Sebastian urodził się w jednym z dużych polskich miast. Mieszkał wraz z rodzicami i dwiema siostrami w małym mieszkaniu w starym bloku. Był dosyć niskim i wątłym chłopakiem, o czarnych włosach i piwnych oczach. Miał odstający nos, z którego często śmiali się jego szkolni koledzy. Ubierał się niemodnie i był nieśmiały, wobec czego często bywał wyśmiewany w szkole. Już w podstawówce koledzy go nie lubili, często go bili i mu dokuczali, a dziewczyny patrzyły na niego drwiąco. Jako że jego ojca często nie było w domu, a starszy brat wyprowadził się od nich i zamieszkał ze swoją żoną, Sebastian wychowywał się głównie w żeńskim otoczeniu, ze swoimi dwiema siostrami i z matką – może dlatego był trochę zniewieściały. Skończył rejonową podstawówkę i gimnazjum, a teraz poszedł do najbliższego liceum, do którego uczęszczało wielu jego znajomych z dawnej szkoły, więc Sebastian już na wstępie był na straconej pozycji – wiedział, że raczej z nikim się nie zaprzyjaźni i znowu będzie klasowym pośmiewiskiem. W domu jednak nie był taki spokojny i nieśmiały jak w szkole. Często dokuczał swoim siostrom i zachowywał się niegrzecznie wobec matki. Jego starsza o 3 lata siostra, Patrycja, była zupełnie inna od swojego brata. Była towarzyska i rozrywkowa, miała wielu znajomych, wśród których była lubiana. Była również dosyć atrakcyjną dziewczyną – może nie miała figury modelki, ale była śliczna z twarzy. Jej dosyć niski wzrost, wydawałoby się, że za niski w porównaniu do jej wagi, sprawiał, że robiła wrażenie dziewczyny „lekko przy tuszy”. Nie była jednak gruba, po prostu była dziewczyną, którą „było za co złapać”. Miała jasnoniebieskie oczy i ciemne, tak jak jej brat, włosy. Jej pełne policzki sprawiały, iż podobała się wielu chłopakom. Była ona pyskata i często kłóciła się z bratem. Tak jak jego znajomi, ona również często się z niego wyśmiewała. Sebastian miał też drugą siostrę – 14-letnią Monikę, która, tak jak on, była spokojna i nieśmiała. Również miała mało znajomych i wolała siedzieć w domu niż się z kimś spotykać. Była brzydsza od swojej siostry Patrycji, jednak z wiekiem miała wyładnieć. Monika, w przeciwieństwie do Patrycji, lubiła swojego brata i często z nim rozmawiała. Spędzali razem dość dużo czasu, lubili razem oglądać filmy oraz grać w gry komputerowe, podczas gdy ich starsza siostra wolała spotkać się ze swoją paczką.
Kiedy cała trojka (Sebastian i jego dwie siostry) była młodsza, to często się razem bawili w różne rzeczy. Patrycja jako najstarsza wymyślała im różne zabawy, to w lekarza, to w dom, to w sklep itp. Podczas zabawy w dom często dochodziło do tego, że rodzeństwo, w ramach poznawania swoich ciał, rozbierało się i dotykało nawzajem swoich intymnych miejsc. Były to takie dziecięce zabawy, które w młodym wieku praktykuje duża część rodzeństw, lecz z wiekiem przestaje się to robić i zapomina się o tym. Tak też było w przypadku Sebastiana i jego sióstr – przestali praktykować swoje macanki i nie myśleli o tym więcej, lecz w ich podświadomości pozostały nikłe wspomnienia z tamtych czasów.
Teraz Sebastian miał 16 lat, od paru tygodni uczęszczał do nowej szkoły, liceum ogólnokształcącego, gdzie, tak jak przypuszczał, mimo iż większą część jego klasy stanowiły dziewczyny, nie miał on szans na znalezienie miłości. Większość dziewczyn to były jego znajome ze wcześniejszych szkół, a te, których nie znał, również patrzyły na niego lekceważącym spojrzeniem. Chłopacy także nadal mu dokuczali, choć już nie tak bardzo jak w poprzednich szkołach, gdyż byli już starsi i trochę wydorośleli. Sebastian był samotnikiem, na przerwach z nikim nie rozmawiał, tylko siedział samotnie na korytarzu, zatopiony w swoich myślach.
Ten dzień rozpoczął się kiepsko dla Sebastiana. O 7.00 rano zadzwonił budzik, który Sebek bardzo chciałby wyłączyć, obrócić się na drugi bok i iść dalej spać. Niestety wiedział, że musi iść do szkoły, nie może ciągle opuszczać zajęć, jeśli chce skończyć to liceum. Wstał więc, ubrał się i udał do kuchni, by zrobić sobie śniadanie. W kuchni zastał Monikę, która właśnie robiła sobie kanapki, więc zrobiła przy okazji i jemu. Zjadł, wziął kąpiel, ubrał kurtkę i ruszył w stronę szkoły. Na dworze było dość chłodno, październikowe dni robiły się coraz zimniejsze. Po 10 minutach znalazł się w szkolnym budynku, jak zawsze zestresowany tym, że któryś z jego kolegów znowu może zrobić mu jakiś głupi dowcip. W korytarzu minął grupkę chłopaków ze swojej klasy, lecz nie podszedł, żeby im podać rękę, bąknął tylko pod nosem w ich stronę ciche „cześć”. Jeden z chłopaków podszedł do niego, klepnął go ręką po głowie, w taki sposób, jakby jego ręka była rakietą do tenisa, a głowa Sebastiana piłką. Nie zrobił tego mocno, lecz w sposób upokarzający. Następnie powiedział do niego na tyle głośno, by wszyscy obecni na korytarzu to usłyszeli:
- Co jest Seba? Coś ty taki markotny? Nie zdążyłeś sobie rano zwalić konia? Hehehe.
Wszyscy dookoła się roześmiali, dziewczyny patrzyły na Sebastiana z politowaniem, on zaś, cały zaczerwieniony, szybko odszedł. Nie wiedział, jak ma się zachować w tej sytuacji, więc wolał uciec. Udał się do szkolnej ubikacji, zamknął się w kabinie i tam przeczekał do pierwszego dzwonka na lekcje. Cały dzień w szkole dłużył mu się bardzo, chciał, by lekcje już się skończyły. Teraz przyszła pora na ostatnią lekcję – w-f. Sebastian nie cierpiał w-fu, nienawidził głupiego biegania za piłką i słuchania, jak inni chłopacy cały czas na niego krzyczą, że zagrał nie tak jak trzeba. „Przemęczę się tą godzinę i wrócę w końcu do domu” – myślał sobie. W szatni jak zwykle inni trochę go popychali, podokuczali mu, a gdy się przebrali, wszyscy chłopcy poszli na salę gimnastyczną, gdzie grali w piłkę. Sebastian, jak na każdym w-fie był pośmiewiskiem. Po lekcji, gdy wrócili z powrotem do szatni, ktoś schował jego ubrania. Wszyscy się przebrali i opuścili szatnię, a Sebastian został, wciąż szukając swoich rzeczy. Łzy napływały mu do oczu – zabrali mu dla zabawy ubrania i już raczej nikt mu ich nie odda. Co powie matce, gdy wróci do domu? Nie miał pomysłu. Będzie musiał wrócić w krótkich spodenkach i koszulce, a przecież na dworze jest tak zimno. W myślach przeklinał swoich prześladowców. Wyszedł z szatni ze łzami w oczach, już pogodzony z myślą, że nie odzyska ubrania, lecz ku swojej radości zobaczył swoją bluzę, spodnie i buty rozrzucone po korytarzu. Ucieszył się, zebrał swoje rzeczy, i ruszył w stronę wyjścia ze szkoły. Po drodze został wyśmiany przez tych chłopaków, którzy zabrali jego ubrania, a teraz czekali na niego, by zobaczyć jego reakcję. Zobaczyli łzy, które ciągle miał w oczach, co ich bardzo rozbawiło. Sebastian, ignorując ich, ubrał się i poszedł do domu.
Kiedy cała trojka (Sebastian i jego dwie siostry) była młodsza, to często się razem bawili w różne rzeczy. Patrycja jako najstarsza wymyślała im różne zabawy, to w lekarza, to w dom, to w sklep itp. Podczas zabawy w dom często dochodziło do tego, że rodzeństwo, w ramach poznawania swoich ciał, rozbierało się i dotykało nawzajem swoich intymnych miejsc. Były to takie dziecięce zabawy, które w młodym wieku praktykuje duża część rodzeństw, lecz z wiekiem przestaje się to robić i zapomina się o tym. Tak też było w przypadku Sebastiana i jego sióstr – przestali praktykować swoje macanki i nie myśleli o tym więcej, lecz w ich podświadomości pozostały nikłe wspomnienia z tamtych czasów.
Teraz Sebastian miał 16 lat, od paru tygodni uczęszczał do nowej szkoły, liceum ogólnokształcącego, gdzie, tak jak przypuszczał, mimo iż większą część jego klasy stanowiły dziewczyny, nie miał on szans na znalezienie miłości. Większość dziewczyn to były jego znajome ze wcześniejszych szkół, a te, których nie znał, również patrzyły na niego lekceważącym spojrzeniem. Chłopacy także nadal mu dokuczali, choć już nie tak bardzo jak w poprzednich szkołach, gdyż byli już starsi i trochę wydorośleli. Sebastian był samotnikiem, na przerwach z nikim nie rozmawiał, tylko siedział samotnie na korytarzu, zatopiony w swoich myślach.
Ten dzień rozpoczął się kiepsko dla Sebastiana. O 7.00 rano zadzwonił budzik, który Sebek bardzo chciałby wyłączyć, obrócić się na drugi bok i iść dalej spać. Niestety wiedział, że musi iść do szkoły, nie może ciągle opuszczać zajęć, jeśli chce skończyć to liceum. Wstał więc, ubrał się i udał do kuchni, by zrobić sobie śniadanie. W kuchni zastał Monikę, która właśnie robiła sobie kanapki, więc zrobiła przy okazji i jemu. Zjadł, wziął kąpiel, ubrał kurtkę i ruszył w stronę szkoły. Na dworze było dość chłodno, październikowe dni robiły się coraz zimniejsze. Po 10 minutach znalazł się w szkolnym budynku, jak zawsze zestresowany tym, że któryś z jego kolegów znowu może zrobić mu jakiś głupi dowcip. W korytarzu minął grupkę chłopaków ze swojej klasy, lecz nie podszedł, żeby im podać rękę, bąknął tylko pod nosem w ich stronę ciche „cześć”. Jeden z chłopaków podszedł do niego, klepnął go ręką po głowie, w taki sposób, jakby jego ręka była rakietą do tenisa, a głowa Sebastiana piłką. Nie zrobił tego mocno, lecz w sposób upokarzający. Następnie powiedział do niego na tyle głośno, by wszyscy obecni na korytarzu to usłyszeli:
- Co jest Seba? Coś ty taki markotny? Nie zdążyłeś sobie rano zwalić konia? Hehehe.
Wszyscy dookoła się roześmiali, dziewczyny patrzyły na Sebastiana z politowaniem, on zaś, cały zaczerwieniony, szybko odszedł. Nie wiedział, jak ma się zachować w tej sytuacji, więc wolał uciec. Udał się do szkolnej ubikacji, zamknął się w kabinie i tam przeczekał do pierwszego dzwonka na lekcje. Cały dzień w szkole dłużył mu się bardzo, chciał, by lekcje już się skończyły. Teraz przyszła pora na ostatnią lekcję – w-f. Sebastian nie cierpiał w-fu, nienawidził głupiego biegania za piłką i słuchania, jak inni chłopacy cały czas na niego krzyczą, że zagrał nie tak jak trzeba. „Przemęczę się tą godzinę i wrócę w końcu do domu” – myślał sobie. W szatni jak zwykle inni trochę go popychali, podokuczali mu, a gdy się przebrali, wszyscy chłopcy poszli na salę gimnastyczną, gdzie grali w piłkę. Sebastian, jak na każdym w-fie był pośmiewiskiem. Po lekcji, gdy wrócili z powrotem do szatni, ktoś schował jego ubrania. Wszyscy się przebrali i opuścili szatnię, a Sebastian został, wciąż szukając swoich rzeczy. Łzy napływały mu do oczu – zabrali mu dla zabawy ubrania i już raczej nikt mu ich nie odda. Co powie matce, gdy wróci do domu? Nie miał pomysłu. Będzie musiał wrócić w krótkich spodenkach i koszulce, a przecież na dworze jest tak zimno. W myślach przeklinał swoich prześladowców. Wyszedł z szatni ze łzami w oczach, już pogodzony z myślą, że nie odzyska ubrania, lecz ku swojej radości zobaczył swoją bluzę, spodnie i buty rozrzucone po korytarzu. Ucieszył się, zebrał swoje rzeczy, i ruszył w stronę wyjścia ze szkoły. Po drodze został wyśmiany przez tych chłopaków, którzy zabrali jego ubrania, a teraz czekali na niego, by zobaczyć jego reakcję. Zobaczyli łzy, które ciągle miał w oczach, co ich bardzo rozbawiło. Sebastian, ignorując ich, ubrał się i poszedł do domu.