznie jej słabością!
– Alicja nie ma wyboru. Rozpoczyna walkę z samą sobą o zachowanie godności. Nie trwa ona długo. Od początku źle przygryzła materiał, poza tym ciężar robi swoje. Wydaje z siebie kilka rozpaczliwych dźwięków, których następstwem jest puszczenie biustonosza. Widzisz wszystko. Dziewczyna odwraca głowę w bok i zamyka ciężkie powieki, z trudem znosząc palące upokorzenie. „Ani się waż dotykać moich piersi”, ostrzega.
– „Te cuda są moje. Ty je tylko dla mnie nosisz”.
– Pluje ci prosto w twarz!
– Ze spokojem zbieram nieco śliny na palec. Przykładam go do sutka i zataczam szerokie kręgi.
– Po drodze opuszek podskakuje na niewielkich wypustkach. Alicja z trudem utrzymuje kamienną twarz.
– Po trzecim okrążeniu zaciskam palce na sutku. Mocno przekręcam.
– Odchyla głowę i krzyczy na całe gardło, aż dźwięczy ci w uszach!
– Czekam, aż się uspokoi. Trochę z empatii, a trochę z zachwytu nad jej ciałem. Zawsze miałem ją za jakiegoś niepokonanego bossa z gry, a teraz widzę, jaka jest wrażliwa i bezbronna. Koniec przerwy. Spoglądam na nią pytająco, po czym robię to samo z drugą piersią.
– We wściekłych oczach doskonale widzisz, jak twój dotyk doprowadza ją do szaleństwa. Trzecie kółko twojego palca dobiega końca, kiedy zaczyna mówić: „te piersi są twoje. Ja je tylko dla ciebie noszę”.
Szczur triumfalnie zacisnął pięść. Wiedział już, że wygrał.
– Ważę w dłoniach potężne artefakty. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę są moje! Przez palce przepływa mi poczucie dobrostanu. Zaciskam dłonie na jędrnej skórze, a potem znowu i znowu. Za każdym razem cycki przybierają inny kształt, powodując równie silne zaskoczenie ich miękkością. Rozumiesz, o czym mówię? Towarzyszy mi euforia, jakby każdy kontakt z tymi krągłościami był moim pierwszym. Trochę żałuję, że nie posiadam dostatecznie dużych dłoni, by objąć cycek w całości, ale nie ma czasu nad tym rozpaczać, bo reakcje Alicji tylko mnie napędzają. Jak coś może być tak wielkie, a jednocześnie tak delikatne? Nie mogę dłużej ignorować sutków, które od dawna zabiegają o moją uwagę. Tylko od którego by tu zacząć? Przylegam ustami raz do jednego, raz drugiego. Całuję je, liżę, ssę, a nawet ciągnę ustami na granicy przemocy. Doję ją tak chyba z godzinę, a po wszystkim cycki nic nie tracą ze swoich rozmiarów. Przykładam więc głowę pomiędzy nie i wtedy…
– Szczur, Szczur!
Oszołomiony Dawid wracał powoli do żywych. Jeszcze przez moment znajdował się na granicy światów, rozkosznie wcierając w policzki powietrze.
– To uzależniające.
– Pamiętaj, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność.
– Jaka szkoda, że nie możemy ich zobaczyć… – powiedział ze smutkiem.
Jego przyjaciel przez cały wieczór czekał na podobną frazę.
– A co, jeśli możemy? – Poszedł po laptopa. Dopiero teraz emocje opadły na tyle, by podnieść obalony fotel.
Wszedł na jedną z tych tajemniczych stron, które wyglądają na zawirusowane. Ba, zalogował się.
– Co to jest? – zapytał zaglądający mu przez ramię Szczur.
– Wykupiłem abonament do sztucznej inteligencji rozbierającej zdjęcia. – Przewinął kilka fotek Alicji. – Twój wybór.
– Dawaj, to jest moje ulubione. – Wskazał palcem.
– Ulubione?
Szczur machnął ręką, a Rafał nie drążył tematu, skupiając się na pracy. Postukał trochę w klawiaturę, zaznaczył kilka opcji w surowym interfejsie, poustawiał suwaki. Po lewej stronie ekranu pojawiło się wybrane zdjęcie. Uśmiechnięta Alicja stała wyprostowana na plaży, odziana w dżinsową spódnicę i narzuconą na T-shirt koszulę. W tym czasie wprawiona w ruch aparatura zaczęła mielić niezliczone ilości bajtów, kawałek po kawałku odsłaniając drugą wersję obrazka. W gruncie rzeczy była ona bardzo podobna do pierwowzoru. Ta sama poza, z ręką osłaniającą oczy przed słońcem, ta sama zamyślona mina i oczy spoglądające w dal. Z jedną tylko różnicą. Młoda dziewczyna paradowała bez ubrań, świecąc ogromnymi walorami i ogniskując wzrok chłopaków na wciąż krótkich, choć pozostawionych samopas włoskom poniżej.
Rafała wgniotło w fotel, a Szczur rozdziawił usta tak szeroko, jakby właśnie brał pierwszy gryz podwójnego hamburgera.
– Jasny gwint…
– Nie wiem, czy powinieneś to oglądać, skoro nie ściągnąłeś jej majtek. – Rafał popukał palcem po pikselowym łonie.
– W takim razie ją rozbieram. Od razu wkładam palec i zaczynam myszkować po jej wnętrzu. – Niespokojny głos Szczura wyrażał wielką ochotę powrotu do gry.
– Głośne westchnięcia stopniowo zamieniają się w krzyki.
– Zademonstruj, jak to robi.
Rafał odwrócił się za siebie, na co Dawid w popłochu wyciągnął rękę ze spodni.
– Chrzań się, Szczur!
Czas korzystnie wpłynął na działkę Rafała. Budka doczekała się nowej elewacji, a pośród regularnie traktowanych kosiarką chwastów ustawione były dwa leżaki. Siedzący na nich przyjaciele raz po raz stukali się butelkami kraftowego piwa.
Szczur zmienił się nie do poznania. Nabrał masy, a z wyglądu przypominał krzyżówkę metalowca z programistą. Na nosie miał cienkie okulary, zapuścił długie włosy, a twarz porosły zaniedbane kłaki. Skromną postawą nie dawał po sobie poznać, że jego nazwisko znajduje się w ścisłym gronie najbardziej pożądanych w całej branży high-tech.
Spojrzał w bok. Tylko gospodarz zdawał się obojętny na mijające lata. Wyglądał tak samo jak zawsze. Jego życie także nieszczególnie się zmieniło. Może to i dobrze? Gdyby nie ten facet, wieczór kawalerski Dawida do złudzenia przypominałby młodzieńcze urodziny.
Pan młody głośno wypuścił powietrze, ogłaszając podjęcie ważnej decyzji.
– Najwyższy czas, byś dowiedział się, jak było naprawdę. Zasługujesz na to.
– O czym ty mówisz?
– Nie udawaj. Wszystko zaczęło się przecież wtedy, gdy w tym oto miejscu posiadłem moc potężnych artefaktów. Dzięki tobie zdołałem wyjść ze skóry Szczura, którym nigdy nie chciałem być. Dajesz wiarę, że tylko ty tak jeszcze do mnie mówisz i cholernie mi tego brakuje? – Popularny w dark webie Rat zrobił pauzę. – Nie zapraszano mnie za często do szkolnego internatu, ale z tego, co wiem, mocno się on różnił od akademika w Powiązkach. Choćby z zewnątrz. Ten ostatni to wielki budynek, właściwie cały kompleks. Trochę z tego powodu, a trochę ze zwyczajnego zachłyśnięcia się nowym życiem, dopiero dwa miesiące po zakwaterowaniu zorientowałem się, że Alicja mieszka nieopodal. Już następnego dnia rozmawiałem z woźnym. Tym razem wszedłem do jej pokoju na legalu!
– Czy ty…?
– Spokojnie, nie włamałem ci się na działkę. – Uśmiechnął się. – Ale daj mi opowiedzieć po kolei. Zamiast ukrytej kamery w wentylacji, podstawiłem w pokoju elektroniczny zegarek z wbudowaną kamerą, dzięki czemu nie musiałem się martwić o moc baterii. Urządzenie całymi miesiącami bez przeszkód rejestrowało każdy ruch, bo dziewczyny myślały, że należy ono do tej drugiej. No i tajemnice Alicji też były zgoła inne. W każdym razie nie obracała dragami.
– Naprawdę to zrobiłeś?! – Rafał od samego początku miał wrażenie, że przyjaciel stroi sobie z niego żarty.
– Zrobiłem. To i wiele więcej. Przyszła do mnie pewnego wieczora, kiedy miałem pokój tylko dla siebie. W środku nie zastała dawnego Szczura. Ten nowy emanował pewnością siebie i jasno dawał do zrozumienia, kto tu rządzi. Ledwo założyłem jej kajdanki, a sutki już przebijały się przez koszulę, pędząc do pana. Pchnąłem ją na ścianę. Z każdym strzałem na dupę, a wierz mi, że nie szczędziłem siły, Alicja zdawała mi się coraz mniejsza. Raz jeden odwróciła głowę w moją stronę. Była dziwnie pewna siebie. Wówczas to zignorowałem. Odwróciłem ją przodem, przytrzymując ręce wysoko nad głową, a wtedy…
– Nie gadaj, że za luźno ją skułeś.
– Rzuciła się na mnie. Nie jednak całym ciałem, a głową. Spokojnie, nie dała mi z byka. Zamiast tego przylgnęła do mnie ustami! Tocząca się w podniebieniach szamotanina dała naszym językom czas do przećwiczenia na sobie chyba wszystkich zapaśniczych chwytów. Powstałe napięcie pewnie nigdy nie pozwoliłoby nam się od siebie rozdzielić, ale Alicji skończyły się ubrania do ściągnięcia. Chyba nie myślałeś, że moje ręce były w tym czasie bezczynne?
– Czy była taka jak…?
– Identyczna jak na obrazku. Piersi trwały dumnie z wysoko podniesionym sutkiem, a do szczeliny prowadził kontrolowany chaos. – Pokiwał głową z uznaniem. – Przenieśliśmy się na łóżko. Najpierw było od tyłu. W tamtym czasie miałem raczej niewielkie doświadczenie i stresowałem się jak diabli, ale czas pokazał, że niepotrzebnie. Ostrożnie w nią wtargnąłem. Czułem się jak intruz, który musi spokojnie wybadać teren. Z początku chyba trochę się nudziła, bo cały czas chciała mocniej i mocniej.
– Lada dzień będzie twoją żoną. Zrozumiem, jeśli pominiesz pewne szczegóły.
– Daj spokój, brachu. To ty napisałeś dla mnie ten scenariusz. Do końca życia będę ci za to wdzięczny. – Panowie przyjrzeli się etykietom kolejnych piw i raz jeszcze stuknęli na zdrowie. – Pochyliłem się do przodu i złapałem ją za biust. Nie chciałem, by tymi wielkimi dojami powybijała sobie zęby, a jednocześnie zyskałem siły, których dotąd nie znałem. Brałem ją z taką werwą, że z obijanej łóżkiem ściany sypał się tynk.
– Dziw bierze, że nikt z sąsiadów nie przyszedł was opieprzyć.
– Może i przyszedł, ale zgodnie z naszymi przewidywaniami, Alicja była niezwykle głośna. Darła się wniebogłosy, zagłuszając nawet moje myśli. O ile cokolwiek wtedy myślałem…
– Pewnie nic.
– Po obróceniu jej na plecy, zdjąłem zbędny metal, skoro i tak chcieliśmy tego samego. W odpowiedzi rozłożyła zgięte w kolanach nogi. Gotowa na dzikie harce, zapobiegawczo wbiła szpony w prześcieradło. Runda druga. Posuwałem ją bez opamiętania. Coraz mocniej zadyszany, nie wiedziałem, w które oczy patrzeć. Wybrałem te na twarzy, bo od rozbujanych cycków aż kręciło mi się w głowie. Z tego wszystkiego nie zorientowałem się, że dochodzi. Wierzgnęła z taką siłą, że mało nie połamała mi sprzętu! – Nastała cisza. – Długo wracała do siebie, a ja stałem wówczas jak ten głupek, nie wiedząc co począć. Wreszcie się ocknęła. Nie spuszczała oczu z mojego niewyżytego pytona. Przeturlała się przez łóżko i oklapła na kolanach tuż przede mną. Objęła mnie oburącz. Całe serce wkładała w te kilka prozaicznych ruchów. Wreszcie wycelowała go sobie między cycki. To marzenie każdego faceta, ale kiedy zatopiła mnie w swoich walorach poczułem się okropnie mały. Na całe szczęście potrafiła stworzyć taką atmosferę, że w mig straciłem kontakt z rzeczywistością. Zwłaszcza wtedy, gdy pochwyciła końcówkę ustami. Czułem, jak opuszczam swoje ciało. Ostatnie sceny obserwowałem z góry. Wsłuchiwałem się w godne neandertalczyka stęknięcia i cieszyłem z wylanego na jej piersi litra maślanki.
– Trudno uwierzyć, że tak długo wytrzymałeś.
– Możliwe, że lekko podkoloryzowałem. – Obaj wybuchli śmiechem. – Nie wiem, co ona we mnie widziała…
– Myślę, że doceniła twoją determinację i zdolność do przejęcia kontroli. Ilu przed tobą miało odwagę oznajmić jej z takim przekonaniem, że zaraz będziecie uprawiali seks?
– Pewnie niewielu.
– Zdobyłeś najlepsze cycki w Grzeszynie, Powiązkach, kraju, a pewnie i na całym świecie. Ty to masz szczęście…
– No. Nieograniczone możliwości i chwałę na wieki.
Drogi Czytelniku! Przeczytałeś do końca? Pozostaw po sobie komentarz. To najlepsza nagroda dla twórcy.